ryba969

U Źródeł Mojej Agresji...

9 postów w tym temacie

Dzisiaj wygrałem wojnę... Zawsze byłem agresywny, ale myślałem, że to naturalne odruchy. Od małego słuchałem metalu, a im dalej sie zagłębiałem i im bardziej brutalna była muzyka tym bardziej agresywny byłem ja. Ale wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. We śnie z kimś walczyłem, stosy trupów itd. Postanowiłem wywalić z siebie zło... nagle fala energii po plecach w góre. Zrobiło mi się gorąco jakby coś sie wypalało, ogień szedł ze splotu słonecznego w góre. Rano postanowiłem że wywalam wszystkie zespoły black/death metalowe i związane z satanizmem. Wyleciało połowe muzyki. Po południu wsiadłem w autobus, włączyłem normalny metal i dalej czułem ogien w srodku. Po 15 min czułem że coś mnie opuściło i to coś nie było dobre. Owszem od tygodnia słuchałem mocnej muzyki, byłem mega agresywny i do tego wymieszanie w glowie, satanizm z innymi rzeczami. Czyste zło. Dzisiaj poleciała muzyka, wywaliłem też La Veya , zostawiłem tylko to czego słucham. Przez lata muzyka (ta naprawdę mocna) mną manipulowała, to było coś jak dragi. Wystarczyło 10 minut i zamieniałem się w maszynę wojenną. Byłem na "haju" i nie myślałem logicznie, nie wiem jak zwykła gitara + perkusja i tekst mogą tak działać na mózg :o. Wiem jedno. Nie mogę zajmować się złem i do muzyki nie mogę wrócić.

To była mała wojenka, bo psychika dalej "twierdzi" że z agresją mi lepiej...

Edytowane przez ryba969
1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Witam...hmm, gratuluje Ryba... :)

Agresja... to niewątpliwie przejaw naszej "ludzkiej ułomności", czyli niejako "cienia' naszej psychiki... Ale można to rozpatrywać tez i niejako relatywnie... Czyli po to idziemy niejako w "cień"(i w tym sensie ten "cień" jest relatywnie niejako nawet potrzebny) aby móc jEgo doświadczyć, a następnie rozpoznać, by z kolei mogło nastąpić w Nas coś co zwie się Weryfikacją... czyli świadomym uznaniem co jest dla Nas Samych dobre a co "złe"...

Czyli innymi słowy, niejako dzięki poznawaniu "zła" jesteśmy w stanie dopiero rozpoznać i docenić co to "dobro", a przez to pójść o jeden krok dalej w Naszym Ludzkim doświadczaniu...

A przecież jest/było powiedziane... "jak na Górze tak i na Dole", ale powiedziane tez i było "po owocach ich poznacie"... i miło ze i Ty to rozpoznałeś :))

Przez lata muzyka (ta naprawdę mocna) mną manipulowała, to było coś jak dragi.

Wystarczyło 10 minut i zamieniałem się w maszynę wojenną. Byłem na "haju" i nie myślałem logicznie, nie wiem jak zwykła gitara + perkusja i tekst mogą tak działać na mózg :o. Wiem jedno. Nie mogę zajmować się złem i do muzyki nie mogę wrócić.

Sama Muzyka nie jest "złem"... to tylko jej formy są tylko mniej lub bardziej agresywne, wiec z pewnością znajdziesz inną prawdziwą Muzykę, czyli taką która ukoi Twe Serce, a przy okazji wzmocni i Ducha.... powodzenia ;)

pozdrawiam... infe7 :)

Bardzo proszę o stosowanie się do ogólnych zasad pisowni, przyjętych w języku polskim.

Pentothal

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Dzisiaj wygrałem wojnę... Zawsze byłem agresywny, ale myślałem, że to naturalne odruchy

Bo, w pewnym sensie to są naturalne odruchy. Widzisz, cżłowiek jako pochodna od zwierzęcia ma agresję zakodowaną w sobie. Ewolucja samego gatunku ludzi zaczęła nas cywilizować i uczyć samokontroli. Poczytaj np. o procesie 'kształcenia' a właściwie 'kształtowania' ulfehdnirów, o tym jak trenowano w ludziach zdolność do odpalania berzerkergangu. Cofano ich do etapu zwierzęcego, a potem uczono ich jak psa Pawłowa kiedy ma się toto odpalać. . Od małego słuchałem metalu, a im dalej sie zagłębiałem i im bardziej brutalna była muzyka tym bardziej agresywny byłem ja.Dziwne. Też słucham od pędraka metalu i nigdy nie miałem problemów z agresją. Oczywiście, że muzyka pobudza i wpływa na nas - dlatego jej słuchamy. Ale nie miałem nigdy tak by 2godzinna sesja z Chimera Mayhemu budziła we mnie napad furii.

