Hrefna
Użytkownicy-
Zawartość
545 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Fora
Kalendarz
Store
Zawartość dodana przez Hrefna
-
Kochani moi, a jakiś dowód z praktyki wskazujący na to, że jakakolwiek runa JEST odwracalna, możecie podać? Przyznam szczerze, że magią runiczną zajmuję się od dość niedawna, ale przy pisaniu w konkretnej potrzebie, odwracam w tę i wewtę, odbijam lustrzanie też i... działa. Podobnie przecież, jak miało to miejsce w dawnych inskrypcjach, również tych bardziej magicznych, choć wśród zachowanych takie stanowią zdecydowaną mniejszość...
-
A z drugiej strony najwspanialszą wiedźmą średniowiecza była Hildegarda z Bingen... błogosławiona Bo istniała furtka. Żeby mieć własne zdanie, wiedzieć, umieć, leczyć, robić mnóstwo innych rzeczy wówczas kobietom niedostępnym - trzeba było a. urodzić się w rodzinie szlacheckiej i b. trafić do klasztoru. Dobrego, benedyktyńskiego klasztoru, gdzie już trzeba było zaprząc własną inteligencję do wyścigu szczurzyc i pięcia się w górę w klasztornej hierarchii. Owocowało to wolnością, o jakiej świeckie kobiety, nawet najwyżej urodzone, mogły tylko zamarzyć. A śluby czystości? Cóż, mało kto ich przestrzegał...
-
Hech... dla mnie po prostu tzw. rozeta cyrklowa... powszechny motyw zdobniczy wszędzie tam, gdzie dominuje drewniane budownictwo - u nas głównie na Podhalu ;)
-
Nie do końca tak. Z szamańskiego punktu widzenia totem po prostu jest, ma go każdy. Nawet jeśli o tym nie wie i go to w ogóle nie obchodzi. To nie ma nic wspólnego z potrzebą
-
A ty, miszczu przechodziłeś skoro tak autorytarnie się wypowiadasz, jadąc sobie przy tym po ludziach, o których nic nie wiesz?
-
wiedźmy... ale nie wiccanki
-
Ja siedzę mniej więcej ćwierć wieku, zmieniając tylko czasem kierunki - zaczynałam od naszego ludowego guślarstwa, poprzez wiele lat romansu z magią celtycką, teraz kieruję się w stronę seiðr - powodów nie ma co wyjaśniać publicznie, są dość skomplikowane. I nie jestem człowiekiem dobrym - jestem osobą zwyczajną, ni to złą, ni dobrą; za to otwarcie przyznaję się do swojej ciemnej strony i umiem z niej skorzystać, kiedy to potrzebne - nie udając nikogo, kim nie jestem (druidzkie Trzy Świece, w których na pierwszym miejscu jest Prawda - szczerość wobec samej siebie, otoczenia, każdego). Oczywiście korzystam też ze strony jasnej, starając się między nimi zachować równowagę pół na pół ale to chyba już za duży offtop
-
hehehe... ja nie jestem dobrą wróżką, ja jestem ta od wrzeciona. I nie stosuję magii tylko w dobrym celu - więc wściekłość bywa bardzo przydatna w działaniach np. odwetowych. Kiedy chcę kogoś ukarać. Albo skrzywdzić za to, że skrzywdził kogoś mi bliskiego. Jeśli chodzi o rytuały i resztę tzw. otoczki - to jest trigger tak naprawdę. Mający wprowadzić nas w konkretny stan sprzyjający działaniom magicznym. Po uzyskaniu pewnej wprawy żadna szata rytualna, żaden krąg i inne rytualne zasady nie są już potrzebne, wystarczy wtedy pomyśleć o działaniu, które zamierza się podjąć i celu, który chce się uzyskać - i voila - jedziemy, nawet trans, czasem niezbędny, włącza się niemal sam po zastosowaniu hiperwentylacji. Są jednak ludzie, którzy takiej otoczki potrzebują, bo w pewnym sensie jest dla nich celem, a nie środkiem do celu, lub środkiem tak istotnym, że nie da się go pominąć. I są ścieżki magiczne, które bez takiej otoczki ani rusz. Ja znowu powiem - wszystko zależy od tego, co chcesz zrobić, z jakiego kręgu kulturowego magię stosujesz i jaki masz cel. Uczę się dopiero (i długa nauka przede mną, choć być może to w ogóle nie dla mnie - w kulturze, w którą się wgłębiam runami zajmowali się mężczyźni, kobieca "niegodna" magia nieruniczna polegała zupełnie na czym innym - i nikt do końca nie wie, na czym ) magii runicznej - i tak, jak napisał gdzieś wcześniej Szerszeń - przeraża, jak łatwo jest osiągnąć