Hrefna

Użytkownicy
  • Zawartość

    545
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Hrefna

  1. ISA

    Kochani moi, a jakiś dowód z praktyki wskazujący na to, że jakakolwiek runa JEST odwracalna, możecie podać? Przyznam szczerze, że magią runiczną zajmuję się od dość niedawna, ale przy pisaniu w konkretnej potrzebie, odwracam w tę i wewtę, odbijam lustrzanie też i... działa. Podobnie przecież, jak miało to miejsce w dawnych inskrypcjach, również tych bardziej magicznych, choć wśród zachowanych takie stanowią zdecydowaną mniejszość...
  2. A z drugiej strony najwspanialszą wiedźmą średniowiecza była Hildegarda z Bingen... błogosławiona Bo istniała furtka. Żeby mieć własne zdanie, wiedzieć, umieć, leczyć, robić mnóstwo innych rzeczy wówczas kobietom niedostępnym - trzeba było a. urodzić się w rodzinie szlacheckiej i b. trafić do klasztoru. Dobrego, benedyktyńskiego klasztoru, gdzie już trzeba było zaprząc własną inteligencję do wyścigu szczurzyc i pięcia się w górę w klasztornej hierarchii. Owocowało to wolnością, o jakiej świeckie kobiety, nawet najwyżej urodzone, mogły tylko zamarzyć. A śluby czystości? Cóż, mało kto ich przestrzegał...
  3. Hech... dla mnie po prostu tzw. rozeta cyrklowa... powszechny motyw zdobniczy wszędzie tam, gdzie dominuje drewniane budownictwo - u nas głównie na Podhalu ;)
  4. Nie do końca tak. Z szamańskiego punktu widzenia totem po prostu jest, ma go każdy. Nawet jeśli o tym nie wie i go to w ogóle nie obchodzi. To nie ma nic wspólnego z potrzebą
  5. A ty, miszczu przechodziłeś skoro tak autorytarnie się wypowiadasz, jadąc sobie przy tym po ludziach, o których nic nie wiesz?
  6. wiedźmy... ale nie wiccanki
  7. Ja siedzę mniej więcej ćwierć wieku, zmieniając tylko czasem kierunki - zaczynałam od naszego ludowego guślarstwa, poprzez wiele lat romansu z magią celtycką, teraz kieruję się w stronę seiðr - powodów nie ma co wyjaśniać publicznie, są dość skomplikowane. I nie jestem człowiekiem dobrym - jestem osobą zwyczajną, ni to złą, ni dobrą; za to otwarcie przyznaję się do swojej ciemnej strony i umiem z niej skorzystać, kiedy to potrzebne - nie udając nikogo, kim nie jestem (druidzkie Trzy Świece, w których na pierwszym miejscu jest Prawda - szczerość wobec samej siebie, otoczenia, każdego). Oczywiście korzystam też ze strony jasnej, starając się między nimi zachować równowagę pół na pół ale to chyba już za duży offtop
  8. hehehe... ja nie jestem dobrą wróżką, ja jestem ta od wrzeciona. I nie stosuję magii tylko w dobrym celu - więc wściekłość bywa bardzo przydatna w działaniach np. odwetowych. Kiedy chcę kogoś ukarać. Albo skrzywdzić za to, że skrzywdził kogoś mi bliskiego. Jeśli chodzi o rytuały i resztę tzw. otoczki - to jest trigger tak naprawdę. Mający wprowadzić nas w konkretny stan sprzyjający działaniom magicznym. Po uzyskaniu pewnej wprawy żadna szata rytualna, żaden krąg i inne rytualne zasady nie są już potrzebne, wystarczy wtedy pomyśleć o działaniu, które zamierza się podjąć i celu, który chce się uzyskać - i voila - jedziemy, nawet trans, czasem niezbędny, włącza się niemal sam po zastosowaniu hiperwentylacji. Są jednak ludzie, którzy takiej otoczki potrzebują, bo w pewnym sensie jest dla nich celem, a nie środkiem do celu, lub środkiem tak istotnym, że nie da się go pominąć. I są ścieżki magiczne, które bez takiej otoczki ani rusz. Ja znowu powiem - wszystko zależy od tego, co chcesz zrobić, z jakiego kręgu kulturowego magię stosujesz i jaki masz cel. Uczę się dopiero (i długa nauka przede mną, choć być może to w ogóle nie dla mnie - w kulturze, w którą się wgłębiam runami zajmowali się mężczyźni, kobieca "niegodna" magia nieruniczna polegała zupełnie na czym innym - i nikt do końca nie wie, na czym ) magii runicznej - i tak, jak napisał gdzieś wcześniej Szerszeń - przeraża, jak łatwo jest osiągnąć cel. Ale