Gość zoska1977

Metoda H.Bates'a

2 posty w tym temacie

1oko.jpg?w=481&h=139

Doktor William Horatio Bates był bez najmniejszych wątpliwości geniuszem na miarę XX wieku.

W wieku przyspieszonego postępu naukowo-technicznego wyprzedził swoją epokę o całe stulecie, co w czasach wcześniejszych oznaczałoby minimum kilkaset lat.

To jeden z aspektów znamionujących cechy geniuszu.

Kolejne cechy to tytaniczna praca i zdolność do wysunięcia całkowicie nowej teorii, której założenia diametralnie różniły się od współczesnych mu naukowych ustaleń, nota bene niewiele różniących się od aktualnych poglądów oficjalnie lansowanych przez okulistykę w zakresie ogólnej fizjologii, mechaniki i optyki funkcjonowania oka.

Miarą jego geniuszu i tytanicznej pracy były dziesiątki tysięcy wyleczonych pacjentów, a niejako skutkiem ubocznym, głęboki ostracyzm środowiska medycznego.

Chociaż teoria Bates’a jest często kwestionowana w części teoretycznej, jako oparta na błędnych założeniach, to jednak nikt nie kwestionuje setek tysięcy udokumentowanych przypadków osób, które dzięki jego metodzie odzyskały prawidłowy wzrok.

Warto w tym miejscu dodać, że jak zwykle w takich sytuacjach do Bates’a trafiały najtrudniejsze przypadki, osoby najbardziej zdesperowane, którym nikt nie potrafił pomóc.

To co jest również znamienne dla genialnych odkryć, to fakt że postać i sama metoda Bates’a jest stosunkowo mało znana i chociaż dzięki niemu na całym świecie żyją miliony dobrze widzących osób, to na naszym rodzimym gruncie mało który okulista w ogóle słyszał o takiej postaci i tej metodzie leczenia wzroku.

Dr William H. Bates urodził się w Newark w Stanie New Jersey w 1860 r. Ukończył Cornell University w 1881, stopień medyczny uzyskał w 1885 w College of Physi-cians and Surgeons. Rozpoczął praktykę w Nowym Jorku, równocześnie pracując w Manhattan Eye and Ear Hospital, Bellevue Hospital (1886-1888 ) i w New York Eye Infirmary (1886-1896 ). Otrzymał tytuł profesora w wieku 26 lat, prowadził prace badawcze odkrywając wraz z zespołem między innymi adrenalinę, wykładał w New York Postgraduate Medical School and Hospital w latach 1886-1891. W 1886 zrezygnował z pracy w szpitalach zajmując się przez szereg lat pracami badawczymi. Po powrocie do praktyki pracował w Harlem Hospital (1907-1922 ). Książkę “Better Eyesight Without Glasses” opublikował po raz pierwszy w 1919 r., a więc niemal po trzydziestu latach leczenia pacjentów, pracy badawczej i naukowej — w wieku 59 lat.

Metoda Bates’a została rozwinięta i udoskonalona (o ile było to w ogóle możliwe) przez szereg jego następców i obecnie jest powszechnie uznawana, stosowana i nauczana w instytutach naturoterapii na całym świecie.

Bates prezentując wyniki swoich badań i rewelacyjne rezultaty stosowania swojej metody był w ostrej opozycji do naukowego establishmentu swoich czasów.

Jak można zauważyć, ta książka jest w dużej mierze polemiką z powszechnie wówczas akceptowanymi teoriami i praktyką leczenia wad i chorób oczu.

Co więcej ta książka i zawarte w niej treści nie przystają również do współczesnych nam poglądów okulistów końca XX wieku. Posłużę się tutaj cytatami z pozycji wydanej w 1993 r. przez wydawnictwo W.A.B. Autorstwa okulisty dr Guy Lefebvre pt. “Zaburzenia wzroku” (wyd. oryg. 1991 r.). Przedstawione w niej opinie i poglądy jako żywo przypominają teorie z końca XIX w. cytowane przez Bates’a:

- “(…) To pierwsze oznaki starczej nadwzroczności. Nie denerwuj się jednak, bo to nie żadna choroba. To efekt stwardnienia soczewki, która traci elastyczność i nie może odpowiednio się przekształcić, by umożliwić widzenie z bliska.

- Jedynym lekarstwem są okulary (sic!).

Wątpliwe pocieszenie, że nikogo to nie ominie”.(str. 101)

Cóż za defetystyczna i pesymistyczna postawa. Przecież to tak jakby powiedzieć choremu pacjentowi:

- “wkrótce pan umrze, nie ma dla pana lekarstwa, możemy dać panu tylko środki przeciwbólowe. Ale niech się pan nie martwi, przecież każdy umiera”.

W zestawieniu z faktami, z tysiącami udokumentowanych przypadków wyleczenia starczowzroczności, wreszcie po zapoznaniu się z rozdziałem 16 książki Bates’a traktującym o tej wadzie, czytelnik zyska możliwość wyrobienia sobie poglądu na to, jak można określić stanowisko francuskiego okulisty.

