mamaaga

Praktyczny Przewodnik Rozwoju Duchowego

57 postów w tym temacie

dla dzokczenpy to oznaka że z jego wiarą jest jak najlepiej, wszystko o jednym smaku, tylko gra świateł :)

A w kontaktach z bogami są pewne zależności, zwykle coś za coś, więc jesli prosisz o coś konkretnego boga to w zamian temu bogu cos dajesz.

a tak, są takie przekonania.

zaś na haiti uważają że duchy chcą pęta kiełbasy i rumu.

a starożytni grecy uważali że bez hekatomby to po prostu nie da się zacząć dnia.

hekatomba przed obiadem, i hekatomba po obiedzie ...

mimo tych obfitych ofiar, majowie, aztekowie, grecy przegrali a wojny, choroby i bieda niszczą ich kraje.

Edytowane przez Sosnowiczanin
0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

To m. in. właśnie Sosno sprowokowało mnie do zajęcia się magią. Nie ma sensu polegać na bóstwach. Lepiej samemu o siebie dbać. Ale to moje zdanie.

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Tak, jest to ważne, bo kierujesz w strone konkretnego bóstwa. Na pewnym poziomie to w zasdzie wiadomo juz gdzie sie kieruje te intencje i do jakiej siły, a na pewnym poziomie nazywa się po imieniu nieco inne siły.

Często kieruje się je po prostu do własnych wyobrażeń pewnych rzeczy - albo konkretnych istot albo pewnych archetypów i idei, kórych bogowie mają być przedstawieniem. Dzięki temu jest po prostu nieco łatwiej.

Dla niektórych to bez znaczenia, bo uważają, że to wszystko i tak jest jednym i tym samym.

I cóż te bóstwa robią ? wygrażają sobie pięściami kiedy np. zwolennik Tary postanowi się pomodlić do Jezusa ?

To są raczej ludzkie zabawy, bogom by się pewnie nie bardzo chciało machać bezproduktywnie rączką. Takie rzeczy zwykle szybko się nudzą.

1

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
dla dzokczenpy to oznaka że z jego wiarą jest jak najlepiej, wszystko o jednym smaku, tylko gra świateł ]

to też jakaś konkretna filozofia, o ile pamiętam chyba buddyjska, choć mogę sie mylić. No cóż, buddyzm swoje ciemne strony też ma.

A duchy w sumie lubia rum :)

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

no, dzokczen to szkoła do buddyzmu należąca

No cóż, buddyzm swoje ciemne strony też ma.

bardzo na temat uwaga :) tak żeby dopierniczyć z zasadzki.

A duchy w sumie lubia rum :)

i czekoladę. tak.

chodziło mi tylko o wskazanie że nie ofiara decyduje o sukcesie współpracy z bóstwami.

To są raczej ludzkie zabawy, bogom by się pewnie nie bardzo chciało machać bezproduktywnie rączką. Takie rzeczy zwykle szybko się nudzą.

Dzięki za odpowiedź na pytanie retoryczne. :)

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Sosna, nie chodziło o dopierniczenie z zasadzki ale pokazanie, że to jeden z wielu systemów, jedna z wielu koncepcji. Sama lubie przypowiesci i opowieści buddyjskie, ale na mój gust to za duzo tam rytualizmu. Duchy i ofiary dla nich też by się znalazły, tak w każdym razie to widze po lekturach kilku pozycji o buddyzmie, tudzież przypowieści buddysjkich gdzie bylo to opisane.

Jednemu pasuje taka koncepcja innemu inna. Wykazywanie, że coś jest ciemnogrodem a cos światłem oświecenia to tylko subiektywne postrzeganie.

Dla mnie to co chrystusowe kojarzy się z chrześcijanstwem i nie jest mi do szczęscia czy rozwoju potrzebne, Przy tym zupełnie sprzeczne (w każdym razie te punkty w postach powyżej) z moim subiektywnym postzreganiem, wiec to odrzucam. Może mam rację, może sie mylę, ale póki co u mnie się sprawdza i jest pomocne.

Tobie się sprawdza buddyzm, i to jest dobre. Kazdy znajduje własną drogę :)

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
Tobie się sprawdza buddyzm, i to jest dobre. Kazdy znajduje własną drogę :)

ale nie mówię o tym z buddyjskiej perspektywy, bo to by jeszcze inaczej brzmiało, tylko swojej

- chodzi o to by nie być zainfekowanym wirusem sfuzjowanych plemiennych religii monoteistycznych traktujących każdego obcego boga jako wroga.

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

To wciąż, jak piszesz Twoja perspektywa.

Dla kogo może być inaczej i też nalezy to uszanować.

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Czy to będzie Buddyzm (psychoterapia ),chrześcijaństwo ( schizofreniczna i paranoidalna wiara w coś tam ), lub inne wyobrażenbia religijne z chorej psychiki ,chodzi o jedno i to samo - o przebudzenie duchowe / wewnętrzną przemianę ciemnej /materialnej duszy w oświeconego ducha ludzkiego /alchemię umysłu ,czy parapsyc hiczne przebudzenie .

Polecam książkę traktującą o tym - Być może potraficie przewidywać przyszłość. Może rozmawiacie z oddalonymi od was przyjaciółmi bez użycia telefonu lub działacie pod wpływem mentalnego przekazu nie wiedząc nawet że taki przekaz odebraliście. Może przeczuwacie katastrofy zanim się wydarzą i zmieniacie swoje plany nawet nie uświadamiając sobie tego rodzaju ostrzeżeń... Ta książka jest fascynującym efektem tzw. channelingu przesyłanego przez energetyczny byt przedstawiający się jako Seth. Wśród informacji odebranych przez Jane Roberts znajdują się m.in. dotyczące takich problemów jak natura materii fizycznej koncepcja Boga antymateria świat snu warstwy podświadomości rozszerzanie się wszechświata i inne.

https://www.poczytaj.pl/ksiazka/parapsychiczne-przebudzenie-jak-rozwinac-swoje-postrzeganie-pozazmyslowe-jane-roberts,261653

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Całe Życie Człowieka ,to jedna wielka i wieczna szkoła dusz ,reinklarnacyjna ,które to dusze wcielając się po śmierci cielesnej /duchowej przemianie ,krztałcą się i nabywają doświadczenia , w kolejnych żywotach w ciałach materialnych .

Egzaminami dojrzałości są - światy niewidzialne /duchowe / Astralne -Niebiańskie /Boskie i Anielskie i Piekielne /Demoniczne i Diabelskie ,

Oraz światy widzialne / materialne /fizyczne , a w nim egzaminami /sprawdzianami dojrzałości duchowej są - tragedie ,dramaty ,straty ,zyski ,itp.

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Moje praktyczne duchowe rozwijanie się /samo-doskonalenie ,chociaż tekst jest z internetu ,drogi rozwoju duchowego każdego człowieka na ziemi różne ,to i tak każdy świadomie lub nieświadomie rozwija się duchowo /umysłowo =psycho-fizycznie

Rozszerzanie świadomości - to proces przenoszenia obecności i świadomości z poziomu fizycznego (umysł) na poziom eneregtyczny (świadomość) i duchowy (jaźń), dzięki czemu człowiek może korzystać z bogactw i dobrodziejstw świata fizycznego, eneregtycznego i duchowego. Człowiek normalny (posługujący się umysłem i pozbawiony mocy i zdolności swoich wyższych ciał) może doświadczać jedynie życia na poziomie fizycznym i ruchu energii w niższych pasmach wibracyjnych (myśli, emocje i stany). Uznaje nawet, że coś takiego jak ciało energetyczne (dusza) i duchowe nie istnieje.

Pamiętaj człowieku , w tej chwili masz świadomość scentrowaną jedynie na poziomie fizycznym i częściowo na poziomie energetycznym. Tu, korzystając ze zgromadzonych materiałów, masz możliwość obudzenia świadomości także w ciele fizycznym, by je czuć i kochać w całym jego istnieniowym spektrum, w ciele energetycznym, przez co zapanujesz nad emocjami i myślami, w ciele duchowym, przez co zapanujesz nad przestrzenią energetyczną, a więc nad swoją przestrzenią życiową (przeznaczeniem).

Praktycznie rozwój duchowy wygląda bardzo prosto, wystarczy bowiem udoskonalić swój wizerunek dziecka wewnętrznego ( z psychologii ), a potem Syna Bożego, by przekroczyć w sobie progi czasu i przestrzeni.

Technicznie też nie jest to proces złożony i bardzo prosto można go wytłumaczyć. Zaczynamy od określenia czystości naszych zapisów u źródła rady karmicznej . Ich procentowa pozostałość mówi wprost o tym, ile ze swojej czystości w toku karmicznej ewolucji utraciliśmy na skutek naszych słabości. Np. 30-procentowa czystość oznacza 70-procentowe znieprawienie, typową wartość w światach czyśćcowych, gdzie przebywa człowiek resocjalizujący się, jak to ma miejsce na ziemi .

By podnieść te wartości, by na powrót stać się czystym dzieckiem bożym, czyli prawdziwym człowiekiem, pracujący nad sobą muszą odtworzyć swoje zagubione parametry. Dzięki samo-doskonaleniu duchowo-materialnemu i samo-dyscyplinie wewnętrznej -higienie psychicznej ,zdołamy poznać / zrozumieć / uświadomić sobie czym jest kochanie, wybaczenie, współodczuwanie, współtworzenie, opieka, troska i miłość, odpowiedzialność i rozumienie. Są to stany wibracyjne, które kształtują ludzką postawę, a ta z kolei jest czynnikiem wiodącym do coraz pełniejszego postrzegania Całości.

Dzięki tym stanom, na stałe przekształcającym strukturę energetyczno-duchową istoty ludzkiej, wzrastający szybko zapanowuje nad emocjami i myśleniem, potem nad ciałem egzystencjalnym, by w końcu otworzyć swoje oczy w powłokach duchowych ( 6 -sty zmysł /3-cie oko ). Umysł staje się wówczas narzędziem Jaźni, która nim steruje za pomocą pasm sensorycznych zwanych roboczo świadomością.

Prawdziwe opanowanie każdego ze wspomnianych stanów na stałe podnosi poziom wibracji, przez co owe pasma się ugruntowują, odbudowując Zapis w kronikach akaszy / U Źródła /Boga . Przy każdorazowej zmianie Zapisu, Macierz uruchamia szyfry (DNA fizyczne, energetyczne i duchowe, a na najwyższym poziomie i DNA boskie, jak u Jezusa) które przebudowują na stałe powłoki istoty ludzkiej (ciało fizyczne, energetyczne i duchowe), który to bolesny proces nazywamy przemianą.

Gdy na końcu tej drogi nastąpi całkowite zjednoczenie w trzonie duchowym i wartość Zapisów Pierwotnych w Macierzy osiągnie co najmniej 90%, wówczas zaczyna się budzić Ciało Chrystusowe, które na skalach określamy mianem "D.Św." (Ducha Świętego). Gdy tak się stanie, człowiek prawdziwy zaczyna otwierać swoje wiedzące oczy i pracuje nad odzyskaniem dwóch najpotężniejszych swoich parametrów: Obecności i Czystej Świadomości, które - zawarte w Synu Bożym - umożliwiają mu wyjście w PozaRzeczywistość, w Nicość, w której powołano świat form i istnienia, czyli wszystko to, czego może doświadczać Syn Boży, a co dla niego stworzył Bóg-Ojciec.

Gdy tak się stanie, zaczyna się proces ostatniego przeobrażenia, nazywanego narodzinami lub odradzaniem się. I tak jak wcześniej moc duchowa przejmowała władzę nad mocą energetyczną, tak tu Moc Boska podporządkowuje sobie w końcu moc duchową. Moc Boska zwana jest roboczo Magią i każdy, kto tu dotrze, sam określa jej rytualne parametry. Jezus nazwał ją Światłem, a siebie Światłością. Merlin nazwał siebie czarodziejem, a moc kamieniem filozoficznym. Obaj dokonali tego samego i obaj przyjęli własne zasady. Zasady niby różne, ale dające ten sam skutek.

Sprawdź więc wartość swoich Zapisów, pozostałe wzmiankowane parametry, a zrozumiesz, ile ci potrzeba, by odtworzyć swoje utracone duchowe jajo. Pamiętaj przy tym, że samym gadaniem, choćby kierowały tobą czyste intencje, nic w sobie nie zmienisz, nic. Tak jak rozprawianie o sporcie nie uczyni z ciebie sportowca, tak mówienie o świetle i roztrząsywanie spraw duchowych nie uczyni z ciebie lepszego człowieka, choć może powstrzymać upadek. Bez modlitwy, bez wprowadzenia cię w wyższe wibracje przez Ducha Całości jakikolwiek proces odbudowy siebie będzie tylko czczym gadaniem.

By wzrosnąć, musisz, wędrowcze, naprawdę siebie i innych pokochać, wejść w stan jedności z Całością, odczuć, jak cudowne to są uniesienia i w nich do końca życia wytrwać. To samo musisz zrobić z pozostałymi utraconymi atrybutami siebie. I nie ma innej drogi do zbawienia, choćby kto ci mówił o Bożej Łasce i odpuszczeniu grzechów za srebrniki. Gdyby tak było, nie istniałaby Sprawiedliwość Boża i Ład Boży.

Łaska już zadziałała, bo dano ci szansę na wzrost i naprawienie krzywd. Ale musisz wzrosnąć, odbudować siebie, i wyrządzone krzywdy naprawić. Masz na to wiele wcieleń, ale i też możesz więcej stracić, niż odzyskać, jeśli pójdziesz nie tą drogą, co trzeba. Więc uważaj, komu dajesz się prowadzić, bo możesz przejść nie przez te drzwi. My wybraliśmy drogę Otwartego Serca i na powrót uczymy się siebie pod okiem Sił Wyższych , w Krainie Nieśmiertelnych - Szambala. Mając uruchomione jasnowidzenie, jasnosłyszenie, jasnowiedzenie i jasnoczucie, omijamy szerokim łukiem ludzkie wstawiennictwo i oddajemy się Opiece tych, którzy pochodzą z naszych utraconych przestrzeni. I to jest jedyna, jedyna pewna i bezpieczna droga do siebie i Boga.

Teoretycznie rozszerzanie świadomości to synonim odczucia w sobie duchowej potęgi wszechświata. To odkrywanie prawa duchowego, które wcale nie ułatwi ci życia. Jeśli szukasz tu czarów, sztuczek mogących zwiększyć twoją przewagę nad drugim człowiekiem, to muszę cię rozczarować: tego tu nie znajdziesz. Inaczej czekałaby cię pustka, ból, szaleństwo i samotność. To masz zagwarantowane na warsztatach i kursach wszelkiej maści, jakie oferuje ci szczodra New Age, o ile cię na to stać, ale ja w tych zabiegach uczestniczyć nie będę.

Jeśli zaś jesteś gotów świadomie stawić czoła takim niebezpieczeństwom, jeśli już zdecydowałeś się walczyć o własne wzrastanie dla dobra nas wszystkich, to na pewno znajdziesz tu wsparcie. Na dodatek zjednoczysz się z siłami, które obdarzą cię mocą dostępną pozornie tylko wybranym. Ale nie łudź się - nigdy tej mocy nie wykorzystasz przeciwko innym, nawet o tym nie pomyślisz, nawet się z nią nie zdradzisz. Ukażesz ją w słowie i czynie tylko wówczas, gdy będziesz do końca przekonany, że odniesie to pożądany skutek.

Tak: rozszerzenie świadomości to nie mit, ale prawo, które dano nam w chwili zrodzenia ludzkiego ducha i zabrano w chwili stworzenia materialnego ciała . jesteśmy wtedy na Prawdziwej drodze do urzeczywistnienia" ,do oświecenika /przebudzenia duchowego . Dziś chciałbym o tym krótko wspomnieć zupełnie innymi słowami.

