Szept

Duchowośc dla twardzieli, czyli rzecz o ciemnej stronie rozwoju duchowego

44 postów w tym temacie

O rozwoju duchowym zwykło się mówić i myśleć, jako o drodze pełnej spokoju, harmonii, akceptacji. Pierwsze skojarzenie to medytująca pełna wewnętrznego światła osoba. Kolejne to, już metody dochodzenia do tego wymarzonego oświecenia. I tu już mamy w czym wybierać, bo zarówno na rynku księgarskim, jak i w sieci oraz w bogatej ofercie centrów i gabinetów terapeutycznych jest tego wiele. Niemal każdy uzdrowiciel jest teraz trenerem rozwoju osobistego, przewodnikiem duchowym, lub nauczycielem medytacji. W księgarniach i w Internecie wybór pozycji i metod może przyprawić początkującego poszukiwacza Oświecenia, o zawrót głowy.

I tylko się z tego Cieszyc, gdyż warto robić coś dla siebie, szukać odpowiedzi, prawdy, szukać siebie. Nauczyć się żyć świadomie, zmieniać w sobie i otaczającym nas świecie wszystko na lepsze i bardziej przyjazne, to wspaniała rzecz. Zmiana postawy i postrzegania świata, siebie, czasem Boga, świadczy o naszej chęci poznania, a często sprawia, ze znajdujemy wreszcie ukojenie, spokój w duszy i umiemy Cieszyc się drobnostkami. Świat i życie nabierają barw i nic nam już nie straszne. Aż chciałoby się w tym miejscu krzyknąć: Tak Trzymać!

I wiele osób, po przeczytaniu kilku publikacji, wysłuchaniu kilku terapeutów czy przewodników duchowych, zakupieniu książek o technikach medytacyjnych, pozytywnych skutkach wybaczania, o uświadamianiu sobie siebie itd., z ufnością dziecka i nadzieję, ze teraz będzie już tylko lepiej zaczyna swój rozwój duchowy.

I tu mogą zacząć się przysłowiowe schody, bo obiecywano, ze będzie pięknie a tu nagle zafundowaliśmy sobie piekło na ziemi. Bo, nikt nie uprzedzał, że porządek czasem rodzi się z chaosu, a ten czasem by pokonać, trzeba stać się twardzielem.

A taka niestety jest prawda, że rozwój duchowy, gdzie na ścieżkach i bezdrożach zdobywamy wiedze o sobie, uświadamiamy sobie siebie i otaczający nas świat, prowadzi do zmian nie tylko w nas ale i w naszym otoczeniu. Zmiany w nas i naszej świadomości, niczym przewrócone klocki domina pędzą do samego końca, przewracając jedno po drugim. I nagle okazuje się, że zamiast harmonii i spokoju mamy w domu awantury, groźby rozwodu czy rozstania z partnerem, zaczyna nam się „sypać” w pracy czy w szkole, tracimy jednego po drugim znajomych, a jakby tego było mało, przydarzają nam się czasem dziwne i trudne sytuacje w codziennym życiu. Ale to nie koniec, bo co gorsze, zaczynamy też dostrzegać w sobie rzeczy, do których przyznać byśmy się nie chcieli. Ale już się nie da zastosować spychologii i trzeba wziąć odpowiedzialność za czyny, słowa, postawy i działania. Rozliczyć przeszłość, poczuć teraźniejszość i zacząć tworzyć przyszłość. Czasem nawet od zera, od podstaw, od siebie… A to bywa bolesne i brutalne. Emocje targają naszą duszą, z żalu chce się wyć, jak śpiewał Perfect, i zaczynamy się dusić w tym, w czym aktualnie tkwimy. A miało być tak pięknie.

I może być. Tylko trzeba wytrwać, okazać się twardzielem.

Rozwój duchowy to praca przede wszystkim nad sobą, nad własnymi emocjami, nad lekami. Pokonanie lęków, które zbierały się w nas od najmłodszych nie jest drogą łatwą i przyjemną. Bo aby takie „bolączki” przerobić i odciąć się od nich, trzeba często stanąć z nimi twarzą w twarz. A to bywa naprawdę przykre.