Ale wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy.Z czego? Że muzyka wyzwala agresję? Pierwsze słyszę. Muzyka może podtrzymywać stan w nas samych, jak pudło rezonansowe. Dlatego do męskiej i smutnej wódki słuchamy czego innego, do leżenia i patrzenia w oczy kobiety czego innego, do 10godzinnego marszu z obciążeniem czego innego. We śnie z kimś walczyłem, stosy trupów itd.Trzeba było iść do psychologa. Postanowiłem wywalić z siebie zło... nagle fala energii po plecach w góre. Zrobiło mi się gorąco jakby coś sie wypalało, ogień szedł ze splotu słonecznego w góre.Postanowiłeś i nagle zaczęło lecieć ciepło? Interesujące. Rano postanowiłem że wywalam wszystkie zespoły black/death metalowe i związane z satanizmem.Zrzucanie na muzykę efektów własnych problemów psychicznych to dość dziecinne zachowanie. Ciekawe co Cię nie będzie stymulować. Po południu wsiadłem w autobus, włączyłem normalny metal i dalej czułem ogien w srodku. Po 15 min czułem że coś mnie opuściło i to coś nie było dobre.To z Ciebie Carcharoth. Wiecznie ogień w środku. Owszem od tygodnia słuchałem mocnej muzyki, byłem mega agresywny i do tego wymieszanie w glowie, satanizm z innymi rzeczami.Mocna muzyka nie jest zła. Satanizm, filozoficzny satanizm nie jest zły (liturgiczny zresztą też nie, jest najwyżej głupi). Jest hedonistyczny. Zresztą, zło i dobro to względne i subiektywne pojęcia. . Dzisiaj poleciała muzyka, wywaliłem też La Veya , zostawiłem tylko to czego słuchamA to się chwali, bo idiotyzmów La Veya nie powinno się czytać. Gdyż są idiotyczne i wyssane z..khem. Przez lata muzyka (ta naprawdę mocna) mną manipulowała, to było coś jak dragi.Nie muzyka. Masz problemy psychiczne, a muzyka je podkręcała. Muzyka może jedynie wspomagać naturalne predyspozycje. Dlatego niektórzy podczas zapadania w trans słuchają monotonnego bębnienia. Jednocześnie dla innych to bębnienie..nic nie da. Wystarczyło 10 minut i zamieniałem się w maszynę wojenną. Byłem na "haju" i nie myślałem logicznie, nie wiem jak zwykła gitara + perkusja i tekst mogą tak działać na mózg :o.Nie wiem jak death, bo poza melodic i female nie trawię deathu, ale w blacku działa to całkiem prosto. W przypadku Burzum i co smętniejszych utworów wujka Vikernesa masz rytmiczną, powolną gitarę i monotonny riff, a do tego depresyjny, opętańczy krzyk.

Wiem jedno. Nie mogę zajmować się złem i do muzyki nie mogę wrócić.Do psychologa idź. A muzyki faktycznie nie słuchaj jak Ci szkodzi.

To była mała wojenka, bo psychika dalej "twierdzi" że z agresją mi lepiej...

Naucz się medytacji, albo samokontroli. Najlepiej jedno i drugie. Na ból zęba lekarstwem jest dentysta, nie 'żucie drugą stroną'. Prawdopodobnie miałbyś potencjał na świetnego fightera sportowego.

I to na co czekałem, infe.

- agresja... to niewątpliwie przejaw naszej "ludzkiej ułomności", czyli niejako "cienia' naszej psychiki... Polecam sytuację gdy będziesz musiał bronić własną kobietę bez agresji. Powiesz przeciwnikom, że słuchają złego ego i powinni się nawrócić? Agresja to składowa naszej natury jako zwierząt.

