Hrefna

Użytkownicy
  • Zawartość

    545
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Hrefna

  1. Z góry przepraszam, jeśli z tą autopromocją pakuję się w niewłaściwe miejsce... Ale postanowiłam w końcu zacząć kanalizować swoją wiedzę zielarską w jednym, konkretnym miejscu sieci (zastanawiając się jednocześnie coraz poważniej nad możliwością książkowej publikacji, jeśli takich monografii, jak te, które tam zamieszczam zbierze się ponad 100 i albo sama usiądę później do zilustrowania (ryciny typu zielnikowego) każdej z nich, albo znajdę życzliwego i niedrogiego rysownika...) - w każdym razie może to, co zaczynam tam gromadzić, komuś się kiedyś przyda. Oczywiście, Administracja może (i powinna) przenieść ten post tam, gdzie uzna za słuszne ;) W każdym razie adres to http://krucze-ziola.blogspot.com jest to część większego projektu powiązanych z sobą stron - wystartowała też kulinarna i półpublicystyczny blog. Może - w miarę wzrostu liczby kategorii i pomysłów na nie będzie tego więcej - myślę o miejscu do rozpisania symboliki zwierząt i drzew w kulturach północnej i zachodniej Europy - i na pewno też o sensownym opracowaniu Oghamu jako całości i jego poszczególnych liter - bo po polsku na ten temat nie ma nic poza jakimiś drzewnymi horoskopami i zestawami kart, które niby na Oghamie się opierają, ale de facto nie mają z nim nic wspólnego. Ale wszystko z czasem, którego ostatnio brak mi na cokolwiek :D Tak czy siak tutaj anonsuję stronę zielarską, którą mam nadzieję regularnie rozwijać - raz w tygodniu lub w najgorszym wypadku raz na dwa tygodnie powinna pojawiać się nowa monografia i co jakiś czas jakiś artykulik o sposobach przygotowywania mieszanek ziołowych - zasadach łączenia surowców na przykład albo o konkretnych postaciach ziołowego leku, które można przyrządzić samodzielnie. Liczę na to, że czasu i chęci starczy na porządne zrealizowanie tego projektu.
  2. Zauważyłam, że niekiedy ktoś wrzuca na forum nieco większy artykuł. No to ja też... a co Wę­drów­ki mię­dzy świa­ta­mi, obec­ne za­rów­no w sta­rych in­do­eu­ro­pej­skich tra­dy­cjach ma­gicz­nych, jak i w prak­ty­kach sza­mań­skich, sta­no­wią­ce tak­że część eu­ro­pej­skich re­li­gii po­gań­skich, są sta­re jak świat. Tru­izm. Nie na­le­ży ich my­lić z pa­th­wor­kin­giem, kie­ro­wa­ną me­dy­ta­cją, czy wi­zu­ali­za­cją, ani na­wet z ezo­po­pu­lar­nym oobe. To zdol­ność, któ­rą się ma lub nie, moim zda­niem nie moż­na się jej ot-tak, po pro­stu od ko­goś na­uczyć czy wy­tre­no­wać. Do­ty­czy to przede wszyst­kim dru­gie­go z opi­sa­nych ni­żej spo­so­bów. Zdol­ność do prze­kra­cza­nia mie­dzy — bo ta­kie­go ter­mi­nu po­zwo­lę so­bie użyć jako tłu­ma­cze­nia an­giel­skie­go sło­wa hed­ge­cros­sing mo­że być wro­dzo­na lub „w­ła­czyć się” w wy­ni­ku róż­nych ży­cio­wych do­świad­czeń, czę­sto trau­ma­tycz­nych albo z po­gra­ni­cza śmier­ci. I bywa po­twier­dzo­na w do­świad­cze­niu sza­mań­skiej ini­cja­cji, któ­re zwy­kle wią­że się z kom­plet­ną dez­in­te­gra­cją, do­świad­cze­niem śmier­ci i — cza­sem dłu­go­trwa­łym i mo­zol­nym — od­bu­do­wa­niem wła­sne­go „ja” na nowo. Nie­kie­dy bywa tak, że ktoś po­dró­żu­je nie­świa­dom tego, że za­glą­da lub wcho­dzi za Za­sło­nę Świa­tów. Co oczy­wi­ście nie jest dla nie­go bez­piecz­ne. Prze­kra­cza­nie mie­dzy jest moż­li­we na­wet wów­czas, gdy