Hrefna

Dwie Metody Przekraczania Miedzy

14 postów w tym temacie

Zauważyłam, że niekiedy ktoś wrzuca na forum nieco większy artykuł. No to ja też... a co :p

Wę­drów­ki mię­dzy świa­ta­mi, obec­ne za­rów­no w sta­rych in­do­eu­ro­pej­skich tra­dy­cjach ma­gicz­nych, jak i w prak­ty­kach sza­mań­skich, sta­no­wią­ce tak­że część eu­ro­pej­skich re­li­gii po­gań­skich, są sta­re jak świat. Tru­izm. Nie na­le­ży ich my­lić z pa­th­wor­kin­giem, kie­ro­wa­ną me­dy­ta­cją, czy wi­zu­ali­za­cją, ani na­wet z ezo­po­pu­lar­nym oobe. To zdol­ność, któ­rą się ma lub nie, moim zda­niem nie moż­na się jej ot-tak, po pro­stu od ko­goś na­uczyć czy wy­tre­no­wać. Do­ty­czy to przede wszyst­kim dru­gie­go z opi­sa­nych ni­żej spo­so­bów. Zdol­ność do prze­kra­cza­nia mie­dzy — bo ta­kie­go ter­mi­nu po­zwo­lę so­bie użyć jako tłu­ma­cze­nia an­giel­skie­go sło­wa hed­ge­cros­sing mo­że być wro­dzo­na lub „w­ła­czyć się” w wy­ni­ku róż­nych ży­cio­wych do­świad­czeń, czę­sto trau­ma­tycz­nych albo z po­gra­ni­cza śmier­ci. I bywa po­twier­dzo­na w do­świad­cze­niu sza­mań­skiej ini­cja­cji, któ­re zwy­kle wią­że się z kom­plet­ną dez­in­te­gra­cją, do­świad­cze­niem śmier­ci i — cza­sem dłu­go­trwa­łym i mo­zol­nym — od­bu­do­wa­niem wła­sne­go „ja” na nowo. Nie­kie­dy bywa tak, że ktoś po­dró­żu­je nie­świa­dom tego, że za­glą­da lub wcho­dzi za Za­sło­nę Świa­tów. Co oczy­wi­ście nie jest dla nie­go bez­piecz­ne.

Prze­kra­cza­nie mie­dzy jest moż­li­we na­wet wów­czas, gdy żad­na z czę­ści du­szy nie od­ry­wa się od na­szej ca­ło­ści. Jest to zresz­tą naj­czę­ściej sto­so­wa­na me­to­da kon­tak­tu z Za­świa­ta­mi, zde­cy­do­wa­nie bez­piecz­niej­sza niż wy­sy­ła­nie za mie­dzę jednej z czę­ści siebie. Ten spo­sób zresz­tą do pew­ne­go stop­nia mo­że być wy­ćwi­czo­ny i moż­na go prak­ty­ko­wać pod kon­tro­lą czy opie­ką in­nych, bar­dziej od nas do­świad­czo­nych. Wy­ma­ga to umie­jęt­no­ści wcho­dze­nia w trans, a spo­so­bów na jego osią­gnię­cie jest wie­le. Trans otwie­ra na­sze cie­le­sne zmy­sły na rze­czy­wi­stość spo­za Za­sło­ny, po­zwa­la na jed­no­cze­sne prze­by­wa­nie w dwóch miej­scach — jed­ną no­gą tu, dru­gą w Za­świa­tach. Me­to­da trans­owa bywa przy­dat­na do ko­mu­ni­ka­cji z bo­ga­mi, z przod­ka­mi, z na­szy­mi opie­ku­na­mi, go­spo­da­rza­mi­-du­cha­mi miejsc czy róż­ny­mi isto­ta­mi róż­nie na­zy­wa­ny­mi w róż­nych tra­dy­cjach re­li­gij­nych bądź kul­tu­rach, a jed­nak ma­ją­cy­mi z so­bą wie­le wspól­ne­go i praw­do­po­dob­nie z so­bą toż­sa­my­mi. Moż­na ją tak­że wy­ko­rzy­stać — i zwy­kle jest wy­ko­rzy­sty­wa­na w pra­cy dy­wi­na­cyj­nej, wi­zjo­ner­skiej albo ma­gicz­nej. Nie jest to jed­nak po­dróż bar­dzo da­le­ka — wła­ści­wie nie wcho­dzi­my wte­dy za Za­sło­nę, a je­dy­nie uno­si­my jej rąb­ka i za­glą­da­my za nią, co bywa przy­dat­ne do roz­ma­itych dal­szych — nazwijmy to — czynności, sta­no­wiąc wpro­wa­dze­nie i przy­go­to­wa­nie do kon­kret­ne­go, skie­ro­wa­ne­go na osią­gnię­cie da­ne­go celu dzia­ła­nia.