- ale można to rozpatrywać tez i niejako relatywnie... czyli po to idziemy niejako w "cień"(i w tym sensie ten "cień" jest relatywnie niejako nawet potrzebny) aby móc jEgo doświadczyć, a następnie Rozpoznać, by z kolei mogło nastąpić w Nas coś co zwie się Weryfikacją... czyli Świadomym uznaniem co jest dla Nas Samych dobre a co "złe"... W agresję się nie idzie. Nie ma jak. To nie jest burdel, ani karczma żeby wejść i wyrzygać się pod stołem. To stan którego często doznajemy. Trzeba po prostu umieć nad sobą panować i nie ma w tym niczego magicznego. Zwykła psychologia. Wierz mi, nie ma nic lepszego niż agresja w pewnych sytuacjach. Nawet przy 10tym powtórzeniu wypchnięcia sztangi gdy omdlewają mięśnie jedyne co Cię ratuje to psychika wywołująca zryw w omdlałych już mięśniach.

- czyli innymi słowy, niejako dzięki poznawaniu "zła" jesteśmy w stanie dopiero rozpoznać i docenić co to "dobro", a przez to pójść o jeden krok dalej w Naszym Ludzkim doświadczaniu... Nie muszę empirycznie sprawdzać wielu rzeczy by wiedzieć, że są 'złe'. Empiryzm to metoda naukowego dowodzenia. Rzeczy oczywiste nie wymagają dowodów. W najgorszym wypadku logicznego rozumowania. W przeciwnym razie należy zgłosić się do psychologa.

- a przecież jest/było powiedziane... "jak na Górze tak i na Dole", ale powiedziane tez i było "po owocach ich poznacie"... i miło ze i Ty to rozpoznałeś )

Gdzie było powiedziane? W kodeksie postępowania dla pustynnych obrzezańców? Pragnę zauważyć, że to nie jest jedyne i słuszne dzieło.

- sama Muzyka nie jest "złem"... to tylko jej formy są tylko mniej lub bardziej agresywne, wiec z pewnością znajdziesz inną prawdziwą Muzykę, czyli taką która ukoi Twe Serce, a przy okazji wzmocni i Ducha.... powodzenia ;) czyli agresywna muzyka to nieprawdziwa muzyka?

PS. Regulamin forum wciąż obowiązuje. Tym razem dostajesz tylko ustne ostrzeżenie, ale jeśli jeszcze raz złapię Cię na tendencyjnej ignorancji wobec zasad używania wielkich i małych liter poleci warn. A później kolejne.

Knusterator.

3

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Według mnie nie ma 'dobrej', ani 'złej' muzyki. Sam słucham metalu (choć raczej w mniej hardkorowych odmianach) i jeśli jestem wkurzony, to ostra muzyka bardzo mi pomaga właśnie rozładować te emocje. Po kwadransie takiej muzyki czuję, że uszło ze mnie 90% negatywnych odczuć. Z drugiej strony, gdy mam neutralny, lub pozytywny nastrój - wtedy metal wyzwala we mnie uczucia całkiem miłe - wielkości, przestrzeni. Tak jakbym np. latał między wysokimi szczytami w górach.

Konkluzja: wiele zależy od naszej osobowości, a sama muzyka tylko nam pomaga wyzwalać lub tłumić jakieś emocje.

3

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Hmmm jest jeszcze inna opcja. Muzyka sama w sobie nie jest zła. Różne gatunki muzyczne obojętnie czy te ciężkie czy te mniejszego kalibru działają na ludzi w różny sposób. Może tak być jak na przykład w przypadku mojej koleżanki, która słucha naprawdę ciężkiego metalu gdzie ja nigdy nie zrozumiałam słów, na nią działa to uspokajająco a na mnie wręcz odwrotnie. z kolei moja muzyka bywa agresywna dla kogoś kto np słucha klasyki. Wszystko tu zależy od osobowości i stany emocjonalnego.

Są różne rodzaje muzyki ale mogą mieć w sumie dwie funkcje - leczniczą(daje radość, uspokojenie i co tylko potrzebujemy) lub destrukcyjną (agresja, nadpobudliwość, zaniepokojenie itd.

Warto też zaobserwowac stany emocjonalne jakie wywołuje na nas muzyka bo może sie okazać, że odzwierciedla dokonale nasze nastroje a tym samym możemy na swój użytek próbować poprawić swoje samopoczucie. Dlatego sama muzyka złem nie jest ale to w jakim celu już uzywamy jest wazne

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Racja :) Mi się kiedyś zdarzało zasypiać przy metalu, więc na pewno dużo zależy od tego, co jest w nas i jak jesteśmy nastawieni na odbiór danego typu muzyki ;)

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Hmmm... a to temat o muzyce czy agresji, bo się trochę pogubiłam? Aaaaa.... o muzyce, która wywołuje agresję, tak?