cel. Ale też jak łatwo się pomylić - to nowa dla mnie droga, ale zarówno osiągnięcie celu, jak i pomyłkę mam już na niej zaliczone - i ani jedno ani drugie moim zdaniem nie ma związku z wyborem właściwej chwili - runy działają inaczej... W magii celtyckiej, którą zajmuję się od iluś tam lat więcej osiągniętych celów niż porażek - i tu muszę stwierdzić, że łatwość osiągnięcia celu wiązała się zwykle jednak i z doborem odpowiedniego momentu - zarówno w cyklu miesięcznym, jak i rocznym, jak i... dobowym nawet - i wyborem odpowiedniego miejsca - przynajmniej ja nie umiem we właściwy sposób działać i wprowadzić się we właściwy stan pod dachem, może wiąże się to z dziewięcioma celtyckimi żywiołami, które są zarówno częścią nas w taki sam sposób, w jaki są częścią Natury i trudno je znaleźć czy poczuć ("włosy świata", "kości świata" itd.) w czterech ścianach - a sztuka naginania rzeczywistości polega na staniu się z nimi jednym na czas magicznego działania - nie potrafię do końca wyjaśnić. Wiem, że w lesie czy na łące - czy nawet w parku - działa bardziej ;) - a tworzenie o wiele łatwiejsze jest w okresie rozwoju wegetacji - właściwie od obudzenia roślinności na święto świec (Imbolc, Oimelc, Dzień Niedźwiedzia, jak zwał tak zwał, - połowa czasu między zimowym Przesileniem a wiosennym Zrównaniem) do Dnia Żniw czy Plonów (czyli albo połowa czasu między letnim Przesileniem a jesiennym Zrównaniem, albo samo jesienne Zrównanie), podczas gdy czas na szkodzenie innym i wszelkie działania destrukcyjne sprzyja od Dnia Duchów (połowa czasu między jesiennym Zrównaniem a zimowym Przesileniem) do samego zimowego Przesilenia. Oczywiście to znów ułatwiacze - wszystko można zrobić zawsze, ale jednak łącząc własny cykl z lunarnym i w końcu solarnym, można trafić na momenty wyjątkowo silnie wzmacniające to, co chcemy uzyskać.
-
Ja w zasadzie też nie do końca - wszystko zależy od tego, co chcesz zrobić i jaką metodą. To znaczy nie uważam, że specjalny moment jest konieczny - ale wybranie właściwego momentu czasem bardzo wydatnie ułatwia osiągnięcie założonego celu. Właśnie choćby ze względu na emocje - są momenty, gdy dużo łatwiej obudzić w sobie wściekłość czy rozżalenie, a są też takie, gdy o wiele łatwiej radość, czułość, ciepło. I zależy to właśnie od fazy księżyca - i od fazy fizjologicznego cyklu miesięcznego. Taki przykład - bo gdybym zaczęła o ułatwiających bądź utrudniających różne rzeczy fazach cyklu rocznego to już wyszedłby z tego wielki elaborat. Dobór właściwej chwili to ułatwiacz. Nie jest niezbędny, ale dlaczego nie użyć czegoś, co sprawi, że w konkretne działanie włożymy mniej wysiłku? ;)
-
Tak samo jak z energią elektryczną, ciepłem ognia i światłem żarówki? Ta sama energia, a różne postacie? Przynajmniej ja tak to widzę, oczywiście nie MUSZĘ mieć racji - a na tyle się na fizyce nie znam, żeby to wyjaśnić w sposób bardziej zrozumiały :D
-
Witaj. Ale... smutnapesymistko... póki nie nauczysz się postrzegać siebie i świata pozytywnie, wróżby Ci nie pomogą... Bo negatywne nastawienie jest w stanie zniszczyć efekt najbardziej nawet pozytywnej wróżby. Zatem siły życzę i optymizmu :D
-
W takim wypadku należałoby uznać, że i materii jest wiele i są różne, a nie ma jednej materii... Ani ezoteryka ani magia nie zawieszają i nie zaburzają praw natury, których częścią są prawa fizyki... i zarówno zasada zachowania energii, jak i trzecie prawo dynamiki Newtona, czy inne najrozmaitsze zasady działają w magii i dają się bardzo wygodnie w niej wykorzystywać (choć odpowiadają też i za to, że każde działanie magiczne ma swoją cenę)... w każdym razie ja pochodzę ze wszechświata, w którym energia jest jedna, podobnie jak materia, jedynie w różny sposób się manifestuje... może Ty z innego :D
-
"Ty alfabeto" na koniec najbardziej mi się spodobało Czy to coś przeciwnego do analfabety?