żad­na z czę­ści du­szy nie od­ry­wa się od na­szej ca­ło­ści. Jest to zresz­tą naj­czę­ściej sto­so­wa­na me­to­da kon­tak­tu z Za­świa­ta­mi, zde­cy­do­wa­nie bez­piecz­niej­sza niż wy­sy­ła­nie za mie­dzę jednej z czę­ści siebie. Ten spo­sób zresz­tą do pew­ne­go stop­nia mo­że być wy­ćwi­czo­ny i moż­na go prak­ty­ko­wać pod kon­tro­lą czy opie­ką in­nych, bar­dziej od nas do­świad­czo­nych. Wy­ma­ga to umie­jęt­no­ści wcho­dze­nia w trans, a spo­so­bów na jego osią­gnię­cie jest wie­le. Trans otwie­ra na­sze cie­le­sne zmy­sły na rze­czy­wi­stość spo­za Za­sło­ny, po­zwa­la na jed­no­cze­sne prze­by­wa­nie w dwóch miej­scach — jed­ną no­gą tu, dru­gą w Za­świa­tach. Me­to­da trans­owa bywa przy­dat­na do ko­mu­ni­ka­cji z bo­ga­mi, z przod­ka­mi, z na­szy­mi opie­ku­na­mi, go­spo­da­rza­mi­-du­cha­mi miejsc czy róż­ny­mi isto­ta­mi róż­nie na­zy­wa­ny­mi w róż­nych tra­dy­cjach re­li­gij­nych bądź kul­tu­rach, a jed­nak ma­ją­cy­mi z so­bą wie­le wspól­ne­go i praw­do­po­dob­nie z so­bą toż­sa­my­mi. Moż­na ją tak­że wy­ko­rzy­stać — i zwy­kle jest wy­ko­rzy­sty­wa­na w pra­cy dy­wi­na­cyj­nej, wi­zjo­ner­skiej albo ma­gicz­nej. Nie jest to jed­nak po­dróż bar­dzo da­le­ka — wła­ści­wie nie wcho­dzi­my wte­dy za Za­sło­nę, a je­dy­nie uno­si­my jej rąb­ka i za­glą­da­my za nią, co bywa przy­dat­ne do roz­ma­itych dal­szych — nazwijmy to — czynności, sta­no­wiąc wpro­wa­dze­nie i przy­go­to­wa­nie do kon­kret­ne­go, skie­ro­wa­ne­go na osią­gnię­cie da­ne­go celu dzia­ła­nia. Po­dró­żo­wa­niu bez roz­dzie­la­nia czę­ści du­szy sprzy­ja­ją miej­sca gra­nicz­ne. Mo­że to być gra­ni­ca pola i lasu, brzeg rze­ki, strumienia czy mo­rza, roz­staj­ne dro­gi. Na­wet drzwi wła­sne­go domu albo wręcz po­ło­wicz­ne wy­łą­cze­nie świa­do­mo­ści, przez np. za­mknię­cie jed­ne­go oka czy jed­no­stron­ne wy­ci­sze­nie od­bio­ru zmy­sło­we­go. Pa­ra­dok­sal­nie, rów­nież, a wręcz zwłasz­cza, peł­na syn­chro­ni­za­cja wszyst­kich zmy­słów temu sta­no­wi sprzy­ja. Naj­pow­szech­niej­szą i bar­dzo sku­tecz­ną me­to­dą na roz­po­czę­cie po­dró­ży jest wów­czas wsłu­cha­nie się w ota­cza­ją­cy świat, zjed­no­cze­nie z nim, otwar­cie na wszyst­ko, co dzie­je się wo­kół w na­tu­rze, z jed­no­cze­snym wy­ci­sze­niem wła­snych my­śli i wła­sne­go ja. Otwar­cie na spo­tka­nie z każ­dą ota­cza­ją­cą nas obec­no­ścią po­przez zjed­no­cze­nie z da­nym miej­scem — a przez nie z ca­łym świa­tem. Wy­ma­ga to umie­jęt­no­ści „ro­zmy­cia” się w otoczeniu, w świecie — a do tego pro­wa­dzi wie­le me­tod — cel­tyc­ka me­to­da z uży­ciem sys­te­mu Du­ile(opisanego przeze mnie gdzieś w dziale o magii żywiołów, nie umiem teraz tego miejsca znaleźć) czy ger­mań­ska uti­se­ta, ma­ją­ce z so­bą wie­le wspól­ne­go, to bar­dzo sku­tecz­ne sposoby osią­ga­nia tego sta­nu. Je­śli ko­muś wy­ci­sze­nie się spra­wia trud­ność, mo­że sto­so­wać me­to­dy czy­sto fi­zycz­ne, czę­sto po­le­ca­ne po­cząt­ku­ją­cym po­dróż­ni­kom, do któ­rych na­le­żą ryt­micz­ne bęb­nie­nie, du­ży wy­si­łek fi­zycz­ny, aż po kra­niec wy­dol­no­ści wła­sne­go or­ga­ni­zmu (ek­sta­tycz­ny ta­niec lub bieg w miej­scu) czy hi­per­wen­ty­la­cja. Bywa tak­że, że ów stan roz­my­cia, zjed­no­cze­nia, czy jak­kol­wiek ina­czej to na­zwać, in­du­ku­je się sam, co czę­sto zda­rza się dzie­ciom. Me­to­dy „far­ma­ko­lo­gicz­ne”, uży­cie „w­spo­ma­ga­czy” tu­taj po­miń­my. Wią­że się to oczy­wi­ście z pew­ny­mi za­gro­że­nia­mi — zer­ka­jąc za Za­sło­nę ła­two zwró­cić na sie­bie uwa­gę miesz­kań­ców Za­świa­tów, wśród któ­rych zde­cy­do­wa­nie wię­cej jest istot ego­istycz­nych, mo­gą­cych pró­bo­wać wy­ko­rzy­stać po­dróż­ni­ka jako trans­por­ter do na­sze­go świa­ta lub do naj­roz­ma­it­szych wła­snych ce­lów, czy wręcz pró­bo­wać go na sta­łe „za­sie­dlić”, „za­miesz­kać”. O wie­le trud­niej­szą i bar­dziej nie­bez­piecz­ną me­to­dą po­dró­ży, zde­cy­do­wa­nie głęb­szej i dal­szej jest „wy­cho­dze­nie z sie­bie” czyli wy­sy­ła­nie poza mie­dzę jed­nej z czę­ści skła­da­ją­cych się na na­szą ca­łość. Naj­czę­ściej/zwykle prze­bie­ga ono na za­sa­dzie pew­ne­go ro­dza­ju czę­ścio­we­j/du­cho­wej zmien­no­kształt­no­ści. Po­dró­żu­je zwy­kle ta część du­szy czy skład­nik ca­ło­ści, ja­ką sta­no­wi­my, któ­ry w an­giel­skich i cel­tyc­kich z po­cho­dze­nia tra­dy­cjach jest na­zy­wa­ny fetch, a w tej, z któ­rą ja sama je­stem zwią­za­na naj­bliż­szym jej i naj­le­piej ją opi­su­ją­cym okre­śle­niem jest chy­ba fyl­gja. Zwy­kle owa część nas, wy­bie­ra­jąc się za mie­dzę, przy­bie­ra po­stać zwie­rzę­cia, kon­kret­ne­go, tego sa­me­go we wszyst­kich po­dró­żach, choć nie za­wsze w ten spo­sób to od­bie­ra­my. Sami nie mo­że­my jej do­strzec, na­to­miast moż­na w pew­nym sen­sie do­świad­czać rze­czy­wi­sto­ści spo­za Za­sło­ny Świa­tów jej „zmy­sła­mi” jest to zresz­tą ta sama część nas, któ­ra ko­mu­ni­ku­je się z tym bó­stwem, isto­tą, czy opie­ku­nem, któ­re jest nam naj­bliż­sze, któ­re­mu je­ste­śmy w szcze­gól­ny spo­sób od­da­ni czy od­czu­wa­my z nim naj­moc­niej­szą więź. Bądź z któ­rą to ono się ko­mu­ni­ku­je. I cza­sem — wła­śnie w wy­ni­ku po­sia­da­nia wro­dzo­nej zdol­no­ści albo prze­ży­cia trau­ma­tycz­nych do­świad­czeń, mo­że ona wy­brać się w po­dróż bez na­szej kon­tro­li, zresz­tą zwy­kle na­szej kon­tro­li nie do koń­ca pod­le­ga. Bywa cza­sem, że odłą­cza się od nas w wy­ni­ku bar­dzo sil­nych, zazwyczaj bo­le­snych do­świad­czeń emo­cjo­nal­nych, jak utra­ta ko­goś bar­dzo bli­skie­go, komu pod­świa­do­mie nie po­zwa­la­my odejść i „wy­sy­ła­my” ją za nim. Nie­umie­jęt­ność pa­no­wa­nia nad włą­cza­ją­cy­mi się au­to­ma­tycz­nie sta­na­mi „po­dróż­ni­czy­mi” tego ro­dza­ju, nie­zdol­ność do utrzy­ma­nia swo­ich skład­ni­ków w in­te­gra­cji jest bar­dzo nie­bez­piecz­na; mo­że do­pro­wa­dzić do tego, że ta część nas po­zo­sta­nie od nas oderwana, na ja­kiś czas lub na sta­łe, co mo­że za­owo­co­wać tym, że bę­dzie­my nie­peł­ni, utra­tą ży­cio­we­go szczę­ścia i po­wo­dze­nia — cza­so­wą lub nie­od­wra­cal­ną, a jej od­zy­ska­nie i po­now­ne sca­le­nie z resz­tą ca­ło­ści bę­dzie wy­ma­ga­ło dłu­gich i trud­nych sta­rań, któ­re mo­gą oka­zać się bez­sku­tecz­ne lub za­koń­czyć się po pro­stu śmier­cią lub sza­leń­stwem w wy­ni­ku kom­plet­ne­go roz­bi­cia. Tej me­to­dzie po­dró­ży sprzy­ja stan „ma­łej śmier­ci” — mię­dzy snem a ja­wą. Na­le­ży jed­nak zde­cy­do­wa­nie od­róż­nić ją od snu jako ta­kie­go; czę­sto wy­znacz­ni­kiem jej rze­czy­wi­sto­ści­/praw­dzi­wo­ści jest bar­dzo gwał­tow­ne za­pa­da­nie w fa­zę REM, tuż po za­mknię­ciu oczu lub śnie­nie od chwi­li za­śnię­cia do prze­bu­dze­nia po­wta­rza­ją­cych się snów, zwy­kle nie ma­ją­cych nic wspól­ne­go z co­dzien­no­ścią i