Gość zoska1977

Depresja

18 postów w tym temacie

1depre.jpg?w=640

Wszyscy doświadczamy bólu fizycznego i emocjonalnego. Na przykre wydarzenia możemy reagować w różny sposób; niektóre metody prowadzą do uzdrowienia, inne dają początek procesom, które nasilają cierpienie emocjonalne, uniemożliwiając wzrastanie i odzyskiwanie sił.

Ból emocjonalny można porównać do bólu fizycznego. Jeśli się przewrócisz i zranisz skórę na kolanie, możesz grubo obandażować ranę, żeby uniknąć zakażenia. Gdy po kilku tygodniach zdejmiesz bandaż, przekonasz się, że rana wcale się nie zagoiła, lecz wygląda gorzej niż zaraz po wypadku. Ranę trzeba chronić, ale trzeba jej też zapewnić dostęp powietrza, żeby mógł się uformować strup.

Podobnie jest z ludźmi, którzy w reakcji na traumatyczne wydarzenia emocjonalne zaprzeczają swoim uczuciom lub wypierają je ze świadomości. Zdarza się, że ktoś postępuje tak po śmierci bliskiej osoby. W rodzinie zawsze znajdzie się ktoś, kto nie okazuje smutku, bo woli wypierać nieprzyjemne uczucia. Taki człowiek może myśleć: „Trzeba być silnym i zająć się pogrzebem… Ktoś musi być oparciem dla innych”.

Niestety, często chwalimy takie osoby za ich siłę: „On doskonale daje sobie radę. Jest twardy jak skała”. Innym powodem, dla którego ludzie wypierają żal, jest strach przed tym, że ból okaże się nieznośny. To zrozumiałe i nie muszę tego tłumaczyć.

Czy wypieranie żalu lub zaprzeczanie mu jest złe? Wypieranie uczuć pomaga na krótko. Wewnętrzny ból nie znika, za to -jak grube

bandaże na świeżej ranie – utrudnia powrót do zdrowia. Ludzie, którzy nie chcą przeżywać żalu, zwykle tylko przedłużają okres rekonwalescencji. Wewnętrznie dhiżej niż inni boleją nad poniesioną stratą, są bardziej zagrożeni chorobami somatycznymi i często popadają w depresję. Wypieranie bolesnych uczuć w niczym nie pomaga.

Wróćmy do naszego przykładu ze zranionym kolanem. Możesz je zostawić nieobandażowane i narazić się na to, że kiedy rana zacznie się goić, znów się przewrócisz i zranisz albo zedrzesz strup. Za każdym razem, kiedy uszkodzisz strup, powstanie nowa rana, która będzie się musiała zagoić. Co gorsza, może dojść do infekcji.

W życiu emocjonalnym jest podobnie. Sami się ranimy. Robimy to dość często, chociaż zwykle nieświadomie. Jak to możliwe? Możemy na przykład narażać się stale na te same, bolesne sytuacje. Tak jest z kobietą bitą przez męża. Mąż jest wobec niej okrutny, poniżają i lekceważy, a ona ciągle do niego wraca, mimo cierpienia, na które się przez to naraża.

Drugim często spotykanym sposobem ranienia siebie jest kultywowanie negatywnych i samokrytycznych myśli. Specjaliści w zakresie zdrowia psychicznego odkryli bardzo powszechny i niezdrowy proces, który zwykle pojawia się na wczesnym etapie choroby depresyjnej. Człowiek zaczyna bardzo negatywnie postrzegać świat i siebie samego; widzi tylko swoje ograniczenia i braki. Świat jest czarny, przyszłość ponura, na siebie patrzy zbyt krytycznie. Mężczyzna, którego opuściła żona, robi sobie wyrzuty:

„Jestem przeklętym głupcem!

Co ze mną jest?

Zniszczyłem małżeństwo i całe swoje życie.

Jestem do niczego, nikt nie ma ze mnie żadnego pożytku.

Nic nie umiem zrobić dobrze”.

Nie dość, że cierpi z powodu odejścia żony, to jeszcze sam siebie karze i upokarza. Osoba pogrążona w depresji może nie być świadoma tych negatywnych myśli, ale one bardzo nasilają emocjonalny ból. (W dalszych częściach tego rozdziału napiszę o tym nieco więcej).

Zachowania, które przeszkadzają w odzyskaniu równowagi emocjonalnej

1. Wypieranie bolesnych uczuć lub zaprzeczanie im.

2. Robienie sobie krzywdy przez:

a) ciągłe narażanie się na te same, bolesne sytuacje,

cool.gif nadmiernie negatywne i samokrytyczne myśli.

Co możesz zrobić, żeby pielęgnować zdrowie psychiczne? Ludzie, którym się udało przetrwać bardzo trudne chwile, twierdzą, że pomogło im sześć rzeczy:

Po pierwsze byli przekonani, że ból jest normalną reakcją. Jedna z moich pacjentek, opuszczona przez męża, ujęła to bardzo trafnie: „To cholerny ból, a ja nie lubię smutku, ale to przecież normalne, że się tak czuję, bo zależało mi na tym człowieku”.