Mimo to warto. Warto zmierzyć się ze sobą, swoją przeszłością i matrycami, które w nas wbito, lub które sami w siebie wbiliśmy, a potem je odrzucić i zmienić na takie, które uczynią z nas osobę jak z okładki książki o rozwoju duchowym.

Ważne tez jest, by mieć świadomość tego, że droga do samoświadomości, a tym bardziej do oświecenia bywa trudna. Że przyjdą chwile zwątpienia, bólu, czasem będzie chciało się uciec jak najdalej od siebie od bliskich. Ale ważne by w tych najtrudniejszych chwilach nie poddać się. Bo najgorzej zostać z rozpoczętym remontem i całym towarzyszącym mu bałaganem, bez chęci zakończenia tego, co już się rozbebeszyło, wyburzyło i zdrapało.

Nie chcę też w tym miejscu nikogo zniechęcać do wejścia na ścieżkę rozwoju duchowego. To, że ktoś po drodze utracił majątek, prace czy rozwalił na Maksa swoje życie osobiste, nie znaczy, że nas też to spotka. Aczkolwiek może, jednak będę to w rezultacie zawsze sprawy wychodzące nam na plus. Zresztą takich drastycznych zawirowań nie ma aż tak wiele. Zwłaszcza jeśli do tej drogi rozwojowej zabierzemy się z głową i od podstaw. Mimo to decydując się na wejście w ten nowy świat, bądźmy gotowi także na trudy, jakie po drodze napotkamy. Ale wtedy nie zapominajmy, ze nagroda warta jest ceny.

A na zakończenie powiem, że na tych ścieżkach duchowości doświadczamy tylko tyle ile naprawdę jesteśmy w stanie znieść i co jest najlepsze dla nas. Tak, więc choć może czasem być ciężko, pamiętajmy, ze Twardziel jest w nas i damy rade, bo w końcu kto ma dać, jak nie my?

6

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Własnie.. im wiecej odnajduje w sobie,tym wiecej emocji we mnie.Taka szarpanina mojej osobowosci,tym bardziej ze mam problemy z medytacja,takze z wyciszeniem emocji to nie prosta sprawa u mnie.Aczkolwiek duzo radosci sprawia mi poznawanie samej siebie,takiej ktorej nie znałam.Dzieje sie to za sprawa takich ludzi jak wy:)wiem ze zawsze mozna liczyc na wsparcie z waszej strony:)

2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

rozwój duchowy to kawał ciężkiej roboty :D

w moim rozumowaniu - decyzję wejścia na tą ścieżkę już mam za sobą i to był okres największego w moim dotychczasowym życiu chaosu, a towarzyszyło temu poczucie totalnego osamotnienia , konsekwencją czego była właśnie ucieczka od samej siebie , momentami żałowałam ,że nie mam w sobie takich - jak ja to nazywam - podstawowych potrzeb :D nawet doszło do tego ,że pytałam się wszystkich ludzi z mojego bliższego i dalszego środowiska , czy wystarczy im to ,co mają , czy nie odczuwają potrzeby jakiś "innych" doznań ! :) jak wariatka ! :D

a na samym "dnie" uznałam ,że ze mną jest coś "nie halo" :D i wpasowałam się na siłę w te "podstawowe potrzeby" , ale tłumione emocje nie dały za wygraną , więc podjęłam wyzwanie (łącznie ze zmianą miejsca pracy) i ... oto gdzie mnie zawiało ... tutaj :)

a co było Waszym bodźcem ? :)

2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
uczynią z nas osobę jak z okładki książki o rozwoju duchowym.

Czyli sztuczną,płaską,dwuwymiarową?:) Nie,dziękuję.Myślę sobie że rozwuj to nie jest zastępowanie jednej matrycy drugą

tylko odkrycie swojej prawdziwej natury przed sobą i pogodzenie się z nią,

likwidacja masek zamiast zmiana masek,akceptacja siebie takim jakim się jest.

2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Zadam prowokacyjne pytanie... a jeśli ktoś nie chce "być osobą z okładki"?

