-
Zawartość
36 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Reputacja
1 NeutralO 3ris
-
Tytuł
Ezo początkujący
- Urodziny 01.01.1970
-
W pewnym miasteczku ludzie byli szczęśliwi i przyjaźnie nastawieni do siebie. Wszyscy dzielili się ciepłym i puchatym. Sąsiedzi żyli w zgodzie ze sobą, rodzice z dziećmi, nauczyciele z uczniami... Pewnego razu do miasteczka dotarła zła wiedźma, która sprzedawała zimne i kolczate. Niestety nikt nie chciał go kupować. Zaczęła więc wmawiać ludziom, że jeśli nadal będą rozdawać ciepłe i puchate szybko je stracą. Ludzie jej uwierzyli i głęboko pochowali ciepłe i puchate. Za to zimne i kolczate szybko się rozprzestrzeniło na całe miasteczko. Sąsiedzi przestali żyć ze sobą w zgodzie, rodzice z dziećmi, nauczyciele z uczniami również. Ludzie zamykali się w domach. Zapanowała złość i nienawiść. Aż pewnego dnia do miasteczka przeprowadziła się pewna kobieta. Nie wiedziała o tym co wiedźma naopowiadała ludziom. Sama rozdawała wszędzie ciepłe i puchate. Ludzie zobaczyli, że wcale jej tego nie ubywa. Wkrótce inni też zaczęli wyciągać z ukrycia ciepłe i puchate aby dzielić się z innymi. Mieszkańcy zrozumieli, że im bardziej dzielą się ciepłym i puchatym, tym więcej sami go mają. Wypędzili z miasteczka złą wiedźmę i znów zapanowała zgoda i szczęście..."
-
aj życie i śmierć, przywitanie i pożegnanie, szczęście i smutek itd. w końcu to samo... na poziomie umysłu dochodzi do rozdzielenia... dlaczego przy tej jednej skrajności tak często umysł się odzywa:( szczęścia Kasandro! i rozwiązania tego, co już jest rozwiązane...
-
Na dnie pewnej rzeki mieszkały przeróżne stworzenia. Każde z nich w inny sposób trzymało się kamieni lub roślinności, od urodzenia nauczone były opierać się mocnemu prądowi. Pewnego razu jedno z nich zakrzyknęło: "Ufam, że prąd wie dokąd podąża. Przestanę się trzymać i dam się mu ponieść. Trzymając się umrę z nudów." Reszta stworzeń zaczęła je wyśmiewać: "Zginiesz marnie, głupcze! Jak tylko przestaniesz się trzymać, prąd, w który tak wierzysz, rozbije cię o najbliższy kamień. To właśnie, a nie nuda, zabije cię." Mimo wszystko, śmiałek wziął głęboki oddech i puścił uchwyt. Prąd cisnął nim silnie o najbliższy kamień i dość mocno potłukł. Minęło trochę czasu, on nadal nie chciał się niczego łapać, a prąd delikatnie podniósł go z dna i poniósł w dół rzeki. W dole rzeki, napotkał istoty, którym był obcy. Zakrzyknęły one: "To cud! Stworzenie takie jak my, a potrafi latać! Zobaczcie Mesjasza, przybył by nas wszystkich zbawić!" A ten, którego przyniósł prąd powiedział: "Nie jestem Mesjaszem bardziej niż wy sami. Rzeka chce nas wszystkich ponieść wolno, wystarczy, że puścimy. Nasza prawdziwa praca, to ta podróż, ta przygoda." Jednak oni nadal krzyczeli "Zbawiciel!", trzymając się skał i tworząc legendy o Zbawc
-