też jak łatwo się pomylić - to nowa dla mnie droga, ale zarówno osiągnięcie celu, jak i pomyłkę mam już na niej zaliczone - i ani jedno ani drugie moim zdaniem nie ma związku z wyborem właściwej chwili - runy działają inaczej... W magii celtyckiej, którą zajmuję się od iluś tam lat więcej osiągniętych celów niż porażek - i tu muszę stwierdzić, że łatwość osiągnięcia celu wiązała się zwykle jednak i z doborem odpowiedniego momentu - zarówno w cyklu miesięcznym, jak i rocznym, jak i... dobowym nawet - i wyborem odpowiedniego miejsca - przynajmniej ja nie umiem we właściwy sposób działać i wprowadzić się we właściwy stan pod dachem, może wiąże się to z dziewięcioma celtyckimi żywiołami, które są zarówno częścią nas w taki sam sposób, w jaki są częścią Natury i trudno je znaleźć czy poczuć ("włosy świata", "kości świata" itd.) w czterech ścianach - a sztuka naginania rzeczywistości polega na staniu się z nimi jednym na czas magicznego działania - nie potrafię do końca wyjaśnić. Wiem, że w lesie czy na łące - czy nawet w parku - działa bardziej ;) - a tworzenie o wiele łatwiejsze jest w okresie rozwoju wegetacji - właściwie od obudzenia roślinności na święto świec (Imbolc, Oimelc, Dzień Niedźwiedzia, jak zwał tak zwał, - połowa czasu między zimowym Przesileniem a wiosennym Zrównaniem) do Dnia Żniw czy Plonów (czyli albo połowa czasu między letnim Przesileniem a jesiennym Zrównaniem, albo samo jesienne Zrównanie), podczas gdy czas na szkodzenie innym i wszelkie działania destrukcyjne sprzyja od Dnia Duchów (połowa czasu między jesiennym Zrównaniem a zimowym Przesileniem) do samego zimowego Przesilenia. Oczywiście to znów ułatwiacze - wszystko można zrobić zawsze, ale jednak łącząc własny cykl z lunarnym i w końcu solarnym, można trafić na momenty wyjątkowo silnie wzmacniające to, co chcemy uzyskać.
  9. Ja w zasadzie też nie do końca - wszystko zależy od tego, co chcesz zrobić i jaką metodą. To znaczy nie uważam, że specjalny moment jest konieczny - ale wybranie właściwego momentu czasem bardzo wydatnie ułatwia osiągnięcie założonego celu. Właśnie choćby ze względu na emocje - są momenty, gdy dużo łatwiej obudzić w sobie wściekłość czy rozżalenie, a są też takie, gdy o wiele łatwiej radość, czułość, ciepło. I zależy to właśnie od fazy księżyca - i od fazy fizjologicznego cyklu miesięcznego. Taki przykład - bo gdybym zaczęła o ułatwiających bądź utrudniających różne rzeczy fazach cyklu rocznego to już wyszedłby z tego wielki elaborat. Dobór właściwej chwili to ułatwiacz. Nie jest niezbędny, ale dlaczego nie użyć czegoś, co sprawi, że w konkretne działanie włożymy mniej wysiłku? ;)
  10. Tak samo jak z energią elektryczną, ciepłem ognia i światłem żarówki? Ta sama energia, a różne postacie? Przynajmniej ja tak to widzę, oczywiście nie MUSZĘ mieć racji - a na tyle się na fizyce nie znam, żeby to wyjaśnić w sposób bardziej zrozumiały :D
  11. Witaj. Ale... smutnapesymistko... póki nie nauczysz się postrzegać siebie i świata pozytywnie, wróżby Ci nie pomogą... Bo negatywne nastawienie jest w stanie zniszczyć efekt najbardziej nawet pozytywnej wróżby. Zatem siły życzę i optymizmu :D
  12. W takim wypadku należałoby uznać, że i materii jest wiele i są różne, a nie ma jednej materii... Ani ezoteryka ani magia nie zawieszają i nie zaburzają praw natury, których częścią są prawa fizyki... i zarówno zasada zachowania energii, jak i trzecie prawo dynamiki Newtona, czy inne najrozmaitsze zasady działają w magii i dają się bardzo wygodnie w niej wykorzystywać (choć odpowiadają też i za to, że każde działanie magiczne ma swoją cenę)... w każdym razie ja pochodzę ze wszechświata, w którym energia jest jedna, podobnie jak materia, jedynie w różny sposób się manifestuje... może Ty z innego :D
  13. "Ty alfabeto" na koniec najbardziej mi się spodobało Czy to coś przeciwnego do analfabety?
