Constantine

Użytkownicy
  • Zawartość

    2
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Constantine

  1. Witam, Jestem tutaj nowy, postanowiłem założyć konto, by zgłębić trochę wiedzy na temat reiki oraz dowiedzieć się czegoś więcej nt stosowanych praktyk, jako że temat jest dość trudny, ale o tym wyjaśnię stopniowo poniżej. Więc moja historia z pojęciem reiki zaczęła się w kwietniu 2018 roku, kiedy to żona znalazła mistrza reiki by prócz pomocy medycznej dla dziecka stosować metody medycyny niekonwencjonalne. Mamy dziecko, które dużo choruje i jest pod stałą opieką medyczną. Dodam, że do samego tematu podchodzę z dozą ostrożności, ale to raczej naturalne u człowieka, kiedy pojawia się coś nowego w życiu. Z drugiej strony dzieci są najważniejsze w życiu, więc zrobi się dla nich wszystko, by tylko ulżyć w ich cierpieniu. Żona z dzieckiem jeździła i nadal jeździ codziennie do tego mistrza. Na początku zdawało się że spotkania pomagały, jednak teraz mam mieszane uczucia, wydaje mi się to bardziej jako zbieg okoliczności, okres letni zawsze wpływa pozytywnie na zmniejszoną zachorowalność, mniej zarazków w powietrzu. A zimą się i tak nasila, wracamy do punktu wyjścia. Za spotkanie mistrz bierze 100zl i spotkania są codzienne, więc nie ma co się oszukiwać 3k pyka miesięcznie. Pytanie pierwsze, czy spotkania muszą być codzienne? Nie powinno się odczekać np. Kilka dni jak to jest w bioenergoterapii, by organizm mógł zareagować na tą dawkę? I czy naprawdę tyle to kosztuje? Po kilku miesiącach tych spotkań, mistrz (kobieta) zaproponował żonie by też przystąpiła do reiki i zaczęła praktykować stopnie wtajemniczenia. Od tego też momentu zaczęło się wszystko psuć w rodzinie. Poprosiłem o zaprzestanie spotkań chociaż z dzieckiem, niech żona sobie chodzi sama. Zapowiedziałem że nie będę się dokładał w żaden sposób do tych spotkań, mimo wszystko nie mam jak zabronić tego oficjalnie, więc praktykuje żona to nadal, dziecko zabiera na codzienne spotkania. Nie będziemy sobie dzieci wyrywać. Pytanie drugie. Czy można sprawdzić jakoś, jaką energią dysponuje dana osoba, czy jest to dobra czy zła energia? I czy są jakies zamknięte miejsca energetyczne. Idąc dalej... , mistrz powiedział żonie że działam jako wampir energetyczny dlatego jest cały czas zmęczona i powinna się ode mnie uwolnić, wróżyła też z kart, więc jesteśmy na etapie rozwodu. Dodatkowo ponoć bycie żony ze mną jest jej karmą z poprzednich wcieleń, juz kilka razy byliśmy ze sobą wcześniej, i to życie jest po to, by zakończyć tą karmę i się już więcej nie spotkamy w następnych wcieleniach. Dodatkowo powinna się spotykać tylko z ludźmi sukcesu, by przyciągać do siebie szczęście i pieniądze, więc niektóre znajomości niestety zakończyła, ja też do tej grupy należę. Pytanie trzecie, Czy można jakoś zweryfikować mistrza reiki, macie jakieś certyfikaty?, jest gdzie jakiś oficjalny spis wiarygodnych osób?. Jak to jest z bioenergoterapeutami. Pytanie czwarte. Żona stosuje na dziecku dotyk z przekazywanie energii, czy jest jakiś rytuał, modlitwa, przygotowanie przed transferem energii?, czy podchodzi się I przykłada ręce i już (tak to wygląda u mnie). Nie wiem czy robi to poprawnie, jeśli już z reiki praktykuje. Pytanie piąte. Czy w dłuższej perspektywie, takie praktyki co opisałem, mogą mieć negatywny wpływ na dziecko? Pytanie szóste Co sądzicie o tym mistrzu, czy tak właśnie wygląda praktyka reiki?, nie mam doświadczenia, nie wiem jak to wygląda, stąd pytanie jest poważne. Prosze o radę bo czuje ze to wszystko idzie w złym kierunku.
  2. Posta napisałem miesiąc temu, w międzyczasie trochę się wyjaśniło za radą dobrych duszyczek z tego forum, udało się zabrać dziecko od tej Pani, nagle zaczeło się więcej uśmiechać, nie chodzi już z misiem wszędzie, przestało się bać nocami, zdrowie nie gorzej nie lepiej, tak samo jak było. Jednak, żona nadal tam siedzi, nie mam jak jej z tamtąd zabrać, relację miedzy nami o wiele gorsze, uczęszcza cały czas do tej kobietki, godzina dziennie (obiecała że przestanie), pod nieobecność okadza dom, nie daje się dotykać, zerwała relację z rodziną, ponoć nikt jej nie rozumie. Mam nadzieję i trzymam kciuki, by się uwolniła jakoś, ale to już będzie pewnie długo dalej po tym jak nasze drogi się bezpowrotnie rozejdą...