zna­ną nam rze­czy­wi­sto­ścią, bądź roz­wi­ja­ją­cych się i roz­bu­do­wa­nych sen­nych hi­sto­rii, w któ­rych obec­ni i ak­tyw­ni są bo­go­wie, przod­ko­wie, opie­ku­no­wie, du­chy; w któ­rych sta­je­my się uczest­ni­kiem mi­tycz­nych albo escha­to­lo­gicz­nych zda­rzeń… choć nie za­wsze w taki spo­sób to po po­wro­cie roz­po­zna­je­my. Czę­sto zro­zu­mie­nie tego, cze­go do­świad­czy­li­śmy w po­dró­ży przy­cho­dzi z cza­sem, czę­sto rów­nież wy­ma­ga rady ko­goś, kto wie o Za­świa­tach wię­cej od nas. Nie moż­na jed­nak za­po­mi­nać o tym, że na­sza pod­świa­do­mość ma bar­dzo bo­ga­tą wy­obraź­nię i do­pie­ro po wie­lu po­wtór­kach nie­zro­zu­mia­łych a po­wra­ca­ją­cych sen­nych wy­da­rzeń lub po prze­ży­ciu roz­wi­ja­ją­cej się ze snu na sen roz­bu­do­wa­nej hi­sto­rii moż­na uznać po­dróż za rze­czy­wi­stą. Nie wszyst­ko, co brą­zo­we i le­ży pod krza­kiem to bu­tel­ka po pi­wie… a sny z tak zwa­nych Tych by­wa­ją przez pod­świa­do­mość „po­dra­bia­ne” Wią­że się z to zresz­tą z pew­ny­mi me­cha­ni­zma­mi zwią­za­ny­mi z pod­świa­do­mym „ch­ciej­stwem” ale o tym mo­że kie­dyś, kie­dy in­dziej. W po­dróż dru­gą me­to­dą, o ile nie na­stę­pu­je ona sa­mo­ist­nie, nie na­le­ży wy­bie­rać się bez wy­raź­nej i bar­dzo po­waż­nej po­trze­by. I do­ty­czy to rów­nież osób uwa­ża­ją­cych się za do­świad­czo­nych prak­ty­ków. To nie za­ba­wa. Wią­że się bo­wiem ze wspo­mnia­nym wy­żej ry­zy­kiem dez­in­te­gra­cji, któ­ra mo­że być nie­od­wra­cal­na. A je­śli ta­kie „wy­ciecz­ki” na­stę­pu­ją sa­mo­ist­nie, bez udzia­łu na­szej woli, bez­względ­ną ko­niecz­no­ścią jest na­ucze­nie się ich blo­ko­wa­nia, na­wet po­przez uni­ka­nie snu tak dłu­go, jak to ko­niecz­ne, by zmę­czo­na „ca­łość” nie by­ła w sta­nie po za­pad­nię­ciu w sen się roz­dzie­lić… Tyle pry­wat­ne­go, po­par­te­go dość trud­ny­mi prze­ży­cia­mi z nie­daw­ne­go cza­su, zwią­za­ny­mi z „me­to­dą nu­mer dwa”, po­łą­czo­ny­mi z ce­lo­wą bez­sen­no­ścią, któ­rej i ni­niej­szy tekst jest owo­cem, spoj­rze­nia na tę spra­wę — być mo­że ktoś uzna je za przy­dat­ne dla sie­bie…
  3. Wilku, jakie inne energie? Energia we wszechświecie jest jedna - kinetyczna, potencjalna, elektryczna, magiczna, jaka by nie była, to tylko cały czas jedna energia... W wypadku magii kobiecej posługującej się emocjami - akurat faza księżyca ma znaczenie, podobnie jak faza cyklu miesięcznego - bo w danym momencie o wiele łatwiej konkretne emocje w sobie wzbudzić. Jeśli chodzi o inne rzeczy - często niepotrzebne są żadne narzędzia czy słowa - wystarczy trans zaindukowany w dowolny sposób i odpowiednio ukształtowana i ukierunkowana myśl. I również może czasem zadziwiać, jak łatwo "słowo staje się ciałem" ;)
  4. Zaintrygowana wpisem pewnego wiccanina na moim blogu (zainteresowani znajdą ) postanowiłam zadać Wam pytanie. Wypowiadacz (się) stoi na stanowisku, że cezury astronomiczne i cykl solarny mniej sprzyjają "knuciu" i działaniom magicznym niż cykl księżycowy. Moim zdaniem oba te cykle wpływają na nas bardzo silnie, każdy na swój sposob i trzeba umieć podłączyć się pod to, co nazywam stanem świata, który między innymi wynika i z jednego i z drugiego. I podejmować działania magiczne takie, którym ów stan w danym momencie sprzyja - i pewne rzeczy robione w konkretnym momencie nie mają prawa się nie udać. Być może przy okazji to jakoś