metasearcher

Bardzo lubię swoje słabości

8 postów w tym temacie

Bardzo lubię swoje słabości. Chcesz wiedzieć dlaczego? ponieważ odwracają uwagę przeciwników od moich mocnych stron.

- Endgame (TV Show)

Mistrz szachowy wygrywa partię dzięki dobrze zaplanowanej strategii. Zwodzi przeciwnika, niczym wytrawny generał odsłaniając lewą flankę, jednocześnie koncentrując siły po prawej. Wyprowadza zdecydowane uderzenie wiedząc, że wygra. Nie waha się, nie wątpi w swoje zdolności, nie dopuszcza myśli o porażce.

Mistrz duchowy jest zawsze szczery; nawet jeśli to będzie go przedstawiać w złym świetle. Nie będzie ukrywał swoich myśli i planów; zamiast tego odkryje się w każdym miejscu i pozwoli przeciwnikowi wyprowadzić cios. Nie sprzeciwi się jego sile, lecz przyjmie ją i wchłonie w siebie. Mistrz duchowy nie wygra żadnej potyczki. Nie przegra jednak nigdy, ponieważ nie będzie walczył.

Oboje – zarówno szachista, jak i mędrzec – w ostatecznym rozrachunku zyskują to samo: czyste pole, przygotowane do wprowadzenia nań uczestników kolejnej gry. Szachista rozstawia figury, mędrzec rozstawia słowa. Tak rozpoczyna się następny cykl.

Oboje są świadomi swoich słabości i czerpią z nich siłę potrzebną do codziennego istnienia. Przeciwności losu mają za nic, gdyż potrafią je pokonać w kilku zaledwie gestach. Słabości są doskonałą tarczą i dobrze zahartowanym mieczem, jeśli użyć ich z głową.

Przyjrzyj się swoim słabościom, a dostrzeżesz swoją prawdziwą siłę. Tak jak miękkość wody potrafi pokonać twardość kamienia, tak słabości pokonują przeszkody, które zdają się być nie do przebycia. Dbając o rozwój swojego ducha budujmy zatem fundamenty ze słabości. Tylko tak powstaną naprawdę trwałe konstrukcje.

Edytowane przez metasearcher
0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Ktoś, kto to pisał nie ma bladego pojęcia o grze w szachy.

Nie ma też pojęcia o budowaniu fundamentów... fundament ma być najmocniejszą częścią budynku a nie najsłabszą - inaczej budynek będzie się chwiał i runie.

W sposób przedstawiony przez autora tego tekstu powstaną "mistrzowie duchowi" pełni odkrytych kompleksów prowadzący swoich wyznawców do wyimaginowanego celu... np. do samobójstwa w ramach przelatującej komety.

Niepodejmowanie walki - nie ważne czy z kimś, czy ze swoimi słabościami, jest jednoznaczne z poddaniem się.

Gwałcona kobieta przez swoją bierność nie uniknie gwałtu.

Bity mężczyzna przez swoją bierność nie uniknie pobicia.

To nie jest wygrana - to przyjęcie porażki... bez próby uzyskania zwycięstwa. Próba uczynienia ze słabości cnoty jest idiotyzmem, który prowadzi do ogłupienia.

3

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Uswiadomic sobie slabosc, a postawic ja na oltarze to dwie rozne sprawy.

Szerszen duze piwo dla Ciebie

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Jak pisałem w pierwszym poście, słabości można używać w pozytywny sposób. Nie jest to jednoznaczne ze stawianiem ich na ołtarzach, biernością czy poddawaniem się bez walki. Jest różnica pomiędzy tym ostatnim o walką bez podejmowania walki. To wu wei – działanie-niedziałanie. Na pewno takiego podejścia nie można nazwać przyjmowaniem porażki.

Przytoczony przeze mnie przykład szachisty jest, moim zdaniem, całkiem trafny. Nie jestem może zawodowym graczem, ale znam grę na tyle, by umieć planować rozgrywkę i wygrywać partie od czasu do czasu. Jednym z rodzajów strategii (i to dosyć znanym - jeśli ktoś grywa w szachy na pewno nie raz ją stosował) jest wystawianie przynęty i odwracanie uwagi przeciwnika. Mnie zdarzało się czasami poświęcać nawet królową (przy jej zbiciu oczywiście udawałem zdruzgotanego), by wygrywać. To nic innego jak ustawianie swoich figur w sposób, który sugeruje słabość bądź przeoczenie jakiejś części szachownicy. Jeśli ktoś potrafi stosować tę taktykę z głową, ma duże szanse na wygranie partii. Nie będę jednak dyskutował tutaj o mojej znajomości lub nieznajomości szachów. To forum o zupełnie innej tematyce, prawda?