Tak się bowiem dziwnie dzieje, że przekazy otrzymywane z innych wymiarów nie zawsze są takie same, choć - gdy znajdziesz się po tamtej stronie - to uznasz je za identyczne. Dzieje się tak z różnych powodów. Po pierwsze, przekazy zazwyczaj odnoszą się do konkretnej wiedzy słuchacza, do mentalności człowieka (i gatunku) w określonym punkcie jego ewolucji. Inaczej przedstawiają sprawy dziś, inaczej przedstawiały tysiąc lat temu i inaczej będą je ujmować w przyszłości. Po drugie interpretacja, jaką w nas otwierają przesłania, ma albo charakter indywidualnego postrzegania, albo odnosi się do szerokiej grupy osób i jest wtedy znacznie bardziej ogólnikowa. Po trzecie istnieją punkty wynurzeniowe, w których nagle i w różnych miejscach objawia się ludzkości treści, o jakich do tej pory w ogóle nie wspominano.

Z czego to wynika, nie muszę chyba tłumaczyć. Mówię to po to, by uzmysłowić, że można tę samą treść ukazać w tak różny sposób, że osoby nie zorientowane w temacie mogą owe przekazy uznać za całkowicie sprzeczne. Dopiero w procesie rozszerzania świadomości widać ich wspólny rodowód.

Przypomnijmy: rozszerzanie świadomości jest naszym wrodzonym atrybutem i prowadzi wprost do oświecenia, do zjednoczenia się z duchem wszechświata. Przy okazji proces ten znacznie wzmacnia wszystkie rodzaje inteligencji i pozwala na stosowanie kodów odblokowujących nałożone na nas genetyczno-energetyczne ograniczenia, co umożliwia zjednoczenie z multiuniwersum, pozwalając tym samym nie tylko na kontakt z naszymi braćmi po drugiej stronie życia, ale również z innymi cywilizacjami, a nawet z istotami idącymi po innej linii rozwoju.

działanie kodów genetyczno-energetycznych jest tak niewiarygodne i tak niebezpieczne zarazem, że nie pozwolono mi o tym szczegółowo napisać. I całe szczęście, iż mogą je stosować tylko osoby, które przeszły inicjację w Kręgu Ognia i pozostają już w stałym kontakcie z Opiekunem, bo w rękach ludzi niemoralnych stałyby się one orężem wymierzonym przeciwko wolności.

Gwoli sprawiedliwości muszę dodać, że nie jestem żadnym naukowcem i że moja prezentacja tego, co widziałem i doświadczyłem osobiście , może się znacznie różnić od treści, z jakimi można się spotkać gdzie indziej. Właśnie dlatego mam poważne opory w przedstawianiu tych faktów, które dla mnie samego są wciąż niewiarygodne. Jednak to, co dotyczy wzrastania w duchu, co prowadzi nas do źródła, co wiąże się także z rozszerzaniem świadomości, przedstawiono mi praktycznie, bez zbędnych słów, niemal łopatologicznie. Jak dziecku, które nie zna języka. Dlatego inicjowano mnie wizualnie, kinowo, ukazując prawdy w sposób tak oczywisty (od strony praktycznej), iż trudno je w przekazie gdziekolwiek zniekształcić. Tu nie mogłem narzucić własnej interpretacji ani niczego zepsuć.

Orin, modlitwa (nie kojarzyć z kościołem), Krąg Ognia wręcz we mnie wkomponowano, a treść przekazu Czytelnika jeszcze przez wiele miesięcy potrafiłem wyrecytować z pamięci słowo w słowo. Zaszczepiono we mnie chirurgicznie to, co służy rozszerzaniu świadomości, całą resztą moich doświadczeń dopełniając jedynie obrazu, którego i tak nie będziemy w stanie zrozumieć bez korzystania z nadnaturalnych mocy własnego ducha. I choć dla mnie wiele rzeczy i zjawisk w naszej rzeczywistości jest ewidentnie naciąganych, jak choćby wszelkiego rodzaju modele piramid, które w najmniejszym stopniu nie rozwijają żadnych ludzkich zdolności, a energetycznie wzmacniają na zasadzie placebo (mówię o konstrukcjach szkieletowych, tak szeroko w świecie reklamowanych), to tę i wiele innych prawd mogą pojąć tylko ci, którzy sami ujrzą to siłami empirii.

Rozszerzanie świadomości to dostępowanie przemiany, która zmienia człowieka wierzącego w wiedzącego. Wierzących są miliardy, wiedzących garstka. Lecz ta zmiana oznacza również całkowite zatracenie swojego dawnego obrazu (wizerunku). Należy to wziąć pod uwagę jeszcze przed podjęciem decyzji o unifikowaniu się z duchową stroną życia w tyglu nadaktywnego doświadczenia. Tu wkracza się poza życie i poza ten świat. Tu nasze ego zostaje schwytane przez coś starożytnego i bardziej tajemniczego niż mrok, który spowija ludzki lęk. Tak zostaliśmy bowiem skonstruowani, by genetycznie bać się przemieszczenia poza dominującą sferę doznań i rozumienia.

Byśmy nigdy nie zapragnęli wykraczania poza spreparowaną dla nas rzeczywistość, poza napisany specjalnie dla nas więzienny scenariusz. Byśmy się bali doświadczania swojej najgłębszej jaźni.

A teraz coś niecoś ogólnie i jakby innymi słowami.

Nie istnieje żadna konkretna technika, która umożliwia dokonanie wglądu, która przełączy naszą świadomość na wibracje nad- i podświadomości, która pozwoli się z nimi integrować z zachowaniem równowagi, tak aby istniało stałe połączenie między naszą powłoką materialną a częścią przynależną tamtej rzeczywistości. Oczywiście takie połączenie istnieje od zawsze, ale utrzymanie ciągłości świadomości w doświadczaniu takiego połączenia jest niemożliwe. Można co najwyżej chwilami przebywać w takim stanie.

Trzeba wciąż pamiętać o tym, że wzrastanie w duchu poprzez doświadczenie nie jest techniką, ale podłożem, na którym człowiek w określonych warunkach potrafi jednoczyć się z wyższymi wibracjami, nie tracąc przy okazji świadomości o tym wydarzeniu. Można więc też powiedzieć, że wzrastanie w duchu, rozszerzanie świadomości i poznawanie aspektu Boga poprzez interakcję z nadświadomością jest jednym i tym samym, bo każda z tych składowych istnieje w jedności takiego doświadczenia. Także takie doświadczenie bez tych składowych nie zaistnieje.

Ma to swoje implikacje, bo każdy kto dostroi się do wyższych wibracji prędzej czy później będzie przez nie prowadzony, nawet gdyby nie odczuwał siły istniejącego połączenia. Odczuwanie istnienia w sobie takiego połączenia z Bogiem inspiruje do wyższych celów, a więc aktywizuje w nas umiejętność spontanicznego wchodzenia w kontakt z Siłami Wyższymi.

To wystarcza, by spoglądające na inną rzeczywistość duchowe oko potrafiło przekazać z takiej wędrówki stosowne informacje naszemu aparatowi pojęciowemu. Postępując tak, sprawimy, że nasza świadomość co do egzystencjalnej rzeczywistości w tym wymiarze się zwiększy, a dusza transformuje.

Każdy z nas w równym stopniu jest świadomy obecności Boga i jego znaczenia i ma takie samo prawo i umiejętności, by zwiększyć swój udział w doświadczeniu Boga we własnym życiu jak każdy inny. Nikt w tym prawie nie jest mniej lub bardziej pobłogosławiony. Wszyscy mają równe szanse. Lecz równe szanse nie oznaczają, że każdy z takim samym zacięciem zmierza do tego samego. Jednak prędzej czy później uwaga każdego skupi się właśnie na poszukiwaniu duszy i podnoszeniu poziomu jej wibracji. Najczęściej szukamy wtedy podpowiedzi, technik, słów i zaklęć. Szukamy oświeconych lub zawierzamy systemowi, który w naszym imieniu nawiązuje łączność z Bogiem. Wpadamy w sidła tych, którzy na naszym pragnieniu i lęku robią doskonałe interesy.

A przecież każdy z nas doświadcza spontanicznych myśli i emocji oraz posiada umiejętność stymulowania i ograniczania tych myśli i emocji, dzięki czemu sam potrafi wygasić je na jakiś czas i dostąpić chwil olśnienia, które mogą zmienić jego dążenia raz na zawsze. Takie ograniczanie starych struktur uwalnia siły, które uaktywniają duchowe wyzwalacze, pozwalające z kolei pojąć duchową część naszej istoty. Stymulowanie duchowych wyzwalaczy dokonuje się drogą życiowych wyborów, zaś sam wyzwalacz jest procesem zachodzącym intuicyjnie, lecz wyraźnie spajającym świat fizyczny z niefizycznym. Ciało, emocje, umysł i podświadomość, co jest wiedzą gatunku, stapiają się wówczas w jedno doświadczenie duszy, co na trwałe ją modeluje. Tylko wtedy nasza bierna postawa ustępuje miejsca twórczej aktywności i zaczynamy rozumieć, że same modlitwy i pragnienia niczego tu nie zmienią, że muszą stać się dyrektywą, rozkazem, który projekcją tworzy w chaosie nowe.

To bardzo ważne spostrzeżenie, które nabiera jeszcze większego znaczenia, gdy po zdobyciu umiejętności wchodzenia w stany komunikacji z nadświadomością zechcemy jeszcze wprowadzać zmiany w materialnej rzeczywistości. A zmiany te może wprowadzać każda ludzka istota. Tworzenie zmian nie jest zależne od wiedzy, ale od siły wewnętrznego imperatywu. Tę siłę zwie się osobistą mocą. (Badamy jej wielkość na skali wiary i zaangażowania). Tę moc wolną wolą osobistych wyborów manifestuje się światu duchowemu słowami modlitwy i wyrażeniem wdzięczności za możliwość dokonywania takich zmian, ale uruchamia ją tylko na zasadzie dokładnie sformułowanego polecenia.

Proszę nie zapominać, że choć tu i teraz dysponujemy ledwie drobinką zdolności własnego ducha - to świat duchowy jest zobowiązany do tkania skomponowanych przez nas wzorów rzeczywistości, o ile stoi to w zgodzie z prawem moralnym tego duchowego świata. Jeśli zażyczysz sobie, by zaszły takie zmiany, i nakierujesz na nie twórczą energię wszechświata, to tak się stanie.

Oczywiście nie zawsze zdajemy sobie sprawę z istnienia prawdziwego źródła wielu przekształceń, podejrzewając często, iż są one dziełem przypadku, ale one zachodzą, o ile nie osłabnie w nas wiara i zaangażowanie. Osobista moc jest tu siłą rozstrzygającą. Siły wyższe odpowiadają na jej zdefiniowane polecenie taką transformacją rzeczywistości, aby całe nasze środowisko materialne i energetyczne zostało przekształcone pod kątem tejże wewnętrznej definicji. Na przykład gdy podejmiemy stanowczą decyzję o rozwoju duchowym, trafimy na szereg okoliczności ułatwiających nam to zadanie.

Spotkamy na swojej drodze właściwych ludzi, uzyskamy dostęp do odpowiednich książek i zaczniemy przekształcać nasz sposób myślenia. Słowem: powoli, krok po kroku zaczniemy ewoluować w kierunku wykoncypowanych założeń.

Nie trzeba się nawet wykazywać stosowną wiedzą i doświadczeniem, wystarczy umiejętnie precyzować pragnienie i zawsze kierować się dobrem ogółu. Nie zapominajmy, iż przekształceniowa moc jest inteligentną duchową energią całego gatunku, która z natury zawsze odpowiada na te ekspresje myśli i te wibracje serca, które służą nam wszystkim. A służą nam wszystkim te, które harmonizują świat z człowiekiem, doprowadzając go do jedności ze wszystkim we wspólnym akcie tworzenia.

Proszę tylko nie odnosić tych rozważań do typowego świata materialnego, gdzie umysł i ego same potrafią zapewnić sobie obfitość. My mówimy o przymiotach duchowych i energetycznym wzmacnianiu organizmu, tudzież o modyfikowaniu przyszłości pod kątem wspólnego dobra, tylko w ten sposób wydobędziemy aspiracje z naszej najgłębszej części istoty, tylko w ten sposób rozszerzymy świadomość.

Oczywiście uzyskamy także wsparcie w urabianiu świata form, zwłaszcza jeśli chodzi o konstruktywne rozwiązania, ale tutaj wciąż decydującym modyfikatorem będzie nasz umysł i jego zdolność oddziaływań.

Choć zwiększona, choć bardziej kompatybilna z konsolidacyjną mocą wszechświata, to jednak tylko ona w ostatecznym rozrachunku zagwarantuje nam sukces na fizycznym poziomie. Moc duchowa w tym przypadku będzie jedynie dopełnieniem. Lecz to dopełnienie pozwoli ci zrozumieć, jak wielką potęgą jest również zwyczajna moc umysłu, o ile nauczymy się właściwie reagować na reakcje zewnętrzne, o ile pojmiemy, że kluczem do naszego sukcesu jest poznanie naszych reakcji na zewnętrzne bodźce.

Tam gdzie egoizm zamyka drogę do właściwych interpretacji i zachowań, tam pojawia się lęk i strach, które zawsze będą nas odciągać od stanów równowagi, a bez wewnętrznej harmonii nikt nie jest w stanie zdefiniować, które z działań mogą przynieść właściwy skutek.

W naszych wysiłkach nikomu nie będzie zależeć na tym, byśmy osiągnęli swój cel. Wręcz przeciwnie, cały porządek świata tak ustawia szablony życia, byśmy nie byli w stanie prawidłowo ocenić sytuacji i postępować w jedności z pryncypiami duszy. Religia, rządy, ład ekonomiczny, społeczny i wszelkie procesy rzekomej stabilizacji służą tylko jednemu celowi: rozczłonkowywaniu naszej świadomości, gdyż tylko wówczas mogą sobie pozwolić poprzez strach i wpajane nam prawo niewolnika na całkowitą kontrolę naszego myślenia i zachowania, a co za tym idzie - i życia.

Człowiek prawidłowo oceniający rzeczywistość ma wkodowany impuls do samopoznania, do ujrzenia własnej tożsamości. Gdy ów impuls zaczyna warunkować postrzeganie i procesy myślowe, zdolność człowieka do pojęcia, tworzenia i manifestowania nowych rzeczywistości osiąga wyższe wartości wibracyjne i tym samym wyłamuje się on spod opiekuńczych skrzydeł reżimu.

Aby nie dopuścić do scalenia świadomości z wyższym umysłem, Panowie Tego Świata wprowadzili pewne "usprawnienia" w naszym ciele energetycznym (właściwiej: w naszej wielowymiarowej strukturze), przez co zamknęli te obwody, które bezpośrednio, automatycznie powinny scalić nas w nadświadomości i z jej pomocą tak uaktywnić system energetyczny i świadomość komórkową, by zindywidualizowana świadomość i dusza osiągnęły stany wyższych wibracji. W ten sposób osłabiono bazowe wibracje duszy, zamykając ją w obszarach gęstszych form - w niskowibracynych emocjach i destrukcyjnym myśleniu. To radykalnie zredukowało wpływ duszy na nasze życie i obniżyło harmonię gatunku, odcinając go od duchowych zasobów.

Potem wynaleziono zło, co niewiedzą wprowadziło niepokój i zamknęło człowieka w iluzji. Oporem pozbawiono go aktywnych korzeni duchowych i usunięto ze ścieżki uświadomienia. Wprowadzono oprogramowanie (prawo zwyczajowe, ekonomiczne, naukowe, religijne, państwowe i karne), które całkowicie zamydliło sens pobudzania wyższych ośrodków świadomości, a całą uwagę skierowało na ustawiczne borykanie się z porządkiem tego świata, który zorientowano wyłącznie wokół spraw związanych z najniższymi wibracjami.

I człowiek uwierzył, że poznanie pełnego obrazu rzeczywistości nie jest mu dane. A ponieważ impuls aktywności duchowej w chwilach ciszy od czasu do czasu dawał o sobie znać, stłumiono go stworzeniem systemu wiary, który strukturą religijną kazał człowiekowi uwierzyć, że osobiste cele i domniemana wiedza duchowa nie są niczym innym, jak tylko zwodniczym podszeptem szatana, kuszeniem. To ostatecznie zamknęło duszę na najniższych poziomach miłości i zdolności pojmowania, zamykając jej drogę do wielowymiarowej rzeczywistości. Skok świadomościowy z poziomu jednostki utknął w kodyfikowanym systemie błędnej wiedzy.