  14. albo oprzeć się plecami o drzewo i tak postać... lub po prostu przytulić się do konkretnego (drzewnego) osobnika, z którym jest się zaprzyjaźnionym Jeśli chodzi o przyporządkowania astrologiczno-astronomiczne, które niby od Celtów mają się brać - już gdzieś napisałam, co to ma tak naprawdę wspólnego z Celtami...
  15. Ale w sumie nie ma "nie szkodzi innym" - zawsze komuś bardziej czy mniej szkodzi - w magii i niemagii - przebijasz się przez sito rekrutacyjne i dostajesz pracę - kupa ludzi się nie dostała. Nawet oddychaniem zużywa się część tlenu w powietrzu, którym mogliby oddychać inni. Ergo - żeby być ewidentnie dobrym - trzeba byłoby się dobrowolnie zlikwidować... Dowcip polega na niekamuflowaniu moim zdaniem - Szkodzimy celowo? Przyznawajmy się do tego otwarcie. Jedynym paskudztwem, jakie w tym widzę, jest owijanie rzeczywistych intencji w piękne i górnolotne słówka... ale mam specyficzny stosunek do prawdy i kłamstwa, lata druidzkiego prania mózgu zrobiły jednak swoje A że wszystko ustawicznie płynie i pulsuje, to fakt. Natomiast jeśli zaszkodzenie innemu ma pomóc drugiemu - wybieramy pragmatyzm, z czystym sumieniem szkodząc obcym, by pomagać członkom własnego stada... ja przynajmniej tak robię, zupełnie otwarcie i nie udając świętej dziewicy, mającej na sercu dobro każdej żyjącej istotki :D
  16. Dobry? Zły? Chyba zależy dla kogo i z czyjego punktu widzenia... Pragmatyczny i dbający o korzyść swoją i swoich - to zawsze na czasie ;) Po co rozstrzygać, gdy dobro i zło zależą wyłącznie od punktu usadowienia własnych czterech liter - i to w konkretnym momencie, bo za chwilę cały układ może się zachwiać i przebiegunować?
  17. 5 w 4, stuprocentowo trafnie. Obrazoburca od zawsze i na zawsze :D
  18. W zasadzie powiązanie z fazami księżyca dotyczy nie tylko "magii wicca" - ale generalnie magii kobiecej. Tyle że niekoniecznie musi to być w jakikolwiek sposób związane jakimikolwiek aspektami jakiejkolwiek bogini. Wpływ na pływy morskie i na nasz organizm są bezdyskusyjne - a kobieca magia, ta tak zwana "prymitywna" bardzo silnie wykorzystuje stan świata w danym momencie i stan własnego organizmu - również emocjonalny - bo właściwie użyte emocje są potężnym narzędziem magicznym... Liczy się też miejsce w roku, między przesileniami i zrównaniami - bo stan świata i od tego jest mocno zależny... a umiejętne podłączenie się pod ten stan jest gwarantem uzyskania właściwego wyniku... anioły i efemerydy planet to już nie moja bajka, too sophisticated :D W wyszczególnieniu powyżej brak momentu nowiu, sprzyjającego stanowi typu "coś się kończy, coś się zaczyna" - otwieraniu rzeczy, których otwarcie wymaga zamknięcia tych, które je poprzedzały - i przede wszystkim wszelkim mrocznym, leworęcznym działaniom, mającym na celu wyrządzenie szkody, zemstę, podporządkowanie sobie kogoś itp.
