Napisano 30 Lipiec 2010 · Zgłoś ten post Ale tak czy siak drzwi które otworzyłaś nie da się już zamknąć, dlatego w zasadzie nie ma takiej opcji, że oczyścisz się i będziesz miała święty spokój raz na zawsze. Luana juz nie przesadzajmy,nie stresuj dziewczyny,bo oboje wiemy ze tak nie jest. :!: Jak można zamknąć takie drzwi? (bo ja rozumiem, że drzwi o jakich mówicie, odnoszą się do tego, ze jesteś już widzialny?) 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 30 Lipiec 2010 · Zgłoś ten post Owszem, mnie o to chodziło i nadal podtrzymuję. Luana juz nie przesadzajmy,nie stresuj dziewczyny,bo oboje wiemy ze tak nie jest. :!: No to jesteście sami obywatelu 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 30 Lipiec 2010 · Zgłoś ten post Powiem tak, ten kto wstępuje na drogę magii, choćby i przypadkiem, choćby tylko jednym niewinnym zaklęciem, porusza rodzaj pajęczej sieci. Ktoś gdzieś taki sygnał dotknięcia nici odbiera i pędzi w kierunku, skad nadszedł. Jednak takie drzwi raz otworzone mozna zamknać. Wymaga to pracy i dobrej woli, ale jeśli ktoś naprawdę chce z magią, z ezoteryką zerwać to zerwie. Mozna się oczyścić bardzo skutecznie i wcale nie korzystać z pomocy egzorcysty, choć dla niej zaawansowanych w drodze ezo to nie łatwa sztuka. Ale można. Z każdego upadku mozna się podnieść. 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 30 Lipiec 2010 · Zgłoś ten post Ale ja chciałam wiedzieć, jak Bo "praca i dobra wola" to pojęcia raczej oględne i niewiele mówią o tym, jak to zrobić. Jak przestać być widzialnym. I nie ma co tutaj się przerzucać tajemniczo brzmiącym "zaawansowaniem w ezo". ;) To trochę tak, jakby osobie chcącej rzucić papierosy proponować inną markę handlową. I nie chodzi o zerwanie z magią i ezoteryką, ale o zamknięcie drzwi. Bo mogę się uprzeć, ze z tym kończę. Że nie chcę nic widzieć i słyszeć. Ale tak się nie da. To "woła". Koniec to nie tylko moja decyzja i nie możemy iść w takie naiwności, że sobie "popapam" światowi duchowemu (bo wytrzymam dobrą wola i pracą nad sobą, że sama nie wdepnę znów), a to się do nas uśmiechnie uroczo na "do widzenia", i zrezygnuje na zawsze z potencjalnej dojnej krowy. Ja się pytam, czy się da - i ewentualnie jak - przestać być widzialnym. Wrócić do stanu wyjściowego. Da się? 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 30 Lipiec 2010 · Zgłoś ten post Ale ja chciałam wiedzieć, jak Bo "praca i dobra wola" to pojęcia raczej oględne i niewiele mówią o tym, jak to zrobić. Jak przestać być widzialnym. I nie ma co tutaj się przerzucać tajemniczo brzmiącym "zaawansowaniem w ezo". ;) To trochę tak, jakby osobie chcącej rzucić papierosy proponować inną markę handlową. I nie chodzi o zerwanie z magią i ezoteryką, ale o zamknięcie drzwi. Bo mogę się uprzeć, ze z tym kończę. Że nie chcę nic widzieć i słyszeć. Ale tak się nie da. To "woła". Koniec to nie tylko moja decyzja i nie możemy iść w takie naiwności, że sobie "popapam" światowi duchowemu (bo wytrzymam dobrą wola i pracą nad sobą, że sama nie wdepnę znów), a to się do nas uśmiechnie uroczo na "do widzenia", i zrezygnuje na zawsze z potencjalnej dojnej krowy. Ja się pytam, czy się da - i ewentualnie jak - przestać być widzialnym. Wrócić do stanu wyjściowego. Da się? Tak się nie da. Albo zamykasz się i odchodzisz od ezo raz na zawsze, tłumisz wołanie (a da się i to nie takie trudne, bo np dobre egzorcyzmy bardzo wyciszają i zamykają). Natomiast widzialna to będziesz, jeśli dalej tą drogą bedziesz kroczyła. Drogę ezoteryczną czy nawet rozowju duchowego. jednak mozna się nauczyć być czasem niewidzialnym, lub wejść na taki etap,. że twoja widzialność po tamtej stronie nie przyciągnie tego mrocznego tałatajstwa. Medytacja, praca nad sobą, praca w Króliczej Norze (jest o tym w stosownym dziale tu na forum), potrafi sprawiać, ze wchodzisz na niejako wyższy poziom i pewne byty nie mają do Ciebie dostępu. Ostrożnym być zawsze trzeba, ale poza tym można się skutecznie chronić. 