Na wszelki wypadek pieczęcią potępienia objęto wszystko, co mogłoby prawdziwie tłumaczyć spontanicznie akty oświecenia i prowadzić do zrozumienia ważkości twierdzenia, że rezonowanie z wyższą inteligencją jest nie tylko realne, ale nadto stanowi najpewniejszy sposób poznania całości praw rządzących czasoprzestrzenią. Pogrzebano duchową moralność w filozoficznych dysputach, religijnych dogmatach i naukowych tezach. Miłość i współczucie stały się egoistycznym towarem. Umysł przemianowano na króla ewolucji, a serce sprowadzono do roli fizycznego organu, choć to właśnie w nim, a nie w umyśle, zachodzi proces konsolidacji świadomości.

Nauczono nas wierzyć w umysł i emocje. My się z tym zgadzamy - są to autentycznie dwie siły, które ważą na naszych relacjach z wszechrzeczą. Zapomniano jednak o wielopoziomowym sercu, w którym podświadomość zbiega się ze świadomością, tworząc na bazie zrozumienia i współodczuwania naszą wewnętrzną moc duchową, siłę zderzającą niedoskonałość instrumentu ludzkiego i niedoskonałość środowiska trójwymiarowego (w aspekcie duchowym) z doskonałością wyższych wymiarów. To tutaj usadowiona jest autentyczna głębia przeżyć duchowych, wola słyszenia wewnętrznego głosu, komunikacja ciała z umysłem, siedlisko szlachetnych emocji, miejsce odczuwania miłości - najczystszej częstotliwości wszechświata, stacja komunikacyjna z drugą stroną życia, brama do wielowymiarowego multiwersum. Tu i nigdzie indziej.

Jak pisałem w "Duchach...", nasze ciało jest tak skonstruowane, by emocje narzucały swój rytm myśleniu, by były szybsze, prowokując umysł do klonowania ich samych. Człowiek skupiony na emocjach nigdy nie doświadczy odmiennych stanów świadomości z tej prostej przyczyny, że jego ciałem i myślami zawiadują niższe wibracje. Tylko serce posiada zdolność wytwarzania wibracji zdolnych rezonować z najwyższymi częstotliwościami świata duchowego. To ono, a nie umysł zapoczątkowuje prawdziwe duchowe doświadczenie. Wystarczy uporządkować cały bałagan emocjonalny, jaki zaprząta umysł, i pozwolić sercu nabierać blasku, by oczyszczanie stało się odczuwalnym procesem.

Tę moc duchową zawartą w sercu nazywa się Chrystusem. Jest to esencja wszelkiego życia. Do niej należy się bezpośrednio zwracać z każdą prośbą o wsparcie nas na drodze do wyzwolenia. Pierwszym krokiem jest pozbycie się ludzkich niskich myśli i nauczenie się wybaczania, tak aby wszystko, co nie jest jeszcze przebaczone i czego my nie przebaczyliśmy, zostało spalone w ogniu współodczuwania. Tak zharmonizowani otrzymujemy odwieczną siłę, stajemy się cisi, skierowani do wnętrza. Zewnętrzne wpływy i szmery przestają nam przeszkadzać. Wszelkie formy myślowe chwyta światło naszego umysłu i stapia w Chrystusowym płomieniu serca. Serce zaczyna promieniować pokojem i harmonią, otwierając się coraz szerzej na światło boskiej miłości. Jej fale przenicowują każdą komórkę, każdy atom na źródło Jego Ducha. Zaczynamy czuć się wezwani do rozpoznania Jego woli i zrobienia porządku w naszym życiu.

Ta potrzeba zmian musi być wyraźna i trwała, by została dostrzeżona przez Siły Wyższe i odczytana jako próba nawiązania stałego kontaktu. Musi być przełożona na życie i wyrażać się w naszym codziennym postępowaniu i myśleniu. Nic, co wrogie naszemu wzrastaniu, nie powinno już kalać naszych poszukiwań.

Tak przeprojektowane serce otrzymuje nową świadomość emocjonalną, nową częstotliwość drgań, która zaczyna tworzyć wespół z umysłem nowy rodzaj ekspresji inteligencji, która będzie dbać o to, by odtąd tylko czyste emocje były przetwarzane przez umysł. Tym samym powstaje trwała struktura umysł-serce, która jako jedyny w swoim rodzaju rdzeń wyższych wibracji jest zdolny do integrowania się z powszechnym polem informacji, z duchem wszechświata. Wówczas wpadamy w stany oświecenia, podczas których wchodzimy w koincydencję ze stanami wyższej wiedzy, poznając to, co przed nami starano się ukryć.

A prawda jest taka, że nasza wrodzona natura obliguje nas do bycia uduchowionym, do zaprzeczania, iż wglądy w rzeczywistości wielowymiarowe są dane tylko nielicznym, do udowadniania, że dostęp do tej wiedzy należy się nam dlatego, że po prostu jesteśmy, bo jesteśmy dobrymi duchowymi istotami, które tylko czasami nieprawidłowo wyrażały się poprzez swoje zachowania.

Co w tym kontekście oznacza rozszerzanie świadomości?

Zestrojenie z wewnętrznymi siłami, które poprzez pobudzenie siły Chrystusowej na stałe zmieniają zapisy w emocjonalnej matrycy, tworząc nowy wzorzec ekspresji wielowymiarowej inteligencji, który drga z coraz wyższymi częstotliwościami. W chwilach szczególnych zachodzi tak ścisła koherencja z inteligencją wszechświata, iż nasza nadświadomość jest zdolna jej doświadczać. Towarzyszące temu zdobywanie cennych informacji oraz zwiększenie wszystkich rodzajów inteligencji jest tutaj tylko miłym dodatkiem do całego procesu zachodzących w naszej istocie zmian.

Najważniejszym jest doświadczenie aktywności serca, mocy Chrystusa, która zawiera w sobie wiele warstw świadomości, z których każda posiada własny niepowtarzalny obszar egzystencji, jakim jest sprzęgnięta w procesie poznawczym z energią wszechświata. Tego doświadczenia dusza nie potrafi zapomnieć. Jest ono tak silne i tak wstrząsające jej strukturami, że mocą stworzenia zostaje ono przetłumaczone na ludzki trzywymiarowy świat i poddane percepcji przez fizyczne zmysły. Opisy tych tłumaczeń są jednak tak różne, choć tyczą się tego samego, że muszę je pozostawić tym, którzy sami rozczytają się w nich w skrytości własnego doświadczenia.

Póki co pocieszmy się jednym: doświadczaniem mocy unifikującej, scalającej duchowo-energetyczną przemianę, wzrostem zdolności umysłowych i rozwinięciem świadomości wyższego rzędu, która z czasem aktywuje kolejne dwa zmysły.

A wszystko dokonuje się za sprawą wzmocnienia połączenia między umysłem i świadomością, co doprowadza do postrzeżenia jaźni (nadświadomości), jaka wyłania się w dynamicznym procesie integracji z wyższymi formami energii (istnienia).

Oczywiście początkowo każdy z nas napotyka poważne trudności w rozpoczęciu procesu oczyszczania się, który stanowi nieodzowne preludium do właściwego procesu rozszerzania świadomości, i nie sposób tego uniknąć. Stare częstotliwości, które od urodzenia komponowały cielesno-energetyczną strukturę naszych ciał, zdążyły się dobrze zaadaptować i będą walczyć o swoje. Pojawienie się nowego poczucia równowagi, twórczych myśli i działań powoli niszczy ich niepodzielne władanie, ale wciąż będziemy narażeni na starcia ze starymi, zapisanymi w matrycy zachowań sposobami myślenia i wyrażania emocji.

Dużo szybciej i prościej przebiegałby proces oczyszczania, gdybyśmy mogli na jakiś czas opuścić mury zewnętrznego więzienia i wyzwolić się spod wpływu dogmatów (oprogramowania). Niestety, niewielu ma szansę na rozważanie sensu życia w zacisznym ustroniu. Z reguły musimy bez przerwy stykać się z niedogodnościami codzienności i borykać ze starymi nawykami. Wielką pomocą w tej walce jest Orin, który pozwala blokować niepożądane emocje, który daje czas na zadecydowanie, czy zależy nam na ich aktywności. Stosując go, zyskujemy solidne wsparcie w podnoszeniu poziomu wibracji, w tworzeniu pomostu między umysłem a sercem. Gdy wesprzemy się jeszcze opisaną w "Wyzwoleniu..." modlitwą (nie rozumieć dosłownie) i zaczniemy oczyszczać się w Kręgu Ognia pod bezpośrednim nadzorem własnego Opiekuna, nic i nikt nie będzie w stanie zastopować procesu przemieniania się.

Tym którzy chcą bezpośrednio śledzić postęp w procesie wzrastania, pomocne są skale astralne, pozwalające na utrzymanie połączenia z nad- i podświadomością i tą drogą umożliwiające odczytywanie adresowanych do nas komunikatów. Zresztą zakres interpretacyjny skal astralnych jest znacznie większy, bo pozwala na całościowy odczyt wielowymiarowej energetycznej struktury ludzkiej istoty.

Tym którzy podejmą wysiłek rozszerzania świadomości, służę wszelkim słowem wyjaśniającym. Lecz to, co najważniejsze: praktykowanie doświadczenia - pozostaje tylko w ich gestii. Trzeba włożyć wiele wysiłku, by zechcieć odrzucić stare i udać się ku nowemu, i wiem, że wbrew pozorom nie jest to takie łatwe... Ale nagrodą za ten wysiłek jest stanie się świadomym siebie człowiekiem.

.............

"Jesteśmy zamknięci w genetycznie warunkowanym kręgu niewiary. W świecie zdarzeń tworzonych przez myśli nie wypływające z naszej prawdziwej natury. Jesteśmy obarczeni duchowym kalectwem, które nazywa się przymusem rytuału. Tymczasem nic nie stoi na przeszkodzie, by sięgać szczytów bez jakichkolwiek form rytualnego niewolnictwa. Niestety, w toku społecznego rozwoju zostaliśmy tak ukształtowani, byśmy o własnych siłach nie byli w stanie niczego zrozumieć ani po nic sięgnąć. Przekonano nas, że prawda nie leży w nas, ale poza nami. Na domiar złego, wmówiono nam, iż człowiek może co najwyżej do owej prawdy się zbliżyć, lecz nigdy nie pozna jej w całości.

Nie pytam, komu zależało na odwiedzeniu nas od świętej formuły objawiającej każdemu, iż cała prawda jest skryta w nim samym, bo to już wiemy (albo się domyślamy), ale powiem wam, że taka formuła istnieje. Każdy, kto chce cokolwiek zrozumieć o samym sobie i wła­snych związkach z kosmicznymi energiami (i nie tylko, ale to wykracza poza ten scenariusz), może to zrobić bez udziału czynników drugich i trzecich, które i tak zmylą jego drogę.

Dlaczego to robią? "Dlaczego" jest tu rozwinięciem nagłówka "kto" i znów mogę umyć ręce od odpowiedzi, gdyż każde moje słowo zawsze wskazuje winowajców i każde zmusza do myślenia w kategoriach samoobjawienia, co jest zdecydowanie lepszym rozwiązaniem, niż mówienie o pewnych rzeczach w kategoriach cudzych wniosków.

Jeszcze raz: możemy poznać PRAWDĘ bez uciekania się do rytuałów, bez zaprzedawania duszy jakimkolwiek organizacjom, tak religijnym jak i jakimkolwiek innym, bez udzielania się w tajnych stowarzyszeniach, które nawet w imię szczytnych celów przygotowują nas do wkraczania w etap "rozumienia" zasadą wieloletnich wyrzeczeń, uciążliwych praktyk, rezygnacji z własnej wolności i własnych wyborów.

Pewnie wielu się teraz zapyta, czy mam rację, skoro jednak w czasie sesji otwierających ludzi na inne wymiary zachodzi wiele sensacyjnych wydarzeń, które stanowią podłoże, na jakim osadzone są późniejsze przemiany duchowe? Czy powinienem mówić o bezskuteczności takich praktyk, skoro w poszczególnych przypadkach przynoszą one oczekiwane rezultaty? Czy warto przeczyć zasadności kursów, które co niektórym się przydają, choć w większości przypadków rujnują ludziom zdrowie psychiczne? Czyż może warto jednak poświęcać większość dla zdobycia pewności, że istnieje jakaś droga w nas poza potrzebą jedzenia i myślenia? Przecież te kuriozalne przypadki "wyjść poza schematy" świadczą o tym, że takie działania są słuszne (!)

Słowo riposty: owszem, te działania tylko informują, że istnieje taka droga i że wybrani mogą na nią wkroczyć. Nikt jednak nie raczy wytłumaczyć, że jest to żmudne szukanie zielonej mrówki w mrowisku mrówek czerwonych, podczas gdy w samym centrum lasu istnieje mrowisko mrówek zielonych, które mają się znakomicie. Po co na Boga włazić tam, gdzie nas nie chcą i na dodatek dawać się solidnie pokuć? To proste: by uwierzyć, że nasze dążenia, że nasze marzenia, że nasze przekonania kiedyś się ziszczą.

I w tym dążeniu, w tych marzeniach, w tych przekonaniach w ogóle nie liczą się użądlenia, które zniszczyły szczęście innych poszukujących, które rozdarły życie podobnych nam braci.

Wreszcie poruszyliśmy zasadniczą kwestię przemiany, jaka musi zachodzić w człowieku, by ów kroczył ścieżką poznawania zasad tworzących multiwersum. Tą kwestią jest UWIERZENIE. Bez uwierzenia, które kończy etap umacniania w sobie wiary, żadne zmiany nie zajdą samoistnie. I choć uwierzenie nie jest jeszcze WIEDZˇ, to jest jednak siłą wystarczającą, by każdy z nas własnymi siłami zajrzał za kurtynę teatru życia i śmierci.

Wszystkie rytuały świata mają tę charakterystyczną cechę, że potrafią w szczególnych przypadkach zmotywować człowieka do osiągnięcia w nim stanu wrzenia, zwanego uwierzeniem, które zapoczątkowuje w nim energetyczne przemiany, jakie odblokowują w nim nałożone nań blokady.

Lecz cała sztuczka polega na tym, by ledwie jednostki mogły osiągnąć ów krytyczny punkt przemiany. Tak po prawdziwe to nikomu nie zależy na tym, by każdy mógł dostąpić objawienia. Jednostki, które tego doświadczyły, są jedynie wodą na młyn machiny, która pod pretekstem możliwości oświecenia do woli i ku własnej korzyści manipuluje ludźmi.

Oczywiście, oczywiście, nie wszyscy tak postepują. Są wyjątki... Ale my mówimy o regule, która w ten czy inny sposób odciąga ludzi od ich własnej drogi, wmawiając im, iż sami nie potrafią osiągnąć w sobie stanu uwierzenia. Bo tak się dziwnie złożyło, iż wmówiono nam, iż nie istnieje metoda, która by umożliwiała określenie "poziomu uwierzenia" bez nauczycielskiego wglądu osób i instytucji pozornie zainteresowanych naszym wzrostem. Wmontowano w nas przekonanie, iż nie istnieje proces uwierzania, a tylko dążenie do uwierzenia i samo oświecenie. Po prostu ma się praktykować i bawić w rytuały bez końca, aż owo uwierzenie się stanie. Takie coś zwyczajnie zachodzi albo nie. Nie ma pokonywania stopni jak w szkole, tylko egzamin, który nie wiadomo kiedy się zdaje albo nie. I co dziwne: choć nie ma klas w procesie uwierzania, to jednak owe instytucje i osoby są władne oceniać zachodzący w człowieku nieocenialny proces uwierzania. O kosztach tego oceniania nie będziemy wspominać.

O efektach tym bardziej.