To, że w trakcie życia, jeśli tylko chce nam się coś robić czeka nas wiele zmian - w tym i rozwalanie starych chałup przyzwyczajeń i konwenansów i budowanie nowych - nie ulega wątpliwości. Wątpliwości ulega dla mnie fakt, że niemal każda "droga rozwoju duchowego" promuje ścieżkę "ja się rozwijam" - co musi w konsekwencji prowadzić do gigantycznych konfliktów w najbliższym nam stadzie. Tymczasem to "ja" jest tak naprawdę o kant tyłka potłuc.

Wystarczy spojrzeć na te okładki - niemal każda z nich prezentuje samotnego człowieka, nie ważne jak cudownie rozwiniętego, otoczonego kolorami tęczy - jest on sam i to jest pułapka. Pułapka całej ezoteryki "rozwoju duchowego i oświecenia".

Jeśli po przejściu ścieżki tzw. rozwoju duchowego, pozostała z wami nadal rodzina, dzieci, rodzice... to znaczy że są wyjątkowo cierpliwi i tolerancyjni.

Tymczasem droga, którą warto iść mówi nie "ja" a "my" i dotyczy najbliższego nam stada, bo rodziny. Żony/dziewczyny, męża/chłopaka, dzieci itd... i tam czeka realny rozwój - mając wybór między zabawą z dziećmi a "rozwinięciem 12 czakry podstawy kręgosłupa poza zakres postrzegania nadfioletu", wolę pobawić się z dziećmi - to rozwijające i powoduje konieczność przejścia nie wiem czy nie większej granicy. Zamiast siedzieć przez godzinę w pozycji słonia skrzyżowanego z kaktusem lepiej iść na piwo/kawę ze znajomymi i trochę pożartować.

Ręczę, że mdłe światło zadymionej żarówki w przyjemnym lokalu, lub łagodna lampka przy łóżku śpiącego dziecka jest lepszym oświeceniem niż to co możecie znaleźć na ścieżkach "tzw. samorozwoju"

To taki mały hint z innego podwórka.

4

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Ezo drózkami, że tak to nazwę chadzalam od chyba zawsze. Ale wciąż zbaczalam to tu to tam, omiajjać pzreznaczenie. I ktos na górze stracil cierpliowść i dał kopa takiego, że moglam albo upaść na samo dno albo zacząć piąć się w górę. Najgorszą straomiznę mam za sobą 9chyba) ale pnę sie dalej do szczytu :)

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

A ja tak się zastanawiałam czy te ciemne strony dotyczą tylko tych "rozwijających się" czy to po prostu nie jest część życia? Ale to chyba wynika z tego, że trudno mi złapać granicę między ludźmi rozwijającymi się duchowo a "resztą" ;)

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Zadam prowokacyjne pytanie... a jeśli ktoś nie chce "być osobą z okładki"?

To, że w trakcie życia, jeśli tylko chce nam się coś robić czeka nas wiele zmian - w tym i rozwalanie starych chałup przyzwyczajeń i konwenansów i budowanie nowych - nie ulega wątpliwości. Wątpliwości ulega dla mnie fakt, że niemal każda "droga rozwoju duchowego" promuje ścieżkę "ja się rozwijam" - co musi w konsekwencji prowadzić do gigantycznych konfliktów w najbliższym nam stadzie. Tymczasem to "ja" jest tak naprawdę o kant tyłka potłuc.

Wystarczy spojrzeć na te okładki - niemal każda z nich prezentuje samotnego człowieka, nie ważne jak cudownie rozwiniętego, otoczonego kolorami tęczy - jest on sam i to jest pułapka. Pułapka całej ezoteryki "rozwoju duchowego i oświecenia".

Jeśli po przejściu ścieżki tzw. rozwoju duchowego, pozostała z wami nadal rodzina, dzieci, rodzice... to znaczy że są wyjątkowo cierpliwi i tolerancyjni.