Po­dró­żo­wa­niu bez roz­dzie­la­nia czę­ści du­szy sprzy­ja­ją miej­sca gra­nicz­ne. Mo­że to być gra­ni­ca pola i lasu, brzeg rze­ki, strumienia czy mo­rza, roz­staj­ne dro­gi. Na­wet drzwi wła­sne­go domu albo wręcz po­ło­wicz­ne wy­łą­cze­nie świa­do­mo­ści, przez np. za­mknię­cie jed­ne­go oka czy jed­no­stron­ne wy­ci­sze­nie od­bio­ru zmy­sło­we­go. Pa­ra­dok­sal­nie, rów­nież, a wręcz zwłasz­cza, peł­na syn­chro­ni­za­cja wszyst­kich zmy­słów temu sta­no­wi sprzy­ja. Naj­pow­szech­niej­szą i bar­dzo sku­tecz­ną me­to­dą na roz­po­czę­cie po­dró­ży jest wów­czas wsłu­cha­nie się w ota­cza­ją­cy świat, zjed­no­cze­nie z nim, otwar­cie na wszyst­ko, co dzie­je się wo­kół w na­tu­rze, z jed­no­cze­snym wy­ci­sze­niem wła­snych my­śli i wła­sne­go ja. Otwar­cie na spo­tka­nie z każ­dą ota­cza­ją­cą nas obec­no­ścią po­przez zjed­no­cze­nie z da­nym miej­scem — a przez nie z ca­łym świa­tem. Wy­ma­ga to umie­jęt­no­ści „ro­zmy­cia” się w otoczeniu, w świecie — a do tego pro­wa­dzi wie­le me­tod — cel­tyc­ka me­to­da z uży­ciem sys­te­mu Du­ile(opisanego przeze mnie gdzieś w dziale o magii żywiołów, nie umiem teraz tego miejsca znaleźć) czy ger­mań­ska uti­se­ta, ma­ją­ce z so­bą wie­le wspól­ne­go, to bar­dzo sku­tecz­ne sposoby osią­ga­nia tego sta­nu. Je­śli ko­muś wy­ci­sze­nie się spra­wia trud­ność, mo­że sto­so­wać me­to­dy czy­sto fi­zycz­ne, czę­sto po­le­ca­ne po­cząt­ku­ją­cym po­dróż­ni­kom, do któ­rych na­le­żą ryt­micz­ne bęb­nie­nie, du­ży wy­si­łek fi­zycz­ny, aż po kra­niec wy­dol­no­ści wła­sne­go or­ga­ni­zmu (ek­sta­tycz­ny ta­niec lub bieg w miej­scu) czy hi­per­wen­ty­la­cja.

Bywa tak­że, że ów stan roz­my­cia, zjed­no­cze­nia, czy jak­kol­wiek ina­czej to na­zwać, in­du­ku­je się sam, co czę­sto zda­rza się dzie­ciom. Me­to­dy „far­ma­ko­lo­gicz­ne”, uży­cie „w­spo­ma­ga­czy” tu­taj po­miń­my.

Wią­że się to oczy­wi­ście z pew­ny­mi za­gro­że­nia­mi — zer­ka­jąc za Za­sło­nę ła­two zwró­cić na sie­bie uwa­gę miesz­kań­ców Za­świa­tów, wśród któ­rych zde­cy­do­wa­nie wię­cej jest istot ego­istycz­nych, mo­gą­cych pró­bo­wać wy­ko­rzy­stać po­dróż­ni­ka jako trans­por­ter do na­sze­go świa­ta lub do naj­roz­ma­it­szych wła­snych ce­lów, czy wręcz pró­bo­wać go na sta­łe „za­sie­dlić”, „za­miesz­kać”.

O wie­le trud­niej­szą i bar­dziej nie­bez­piecz­ną me­to­dą po­dró­ży, zde­cy­do­wa­nie głęb­szej i dal­szej jest „wy­cho­dze­nie z sie­bie” czyli wy­sy­ła­nie poza mie­dzę jed­nej z czę­ści skła­da­ją­cych się na na­szą ca­łość. Naj­czę­ściej/zwykle prze­bie­ga ono na za­sa­dzie pew­ne­go ro­dza­ju czę­ścio­we­j/du­cho­wej zmien­no­kształt­no­ści. Po­dró­żu­je zwy­kle ta część du­szy czy skład­nik ca­ło­ści, ja­ką sta­no­wi­my, któ­ry w an­giel­skich i cel­tyc­kich z po­cho­dze­nia tra­dy­cjach jest na­zy­wa­ny fetch, a w tej, z któ­rą ja sama je­stem zwią­za­na naj­bliż­szym jej i naj­le­piej ją opi­su­ją­cym okre­śle­niem jest chy­ba fyl­gja. Zwy­kle owa część nas, wy­bie­ra­jąc się za mie­dzę, przy­bie­ra po­stać zwie­rzę­cia, kon­kret­ne­go, tego sa­me­go we wszyst­kich po­dró­żach, choć nie za­wsze w ten spo­sób to od­bie­ra­my. Sami nie mo­że­my jej do­strzec, na­to­miast moż­na w pew­nym sen­sie do­świad­czać rze­czy­wi­sto­ści spo­za Za­sło­ny Świa­tów jej „zmy­sła­mi” jest to zresz­tą ta sama część nas, któ­ra ko­mu­ni­ku­je się z tym bó­stwem, isto­tą, czy opie­ku­nem, któ­re jest nam naj­bliż­sze, któ­re­mu je­ste­śmy w szcze­gól­ny spo­sób od­da­ni czy od­czu­wa­my z nim naj­moc­niej­szą więź. Bądź z któ­rą to ono się ko­mu­ni­ku­je. I cza­sem — wła­śnie w wy­ni­ku po­sia­da­nia wro­dzo­nej zdol­no­ści albo prze­ży­cia trau­ma­tycz­nych do­świad­czeń, mo­że ona wy­brać się w po­dróż bez na­szej kon­tro­li, zresz­tą zwy­kle na­szej kon­tro­li nie do koń­ca pod­le­ga. Bywa cza­sem, że odłą­cza się od nas w wy­ni­ku bar­dzo sil­nych, zazwyczaj bo­le­snych do­świad­czeń emo­cjo­nal­nych, jak utra­ta ko­goś bar­dzo bli­skie­go, komu pod­świa­do­mie nie po­zwa­la­my odejść i „wy­sy­ła­my” ją za nim. Nie­umie­jęt­ność pa­no­wa­nia nad włą­cza­ją­cy­mi się au­to­ma­tycz­nie sta­na­mi „po­dróż­ni­czy­mi” tego ro­dza­ju, nie­zdol­ność do utrzy­ma­nia swo­ich skład­ni­ków w in­te­gra­cji jest bar­dzo nie­bez­piecz­na; mo­że do­pro­wa­dzić do tego, że ta część nas po­zo­sta­nie od nas oderwana, na ja­kiś czas lub na sta­łe, co mo­że za­owo­co­wać tym, że bę­dzie­my nie­peł­ni, utra­tą ży­cio­we­go szczę­ścia i po­wo­dze­nia — cza­so­wą lub nie­od­wra­cal­ną, a jej od­zy­ska­nie i po­now­ne sca­le­nie z resz­tą ca­ło­ści bę­dzie wy­ma­ga­ło dłu­gich i trud­nych sta­rań, któ­re mo­gą oka­zać się bez­sku­tecz­ne lub za­koń­czyć się po pro­stu śmier­cią lub sza­leń­stwem w wy­ni­ku kom­plet­ne­go roz­bi­cia.