-
albo oprzeć się plecami o drzewo i tak postać... lub po prostu przytulić się do konkretnego (drzewnego) osobnika, z którym jest się zaprzyjaźnionym Jeśli chodzi o przyporządkowania astrologiczno-astronomiczne, które niby od Celtów mają się brać - już gdzieś napisałam, co to ma tak naprawdę wspólnego z Celtami...
-
Ale w sumie nie ma "nie szkodzi innym" - zawsze komuś bardziej czy mniej szkodzi - w magii i niemagii - przebijasz się przez sito rekrutacyjne i dostajesz pracę - kupa ludzi się nie dostała. Nawet oddychaniem zużywa się część tlenu w powietrzu, którym mogliby oddychać inni. Ergo - żeby być ewidentnie dobrym - trzeba byłoby się dobrowolnie zlikwidować... Dowcip polega na niekamuflowaniu moim zdaniem - Szkodzimy celowo? Przyznawajmy się do tego otwarcie. Jedynym paskudztwem, jakie w tym widzę, jest owijanie rzeczywistych intencji w piękne i górnolotne słówka... ale mam specyficzny stosunek do prawdy i kłamstwa, lata druidzkiego prania mózgu zrobiły jednak swoje A że wszystko ustawicznie płynie i pulsuje, to fakt. Natomiast jeśli zaszkodzenie innemu ma pomóc drugiemu - wybieramy pragmatyzm, z czystym sumieniem szkodząc obcym, by pomagać członkom własnego stada... ja przynajmniej tak robię, zupełnie otwarcie i nie udając świętej dziewicy, mającej na sercu dobro każdej żyjącej istotki :D
-
Dobry? Zły? Chyba zależy dla kogo i z czyjego punktu widzenia... Pragmatyczny i dbający o korzyść swoją i swoich - to zawsze na czasie ;) Po co rozstrzygać, gdy dobro i zło zależą wyłącznie od punktu usadowienia własnych czterech liter - i to w konkretnym momencie, bo za chwilę cały układ może się zachwiać i przebiegunować?
-
5 w 4, stuprocentowo trafnie. Obrazoburca od zawsze i na zawsze :D
-
W zasadzie powiązanie z fazami księżyca dotyczy nie tylko "magii wicca" - ale generalnie magii kobiecej. Tyle że niekoniecznie musi to być w jakikolwiek sposób związane jakimikolwiek aspektami jakiejkolwiek bogini. Wpływ na pływy morskie i na nasz organizm są bezdyskusyjne - a kobieca magia, ta tak zwana "prymitywna" bardzo silnie wykorzystuje stan świata w danym momencie i stan własnego organizmu - również emocjonalny - bo właściwie użyte emocje są potężnym narzędziem magicznym... Liczy się też miejsce w roku, między przesileniami i zrównaniami - bo stan świata i od tego jest mocno zależny... a umiejętne podłączenie się pod ten stan jest gwarantem uzyskania właściwego wyniku... anioły i efemerydy planet to już nie moja bajka, too sophisticated :D W wyszczególnieniu powyżej brak momentu nowiu, sprzyjającego stanowi typu "coś się kończy, coś się zaczyna" - otwieraniu rzeczy, których otwarcie wymaga zamknięcia tych, które je poprzedzały - i przede wszystkim wszelkim mrocznym, leworęcznym działaniom, mającym na celu wyrządzenie szkody, zemstę, podporządkowanie sobie kogoś itp.