Tymczasem droga, którą warto iść mówi nie "ja" a "my" i dotyczy najbliższego nam stada, bo rodziny. Żony/dziewczyny, męża/chłopaka, dzieci itd... i tam czeka realny rozwój - mając wybór między zabawą z dziećmi a "rozwinięciem 12 czakry podstawy kręgosłupa poza zakres postrzegania nadfioletu", wolę pobawić się z dziećmi - to rozwijające i powoduje konieczność przejścia nie wiem czy nie większej granicy. Zamiast siedzieć przez godzinę w pozycji słonia skrzyżowanego z kaktusem lepiej iść na piwo/kawę ze znajomymi i trochę pożartować.

Ręczę, że mdłe światło zadymionej żarówki w przyjemnym lokalu, lub łagodna lampka przy łóżku śpiącego dziecka jest lepszym oświeceniem niż to co możecie znaleźć na ścieżkach "tzw. samorozwoju"

To taki mały hint z innego podwórka.

Szerszeniu, ta osoba z okładki to taka metafora :)

Generalnie nie jestem zwolennikiem tego, że nalezy zossadzac swoje stado od środka, a z doświadczenia widze, że takie rozpady dotyczą raczej zwiazków nie bazujących na wzajemnycm posznaowaniu, na byciu a raczej na leku, że będę sam(sama) na: "chcę mieć", na "dostosuj się" itd.

Często zmiany jakie zapoczątkowujemy tym tzw rozowjem duchowym dają początek zmianom w domu i rodiznie, i raczej scalają więzi niz je rozwalają.

Ja z moją rodziną z etapu wiecznych pretensji i spychologii, zdoalam zbudowac dośc ciekawe relacje i nareszcie mówimy o swoich potzrebach i dostzregamy potrzeby innych a nie albo poswięcenie na maksa albo wieczne pretencje i oczekiwania.

Co do osoby z okładki jeszcze, chodzilo mi o uzyskaniu wewnetrznego spokoju, co tak ładnie wlasnie na okladkach wygląda. A ten mozna osiągnać takze we wspólnocie.

Daleka jestem od tego, by uwazać, że jak sie nam chce oświecenia to samotnośc wpisujemy w cene i rzucamy wszystko i wszystkich.

Czasem bywa, że jakieś związki sie rozpadną, ale w zyciu juz tak jest i nie tzreba do tego rozwoju duchowego. ja nawet myśle, że wejscie na pewne drogi czyni nas bardziej świadomymi i empatycznymi, więc i po burzach mozna scalić to co już mocno rozerwane.

Zresztą tym artykulem chcialam wskazać potencjaalnym chętnym, że nie wszystko w zyciu bywa tak piekne i sielnakowe jak czasem pzredstawiaja to ksiazki czy nauczyciele czegoś tam. A drog w życiu jest wiele, co nie znaczy, ze są one latwe.

A ja tak się zastanawiałam czy te ciemne strony dotyczą tylko tych "rozwijających się" czy to po prostu nie jest część życia? Ale to chyba wynika z tego, że trudno mi złapać granicę między ludźmi rozwijającymi się duchowo a "resztą" ;)

Z uwagi na dzial i charakter forum napislam tu o rozowju duchowym, ale wydaje mi sie, że to dotyczy wszystkich sfer życia.

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

A ja chciałem Szepcie zwrócić uwagę (i mam wrażenie, że Sok również), że ta metafora... może być:

a) szkodliwa

b) rozumiana dosłownie

c) oddziałuje na nas - i prowadzi czasami w niefajnym kierunku.

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Czyli sztuczną,płaską,dwuwymiarową?:) Nie,dziękuję.Myślę sobie że rozwuj to nie jest zastępowanie jednej matrycy drugą

tylko odkrycie swojej prawdziwej natury przed sobą i pogodzenie się z nią,

likwidacja masek zamiast zmiana masek,akceptacja siebie takim jakim się jest.

Zgodze sie z Toba choć nie do konca.

Osoba z okłądki to byla pzrenosnia, nie zachęcam nikogo do stanaia się sztucznym tworem z plastiku.

Reszta powiem tak:

Odkrywanie siebie a nie zmiana matryc na inne - jak najbardzije tak

likwidacja masek a nie zmiana - jak najbardzije tak

akceptacja siebie - jak najbardzije tak. jednak dodam tu, że także kreowanie siebie.