Inne nie mniej ponuro brzmiące wersy zaczerpnięte z tej aktualnej publikacji wyrażają opinie o beznadziejnie złych rokowaniach w przypadkach innych wad wzroku:

- “(…) krótkowzroczność zwykła często zaczyna się w wieku szkolnym i czasami rozwija się bardzo gwałtownie. Na Boże Narodzenie dziecko czytało jeszcze 10/10, a podczas letnich wakacji nie widziało statku w dali i mrużyło oczy.

Już przy krótkowzroczności l dioptria widoczność zmniejsza się o 2/10. Co roku będzie się zwiększać i nie ma na to rady. (sic!) w końcu sama się ustabilizuje (…).

Czy można powstrzymać jej rozwój?

Niestety nie, i nie ma znaczenia, czy nosi się okulary stale czy nie, czy zaczęło się je nosić wcześnie czy późno. I tak się rozwija.

Nawet gdy pozornie się ustabilizuje, zawsze możliwy jest jej rozwój (…). Jedno jest pewne. Krótkowzroczność nie maleje z wiekiem”, (str. 91)

Po zapoznaniu się z treścią książki Bates’a, czytelnik zdobędzie świadomość tego, że rzeczywiście jedno jest pewne: czas zmienić ustalone przed z górą stu laty poglądy dotyczące funkcjonowania i wad wzroku.

O ile same założenia i teoretyczne podstawy metody Bates’a bywały przyczyną sporów, o tyle nikt nie kwestionował jego rzeczywistych, nieraz graniczących z cudotwórstwem udokumentowanych w pracach naukowych i archiwach dokonań.

Przypadki wyleczeń pozornie beznadziejnych przypadków, były przedmiotem badań i dociekań wielu współczesnych Bates’owi okulistów podejrzewających oszustwo naukowe, a nawet szarlatanerię.

Jednakże sam Bates był zarówno lekarzem jak i naukowcem i jego praca spełniała wszelkie wymogi metodologii jak i weryfikacji przeprowadzonych badań i eksperymentów.

Na koniec sami wyleczeni z przeróżnych chorób i wad wzroku stanowili naoczne świadectwo skuteczności metody.

Najbardziej chyba znanym przykładem jest historia wybitnego pisarza A. Huxley’a, który w wyniku długotrwałej i ciągle pogarszającej się wady wzroku, pomimo stosowania coraz mocniejszych szkieł, doszedł do stanu, gdy jego podstawowe zajęcie — czytanie, w wieku 46 lat stało się niemożliwe.

Jego jedno oko było w stanie rozróżnić jedynie światło i ciemność, drugie zaś przy pomocy bardzo silnych okularów i ciągłym zakrapianiu atropiny pozwalało rozróżniać znaki wielkości 25 centymetrów z odległości niecałych trzech metrów.

Przy czym widzenie powodowało bezustanne zmęczenie i napięcie.

W 1939 r. Huxley po kilku miesiącach intensywnych ćwiczeń reedukacji wizualnej, mógł czytać bez okularów, zaś niemal niewidzące uprzednio oko, rozpoznawało na tablicy Snella literę wielkości 3 centymetrów z odległości 30 cm.

To co wydaje się najbardziej znamienne u Bates’a to podejście do pacjenta i jego choroby. Bates nie zastanawiał się, tak jak to czynią niemal wszyscy okuliści w jaki sposób dobrać pacjentowi najlepsze szkła.

On myślał o tym jak można naprawdę pomóc danemu pacjentowi, czyli jak go wyleczyć z dolegliwości tak aby był w stanie zdrowia, czyli równowagi organizmu, aby mógł normalnie widzieć.

Powiedzmy sobie jasno, że przepisanie okularów przez okulistę pacjentowi z wadą wzroku, absolutnie nie przybliża go do zdrowia!

Często bywa nawet zupełnie odwrotnie.

To tak jakby do chirurga przyszedł pacjent ze złamaną nogą, a ten patrząc na niego, nie składając i nie gipsując mu nogi obdarowałby pacjenta wózkiem inwalidzkim i proszkami uśmierzającymi ból, mówiąc: “no o co chodzi, przecież może się pan poruszać.”

Bates nie dawał wózka, on jak prawdziwy lekarz po prostu leczył ludzi z ich dolegliwości.

Ciekawym i jakże nowatorskim wątkiem w pracach Bates’a było odkrycie wzajemnych powiązań ciała, umysłu, pamięci i wyobraźni.

Funkcjonowanie i sposób działania zastosowanych przez Bates’a technik stało się tak naprawdę zrozumiałe na gruncie współczesnej psychologii, dopiero w ostatnich dwudziestu latach.