Po drugie pozwalają sobie na te normalne, ludzkie uczucia. Wiele osób myśli: „Już dawno powinnam się z tym uporać”, „Nie powinienem pozwalać, żeby to tak bardzo bolało”, „Mam ochotę płakać jak dziecko”, „Muszę być silny” i podobnie. Tacy ludzie doświadczają uczuć, ale nie chcą się do nich przyznawać, wypierają je ze świadomości, często myślą o sobie krytycznie („Co mi jest? Jestem taka słaba”).

Ludzie, którzy dobrze znoszą bolesne doświadczenia, dają wyraz swoim uczuciom. Psychologowie nie wiedzą, dlaczego tak się dzieje, ale faktem jest, że wyrażanie bolesnych uczuć jest zdrowe, szczególnie kiedy możemy opowiadać o swoich emocjach osobie, która nas słucha, której na nas zależy i która nas nie osądza. Przyjaciele mówią czasem: „Będzie dobrze. Wszystko się jakoś ułoży Dasz sobie radę”. Mają dobre intencje, ale w ich słowach kryje się sugestia, że nie powinniśmy płakać ani się smucić. Zaprzeczanie uczuciom w niczym nie pomaga, przeciwnie, przeszkadza w ich wyrażaniu i w odzyskiwaniu ró-wnowagi.

Ogromnie ważne jest utrzymywanie kontaktu z przyjaciółmi i z członkami rodziny, którzy umieją nas wesprzeć. Kiedy próbujesz leczyć emocjonalne rany, nie powinieneś myśleć o tym, że musisz być dzielny i samodzielnie dać sobie radę ze wszystkim.

W leczeniu emocjonalnego bólu pomaga trzeźwa ocena rzeczywistości. Trzeba odważnie spojrzeć na swoje życie, na siebie samego, na to, co pozytywne i co negatywne. Wiele osób uczy się wyrażać swoje uczucia i zachowuje realistyczną ocenę rzeczywistości dzięki prowadzeniu dziennika. Warto przelewać na papier najgłębsze emocje (suche opisywanie faktów nie pomaga, lepiej jest pisać od serca).

Szóstą rzeczą, która pomaga w odzyskaniu równowagi, jest zaangażowanie się w rozwiązywanie problemów. W chwili głębokiej żałoby lub rozpaczy często jest to trudne, ale warto się zmobilizować. Przykładem może być mężczyzna, który ma za sobą bolesny rozwód. Jest smutny, bo jego małżeństwo się rozpadło, tęskni za żoną, ale nie zamyka oczu na fakty, na to wszystko, co się w jego życiu zmieniło, i pozwala sobie na odczuwanie i wyrażanie smutku.

„Jestem bardzo smutny, ale muszę żyć dalej i chcę myśleć o tym, co powinienem zrobić, żeby się pozbierać. Wiem, że dużo czasu będę teraz spędzał samotnie. Będę się musiał nauczyć żyć z bólem i z pustką samotności, ale chcę szukać czegoś, czym będę się mógł zajmować wieczorami”. Planując spotkania z przyjaciółmi i krewnymi, angażując się w działalność kościoła, mężczyzna zaczyna się zmagać z problemem samotności.

Działania, które ułatwiają odzyskanie wewnętrznej równowagi

1. Uznanie faktu, że ból jest normalną reakcją emocjonalną.

2. Pozwolenie sobie na odczuwanie normalnych uczuć.

3. Wyrażanie uczuć (rozmawianie o nich przynajmniej z jedną osobą).

4. Utrzymywanie kontaktu z przyjaciółmi i krewnymi, którzy umieją nas wesprzeć.

5. Utrzymywanie realistycznego spojrzenia na życie i na własną osobę (często pomaga w tym prowadzenie dziennika).

6. Angażowanie się w rozwiązywanie problemów w taki sposób, by możliwy był powrót do zdrowia.

John Preston – Pokonać depresję.

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Mam dziwne wrażenie jakby ktoś bagatelizował depresje i mylił ją z czasowym obniżeniem nastroju czy zwykłym smutkiem a przecież depresja to CHOROBA którą się leczy,trzeba leczyć.

Depresja to nie jest gorszy dzień czy zmęczenie,kładziemy się,popijamy herbatkę,rozmawiamy z przyjaciółmi i poprawia nam się nastój.

Depresja jest chorobą a choroba to nie jest normalny stan który można w sobie akceptować.

Dystymia (depresja nerwicowa, depresyjne zaburzenie osobowości, przewlekła depresja z lękiem) - typ depresji charakteryzujący się przewlekłym (trwającym kilka lat lub dłużej) obniżeniem nastroju o przebiegu łagodniejszym niż w przypadku depresji endogennej. Szacuje się, że około 3% populacji ogólnej wykazuje objawy dystymiczne.