Bo zauważ, jeśli odkryjesz w sobie, ze jestes nieśmiała szara myszką, to fakt, że to zaakceptujesz nie uczyni cie bardziej smiałym, a więc pewne frustracje nie znikną. natomiast uswiadomienie sobie kim się jest i czasem dlaczego jest się jakim się jest, moze stac sie dobrym początkiem do tego by stac sie kimś kim chce się być. I mam na myśli wlasnie takie zmiany z niesmailego w smialego, z rozrzutnego w rozsądnego itd...

A ja chciałem Szepcie zwrócić uwagę (i mam wrażenie, że Sok również), że ta metafora... może być:

a) szkodliwa

b) rozumiana dosłownie

c) oddziałuje na nas - i prowadzi czasami w niefajnym kierunku.

Może masz racje. Dlatego wyjaśniam, że miałam na myśli nie stanie się taką okładką, ale odnalezienie w sobie spokoju i harmonii, lub po prostu odnalezienie siebie.

Jesli jednak wy dwaj uznaliscie to za cos oczywistego i mogacego zostac zrozumianym bardzo doslownie to poprawie to w tekscie i dzieki za zwrocenie uwagi.

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

no wlasnie ..ciekawy temat

jesli kiedykolwiek poczujesz lek to wiedz, ze jest to znak..od tej chwili, musisz natychmaist zaczac dzialac..przede wszystkim nie poddawaj sie temu uczuciu

twoj lek jest w istocie pragnieniem czegos lepszego > jest tesknota za uwolnieniem od strachu i tesknota za poczuciem bezpieczenstwa..

a gdzie znajdziesz wewnetrzny spokoj? > znajdziesz go w swoich myslach o spokoju, w rownowadze psychicznej i milosci

lek jest przeciwniestwem milosci > to milosc czyni czlowieka wolnym > milosc daje i buduje od srodka zatem rowniez buduje pomosty miedzy ludzmi..a wiec pokochaj spkoj, harmonie a nie bedziesz sie niczego bal

to jest rozwoj duchowy...nasze wnetrze

przyczyna niepokojw duchowych jest brak wiary...trapienie sie prowadzi do najgorszego..ciagle zamartwianie sie oslabia organizm i powoduje fizyczne i psychiczne dolegliowsci.....zatem wylecz sie z tego..nie trac czasu na rozmyslanie o klopotach i zmartwieniach, porzuc negatywne mysli bo napiety umysl nie poracuje produktywnie..MYSL POZYTYWNIE

kazdy z nas znajdzie dla siebie najlepsza droge to rozwoju ...nie ma recepty na to bo kazdy z nas ma inne doswaidczenie zyciowe, gdzie indziej sie urodzil i ma inne wzorce ale jedno jest pewne..rownowaga wewnetrzna, akceptacja siebie samego pomoga Ci odnalezc to cos co jest nam potrzebne aby sie rozwijac

czsami wystraczy podac paluszek czyli jakies male drobne wskazowki a reszta sama juz pojdzie...

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
Osoba z okłądki to byla pzrenosnia

Taaaa :) przecież kurde wiem,ale moja sztucznośc i dwuwymiarowość też nią była.

Świetoszkowaci ludzie,to sa osoby sztuczne i dwuwymiarowe właśnie,przeczytaja ksiązkę i udają mistyków

nasladują osobe z okładki ulubionej ksiązki

np moja ciotka,naczytała się o Sai Babie i nie dociera do niej że to oszust :D nie pozwoli sobie nic powiedzieć bo nie i koniec.

Totalna materialiska obwieszona amuletami na pokaz.

akceptacja siebie - jak najbardzije tak. jednak dodam tu, że także kreowanie siebie.

znowu mamy problem,kreować mozna się na dowolna postać.Politycy i duchowi przywódcy są dobrym przykladem

wszyskie tzw autorytety,cały sztab za nimi stoi i dba o ich wizerunek,to jest udawanie :/ kreacja źle mi się kojarzy

jak jakis strój/maska którą się zmienia w zależności od okoliczności.

1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Taaaa :) przecież kurde wiem,ale moja sztucznośc i dwuwymiarowość też nią była.