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 30 Lipiec 2010 · Zgłoś ten post No to jesteście sami obywatelu :D Jak zawsze,jakos z tym musze zyc:D Jak można zamknąć takie drzwi?(bo ja rozumiem, że drzwi o jakich mówicie, odnoszą się do tego, ze jesteś już widzialny?) Jak to jak,normalnie Wielkim bledem osob poczatkujacych w Magii jest wlasnie to ze nie maja przerobionej procedury odwolywania,zamykania rytualu itp. I wyglada to tak pozniej ze mowimy o tym ze otwiera sie drzwi a nie mozna ich zamnknac,ze jestesmy zawsze widoczni dla wymiaru duchowego. Powiem tak obojetnie czy zajmujemy sie Magia czy nie i tak jestesmy widoczni dla tamtej strony...poniewaz koniec koncow stamtad przeciez przychodzimy.Cialo jest tylko pojazdem dla duszy,chwilowym,ktory ulega zniszczeniu pod wplywem czasu. Powiem tak, ten kto wstępuje na drogę magii, choćby i przypadkiem, choćby tylko jednym niewinnym zaklęciem, porusza rodzaj pajęczej sieci. Ktoś gdzieś taki sygnał dotknięcia nici odbiera i pędzi w kierunku, skad nadszedł. Ta siec oplata wszystkie zyjace istoty,bez wzgledu czy zajmujesz sie Magia czy nie.Stad czasami stwierdzenia ze obojetnie czy wierzysz w dzialanie Magii czy nie,i tak Cie dosiegnie jak ma dosiegnac. Ale ja chciałam wiedzieć, jak Oj Kantabra,wytrwala praca Nie ma gotowej recepty,jak tabletki na bol glowy,kazdy przypadek jest indywidualny,do kazdego trzeba inaczej podejsc. Przedstawie to w skrocie na przykladzie rytualu,rytualu podczas ktorego przywolujemy byty duchowe. W momencie gdy kogos zapraszamy do rzeczywistosci,tworzymy cos na ksztalt pomostu ktory laczy nasz swiat z wymiarem duchowym.Jest dosyc niebezpieczna operacja,bo nigdy nie wiadomo kto przyjdzie.Ale gdy juz dojdzie do takiego polaczenia musimy miec swiadomosc ze zostaje nam jeszcze zamkniecie takiego przejscia zeby uniemozliwic dostanie sie do nas innym mieszkancom swiata duchowego nie zawsze pozytywnie do nas nastawiaonym.Czasami bywa trudno,owszem przyznam,ale nikt nie powiedzial ze Magia jest latwa i bezpieczna. Tak wiec najwazniejsze jest przygotowanie,jezeli ktos cos zawali podczas rytualu to mozemy powiedziec ze ,,drzwi sa otwarte" i znam przypadki gdzie trwalo to latami,jednak nawet po latach mozna to zamknac. Ale tak czy siak drzwi które otworzyłaś nie da się już zamknąć, dlatego w zasadzie nie ma takiej opcji, że oczyścisz się i będziesz miała święty spokój raz na zawsze. Tak czy siak jak ktos robi wszystko tak zeby podstawowym priorytetem podczas rytualu bylo bezpieczenstwo,potrafi tak samo zamknac drzwi jak je otworzyl. 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 30 Lipiec 2010 · Zgłoś ten post No ale jakiego rytuału, Kochani Wy moi. :D Panna przyszła, zaświeciła że zacytuję: "medytacją, próbami OBEE, podróżami astralnymi, próbami otwarcia czakr" i boi się dochapanego towarzystwa właśnie z tego tytułu. Oj Kantabra,wytrwala praca Nie ma gotowej recepty,jak tabletki na bol glowy,kazdy przypadek jest indywidualny,do kazdego trzeba inaczej podejsc. To to mamy indywidualny. No i żeby nie było ze tutaj jeżdżę po ambicji czy cokolwiek i Niuni coś pokątnie załatwiam. ;) Po prostu ciekawa jestem, jak dojść do stanu wyjściowego (bo ponoć można), jak dziewczyna zaczęła już z siebie robić kanalik do fajnych zabaw i nagle się jej widzi-mi-się wystrachało. W sensie, żeby nie musiała się później bać, że coś się nowego przygrucha i będzie permamentnie cacy czystą świeżynką jak ezo-nietknięta. Bo porównując z ezo-nietkniętą, oprócz otwieranych drzwi wejściowych ma otwarte drzwi balkonowe, okno w pokoju i