Wracając do słabości. Oczywiście nie wszystkie mogą stanowić podstawę do pracy nad sobą. Przyznaję, że porównanie do „budowania fundamentów” jest dość niefortunne. Chodziło mi raczej o to, że słabości są punktem wyjścia, początkiem pracy nad sobą. Ludzie bardzo często starają się unikać myślenia o swoich słabościach. Wstydzą się ich, boją, a często wręcz nienawidzą. Problem w tym, że w rozwoju duchowym ważniejsze są twoje słabości niż mocne strony. Dlaczego? Ponieważ to właśnie nad słabościami trzeba pracować, to one powinny być eliminowane. Ludzie nie muszą uczyć się rzeczy, które wykonują perfekcyjnie, ale rzeczy, które im nie wychodzą. A przecież nauka i doskonalenie siebie jest istotą rozwoju duchowego.

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Hmm metasercher w paru kwestiach ośmielę się z Tobą nie zgodzić. Porównanie tego do gry w szachy również.

Praca nad swoimi słabościami to nie gra, w której liczy się każdy ruch.

Szczególnie bardzo nie spodobało mi się to zdanie.

"Oboje są świadomi swoich słabości i czerpią z nich siłę potrzebną do codziennego istnienia. Przeciwności losu mają za nic, gdyż potrafią je pokonać w kilku zaledwie gestach. Słabości są doskonałą tarczą i dobrze zahartowanym mieczem, jeśli użyć ich z głową."

dlaczego? Już wyjasniam. Świadomość siebie samego- jestem na tak ale traktowanie ich jako tarczy nie czy miecza nie ejst dobrym rozwiązaniem. Bo to trochę pachnie taką walką, która nie ma końca. A myślę, że nie o to chodzi. Sama świadomość nie jest narzędziem do walki czy jakiekolwiek gry. Ale po prostu drogą do Akceptacji a nie zręcznego manipulowania sobą czy otoczeniem. Niestety większość ludzi nie widzi tej róźnicy. A szkoda

1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

To co opisujesz... w zakresie szachów to taktyka... - nie ma nic wspólnego ze słabościami a wręcz jej rozwijanie jest kładzeniem nacisku na mocną stronę - bo szachy to gra strategiczna i taktyczna. O słabości można mówić jedynie gdy ktoś, widząc nadchodzącą porażkę, wywraca szachownicę i zrzuca figury.

Ktoś kto umie poświęcić figurę w imię zwycięstwa... jest strategiem - Valfather jest tu świetnym przykładem.

1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Wu wei to nie dosłowne totalne niedziałanie. Dobrze to opisuje przykład nurtu rzeki. Jeśli się do niej wpadnie czasem lepiej dac się ponieśc prądom ktore w koncu wyrzuca nas na bezpieczny brzeg niz tracic siły na młocenie wody w rozpaczliwych wysilkach walki z zywiołem.

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
Dnia 5.06.2011 o 18:16, Szerszen napisał:

To co opisujesz... w zakresie szachów to taktyka... - nie ma nic wspólnego ze słabościami a wręcz jej rozwijanie jest kładzeniem nacisku na mocną stronę - bo szachy to gra strategiczna i taktyczna. O słabości można mówić jedynie gdy ktoś, widząc nadchodzącą porażkę, wywraca szachownicę i zrzuca figury.

Ktoś kto umie poświęcić figurę w imię zwycięstwa... jest strategiem - Valfather jest tu świetnym przykładem.

Szachy rozwijają również   - empatię ,intuicję ,samoświadomość i intelekt ,przegrać grę w szachy ,to lepiej poznać siebie ,swoje słabe strony emocjonalne ,szachy to jak menalne tai qi .:yinyang:

Edytowane przez Mistyk
0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Żeby dodać komentarz, musisz założyć konto lub zalogować się

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze

Dodaj konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się tutaj.


Zaloguj się teraz

  • Przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników, przeglądających tę stronę.