Techniki pracy z wyobraźnią, ruchy i ustawienie pozycji ciała, ogólna koncepcja relaksacji, paradoksalna technika “gorszego widzenia”, nakładanie obrazu wyobrażonego na rzeczywisty, technika punktu, nacisk na stresogenne podstawy chorób oczu i ich nierozłączny związek z umysłem, to wszystko są przecież odkrycia psychologii końca lat 70. i 80. naszego stulecia!

Odkrycie efektu sprzężenia zwrotnego, przy którym wyleczenie wady wzroku, a często samo dojście pacjenta do stanu “centralnej fiksacji” pozwala na uwolnienie chorego od stresu stricte psychologicznego, to rzecz tak doniosła, że psychologowie i psychiatrzy powinni chylić czoła, gdyż daje im to narzędzie do obejścia metody i drogi analizy danego przypadku, na rzecz działania bezpośredniego poprzez skoncentrowanie się na (w tym przypadku) zmyśle wzroku i ewentualne późniejsze pogłębienie efektu terapeutycznego tradycyjnymi technikami.

Bates z iście amerykańskim pragmatyzmem, bynajmniej nie pomijając kwestii etiologii choroby, skoncentrował się głównie na pytaniu jak ją wyleczyć.

Stąd też niektóre z proponowanych przez niego ćwiczeń mogą się wydać paradoksalne i absurdalne, lecz one głównie i to w skuteczny sposób odpowiadają na pytanie: jak?

Pragnę w tym miejscu zwrócić uwagę na fakt, że jedna z bardzo skutecznych psychologicznych technik terapeutycznych rozwinięta pod koniec lat osiemdziesiątych naszego stulecia, NLP (programowanie neurolingwistyczne) jest jakby żywym odbiciem praktycznych idei Bates’a. Na bazie NLP można wyjaśnić tak wysoką skuteczność metody Bates’a.

Zakładając, że w ciągu naszego życia ukształtowaliśmy w naszej psychice i w naszym ciele zespół programów odpowiadających na sytuacje powtarzalne i podobne, i że mamy niemal stuprocentową tendencję do powtarzania i stosowania tych programów (w dosyć ubogiej i niewielkiej wbrew pozorom wariacji), możemy stwierdzić, że posiadamy (w przypadku wady wzroku) “program” niewłaściwego używania zmysłu wzroku.

Tak, tak, całego zmysłu, a nie tylko oka.

Jedynym możliwym rozwiązaniem jest “przeprogramowanie” tej niepożądanej tendencji, czy też sytuacji. Te programy na poziomie fizjologicznym to tendencja do przebiegu informacji w mózgu po stale tych samych sieciach neuronowych, kodujących metodą ciągłych powtórzeń wciąż ten sam układ.

Czy ten układ jest ogólnie korzystny czy nie z punktu widzenia naszych interesów, dla naszego superkomputera — mózgu nie ma najmniejszego znaczenia. Zmiana programu wymaga wytworzenia nowej neuronowej “ścieżki” informacyjnej i nie jest to takie proste.

Otóż w świetle ostatnich odkryć, techniki zaproponowane przez Bates’a dzięki zastosowaniu paradoksu, wizualizacji, nakładania obrazów wyobrażonych na faktycznie widziane, lub prawie widziane, poprzez widzenie “gorsze” tam gdzie dotychczas widziało się lepiej, oraz dzięki rewelacyjnej, niemal mistycznej (o czym za chwilę) technice czarnej kropki, okazują się być ogromnie skuteczne w owym “przeprogramo-wywaniu” ścieżek neuronowych, którymi podążały dotychczas impulsy z bitami informacji.

Warto w tym miejscu zwrócić uwagę psychologów na to, jak niezmiernie ważne i doniosłe w znaczeniu są implikacje wynikające z odkrytych przez Bates’a korelacji pomiędzy poprawą stanu zdrowia oczu i zdrowia psychosomatycznego, a co za tym idzie, zadziwiających postępów w nauce dzieci w klasach (szkołach) specjalnych , jak

Rzecz, która teraz u progu XXI w zaczyna docierać do naszej świadomości, została następująco zdiagnozowana przez Bates’a: “napięcia wzroku i wynikająca z niego wada refrakcji, jest tylko zewnętrznym przejawem napięcia umysłowego”.

Bates oczywiście nie rozpatrywał zagadnień wad wzroku z powyżej zaprezentowanego punktu widzenia. Z prostotą geniuszu swojego rodaka Edisona doszedł do wniosku, że jeżeli zaszedł proces powiedzmy niekorzystny, to należy go odwrócić. Zatem jeżeli przy bliskowzroczności oś gałki ocznej jest zbytnio wydłużona, to dlaczego nie miałaby z powrotem ulec spłaszczeniu. Jeżeli zaś przy dalekowzroczności uległa spłaszczeniu, to też nie ma przeszkód, żeby ją wydłużyć. Odpowiedź na pytanie jak, zajęła mu ponad dwadzieścia lat naukowych badań i dociekań, lecz na szczęście dla nas ta odpowiedź zawarta jest w tej oto książce.