  19. a dziękuję za docenienie i postawienie w jednym szeregu z miszczem :D Tu jakoś poziom jakby yyy.... sensowniejszy? To i do pomieszania można bardziej mózgownicę wytężyć :D
  20. łomatko... też byłam przekonana że ta sama Pani - i już się ucieszyłam :D - Isleen, to na pewno nie Ty? :D Uikkan to tu chyba nie mamy, coby wyjaśnili nam parę rzeczy. Natomiast sugestia dotycząca schodzenia (bądź nieschodzenia) druidów do podziemi jest dla mnie - i w świetle tego wątku - i w ogóle - nieco niejasna... Bo z tym druidyzmem to i nie do końca tak, że szkolić można się ino w zakonach, ale niewątpliwie w grupach rozmaitych - i druidem możesz się ewentualnie nazwać wówczas, gdy inni druidzi, nazwani tak przez innych druidów, uznanych przez innych druidów itede, tak Cię nazwą... I nie mieszałabym go z celtyckim rekonstrukcjonizmem. Bo lud swoje a druidzi swoje i mamy o tym wzmianki nawet w pismach boskiego Julka. I o ile źródłami dla CR będą opracowania antropologiczne, archeologiczne, kulturoznawcze i historyczne, tudzież ślady pogańskie w chrześcijańskiej religijności ludowej na danym terenie - tak jeśli chodzi o druidyzm mamy o wiele trudniej - bo czy to prace Iolo Morwgwanga. czy inne z epoki XVII/XVIII-wiecznego odrodzenia druidyzmu już mocną trącą ezoteryką, która wtedy nie istniała wprawdzie, ale istniała np. silnie wówczas zmaskulinizowana masoneria, na której "odrodziciele" bazowali. Dużo można wyssać z historii chrystianizacji Irlandii i z żywotów wczesnych irlandzkich świętych (Patryk, Brygida). I wychodzi na to, że druidzi byli bardziej pragmatycznymi magami i filozofami, niekiedy spełniającymi funkcje kapłańskie - tudzież gromadzicielami wiedzy o świecie... a ich wierzenia w stosunku do wierzeń celtyckiego "ludu" mogłyby nawet niebezpiecznie zatrącać o ateizm... Podstawa światopoglądu druidzkiego - to owe nieszczęsne "trzy świece, które rozświetlą każdy mrok - Prawda, Natura i Wiedza" - i wbrew pozorom to stara irlandzka triada, a nie żaden nowoczesny wymysł... Interpretacji jest wiele - ale to zasada podstawowa.
  21. Ja się łapię, Szerszeniu - uważając, przy okazji, że czegoś takiego jak czakry nie posiadam :D
  22. Dajcie spokój Mistykowi - lekarz kazał przytakiwać, nie ma co się wdawać w dyskusje...
  23. Hihi... tylko tak się śmiesznie składa, że ów "horoskop celtycki" nie ma wiele wspólnego z Celtami i jest XIX-wiecznym ezoterycznym wynalazkiem Kult Mitry też nie za wiele ma z nimi wspólnego - co powie i każdy celtycki rekonstrukcjonista i każdy druid. Odniesienie druidów do hinduskich braminów - w tekście powyżej zwanych brahmanami (do pewnego stopnia uprawnione - w końcu Celtowie to niewątpliwie lud indoeuropejski) pochodzi prawdopodobnie z opracowania Petera Eillisa "Druidzi" (w sumie jednej z lepszych pozycji na ich temat dostępnych po polsku) - i ma nieco sensu - podobnie jak sens ma teoria trójpodziału funkcji boskich G. Dúmezila odnosząca bogów germańskich do hinduskich. Ale zbyt mocno hinduskiego źródła z celtyckim strumieniem bym nie wiązała - zbyt daleko jedno od drugiego odeszło. Trąci mi to też naleciałościami oghamicznymi - ale przy traktowaniu tego alfabetu w najprostszy i najbardziej prymitywny sposób - z odwołaniem do drzew, od których nazwano poszczególne litery, bez odwołania do dotyczących każdego znaku co najmniej trzech staroirlandzkich kenningów... O tych specjalnych medytacjach też pierwsze słyszę, mimo wieloletniego praktykowania druidyzmu... praktyka medytacyjno-dywinacyjna z drzewem - dość ciekawa zresztą - polegała na zaszyciu na noc w świeżo zdartej krowiej skórze wraz z gałązkami i owocami jarzębiny u stóp jarzębinowego pnia... Poza tym przyjaźń czy kontakt z drzewami polegał na kontakcie z konkretnym osobnikiem - konkretnym drzewem, bez zwracania szczególnej uwagi na gatunek, do którego ów osobnik należał - i zdecydowanie bez przypisywania poszczególnym gatunkom aż tak rozbudowanych znaczeń, choć część z nich rzeczywiście z różnych celtyckich tradycji pochodzi. Dodałabym jeszcze, że nie ma czegoś takiego, jak kultura ogólnoceltycka - jest kultura Celtów kontynentalnych - Galów i Bretończyków - i mieszkańców hiszpańskiej Galicji - i wyspiarskich - irlandzkich, szkockich, walijskich i mańskich. Którzy niby mieliby wytworzyć ów drzewny kalendarz?