lufcik na poddaszu. I się pytam, czy znów może mieć otwieralne z zewnątrz tylko drzwi wejściowe, i to na zamek. Da się? Dokładnie o to ja pytałam... Tak się nie da. Albo zamykasz się i odchodzisz od ezo raz na zawsze, tłumisz wołanie (a da się i to nie takie trudne, bo np dobre egzorcyzmy bardzo wyciszają i zamykają). Ekhem. Nie wiem czy Ty to zauważyłaś, ale właśnie napisałaś że jasno- widzenie i słyszenie (zdolność/umiejętność) jest wynikiem opętania/wpływu siakiegoś bytu. :!: :!: Skoro na to zamyka egzorcyzm. W ten sposób każdy ezo-uzdolniony jest "pod wpływem" i dochodzimy do wyśmiewanego tutaj w każdym poście kościelnego pojęcia ezoteryki. ;) Widzisz to, prawda? jednak mozna się nauczyć być czasem niewidzialnym ? O, możesz rozwinąć tą myśl, proszę? 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 30 Lipiec 2010 · Zgłoś ten post Tak się nie da. Albo zamykasz się i odchodzisz od ezo raz na zawsze, tłumisz wołanie (a da się i to nie takie trudne, bo np dobre egzorcyzmy bardzo wyciszają i zamykają). Ekhem. Nie wiem czy Ty to zauważyłaś, ale właśnie napisałaś że jasno- widzenie i słyszenie (zdolność/umiejętność) jest wynikiem opętania/wpływu siakiegoś bytu. :!: :!: Skoro na to zamyka egzorcyzm. W ten sposób każdy ezo-uzdolniony jest "pod wpływem" i dochodzimy do wyśmiewanego tutaj w każdym poście kościelnego pojęcia ezoteryki. ;) Widzisz to, prawda? Nic takiego nie napisałam, po prostu wiem, że egzorcyzmy katolickie zamykają wszelkie uwrazliwienie na ezoterykę. Jeśli ktoś ma zdolności lub wrażliwość tzw ezoteryczną, a z jakiegoś powodu podda się egzorcyzmom, to nie tylko odpędzi się ewentualny byt ale także pozamyka czakry, odetnie od magii i tego drugiego świata. Zresztą mówię tu o egzorcyzmach katolickich, bo świeckie nieco inaczej wyglądają. jednak mozna się nauczyć być czasem niewidzialnym ? O, możesz rozwinąć tą myśl, proszę? Kwestia wizualizacji. Wizualizujesz rodzaj kokona lub innej bariery mentalnej, za którą stajesz się niewidzialna dla bytów lub innych ezoteryków. Z czasem po porstu to robisz, juz bez wizualizacji i zwyczajnie znikasz, jak za niewidzialnymi drzwiami. 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 3 Sierpień 2010 · Zgłoś ten post Nic takiego nie napisałam, po prostu wiem, że egzorcyzmy katolickie zamykają wszelkie uwrazliwienie na ezoterykę. Jeśli ktoś ma zdolności lub wrażliwość tzw ezoteryczną, a z jakiegoś powodu podda się egzorcyzmom, to nie tylko odpędzi się ewentualny byt ale także pozamyka czakry, odetnie od magii i tego drugiego świata. Zresztą mówię tu o egzorcyzmach katolickich, bo świeckie nieco inaczej wyglądają. Szczerze? Ja mam dosyć mieszane uczucia, jeśli chodzi o egzorcyzm świecki. Ja miałam problem, duży, przez długi czas, a ezoterycy widzieli we mnie tylko tyle, ze miałam większe zdolności uzdrawiania/wrażliwości/czucia. Zresztą, miałam i super aurę, waliło ode mnie biało-złotym światłem na kilometr. Nikt nie widział we mnie problemu, mimo że się bardzo męczyłam. Egzorcysta katolicki rozpoznał problem po jednej rozmowie. Kwestia wizualizacji. Wizualizujesz rodzaj kokona lub innej bariery mentalnej, za którą stajesz się niewidzialna dla bytów lub innych ezoteryków. Z czasem po porstu to robisz, juz bez wizualizacji i zwyczajnie znikasz, jak za niewidzialnymi drzwiami. No ale obrony mentalne mają to do siebie, ze jak można je nałożyć, to można i zdjąć. Jak po drugiej stronie masz kogoś bardziej kumatego, to niespecjalnie masz coś do gadania, a taka ochrona zaczyna wyglądać jak dziecięca zabawa "zakryję sobie oczy rączkami i nikt mnie nie będzie widzieć". Mi chodziło bardziej o to, jak zniknąć i się w ogóle niczemu nie rzucać w oczy. Jak zniknąć widocznością ze świata duchowego. Z tego wniosek, ze na razie, póki co, takie