Niektórzy mogą twierdzić, że Bates nie był tak bardzo odkrywczy i nowatorski, jako że metody leczenia wzroku podobne w założeniach, a nawet sposobach obecne były we wschodnich systemach leczniczych i medytacyjnych od tysięcy lat.

Technika relaksacji to pierwszy z licznych przykładów, inny to centralna fiksacja, której dokładny odpowiednik nazywa się tratak w medycynie ajurwedycznej, a liczne sylaby, mandale lecznicze, jantry i specjalne leczące wzrok obrazki z sylabami wraz z odpowiadającymi im technikami patrzenia na nie, mogą stanowić odpowiedniki dynamicznej relaksacji wzroku osiąganej w Bates’owskich ćwiczeniach przesuwania i kołysania.

Lecz wielkość Bates’a polega na samodzielnym dojściu do tych rozwiązań i spójności całego systemu, wobec braku jakiegokolwiek odpowiednika w systemie nauki zachodniej czy wschodniej.

Te nasuwające się zbieżności ze wschodnimi systemami leczenia i medytacji wskazują na fakt jak wielką ilość wiedzy i informacji czerpał Bates z własnego doświadczenia i własnej intuicji.

Jest coś fascynującego nawet w tak prostym ćwiczeniu jak palming.

Osobiście cierpię na niewielką wadę bliskowzroczności i tłumacząc tę książkę zacząłem wypróbowywać niektóre spośród podanych ćwiczeń.

Doświadczenie z palmingiem okazało się niespodziewanym przeżyciem.

Polegało to po pierwsze na tym, iż okazało się że zobaczenie czarnego koloru wcale nie jest takie łatwe jak się to na pozór wydaje!

Początkowo wykonując to ćwiczenie od razu zobaczyłem dość intensywny czarny kolor, ale szybko zorientowałem się, że sam siebie po prostu oszukuję, że przesuwają się jaśniejsze, a nawet żółtawe plamy, jakieś błyski i że wcale nie jest czarno, ale dość szaro.

Palming okazał się swoistym testem prawdy.

Miarą stopnia samooszukiwania się.

Wówczas zgodnie z sugestią Bates’a zacząłem przypominać sobie czarne przedmioty, takie jak fortepian, gumowce, lakierki, kot, studnia, dziura itp. I proszę sobie wyobrazić, że te przedmioty nie chciały być przed oczyma mojej wyobraźni stuprocentowo czarne, nie chciały osiągnąć takiej czerni jaką prezentowały w rzeczywistości.

Gdy jednak okiem wyobraźni udałem się w głąb wyimaginowanej studni, zrobiło się coraz ciemniej i po jakimś czasie prawie całkiem czarno.

I wtedy zdarzyła się rzecz niesłychana, mój umysł zareagował nagłym lękiem i rozjaśnił obraz.Poczułem brak odniesienia i poczucia bezpieczeństwa w tego rodzaju absolutnej czerni, na zasadzie: lepsze znane piekiełko niż nieznany raj.

Było to dotknięcie nieznanego, stanu pełnej relaksacji wzroku, stanu od którego mój umysł niechętny zobaczeniu odległych przedmiotów nieświadomie cały czas umyka.

I natychmiast pojawiła się refleksja: proste ćwiczenie, a jakie walory poznawcze.

Inne refleksje to narzucające się relacje pomiędzy systemami medytacyjnymi praktykowanymi szczególnie w buddyzmie tybetańskim wadżrajana, oraz we wcześniejszej od buddyzmu tybetańskiej tradycji dzogczien i bon.

Otóż systemy te wykorzystują w wielkiej mierze techniki medytacyjne oddziaływające między innymi na zmysł wzroku.

O ile wadżrajana kładzie nacisk na budowane w wyobraźni wizualizacje przedstawiające najróżniejsze sceny wypełnione postaciami bodhissatwów, daków, dakiń i nieraz wielkiej liczby innych postaci, odwzorowanych na tradycyjnych malowanych na płótnie obrazach — tankach.

O tyle system dzogczien stosuje metody bardziej “inwazyjne”, czyli długotrwałe wpatrywanie się w niebo, przestrzeń, a nawet w słońce.

Kolejną techniką w dzogczien to 49-dniowe odosobnienie adepta w absolutnej ciemności.

Takie odosobnienie w ciemności to przecież niemalże długotrwały palming.

Tybetańczy-cy są przekonani, że oczy łączą się specjalnym kanałem energetycznym bezpośrednio z sercem. Ten kanał nosi nazwę kati i łączy oczy z pustą fizjologicznie przestrzenią wewnątrz fizycznego serca, gdzie mieści się cielesny odpowiednik wyższego stanu uogólnionej świadomości rigpa.

Kolejną wskazówką pozwalającą domniemywać, że rozwój poprawnie pracującego zmysłu wzroku może prowadzić do rozwoju ducha, są zdolności siddhi rozwijane przez wielkich praktykujących joginów.