Bo chciałam zwrócić uwagę na fakt istnienia agresji konstruktywnej - i to nie tylko tej, która włącza się, gdy przychodzi do ratowania własnego tyłka albo tyłka kogoś od nas zależnego, ale również tę, która popycha do działania gdy wszelkie zwykle środki zawodzą. Tę, która pcha do brania się za bary z problemami. Tę, która nie pozwala na to, by ktoś w imię wszechmiłości i wszechszacunku dał się stłamsić systemowi, mobbingowi, ludziom go wykorzystującym. Która zmusza do działania wbrew wrażeniu bezradności.

Natomiast sama muzyka? Hm... Wydaje mi się, że muzyka - choć niewątpliwie wpływa na emocje - nie ma mocy wyzwalania ich w takiej sile, by nie dało się nad nimi zapanować. Chyba że ktoś po prostu ma problem z panowaniem nad sobą i samokontrolą. Wtedy agresję mogą wzbudzić nawet "Cztery pory roku" Vivaldiego... albo uważna lektura Biblii, której pewne fragmenty zdecydowanie mogą ją obudzić - i w zależności od poglądów czytającego - albo w kierunku jej wyznawców albo przeciwnym ;)

Nie wierzę w istnienie muzyki tak bardzo sterującej emocjami, by nie dało się ich świadomie opanować. Albo ja się z taką nie zetknęłam. Wierzę natomiast w słabeuszy, którzy winę za własne problemy składają na dowolny czynnik zewnętrzny - czy to będzie muzyka, czy lektura. Zamiast wziąć się za bary z własną psyche i samodzielnie ją kształtować, do czego panowanie nad sobą jest pierwszym krokiem.

1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

To ja chyba jestem jakaś dziwna,bo kiedy mam zły humor to uspokaja mnie ostrzejasza muzyka typu np.Arkona itp.Jak sobie do tego jeszcze pośpiewuję i podryguję to negatywne emocję uchodzą ze mnie jak z przebitego balonika.I dostaję takiego energetycznego kopa,swoją drogą świetnie mi się sprząta przy metalu ;)

Za to do spokojnej muzyki muszę mieć dobry humor,bo inaczej mnie drażni.

Na pewno wiele zależy od człowieka i od gustu,bo nie sądze żeby muzyka klasyczna uspokajała kogoś,kto jej po prostu nie znosi i odwrotnie.

Tego co jest w nas nie powinno zwalać się na czynniki zewnętrzne,tylko popracować nad sobą.Może przydała by się pomoc psychologa,jeśli problem jest poważny?

Edytowane przez Jadis
0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Pamiętajmy że otoczenie , inni ludzie bliscy i znajomi ,film , muzyka , książka , itp. to nasze lustrzane odbicie ,i jeśli nas coś , lub ktoś  drażni ,wywołuje w jakiś sposób naszą agresję ,gniew ,irytację ,złość ,zazdrość , egoizm  ,pychę ,samo-zadowolenie = negatywna energia - psychiczna /duchowa / umysłowa ( metaforyczne demony ,podświadome emocje , lub  brak opanowania emocjonalnego czy równowagi wewnętrznej   . 

Paulina Olsza • Poniedziałek [30.04.2007, 00:41:15] • Świnoujście

Jesteśmy dla siebie lustrem

Jesteśmy dla siebie lustrem

fot. Sławomir Ryfczyński

Droga do szczęścia każdego z nas jest inna. Jedna długa, zawiła, dająca tylko chwilowe poczucie spełnienia, druga teoretycznie prosta, ale wybrukowana wieloma chwilami zwątpienia i utraty wiary. Pewne stare powiedzenie mówi, że szczęściu trzeba dopomóc. Czy można jednak zawodowo zajmować się uleczaniem ludzkiego losu i pokazywaniem drogi do sukcesu? Zapraszam na rozmowę z Ireneuszem Rybickim – doradcą życiowym.