warunki spełnia jedynie wspomniany przez Ciebie egzorcyzm katolicki? Pozdrawiam I dziękuję, że dalej ciągniesz temat 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 3 Sierpień 2010 · Zgłoś ten post Egzorcyzmy katolickie są skuteczne ale mają to do siebie, ze niestety całkowicie zamykają na świat duchowy i ezoteryczny. Co zas do egzorcyzmów świeckich czy ezoterycznych to tu faktycznie trzeba być ostroznym, bo wielu jest naciągaczy i takich, co nie widzą a reklamuja się, ze widzą Co do znikania po tamtej stronie to w świcie astralnym wysoko to jest ok i tam możbna być - jeśli sie jest w stanie - bezpiecznie. Komu uda się tam spokojnie przebywać to nie będzie widoczny dla mrocznych bytów i w astralu. 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 21 Listopad 2010 · Zgłoś ten post Zastanawia mnie jedna rzecz odnośnie egzorcyzmów katolickich, zamykają na amen, odcinają od wszystkiego, zakręcają kurek z energią dla głodnych bytów... więc czy zamykają nas samych na nas samych? Wszystko to wszystko, jeżeli nie jesteśmy jedną jednością, a po części zamknięci po części otwarci, to jak możemy czuć, np.: Boga? siebie? swoje serce? Tu bym rozmyślał, o ile moje myślenie jest poprawne, czy te egzorcyzmy, takie mocne na dłuższą metę sa dobre... 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 21 Listopad 2010 · Zgłoś ten post Właśnie. Słusznie zauważyłeś. Sama sie nady tym zastanwiałąm. Przy tym z tego co zauwazyłam u osob po katolickich egzorcyzmach, naprawdę miewają problemy emocjonalne ze soba. 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 21 Listopad 2010 · Zgłoś ten post może dlatego bo miały je zawsze ? 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 21 Listopad 2010 · Zgłoś ten post No wałśnie te co znam nie miały. Dlatego sobie głośno myslę 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 21 Listopad 2010 · Zgłoś ten post gdyby wszystko było z nimi ok, jakim prawem miałoby się im coś stać ? 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 23 Listopad 2010 · Zgłoś ten post To że ktoś ma problemy emocjonalne sosna nie znaczy od razu ze ma mega problem (no, powiedzmy). Mogło być z nimi wszystko ok. Nie do końca zrozumiałem pytania, ale wydaje mi się że to co napisałem jest na temat "gdyby wszystko było z nimi ok, jakim prawem miałoby się im coś stać ?" Gdyby wszystko było ok, nie poszedłby dany jegomość do egzorcysty. 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 23 Listopad 2010 · Zgłoś ten post gdyby wszystko byłoby z nim ok, nie byłby opętany ;] 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 23 Listopad 2010 · Zgłoś ten post Hmm czyli mam rozumieć, że problemy emocjonalne mogą być krokiem do TEGO? 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 23 Listopad 2010 · Zgłoś ten post Hmm czyli mam rozumieć, że problemy emocjonalne mogą być krokiem do TEGO? już kiedyś czytałam właśnie na ten temat, że osoby które mają chorą psyche lub problemy natury emocjonalnej są opętane i jak najbardziej powinno się je egzorcyzmowac. Jak dla mnie to jest za bardzo generalizowanie.... i nabijanie ludzi w przysłowiową butelkę, wmawiając im, że wszelakiego rodzaju zaburzenia psychiczne mogą byc wywołane opętaniem przez kogoś, aczkolwiek dopuszczam również taką możliwośc. 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 23 Listopad 2010 · Zgłoś ten post Może to był jakiś art Wandy Prądnickiej. Jeśli dobrze pamiętam to u niej właśnie czytałem, że każdy negatywny stan emocjonalny ma powiązanie z jakimiś bytami. Nie wiem czy to prawda... 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 23 Listopad 2010 · Zgłoś ten post nie. zazwyczaj jest najpierw stan psychiczno-emocjonalny,a potem byty. i po wyggonieniu byta, co trwa krótko, zostaje spoooro roboty. 