Tej me­to­dzie po­dró­ży sprzy­ja stan „ma­łej śmier­ci” — mię­dzy snem a ja­wą. Na­le­ży jed­nak zde­cy­do­wa­nie od­róż­nić ją od snu jako ta­kie­go; czę­sto wy­znacz­ni­kiem jej rze­czy­wi­sto­ści­/praw­dzi­wo­ści jest bar­dzo gwał­tow­ne za­pa­da­nie w fa­zę REM, tuż po za­mknię­ciu oczu lub śnie­nie od chwi­li za­śnię­cia do prze­bu­dze­nia po­wta­rza­ją­cych się snów, zwy­kle nie ma­ją­cych nic wspól­ne­go z co­dzien­no­ścią i zna­ną nam rze­czy­wi­sto­ścią, bądź roz­wi­ja­ją­cych się i roz­bu­do­wa­nych sen­nych hi­sto­rii, w któ­rych obec­ni i ak­tyw­ni są bo­go­wie, przod­ko­wie, opie­ku­no­wie, du­chy; w któ­rych sta­je­my się uczest­ni­kiem mi­tycz­nych albo escha­to­lo­gicz­nych zda­rzeń… choć nie za­wsze w taki spo­sób to po po­wro­cie roz­po­zna­je­my. Czę­sto zro­zu­mie­nie tego, cze­go do­świad­czy­li­śmy w po­dró­ży przy­cho­dzi z cza­sem, czę­sto rów­nież wy­ma­ga rady ko­goś, kto wie o Za­świa­tach wię­cej od nas. Nie moż­na jed­nak za­po­mi­nać o tym, że na­sza pod­świa­do­mość ma bar­dzo bo­ga­tą wy­obraź­nię i do­pie­ro po wie­lu po­wtór­kach nie­zro­zu­mia­łych a po­wra­ca­ją­cych sen­nych wy­da­rzeń lub po prze­ży­ciu roz­wi­ja­ją­cej się ze snu na sen roz­bu­do­wa­nej hi­sto­rii moż­na uznać po­dróż za rze­czy­wi­stą. Nie wszyst­ko, co brą­zo­we i le­ży pod krza­kiem to bu­tel­ka po pi­wie… a sny z tak zwa­nych Tych by­wa­ją przez pod­świa­do­mość „po­dra­bia­ne” Wią­że się z to zresz­tą z pew­ny­mi me­cha­ni­zma­mi zwią­za­ny­mi z pod­świa­do­mym „ch­ciej­stwem” ale o tym mo­że kie­dyś, kie­dy in­dziej.