Zwróćmy uwagę jeszcze na jeden osobliwy szczegół, który zamyka w nas drogę do własnej pracy nad sobą. Otóż, chcąc śledzić zachodzący w nas proces uwierzania, siłą rzeczy jesteśmy zmuszani do potwierdzania rzekomo zachodzących w nas zmian właśnie u nauczycieli. Nie dość, że nie mamy dokładnego pojęcia o zachodzących w nas zmianach, to jeszcze musimy o ich jakości dowiadywać się u "znawców", u innych, którzy jawią się nam jako osoby predestynowane do wystawiania ocen. To usilne dążenie do śledzenia natężenia i trafności procesu uwierzania sprawia nam nie lada kłopot, zamyka wręcz w kręgu okropnych wewnętrznych katuszy. Ono czyni nas po części niewolnikami...

A jednak można temu zaradzić w bardzo prosty sposób.

Przyznam szczerze, że skale astralne, które określają poziom procesu uwierzania, były przeze mnie początkowo niedocenione. Nie mając potrzeby wierzenia w to, co było dla mnie wiedzą, doświadczeniem, niejako nie potrafiłem się wczuć w klimat przeżyć, rozterek, zawirowań tych osób, które bezskutecznie poszukiwały potwierdzeń dokonujących się w nich przemian. Owe osoby błagalnie dążyły do ocertyfikowania, do przekonania się, że wybrane przez nich działania są właśnie tymi, które ich wzmacniają duchowo, które rozwijają ich jako ludzi, które dają im nadzieję na poznanie prawdy. I tych ich starań jakoś nie raczyłem zauważyć. Cóż, byłem wtedy młody i zaprzątnięty innymi sprawami. Dziś wiem, jak fundamentalne ma to znaczenie...

Reasumując: wzrost duchowy jest procesem, jaki postępuje samodzielnie. Jest zależny tylko od nas i nikt i nic nie może nas w tym wesprzeć; również żadna instytucja i żaden rozreklamowany guru. Dokuje się on w ciszy i bez rozgłosu. Jest zawsze osobistym doświadczeniem. I w tym doświadczeniu wspiera nas Opiekun i energie związane ze światłem. Dokładnie opisałem to w książkach. Opisałem technicznie, skrótowo, ale treściwie. Resztę dopowiem w specjalnie przygotowywanej edycji, która zawrze w sobie już wszystko to, co jest niezbędne do wkraczania w wyższe wymiary poprzez rozszerzanie świadomości.

Wskazałem, jaka jest droga do urzeczywistnienia, jak ten proces przebiega i jak się kontaktować z Górą. W tej chwili dodaję, iż owe zachodzące przemiany są znane jako proces uwierzania, który bardzo prosto można samu ocenić. Tak: ocenić... To bardzo, bardzo ważne stwierdzenie. To ów poszukiwany bezskutecznie przez wielu probierz własnych dokonań, brama do kolejnych drzwi. Narzędzie, które znajduje się w naszych własnych rękach. Od tej chwili nie musimy kołatać do bram tych, który za certyfikat każą sobie płacić.

Siła kreacji, skala zaangażowania, skala mocy duchowej i skala wiary określają dokładnie efekty naszych wysiłków na skali skuteczności, która wraz z przejściami drugiego odcinka Bramy umiejscawia nas dokładnie w obecnym miejscu procesu uwierzania. Nie ważny jest tu cel naszych zabiegów. Czy chodzi tu o uzdrowienie, czy o poszerzanie świadomości, czy o wyjścia poza ciało, czy o przemianę cegły w wodę - obojętnie o co, to zawsze efekt naszych starań możemy bezpośrednio śledzić na prostej z pozoru podziałce. Gdy w naszych wysiłkach przekraczamy punkt uwierzenia, wszystko staje się łatwiejsze, samonapędzające, popychające niejako ku granicy całkowitej skuteczności naszych dążeń. Gdy osiągamy skuteczność całkowitą, przestają nas obowiązywać prawa tego świata i wkraczamy w światy zarezerwowane dotąd dla bohaterów naszych mitów. A przy konkretnych postanowieniach stajemy się zwyczajnie wiedzącymi.

(Och! Bez przesady: wiedzącymi w kwestiach nas interesujących. Ani Budda, ani Jezus nie potrafili wszystkiego...)

Mnie zawsze nurtowało, dlaczego świat gubi człowieka, dlaczego zamyka go w kręgu jego własnych cierpień. Dopiero z czasem zrozumiałem, że ów krąg cierpień można odrzucić, że w tych wysiłkach wspierają nas Siły Wyższe, że świat ma też kolory. Ale zrozumiałem też, że to nie uduchowienie nas przekształca, ale nasze dążenie do owych zmian nas uduchowia. Warto więc trzymać rękę na pulsie i na bieżąco owe zmiany śledzić, by się utwierdzać w przekonaniu, iż słuszną kroczymy drogą.

Ukazano mi wszystko, co jest ku temu wzrostowi potrzebne, i tą wiedzą polecono się podzielić. Nie jest to wiedza sekretna, ale nasza wspólna, nasze doświadczenie ducha w światach zaklętych w materii, więc każdy z was w dowolnej chwili może sam siebie się zapytać, czy mam rację, mówiąc, iż człowiek jest, był i pozostanie wolnym, o ile tego zapragnie... Tym, których wiążą programy, zawsze pomogę wejść na ścieżkę poznania, ale na tej ścieżce musi podążać dalej sam, bo w przeciwnym razie nie byłaby ona jego ścieżką, i to życie musiałby wówczas uznać za zmarnowane..."

http://www.popko.pl/rozszerzanie,swiadomosci,page.xhtml

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Wszystkie te procesy zwane ogólnie rozwojem duchowym, potrzebują prawidłowego oddychania. Stary system musi się przestroić na nowy, również musimy przemeblować nasze codzienne życie, nauczyć się żyć w odniesieniu do cech: klarowność, dojrzałość, spokój, radość, szczęście, pokój, wdzięczność, wiara, zaufanie, szacunek, bezwarunkowa miłość. Są to aspekty Absolutu, z którymi człowiek powinien się integrować.

Kundalini jest niełatwym procesem, ale należy do tego podejść świadomie i zdać sobie sprawę, że jest to proces ewolucji a nie choroby.

Duchowe przebudzenie jest potężnym wydarzeniem w życiu każdego człowieka. Trudno go nie zauważyć nawet wtedy, kiedy zaczyna ledwie iskrzyć. Inna sprawa, czy człowiek rozpozna właściwie - co się tak naprawdę z nim dzieje? Proces będzie przebiegał na wielu poziomach i w różnych stopniach: może się nasilać lub zupełnie kryć w najgłębszych zakamarkach duszy. Często człowiek myśli, że wszystko przeminęło, zatrzymało się, lecz to nieprawda, działa dalej tylko w ciszy. Kundalini trudno też przywołać lub oddalić.

Musimy być świadomi wzrostu i "przestoju" tej energii, a także zdać sobie całkowicie sprawę z tego, że raz uruchomione Kundalini kiedy wybuchnie potężnym płomieniem i przejdzie poza furtki czwartej czakry, nie można już zatrzymać, a ten proces nie będzie miał już końca. Zmieniają się tylko poziomy, stają się bardziej subtelne. Przed przebudzeniem się Kundalini doświadczamy latami różnych dziwnych poprzedzających symptomów i zdarzeń. Istnieją okresy większego nasilenia dolegliwości ciała, dziwnie zachowuje się żołądek, występują problemy z nerkami, to znowu daje znać o sobie serce, wątroba, gardło, bolą kości, mięśnie, nachodzą człowieka huśtawki nastrojów, mniejsze lub większe depresje, lęki.

Taka osoba biega po lekarzach, a oni badają i albo bezradnie rozkładają ręce - bo ciało wygląda na zdrowe, a człowiek narzeka ... albo zapobiegawczo przepisują różne leki. Początkowe objawy Kundalini są zbliżone do różnych chorób i łatwo jest o pomyłkę. Zanim weźmiemy jakikolwiek lek, w chwili kiedy nie ma na 100% pewnej diagnozy musimy wprzódy zrozumieć - co naprawdę dzieje się w naszym organizmie?

Czy jest to rzeczywiście choroba czy tylko symptomy duchowego przebudzenia? Musi zaistnieć świadoma ingerencja. Budzące się Kundalini to mieszanka neurologiczno - hormonalna i każdy chemiczny lek może być dla niej wielką przeszkodą. Źle wprowadzone leki mogą bardziej zaszkodzić niż pomóc. Inna sprawa, lekarze nie rozpoznają Kundalini, a nawet nie chcą słuchać o takim wydarzeniu w życiu człowieka. Obecnie powoli już to się zmienia, coraz więcej psychiatrów i psychologów interesuje się tym zagadnieniem. Kundalini interesował się sam Albert Einstein.

Przekształcanie się energii w ciele pod wpływem ognia Kundalini zmienia fizyczne ciało, pierwsze symptomy zachodzą w układzie nerwowym, następnie obejmują wszystkie organy, zmienia się kościec i staje się delikatniejszy mechanizm muskularny.

Wiele poprzedzających symptomów, zwiastunów nadciągających wielkich zmian ukazuje się przez wiele lat wcześniej; wcale nie kończą się w chwili kiedy Energia Kundalini osiągnie ośrodek głowy lecz się nasilają i minie jeszcze sporo czasu zanim zaczną ustępować. Wtedy dopiero bywają niesamowite zdarzenia, człowiek zaczyna żyć w dwóch światach: na ziemi i w niebie.

Osobiście ciągle obserwuję zmiany w moim oddechu, stał się głębszy, już nie oddycham samymi płucami, przy oddechu zatrudniony jest cały brzuch. Układ oddechowy intensywnie budzi się w pierwszym okresie przebudzenia Kundalini i ciągle się przekształca ,zwany również błędnym lub nerwem płucno-żołądkowym, najdłuższy z nerwów czaszkowych prowadzi włókna czuciowe, ruchowe i przywspółczulne. Należy do automatycznego układu nerwowego (AUN) o charakterze przywspółczulnym.

Wyróżnia się cztery części nerwu: głowowa, szyjna, piersiowa, brzuszna. Opuszcza czaszkę przez tylną, czyli boczną część otworu szyjnego w czaszce (foramen jugulare pars major). W obrębie tego otworu część czuciowa nerwu tworzy niewielki zwój górny, a po wyjściu z otworu drugi, większy zwój dolny. Nervus vagus oddziałuje na ośrodek serca, drugi bardzo ważnym ośrodek, z którym jest powiązana podstawa, gdzie Energia Kundalini rozpoczyna swoją podróż poprzez różne ośrodki do końcowego przystanku w ciele ludzkim, do ośrodka korony.

W ośrodku Serca zatrzyma się na dłużej, a może się też zdarzyć, że zawróci z powrotem do swojej groty i nie popłynie nigdy więcej do góry. Ośrodek korony jest to punkt skoncentrowanego widzenia. W chwili osiągnięcia tego punktu wola duszy i wola osobowości są doprowadzone do zwiększonego kontaktu. Czasami jest to spotkanie potężnych drastycznych zdarzeń, a czasami wywołuje euforię radości. Wola duszy działa przez ośrodek korony, a wola osobowości przez ośrodek podstawy. Osoba z mocno rozbudzonym ośrodkiem podstawy ma podejście typowo materialne i egoistyczne, jej dewizą będą słowa ... tylko ja to zrobię, ja to lepiej potrafię, ja wszystko mogę ... a kiedy ma mocniej rozbudowany ośrodek korony jest podporządkowana Woli Boga.

Część tyłomózgowia o kształcie ściętego stożka jest niezwykle ważnym organem w procesie Kundalini. Skupione są w nim ośrodki nerwowe odpowiedzialne za funkcje odruchowo-mimowolne: ośrodek oddechowy, ośrodek ruchowy, ośrodek naczyniowy, ośrodek sercowy, ośrodek ssania, żucia, ośrodek połykania, a także ośrodki odpowiedzialne za wymioty, kaszel, kichanie ziewanie, wydzielanie potu. Energia Kundalini pobudza mocno cały układ nerwowy łącznie z obiema półkulami mózgowymi. Kiedy osoba zaczyna wirować na planie duchowym mocno budzi się nerw błędny, wykonuje swoją oczyszczającą pracę przez spalanie. Od tej pory potrójny kanał staje się stopniowo jednym (Ida, Pigala, Shushumna).

Pierwotna energia, która leży u podstaw istnienia zaczyna się pobudzać. Spotykają się na swojej drodze dwie energie: męska i żeńska łącząc się w jedność. Zawierają wspólny związek, przez chrześcijańskich mistyków zwany "zaręczynami" z Chrystusem, dwie energie rozpoczynają podróż, ale już jednym kanałem. W człowieka ciele mówi się o małym obwodzie. Kiedy mały obwód zostaje podłączony do większego (Solarny Płomień) mówi się o jeszcze większym zespoleniu energii - o "mistycznym małżeństwie" z Chrystusem, napływająca stamtąd energia wnika do ciała poprzez tylną czakrę serca i jeszcze mocniej porusza komórkami i atomami tworząc Uniwersalny Most (Elektryczny Most), człowiek zostaje stopniowo przyłączony do Najwyższego Źródła. Wtedy można mówić o pełnym wzniesieniu Kundalini czy przebudzeniu duchowym lub oświeceniu. Pełne przebudzenie Kundalini jest elektrycznym fenomenem w Uniwersum. Zanim człowiek wyjdzie poza obrąb małego obwodu musi uruchomić 13 czakr .

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Ale jak samo-doskonalimi się cieleśnie/emocjonalnie i samo-dyscyplinujemy swe wnętrze -psychikę/duszę =rozwijamy się duchowo ,aby połączyć się z wszechduchem stwórczym zwanym Bogiem ,równomiernie wzmacniają się nasze negatywne cechy charakteru (pułapki rozwoju duchowego )- wątpliwości ,egoizm ,strach ,lęki ,gniew ,złość ,zadrość ,samo-zadowolenie ,pycha ,chciwość ,ambicja , lenistwo ,zarozumiałość ,narcyzm ,interesowność ,nienawiść ,pożądanie , itp.

Najgorsze Demony z naszej Głębi Psychicznej to ,nasz Strach , Lęki ,Smutek ,Egoizm I Wątpliwości ( np.zrobić to czy nie zrobić , nie to ,nie tamto ,wierzyć w to czy nie wierzyć ,to jest dobre czy złe ,itp.),które to emocje negatywne są wielką porzeszkodą w zrozumieniu przez nas prawdziwej Miłości Boskiej i Mądrości Oraz Radości .

Edytowane przez Mistyk
0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Droga Do Oświecenia /Przebudzenia Duchowego , Połączenia Nieświadomości , Pod-świadomości I Nad-świadomości (Transcendencji )Ze Świadomością .

Czyli 12 Mistycznych Dróg Do Boga :

Aby dojść do oświecenia nie wolno być ignorantem.

Bardzo ważna jest pomoc dla potrzebujących, opuszczonych, niekochanych, załamanych i bezdomnych. Prawdziwe oświecenie osiąga tylko ta dusza, która nie żyje tylko dla siebie.Bezinteresowna pomoc, tak bezinteresowna jak świecące dla człowieka słońce, jak pachnące kwiaty i zielona trawa na łące, jak śpiew ptaków, jak oddech lasu dla wszystkich ludzi: bogatych i biednych. Jeśli wstrzymasz własne uwielbienie i zwrócisz swoje oczy na otoczenie wówczas dostaniesz wielkie światło od Boga.

12 dróg do Boga:

1. Pragnienie - tęsknota aby połączyć się z Bogiem.

2. Spokoj umysłu.

3. Poniżenie.

4. Rozczarowanie światem.

5. Wielka wiara.

6. Wierność.

7. Kontrola samego siebie.

8. Bezinteresowna pomoc.

9. Rezygnacja - zrzeczenie się wszystkiego.

10. Posłuszeństwo.

11. Poddanie.

12. Miłość.

12 punktów, które człowiek doświadcza w swej drodze do Boga, od pragnienia i tęsknoty aż do wielkiej miłości, tak wielkiej jak Święty Franciszka z Asyżu dażył Jezusa. Kiedy nie straszne będzie dla ciebie doświadczenie pozostania na długie dni bez wody na gorącym słońcu Sahary a umysł pozostanie w zupełnym zamrożeniu jak tafla lodu na jeziorze. Jeśli świat cię poniży w każdy możliwy sposób, jeśli doświadczysz rozczarowania, ale mimo wszystkiego twoja wiara będzie tak mocna, że nie dasz się przekonać nikomu i dotrzymasz danego słowa aż do śmierci - wówczas otrzymasz światło oświecenia.