rozwinę ;) Ale jestem ciekawa Waszego zdania na ten temat - jak to u Was wygląda - tylko fazy księżyca, czy jednak wszystko, co dzieje się w naturze, razem z jej solarnymi cezurami, jednak wpływa korzystnie lub mniej korzystnie na efekt rozmaitych podejmowanych w danym momencie działań? A może jedno i drugie nie ma żadnego znaczenia, bo to i tak tylko "głowologia" jak mawia babcia Weatherwax? BTW - do Adminek - czy nie dałoby się zrobić jakoś tak, żeby edytor automatycznie nie zmieniał w tytule wątku początku każdego słowa na wielką literę? Strasznie to... słitashnie wygląda. A locha na masce
  5. Użyć uroku osobistego. Jeśli się go nie ma, żadna magia nie pomoże ;)
  6. A gdzie obrazek?
  7. Nie. Wymaga tylko konsekwencji w realizacji podjętej decyzji i skutecznego używania woli. Jeśli ktoś nie potrafi rzucić palenia bez zewnętrznego wsparcia, to co w ogóle robi w "ezoteryce"? Za cienki jest nawet na "magię żywiołów", skoro sam ze sobą sobie nie potrafi poradzić. Świadomość podjętej decyzji, wytyczonego celu i konsekwentne dążenie do niego. Nic podświadomego, wszystko w pełni świadome, to jedyna droga do sukcesu. Nie tylko w rzucaniu palenia. We wszystkim innym też.
  8. Jak to trudno we śnie doświadczyć bólu? To może też nie czuje się zapachów i nie widzi kolorów? W fazie REM wszystkie zmysły pracują, receptory dotykowe i bólowe też.
  9. Zależy z punktu widzenia jakiej kultury. Na ich temat jest mnóstwo materiału, często wzajemnie sprzecznego, a google nie boli.
  10. http://pl.wikipedia.org/wiki/Wst%C4%99ga_M%C3%B6biusa
  11. Ile masz lat? Bo to bardzo typowe nerwicowe zachowania nastolatki. Zwykle mijają z czasem, ale czasami potrzeba interwencji psychiatrycznej, żeby się nie utrwaliły. Bo mogą przekształcić się w depresję ze składowa autoagresywną albo w niebezpieczne psychogenne zaburzenia odżywiania.
  12. Ja tam zdecydowanie wolę mieć ego silne i zdrowe. Bo inaczej co będzie trzymać w ryzach id? Mam kierować się każdym instynktem i spełniać natychmiast każdą zachciankę? A może kierować się wyuczonymi opiniami i zachowaniami, które wymusza superego? Jedno i drugie pędem zaciągnie każdego delikwenta na oddział zamknięty. Już lepsze byłoby pisanie o ograniczaniu wpływu superego... Jeśli ezoteryka już czerpie (choćby samo nazewnictwo) z psychoanalizy, to może mogłaby to robić nieco mniej bezrefleksyjnie. A jeśli z filozofii Wschodu, to może by tak używać właściwego nazewnictwa, odpowiedniego do systemu, z którego konkretny sposób określania i traktowania "ja" został zaczerpnięty? A nie robić kompilacyjną papkę, która w tak kompilacyjnej postaci uniemożliwi komuś, kto weźmie ją na poważnie właściwe funkcjonowanie społeczne?
  13. Oho, widzę, że nastoletni "angelolog" chce robić karierę i na Ezodarze... powodzenia :> Tu naiwnych idiotów jest mniej niż na ezoforumie...
  14. Jakiego konkretie rodzaju rytuały, w jakim nurcie, odwołujące siędo jakiego systemu wierzeń czy też systemu magicznego? Bo rytuały rytuałom nierówne, wypadałoby trochę uściślić. Rytuałem jest nawet wstawanie o konkretnej porze i picie poranej kawy, więc wykonuje je praktycznie każdy... Albo inaczej - jakiego rodzaju problem wymaga zastosowania rytuału, to też trochę zawęży temat i pozwoli na wskazanie jakiejś konkretnej osoby albo hm... typu osób między którymi należałoby szukać tej właściwej.