Pewien amerykański biznesmen wybrał się do Meksyku. Będąc w wiosce na wybrzeżu, w małym porcie spotkał rybaka, który wrócił z ładunkiem bardzo dobrej jakości tuńczyka. Amerykanin zagadnął go: - Ile trwały twoje dzisiejsze połowy? - Och, niezbyt długo. - A co robisz z resztą czasu? - Śpię do późna, spędzam czas z moją żoną i dziećmi, chodzę na spacery, sączę wino i gram na gitarze z moimi amigos. Jestem bardzo zajętym człowiekiem, senor. - Słuchaj, jestem doświadczonym człowiekiem biznesu i radzę ci, żebyś zaczął łowić więcej ryb. - Po co mi więcej ryb? - Po to, żebyś zarabiał więcej pieniędzy. - A po co mi pieniądze, senor? - Żebyś mógł kupić większą łódź i łowić jeszcze więcej ryb. A z zysków mógłbyś kupić więcej łodzi i zatrudniać rybaków. Dzięki temu mógłbyś otworzyć przetwórnię ryb, kontrolując zarówno surowiec, jak i produkt, a potem przenieść się do Mexico City, a może nawet do Nowego Jorku. Byłbyś człowiekiem sukcesu! - Ile czasu by mi to zajęło? - Jakieś 10-15 lat. - Acha. To dość długo. - Posłuchaj, wtedy przychodzi najpiękniejszy moment. Sprzedajesz dobrze prosperującą firmę i zarabiasz miliony, miliony dolarów! - Miliony? A po co? - Po to, żebyś mógł się wyprowadzić do nadmorskiej wioski, by spać do późna, spokojnie spędzać czas ze swoją żoną i dziećmi, chodzić na spacery, sączyć wino i grać na gitarze ze swoimi amigos.
-
Pewien mistrz, jak to z mistrzami bywa, miał swojego ucznia. Uczeń bardzo często zadawał mu pytania dotyczące natury ludzkiej. Pewnego razu mistrz odpowiada mu tak: - Synu, wyobraź sobie, że w człowieku żyją dwa wilki. Wilki te, stworzenia silne i dynamiczne, nieustannie toczą ze sobą walkę. Jeden z nich żywi się tym, co dobre i jasne, pozytywnymi emocjami, życzliwością, miłością i radości, tańcem, przyjaźnią, prawdą. Drugi z nich żywi się tym, co ciemne, złością, agresją, bólem, żalem, zazdrością, nienawiścią, zaborczością. - Mistrzu, jeśli one ze sobą walczą, to któryś kiedyś wygra, prawda? Który? - zapytał uczeń. - Ten, którego będziesz lepiej karmić. - z uśmiechem odparł mistrz.
-
Mistrz przechadzał się pewnego po południa po lesie ze swoich uczniem i poprosił go żeby przyniósł mu wodę ze strumyka, który minęli parę kilometrów wcześniej. Uczeń wrócił po pewnym czasie i oznajmił, że nie mógł przynieść wody, ponieważ strumyk nie był tak klarowny jak wtedy, gdy tamtędy przechodzili . Był czymś okropnie zmętniony. Budda nalegał, aby wrócił i przyniósł mu z niego wodę. Po pewnym czasie uczeń wrócił z wodą i padł do jego stóp dziękując za przesłanie które dopiero co zrozumiał. Gdy tak siedział wystarczająco długo i czekał aż osad opadnie na dno strumienia pojął, że jest to metafora do naszego umysłu który miewa od czasu do czasu taki mętlikiem gdy o czymś myślimy. Dopiero wtedy, kiedy potrafimy odpowiednio się wyciszyć, zamęt opada i pojawia się krystalicznie czysta idea.