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 23 Listopad 2010 · Zgłoś ten post Tia szczególnie jeśli chodzi o łatanie psychiki i energetyki na pewno... 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 23 Listopad 2010 · Zgłoś ten post Sosna: te sporo roboty to już praca nad sobą, i to już nie nas się tyczy, a daną osobę, oczywiście, jeżeli po wyciągnięciu bytu oczyścimy już. 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 24 Listopad 2010 · Zgłoś ten post Sosna: te sporo roboty to już praca nad sobą, i to już nie nas się tyczy, a daną osobę, oczywiście, jeżeli po wyciągnięciu bytu oczyścimy już. no ja w tym pomagam. Tia szczególnie jeśli chodzi o łatanie psychiki i energetyki na pewno... pewne rzeczy jako zarodki nie muszą być widziane jeśli wszyscy skupieni są na owocach, w stulu rzucanie po ścianach etc hihi. 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 24 Listopad 2010 · Zgłoś ten post pewne rzeczy jako zarodki nie muszą być widziane jeśli wszyscy skupieni są na owocach, w stulu rzucanie po ścianach etc hihi. Oj Sosna większość opętanie kojarzy z tym o czym piszesz właśnie i dlatego skupiają się jak to zgrabnie ująłeś na owocach a mnie raczej opętanie nie tyle się z tym kojarzy co odebraniem sobie normalności.... 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 25 Listopad 2010 · Zgłoś ten post napisze jak to u mnie było -dziwne sny -zaczernione oczy(astralnie) -leki -zwidy dziwnych rzeczy -głosy -dotyk na ciele, nawet gdy nie widziałem napastnika Podczas ataków -podstawa to paraliż senny -wypychały mnie z ciała( juz raz prawie wypchnoł mnie) -sny z których nie można było sie wybudzić. coś jak hipnoza chyba... -sny w których czułem jak mnie coś wciąga w czarna dziurę... -często wychodziłem z ciała żeby siębronić narazie to wszystko co pamiętam. dawno mnie nic nie atakowało xD 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 30 Październik 2012 · Zgłoś ten post (w ramach ożywienia tematu) W sumie to duchy się objawiają tym co napisałeś (Radek), ale nie tylko... Dochodzą jeszcze za zwyczaj inne objawy depresje i lęki na przykład. W przypadku pewnej znajomej objawiało się to też myślami samobójczymi. 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 14 Marzec 2017 · Zgłoś ten post Duchy -nieświadoma energia duchowa /psychiczno-emocjonalna / umysłowa ludzi ,a świecki egzorcysta dzisiaj ,to psycholog transpersonalny ,jakim był n p. .C. G,Jung ,i wszystko w temacie kochani . 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 17 Marzec 2017 (edytowane) · Zgłoś ten post Dnia 6.07.2010 o 21:34, infe7 napisał: Witam... - jak zwykle mylisz Koniec z Początkiem? :( - wprawdzie nie jestem expertem w tej ?branży?? ale na moje rozumowanie, ktoś kto rozwija się duchowo, a więc i również panuje nad dominacją EGO? nie może zostać opętany, gdyż jego nazwijmy to ogólnikowo ?stan duchowy? na to nie pozwala? - ale, tak jak pisałem wcześniej? nie jestem tu expertem, wiec być może mogę się mylić? - wiec poczekajmy na "punkt widzenia" kogoś o większym ?doświadczeniu? w tej branży? --- pozdrawiam... infe7 Infe ,ale twoje posty brzmią jakby czytać znawcę tematu ,a co do Alise Michaell ,wie ktoś jak ciężką chorobą psycho-duchową ,która powoduje silne rozszczepienie osobowości ,.jest -Schizofrenia Paranoidalna ,a że nie było dobrych psychiatrów i psychologów ,to najłatwiejszą diagnozą jest - OPĘTANIE ,. Edytowane 17 Marzec 2017 przez Mistyk 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach
Napisano 17 Marzec 2017 · Zgłoś ten post Dnia 23.11.2010 o 23:34, Duch napisał: Sosna: te sporo roboty to już praca nad sobą, i to już nie nas się tyczy, a daną osobę, oczywiście, jeżeli po wyciągnięciu bytu oczyścimy już. Właśnie nas się tyczy najbardziej ,ponieważ to co wyszło z chorego człowieka ,czy ludzi ,przenosi się na nas ( mawiano -lekarzu lecz się sam ) ,a teraz proszę o uwagę i koncentracje ,poświęćcie chwilę na zrozumienie tego mechanizmu ,nieświadomie przebiegającego : Jasne światło życia zamiast mrocznego kontekstu lęku Pisanie tego artykułu było dla mnie naprawdę trudne. Żeby powstał — musiałam pokonać podstawowy problem, jakim okazały się dla mnie „kliniczne” nawyki myślowe. Kiedy patrzę na świat przez pryzmat pojęć wypracowanych w psychoterapii, zaczynam widzieć to, co się dzieje między ludźmi w kategoriach braków, zagrożeń i wadliwych mechanizmów. Zasługą psychologii klinicznej jest odkrycie i nazwanie wielu prawidłowości. Praca edukacyjna i nastawiona na wspieranie rozwoju wymaga jednak zobaczenia ich nie w mrocznym kontekście lęku, lecz w jasnym świetle życia. Nie wiedziałam, że to takie trudne. Wszystkie ważne związki w życiu budujemy na poprzednich miłościach, przyjaźniach, spotkaniach. Nie może być inaczej, ponieważ nasza głęboko społeczna Jaźń powstaje w wyniku więzi z bliskimi (w szczególności z rodzicami). Nie zmienia tego fakt, że niektórzy rodzice nie byli wystarczająco dobrzy. Mamy całe życie na to, żeby siebie tworzyć. „Bogacimy się” o nowe związki, uczymy się, jak jeszcze można kochać. Ale nie możemy porzucić tego, czym jesteśmy. Kochając — przenosimy na tych, których spotykamy matryce dawnych związków. Spotkanie z nowym człowiekiem „ożywia” w nas potrzeby, leki, nadzieje — uczucia, które już kiedyś przeżywaliśmy w związku z ważnymi osobami. Przeniesienie jako takie jest czymś wszech obecnym. Takie rozumienie przeniesienia nie jest powszechne w psychoterapii. Wielu psychoterapeutów uważa to zjawisko za proces dysfunkcjonalny, związany z dużą nieadekwatnością percepcji i reakcji w kontaktach interpersonalnych i „toleruje” je jedynie w gabinecie jako narzędzie psychoanalizy. Przeniesienie w znaczeniu podstawowego procesu rozwojowego omówione jest szczegółowo w artykule J. Stattmana pt. „Organiczne przeniesienie w: Rezonans i Dialog nr 2, Problem przeniesienia, nauczyciel duchowy i uczeń. Santorski & Co, 1995. „Słownik psychoanalizy” B. Moore‘a i B. Finne‘a: “Przeniesienie jest to przemieszczenie wzorców, myśli, zachowań i uczuć, pierwotnie przeżywanych w związku ze znaczącymi osobami w dzieciństwie, na jakąś osobę, z którą podmiot pozostaje w bieżącej relacji interpersonalnej. Ponieważ zachodzący w tym wypadku proces jest w znacznym stopniu nieświadomy, człowiek nie dostrzega źródeł przeniesieniowych zachowań, fantazji, uczuć (takich jak miłość, nienawiść i gniew). (…) Postaciami, które najczęściej są przedmiotem przeniesienia są rodzice, ale bywa nimi też rodzeństwo, dziadkowie, nauczyciele, lekarze, dziecięcy idole…” Słownik psychoanalizy, str. 224, Santorski & Co, 1995 Przeniesienie w rozwoju Zjawisko przeniesienia towarzyszy nam od początku życia. Niemowlę „istnieje” poprzez ciało matki, żyje jej rytmem, dopasowuje się do jej oddechu, przeżywa swoim ciałem jej reakcje emocjonalne. Naśladuje ją. Jest to podstawa kształtowania się — poczucia tożsamości. Dziecko żyje tak, jakby było matką i, w pewnym sensie, matka „zostaje” w dziecku na zawsze. Każda późniejsza wieź jest przeniesieniem tego pierwotnego, organicznie zakodowanego obrazu (a może raczej — matrycy reakcji). W dalszym rozwoju dziecko „wchłania” wzory związane z ojcem, rodzeństwem, dziadkami, innymi ważnymi postaciami dzieciństwa, jest to oczywiście proces nieświadomy. Obecność rodziców jest dla noworodka niezbędna — tylko w ten sposób może „wiedzieć” że istnieje. Stopniowo zaczyna tworzyć wewnętrzne reprezentacje matki, ojca, innych ważnych ludzi i z nich budować poczucie Ja. Dzięki temu zaczyna być zdolne do pewnego oddzielenia, a jednocześnie