Ze względu na łagodniejsze niż w przypadku cięższych depresji objawy (zazwyczaj brak tendencji samobójczych), zazwyczaj pozostaje nierozpoznana i nieleczona, mając przy tym duży wpływ na życie chorego i jego bliskich.

Nieleczona dystymia może trwać nawet całe życie. Zazwyczaj chory tak bardzo przyzwyczaja się do ciągle obniżonego nastroju, że wydaje mu się on normalnym elementem jego osobowości - sporadycznie używana nazwa depresyjne zaburzenie osobowości sugeruje taką możliwość.

Diagnoza dystymii wymaga obecności przynajmniej dwóch z następujących objawów, utrzymujących się przynajmniej 2 lata, a okresy remisji, o ile występują, trwają nie dłużej niż 2 miesiące:

* zaburzenia łaknienia,

* zaburzenia snu,

* uczucie zmęczenia,

* deficyt uwagi,

* trudności decyzyjne,

* niska samoocena,

* poczucie beznadziejności.

Ponadto często występują:

* częściowa anhedonia,

* ogólny brak motywacji,

* ograniczenie zainteresowań,

* niechęć do kontaktów towarzyskich,

* stałe uczucie bezsensu i marnowania czasu, nudy i wewnętrznej pustki,

* czasem zmniejszona dbałość o higienę osobistą (w cięższych przypadkach).

Dystymia współwystępuje niekiedy z innymi zaburzeniami osobowości, zwłaszcza z osobowością unikającą oraz zespołem natręctw, jak również z fobią społeczną. Częstym współwystępującym zaburzaniem jest także prokrastynacja.

Osobowość Chwiejna Emocjonalnie typu borderline (pograniczne zaburzenie osobowości, osobowość borderline, BPD; ang. Borderline Personality Disorder) – zaburzenie osobowości na pograniczu psychozy i nerwicy.

Osobowość borderline charakteryzują: wahania nastroju, napady intensywnego gniewu, niestabilny obraz siebie, niestabilne i naznaczone silnymi emocjami związki interpersonalne, silny lęk przed odrzuceniem i gorączkowe wysiłki mające na celu uniknięcie odrzucenia, działania autoagresywne oraz chroniczne uczucie pustki (braku sensu w życiu).

Zapadalność na osobowość borderline wynosi około 1–2% (w tym 75% to kobiety). Zaburzenie wymaga wielokierunkowego leczenia, długoletnich psychoterapii, a niekiedy też hospitalizacji.

Kryteria diagnostyczne ICD-10

Dla typu borderline muszą wystąpić co najmniej trzy spośród cech wymienionych przy typie impulsywnym (powyżej), oraz co najmniej dwie spośród poniższych:

1. zaburzenia w obrębie i niepewność co do obrazu ja (self image) oraz celów i wewnętrznych preferencji (włączając seksualne),

2. ciążenie ku byciu uwikłanym w intensywne i niestabilne związki, prowadzące często do kryzysów emocjonalnych,

3. nadmierne wysiłki uniknięcia porzucenia,

4. powtarzające się groźby lub działania o charakterze autoagresywnym (self-harm),

5. chroniczne uczucie pustki.

Kryteria diagnostyczne DSM-IV

Zgodnie z DSM-IV, pograniczne zaburzenie osobowości (301.83) występuje, jeżeli przez dłuższy czas utrzymuje się co najmniej pięć spośród wymienionych dziewięciu kryteriów:

1. gorączkowe wysiłki uniknięcia rzeczywistego lub wyimaginowanego odrzucenia,

2. niestabilne i intensywne związki interpersonalne, charakteryzujące się wahaniami pomiędzy ekstremami idealizacji i dewaluacji,

3. zaburzenia tożsamości: wyraźnie i uporczywie niestabilny obraz samego siebie lub poczucia własnego ja (sense of self),

4. impulsywność w co najmniej dwóch sferach, które są potencjalnie autodestrukcyjne (np. wydawanie pieniędzy, seks, nadużywanie substancji, lekkomyślne prowadzenie pojazdów, kompulsywne jedzenie),

5. nawracające zachowania, gesty lub groźby samobójcze albo działania o charakterze samookaleczającym,

6. niestabilność emocjonalna spowodowana wyraźnymi wahaniami nastroju (np. poważnym epizodycznym głębokim obniżeniem nastroju (dysphoria), drażliwością lub lękiem trwającymi zazwyczaj kilka godzin, rzadko dłużej niż kilka dni),

7. chroniczne uczucie pustki,

8. niestosowny, intensywny gniew lub trudności z kontrolowaniem gniewu (np. częste okazywanie humorów (ang. frequent displays of temper), stały gniew, powtarzające się bójki),

9. przelotne, związane ze stresem myśli paranoiczne (ang. paranoid ideation) lub poważne symptomy rozpadu osobowości (ang. dissociative symptoms).

Zobacz też

* cyklotymia

* depresja

* deficyt uwagi

* eutymia

* osobowość paranoiczna

* osobowość unikająca

* prokrastynacja

* smutek

* zaburzenie osobowości

1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Tekst nienajgorszy, tyle że słowo "ezoteryka" w tytule odbiera mu powagę, wiele osób nie przeczyta więcej niż tytuł. Proponowałabym go zmienić na "Depresja widziana nieortodoksyjnie" albo coś w ten deseń.