-
W pewnej mysiej dziurze mieszkała sobie mysz. Miała ona wielkie marzenie, pragnęła ogromnego kawałka sera. Wiedziała, że taki wspaniały, pyszny ser ją uszczęśliwi. Modliła się więc codziennie do Boga, prosząc o zesłanie sera. Wiedziała, że gdy wyobrazi sobie swoje pragnienie ze szczegółami, zwiększy się szansa na jego ziszczenie. Mysz wizualizowała zatem wielki kawał żółciutkiego, delikatnego i pożywnego sera. Któregoś dnia, mysz wychodząc rano ze swej dziury wpadła na wymarzoną porcję sera. Była ona tak ogromna, że mysz przecierała łapkami oczy ze zdumienia. A jednak. Wszechświat wysłuchał. Mysz najpierw obiegła i obwąchała swoje spełnione marzenie, a następnie wgryzła się w okrągłą serową pyszność. Jadła i jadła, aż obżarta padła bez sił. Następnego dnia mysz wiedziała już, że nie może jeść tak szybko i dużo. Delektowała się więc serem bez pośpiechu. Nagle, w którymś momencie, zauważyła dziurę. Przestraszyła się trochę, bo stwierdziła, że tam gdzie jest dziura, nie ma sera. Zaniepokojona ruszyła, by drążyć tunele w kawałku sera i zaczęła napotykać na kolejne dziury. Załamała mysie łapki i nerwowo przyglądała się kolejnym dziurom. I kolejnym. Pojawiły się w mysiej główce pytania - skąd te dziury? Dlaczego znalazły się akurat w moim kawałku sera? Dziury spędzały jej sen z powiek. Po kilku dniach nerwowej bieganiny padła wycieńczona w jednym z serowych tuneli i zdechła z głodu.
-
Był raz starzec, który miał syna jedynaka i konia. Pewnego dnia koń wyrwał się z zagrody i uciekł na wzgórza. - Uciekł ci koń? A to pech! - mówili sąsiedzi. - Czemu tak mówicie? - pytał stary. - Skąd wiecie, że to pech? I rzeczywiście, następnej nocy koń wrócił do zagrody, gdzie go zawsze karmiono i pojono, prowadząc ze sobą tuzin dzikich koni. Syn gospodarza zobaczył je, wymknął się bocznym wyjściem i zamknął bramę. Nagle mieli teraz trzynaście koni zamiast żadnego. Sąsiedzi usłyszeli dobrą wieść i pobiegli do gospodarza. - Trzynaście koni! Ale ty masz szczęście! On zaś odparł: - Skąd wiecie, czy to szczęście? Parę dni potem jego syn próbował ujeżdżać jednego z dzikich koni; został zrzucony i złamał nogę. Sąsiedzi znów przyszli wygłosić kolejny pochopny sąd: - Twój syn złamał nogę. To ci pech! Mądry gospodarz znów odrzekł: - Skąd wiecie, czy to pech? I rzeczywiście, niedługo potem w okolicy pojawił się dowódca wojskowy i zorganizowano pobór. Wszyscy sprawni młodzieńcy zostali wzięci do armii i wysłani na wojnę, z której nigdy nie wrócili. Zaś syn gospodarza ocalał, bo miał złamaną nogę.
-
no widziana była na wiosce u mojego znajomego koło sochaczewa:P
-
"Uczniowie pewnego mistrza byli zaabsorbowani dyskusją nad cytatem Lao-tsy: Ci, którzy wiedzą, nie mówią. Ci, którzy mówią, nie wiedzą. Gdy przyszedł mistrz, poprosili go o wyjaśnienie. - Kto z was wie jak pachnie róża? Wszyscy wiedzieli. - Kto z was potrafi to opisać słowami? Zapadła cisza."
-
to i ja poproszę 08.12.86 25.04.80 ))dziękuje:) anika
-
"Gdzieś w jakimś nieodległym kraju, żył sobie ojciec z synem. Syn dorastał, stawał się coraz mężniejszy fizycznie a jego największym marzeniem było uzyskać wolność, wyjść z domu ojca. I tak właśnie syn, w chwili swoich 15 urodzin, wybrał się do ojca i mówi: - Tato, mam już 15 lat, potrzebuję wolności! Daj mi ją! - powiedział. - Wracaj do pokoju, jesteś za młody - odparł tata, a syn ze spuszczoną głową wrócił do pokoju. Gdy nadchodziły 18 urodziny syna, postanowił się on ponownie wybrać do ojca by powiedzieć mu, iż ponad wszystko pragnie wolności. - Tato, mam już 18 lat, jestem dorosły, daj mi wolność! Chcę się bawić, spotykać z przyjaciółmi, odkrywać! - domagał się syn. - Wracaj do pokoju, szczylu, jesteś za młody! - odparł stanowczo ojciec. I syn, zasmucony i zdenerwowany, wrócił do swojego pokoju. I tak mijały lata, aż syn osiągnął 21 rok życia i postanowił ponownie iść do ojca, prosić go o wolność. - Tato, mam 21 lat, mogą mnie wpuścić do każdego klubu, a Ty mnie nadal ograniczasz, jestem dorosły, daj mi wolność! - Wracaj do pokoju, jesteś za młody, nie zasługujesz na wolność! - odpowiedział ojciec. Syn ze spuszczoną głową wrócił do pokoju, a ojciec... zapłakał."