do nawiązywania więzi społecznych (uśmiech, lęk przed obcym…). Można powiedzieć, że jeśli idzie o związki z ludźmi, to u zarania życia nie uczymy się niczego, co nie jest nami. Przeniesienie nas ogranicza, zamykając w kręgu powtórzeń. Z drugiej strony — otwiera dostęp do nieprawdopodobnej energii rozwojowej, której źródłem są dziecięce potrzeby zaistnienia, ekspansji i integralności. Oznacza to wydobycie na plan pierwszy stanu wewnętrznego, nawiązanie kontaktu ze sobą i przerzucenie mostów w kierunku partnera. S. Kelleman określił przeniesienie, jako „wysiłek ze strony człowieka, by otworzyć serce”. Jednocześnie organiczne przeniesienie jest glebą dla rodzenia się woli, która umożliwia branie na siebie odpowiedzialności i pewnego rodzaju samowystarczalność. R. May mówił, że w budowaniu głębokiej, nieograniczającej więzi miłości musi towarzyszyć wola. Dopiero ich współistnienie oznacza dojrzewanie do związku. Jest na ten temat piękna opowieść księdza de Mello: Dojrzałość Do ucznia, który nieustannie oddawał się modlitwom Mistrz powiedział: - Kiedy wreszcie skończysz wspierać się na Bogu i staniesz na własnych nogach? Uczeń był zaskoczony. - Przecież to Ty uczyłeś nas, by uważać Boga za ojca! - Kiedy nauczysz się, że ojciec nie jest tym, na kim możesz się wspierać, lecz tym, który wyzwala cię z Twej skłonności do wspierania się na kimkolwiek? Przeniesienie a nerwica przeniesieniowa Trzeba widzieć różnicę między „zdrowym” przeniesieniem a nerwicą przeniesieniową, która jest przede wszystkim niemożnością, brakiem przeniesienia lub też przeniesieniem niepełnym. Zdarza się, że wykazujemy szczególną konsekwencję w budowaniu relacji skazujących nas na nieuchronne niepowodzenia. Mechanizm ten — mówiąc w wielkim uproszczeniu — polega na uporczywym szukaniu w świecie dojrzałych związków takiej relacji, która zaspokoiłaby „głód” czegoś, czego nie dostaliśmy w dzieciństwie. Jeśli rodzice nie są w stanie obdarzyć dziecka jakimś uczuciem, niezbędnym dla jego prawidłowego rozwoju, wówczas dziecko nie może odzwierciedlić go, przyjąć do siebie. W pewnym zakresie dziecko nie może się dalej rozwijać. Zaczyna uporczywie szukać kogoś, kto pomógłby mu zapełnić tę lukę. Dojrzewa i przenosi tą skłonność na dorosłe związki. Niestety, taka „dziura w duszy” jest obwarowana lękiem. Jeśli nawet znajdzie się ktoś, kto chce odpowiedzieć na tę ontologiczną potrzebę, to i tak nie ma szansy, ponieważ osoba nerwicowa „ucieka”, by uniknąć konfrontacji z własnymi obawami. Nerwicę przeniesieniową cechuje, w porównaniu z przeniesieniem, dużo większa „sztywność” oraz ściślejsze powiązanie z lękiem. Jednak nawet to „ułomne” przeniesienie daje szansę na rozwój, gdyż przybliża daną osobę do tego, kim jest. Na tym założeniu opiera się wiele systemów terapeutycznych, szczególnie psychoanaliza. Terapeuci starają się przede wszystkim pomóc pacjentowi w przebrnięciu przez barierę lęku. Zwykle stoją za nim ważne dziecięce potrzeby. W następnym kroku należy pomóc im rozwinąć się w taką formę, która umożliwi im poszukiwanie zaspokojenia w świecie dorosłych. Budowanie więzi w relacji pomagania Przeniesienie ujawnia się ze szczególną wyrazistością w związkach niesymetrycznych, w których jedna osoba jest w jakiś sposób zależna od drugiej. Są to m.in. relacje związane z pomaganiem, występujące np. między uczniem a nauczycielem, lekarzem a pacjentem, terapeutą a klientem, bardziej doświadczonym członkiem jakiejś społeczności a „nowicjuszem”. Takie związki obustronnie angażują procesy przeniesienia. Przeniesienie ze strony pomagającego określane jest jako przeciwprzeniesienie. Znacznie więcej uwagi poświęcamy na ogół metodyce nauczania i technice lekarskiej niż temu, w jaki sposób kształtować relacje, by sprzyjała optymalnemu