Wola człowieka aby wybrać dobroć i miłość musi być potężna aby wybrać to co trudne, co wymaga przekreślenia własnego egoizmu. Tylko przez czystą miłość człowiek staje się w pełni człowiekiem. Takiemu człowiekowi, który jest zdolny przejść 12 dróg Bóg jest gotów dać wszystko.

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
Dnia 14.10.2012 o 16:30, Szept napisał:

to też jakaś konkretna filozofia, o ile pamiętam chyba buddyjska, choć mogę sie mylić. No cóż, buddyzm swoje ciemne strony też ma.

A duchy w sumie lubia rum :)

Buddyzm ,a nie sekta Buddyjska czy innej religii np .Chrześcijańskiej ,Buddyzm prawdziwy ,pierwotny -Szamanizm ,Buddyzm Tybetański , Joga -  to silna techika pracy z  umysłem ,nie ma tak skutecznej psychoterapii na Zachodzie jak terapie z Dalakiego Wschodu np.Buddyzm , najlepszą techniką do przemiany wewnętrznej /alchemii umysłu / psychicznej transforfmacji , jest -Medytacja ,dokładnie siedząca -zen po japońsku ,jest to równiedż dobry sposób na prawidłowy i zrównoważo ny rozwój duchowy .

Przy medytacji ,siadamy i obserwujemy wszystkie nasze wrażenia emocjonalne ,słuchowe i wzrokowe, które z głębin psychiki wypływają ,do nas na powierzchnię świadomego umysłu ,które znikną ,jak będziemy je zauważać .

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Nie ma czegoś takiego jak poganin ,wszyscy jesteśmy ludźmi rozwijającymi się duchowo ,lecz na różne sposoby , Bóg na różne sposoby wspiera rozwój duszy ludzkiej , Egzo-terycznie : 

~dociekliwy, 3 lut 13 16:43
 
EGZOTERYKA I EZOTERYKA

Czy na pozór podobnie brzmiące słowa, mogą być kluczem do poznania naszej ludzkiej cywilizacji ? zwłaszcza w kontekście Nauk Kościołą ?

Egzoteryczna wiedza jest przeznaczona dla wszystkich ludzi a ezoteryczna tylko dla wtajemniczonych.

I to pozornie nie dostrzegalne tworzenie świata wartości dla mas i dla tych co rozumieją trwa po dziś dzień. Czy to znaczy, że sprzeciwiam się temu? Otóż nie. Chciałbym przypomnieć, że jeżeli ktoś chce wyrażać siebie - to ma do tego prawo. Jednak należy pamiętać, że do historii nie przejdzie, bo wszystko zostało już ustalone przed wiekami...
Możemy się kochać, nienawidzić - to bardzo ważne osobiście, ale dla planów wobec nas jest nie istotne, bo realizowany jest plan dla ludzkości przygotowany przez jakieś stowarzyszenie, np. Kościół. Można spróbować poznać ten plan, ale czy jest to możliwe? W otoczeniu ludzi nie przygotowanych do tego, którzy nawet nie potrafią dostrzec faktu, iż są żyjący przez jakiś czas? To nie kwestionowanie ich zasług na polu nauki, techniki, medycyny.
Moc Życia zdradzana bywa i dlatego stajemy się już nie tymi, którym dano władze nad światem, ale nawet sami doświadczamy dziwnego stanu bycia wleczonymi przez los. Jak zdobyć do tego dystans, czy po przez samotność? Jeżeli jest Tobie dane to przez samotność - to zapewne osiągniesz swój cel. A jeżeli masz być małżonkiem, lub żoną - to jeżeli poznasz, że to pozwala Tobie być w pełni - to osiągniesz O W Ą pełnie. Zaś gdy demony nakazują tobie byś prowadził innych ku zgubie - to nie mam wiedzy o tym co spotyka takich ludzi. To tak zwani Aniołowie Boży, którzy zstępują z nieba i demoralizują córki ziemskie i później wracają pod jurysdykcję bożą. Tego stanu nie rozumiem i nie chcę?
 
 

-poprzez -kościoły ,religie ,reklamy ,klsiążki , ogłoszenia itp, to wiedza dla wszystkich ,i ogólnie dostępna .

Jest jeszcze sposób rozwoju duszy - Ezo-teryczny - to wiedza  tajemna ,ponadczasowa i odwieczna , to droga rozwojui indywidualna ,wewnętrzna ,tylko dla wybrańców Bożych :

Ezoteryzm, ezoteryka – wiedza dostępna jedynie dla osób uprzywilejowanych, doświadczonych lub takich, które przeszły inicjację. Ezoteryka zajmuje się w szczególności rozwojem duchowym. Jest to tzw. wiedza tajemna (łac. scientia occulta  okultyzm), czyli przeznaczona tylko dla grona osób wtajemniczonych – wybrańców[1][2].

Ezoteryzm uprawia inne postrzeganie rzeczywistości, bardziej otwarte, rozwój duchowy, porusza tematy duchowe lub odrzucane przez naukę. Treści są na ogół otoczone atmosferą tajemnicy, przekazów ze starożytności, guru o nadnaturalnych mocach, itp., są odczuwalne w sposób pozazmysłowy.

Wiele z kwestii przedstawianych współcześnie jako nowe w ezoteryce (np. z zakresu parapsychologii), w rzeczywistości od wieków znane byłyfilozofii, rozważa się więc zaryzykowanie większego otwarcia tej dziedziny na ezoterykę, by przypomnieć, że rzekomo nowe „odkrycia” ezoteryki znajdują swoje odpowiedniki już w ideach starożytnych filozofów[3].

W latach 90. XX wieku termin ezoteryka, zamiast wiedzy tajemnej, zaczął oznaczać coś wręcz przeciwnego - dziedzinę gospodarki, cieszącą się znaczną popularnością.

Uwaga: wokół pojęć ezoteryzm, ezoteryka narosło współcześnie wiele nieporozumień i bywa, że stosowane są do nazwania rzeczy lub zjawisk nieznanych, niezbadanych, niezrozumiałych.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Ezoteryka

 

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Oświecenie /Satori / Nirwana ,itp.to tylko skutki uboczne ,przebudzenia parapsychicznego / spirytualnego , rozwoju duchowego ,stan samadhi /transcendencja /nadświadomość ,mistyczne połączenie z Bogiem Ojcem, W Niebie , duchowym stwórcą wszechświata ,to pierwotna natura ludzka ,normalny stan ,jak mawiają mistrzowie -zen -przed oświeceniem -rąbać drwa i nosić wodę ,po oświeceniu -nosić wodę i rąbać drwa .

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

A jakie pułapki czekają adepta rozwijaającego się duchowo /umysłowo :

W artykule o wzorcu i archetypie Lucyfera (który reprezentuje Ducha – Świadomość, czyli przejaw umysłu zbiorowego i indywidualnego każdego człowieka) pisałam o tym, że Lucyfer to duchowość wyidealizowana, w oderwaniu od materii, cielesności i spraw doczesnych. Świadomość uwikłana we wzorcu lucyferycznym postrzega duchowość przez pryzmat ego, ponieważ reprezentuje już tą fazę Szatana, który nie wiedząc o tym – odłączył się od Absolutu i staje się samoświadomy. Lucyfer jest tym, który wzgardził ciałem człowieka wg mitów monoteistycznych, jak również zbuntował się przeciwko niedoskonałości świata, podważając Mądrość Bożą – czyli żeńską emanację Absolutu – Materię, Ciało, Formę. Dlatego tą postać wybrałam na opisanie archetypu duchowości negującej cielesność i materię, która w tym porządku jawi się jako „ciemna, niedoskonała strona” podczas gdy stanowi ona żeński pierwiastek każdej jaźni człowieka i całego stworzenia.  Dla człowieka z nieprzepracowanym  lucyferycznym wzorcem, duchowość równa się dążeniu do doskonałości, światła, jasności w sposób liniowy, nie uwzględniając paradoksów. Dlatego osoby prezentujące ten wzorzec duchowości są uwikłane w dualistyczne i manicheistyczne postrzeganie świata (dzielące a nie dążące do jedności) co powoduje, że jednocześnie walczą z odbiciem schematu duchowej doskonałości, którą przyjęły za cel.

Dlatego na mojej Mandali Cienia, naturalnym cieniem i opozycjonistą dla takiej postawy, jest szeroko pojęty mrok, który ujęłam we wzorcu arymanicznym zgodnie z tradycjami ezoterycznymi (Aryman – od zaratusztriańskiej siły ciemności, Ducha uwięzionego w podziemiach, który dał początek postaci Szatana w religiach monoteistycznych).  I to z nim walczą osoby lucyferyczne, wikłając się w grę i wojnę Światło-Mrok, nie tolerując żadnych odmian ciemnych energii i nie rozumiejąc paradoksu duchowości.  Polega on na tym, że mrok rodzi światło, a światło tworzy mrok w niekończącej się grze dualizmów jaka rozgrywa się w umyśle każdego człowieka, czego fraktalne odniesienie mamy w cyklu dobowym Dnia i Nocy , oraz rocznym cyklu Słonecznym. Prawdziwa duchowość to wyjście z dualizmów i osiągnięcie jedności w perspektywie Światło-Mrok, harmonijne połączenie Dnia i Nocy w swojej jaźni,  prawidłowe ukierunkowanie ku Miłości do ludzi, świata i Boga.

Tyle tytułem wstępu. Przejdźmy teraz do konkretnych przykładów pułapek duchowych nieprzepracowanego wzorca lucyferycznego. Są to pułapki, którym sama uległam na swojej drodze duchowej. Zauważyłam, że inni adepci, również mają do nich skłonność, dlatego zdecydowałam się je opisać:

1. PUŁAPKA – PRYMAT DUCHA NAD CIAŁEM I MATERIĄ

Ludzie idący drogą duchowości, często wyznają prymat świata duchowego nad światem fizycznym, co oczywiście nie jest niczym negatywnym bo odzwierciedla strukturę światów (świat fizyczny wyłonił się ze świata duchowego). Problem zaczyna się wtedy, gdy w imię tej idei, zaczynamy negować materię i cielesność, traktując jako siedlisko niskich energii, niedoskonałości. Tu już mamy pożywkę dla wzorca lucyferycznego, który nie akceptuje swojego żeńskiego pierwiastka – szeroko pojętej cielesności. Popadanie w skrajność  duchowości i zaniedbywanie materii, pracy, rodziny, ciała, spraw doczesnych to częsta pułapka rozwoju duchowego – sama w nią wpadałam co najmniej kilka razy w swoim życiu. Jak to się kończy ? Zazwyczaj tym, że bujając w obłokach, karmiąc się wysokimi energiami, jasnościami itd, w którymś momencie odezwie się cień, czyli wzorzec arymaniczny i zaczną się problemy na gruncie fizyczno-materialnym. Od delikatnych sygnałów – np problemy w pracy, odsunięcie się otoczenia po poważne – łącznie z problemami zdrowotnymi, zazwczyczaj w obrębie czakry podstawy, która archetypowo związana jest z naszą łącznością z Ziemią. Mogą też zdarzyć się problemy z układem kostnym (jako, że od układu kostnego zależy nasza postawa), jak również problemy z nogami, stopami, układem krążenia (krew to życie, esencja cielesności) itp. Najgorzej jest wtedy, gdy osoby rozwijające się duchowo, biorą te problemy jako potwierdzenie słuszności swojej drogi i dochodzą do absurdalnych wniosków typu: „moje ciało się oczyszcza, zacząłem/zaczęłam wibrować wysokimi energiami, dlatego choruję”, albo „niskie energie – demoniczne chcą mi przeszkodzić na drodze rozwoju”. Oczywiście nie mają racji, bo te objawy są wynikiem walki ego ze swoim własnym cieniem psychicznym, projektowanym na zewnątrz. Dostrzeżmy jak nasze ciało, materia i grunt, który utraciliśmy, próbują nas z powrotem przywrócić do prawidłowej postawy. Tylko połączenie spraw duchowych ze sprawami ziemskimi gwarantują harmonię i prawidłowy rozwój duchowy. Po to mamy głowę, żeby móc czasem bujać w obłokach, ale nogi po to, by twardo stać na ziemi. Musimy połączyć górę z dołem (Ducha z Ciałem) i zapewnić harmonijny przepływ energii. W przeciwnym wypadku, gdy stracimy grunt pod nogami, mogą się także odezwać lęki psychiczne, jako efekt oderwania od rzeczywistości i materii, która powinna być źródłem naszej wewnętrznej pewności i stabilności, przestrzenią dla wyrażenia się naszego Ducha.

2. PUŁAPKA – NISKIE ENERGIE ATAKUJĄ

Agresja ze strony otoczenia  często pojawia się gdy za bardzo dajemy się ponieść lucyferycznemu idealizmowi i zakotwiczamy się w biegunie jasności, światła i duchowości. Wielu mistrzów New Age traktuje to jako potwierdzenie, że wibrujemy wysoko, a niskie demoniczne energie pozostałych ludzi nie mogą tego znieść i stąd agresja oraz wrogość jakiej doświadczamy. Nic bardziej zwodniczego i błędnego. Agresja ze strony ludzi jest najczęściej sygnałem, że coś w nas jest nie tak, i że naruszyliśmy wewnętrzną harmonię, idąc w skrajność. Przy nieprzepracowanej ciemnej stronie umysłu, odpowiedzialnej za agresję ze strony innych ludzi i będącej drugim biegunem lucyferycznej duchowości, dochodzi do konfrontacji z własnym lustrem projekcji cienia, który podświadomie tworzymy i przenosimy na innych.  Zawsze będziemy mieć wrogów – na tym polega życie, ale przy przepracowanym wzorcu Światło-Mrok, najczęściej nie dosięga nas już krzywda z ich strony. Jak ten mechanizm działa? Bardzo prosto – każdy napotkany w życiu człowiek jest odbiciem jakiegoś aspektu naszej jaźni. Ludzie agresywni, demoniczni,  są odbiciem nieprzepracowanego wzorca arymanicznego w naszej jaźni. W momencie gdy zaakceptujemy cienia – naszą własną nieidealną agresję, niedoskonałość, jak również niedoskonałość świata i ludzi (czego archetypowo Lucyfer nie potrafił zrobić, bo uznał człowieka za „niegodnego”ze względu na Ciało), wtedy wewnętrzny pokój działa rozbrajająco także i na arymanicznych ludzi, będących naszymi wrogami . Ci ostatni nie mają już punktu zaczepienia w naszej psychice bo wyszła ona z pułapki lucyferycznego wzorca idealności, doskonałości i światła,  które  tworzyły cień psychiczny projektowany na otoczenie.