-
a dziękuję za docenienie i postawienie w jednym szeregu z miszczem :D Tu jakoś poziom jakby yyy.... sensowniejszy? To i do pomieszania można bardziej mózgownicę wytężyć :D
-
łomatko... też byłam przekonana że ta sama Pani - i już się ucieszyłam :D - Isleen, to na pewno nie Ty? :D Uikkan to tu chyba nie mamy, coby wyjaśnili nam parę rzeczy. Natomiast sugestia dotycząca schodzenia (bądź nieschodzenia) druidów do podziemi jest dla mnie - i w świetle tego wątku - i w ogóle - nieco niejasna... Bo z tym druidyzmem to i nie do końca tak, że szkolić można się ino w zakonach, ale niewątpliwie w grupach rozmaitych - i druidem możesz się ewentualnie nazwać wówczas, gdy inni druidzi, nazwani tak przez innych druidów, uznanych przez innych druidów itede, tak Cię nazwą... I nie mieszałabym go z celtyckim rekonstrukcjonizmem. Bo lud swoje a druidzi swoje i mamy o tym wzmianki nawet w pismach boskiego Julka. I o ile źródłami dla CR będą opracowania antropologiczne, archeologiczne, kulturoznawcze i historyczne, tudzież ślady pogańskie w chrześcijańskiej religijności ludowej na danym terenie - tak jeśli chodzi o druidyzm mamy o wiele trudniej - bo czy to prace Iolo Morwgwanga. czy inne z epoki XVII/XVIII-wiecznego odrodzenia druidyzmu już mocną trącą ezoteryką, która wtedy nie istniała wprawdzie, ale istniała np. silnie wówczas zmaskulinizowana masoneria, na której "odrodziciele" bazowali. Dużo można wyssać z historii chrystianizacji Irlandii i z żywotów wczesnych irlandzkich świętych (Patryk, Brygida). I wychodzi na to, że druidzi byli bardziej pragmatycznymi magami i filozofami, niekiedy spełniającymi funkcje kapłańskie - tudzież gromadzicielami wiedzy o świecie... a ich wierzenia w stosunku do wierzeń celtyckiego "ludu" mogłyby nawet niebezpiecznie zatrącać o ateizm... Podstawa światopoglądu druidzkiego - to owe nieszczęsne "trzy świece, które rozświetlą każdy mrok - Prawda, Natura i Wiedza" - i wbrew pozorom to stara irlandzka triada, a nie żaden nowoczesny wymysł... Interpretacji jest wiele - ale to zasada podstawowa.
-
Ja się łapię, Szerszeniu - uważając, przy okazji, że czegoś takiego jak czakry nie posiadam :D
-
Dajcie spokój Mistykowi - lekarz kazał przytakiwać, nie ma co się wdawać w dyskusje...
-
Hihi... tylko tak się śmiesznie składa, że ów "horoskop celtycki" nie ma wiele wspólnego z Celtami i jest XIX-wiecznym ezoterycznym wynalazkiem Kult Mitry też nie za wiele ma z nimi wspólnego - co powie i każdy celtycki rekonstrukcjonista i każdy druid. Odniesienie druidów do hinduskich braminów - w tekście powyżej zwanych brahmanami (do pewnego stopnia uprawnione - w końcu Celtowie to niewątpliwie lud indoeuropejski) pochodzi prawdopodobnie z opracowania Petera Eillisa "Druidzi" (w sumie jednej z lepszych pozycji na ich temat dostępnych po polsku) - i ma nieco sensu - podobnie jak sens ma teoria trójpodziału funkcji boskich G. Dúmezila odnosząca bogów germańskich do hinduskich. Ale zbyt mocno hinduskiego źródła z celtyckim strumieniem bym nie wiązała - zbyt daleko jedno od drugiego odeszło. Trąci mi to też naleciałościami oghamicznymi - ale przy traktowaniu tego alfabetu w najprostszy i najbardziej prymitywny sposób - z odwołaniem do drzew, od których nazwano poszczególne litery, bez odwołania do dotyczących każdego znaku co najmniej trzech staroirlandzkich kenningów... O tych specjalnych medytacjach też pierwsze słyszę, mimo wieloletniego praktykowania druidyzmu... praktyka medytacyjno-dywinacyjna z drzewem - dość ciekawa zresztą - polegała na zaszyciu na noc w świeżo zdartej krowiej skórze wraz z gałązkami i owocami jarzębiny u stóp jarzębinowego pnia... Poza tym przyjaźń czy kontakt z drzewami polegał na kontakcie z konkretnym osobnikiem - konkretnym drzewem, bez zwracania szczególnej uwagi na gatunek, do którego ów osobnik należał - i zdecydowanie bez przypisywania poszczególnym gatunkom aż tak rozbudowanych znaczeń, choć część z nich rzeczywiście z różnych celtyckich tradycji pochodzi. Dodałabym jeszcze, że nie ma czegoś takiego, jak kultura ogólnoceltycka - jest kultura Celtów kontynentalnych - Galów i Bretończyków - i mieszkańców hiszpańskiej Galicji - i wyspiarskich - irlandzkich, szkockich, walijskich i mańskich. Którzy niby mieliby wytworzyć ów drzewny kalendarz?