W po­dróż dru­gą me­to­dą, o ile nie na­stę­pu­je ona sa­mo­ist­nie, nie na­le­ży wy­bie­rać się bez wy­raź­nej i bar­dzo po­waż­nej po­trze­by. I do­ty­czy to rów­nież osób uwa­ża­ją­cych się za do­świad­czo­nych prak­ty­ków. To nie za­ba­wa. Wią­że się bo­wiem ze wspo­mnia­nym wy­żej ry­zy­kiem dez­in­te­gra­cji, któ­ra mo­że być nie­od­wra­cal­na. A je­śli ta­kie „wy­ciecz­ki” na­stę­pu­ją sa­mo­ist­nie, bez udzia­łu na­szej woli, bez­względ­ną ko­niecz­no­ścią jest na­ucze­nie się ich blo­ko­wa­nia, na­wet po­przez uni­ka­nie snu tak dłu­go, jak to ko­niecz­ne, by zmę­czo­na „ca­łość” nie by­ła w sta­nie po za­pad­nię­ciu w sen się roz­dzie­lić…

Tyle pry­wat­ne­go, po­par­te­go dość trud­ny­mi prze­ży­cia­mi z nie­daw­ne­go cza­su, zwią­za­ny­mi z „me­to­dą nu­mer dwa”, po­łą­czo­ny­mi z ce­lo­wą bez­sen­no­ścią, któ­rej i ni­niej­szy tekst jest owo­cem, spoj­rze­nia na tę spra­wę — być mo­że ktoś uzna je za przy­dat­ne dla sie­bie…

Edytowane przez Hrefna
7

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzięki Hrefna za ten tekst. Wiele z tego co piszesz potwierdzić mogę własnym doswiadczeniem.

:drinking25:

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzięki Hrefna :) Ja bym dodała jeszcze o fazie Theta (w niej moje doświadczenia :))

"Fale mózgowe zwalniają jeszcze bardziej, zbliżając się do zakresu Theta. W naszym umyśle zaczynają się pojawiać nielogiczne i oderwane od siebie obrazy i skojarzenia, tracimy kontakt z rzeczywistością. Mięśnie rozluźniają się, oczy ustawiają się lekko w górę, świadomość zawęża się do niewielkiego poziomu. Rozpoczyna się faza 1. Osoba obudzona z tego stadium stwierdzi, że wcale nie spała."

Żródło: http://ldmasta.w.interia.pl/Teoria/Fazy.html - artykuł godny przeczytania w całości!

Faktycznie w tej fazie pojawiają się obrazy nielogiczne, abstrakcyjne, nie będące żadnymi podróżami za Zasłonę. Jednak , przynajmniej mi ta faza sprzyja, niektóre obrazy są wizjami tudzież podróżami. Z wizją mam do czynienia wtedy gdy dostaję odpowiedź na jakąś zadawaną kwestię, albo gdy w podróży doświadczam czegoś uświadamiającego np. 'nie jesteś jeszcze gotowa', albo 'to odpowiedni czas na ...'

Swoją drogą, Hrefna, wspominasz o różnych metodach wchodzenia w trans. Może można by temat założyć i konkretnie, metoda po metodzie, krok po kroku opisać? Zaproponowałabym tu szczeg. udział osób sporo doświadczonych z myślą o tych którzy swoje pierwsze kroki mają jeszcze przed sobą.

Jeśli już to gdzieś jest na forum to wybaczcie, ja usilnie szukałam i znaleźć nie mogłam, chyba że sukcesywnie temat się przede mną chowa :p

2

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Wilkusiu, ale że co opisać? :D

Siostra, tekst fantastyczny. Mogę go sobie pożyczyć na uznaniu autorstwa, czy wolisz nie?

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Na uznaniu i z podaniem autorstwa możesz.

Ale z linkiem do oryginału na moim blogu :p

Edytowane przez Hrefna
0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Fajny ,ale całkiem bez sensu ,bo  bez wiedzy praktycznej ,tylko wyczytany gdzieś , to jest tylkop stan relaksu i koncentracji ,a nie głęboki trans hipnotyczny /medytacyjny -samadhi , za zasłonę iluzjii idziemy (umieramy ), żyjemy  po śmierci , i odrywamy się swoją duchową połową , od swojej materialnej  połowy,to jak życie duchowe ,bez materii , i żyjemy z Bogiem Ojcem Wiecznie ,tu i teraz .

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Są tylko dwie metody przekraczania - albo żyjesz i walczysz o przetrwanie ,albo wieczne narzekanie i strach , seppuku /śmierć i do piekła .bo co cię nie zabije ,to cię wzmocni .

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dobra... to jak sie w ten trans wpakować? Bo to klucz do sukcesu nie :D

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Jak głęboki sen ,jest trans medytacyjny ,trzeba wielu lat praktyki ,by wyciszać na zawołanie myśli /głosy z głębi psychiki i emocje /uczucia ,a nie tak jak u większości ludzi emocje nieraz biorą nieświadomie górę ,i nawet w czasach  starożytnych ,brano to za głosy Bogów ,Demonów i Aniołów .

Znajdz spokojne miejsce dla siebie ,i zadbaj o to by  nikt ci nie przeszkadzał ,usiądz wygodnie ,ze skrzyżowanymi nogami ,półlotosie ,itp. pozycji medytacji-zen ,lub połóż się na plecach w pozycji jogi -Martwe Ciało ,czyli rozluzniony ,z  rękami luzno wzdłuż tułowia  ,oddychaj spokojnie , zamknij oczy ,by bodzce z zewnątrz wzrokowe cię nie rozpraszały  ,, skoncentruj się na punkcie nad oczami ,tzw 3 oko -Boga (nie zrażaj się jak się nie uda z początku ,trening czyni mistrzem ) ,najlepiej wyrobić sobie - taki regularny ,codzienny nawyk treningu umysłowego ,czy rozwoju osobowości .