3. Pułapka – NIEPRAWDZIWA DUCHOWA TOŻSAMOŚĆ

Ludzie z lucyferycznym wzorcem duchowości uwielbiają podawać gotowe recepty na to, kim powinniśmy być zgodnie z gotowym schematem pakującym wszystkich do jednego, duchowego worka. Wg nich role i zawody, pozwalające na poświęcenie się duchowości to na przykład bycie eztorykiem, przeprowadzaczem dusz, myślicielem, medytującym, bioenergoterapeutą, magiem, wróżbitą i tak dalej  a już szczytem marzeń jest przeprowadzka do klasztoru medytujących i życie w zgodzie z zasadami „duchowości”. Jest to kolejna pułapka, często prowadząca do zmiany swojej prawdziwej tożsamości na „duchową” i niestety nieprawdziwą. Po pierwsze – każdy człowiek jest inny, bo ma unikalny zestaw genów. W skład tych genów wchodzą wzorce przekazywane nam przez przodków i mające swoje odbicie duchowe w archetypach dominujących w  psychice. Jeśli ktoś ma duszę wojownika i wywodzi się od przodków – wojowników, nigdy się nie spełni jako nawołujący do jasności guru z kwiatami wokół szyi. Wojownik to wojownik, potrzebuje energii z czakry podstawy, czyli agresji (a to się bardzo lucyferycznemu wzorcowi duchowości nie podoba), potrzebuje walki, bo do tego został stworzony. Może być oczywiście wojownikiem na poziomie duchowym (to najwyższy poziom archetypu wojownika), ale cały czas  czas będzie mieć łączność z cechami związanymi z czakrą podstawy, która rozwijana a nie tłumiona, pozwala się spełnić w tym powołaniu. Jeśli ktoś ma umysł ścisły, nie zostanie dobrym wróżbitą, gdzie jak wiemy lanie wody jest bardzo istotne. Jeśli ktoś ma w sobie mocny  archetyp króla – kierującego i zarządzającego innymi – no to  niestety nie sprawdzi się jako medytujący w odosobnieniu mnich, bo go szlag trafi w którymś momencie – że nie ma ludzi, którymi mógłby zarządzać i „królestwa” (to może być firma, projekt, instytucja), które mógłby rozwijać. Jakakolwiek zmiana na siłę i próba wyrzeczenia się siebie skończy się fatalnie – bo jak zwykle w takich przypadkach, to życie weryfikuje naszą ścieżkę. Jeśli z niej zboczymy, dostaniemy ostro „po tyłku” od naszego Wyższego Ja.

Po drugie – ludziom się wydaje, że żeby duchowo się rozwijać, powinni  zostawić swoje dotychczasowe zawody, które sprawiały im satysfakcję, i które były zgodne z ich życiowym powołaniem na rzecz zawodów i ról „duchowych”. Otóż tak nie jest. Rozwój duchowy to nie jest odgrywanie jakiejś roli ani zawodu, ani życie wg sztywnych zasad duchowych, to coś innego, paradoksalnego bo jest wyjściem z każdego schematu. Rozwój duchowy to oczyszczenie, uwolnienie i integracja Ciała i Ducha – żeńskiego i męskiego pierwiastka w Jaźni, na podobieństwo czego zbudowany jest świat w każdym przekroju. To życie pełnią i w wewnętrznej wolności, w zgodzie ze swoją prawdziwą tożsamością. To ukierunkowanie wszystkich aspektów siebie na harmonię i jedność, która emanuje na zewnątrz, a nie wyrzekanie sie czegokolwiek i próba zmiany siebie na siłę. Niezmiernie rzadko sie zdarza, żeby po przebudzeniu duchowym okazało się, że naszym powołaniem jest życie duchowością w pełnym znaczeniu tego słowa. Przebudzenie duchowe to proces, który może dotknąć każdego człowieka, także ateistę i materialistę, którzy w wymiar duchowy nie wierzą. Po przebudzeniu nie staną się nagle medytującymi guru, tylko odkryją swoje prawdziwe powołanie, najczęściej nie związane z zawodami, które uważamy za „duchowe”. Jeden odkryje, że powołaniem jest bycie lekarzem, inny odkryje, ze powołaniem jest prowadzić biznes , ktoś inny zostanie artystą, a jedna na ileś tam osób, rzeczywiście zajmie się duchowością i będzie nauczać innych i prowadzić.

Duchowość realizujemy na wiele sposobów. Lekarz ratujący życie innych, choćby nie uznawał duchowości, to tak naprawdę – paradoksalnie – realizuje tą duchowość w pełni – bo działa w zgodzie ze swoją tożsamością i programem duchowym, który nakazuje mu w tym życie ratować ludzi w taki, a nie inny sposób. Naukowiec, który swoim odkryciem zmienia świat – dostaje inspirację od góry, od najwyższych poziomów duchowych,  nawet jeśli jest ateistą i nie wierzy w wymiary duchowe. Z kolei medytujący w klasztorze adept, żyjący w całkowitym odosobnieniu co robi dla ludzi? co robi dla świata, żeby go zmienić na lepsze? Prawdopodobnie, w wielu przypadkach – niewiele. Realizuje duchowość  skupioną na sobie i  w oderwaniu od spraw doczesnych. Oczywiście nie ma w tym nic złego, jeśli to jego prawdziwe powołanie.

Duchowość lucyferyczna jest potrzebna, jej idealizm i filozofia są inspirujące i stanowią ważny fundament wielu mistycznych ścieżek. Największym pozytywem wzorca lucyferycznego jest chęć zmiany świata na lepsze co dynamizuje działania ludzi na całym świecie.  To są ci wszyscy szaleńcy, którzy dokonali rzeczy niemożliwych i zawalczyli o swoje idee, zaszczepiając je u innych.

Ale ilu jest takich, którym się nie udało bo w imię idei próbowali być na siłę kimś innym, dlatego nie wyszło?  Dlatego wzorzec lucyferyczny należy realizować mądrze, na miarę realiów i swojej prawdziwej tożsamości,  nie można wyrzekać się siebie, popadać w skrajności i fanatyzmy które rozbijają psychikę. Najważniejsze to działać zgodnie ze sobą. Duchowość to paradoksy, proszę Państwa, zgodnie z tym co napisano w Biblii: „pierwsi będą ostatnimi, a ostatni pierwszymi”. Człowiek odwalający dobrą robotę w tym, do czego jest powołany, spełnia  się duchowo – obojętnie czy jest tego świadomy,  czy nie, najważniejsze, że jest usatysfakcjonowany i szczęśliwy. Każdy jest po coś, każdy ma do przesunięcia swoją cegiełkę w zbiorowości ludzkiej. Robi to zarówno ezoteryk jak i ślusarz i „Pan Zdzisław” prowadzący warsztat samochodowy.

DUCH, KTÓRY ISTNIEJE DLA CIAŁA

Gdyby wszyscy ludzie mieli zajmować się duchowością w wydaniu, jak to nazywam- lucyferycznym, to postęp nigdy by nie nastąpił i ludzkość by wymarła z powodu chorób i innych problemów (Bo na przykład ten, którego Bóg powołał na wybitnego lekarza, radośnie pląsałby na jakiejś odosobnionej fermie sekciarskiej zamiast ratować ludzi). Dlatego doceńmy naszą różnorodność i nie oceniajmy nikogo w kategoriach „rozwoju duchowego” bo to może być bardzo mylące.

To ludzie, których uznalibyśmy za nieuduchowionych, tak naprawdę odwalają kawał dobrej roboty i zmieniają świat na lepsze, bo potrafią odkryć swoje miejsce w wielkiej układance zbiorowego umysłu. Tacy ludzie są skuteczni i konkretni- a więc biorą udział w rozwoju globalnej świadomości, humanizmu i jakości życia. Duch nie po to zszedł na ziemię i się ucieleśnił w postaci człowieka, by za życia wracać do siebie… pamiętajmy o tym. Duch jest po to tutaj na ziemi, żeby naszymi rękoma zmieniać świat – swój żeński pierwiastek – wymiar fizyczny na lepsze.  O tym piszę w artykule: Duch, który istnieje dla Ciała. To może być jak wspomniałam ateista, który odkrył lek na raka ratując tym samym tysiące ludzi,  to może być informatyk, który wymyślił ideę internetu, czym przyczynił się do wzrostu świadomości ludzi na całym świecie, dzięki szybkiej wymianie informacji i zasobów. Każdy człowiek jest unikatem na skalę wszechświata i jego zadaniem jest odkryć swoje prawdziwe powołanie i tożsamość, następnie umieć je realizować. To jest ta prawdziwa duchowość i przebudzenie –  a nie wpasowywanie się w jakikolwiek schemat tożsamości kreowany sztucznie przez różne filozofie i instytucje duchowe.

4. PUŁAPKA – ZBAWIANIE INNYCH NA SIŁĘ

Osoby z uaktywnionym wzorcem lucyferycznym, czasem czują dyskomfort, że oni sie rowijają duchowo, a ich otoczenie nie. Próbują więc na siłę wprowadzić zasady, które uważają za słuszne – dla dobra tych drugich. Pomimo dobrych intencji, nie tędy jednak droga. Pomagać i „oświecać” należy wtedy, gdy ktoś przyjdzie i poprosi o pomoc. W przeciwnym wypadku odezwie sie cień Lucyfera – czyli wzorzec arymaniczny, i po prostu spotkamy się z agresją tych, których próbujemy na siłę „zbawiać”. Podstawą prawdziwej duchowości jest właściwe rozeznanie, komu można i należy pomóc, a kto jeszcze do tego nie dojrzał.  Jak również dostrzeżenie, że każdy człowiek jest na swoim właściwym miejscu i etapie rozwoju. Zadowolony i szczęśliwy „Pan Zdzisław” żyjący klatkę obok, będący dobrym mężem i ojcem, może być paradoksalnie – bardziej rozwinięty duchowo, niż niejeden sfrustrowany adept duchowości, który przechodzi ze skrajności w skrajność, w praktykach duchowych szukający ujścia swojego wewnętrznego konfliktu. Sama takim frustratem byłam, więc wiem o czym mówię ? Na koniec uwaga – jeśli irytuje nas zło i cierpienie na świecie, pomagajmy w sposób efektywny. Instytucje charytatywne czekają na wolontariuszy, przeprowadźmy staruszkę przez ulicę, zróbmy zakupy dziadkowi, który żyje sam. I nie nawracajmy na siłę „Pana Zdzisława”, który ma poukładane życie, tylko dlatego, że nie potrafimy się z nim dogadać bo wydaje nam się, że jest poziom niżej. Znajdźmy kilku przyjaciół, którzy nas rozumieją i zostawmy w spokoju „normalnych” ludzi, jak i tych, którzy pomimo posiadania wyraźnych problemów – po prostu nie chcą pomocy.

Pamiętajmy również o tym, że to czasem ludzie, którzy nie radzą sobie z cielesnością (czyli żeńskim pierwiastkiem) mają tendencje do duchowości i magicznego, życzeniowego myślenia i praktyk zapewniających powodzenie. Człowiek, który jest wewnętrznie spójny i poukładany, zna swoje powołanie i płynie przez życie w harmonii. I nawet jeśli nie da się z nim pogadać o duchowości, tak naprawdę tą duchowość w pełni reprezentuje. Duch, który jest harmonijnie połączony z Ciałem, umie w pełni realizować się w wymiarze fizycznym, co więcej – umie go efektywnie zmieniać na lepsze. I nie potrzebuje do tego żadnych ezoteryk, magii ani praktyk duchowych. Dlatego społecznik może mieć w sobie więcej mocy i Ducha, niż niejeden adept duchowości odlatujący w przestworza (czyt: uciekający od Życia – żeńskiego przejawu Absolutu). To właśnie życie i materia, jako przestrzeń dla wyrażenia się Ducha, są miarą jego dojrzałości, mądrości i mocy, a nie jakość „odlotów” duchowych, bo te i tak czekają każdego człowieka po śmierci.

5. PUŁAPKA – ZASADY CZYSTOŚCI DUCHOWEJ

Lucyferyczna duchowość to taka, która tworzy zasady czystości duchowej, a wszystko inne piętnuje jako zagrożenie dla duszy a nawet grzech. Najważniejszym jest utrzymanie swojej świadomości w wysokich, jasnych wibracjach – energiach a przeszkadzają temu między innymi:

– agresja

– złość

– seksualność (najlepiej wg wielu praktyków duchowych-  energię seksualną przepuścić przez wyższe czakry, żeby zamieniła się w duchową)

– telewizja

– materializm

– pieniądze

– oglądanie filmów o innej tematyce niż duchowa

– słuchanie muzyki „niskich wibracji” – np techno, pop, rocka czy metalu  i tak dalej, więcej absurdów nie chce mi się wymieniać ?

Znam takich pseudo-mistrzów duchowych, którzy nie akceptowali żadnej z powyższych rzeczy i głosili kompletnie nienaturalne zasady rozwoju duchowego opartego na wstrzemięźliwości i ograniczeniach, po to by utrzymać czystość ducha i myśli. Otóż nie ma czegoś takiego jak czystość ducha i myśli. Dążenie do tego łatwo się może skończyć paranoją i frustracją, gdy zaczną nas atakować energie odrzucone, czyli te „niższe i ciemne”, których się wyrzekliśmy. Taki jest mechanizm psychologiczny oraz duchowy i nic na to nie poradzimy. Człowiek ma swoją jasną i ciemną stronę, swoją wyższą i niższą, swoją czystą i brudną, grzeszną. Tak zostaliśmy stworzeni i tego nie zmienimy żadnymi praktykami wstrzemięźliwości oraz wyrzekania się rzeczy, które notabene nie decydują o duchowości. To błędne koło – wyrzekanie się zawsze rodzi drugi biegun czyli przymus. Prędzej czy później popadniemy w skrajność, od której uciekliśmy, dlatego daremna to droga. Nauczmy się być w pełni ludźmi bo wszystkie nasze jasne i ciemne strony, niskie i wysokie wibracje są potrzebne i do czegoś służą – na przykład niszczeniu albo budowaniu mostów między ludźmi. Ograniczenia i piętnowanie innych praktyk jako grzesznych niestety nie buduje mostów tylko je niszczy. Zaakceptujmy nasze Ciało i jego potrzeby – w tym seksualne, dbajmy o higienę psychiczną, która czasem potrzebuje odprężenia i przyjemności.  Kochajmy siebie i innych takimi jakimi jesteśmy a nie jakimi chcielibyśmy być. 

Nie ma pełnej duchowości bez cielesności i seksualności, bo są one częścią jaźni każdego człowieka. Udawanie, że jesteśmy czyści od spraw ciała i seksu i zaniedbywanie tych sfer jest duchową hipokryzją i lucyferycznym dążeniem do doskonałości duchowej,  która jest iluzją i wyrazem pychy, aczkolwiek na tej iluzji bazuje wiele ścieżek. Możemy robić wszystko, o ile nikogo tym nie krzywdzimy.

Wszystkie nasze ciemne i „niższe” aspekty i wzorce ukierunkujmy na dążenie do jedności a nie do wyrzekania się, tłumienia, niszczenia czegokolwiek  w imię dążenia do utopijnej doskonałości bo to prowadzi do rozłamu wewnętrznego i zewnętrznego poprzez tworzenie cienia psychicznego w podświadomości. Psychika jest pełnią, ma swoje jasne i ciemne cechy bo NIKT NIE JEST OD NICH WOLNY, chodzi o to, że mamy nad nimi zapanować, przepracować i właściwie ukierunkować. Nie da się czegokolwiek w sobie zniszczyć ani wyrzec, bo to powróci prędzej czy później. Dlatego praktyki duchowe oparte na wiązaniu się z tylko z jednym biegunem psychicznym –  są po prostu niezgodne z mechanizmami działania umysłu i tworzą później problemy z alter ego i cieniem projektowanym na otoczenie, co  może objawić się problemami i zamętem w różnych sferach życia.