  15. Trudno mówić o późnym stadium jeśli ktoś rodzi się z zaburzeniami biochemicznymi na poziomie receptorowym... Późne stadium to kiedy człowiek wierzy w jakieś matryce energetyvczne... spustoszenie w umyśle zapewne nieodwracalne już.
  16. Ta dziedziczna jest po prostu chorobą fizyczną, jak cukrzyca...
  17. Tekst nienajgorszy, tyle że słowo "ezoteryka" w tytule odbiera mu powagę, wiele osób nie przeczyta więcej niż tytuł. Proponowałabym go zmienić na "Depresja widziana nieortodoksyjnie" albo coś w ten deseń. Ale pominąłeś czysto fizjologiczne przypadki depresji endogennej, polegające na wrodzonych zaburzeniach wyrzutu i wychwytu serotoniny, więc będącej takim psychicznym odpowiednikiem cukrzycy, bo mechanizm jest ten sam - narastająca oporność receptorowa na naturalnie wytwarzany związek - i jedynym leczeniem może być zatrzymywanie wychwytu zwrotnego i suplementacja - w takim wypadku żadne psychoterapie i zmiany nastawienia czy trybu życia, obecność przyjaciół etc. nie mogą nic zmienić... jedynie farmakoterapia od momentu wykrycia depresji takiego rodzaju do końca życia delikwenta. Bo ten rodzaj depresji jest chorobą czysto fizyczną, dającą psychologiczne/psychiatryczne objawy. Jest jednak rzadko u nas diagnozowana, wynika to w dużym stopniu z żałosnego poziomu naukowego polskich psychiatrów, którzy jednak zalecają farmakoterapię w takich przypadkach depresji, gdzie jest kompletnie zbędna i może przynieść więcej szkody niż pożytku, bo w przypadkach depresji mającej wyraźny powód, jak po utracie kogoś bliskiego czy pracy, rozstaniu itd. podawanie leków jest kompletnie zbędne. Co prawda ja bym tego nie nazywała depresją, a naturalnym obniżeniem nastroju w wyniku konkretnych przyczyn. Dopiero jeśli to obniżenie nastroju jest niewspółmierne (w sensie niewspółmiernie duże, w przeciwnym wypadku można mówić raczej o znieczuleniu) do przyczyny, albo trwa nienaturalnie długo - można mówić o depresji. No na litość, nie mówmy, że każdy, komu umarło dziecko, świeżo rozstał się z partnerem lub stracił pracę, której oddał kilkanaście lat życia i przez kilka miesięcy z tego powodu cierpi i jest smutny, "ma depresję" i wymaga podawania leków lub czegokolwiek innego poza obecnością obok przyjaciół. Współczesny kult radości, optymizmu i zadowolenia jest równie chory, jak kult młodości, bycia "fit" i tabuizacja śmierci. Każda kobieta, która jest grubsza od Twiggi jest otyła. Każdy, kto nieustannie nie tryska optymizmem i radością życia ma depresję. Ech, czasy... Problem leży nie w jakichś "przepływach energii", ale w tym, że 99% ludzi ma znajomych, nie przyjaciół... nawet w rodzinach czy małżeństwach bliskość i porozumienie są iluzoryczne, jakieś takie sztuczne i plastikowe. Posłuchajcie, jak między sobą rozmawiają znajome Wam małżeństwa... lub własnych rozmów z partnerami... i to tutaj leży chyba sedno problemu - w braku realnej międzyludzkiej bliskości. W spłyceniu i spłaszczeniu naturalnych międzyludzkich więzi. Ale dostrzec je można tylko, gdy samemu się takiej niespłyconej bliskości doświadcza