Paulina Olsza: Określa się Pan mianem doradcy życiowego. Trzeba przyznać, że jest to dość pojemne określenie. Co się pod nim kryje?
Ireneusz Rybicki: 
Cały aspekt psychiczny człowieka. Wszystko, co się dzieje, uzależnione jest od tego, w jaki sposób wykorzystujemy rozum, swoją świadomość do przeniesienia wartości nadanych naszemu życiu.. To, czy wykorzystujemy powierzony nam potencjał czy nie, jest naszą osobistą sprawą. Popełniane przez nas błędy są kwestią tego, że nie jesteśmy świadomi pewnych spraw. Przeznaczenia nie zmienimy, możemy jednak wpłynąć na swój los I tu właśnie pojawia się moja osoba. Doradztwo, które prowadzę to nic innego jak przewartościowywanie świata drugiej osoby poprzez dokładne zapoznanie się z nim, obserwacje. Chodzi mi o to, żeby każdy był w swoim życiu jak najszczęśliwszy. 

P.O.: Przychodzą do Pana ludzie, którzy mają w życiu pewne problemy i potrzebują pomocy. Czy istnieją takie problemy, których rozwiązania by się Pan nie podjął?
I.R.: 
Każdy, kto do mnie przychodzi ma pewien wachlarz swoich możliwości. Moje wycofywanie się z pewnych sytuacji jest kierowane tylko świadomością, że nie na wszystkie sprawy rozwiązania przychodzą od razu. Uprzedzam wtedy mojego słuchacza, że działania na siłę nie przyniosą oczekiwanego skutku, a mogą tylko zaszkodzić. Moja pomoc nie polega na zmianie człowieka, ale optymalnym kierowaniu rzeczywistością i sytuacjami, które jego spotykają. Głównym problemem jest zawsze to, że człowiek psychicznie nie potrafi odnaleźć się w tym, co los mu zsyła. Trudne doświadczenia są potrzebne, żeby coś zrozumieć i wyciągnąć z nich wnioski na przyszłość, ale poradzić możemy sobie tylko wtedy, gdy zaakceptujemy samych siebie. Człowiek żyjący ambicjami i potrzebą zaspokajania własnego ego tylko się ogranicza i unieszczęśliwia, jeżeli oczywiście przenosi to na plan osobisty a nie zawodowy. 

P.O.: Z tego, co Pan mówi można wywnioskować, że marzenia mają na nas negatywny wpływ.
I.R.: 
To nie tak. Marzenia są potrzebne, ważne tylko, żeby nas nie wypalały. Nie złorzeczmy wszystkim naokoło, że mają dobre samochody i piękne domy, jeżeli sami nie robimy nic w kierunku tego, żeby osiągnąć to samo. Ambicja jest dobra jeśli chodzi o pole zawodowe, w sprawach prywatnych potrzeba jak najwięcej otwartości i życzliwości. 

P.O.: Dlaczego coraz częściej wolimy udawać się po poradę do osoby obcej zamiast rozwiązywać swoje problemy w zaciszu domowym, przy wsparciu rodziny?
I.R.: 
Praca doradcy to widzenie wszystkiego od zewnątrz, chłodniejszym i bardziej obiektywnym okiem. Rodzina nie zawsze udziela nam potrzebnego wsparcia, a wręcz odwrotnie – wymaga więcej niż od innych. Osoby, które spotkało w życiu wiele złego nie potrafią potem podejmować słusznych decyzji, ponieważ działają pod wpływem strachu. Mnie nie interesują dokładnie czyjeś problemy. Moim przedmiotem dociekań jest odkrycie, jakimi siłami psychicznymi jest kierowana obecnie dana osoba. Dzięki temu, że czynię to skutecznie, jestem w stanie ustrzec ludzi przed popełnianiem błędów, które byłyby dla nich brzemienne w skutkach. A musimy pamiętać, że pogodzenie się i zaakceptowanie własnych możliwości jest pierwszym krokiem do szczęścia. 

P.O.: Czym jest więc według Pana szczęście?
I.R.: 
Mówiąc o szczęściu mam na myśli pełną, godną realizację siebie. Jeżeli postępujemy wbrew swojej naturze to będziemy za to płacić. Każdy ma inne okoliczności osiągania szczęścia, bo ma inny życiowy start – jeden jest biedny, drugi bogaty, zdrowy albo obciążony chorobą. Nie ma znaczenia kim się urodziliśmy, ważne jak wykorzystamy potencjał, który w nas drzemie. Moja praca daje mi dużą satysfakcję, bo widzę jak ludzie się odradzają, gdy stosują się do moich wskazówek. 