ROZWÓJ DUCHOWY

Rozwój duchowy najogólniej to nauka wyrażania siebie w sposób coraz bardziej prawdziwy i doskonały, co umożliwia coraz pełniejszą i piękniejszą relację miłości – z drugim człowiekiem, światem, wreszcie Absolutem (Bogiem, Boginią). Rozwój duchowy nie potrzebuje powtarzalnych czynności typu klepanie afirmacji, modlitw, mantr i rytuałów. Paradoksalnie jest wędrówką w przeszłość – przedzieraniem się przez cały materiał podświadomości, nagromadzony od pierwszego oddechu, który wydaliśmy przychodząc na świat. W tej właśnie podświadomości, konfrontując się z jej negatywnymi projekcjami (cieniami, demonami albo iluzjami wg Buddy), uwalniamy z nich aspekty Świadomości – Ducha. Dzięki temu scalamy je z „górą” a podświadomość oczyszczamy. W tą oczyszczoną z cieni podświadomość (Ciało) wnika potem scalony i zintegrowany Duch, wypełniając wszystkie jej warstwy – ciała subtelne człowieka. Rolą kobiet jest wejść w żeńską połówkę Duszy czyli Ciało, a mężczyzn –  w męską czyli Ducha. Na tym polega każda praktyka duchowa  – wschodnia i zachodnia, tylko ich twórcy nie rozpoznali, że jedna praktyka zakotwicza w męskiej roli, a druga w żeńskiej i zupełnie niepotrzebnie wzajemnie się podważają. Mamy to w buddyzmie, gdzie Pustką jest oczyszczona podświadomość (Ciało – Forma), w którą wnika Świadomość (Duch). W chrześcijaństwie  Matka Boska jest archetypem czystego (niepokalanego) Ciała a Duch Święty – Świadomością Boga, który w nią wnika. Na tym polega też Kundalini – uwolniony z ziemi (nieświadomości) Duch wnika i wypełnia Ciało człowieka. Nawet w judaizmie termin Szechina oznacza Ducha w „przybytku”, czyli po prostu w Formie,  w Ciele.  Duch wcielony staje się żywą obecnością Boga, dlatego ludzie, którzy przeszli ten proces stają się nauczycielami i mistrzami. Wszystkie religie i filozofie mówią tak naprawdę o tym samym, tyle, że używają różnych metafor i nazw na określenie uniwersalnego procesu wypełniania Duchem  (Świadomością Boga) całej Nieświadomości – Ciała człowieka. Ta komunia Ducha w Ciele, Boga w Bogini, jest aktem zaślubin przeciwieństw, Hieros Gamos, mistyczną tantrą, błogością, stanem Duszy i pełną relacją z Absolutem,

Całą praktykę duchową, można sprowadzić do rozjaśniania świadomością, miłością i akceptacją wszystkich zakamarków, wzorców, cieni podświadomości, po to, by dotrzeć do jądra naszej jaźni. Tam z najgłębszej ciemności,  po  przepracowaniu przyczyny naszego największego, pierwotnego lęku i pustki (zmierzenie się z archetypem Cienia na poziomie Niszczyciela, podczas którego występuje śmierć duchowa), wydobywamy z mroku tak zwany kamień filozoficzny – czyli archetypowy skarb. Jest to najczystszy (pozbawionym już zniekształcających projekcji) obraz Ducha i Ciała,   Wyższej Jaźni, Boga i Bogini. To może być na przykład:  Absolut, Pustka – Pełnia, Anioł, Logos, Duch Święty, Matka Boska, Jezus, Sziwa, Budda, Sakti,  bóg, bogini z kultów pogańskich,  czy inny boski archetyp (to może być też figura, symbol, itd) na który dotąd patrzyliśmy przez pryzmat naszego cienia i nieprzepracowanych wzorców podświadomości. Tenże obraz -boski archetyp jednocześnie zawiera informację o naszej prawdziwej tożsamości i powołaniu, dla którego znaleźliśmy się na tej ziemi, ponieważ jest naszym Rodzicem i jednocześnie drugą połówką Duszy.

Bo mechanizm jest zawsze taki sam – na Wyższą Jaźń patrzymy zawsze przez wzorzec (cienia) jaki produkuje podświadomość, dlatego bez porządnego wgłębienia się w nią i przepracowania wszystkich toksycznych „programów” nie można mówić o żadnym „rozwoju”. Przy zasyfionej podświadomości, Wyższa Jaźń może się nawet jawić demonicznie, to kolejny paradoks duchowy, ale z punktu widzenia psychologii całkowicie rozpoznany (mechanizm cienia, za którym stoi potencjał widziany w negatywie).

Dla ateistów po przepracowaniu podświadomości i wszystkich archetypów cienia po prostu następuje spotkanie ze swoim prawdziwym Ja, swoim Duchem, archetypem jaźni, który odtąd pomaga im się przebudzić i odkryć wewnętrzną wolność, prawdziwą tożsamość.  I tyle. Przedzierając się przez przeszłość jaką symbolizuje nasza podświadomość jednocześnie docieramy do naszej przyszłości – czyli Wyższego Ja.  Proszę zwrócić uwagę na ten kolejny paradoks duchowy: droga do przyszłości (wyższej świadomości) prowadzi przez przeszłość (Niższa Jaźń, podświadomość).  Po oczyszczeniu całej podświadomości docieramy do stanu  przed fizycznymi narodzinami i wchodzimy w stan tzw edeniczny, w którym byliśmy przed przyjściem na świat, ale różnica jest taka, że wracamy do tego jako Świadomość Duszy, czyli jesteśmy dojrzali do relacji z Absolutem. Odnajdujemy się w stanie Tu i Teraz, który jest zwornikiem łączącym stan przeszły naszej jaźni (podświadomość, Ciało, Niższa Jaźń) z przyszłym (Nadświadomość, Wyższa Jaźń). To stan duchowy, który może osiągnąć każdy człowiek,  niezależnie w co wierzy.  Jak widać nikt nie ma wyłączności na „rozwój”, nie ma lepszych i gorszych.

Można to osiągnąć w prosty sposób – odwołać się do Nadświadomości, Rodzica, od którego pochodzi ego (ego jest świadomością ograniczoną, podzieloną, dlatego projektuje stan dysharmonijnego wnętrza na życie). Nadświadomość, w formie symboli boskich – męskiej i żeńskiej emanacji Absolutu czyli Ducha i Ciała – Boga i Bogini (którzy jak wspomniałam, mogą przybrać DOWOLNY wygląd) zaczyna prowadzić ego w nieświadomość, w genialnym i skutecznym procesie integracyjnym. Warto zrozumieć, że ego samo siebie nie oświeci, tak jak dziecko samo się nie wychowa. Pod przewodnictwem jedynych tak naprawdę, boskich Mistrzów i Rodziców człowieka, następuje  uwalnianie wszystkich aspektów świadomości uwięzionych w podświadomości i ego rozkwita do poziomu duszy. Nie trzeba robić nic, poza wejściem w relację miłości ze swoim duchowym Rodzicem, rozumieniem symbolicznego języka Wyższej Jaźni i pracy ze snami, wizjami, cieniami, wzorcami i programami, które po kolei WJ wywleka z nieświadomości. Nie potrzeba tutaj żadnej nadgorliwości, rytuałów itd, wystarczy iść za tym, co pokazuje nam Wyższa Jaźń w snach, wizjach, poprzez synchronie w życiu. Ze wszystkiego co ego postrzega jako negatyw,  ma nauczyć się wydobyć wiedzę i duchowy potencjał w harmonii, a nie uciekać przed swoją ciemną stroną.  Mimo to, powstają na ten temat rozległe doktryny, filozofie, religie i ich instytucje, skomplikowane ścieżki, mnóstwo niepotrzebnych zasad i rytuałów, nieskutecznych afirmacji i ćwiczeń, które zamiast prowadzić do duchowej wewnętrznej wolności tak naprawdę zniewalają schematami dualizmów np kar i nagród, czystości i grzechu , jasności i ciemności itp. Nie mówiąc o uwikłaniu człowieka w nerwicę duchową, czyli wmówienie mu, że od danych czynności (np wyklepanych modlitw, mantr, zapalanie świeczek, ćwiczeń energetycznych, oczyszczania codziennie aury itd) zależy jego rozwój duchowy, co jest bzdurą. Duchowość to dojrzewanie do relacji miłości poprzez rozwój Świadomości, a Świadomość jest ROZUMIENIEM natury swojej i świata na coraz wyższym poziomie asymilacji paradoksów. Rozumienie najgłębszych przyczyn – prawd, przekłada się na uwolnienie z cierpienia i na jakość życia, ponieważ wolność umysłu idzie w parze ze skutecznością działania. Życie układa się w harmonii, zgodnie ze stanem wnętrza, a ściślej – oczyszczonej podświadomości, w którą wnika wreszcie Duch czyli Wiedza, czemu towarzyszą tzw olśnienia na poziomie myślenia oraz doznania błogości na poziomie Ciała.

Warto jeszcze dodać, na przekór niektórym trendom ezoterycznym, że my w procesie duchowego rozwoju, nie mamy być aseksualnymi, nie myślącymi, obojniaczymi i zakotwiczonymi w „nicości” (jako błędnie pojmowanej pustce) „amebami”, ponieważ jest to niezgodne z wolą Absolutu i kierunkiem ewolucji – czyli Jego Duchem wyrażającym się w Materii. Po to mamy wykształcony mózg i płeć, by móc wznieść swoje myślenie, osobowość, miłość i seksualność na poziom Wyższej Jaźni, co umożliwia duchową, fascynującą i inteligentną relację z Absolutem. Próba degradacji siebie – swojej cielesności, seksualności, myślenia, osobowości itd  jest  duchowym samobójstwem, cofaniem się w rozwoju, ucieczką od relacji miłości, która zobowiązuje do pełni wyrażenia się. Zwłaszcza, że Bóg i Bogini – zbiorowy umysł żeński i męski, na podobieństwo których powstaje każda jednostka – kobieta i mężczyzna, jak najbardziej mają płeć, seksualność, pragnienia, osobowości i MYŚLĄ w sposób inteligentny a nawet genialny, o czym wie każdy, kto ma kontakt z Wyższą Jaźnią. Różnica między Nimi a człowiekiem polega na tym, że wyrażają Siebie w sposób doskonały, harmonijny i w imię miłości. Ta miłość wcale nie jest okrojona, cukierkowa i jasna, tylko nieskończenie fascynująca i ma wiele barw – także i ciemnych, tyle, że nie są toksyczne, egoistyczne jak w świecie ludzi ale… rozwijające i uświęcające. Ego człowieka nie potrafi wznieść się na ten poziom umysłu Boga i Bogini, dlatego łatwiej mu wyprzeć aspekty problematyczne, nad którymi nie panuje, czyli np swoją seksualność czy ciemną, perwersyjną stronę. Z powodu swojej niewiedzy, nieoczyszczonej podświadomości,  wewnętrznego podzielenia, człowiek jest uwikłany albo w jednym biegunie albo w drugim, co rodzi fałszywą tożsamość, frustrację i toksyczność w relacji miłości i seksu.

Zamiast prowadzić do ROZUMIENIA I CAŁOŚCI, do PEŁNI wszystkich aspektów człowieka (jasnych i ciemnych,  duchowych i  cielesnych) ścieżki duchowe i ezoteryczne narzucają schemat dzielenia i wyparcia wybranych naturalnych przejawów umysłu, ciała, świata i życia, najczęściej demonizując cielesność, materię i seksualność.  Natomiast prawdziwa duchowość to dojrzała świadomość, która niczego nie wypiera, tylko potrafi łączyć przeciwieństwa w harmonijną jedność.

Dlatego religie oraz bogata, spisana wiedza mistyków jak najbardziej powinny być źródłem inspiracji do duchowego rozwoju, ale nauczmy się odróżniać co w nich rzeczywiście pochodzi od Boga, a co od nieprzepracowanych wzorców psychicznych ludzi, którzy wieki temu wpadali w te same pułapki duchowe co każdy z nas współcześnie.

Źródło - 

https://ciemnanoc.pl/2013/12/30/o-pulapkach-duchowosci/

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
Dnia 14.10.2012 o 13:04, O&M napisał:

To m. in. właśnie Sosno sprowokowało mnie do zajęcia się magią. Nie ma sensu polegać na bóstwach. Lepiej samemu o siebie dbać. Ale to moje zdanie.

Wiara w samego siebie to połowa zaledwie sukcesu ,ponieważ bez duchowego wsparcia sił wyższych ,wyższej inteligencji wszechświata ,czy też Boga ( nazwij sobie tą wyższą inteligencję / siłę /energię  jak chcesz ) ,wzrośną  jedynie nasze wewnętrzne demony /słabości  -egoizm ,pycha ,ambicja , samo-uwielbienie , itp.

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
Dnia 13.10.2012 o 13:24, O&M napisał:

Tak, jak do 5 punktu to miało sens, tak na 6 czar poszedł w piz... Wierzba już mnie częściowo wyręczyła, ale muszę wrzucić 3 grosze od siebie. Ważna sprawa, gdy piszesz o Bogu, to zaznacz o jakiego boga chodzi- czy jest to jakiś konkretny bóg, czy Stwórca. Kiedyś napisałaś, że "wierzysz w Boga, nie kościół". To teraz zastanów się, czy aby napewno wierzysz w Stwórcę, a nie jakiegoś boga, który jest tak słaby, że potrzebuje czci wiernych kretynów. Właściwie wyrażenie "wierzę w Stwórcę" nie ma sensu. Prawdzie mówiąc myślący człowiek powinien być pewien jego istnienia. On był od samego początku i w przeciwieństwie do bogów nie zniknie, jeśli świat o nim zapomni. Chrześcijanie umniejszają się w stosunku do swojego boga. Z jednej strony to głupie, bo Jezus był człowiekiem. W tamtych czasach każdy mógł zostać bogiem. Wystarczy, że wiedziałby więcej od innych w swoim ludzie. Wyobraź sobie teraz, że zmieniamy przeszłość i usytuujemy w niej Einsteina. Zapewne teraz ludzie uznawaliby go za jakiegoś boga. Chociaż myślę, że Einstein by do tego nie dopuścił. Ludzie potrzebowali lidera i nieświadomie wybierali tego z największą wiedzą. Z drugiej strony, slusznie się chrześcijanie poniżają. Gdyby faktycznie nie byli takimi kretynami jakimi są, to nie umniejszaliby się wobec jakiegoś niepewnego bytu. Zanim jednak ktoś się oburzy, dodam, że chodzi mi o większość chrześcijan, nie o wszystkich. Wątpliwości do wiary znaczą przejaw logicznego myślenia. Dochodzimy teraz do wszechobecnej "miłości". Kiedyś przez ten njuejdżowy chłam rzygałem miłością. Teraz należy się zastanowić, czy to ma jakiś cel? Pewnie, że ma! Ludzie w tym okrutnym i niesprawiedliwym świecie sobie nie radzą. Potrzebują jakiegoś oparcia, świadomości, że miłość istnieje i jest wokół. Wszystko jest piękne, do czasu gdy doświadczymy miłości i nie okaże się ona taka piękna. Świat nie jest czarno-biały. Jest w nim więcej kolorów niż tylko miłość. Psychologia mówi, że aby przejąć nad kimś kontrolę, trzeba zapewnić mu to, czego mocno pragnie (lub zapewnić mu takie wrażenie). Wszyscy ludzie pragną miłości, więc to świetny plan, by wyłudzić energię/pieniądze/whatever. Spójrzmy np. na chrześcijańskiego boga. W Starym testamencie był "sprawiedliwym" i okrutnym ojcem. Niestety, nie sprzedała się taka wizja, więc trzeba było napisać Nowy testament i umieścić w nim elementy science fiction oraz rozchwytywaną miłość. Powoli już kończąc, zastanówmy się, czy o 8 poziomie ma prawo mówić ten, kto go nie doświadczył? Te poziomy to straszny badziew, może na forum katolickim przejdzie, ale nie tu. Ja bym na własnym doświadczeniu proponował takie:

1. Wierzę w coś, bo mama mówi, że tak jest.

2. Wierzę w coś (choć nie mam o tym pojęcia), bo wszyscy wierzą.

3. Nie pasuje mi tu parę rzeczy, ale wierzę dalej.

4. Trochę to sensu nie ma, ale autorytety w to wierzą, więc ja też będę. W końcu jestem małym, słabym, głupim człowiekiem i sam sobie nie poradzę...

5. Nic z tej wiary nie mam. Pier... Nie wierzę...

6. O! A co to takiego?

7. A więc tak to wygląda... Ale byłem/am głupi.

8. Jestem świadomy funkcjonowania świata. Dojrzałem do brania odpowiedzialności na siebie. Kształtuje własne poglądy w zgodzie z własnym intelektem. Uczę się i rozwijam dalej...

Tyle, koniec. Po pierwsze, nie mogę mówić dalej, bo na tym poziomie utknąłem. Może dlatego, że dalej nic nie ma. Żadnego oświecenia, tylko ciągły rozwój. Nie trzeba pisać o doświadczaniu Stwórcy, gdyż od początku byłem pewien jego istnienia. Na to dowodu nie potrzeba, gdyż sam nim jestem.