Ale pominąłeś czysto fizjologiczne przypadki depresji endogennej, polegające na wrodzonych zaburzeniach wyrzutu i wychwytu serotoniny, więc będącej takim psychicznym odpowiednikiem cukrzycy, bo mechanizm jest ten sam - narastająca oporność receptorowa na naturalnie wytwarzany związek - i jedynym leczeniem może być zatrzymywanie wychwytu zwrotnego i suplementacja - w takim wypadku żadne psychoterapie i zmiany nastawienia czy trybu życia, obecność przyjaciół etc. nie mogą nic zmienić... jedynie farmakoterapia od momentu wykrycia depresji takiego rodzaju do końca życia delikwenta. Bo ten rodzaj depresji jest chorobą czysto fizyczną, dającą psychologiczne/psychiatryczne objawy.

Jest jednak rzadko u nas diagnozowana, wynika to w dużym stopniu z żałosnego poziomu naukowego polskich psychiatrów, którzy jednak zalecają farmakoterapię w takich przypadkach depresji, gdzie jest kompletnie zbędna i może przynieść więcej szkody niż pożytku, bo w przypadkach depresji mającej wyraźny powód, jak po utracie kogoś bliskiego czy pracy, rozstaniu itd. podawanie leków jest kompletnie zbędne. Co prawda ja bym tego nie nazywała depresją, a naturalnym obniżeniem nastroju w wyniku konkretnych przyczyn. Dopiero jeśli to obniżenie nastroju jest niewspółmierne (w sensie niewspółmiernie duże, w przeciwnym wypadku można mówić raczej o znieczuleniu) do przyczyny, albo trwa nienaturalnie długo - można mówić o depresji.

No na litość, nie mówmy, że każdy, komu umarło dziecko, świeżo rozstał się z partnerem lub stracił pracę, której oddał kilkanaście lat życia i przez kilka miesięcy z tego powodu cierpi i jest smutny, "ma depresję" i wymaga podawania leków lub czegokolwiek innego poza obecnością obok przyjaciół. Współczesny kult radości, optymizmu i zadowolenia jest równie chory, jak kult młodości, bycia "fit" i tabuizacja śmierci. Każda kobieta, która jest grubsza od Twiggi jest otyła. Każdy, kto nieustannie nie tryska optymizmem i radością życia ma depresję. Ech, czasy...

Problem leży nie w jakichś "przepływach energii", ale w tym, że 99% ludzi ma znajomych, nie przyjaciół... nawet w rodzinach czy małżeństwach bliskość i porozumienie są iluzoryczne, jakieś takie sztuczne i plastikowe. Posłuchajcie, jak między sobą rozmawiają znajome Wam małżeństwa... lub własnych rozmów z partnerami... i to tutaj leży chyba sedno problemu - w braku realnej międzyludzkiej bliskości. W spłyceniu i spłaszczeniu naturalnych międzyludzkich więzi. Ale dostrzec je można tylko, gdy samemu się takiej niespłyconej bliskości doświadcza biggrin.gif

Edytowane przez Hrefna
0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Kurcze tekst jak najbardziej aktualny. Zgodzę się z tym jak żenująco niski poziom mają nasi psychiatrzy i psychologowie, którzy po prostu nawet bez specjalnych starań o wybadanie pacjenta proponują tabletki albo szpital... To mnie odstraszyło totalnie od odwiedzania tego rodzaju "lekarzy".

Jest jeszcze inny istotny czynnik, który został pominięty w tym artykule. Depresja bywa dziedziczna z pokolenia na pokolenie. I jak wtedy to wygląda energetycznie? Czy tego rodzaju obciążenie można leczyć tylko farmakologicznie?

Takie mi się nasunęły pytania i wątpliwości :mysli:

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Ta dziedziczna jest po prostu chorobą fizyczną, jak cukrzyca...

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Ta dziedziczna jest po prostu chorobą fizyczną, jak cukrzyca...

Wiele systemów medycyny wschodniej (np. Tradycyjna Medycyna Chińska) nie uznają istnienia czysto fizycznych przyczyn chorób. Systemy te zakładają, że każde zaburzenie najpierw ma miejsce na polu równowagi energetycznej człowieka, a dopiero jeśli proces nie zostanie zatrzymany, to manifestuje się w formie fizycznej. Fakt faktem, że gdy już jakiś układ/tkanka/narząd niedomaga, to jest to dosyć późne stadium i wówczas terapia mająca na celu przywrócenie równowagi energetycznej może być niewystarczająca.

1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
Depresja bywa dziedziczna z pokolenia na pokolenie. I jak wtedy to wygląda energetycznie?

Dzieci są zależne od środowiska, i tu działają dobrze te genetyczne i psychologiczne teorie.