  18. A kto na czym polega klasyfikacja tych "bytów" na "niższe" i "wyższe"? Wzroście, kiedy się materializują?
  19. Rozgoryczenie? Z jakiego niby powodu? Bana na ezoforum, o który starałam się od roku, coraz ostrzej się wypowiadając i testując wytrzymałość adminów, którzy uprzednio zamiast bana dali mi rangę eksperta? Ależ ja się doskonale bawię, moje samopoczucie nie ma z rozgoryczeniem nic wspólnego
  20. Wreszcie udało Ci się mnie swoimi wyimaginowanymi podejrzeniami i oskarżeniami sprowokować. Zadowolona? Pisałam długiego posta, ale (może litościwy) los sprawił, że kliknęłam w coś, co jego treść wytarło. Dobra, próbujemy od początku. Ostro, bo przecież tego się spodziewasz i oczekujesz - więc masz, czego chciałaś Dyskusja z Tobą jest spieraniem się z kimś, kto najwyraźniej przypisuje innym własne intencje. Bo o tak bogatą wyobraźnię, byś wymyślała celem przypisania mi intencje, które są Ci obce Cię nie posądzam. Nie jesteś przecież nawet w stanie zrozumieć ani postaw ani poglądów sobie obcych. Nie potrafisz zrozumieć prezentowania swojego zdania tylko po to, by je zaprezentować, bez ukrytych podtekstów? Chyba każdy, kto współpracował z Tobą w prowadzeniu Twojego forum (albo próbował współpracować, starając się uważać Cię za normalną osobę) uważa Cię za fałszywą manipulantkę chorą na obsesję władzy. Nie zaprzeczysz temu, sama ostrzegałaś, żebym nie słuchała dotyczących Cię plotek... ale posłuchałam w końcu... z kilku stron - a w każdej plotce jest przecież ziarno prawdy. Z takim podejściem do ludzi Twoje forum nigdy nie stanie się niczym więcej niż prywatne poletko o żałosnej wartości merytorycznej. Nie zmieniałam image'u, odkąd używam sieci bawię się na niej własnym obrazem, kształtowaniem go i obserwowaniem reakcji odbiorców. Bo w odróżnieniu od Ciebie mam coś takiego jak dystans do własnej osoby i potrafię odróżnić zabawę, której służy sieć od rzeczywistości. Ktoś, kto tego nie potrafi, i wszystko w życiu traktuje śmiertelnie poważnie, tego nie zrozumie. Bawię się własnym kosztem tak samo, jak kosztem czytelników. Bo net jest jedynie narzędziem rozrywki. Ale po co wyjaśniam to osobie, która i tak będzie innych oceniać przez własny pryzmat... No i poza tym celowo budzę negatywne emocje odbiorców moich wypowiedzi, drażnię ich i wkurzam - bo każda emocja niesie z sobą mnóstwo energii. Odfiltrowanie jej pozytywnego lub negatywnego zabarwienia jest rzeczą niezwykle łatwą... a zresztą obserwowanie wywołanej przez siebie frustracji jest również bardzo dobrą zabawą. Podejrzewasz, że cokolwiek z moich wypowiedzi odsłania MNIE? Znów widać sądzisz według siebie Młot nie jest symbolem "wiary". W heathenry nie ma takiego symbolu. I nie ma wiary, bo do niczego nie jest potrzebna. Jest doznanie, bezpośredni kontakt ze Starszymi. Wierzysz w istnienie swoich synów, czy oni po prostu są? To samo dotyczy istnienia naszych bogów, nie trzeba wierzyć w tych, z którymi na co dzień ma się do czynienia. Prędzej muszę zmuszać się do wierzenia w Twoje realne istnienie, takich dziwacznych i pokręconych mentalnie istot wielu na świecie nie ma i to niewyobrażalne, że w ogóle mogą istnieć, trzeba się zmuszać do wiary w ich istnienie, bo rozum mu zaprzecza. Nie możesz być prawdziwa. Nikt nie jest tak głupi. Młot jest po prostu przekaźnikiem łączącym z jednym ze Starszych. Narzędziem. A uczucia religijne heathen nie są tak delikatne, by w ogóle dało się nimi zachwiać, czy je urazić. W każdym razie trzeba o wiele więcej niż nieudolnych prób podejmowanych przez kogoś niewyobrażalnie głupiego. Za to krzyż - i piszę to, bo sama zaczęłaś, próbując mnie obrazić nietrafionym atakiem na młot, problem w tym, że mnie obrazić się nie da, jak mawiała moja babcia "obrażają się tylko panny służące" - jest narzędziem kary śmierci, okrutnej i sadystycznej, wobec szumowin i pospolitych przestępców, niebędących członkami rzymskiej wspólnoty. Bo obywateli rzymskich karano śmiercią przez ścięcie. I pół biedy jeszcze, że przedstawiana na nim postać nigdy historycznie nie istniała, gdyby istniała, byłby to symbol jeszcze żałośniejszy. Gardzę religią niewolników, którzy ją sobie wymyślili, by po śmierci dostać nagrodę za nieudane życie doczesne. Mówię to otwarcie. Uważam ją za szkodliwą mentalnie i moralnie, choćby z tego względu, że czyni z ludzi jednostki fałszywe, słabe, nieodpowiedzialne (bo przecież odpowiedzialność za popełnione zło można z siebie zrzucić, tłumacząc się przy tym wrodzoną przez grzech pierworodny słabością i niedoskonałością), pokorne gnidy i odbiera samodzielność myślenia. Dowodem na to jest nawet wyniesiony ostatnio na ołtarze Wojtyła, przez ćwierć wieku kryjący afery pedofilskie, wybielający sprawców, więc przyczyniający się do cierpienia ofiar... Poza tym - no tak, ale nie znasz nawet podstaw angielskiego... to akurat nic złego, choć w dzisiejszych czasach ewidentny dowód nieprzystosowania... Koniec dyskusji. Leżącego się nie kopie. Przez chwilę uznałam Cię za osobę rozsądną i niegłupią. Nawet w niniejszym wątku próbowałam rozmawiać z kimś takim. Czyli z kimś kogo nie ma - "rozsądna i niegłupia" Elza była tylko wytworem mojej wyobraźni. Pomyliłam się, szkoda. Ale dość o Tobie - jak mówi mądre powiedzenie - "nigdy nie spieraj się z idiotą, bo najpierw sprowadzi cię do swego poziomu, a później pokona doświadczeniem". Tego ostatniego Ci przecież nie brak.