Jedną z takich zdolności to nadzwyczajnie ostry wzrok (np. możliwość przeczytania na znajdującej się na horyzoncie butelce napisu “Coca-Cola”).

Umysł i ciało działają na zasadzie sprzężeń zwrotnych.

Jeżeli usprawnimy, któryś z naszych organów, usprawnimy także umysł. Wzrok to nasza główna brama percepcji otaczającego świata.

Bates stwierdził, że dobrze ześrodkowany wzrok, to dobrze ześrodkowany umysł. Dobry wzrok to także wzrok zrelaksowany.

Mając takie właśnie “dobre spojrzenie” na pewno możemy nie obawiać się żadnych chorób, czy to umysłowych, czy to cielesnych, bowiem każda choroba bierze swój początek z umysłu.

Wstęp Robert Palusiński z książki : Bates H. William – Naturalne leczenie wzroku bez okularów

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Potwierdzam , czytałem o Batesie H.Wiliamie , praktykowałem jedną z jego metod wzmacniania mięśni wzroku ( bo okulary to i tak działają jedynie jak protezy na złamane kończyny ,owszem okulary wspomogą leczenie ,ale nie wyleczą całkowicie ) .

Oczy nasze mają związek z wątrobą ( największy zbiornik /fabryka oczyszczania organizmu z toksyn środowiskowych ,zanieczyszczeń energetrycznych i zarazków organizmu ) i podświadomością (zbiornik naszych emocjonalnych i uczuciowych stłumień i kompleksów ) ,i tyłem głowy -móżdżkiem ( mózg pierwotny-pozostałość po gadach i płazach )

https://pl.wikipedia.org/wiki/Móżdżek

http://www.polskieradio.pl/23/266/Artykul/170417,Mozdzek-niewielki-lecz-wielofunkcyjny ( nie mylić z umysłem wyższym ,który ma dwie półkule mózgu -lewą ,recjonaloną  -logiczną  i porawą i psychiczną ,kreatywną ,twórczą ,intuicyjną )

Rozróżnić mózg i umysł

 
 
 

Od niedawnego ogłoszenia przez prezydenta Obamę projektu Brain Initiative, do wysokiej klasy skanów mózgu („Oto reakcja twojego mózgu na Boga/miłość/zawiść itp.”) na okładkach pism na całym świecie, neuronauka zawładnęła wyobraźnią społeczną, jak nigdy wcześniej.

Zrozumienie mózgu jest oczywiście konieczne dla opracowania leczenia dla takich strasznych chorób jak schizofrenia i Parkinson. Funkcjonowanie mózgu, w sposób bardziej abstrakcyjny, lecz nie mniej fascynujący, jest powiązane z naszym poczuciem „ja”, naszą tożsamością, naszymi wspomnieniami i ambicjami. Jednak ekscytacja badaczy mózgu zrodziła nową fiksację, którą mój współpracownik Scott Lilienfeld i ja nazywamy „neurocentryzmem” – poglądem, zgodnie z którym zachowanie może zostać najdokładniej wytłumaczone poprzez patrzenie wyłącznie lub głównie na mózg.

Najważniejszym pytaniem jest jednak to, czy zaburzenie neuronalne dowodzi, że zachowanie osoby uzależnionej jest mimowolne, i czy jest ona niezdolna do samokontroli. Otóż nie dowodzi.

Czasami sięgnięcie po wyjaśnienie neuronowe jest właściwe. Kiedy naukowcy opracowują testy diagnostyczne albo leki na, np. Alzheimera, badają znamiona choroby: płytek amyloidowych, które zaburzają komunikację między neuronami, a także splątek neurofibrylarnych, które je degradują.

Innym razem, wyjaśnienie neuronowe może zawieść nas na manowce. W mojej dziedzinie, psychiatrii uzależnień, neurocentryzm kwitnie, i nie jest to słuszna droga. Dzięki głośnej promocji Narodowego Instytutu Uzależnień Narkotykowych, wydziału Narodowego Instytutu Zdrowia, uzależnienie zostało uznane za „chorobę mózgu”.

Logika takiego oznaczenia, jak wyjaśniał były dyrektor Alan I. Leshner, brzmi tak: „uzależnienie wiąże się ze zmianami w strukturze mózgu i jego funkcjach”. To prawda, ciągłe zażywanie narkotyków takich jak heroina, kokaina i alkohol pociąga za sobą zmiany z obwodach neuronowych, które pośredniczą w doświadczaniu przyjemności, a także w motywacji, pamięci, samokontroli i planowaniu. Tę modyfikację często widzimy na skanach mózgu.

Najważniejszym pytaniem jest jednak to, czy zaburzenie neuronalne dowodzi, że zachowanie osoby uzależnionej jest mimowolne, i czy jest ona niezdolna do samokontroli. Otóż nie dowodzi.