Generalnie w naukach zaleca się myśleć z włączonym "god mode" - nic mnie nie dotyka, chronią mnie Niebiosa.

Ale tak się nie da czasem, i jeśli ma się od kogoś nieustanny, hamski wpływ, to jest to kwas który potrafi jednak wpłynąć

na kocentrację, poruszanie się, zastoje energetyczne. Taka subtelna korozja ducha.

Wiele systemów medycyny wschodniej (np. Tradycyjna Medycyna Chińska) nie uznają istnienia czysto fizycznych przyczyn chorób. Systemy te zakładają, że każde zaburzenie najpierw ma miejsce na polu równowagi energetycznej człowieka, a dopiero jeśli proces nie zostanie zatrzymany, to manifestuje się w formie fizycznej. Fakt faktem, że gdy już jakiś układ/tkanka/narząd niedomaga, to jest to dosyć późne stadium i wówczas terapia mająca na celu przywrócenie równowagi energetycznej może być niewystarczająca.

Jest totalnie na odwrót - medycyna chińska patrzy na człowieka jako na podwójne, a nie pojedyczne sprzężenie zwrotne; Wyleczenie organu na poziomie fizycznym pomaga odzyskać równowagę psychiczno-energetyczną. Usłyszałem to na kursie bioenergo i to bardzo zmieniło moje przekazy energetyczne.

Ale pominąłeś czysto fizjologiczne przypadki depresji endogennej, polegające na wrodzonych zaburzeniach wyrzutu i wychwytu serotoniny,

Celowo. Moja aktualna wiedza i doświadczenie nie pozwalają mi mówić o takich przypadkach, za słabo je poznałem. Wiem tylko że potrafią być łagodzone w pewnym stopniu.

No na litość, nie mówmy, że każdy, komu umarło dziecko, świeżo rozstał się z partnerem lub stracił pracę, której oddał kilkanaście lat życia i przez kilka miesięcy z tego powodu cierpi i jest smutny, "ma depresję" i wymaga podawania leków lub czegokolwiek innego poza obecnością obok przyjaciół.

jest mowa o okresie żałoby jako o naturalnym procesie żałoby i godzenia ze stratą.

Współczesny kult radości, optymizmu i zadowolenia jest równie chory, jak kult młodości, bycia "fit" i tabuizacja śmierci.

Pewnie że tak, ale nie patrzę na ten "kult". Patrzę na ludzi i mimo wszystko uważam że lepiej umieją się smucić niż cieszyć życiem.

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
Patrzę na ludzi i mimo wszystko uważam że lepiej umieją się smucić niż cieszyć życiem.

Nie można się dziwić, cecha spotykana szczególnie wśród Polaków.Mamy nie najlepsze warunki życia to i cieszyć się nie potrafią. Zwłaszcza przy zbyt wygórowanych ambicjach, napędzanych przez tzw. wyścig szczurów..

Ostatnio czytałam o wampirach energetycznych;w jaki sposób sobie radzą.Doświadczyłam na własnej skórze, ale wtedy jeszcze intuicyjnie potrafiłam się obronić. Wykpić i odizolować krwiopijcę;to najlepszy sposób.To zadziwiające,że nawet w necie można ich spotkać.I co ciekawe,mają różne sposoby,żeby wielu ludzi doprowadzić do nerwicy czy kompleksów i tym się karmią.

Edytowane przez Elza.
0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Jest totalnie na odwrót - medycyna chińska patrzy na człowieka jako na podwójne, a nie pojedyczne sprzężenie zwrotne; Wyleczenie organu na poziomie fizycznym pomaga odzyskać równowagę psychiczno-energetyczną. Usłyszałem to na kursie bioenergo i to bardzo zmieniło moje przekazy energetyczne.

Nie, Sosno, nie jest na odwrót. Nie myl pojęć 'psychika' i 'energetyka' w ujęciu tradycyjnej medycyny chińskiej. Głosi ona bowiem, że najpierw są zmiany na polu energii, a dopiero potem (gdy zmiany przekroczą pewien próg) pojawia się manifestacja somatyczna (tutaj traktowana wspólnie z psychiką, emocjami, itd.). Dlatego np. akupunktura nie ma spektakularnych wyleczeń ze złośliwych nowotworów.

Ponadto, medycyna chińska praktycznie nie leczy organów czy tkanek. Zawsze leczenie jest ukierunkowane na układ energetyczny. Często w książkach (na kursach pewnie też) stosuje się skróty myślowe, mówiąc np. o zaburzeniach żołądka, czy śledziony. Ale zawsze ma się na myśli nie same narządy, tylko układ energetyczny w okolicy tych narządów. Medycyna chińska dopuszcza leczenie typowo narządowe właściwie tylko w przypadkach nagłych, bowiem jest to leczenie objawowe, a nie przyczynowe.