Świetoszkowaci ludzie,to sa osoby sztuczne i dwuwymiarowe właśnie,przeczytaja ksiązkę i udają mistyków

nasladują osobe z okładki ulubionej ksiązki

np moja ciotka,naczytała się o Sai Babie i nie dociera do niej że to oszust :D nie pozwoli sobie nic powiedzieć bo nie i koniec.

Totalna materialiska obwieszona amuletami na pokaz.

znowu mamy problem,kreować mozna się na dowolna postać.Politycy i duchowi przywódcy są dobrym przykladem

wszyskie tzw autorytety,cały sztab za nimi stoi i dba o ich wizerunek,to jest udawanie :/ kreacja źle mi się kojarzy

jak jakis strój/maska którą się zmienia w zależności od okoliczności.

dla mnie kreacja siebie nie ma nic wspolnego z akceptacja siebie,,to sa 2 rozne tematy

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

znowu mamy problem,kreować mozna się na dowolna postać.Politycy i duchowi przywódcy są dobrym przykladem

wszyskie tzw autorytety,cały sztab za nimi stoi i dba o ich wizerunek,to jest udawanie :/ kreacja źle mi się kojarzy

jak jakis strój/maska którą się zmienia w zależności od okoliczności.

Nie chodzi mi o kreowanie sie na lkogos kim sie nie jest a stawanie sie kims innym. nap z marudy i malkontenta w osobe pogodną :)

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Tymczasem droga, którą warto iść mówi nie "ja" a "my" i dotyczy najbliższego nam stada, bo rodziny. Żony/dziewczyny, męża/chłopaka, dzieci itd... i tam czeka realny rozwój - mając wybór między zabawą z dziećmi a "rozwinięciem 12 czakry podstawy kręgosłupa poza zakres postrzegania nadfioletu", wolę pobawić się z dziećmi - to rozwijające i powoduje konieczność przejścia nie wiem czy nie większej granicy. Zamiast siedzieć przez godzinę w pozycji słonia skrzyżowanego z kaktusem lepiej iść na piwo/kawę ze znajomymi i trochę pożartować.

mysle, ze niewiele osob dochodzi do tej konkluzji, a szkoda

bo po cos tu jestesmy - nie tylko, zeby samemu "siegac do gwiazd", ale wlasnie miedzy innymi dla naszych bliskich

zrozumienie powyzszego i znalezienie balansu jest kluczem do rozwoju

osoba, ktora widzi aure, rozmawia z duchami czy jest wielkim astrologiem albo szamanem, jesli nie ma normalnego zycia, nie ceni rodziny - to jakos przegrala... bo wydaje mi sie, ze niekoniecznie wiedza czy takie umiejetnosci sa celem - choc one i ten "inny" swiat sa fascynujace

3

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Powiem krótko. Warto się nie zatracić. Warto dostrzegać ludzi, którzy są obok. Nie skupiać się tylko na własnych odczuciach, a tak niestety często się dzieje. "Odejdź bo ja teraz przerabiam coś ważnego z mojego życia! Nie mam czasu!"

A czy w rozwoju nie chodzi też o relację z innymi? O to by jeden od drugiego czegoś się uczył? Czasem się zastanawiam dlaczego jest tak, że partnerzy chłopak-dziewczyna, mąż-żona uczą się czegoś od siebie, ale od innych ludzi już nie?

Pułapką według mnie w rozwoju jest to właśnie ograniczanie liczby znajomych. Ograniczanie dostępu do siebie, uciekania się w swój wyimaginowany świat (który nie koniecznie musi istnieć, bo przecież nic nie jest pewne mimo, że to czujemy).

Dla mnie osoba oświecona to osoba pełna światła i ciepła dla innych ludzi. Potrafi ona zauważyć kiedy jest dla siebie i dla innych czas. Mimo obowiązków dnia codziennego potrafi się rozwijać nie zaniedbując przy tym partnera, dziecka, czy pracy zawodowej. Po coś tu przecież przyszliśmy na ten świat, prawda?

Bo chyba właśnie po to by się uczyć i pogłębiać swoją wiedzę, jak życiową tak i ezoteryczną.