Weźmy przypadek aktora Roberta Downeya Jr, którego osoba była kiedyś synonimem uzależnionego celebryty. Powiedział: „Jest tak, jakbym miał naładowany pistolet w swoich ustach, i palec spoczywał na spuście. A ja lubię smak metalu”. Downey przechodził wielokrotnie rehabilitację, miał nawroty, ale w końcu postanowił, będąc w okowach „choroby mózgu”, że zmieni swoje życie.

Model neurocentryczny pozostawia uzależnioną osobę (Downeya w tym przypadku) w cieniu. Aby leczyć uzależnionych i mądrze z nimi postępować, ważne jest, aby wiedzieć, jak osoba uzależniona myśli. To w umysłach uzależnionych zawierają się opowieści tego, jak wpada się w uzależnienie, dlaczego postanawiają je ciągnąć, i, jeśli postanawiają rzucić, jak im się to udaje. Odpowiedzi nie da się przewidzieć na podstawie badania mózgu, niezależnie od tego, jak skomplikowane ono będzie.

Naturalnie, postępy w wiedzy o mózgu sprawiają, że myślimy o sobie bardziej mechanicystycznie. Jednak w jednym miejscu – na sali sądowej – ten błąd w myśleniu nie może być przepisem na zamieszanie. Obrona oparta na mózgu („Proszę spojrzeć na ten skan fMRI, Wysoki Sądzie. To mózg mojego klienta skłonił go do tego”) jest obecnie powszechny w poważnych oskarżeniach o przestępstwo. Problem z podobnym twierdzeniem polega na tym, że z rzadkimi wyjątkami, neuronaukowcy nie są jeszcze w stanie przełożyć aberracyjnych funkcji mózgu na prawny wymóg odpowiedzialności kryminalnej – zamiar, zdolność racjonalną i samokontrolę.

Wiemy, że wielu przestępców nie kontrolowało siebie. Ten stan bardzo różni się od niezdolności do posiadania kontroli nad sobą samym. Dzisiaj, nauka o mózgu nie pozwala nam na rozróżnienie między tymi dwoma stanami. Co więcej, nawet mózgi wyglądające na anormalne należą do osób, które poza tym są całkiem normalnymi osobami.

Patrząc w przyszłość, niektórzy neuronaukowcy wyobrażają sobie całkowitą przemianę prawa kryminalnego. David Eagleman z Baylor College z Medicine Initiative on Neuroscience and Law ma nadzieję, że „pewnego dnia znajdziemy rodzaje złych zachowań, które posiadają podstawowe wyjaśnienie biologiczne i w końcu będzie patrzyli na podejmowanie złych decyzji w ten sam sposób, co na każdy proces fizyczny, jak cukrzyca albo choroba płuc”.

Jednak czy to właściwy wniosek z neuronauki? Jeśli każde problematyczne zachowanie można sprowadzić do korelatów aktywności mózgowej, które możemy wykryć i wizualizować, czy będziemy zdolni do tego, by je usprawiedliwić zgodnie z teorią „nie wińcie mnie, wińcie mój mózg”? Czy nikt już nie będzie ponosił odpowiedzialności?

Chociaż skany są niesamowite, a technologia ta nieoszlifowanym diamentem, powinniśmy zachować ostrożność i pamiętać, że mózg i umysł są dwoma różnymi bytami.

Sposób myślenia Eaglemana jest przykładem tego, co profesor prawa Stephen Morse nazywa „błędem psychoprawnym”, potężną pokusą do zrównania przyczyny z wymówką. Morse zauważa, że prawo usprawiedliwia postępowanie przestępcze jedynie wtedy, kiedy czynnik przyczynowy stanowił uszkodzenie tak ciężkie, że pozbawił oskarżonego jego racjonalności. Złe geny, źli rodzice, albo nawet złe gwiazdy nie są wymówką.

W końcu, jakie są implikacje nauki o mózgi dla moralności? Chociaż myślimy o sobie jako osobach wolnych, zdolnych do podejmowania wyborów, wielu wybitnych naukowców twierdzi, że mylimy się. „Rosnąca wiedza o mózgu sprawia, że pogląd o woli, odpowiedzialności, a w końcu sama podstawa wymiaru sprawiedliwości stają się wielce podejrzane” – twierdzi biolog Robert Sapolsky.

Oczywiście, wszyscy zgadzają się, że człowieka można pociągnąć do odpowiedzialności tylko wtedy, gdy posiada wolność wyboru. Jednak od dawna trwa już debata na temat tego, jaka wolność jest tutaj konieczna. Niektórzy twierdzą, że człowiek może ponosić odpowiedzialność tak długo, jak jesteśmy w stanie brać udział w świadomej rozmowie, przestrzegać zasad i ogólnie kontrolować się.