Edytowane przez Mistyk
0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dziś sprubowałem po raz pierwszy i wyszło to tak. Usiadłem sobie w ciemności, nogi skrzyżowane, ręce luźno na podłodze. Z tym wyciszeniem myśli to chyba nawet się udało tyle, że najłatwiej się skoncentrować nie oddychając, lecz oddychanie zdołałem uczynić neutralnym. Po chyba paru minutach miałem przed powiekami jakieś niestabilne obrazy ale to pewnie projekcje mojej wyobraźni. Jedno mnie zdziwiło, siedziałem w ciemności a po otwarciu oczu i powrocie do światła miałem czarny punkt przed oczami. Coś na kształt serca (nie tego walentynkowego:w00t:)

Edytowane przez Attrin
0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dobrze idzie ,  tak trzymaj,a serce to napewno walentynkowe :rotfl:,a poważnie to właśnie widziałeś Duchowe Serce ,Boga który jest Miłością ,znaczy swoją ciemną stronę charakteru -podświadomą ,dlatego wielu ludzi boi się dłuższej konfrontacji ze swoim wnętrzem ,poznanie prawdziwego siebie ,swojej ciemnej duszy ,takim jakim się jest naprawdę ,Bóg to taka metafora i jednocześnie nie  ,bo nie wiadomo co ludzie ujrzą ,na dnie swej psychiki -podświadomości  i nieświadomości ,oraz nad-świadomości ( transcendencji /intuicji /wyższe "JA" człowieka  )a ujrzą czystą prawdę ,bez masek społecznych ,które się przybiera na codzień ,pozorów i kłamstw , oraz obłudy .Jak mawiali starożytni -POZNAJ SAMEGO SIEBIE :yinyang:

Edytowane przez Mistyk
0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
Dnia 16.11.2011 o 06:26, Hrefna napisał:

Zauważyłam, że niekiedy ktoś wrzuca na forum nieco większy artykuł. No to ja też... a co :p

Wę­drów­ki mię­dzy świa­ta­mi, obec­ne za­rów­no w sta­rych in­do­eu­ro­pej­skich tra­dy­cjach ma­gicz­nych, jak i w prak­ty­kach sza­mań­skich, sta­no­wią­ce tak­że część eu­ro­pej­skich re­li­gii po­gań­skich, są sta­re jak świat. Tru­izm. Nie na­le­ży ich my­lić z pa­th­wor­kin­giem, kie­ro­wa­ną me­dy­ta­cją, czy wi­zu­ali­za­cją, ani na­wet z ezo­po­pu­lar­nym oobe. To zdol­ność, któ­rą się ma lub nie, moim zda­niem nie moż­na się jej ot-tak, po pro­stu od ko­goś na­uczyć czy wy­tre­no­wać. Do­ty­czy to przede wszyst­kim dru­gie­go z opi­sa­nych ni­żej spo­so­bów. Zdol­ność do prze­kra­cza­nia mie­dzy — bo ta­kie­go ter­mi­nu po­zwo­lę so­bie użyć jako tłu­ma­cze­nia an­giel­skie­go sło­wa hed­ge­cros­sing mo­że być wro­dzo­na lub „w­ła­czyć się” w wy­ni­ku róż­nych ży­cio­wych do­świad­czeń, czę­sto trau­ma­tycz­nych albo z po­gra­ni­cza śmier­ci. I bywa po­twier­dzo­na w do­świad­cze­niu sza­mań­skiej ini­cja­cji, któ­re zwy­kle wią­że się z kom­plet­ną dez­in­te­gra­cją, do­świad­cze­niem śmier­ci i — cza­sem dłu­go­trwa­łym i mo­zol­nym — od­bu­do­wa­niem wła­sne­go „ja” na nowo. Nie­kie­dy bywa tak, że ktoś po­dró­żu­je nie­świa­dom tego, że za­glą­da lub wcho­dzi za Za­sło­nę Świa­tów. Co oczy­wi­ście nie jest dla nie­go bez­piecz­ne.

Prze­kra­cza­nie mie­dzy jest moż­li­we na­wet wów­czas, gdy żad­na z czę­ści du­szy nie od­ry­wa się od na­szej ca­ło­ści. Jest to zresz­tą naj­czę­ściej sto­so­wa­na me­to­da kon­tak­tu z Za­świa­ta­mi, zde­cy­do­wa­nie bez­piecz­niej­sza niż wy­sy­ła­nie za mie­dzę jednej z czę­ści siebie. Ten spo­sób zresz­tą do pew­ne­go stop­nia mo­że być wy­ćwi­czo­ny i moż­na go prak­ty­ko­wać pod kon­tro­lą czy opie­ką in­nych, bar­dziej od nas do­świad­czo­nych. Wy­ma­ga to umie­jęt­no­ści wcho­dze­nia w trans, a spo­so­bów na jego osią­gnię­cie jest wie­le. Trans otwie­ra na­sze cie­le­sne zmy­sły na rze­czy­wi­stość spo­za Za­sło­ny, po­zwa­la na jed­no­cze­sne prze­by­wa­nie w dwóch miej­scach — jed­ną no­gą tu, dru­gą w Za­świa­tach. Me­to­da trans­owa bywa przy­dat­na do ko­mu­ni­ka­cji z bo­ga­mi, z przod­ka­mi, z na­szy­mi opie­ku­na­mi, go­spo­da­rza­mi­-du­cha­mi miejsc czy róż­ny­mi isto­ta­mi róż­nie na­zy­wa­ny­mi w róż­nych tra­dy­cjach re­li­gij­nych bądź kul­tu­rach, a jed­nak ma­ją­cy­mi z so­bą wie­le wspól­ne­go i praw­do­po­dob­nie z so­bą toż­sa­my­mi. Moż­na ją tak­że wy­ko­rzy­stać — i zwy­kle jest wy­ko­rzy­sty­wa­na w pra­cy dy­wi­na­cyj­nej, wi­zjo­ner­skiej albo ma­gicz­nej. Nie jest to jed­nak po­dróż bar­dzo da­le­ka — wła­ści­wie nie wcho­dzi­my wte­dy za Za­sło­nę, a je­dy­nie uno­si­my jej rąb­ka i za­glą­da­my za nią, co bywa przy­dat­ne do roz­ma­itych dal­szych — nazwijmy to — czynności, sta­no­wiąc wpro­wa­dze­nie i przy­go­to­wa­nie do kon­kret­ne­go, skie­ro­wa­ne­go na osią­gnię­cie da­ne­go celu dzia­ła­nia.