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Wiele systemów medycyny wschodniej (np. Tradycyjna Medycyna Chińska) nie uznają istnienia czysto fizycznych przyczyn chorób. Systemy te zakładają, że każde zaburzenie najpierw ma miejsce na polu równowagi energetycznej człowieka, a dopiero jeśli proces nie zostanie zatrzymany, to manifestuje się w formie fizycznej. Fakt faktem, że gdy już jakiś układ/tkanka/narząd niedomaga, to jest to dosyć późne stadium i wówczas terapia mająca na celu przywrócenie równowagi energetycznej może być niewystarczająca.

Trudno mówić o późnym stadium jeśli ktoś rodzi się z zaburzeniami biochemicznymi na poziomie receptorowym...

Późne stadium to kiedy człowiek wierzy w jakieś matryce energetyvczne... spustoszenie w umyśle zapewne nieodwracalne już.

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
Zawsze leczenie jest ukierunkowane na układ energetyczny.

I te zioła co dają, działają tylko na energetykę ? powodzenia :)/>

Głosi ona bowiem, że najpierw są zmiany na polu energii, a dopiero potem (gdy zmiany przekroczą pewien próg) pojawia się manifestacja somatyczna (tutaj traktowana wspólnie z psychiką, emocjami, itd.).

Powiedziane jest tak: zdrowy i silny organizm, da sobie radę z każdym kryzysem psychiczno-emocjonalnym.

wspólnie z psychiką, emocjami, itd.

i co jeszcze :) emocje, psychika to jest w praktyce energetyka, tylko na wierzchnim poziomie.

Edytowane przez Sosnowiczanin
0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Sosno, ja nie oceniam czy poszczególne twierdzenia są słuszne, czy nie. Ale owszem, np. zioła w medycynie chińskiej są ukierunkowane na działanie energetyczne. Np jedne zioła ukierunkowują energię chi w górę, inne w dół, jedne redukują nadmiar yang, inne uzupełniają niedobór yin. Cała kuchnia pięciu przemian oparta jest na energii, a nie na składnikach odżywczych.

Hrefno, wcale nie jest nic trudnego w energetycznym rozpatrywaniu zaburzeń wrodzonych. Płód w macicy jest już nowym życiem, które też ma swoją energię. Medycyna chińska mówi tu o tzw. Chi przedurodzeniowym - czyli takim, które dostajemy od rodziców. I każdy z nas je zużywa przez całe życie. W ten sposób medycyna chińska tłumaczy dlaczego ci, którzy żyją intensywnie żyją krócej. Ale oczywiście wiadomo, że nie ma tu 100%-owego przełożenia.

2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Problem jest taki , że psychiatrzy i psychologowie ,biorą pod uwagę tylko stronę naukowo problemu -  stronę racjonalną ,logiczną ,fizyczną człowieka , a nie biorą pod uwagę jego /jej duchowej strony osobowości / energetycznej ,a depresja to choroba duszy /ducha /psychiki ,nieracjonalna ,nielogiczna ,intuicyjna ,ponadczasowa i transcendentna ,ponad-fizyczna  .

Depresję ,objawy ,czyli doświadczenie ciemnej nocy duszy opisał św.Jan Od Krzyża ,zacytuję ciekawy artykuł z internetu na ten temat :

W mistyce od czasów Jana od Krzyża mówimy o „ciemnej nocy duszy". Pytanie brzmi, czy ciemna noc umysłu i duszy, którą opisał i której doświadczył na duchowej drodze Jan od Krzyża, a po nim wielu chrześcijan, jest identyczna z depresją, czy ma z nią jakieś punkty styczne, czy też znajduje się na zupełnie innej płaszczyźnie. Czy rady, jakich Jan od Krzyża udziela tym, którzy doświadczyli „ciemnej nocy", są pomocne w radzeniu sobie z depresją czy też są one jedynie pobożną ucieczką przed chorobą psychiczną?

 
Początkowo w opisie depresji i „ciemnej nocy" występują podobieństwa. Zarówno w depresji, jak i w „ciemnej nocy" ludzie doświadczają uczucia własnej bezsilności, bezbronności i nagości, samotności, opuszczenia i wyobcowania. Czują się bezwartościowi, wewnętrznie odwróceni, winni i grzeszni. Doświadczenie to jest przesycone strachem, beznadziejnością i bezsensownością. Człowiek przeżywa w sobie głęboką ciemność. Jan od Krzyża sam często łączy melancholię z „ciemną nocą". Niektórzy ludzie cierpiący na depresję przechodzą przez doświadczenie „ciemnej nocy". A wtedy ważne jest, jak interpretują zarówno depresję, jak i „ciemną noc". Jan od Krzyża surowo osądza niektórych przywódców duchowych, którzy nie mają pojęcia ani o depresji, ani o „ciemnej nocy". Niektórzy duchowi towarzysze zachowują się jak przyjaciele Hioba. Uważają, że doświadczenie ciemnej nocy to jedynie melancholia albo chandra. Sądzą, że to grzech czy jakiś ciężar są przyczyną tych przeżyć. Jednakże takimi interpretacjami ci przywódcy duchowi tylko szkodzą. Wpędzają ludzi w rozpacz albo zgorzknienie.
 