Warto mieć też w tym wszystkim taką odskocznię, jak pracę czy spotkanie z przyjaciółką i udać się na babski wieczór. Ale najpierw trzeba mieć tych znajomych. Bo w rozwoju faktycznie do samotnosci krótka droga ;) A co Nam da rozwój jak będziemy sami szli przez życie? Hmm? :)

2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Zadam prowokacyjne pytanie... a jeśli ktoś nie chce "być osobą z okładki"?

To, że w trakcie życia, jeśli tylko chce nam się coś robić czeka nas wiele zmian - w tym i rozwalanie starych chałup przyzwyczajeń i konwenansów i budowanie nowych - nie ulega wątpliwości. Wątpliwości ulega dla mnie fakt, że niemal każda "droga rozwoju duchowego" promuje ścieżkę "ja się rozwijam" - co musi w konsekwencji prowadzić do gigantycznych konfliktów w najbliższym nam stadzie. Tymczasem to "ja" jest tak naprawdę o kant tyłka potłuc.

Wystarczy spojrzeć na te okładki - niemal każda z nich prezentuje samotnego człowieka, nie ważne jak cudownie rozwiniętego, otoczonego kolorami tęczy - jest on sam i to jest pułapka. Pułapka całej ezoteryki "rozwoju duchowego i oświecenia".

Jeśli po przejściu ścieżki tzw. rozwoju duchowego, pozostała z wami nadal rodzina, dzieci, rodzice... to znaczy że są wyjątkowo cierpliwi i tolerancyjni.

Tymczasem droga, którą warto iść mówi nie "ja" a "my" i dotyczy najbliższego nam stada, bo rodziny. Żony/dziewczyny, męża/chłopaka, dzieci itd... i tam czeka realny rozwój - mając wybór między zabawą z dziećmi a "rozwinięciem 12 czakry podstawy kręgosłupa poza zakres postrzegania nadfioletu", wolę pobawić się z dziećmi - to rozwijające i powoduje konieczność przejścia nie wiem czy nie większej granicy. Zamiast siedzieć przez godzinę w pozycji słonia skrzyżowanego z kaktusem lepiej iść na piwo/kawę ze znajomymi i trochę pożartować.

Ręczę, że mdłe światło zadymionej żarówki w przyjemnym lokalu, lub łagodna lampka przy łóżku śpiącego dziecka jest lepszym oświeceniem niż to co możecie znaleźć na ścieżkach "tzw. samorozwoju"

To taki mały hint z innego podwórka.

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

a ja powiem krócej: każdy z nas jest inny i dla każdego coś się "dobrego" należy. przypominam o względności pojęcia dobro :) dlatego jest w cudzysłowie.

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

To jest dokładnie tak :

Dobro i Zło W Parze sobie idą .

Jak dobre małrzeństw żyć bez siebie nie mogą.

Lecz czasem muszą się rozdzielić .

by istoty swojej wzmocnić swąją moc.

Teraz naturalnie - Człowiek ma w sobie od urodzenia dwie natury : Dobrą I Złą i cały czas musi walczyć /dbać o to aby Jego Druga Natura Nie Przejęła Nad Nim Kontroli.

Czyli codziennie uczymy się Życia W Stanie Równowagi i Mamy Wybór : Wiedza czy Egoizm ,Natomiast Równowaga Obydwu to Mądrość.

Edytowane przez Mistyk
0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Powiem krótko. Warto się nie zatracić. Warto dostrzegać ludzi, którzy są obok. Nie skupiać się tylko na własnych odczuciach, )

I z tym się zgodzę, powiem jednak więcej, potrzebni są nam inni, bo bez nich nas zwyczajnie nie ma.

Jak mamy wiedzieć, że jesteśmy; dobrzy, miłujący, sprawiedliwi czy przeciwnie: źli, chciwi, fałszywi itd. jeśli nie ma obok nas nikogo, jak mamy to wszystko poczuć, nazwać jeśli nie było by żadnego innego człowieka?

Więc bądźmy wdzięczni, za różnorodność, za to, że mamy prawo wyboru, by stawać się takim jakie jest najświetniejsze wyobrażenia o nas samych.

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dokładnie tak :D

Ponieważ Człowiek To Istota Społeczna.