Po­dró­żo­wa­niu bez roz­dzie­la­nia czę­ści du­szy sprzy­ja­ją miej­sca gra­nicz­ne. Mo­że to być gra­ni­ca pola i lasu, brzeg rze­ki, strumienia czy mo­rza, roz­staj­ne dro­gi. Na­wet drzwi wła­sne­go domu albo wręcz po­ło­wicz­ne wy­łą­cze­nie świa­do­mo­ści, przez np. za­mknię­cie jed­ne­go oka czy jed­no­stron­ne wy­ci­sze­nie od­bio­ru zmy­sło­we­go. Pa­ra­dok­sal­nie, rów­nież, a wręcz zwłasz­cza, peł­na syn­chro­ni­za­cja wszyst­kich zmy­słów temu sta­no­wi sprzy­ja. Naj­pow­szech­niej­szą i bar­dzo sku­tecz­ną me­to­dą na roz­po­czę­cie po­dró­ży jest wów­czas wsłu­cha­nie się w ota­cza­ją­cy świat, zjed­no­cze­nie z nim, otwar­cie na wszyst­ko, co dzie­je się wo­kół w na­tu­rze, z jed­no­cze­snym wy­ci­sze­niem wła­snych my­śli i wła­sne­go ja. Otwar­cie na spo­tka­nie z każ­dą ota­cza­ją­cą nas obec­no­ścią po­przez zjed­no­cze­nie z da­nym miej­scem — a przez nie z ca­łym świa­tem. Wy­ma­ga to umie­jęt­no­ści „ro­zmy­cia” się w otoczeniu, w świecie — a do tego pro­wa­dzi wie­le me­tod — cel­tyc­ka me­to­da z uży­ciem sys­te­mu Du­ile(opisanego przeze mnie gdzieś w dziale o magii żywiołów, nie umiem teraz tego miejsca znaleźć) czy ger­mań­ska uti­se­ta, ma­ją­ce z so­bą wie­le wspól­ne­go, to bar­dzo sku­tecz­ne sposoby osią­ga­nia tego sta­nu. Je­śli ko­muś wy­ci­sze­nie się spra­wia trud­ność, mo­że sto­so­wać me­to­dy czy­sto fi­zycz­ne, czę­sto po­le­ca­ne po­cząt­ku­ją­cym po­dróż­ni­kom, do któ­rych na­le­żą ryt­micz­ne bęb­nie­nie, du­ży wy­si­łek fi­zycz­ny, aż po kra­niec wy­dol­no­ści wła­sne­go or­ga­ni­zmu (ek­sta­tycz­ny ta­niec lub bieg w miej­scu) czy hi­per­wen­ty­la­cja.

Bywa tak­że, że ów stan roz­my­cia, zjed­no­cze­nia, czy jak­kol­wiek ina­czej to na­zwać, in­du­ku­je się sam, co czę­sto zda­rza się dzie­ciom. Me­to­dy „far­ma­ko­lo­gicz­ne”, uży­cie „w­spo­ma­ga­czy” tu­taj po­miń­my.

Wią­że się to oczy­wi­ście z pew­ny­mi za­gro­że­nia­mi — zer­ka­jąc za Za­sło­nę ła­two zwró­cić na sie­bie uwa­gę miesz­kań­ców Za­świa­tów, wśród któ­rych zde­cy­do­wa­nie wię­cej jest istot ego­istycz­nych, mo­gą­cych pró­bo­wać wy­ko­rzy­stać po­dróż­ni­ka jako trans­por­ter do na­sze­go świa­ta lub do naj­roz­ma­it­szych wła­snych ce­lów, czy wręcz pró­bo­wać go na sta­łe „za­sie­dlić”, „za­miesz­kać”.