Inni, jak Sapolsky, nie zgadzają się z tym i utrzymują, że rozmawianie i podejmowanie decyzji nie czyni nas wolnymi, gdyż dyktują je okoliczności neuronowe. Mówią, że w miarę jak zwiększa się nasza wiedza o mechanicznym działaniu naszych mózgów, musimy przyjąć ściśle utylitarny model sprawiedliwości, w którym przestępcy są „karani” tylko w celu zmiany ich zachowania, nie zaś dlatego, że na karę zasłużyli.

Chociaż zakryte płaszczykiem neuronaukowości, pytanie o wolną wolę pozostaje jednym z największym konceptualnych impasów naszych czasów, na które odpowiedź stoi daleko poza możliwościami nauki o mózgu. O ile oczywiście naukowcy nie wynajdą czegoś prawdziwie spektakularnego: że ludzie nie są świadomymi istotami, których działanie wypływa z przyczyn, i które odpowiadają przed rozumem. Prawda, nie posiadamy tak dużej kontroli nad swoimi działania, jaką myślimy, że posiadamy. Każdy badacz umysłu, zaczynając od najsławniejszych, jak William James lub Zygmunt Freud, wie o tym. Nie oznacza to jednak, że jesteśmy bezsilni.

Mówi się, że nauka o mózgu jest końcową bitwą nauki. Czy stracimy z widoku umysł w wieku nauki o mózg? Chociaż skany są niesamowite, a technologia ta nieoszlifowanym diamentem, powinniśmy zachować ostrożność i pamiętać, że mózg i umysł są dwoma różnymi bytami.

Domena neurobiologii zależy od mózgu, od przyczyn fizycznych, od mechanizmów stojących za naszymi myślami i emocjami. Domena psychologii, królestwo umysłu, należy do ludzi – ich pragnień, intencji, ideałów i niepokojów. One obydwie są konieczne do pełnego zrozumienia tego, dlaczego postępujemy, tak jak postępujemy.

 

Sally Satel

http://www.psychologia.edu.pl/obserwatorium-psychologiczne/1728-rozroznic-mozg-i-umysl.html

A czym jest umysł :

CZYM JEST UMYSŁ?

No właśnie, czym jest umysł? Umysł nie jest mózgiem - bo mózg to komórki, neurony i impulsy – wszystko, co kryje się pod czaszką i odpowiada za interpretowanie informacji płynących z organizmu.

Gdy człowiek się rodzi - wyposażony jest w całą możliwą wiedzę. W momencie narodzin jest mądrzejszy niż ktokolwiek, kto posiada całą wiedza dostępną w naszym współczesnym świecie. Dziecko które się urodziło wyposażone jest w serce. Dziecko nie ma umysłu. Dziecko działa. Jest działaniem. Dotyka wszystkiego nie dbając o to, czy jest to zimne czy bardzo gorące. Wkłada wszystko do ust nie dbając, czy to marchewka, czy insekt.

Pierwotną funkcją umysłu było umożliwienie bezpiecznego poruszania się w fizycznym świecie. Umysł miał nam pomagać, byśmy się nie poparzyli, nie zatruli, i byśmy nie zostali rozszarpani przez dzikie zwierzęta. Umysł był bardziej jak instynkt samozachowawczy.

Wieki temu, właśnie takie informacje zdobywało dziecko od swoich rodziców. Dziecko kierowało się sercem, z serca czerpało mądrość i prawdę o świecie, a od rodziców w posagu dostawało coś w rodzaju instrukcji obsługi świata, która umożliwiała mu przetrwanie.

Poprzez tysiąclecia, ta instrukcja obsługi świata ewoluowała, stała się bardziej rozbudowana - zamieniła się w zbiór przekonań, wielopokoleniowych wniosków wyciąganych z życiowych doświadczeń. Umysł zamienił się w pseudo "prawdy" otrzymane od rodziców, bliższej i dalszej rodziny, sąsiadów, grupy etnicznej, państwa, płci, wyznania religijnego.

Obecnie Umysł jest zbiorowiskiem iluzji na temat świata i nas samych. Ten umysł, który jest iluzją, stał się tak skomplikowaną konstrukcją, że stał się realny. Tzn. nie można go dotknąć - ale jest rzeczywisty. Ma nas w swojej władzy, trzyma nas w swoich szponach. Jest tak silny, że zupełnie odgradza nas od naszej wewnętrznej prawdy, od tego, z czym się urodziliśmy - od naszej mądrości, od serca.

Na świecie obowiązuje tylko jedna prawda - i każdy człowiek zna tę prawdę, ponieważ ma ją w sercu. Umysł jest tak skonstruowany, że pozwala każdemu człowiekowi mieć inne wierzenia. Czy zauważyliście, że tyle jest „prawd” ilu ludzi na świecie? Czy zauważyliście, że każda rodzina ma inne wartości i morale? Że każde państwo i religia różnią się innymi wartościami w które wierzą, za które są gotowe uśmiercić swoich wiernych czy obywateli. To wszystko sprawka umysłu, który staje się tym silniejszy, im więcej niezgody sieje, im więcej strachu wywołuje, i im wiecej ludzi uważa go za rzeczywisty i obowiązujący kanon prawd i wiary.