wykorzystaniu naturalnej tendencji do rozwoju i samouzdrawiania. Bardzo duży wkład w tym zakresie wniósł do naszej wiedzy C. Rogers. Uważał, że uczenie się następuje poprzez aktywne, głębokie zaangażowanie. Zachodzi w sytuacji, która pozwala na zintegrowanie poziomu „głowy”, „duszy” i emocji. Uważał, że warunkiem koniecznym, aby uczenie mogło zajść, jest minimalizacja stopnia zagrożenia dla Ja. Myślę, że są to po prostu warunki sprzyjające budowaniu pozytywnego przeniesienia. Małe dzieci w szkole uczą się „dla Pani” i jeśli Pani potrafi ten dar przyjąć, jeśli nie broni się przed tą, niekiedy obciążającą, więzią — zachodzi proces przeniesienia i identyfikacji. Dziecko zaczyna przeżywać to, co reprezentuje sobą Pani — jako coś własnego. Wówczas zaczyna uczyć się dla siebie. Poprzez wiązanie staje się, paradoksalnie, bardziej autonomiczne. Przeciwprzeniesienie, a wiec przeżywanie dziecka jako kogoś „ze swojego życia”, może być w tym procesie sprzymierzeńcem — umożliwia pomagającemu pozostawanie w bliskim związku z dzieckiem i ze sobą jednocześnie. Nauczyciel otrzymuje wiele ważnych gratyfikacji oraz uzyskuje dostęp do znacznych źródeł energii, która jest niezbędna aby zaspokoić niezwykle „chłonne” pod tym względem dziecko. Podobne procesy mogą zachodzić miedzy lekarzem i pacjentem, terapeutą i klientem, położną i położnicą itp. Choroba, uwikłanie się w problemy życiowe oraz poród aktywizują głęboką potrzebę bezpieczeństwa. W sytuacji zagrożenia bytu uruchamiamy całą swoją nieświadomą „wiedzę” na temat tego jak przetrwać. Dla wielu osób lekarz staje się w tych warunkach kimś więcej niż specjalistą — jest opiekunem, od którego zależy nasze życie. Można wiele nauczyć się o sobie, obserwując swoje reakcje w szpitalu. To, co robimy, aby pozyskać zainteresowanie lekarza, jego uznanie, odkrywa przed nami tajemnice dzieciństwa. Są pacjenci „grzeczni”, „zbuntowani”, „uwodzący”. Tacy, którzy oddają się z uległością i tacy, którzy nigdy nie zaufają do końca. To ogromny strumień rozmaitych energii płynący w stronę personelu szpitala, morze oczekiwań. Lekarze i nauczyciele muszą stawiać granice. Powinni umieć odmawiać, aby chronić siebie i tych, którzy są od nich zależni. Doświadczenie ograniczenia jest bowiem równie niezbędne dla rozwoju i przetrwania jak doświadczenie nasycenia. Ale jest podstawowa różnica między stawianiem granic przy jednoczesnym zaakceptowaniu rzeczywistości wewnętrznej osoby od nas zależnej a odrzuceniem. Wycofanie „całego siebie”, które jest na ogół przeżywane jako odrzucenie (szczególnie gdy „okraszone” jest złością), ma na ogół swoje źródło w obawie przed reakcjami przeciwprzeniesieniowymi. W konsekwencji odrzucenia — pacjent też „odcina” część siebie — właśnie tę, która mogłaby być źródłem siły do wyzdrowienia i do rozwoju. Moja przyjaciółka opowiadała mi dramatyczną scenę z porodu swojego syna. Poród był długi i dość skomplikowany. W pewnym momencie kobieta poczuła, że opuszcza ją „wola walki”, że traci siły. Zobaczyła nad sobą rękę położnej poprawiającą jakieś kable. Przyjaciółka puściła łóżko i chwyciła tę dłoń. Położna krzyknęła, wyrwała rękę i odskoczyła jak oparzona. Moja przyjaciółka powiedziała, że nigdy w swoim dorosłym życiu nie doznała tak głębokiego odrzucenia. To, co się dzieje na salach porodowych, w szpitalach, szkołach i gabinetach terapeutycznych zmusza do głębokiej refleksji nad tym, jak przygotowywać” się do roli „pomagacza”, aby umieć wspierać i przywoływać naturalne zasoby energii osób, którymi się opiekujemy, aby samemu mieć do nich dostęp, a jednocześnie chronić swoją integralność. Dokończenie - http://www.grupatrop.pl/index.php/strony-specjalne/bait-baza-artykulow-instytutu-trop?id=292 0 Udostępnij tego posta Odnośnik do posta Udostępnij na stronach