O wie­le trud­niej­szą i bar­dziej nie­bez­piecz­ną me­to­dą po­dró­ży, zde­cy­do­wa­nie głęb­szej i dal­szej jest „wy­cho­dze­nie z sie­bie” czyli wy­sy­ła­nie poza mie­dzę jed­nej z czę­ści skła­da­ją­cych się na na­szą ca­łość. Naj­czę­ściej/zwykle prze­bie­ga ono na za­sa­dzie pew­ne­go ro­dza­ju czę­ścio­we­j/du­cho­wej zmien­no­kształt­no­ści. Po­dró­żu­je zwy­kle ta część du­szy czy skład­nik ca­ło­ści, ja­ką sta­no­wi­my, któ­ry w an­giel­skich i cel­tyc­kich z po­cho­dze­nia tra­dy­cjach jest na­zy­wa­ny fetch, a w tej, z któ­rą ja sama je­stem zwią­za­na naj­bliż­szym jej i naj­le­piej ją opi­su­ją­cym okre­śle­niem jest chy­ba fyl­gja. Zwy­kle owa część nas, wy­bie­ra­jąc się za mie­dzę, przy­bie­ra po­stać zwie­rzę­cia, kon­kret­ne­go, tego sa­me­go we wszyst­kich po­dró­żach, choć nie za­wsze w ten spo­sób to od­bie­ra­my. Sami nie mo­że­my jej do­strzec, na­to­miast moż­na w pew­nym sen­sie do­świad­czać rze­czy­wi­sto­ści spo­za Za­sło­ny Świa­tów jej „zmy­sła­mi” jest to zresz­tą ta sama część nas, któ­ra ko­mu­ni­ku­je się z tym bó­stwem, isto­tą, czy opie­ku­nem, któ­re jest nam naj­bliż­sze, któ­re­mu je­ste­śmy w szcze­gól­ny spo­sób od­da­ni czy od­czu­wa­my z nim naj­moc­niej­szą więź. Bądź z któ­rą to ono się ko­mu­ni­ku­je. I cza­sem — wła­śnie w wy­ni­ku po­sia­da­nia wro­dzo­nej zdol­no­ści albo prze­ży­cia trau­ma­tycz­nych do­świad­czeń, mo­że ona wy­brać się w po­dróż bez na­szej kon­tro­li, zresz­tą zwy­kle na­szej kon­tro­li nie do koń­ca pod­le­ga. Bywa cza­sem, że odłą­cza się od nas w wy­ni­ku bar­dzo sil­nych, zazwyczaj bo­le­snych do­świad­czeń emo­cjo­nal­nych, jak utra­ta ko­goś bar­dzo bli­skie­go, komu pod­świa­do­mie nie po­zwa­la­my odejść i „wy­sy­ła­my” ją za nim. Nie­umie­jęt­ność pa­no­wa­nia nad włą­cza­ją­cy­mi się au­to­ma­tycz­nie sta­na­mi „po­dróż­ni­czy­mi” tego ro­dza­ju, nie­zdol­ność do utrzy­ma­nia swo­ich skład­ni­ków w in­te­gra­cji jest bar­dzo nie­bez­piecz­na; mo­że do­pro­wa­dzić do tego, że ta część nas po­zo­sta­nie od nas oderwana, na ja­kiś czas lub na sta­łe, co mo­że za­owo­co­wać tym, że bę­dzie­my nie­peł­ni, utra­tą ży­cio­we­go szczę­ścia i po­wo­dze­nia — cza­so­wą lub nie­od­wra­cal­ną, a jej od­zy­ska­nie i po­now­ne sca­le­nie z resz­tą ca­ło­ści bę­dzie wy­ma­ga­ło dłu­gich i trud­nych sta­rań, któ­re mo­gą oka­zać się bez­sku­tecz­ne lub za­koń­czyć się po pro­stu śmier­cią lub sza­leń­stwem w wy­ni­ku kom­plet­ne­go roz­bi­cia.

Tej me­to­dzie po­dró­ży sprzy­ja stan „ma­łej śmier­ci” — mię­dzy snem a ja­wą. Na­le­ży jed­nak zde­cy­do­wa­nie od­róż­nić ją od snu jako ta­kie­go; czę­sto wy­znacz­ni­kiem jej rze­czy­wi­sto­ści­/praw­dzi­wo­ści jest bar­dzo gwał­tow­ne za­pa­da­nie w fa­zę REM, tuż po za­mknię­ciu oczu lub śnie­nie od chwi­li za­śnię­cia do prze­bu­dze­nia po­wta­rza­ją­cych się snów, zwy­kle nie ma­ją­cych nic wspól­ne­go z co­dzien­no­ścią i zna­ną nam rze­czy­wi­sto­ścią, bądź roz­wi­ja­ją­cych się i roz­bu­do­wa­nych sen­nych hi­sto­rii, w któ­rych obec­ni i ak­tyw­ni są bo­go­wie, przod­ko­wie, opie­ku­no­wie, du­chy; w któ­rych sta­je­my się uczest­ni­kiem mi­tycz­nych albo escha­to­lo­gicz­nych zda­rzeń… choć nie za­wsze w taki spo­sób to po po­wro­cie roz­po­zna­je­my. Czę­sto zro­zu­mie­nie tego, cze­go do­świad­czy­li­śmy w po­dró­ży przy­cho­dzi z cza­sem, czę­sto rów­nież wy­ma­ga rady ko­goś, kto wie o Za­świa­tach wię­cej od nas. Nie moż­na jed­nak za­po­mi­nać o tym, że na­sza pod­świa­do­mość ma bar­dzo bo­ga­tą wy­obraź­nię i do­pie­ro po wie­lu po­wtór­kach nie­zro­zu­mia­łych a po­wra­ca­ją­cych sen­nych wy­da­rzeń lub po prze­ży­ciu roz­wi­ja­ją­cej się ze snu na sen roz­bu­do­wa­nej hi­sto­rii moż­na uznać po­dróż za rze­czy­wi­stą. Nie wszyst­ko, co brą­zo­we i le­ży pod krza­kiem to bu­tel­ka po pi­wie… a sny z tak zwa­nych Tych by­wa­ją przez pod­świa­do­mość „po­dra­bia­ne” Wią­że się z to zresz­tą z pew­ny­mi me­cha­ni­zma­mi zwią­za­ny­mi z pod­świa­do­mym „ch­ciej­stwem” ale o tym mo­że kie­dyś, kie­dy in­dziej.