-
Pewna kobieta kupiła sobie dom, dom był cudowny i piękny, ale miał jedną wadę do jednego z pokoi nie dochodziło słońce. Dostęp ten był utrudniony przez wielki mur, który był tuż za oknem owego pokoju. Kobieta była bardzo szczęśliwą osobą ale gdy tylko wchodziła czy też choćby podchodziła do tego pokoju od razu traciła humor, robiła się nieszczęśliwa, przygnębiona, gdy zaś opuszczała owe miejsce lub też oddalała się od niego ponownie stawała się szczęśliwa i beztroska. Pewnego dnia powiedziała, że nie ma zamiaru więcej żyć w domu gdzie jest miejsce, w którym tak bardzo czuje się nieszczęśliwa. Postanowiła więc wziąć młotek i zburzyć mur. Gdy tylko to zrobiła słońce pojawiło się w pokoju, a kobieta przebywając w nim czy też obok niego czuła się tak samo szczęśliwie jak wszędzie.
-
Pewnego dnia, zachowujący się dumnie i lekceważąco młody człowiek przychodzi do filozofa i, uśmiechając się z wyższością, mówi: "O wielki Sokratesie, przyszedłem do ciebie po wiedzę". Sokrates przejrzał na tego płytkiego i próżnego młodego człowieka, poprowadził go na brzeg morza i wszedł z nim po pas do wody. Potem poprosił: "Powiedz mi jeszcze raz, czego pragniesz?". "Wiedzy" - odrzekł z uśmiechem młody człowiek. Sokrates złapał go za ramiona, wepchnął pod wodę i przytrzymał tam przez trzydzieści sekund. "A teraz czego pragniesz?". "Mądrości, wielki Sokratesie" - zacharczał młody człowiek. Filozof wepchnął go ponownie pod wodę. Kiedy go puścił, zapytał znowu: "Czego pragniesz?". "Wiedzy, o mądry i..." - udało się wyksztusić młodzieńcowi, zanim Sokrates przytrzymał go znowu pod wodą, tym razem jeszcze dłużej. "Czego pragniesz?" - zapytał stary człowiek, pozwalając mu się wynurzyć. Młody człowiek kaszlał i z trudem łapał oddech. "Powietrza!" - wrzasnął. - "Potrzebuję powietrza!". "Kiedy będziesz pragnął wiedzy tak bardzo, jak właśnie pragniesz powietrza, wtedy otrzymasz tę wiedzę" - oświadczył stary człowiek i wrócił na brzeg.
-
"Był mały chłopiec, który sprawiał przykrość swoim bliskim. Pewnego dnia jego dziadek powiedział mu, aby za każdym razem gdy kogoś skrzywdzi wbił jeden gwóźdź, który znajdował się za jego domem. Gdy już sie trochę tych gwoździ uzbierało, to dodał "A gdy osobę którą skrzywdziłeś, przeprosisz za to co zrobiłeś lub zrobisz dla niej dobry uczynek, to wyciągnij jeden gwóźdź z płotu". Po pewnym czasie w płocie nie było ani jednego wbitego gwoździa. Dziadek pochwalił chłopca i dodał "Popatrz teraz na płot. I zauważ, że pomimo iż wynagrodziłeś swoje krzywdy, to blizny pozostają"