Rozwój człowieka polega na obieraniu siebie z „prawd” umysłu i dochodzeniu do głosu serca.

Umysł nie żywi się miłością. Umysł podsycany jest strachem. Umysł ma tak silny wpływ na człowieka, bo manipuluje nim za pomocą lęku i strachu. Gdy człowiek kocha, to w tym stanie ma łatwiejszy dostęp do własnego wnętrza, do serca.

Umysł manipuluje nami tak, abyśmy stale udowadniali sobie, ze jesteśmy lepsi od innych, podczas gdy serce mówi nam, że wszyscy jesteśmy dobrzy, wszyscy jesteśmy doskonali, boscy, jesteśmy cześcią jedności. W mądrości serca nie ma rywalizacji, wartościowania, kategoryzowania, i udowadniania swoich racji.

Umysł manipuluje nami tak, byśmy całą swoją energię i czas inwestowali w zdobywanie coraz to większych ilości dóbr materialnych, pieniędzy i innych znaków, które miałyby nas uszczęśliwić – podczas gdy serce mówi, że już teraz masz wszystko, co potrzebne do szczęścia, że już teraz jesteś szczęśliwy – a jeśli nie masz w sobie tego głębokiego poczucia szczęścia, to tylko dlatego że dałeś się zmanipulować umysłowi i uwierzyłeś, że jesteś niepełny czy czegoś ci brakuje.

Umysł podpowiada, że muzyka stworzona przez człowieka jest piękniejsza i bardziej wartościowa niż ta stworzona przez nature - dźwięki natury, śpiew ptaków, szum wiatru, dźwięk fal oceanu. Serce wie, że w dźwiękach natury jest miłość, spokój i informacje dla człowieka. Czytając teksty większości piosenek odnoszę wrażenie, że opisują one „prawdy” umysłu a nie prawdy serca – choć zwą się piosenkami miłosnymi. Artyści spiewają o cierpieniu, zdradzie, „kochaniu za coś” i nazywają to piosenkami o miłości – ale czy tak na prawde ma to coś wspólnego z miłością? Raczej jest to pokrewne ograniczeniom umysłu.

To umysł podpowiada, że wolny czas najlepiej wykorzystać na imprezy, na zagłuszanie siebie głośną muzyką, na picie, na wszystko, by uciec od siebie. Serce wie, że wycieczka do lasu, wpatrywanie się w wodę i inny kontakt z naturą rozwija i bycie z sobą prawdziwym pomaga człowiekowi bardziej niż najlepszy, najdroższy, najbardziej skuteczny kurs czy terapia.

To umysł nadaje i ocenia wykopany z ziemi, oszlifowany kamień. Nazywa go diamentem. Nadaje mu niebagatelną wartość i sprawia, że marzą o nim miliony kobiet i mężczyzn. To umysł podpowiada kobietom, że ten diament je upiększa, że jest dowodem miłości ich partnerów. To umysł każe nam brać nadgodziny, aby na ten kamień zapracować. Serce wie, że człowiek jest najpiękniejszą istotą, jaka została stworzona, i że jedyną rzeczą, która może go bardziej upiększyć, jest miłość tego człowieka do samego siebie. Serce wie, że prawdziwa miłość nie potrzebuje dowodów - serce czuje miłośc od drugiego człowieka. To umysł mówi, że gdy nie ma fizycznych dowodów miłości, to nie ma miłości. Umysł też podpowie, że miłe są dowody miłości. Tak, dowody miłości są miłe umysłowi. Dla serca nie ma nic piękniejszego niż czuć miłość do kogoś i od kogoś.

To umysł sadowi nas przed telewizorem, pozwalając, byśmy napełniali się kolejnymi negatywnymi wiadomościami ze świata, wzmacnia tym nasz strach i niepokój, bo przecież tym się żywi, tym napędza swoją ogromną machinę. Podczas gdy serce wie, że nic nie dzieje się przez przypadek, że wszystko przychodzi, bo wcześniej było na to zapotrzebowanie. Serce wie, że to właśnie strach przed negatywnymi zdarzeniami przyciąga do nas te nagatywne zdarzenia. Serce wie, że jeśli skupiamy się na pozytywach, to więcej pozytywów do swojego życia przyciągamy.

Weź do ręki przedmiot, który jest cenny dla ciebie, i przypatrz się mu. Czym jest tak naprawdę? Czy jest kupą plastiku, metalu, drewna, któremu twój umysł nadał tak wielką wartość? Dlaczego ten przedmiot jest dla ciebie tak ważny, tak cenny?

 

http://shaumbra.pl/kreacje/monika/czym jest umysl.html

Edytowane przez Mistyk
0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Żeby dodać komentarz, musisz założyć konto lub zalogować się

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze

Dodaj konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się tutaj.


Zaloguj się teraz

  • Przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników, przeglądających tę stronę.