W po­dróż dru­gą me­to­dą, o ile nie na­stę­pu­je ona sa­mo­ist­nie, nie na­le­ży wy­bie­rać się bez wy­raź­nej i bar­dzo po­waż­nej po­trze­by. I do­ty­czy to rów­nież osób uwa­ża­ją­cych się za do­świad­czo­nych prak­ty­ków. To nie za­ba­wa. Wią­że się bo­wiem ze wspo­mnia­nym wy­żej ry­zy­kiem dez­in­te­gra­cji, któ­ra mo­że być nie­od­wra­cal­na. A je­śli ta­kie „wy­ciecz­ki” na­stę­pu­ją sa­mo­ist­nie, bez udzia­łu na­szej woli, bez­względ­ną ko­niecz­no­ścią jest na­ucze­nie się ich blo­ko­wa­nia, na­wet po­przez uni­ka­nie snu tak dłu­go, jak to ko­niecz­ne, by zmę­czo­na „ca­łość” nie by­ła w sta­nie po za­pad­nię­ciu w sen się roz­dzie­lić…

Tyle pry­wat­ne­go, po­par­te­go dość trud­ny­mi prze­ży­cia­mi z nie­daw­ne­go cza­su, zwią­za­ny­mi z „me­to­dą nu­mer dwa”, po­łą­czo­ny­mi z ce­lo­wą bez­sen­no­ścią, któ­rej i ni­niej­szy tekst jest owo­cem, spoj­rze­nia na tę spra­wę — być mo­że ktoś uzna je za przy­dat­ne dla sie­bie…

 

Tej me­to­dzie po­dró­ży sprzy­ja stan „ma­łej śmier­ci” — mię­dzy snem a ja­wą. Na­le­ży jed­nak zde­cy­do­wa­nie od­róż­nić ją od snu jako ta­kie­go; czę­sto wy­znacz­ni­kiem jej rze­czy­wi­sto­ści­/praw­dzi­wo­ści jest bar­dzo gwał­tow­ne za­pa­da­nie w fa­zę REM, tuż po za­mknię­ciu oczu lub śnie­nie od chwi­li za­śnię­cia do prze­bu­dze­nia po­wta­rza­ją­cych się snów, zwy­kle nie ma­ją­cych nic wspól­ne­go z co­dzien­no­ścią i zna­ną nam rze­czy­wi­sto­ścią, bądź roz­wi­ja­ją­cych się i roz­bu­do­wa­nych sen­nych hi­sto­rii, w któ­rych obec­ni i ak­tyw­ni są bo­go­wie, przod­ko­wie, opie­ku­no­wie, du­chy; w któ­rych sta­je­my się uczest­ni­kiem mi­tycz­nych albo escha­to­lo­gicz­nych zda­rzeń… choć nie za­wsze w taki spo­sób to po po­wro­cie roz­po­zna­je­my. Czę­sto zro­zu­mie­nie tego, cze­go do­świad­czy­li­śmy w po­dró­ży przy­cho­dzi z cza­sem, czę­sto rów­nież wy­ma­ga rady ko­goś, kto wie o Za­świa­tach wię­cej od nas. Nie moż­na jed­nak za­po­mi­nać o tym, że na­sza pod­świa­do­mość ma bar­dzo bo­ga­tą wy­obraź­nię i do­pie­ro po wie­lu po­wtór­kach nie­zro­zu­mia­łych a po­wra­ca­ją­cych sen­nych wy­da­rzeń lub po prze­ży­ciu roz­wi­ja­ją­cej się ze snu na sen roz­bu­do­wa­nej hi­sto­rii moż­na uznać po­dróż za rze­czy­wi­stą. Nie wszyst­ko, co brą­zo­we i le­ży pod krza­kiem to bu­tel­ka po pi­wie… a sny z tak zwa­nych Tych by­wa­ją przez pod­świa­do­mość „po­dra­bia­ne” Wią­że się z to zresz­tą z pew­ny­mi me­cha­ni­zma­mi zwią­za­ny­mi z pod­świa­do­mym „ch­ciej­stwem” ale o tym mo­że kie­dyś, kie­dy in­dziej.

Tak ,orgazm to jak taka mała śmierć .

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Żeby dodać komentarz, musisz założyć konto lub zalogować się

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze

Dodaj konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się tutaj.


Zaloguj się teraz

  • Przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników, przeglądających tę stronę.