Subiektywne doświadczenie „ciemnej nocy" może być ukształtowane przez strach i wewnętrzną pustkę i może nabywać cech depresji. Ale jest pewna decydująca różnica między „ciemną nocą duszy" a depresją: „ciemna noc" jest zawsze poprzedzona duchowym doświadczeniem. Jest ona przede wszystkim religijnym fenomenem, przeżywanym przez ludzi, gdy udają się w drogę do Boga. Jest to bolesne doświadczenie pustki i ciemności. Ale, jak mówi Jan od Krzyża, nie charakteryzuje się ono melancholią ani chandrą. Potrzeba daru odróżniania stanu ducha, aby rozróżnić czasem zewnętrznie bardzo podobne do siebie doświadczenia. Dla mnie zawsze ważne jest, by zobaczyć, czy ktoś, kto mówi o „ciemnej nocy", ma prawdziwe doświadczenia duchowe i czy stawia czoła swojemu życiu codziennemu. Depresja często odwodzi nas od radzenia sobie z codziennością. Doświadczenie „ciemnej nocy" może wprawdzie wpłynąć negatywnie na naszą pracę, ale w pierwszej kolejności należy umiejscowić je na płaszczyźnie duchowej. W normalnym przypadku nie przeszkadza ono skupiać się na innych ludziach i na pracy.
 
Listy i notatki Matki Teresy, które dopiero w 2007 roku stały się znane szerokiemu ogółowi, pokazują, że ta święta kobieta, która na zewnątrz zawsze się uśmiechała, dręczona była doświadczeniem „ciemnej nocy". Opisuje ona swoje głębokie pragnienie Boga - „tak głębokie, że aż boli - nieustające cierpienie - a mimo to niechciane przez Boga - odrzucone - puste". Media przedstawiały to doświadczenie wewnętrznej ciemności i oddalenia od Boga jako przeciwieństwo tego, jak ta święta żyła na zewnątrz. Ale dla mnie właśnie ta ciemna strona jej doświadczania Boga jest warunkiem tego, że mogła być miłosierna dla ludzi, że w każdym człowieku - również w tym, który na zewnątrz nie odzwierciedlał nic z Boga - mogła rozpoznać oblicze Jezusa. Matka Teresa mogła zwrócić się ku ludziom w ich potrzebie, ponieważ doświadczała potrzeby na własnym ciele. Jej doświadczenie oddalenia od Boga doprowadziło ją do tego, że zwróciła się ku ludziom, którzy czuli się wykluczeni z miłości Boga. To im chciała zanieść miłość Bożą, nie dlatego, że zawsze czuła tę miłość w sobie, lecz dlatego, że była w niej głęboka tęsknota za tą miłością oraz nadzieja, że ta miłość towarzyszy jej również wtedy, gdy ona jej nie czuje. Pocieszające było dla Matki Teresy również to, że w swoich wewnętrznych cierpieniach i słabościach mogła doświadczyć tego, że ostatecznie zbliża się do Boga: „Po raz pierwszy (...) doszłam do tego, by pokochać tę ciemność - ponieważ teraz wierzę, że jest ona cząstką, bardzo, bardzo małą cząstką ciemności oraz bólu Jezusa na ziemi".
 
Celem „ciemnej nocy" jest wewnętrzne oczyszczenie człowieka. Nasze wyobrażenia o Bogu mają zostać oczyszczone. Mamy sie uwolnić od tendencji do wykorzystywania Boga dla własnych celów, aby wiodło się nam lepiej, abyśmy poprzez Boga czuli się lepszymi ludźmi i mogli postawić siebie ponad innymi. Według Jana od Krzyża taką funkcję może pełnić również depresja: „Nawet jeśli ta susza związana jest niekiedy z melancholią albo innym nastrojem (...) to z tego powodu powoduje w niemniejszym stopniu oczyszczenie zapędów; ponieważ odbiera duszy każdy zmysłowy, przyjemny smak i kieruje jej myśli jedynie i wyłącznie ku Bogu". Dla Jana od Krzyża doświadczenie „ciemnej nocy" może być więc jak najbardziej połączone z depresją. Choroba wspiera wtedy duchowy proces oczyszczenia. I odwrotnie - Jan jest przekonany o tym, że depresja może zostać wyleczona dzięki doświadczeniu „ciemnej nocy", które uwalnia duszę od wszelkiego przywiązania. Depresja, tak jak rozumieli ją ojcowie pustyni, jest ukształtowana przez uzależnienie od zewnętrznych przedmiotów, od dobrego samopoczucia i sympatii. „Ciemna noc" usuwa to uzależnienie. Kieruje naszą uwagę całkowicie na niepojętego Boga. Ta wewnętrzna wolność oczyszcza ducha również z ponurych myśli. Dla mnie pytanie brzmi, w jaki sposób można przełożyć te przekonania hiszpańskiego mistyka na nasze czasy i wykorzystać je owocnie do radzenia sobie z depresją.