  21. Nie, szanowanie poglądów, z którymi się nie zgadzamy i uważamy je za szkodliwe byłoby hipokryzją. Byłoby wyrażaniem szacunku wobec czegoś, czego się de facto nie szanuje, wynikiem politycznej poprawności. Dlatego np. nigdy nie uszanuję chrześcijaństwa. I nigdy nie będę kłamać że podstawy ideowe i moralne tej religii są w moim mniemaniu szacunku warte. Niezależnie od tego, czy wypowiadające dane poglądy osoby grają, czy nie. To czy grają można ocenić dopiero w poznaniu bezpośrednim - bo tylko znany twarzą w twarz człowiek jest człowiekiem, godnym szacunku lub nie, zbiór znaków w internecie człowiekiem nie jest, jest tylko zbiorem znaków. Zdarzyło mi się poznać pozawirtualnie sporo osób znanych wcześniej przez net i zauważyłam jedno - im bardziej nieposzlakowany obraz własnej osoby ktoś na sieci tworzył, tym dalsza od tego obrazu była rzeczywistość. Ta prawidłowość potwierdziła się w 100%. Poza tym ja w poprzednim poście niczego nie interpretowałam...
  22. Ja nie jestem w stanie szanować nikogo, kogo nie poznałam osobiście na przykład. I w tym momencie nieważne, jakie ma wykształcenie. Osoba, którą najwyżej w życiu ceniłam, moja niania z Podlasia, która zresztą była szeptuchą, miała ukończone tylko trzy klasy przedwojennej podstawówki. A była najbardziej godną szacunku i najmądrzejszą osobą, z jaką miałam do czynienia. Kreacja przez dowolne medium - internet, a nawet zwykłą papierową korespondencję, którą osobiście przedkładam nad znajomości internetowe, sobie, a rzeczywisty człowiek to zupełnie co innego - i nie na podstawie wykształcenia się to ocenia. Bez kontaktu bezpośredniego ma się do czynienia jedynie z mempleksem, nie człowiekiem. Pół biedy jeszcze, kiedy taki obraz ktoś produkuje świadomie, niejednokrotnie spotkałam się z nieświadomą i w dobrej wierze tworzoną postacią będącą całkowitym przeciwieństwem osoby, którą późnej poznałam. Co zabawne - zwykle takie osoby kreowały się na samo dobro, a w praniu, w poznaniu osobistym, wychodziły na kompletne śmieci. Odtąd nie ufam nikomu, kto sam o sobie mówi, jaki to jest altruistyczny, rozumiejący, ciepły i tak dalej. Zatem nie ze mną się zgadzasz, Elzo, ale z produkowanym przeze mnie obrazem, z człowiekiem mogącym nic wspólnego nie mieć.I z zaprezentowanym przez obraz poglądem. Jeśli nie zna się kogoś bezpośrednio, można co najwyżej oceniać prezentowane przez niego poglądy lub opisywane publicznie (ale nie przez niego samego, a przez osoby trzecie) działania, nie osobę. Ale wielu zdaje się o tym zapominać utożsamiając mempleks z człowiekiem. Póki nie spotkałam kogoś twarzą w twarz, jako człowiek dla mnie nie istnieje, istnieje coś, co wisi w jakiejś medialnej chmurze, mogące nie mieć nic w rzeczywistych cechach wspólnego z produkującą to osobą. I dalej będę stała na stanowisku, że człowieka szanuje się za coś, za sam fakt istnienia szacunek nie należy się nikomu, jedyne obojętność.
  23. Z runami to nie ma nic wspólnego. Zresztą kamienie z inskrypcjami runicznymi, to zupełnie gdzie indziej.
  24. Pod warunkiem, że coś takiego ma. Zdrowiej zresztą, jeśli zamiast sumienia używa się intelektu i na zimno rozważa cechy danej osoby, których bilans wskaże, czy jest godna szacunku, czy nie.
  25. Ja polecam raczej Węsiory, paręnaście kilometrów od Odr. Odry są zdecydowanie przereklamowane.