P.O.: Mówi Pan, że na podstawie daty urodzenia jest Pan w stanie dowiedzieć się o człowieku wszystko. Co takiego szczególnego mają w sobie liczby i daty?
I.R.: 
Liczby dają nam ogromną wiedzę, reprezentują nas, pomimo że każda osoba czuje i myśli na swój własny sposób. Mówi się, że potrzeba 400 lat zanim na świat przyjdzie ktoś podobny do nas. Nasza indywidualność jest więc ogromna. Chodzi tylko o to, żeby każdy z nas ją zachował, bo z naturą nie możemy wygrać. Ja staram się przekazywać tę prawdę tak, aby każdy z nas się z nią pogodził i nie próbował z nią walczyć, bo to jest źródłem bólu, cierpienia i samotności. Weźmy na przykład panią. Którego dnia i w jakim miesiącu się pani urodziła?

P.O.: 6 marca.
I.R.: 
Jest więc pani idealistką. Jednym z problemów pani życia będzie więc fakt, że będzie się pani musiała zmierzyć z samą sobą. Nie oczekując od ludzi zachęty, słowa dziękuję. To pani będzie w tym życiu podawała napotkanym osobom energię miłości, trudniej jednak będzie ją pani do siebie przyciągnąć. Zadanie w tym życiu, to nauczyć jej innych Życie więc, może panią nie rozpieszczać, jeżeli będzie pani poszukiwała ideału we wszystkich, tylko nie u siebie. Nikogo pani nie zmieni, może jedynie sama zmienić stosunek do wszystkich, którymi jest pani otoczona. Nie mogąc odnaleźć w ludziach autorytetu, tym trudniej będzie odnaleźć siebie. Ma pani bardzo dobrze wyrobione poczucie piękna oraz jest osobą bardzo emocjonalną i obowiązkową. 

P.O.: Przyznam, że to, co Pan mówi, daje wiele do myślenia. Zasłynął Pan także jako autor programu komputerowego GMPE (Genetyczna Metryka Potencjałów Energetycznych), który tworzy pełen obraz człowieka na podstawie kilku zaledwie danych. Jak doszło do powstania programu?
I.R.: 
Praca nad programem trwała 4 lata. Jego powstanie było związane z przerobieniem moich doświadczeń i wiedzy na postać cyfrową. Pozwala mi to na bardzo szybkie docieranie do wszystkich źródeł natury człowieka. Doradztwo, które trwałoby kilka godzin, zamyka się w znacznie mniejszym odcinku czasowym. Maszyna mnie nie zastępuje, tylko pomaga. 

P.O.: Kiedy usłyszymy Pana w Świnoujściu?
I.R.: 
Jestem na to gotowy w każdej chwili. Bardzo dużo ludzi ze Świnoujścia mnie zna, ale jeśli chodzi o szerszą ideę wykładów i warsztatów, to oprócz „Letnich spotkań z naturą” w Telewizji Słowianin i letnich wykładów, które sam organizowałem, nic więcej nie miało miejsca. Liczę raczej na inicjatywę mieszkańców Mam dużo zaproszeń z całej Polski i zagranicy. Szkoda, że tu na miejscu nie ma stałych spotkań, które tak dużo wniosłyby w każdego życie. Przez ciągłe wyjazdy i brak czasu, trudno mi zorganizować cokolwiek na miejscu, chyba, że ktoś sam się zapisze, tworząc w ten sposób grupę. Wierzę, że teraz wiedząc o takich możliwościach, każdemu przyjdzie chęć do spotkania ze sobą samym i poukładać wszystkie sprawy życiowe, zależy to tylko od potrzeb ludzi

Wszystkich zaciekawionych pracą Pana Ireneusza zapraszamy na stronę internetową:http://www.doradztworybicki.pl 
Najbliższe warsztaty z udziałem Pana Ireneusza odbędą się w Karpaczu w dniach 12–19 maja. Szczegóły na witrynie internetowej. 

 

Edytowane przez Mistyk
0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Żeby dodać komentarz, musisz założyć konto lub zalogować się

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze

Dodaj konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się tutaj.


Zaloguj się teraz

  • Przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników, przeglądających tę stronę.