 

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/lyk-teologii/art,75,w-drodze-przez-ciemna-noc-duszy.html

Edytowane przez Mistyk
0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
Dnia 26.05.2013 o 15:00, Vanilia22 napisał:

Kurcze tekst jak najbardziej aktualny. Zgodzę się z tym jak żenująco niski poziom mają nasi psychiatrzy i psychologowie, którzy po prostu nawet bez specjalnych starań o wybadanie pacjenta proponują tabletki albo szpital... To mnie odstraszyło totalnie od odwiedzania tego rodzaju "lekarzy".

Jest jeszcze inny istotny czynnik, który został pominięty w tym artykule. Depresja bywa dziedziczna z pokolenia na pokolenie. I jak wtedy to wygląda energetycznie? Czy tego rodzaju obciążenie można leczyć tylko farmakologicznie?

Takie mi się nasunęły pytania i wątpliwości :mysli:

Poruszyłaś  Vani istotny problem :)   ,bo  depresja materialnie /medycznie  , to choroba duszy z duchowego /ezoterycznego /energetycznego  punktu widzenia ,i możbna  ją leczyć środkami i metodami natruralnymi jak -joga , sport ,rekreacja ,sztuki piękne ,malarstwo ,rysunek ,muzykoterapia ,tai qi , medytacja ,  itp.itd. depresja to również Schizo/cyklo-frenia -rozszczepoienie osobowości ,ciała od  ducha ,logiki /materii  od  psychiki /ducha .

Psychoza maniakalno-depresyjna, inaczej choroba afektywna dwubiegunowa lub cyklofrenia, to poważne zaburzenie psychiczne.(duchowe  ) Chorzy zmagający się z psychozą maniakalno-depresyjną mogą zagrażać nie tylko sobie, lecz także zdrowiu, a nawet życiu innych osób. Jakie są przyczyny i objawy psychozy maniakalno-depresyjnej? Jak przebiega jej leczenie?

 

Psychoza maniakalno-depresyjna to inaczej choroba afektywna dwubiegunowa, choroba bipolarna, dwubiegunowe zaburzenia afektywne, cyklofrenia. Istotą tego zaburzenia psychicznego są wahania nastrojów - cyklicznie pojawiające się na przemian fazy depresji i manii, po których następują stany pozornego zdrowia psychicznego (choroba afektywna dwubiegunowa - ChAD).

Psychoza maniakalno-depresyjna: przyczyny

Choroba afektywna dwubiegunowa jest zaburzeniem psychicznym endogennym. Oznacza to, że jej przyczyna jest niezależna od czynników zewnętrznych. Podłożem choroby są bowiem zaburzenia pracy wydzielniczej mózgu, tzw. zaburzenia neurotransmisji. Zaburzone jest wydzielanie kilku substancji odpowiedzialnych m.in. za jakość myślenia i nastrój, takich jak neoadrenalina, serotonina, acetylocholina i dopamina. Niestety, nie wiadomo czym te zaburzenia są spowodowane.

Pewną rolę odgrywają także czynniki genetyczne. Psychoza maniakalno-depresyjna może być dziedziczna, ale w tym sensie, że można odziedziczyć tylko skłonność do niej. Jednak nawet jeśli się ją odziedziczy, nie znaczy to, że choroba wystąpi, ani też, że będzie podobnie przebiegać. U przeważającej większości potomków osoby chorej nie stwierdza się tego typu zaburzeń psychicznych.



http://www.poradnikzdrowie.pl/zdrowie/uklad-nerwowy/psychoza-maniakalno-depresyjna-przyczyny-objawy-i-leczenie_37424.html

Edytowane przez Mistyk
0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
Dnia 26.05.2013 o 19:42, Hrefna napisał:

Ta dziedziczna jest po prostu chorobą fizyczną, jak cukrzyca...

To nie tak ,można odziedziczyć  depresję  ,ale ,można nie być na nią skazanym (wszystko to twoje nastawienie psychiczne /duchowe i na podstawie autosugestii ,twoje ciało odczuje wszystko co czuje głowa i odwrotnie ) ,można powiedzieć że jestem ekspertem w   stanach depresyjnych ,nawet bardzo ciężkich (coś jak doświadczanie śmierci - miałem takich bardzo dużo i sam wyszedłemn z tego niejednokrotnie - joga ,medytacja-zen z Dalekiego Wschodu ,litoterapia ,chromoterapia ,biblioterapia ,muzykoterapia ,świeże powietrze ,tai qi ,rekreacja , ruch ,  helioterapia , śmiechoterapia ,czasami rozmowy z ludźmi ,aromaterapia , sztuki artystyczne ,rękodzieło , arteterapia i inne  terapie naturalne spowodowały jakby energia życiowa  wstąpiła w moje  ciało ,i poczułem się o niebo lepiej ,jak Młody Bóg z nowymi siłami i świeżą energią .

Edytowane przez Mistyk
0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Żeby dodać komentarz, musisz założyć konto lub zalogować się

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze

Dodaj konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się tutaj.


Zaloguj się teraz

  • Przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników, przeglądających tę stronę.