_______________________________________

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Mi się wydaje ze ta droga zawsze będzie dobra,z resztą nie mógł bym z niej zejść, bo to by było oszukiwanie samego siebie. Co do problemów które się pojawia to muszą one być chyba abyśmy wiedzieli czym jest dobro,potrzebny kontrast, brak nam tylko perspektywy,bo trudno dojrzeć z początku drogi jej koniec. Z rodziną jest trudno ale często bywa tak że bierze się to z poczucia niezrozumienia, jesteśmy tylko ludźmi i trudno się pozbyć naszego Ja, pozbyć się egoizmu, przecież to że nas nie rozumieją to nie ich problem tylko nasz, gorzej jak negują,bo przecież prawdziwa miłość to także akceptacja. Właśnie o to chodzi aby znaleźć złoty środek, obdarzać bliskich miłością, ale miec tez w sobie pozytywnego egoistę i znaleźć czas dla siebie, pytać siebie czego chce.

Wszyscy jesteśmy podobno jednym połączonym z sobą nierozerwalną częścią według niektórych ideologi, kropla oceanu jest tylko kroplą ale tez jest oceanem, zmień siebie a zmienisz świat nie zapominajmy tylko poco to wszystko. Jeśli będziemy świadomi powinno się udać, choć będą zakręty. Na koniec dodam że sam często jestem targany złośćią, irytacją tyle tylko że świadomą, ta droga nie różni się niczym od innej poza tym że być może więcej czujemy i więcej widzimy, ale jak ściągniemy z siebie nalepkę wyjątkowości powinno być dobrze.

Edytowane przez rastar
2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

To wszystko chyba zalezy od tego jak bardzo na tej drodze szukamy zrozumienia innych i ich akceptacji? Lecz zyjemy w czasach, ze rozwoj duchowy stal sie poniekad trendy wiec i zrozumienie bliskich jakby w zasiegu reki, lecz zdaje sobie sprawe ze nie zawsze tak wlasnie jest. Trzeba sie zastanowic, czy naprawde jest to dla nas niezbedne, by moc zrobic kolejny krok, by isc droga ktora chcemy, bo jezeli przeszkody na drodze ktora podazamy, utrudniaja nam na tyle rozwoj ze ciagle upadamy i nie mozemy sie podniesc, to trzeba sie zastanowic czy to wlasnie droga dla nas i odpowiedni czas.

2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Szepcie,

OCZYWIŚCIE, że rozwój duchowy jest wyłącznie dla twardzieli.

Kościoły, Cerkwie, Meczety są pełne "nawróconych", którzy od rozwoju duchowego uciekli z podkulonym ogonem, po pierwszym mocniejszym kopniaku w tyłek na tej drodze :D

PozP

1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
rozwój duchowy jest wyłącznie dla twardzieli.

Rozwój jest dla wszystkich a tylko twardziele go kończą sukcesem :D

Bo nie ważne jak zaczynasz,ważne jak kończysz.

Mnie ostatnio udało się oczyścić podstawę

musiałem przerwać na kilka dni praktykę

ponieważ ilość syfu jaka się ze mnie wylała w trakcie

spowodowała stan...zły stan :)

Nie zamierzam rezygnować z oczyszczania

po prostu muszę stopniowo i po trochu się oczyszczać

żeby nie zgłupieć z nadmiaru wrażeń ;)

Rozwój boli :emotek:

1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Rozwój boli :D

Oj tak, czasem nawet baaardzo

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

To wszystko przez KRK... kiedyś Cię to Soku zabije... (przepraszam nie mogłem się powstrzymać)

1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Prowokacja :oczko: zmoderuj się za to.

Nie wiem czego Ty chcesz od Krk,przecież Kraków to ładne miasto ;)

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Ale za to jeden ruch magicznego gestu i przekazu run i będziesz jak "nowo" narodzony (przepraszam nie mogłam się powstrzymać) :oczko:

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Żeby dodać komentarz, musisz założyć konto lub zalogować się

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze

Dodaj konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się tutaj.


Zaloguj się teraz

  • Przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników, przeglądających tę stronę.