Wierzbo, nie da się zmienić wiary od tak, więc porzucanie jej częściowo, krok po kroku, jest jak najbardziej w porządku. To znaczy, że człowiek się zastanawia, myśli. Zmiana wiary z dnia na dzień, przeczy logicznemu myśleniu, bo to jak uwierzyć w każde inne wyznanie, czyli np. "Ludzie mówią, że w lesie grasuje smok. W sumie nigdy go nie widziałem i w zasadzie nie ma kompletnie żadnych dowodów na jego istnienie, ale dużo ludzi ginie w lesie, więc to bardzo możliwe." lub "O cholera! Właśnie widziałem Yeti! Nie mam pewności, czy to nie był niedźwiedź, ale... Nie! To na bank był Yeti!" itp. To tyle, bo się trochę rozpisałem. ^^"

Bardzo mądrze O&M ,Bo prawdziwa duchowość to odkrycie swej indywidualności i wyjątkowości ,a nie  bycie jak reszta baranków , oto co rzekł Jezus Chrystus o prawdziwej duchowości i prawdziwej Miłości ,która jest drugą stroną Nienawiści  :

Jeśli ktoś przychodzi do mnie, a nie ma w nienawiści ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem.

Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym.

  • Źródło: Ewangelia św. Marka 7, 15.

Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy. Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien.

  • Źródło: Ewangelia Mateusza 10, 34–37.

Ten, kto kocha swoje życie, straci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne.

  • Qui amat animam suam, perdit eam; et, qui odit animam suam in hoc mundo, in vitam aeternam custodiet eam. (łac.)
  • Źródło: Ewangelia Jana 12, 25

Wniosek jest prosty ,człowiek w toku swego rozwoju życiowego /duchowego przez odpowiednie czyny i działania sam się powinien zbawić ,a nie czekać leniwie na mannę z nieba .

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Rozwój duchowy najogólniej to nauka wyrażania siebie w sposób coraz bardziej prawdziwy i doskonały, co umożliwia coraz pełniejszą i piękniejszą relację miłości – z drugim człowiekiem, światem, wreszcie Absolutem (Bogiem, Boginią). Rozwój duchowy nie potrzebuje powtarzalnych czynności typu klepanie afirmacji, modlitw, mantr i rytuałów. Paradoksalnie jest wędrówką w przeszłość – przedzieraniem się przez cały materiał podświadomości, nagromadzony od pierwszego oddechu, który wydaliśmy przychodząc na świat.

W tej właśnie podświadomości, konfrontując się z jej negatywnymi projekcjami (cieniami, demonami albo iluzjami wg Buddy), uwalniamy z nich aspekty Świadomości – Ducha. Dzięki temu scalamy je z „górą” a podświadomość oczyszczamy. W tą oczyszczoną z cieni podświadomość (Ciało) wnika potem scalony i zintegrowany Duch, wypełniając wszystkie jej warstwy – ciała subtelne człowieka. Rolą kobiet jest wejść w żeńską połówkę Duszy czyli Ciało, a mężczyzn –  w męską czyli Ducha. Na tym polega każda praktyka duchowa  – wschodnia i zachodnia, tylko ich twórcy nie rozpoznali, że jedna praktyka zakotwicza w męskiej roli, a druga w żeńskiej i zupełnie niepotrzebnie wzajemnie się podważają.

Mamy to w buddyzmie, gdzie Pustką jest oczyszczona podświadomość (Ciało – Forma), w którą wnika Świadomość (Duch). W chrześcijaństwie  Matka Boska jest archetypem czystego (niepokalanego) Ciała a Duch Święty – Świadomością Boga, który w nią wnika. Na tym polega też Kundalini – uwolniony z ziemi (nieświadomości) Duch wnika i wypełnia Ciało człowieka. Nawet w judaizmie termin Szechina oznacza Ducha w „przybytku”, czyli po prostu w Formie,  w Ciele.  Duch wcielony staje się żywą obecnością Boga, dlatego ludzie, którzy przeszli ten proces stają się nauczycielami i mistrzami. Wszystkie religie i filozofie mówią tak naprawdę o tym samym, tyle, że używają różnych metafor i nazw na określenie uniwersalnego procesu wypełniania Duchem  (Świadomością Boga) całej Nieświadomości – Ciała człowieka. Ta komunia Ducha w Ciele, Boga w Bogini, jest aktem zaślubin przeciwieństw, Hieros Gamos, mistyczną tantrą, błogością, stanem Duszy i pełną relacją z Absolutem,

Całą praktykę duchową, można sprowadzić do rozjaśniania świadomością, miłością i akceptacją wszystkich zakamarków, wzorców, cieni podświadomości, po to, by dotrzeć do jądra naszej jaźni. Tam z najgłębszej ciemności,  po  przepracowaniu przyczyny naszego największego, pierwotnego lęku i pustki (zmierzenie się z archetypem Cienia na poziomie Niszczyciela, podczas którego występuje śmierć duchowa), wydobywamy z mroku tak zwany kamień filozoficzny – czyli archetypowy skarb. Jest to najczystszy (pozbawionym już zniekształcających projekcji) obraz Ducha i Ciała,   Wyższej Jaźni, Boga i Bogini. To może być na przykład:  Absolut, Pustka – Pełnia, Anioł, Logos, Duch Święty, Matka Boska, Jezus, Sziwa, Budda, Sakti,  bóg, bogini z kultów pogańskich,  czy inny boski archetyp (to może być też figura, symbol, itd) na który dotąd patrzyliśmy przez pryzmat naszego cienia i nieprzepracowanych wzorców podświadomości. Tenże obraz -boski archetyp jednocześnie zawiera informację o naszej prawdziwej tożsamości i powołaniu, dla którego znaleźliśmy się na tej ziemi, ponieważ jest naszym Rodzicem i jednocześnie drugą połówką Duszy.

Bo mechanizm jest zawsze taki sam – na Wyższą Jaźń patrzymy zawsze przez wzorzec (cienia) jaki produkuje podświadomość, dlatego bez porządnego wgłębienia się w nią i przepracowania wszystkich toksycznych „programów” nie można mówić o żadnym „rozwoju”. Przy zasyfionej podświadomości, Wyższa Jaźń może się nawet jawić demonicznie, to kolejny paradoks duchowy, ale z punktu widzenia psychologii całkowicie rozpoznany (mechanizm cienia, za którym stoi potencjał widziany w negatywie).

Dla ateistów po przepracowaniu podświadomości i wszystkich archetypów cienia po prostu następuje spotkanie ze swoim prawdziwym Ja, swoim Duchem, archetypem jaźni, który odtąd pomaga im się przebudzić i odkryć wewnętrzną wolność, prawdziwą tożsamość.  I tyle. Przedzierając się przez przeszłość jaką symbolizuje nasza podświadomość jednocześnie docieramy do naszej przyszłości – czyli Wyższego Ja.  Proszę zwrócić uwagę na ten kolejny paradoks duchowy: droga do przyszłości (wyższej świadomości) prowadzi przez przeszłość (Niższa Jaźń, podświadomość).  Po oczyszczeniu całej podświadomości docieramy do stanu  przed fizycznymi narodzinami i wchodzimy w stan tzw edeniczny, w którym byliśmy przed przyjściem na świat, ale różnica jest taka, że wracamy do tego jako Świadomość Duszy, czyli jesteśmy dojrzali do relacji z Absolutem. Odnajdujemy się w stanie Tu i Teraz, który jest zwornikiem łączącym stan przeszły naszej jaźni (podświadomość, Ciało, Niższa Jaźń) z przyszłym (Nadświadomość, Wyższa Jaźń). To stan duchowy, który może osiągnąć każdy człowiek,  niezależnie w co wierzy.  Jak widać nikt nie ma wyłączności na „rozwój”, nie ma lepszych i gorszych.

Można to osiągnąć w prosty sposób – odwołać się do Nadświadomości, Rodzica, od którego pochodzi ego (ego jest świadomością ograniczoną, podzieloną, dlatego projektuje stan dysharmonijnego wnętrza na życie). Nadświadomość, w formie symboli boskich – męskiej i żeńskiej emanacji Absolutu czyli Ducha i Ciała – Boga i Bogini (którzy jak wspomniałem, mogą przybrać DOWOLNY wygląd) zaczyna prowadzić ego w nieświadomość, w genialnym i skutecznym procesie integracyjnym. Warto zrozumieć, że ego samo siebie nie oświeci, tak jak dziecko samo się nie wychowa. Pod przewodnictwem jedynych tak naprawdę, boskich Mistrzów i Rodziców człowieka, następuje  uwalnianie wszystkich aspektów świadomości uwięzionych w podświadomości i ego rozkwita do poziomu duszy. Nie trzeba robić nic, poza wejściem w relację miłości ze swoim duchowym Rodzicem, rozumieniem symbolicznego języka Wyższej Jaźni i pracy ze snami, wizjami, cieniami, wzorcami i programami, które po kolei WJ wywleka z nieświadomości. Nie potrzeba tutaj żadnej nadgorliwości, rytuałów itd, wystarczy iść za tym, co pokazuje nam Wyższa Jaźń w snach, wizjach, poprzez synchronie w życiu. Ze wszystkiego co ego postrzega jako negatyw,  ma nauczyć się wydobyć wiedzę i duchowy potencjał w harmonii, a nie uciekać przed swoją ciemną stroną.  Mimo to, powstają na ten temat rozległe doktryny, filozofie, religie i ich instytucje, skomplikowane ścieżki, mnóstwo niepotrzebnych zasad i rytuałów, nieskutecznych afirmacji i ćwiczeń, które zamiast prowadzić do duchowej wewnętrznej wolności tak naprawdę zniewalają schematami dualizmów np kar i nagród, czystości i grzechu , jasności i ciemności itp. Nie mówiąc o uwikłaniu człowieka w nerwicę duchową, czyli wmówienie mu, że od danych czynności (np wyklepanych modlitw, mantr, zapalanie świeczek, ćwiczeń energetycznych, oczyszczania codziennie aury itd) zależy jego rozwój duchowy, co jest bzdurą. Duchowość to dojrzewanie do relacji miłości poprzez rozwój Świadomości, a Świadomość jest ROZUMIENIEM natury swojej i świata na coraz wyższym poziomie asymilacji paradoksów. Rozumienie najgłębszych przyczyn – prawd, przekłada się na uwolnienie z cierpienia i na jakość życia, ponieważ wolność umysłu idzie w parze ze skutecznością działania. Życie układa się w harmonii, zgodnie ze stanem wnętrza, a ściślej – oczyszczonej podświadomości, w którą wnika wreszcie Duch czyli Wiedza, czemu towarzyszą tzw olśnienia na poziomie myślenia oraz doznania błogości na poziomie Ciała.

Warto jeszcze dodać, na przekór niektórym trendom ezoterycznym, że my w procesie duchowego rozwoju, nie mamy być aseksualnymi, nie myślącymi, obojniaczymi i zakotwiczonymi w „nicości” (jako błędnie pojmowanej pustce) „amebami”, ponieważ jest to niezgodne z wolą Absolutu i kierunkiem ewolucji – czyli Jego Duchem wyrażającym się w Materii. Po to mamy wykształcony mózg i płeć, by móc wznieść swoje myślenie, osobowość, miłość i seksualność na poziom Wyższej Jaźni, co umożliwia duchową, fascynującą i inteligentną relację z Absolutem. Próba degradacji siebie – swojej cielesności, seksualności, myślenia, osobowości itd  jest  duchowym samobójstwem, cofaniem się w rozwoju, ucieczką od relacji miłości, która zobowiązuje do pełni wyrażenia się. Zwłaszcza, że Bóg i Bogini – zbiorowy umysł żeński i męski, na podobieństwo których powstaje każda jednostka – kobieta i mężczyzna, jak najbardziej mają płeć, seksualność, pragnienia, osobowości i MYŚLĄ w sposób inteligentny a nawet genialny, o czym wie każdy, kto ma kontakt z Wyższą Jaźnią. Różnica między Nimi a człowiekiem polega na tym, że wyrażają Siebie w sposób doskonały, harmonijny i w imię miłości. Ta miłość wcale nie jest okrojona, cukierkowa i jasna, tylko nieskończenie fascynująca i ma wiele barw – także i ciemnych, tyle, że nie są toksyczne, egoistyczne jak w świecie ludzi ale… rozwijające i uświęcające. Ego człowieka nie potrafi wznieść się na ten poziom umysłu Boga i Bogini, dlatego łatwiej mu wyprzeć aspekty problematyczne, nad którymi nie panuje, czyli np swoją seksualność czy ciemną, perwersyjną stronę. Z powodu swojej niewiedzy, nieoczyszczonej podświadomości,  wewnętrznego podzielenia, człowiek jest uwikłany albo w jednym biegunie albo w drugim, co rodzi fałszywą tożsamość, frustrację i toksyczność w relacji miłości i seksu.

Zamiast prowadzić do ROZUMIENIA I CAŁOŚCI, do PEŁNI wszystkich aspektów człowieka (jasnych i ciemnych,  duchowych i  cielesnych) ścieżki duchowe i ezoteryczne narzucają schemat dzielenia i wyparcia wybranych naturalnych przejawów umysłu, ciała, świata i życia, najczęściej demonizując cielesność, materię i seksualność.  Natomiast prawdziwa duchowość to dojrzała świadomość, która niczego nie wypiera, tylko potrafi łączyć przeciwieństwa w harmonijną jedność.

Dlatego religie oraz bogata, spisana wiedza mistyków jak najbardziej powinny być źródłem inspiracji do duchowego rozwoju, ale nauczmy się odróżniać co w nich rzeczywiście pochodzi od Boga, a co od nieprzepracowanych wzorców psychicznych ludzi, którzy wieki temu wpadali w te same pułapki duchowe co każdy z nas współcześnie.

Edytowane przez Mistyk
0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
Dnia 14.10.2012 o 14:48, Seid napisał:

Często kieruje się je po prostu do własnych wyobrażeń pewnych rzeczy - albo konkretnych istot albo pewnych archetypów i idei, kórych bogowie mają być przedstawieniem. Dzięki temu jest po prostu nieco łatwiej.

Dla niektórych to bez znaczenia, bo uważają, że to wszystko i tak jest jednym i tym samym.

To są raczej ludzkie zabawy, bogom by się pewnie nie bardzo chciało machać bezproduktywnie rączką. Takie rzeczy zwykle szybko się nudzą.

Masz nieco racji Seidku :) rozwój ducha swojego ,nie może być pustą wiarą wziętą z wyobrażeń  , mamy siedem poziomów duchowego rozwoju ,jak metaforycznych 7 czakr /czakramów hinduskich -niewidzialnych / subtelnych ośrodków energetycznych ,i 12 ponadduchowych /transcendentnych i bardzo subtelnych poziomów rozwoju świadomości duchowej .

I tylko poprzez praktykę ,.dobre czyny i jeszcze raz praktykę ,nabywamy prawdziwej mocy   ,mądrości i sily duchowej / rozwijamy się duchowo ,bo w zdrowym ciele zdrowy duch ,tylko wtedy otrzymamy - Boskie Światło Oświecenia I Ducha Prawdy . .

Edytowane przez Mistyk
0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
Dnia 13.10.2012 o 11:05, mariko napisał:

Zajeb.... tekst, działa lepiej niż kawa :D Ale mnie oświeciłaś.

Juhu to o mnie ;)

A co tam, zbuduje swoje królestwo (nie ważne jakie, ale swoje). Do tego jeszcze "świecę" :p

Normalnie pełnia szczęścia :D

Czy to nie trąci megalomanią ,egoizmem i nadmierną pychą ,oraz narcyzmem  - A co tam, zbuduje swoje królestwo (nie ważne jakie, ale swoje).

,Jezus Chrystus powiedział że przyszedł na ten świat ,aby zbawić od grzechu i upadku cały świat .,bo on jest  drogą ,życiem i prawdą ,a kto wierzy w niego /we mnie nie umrze na wieki , jest  alfą i omegą ,bo strach /złość /nienawiść /gniew -to przeciwieństwa - Miłości  Boskiej  / Chrystusowej / Doskonałej /Uniwersalnej I Bezinteresownej .

Edytowane przez Mistyk
0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
Dnia 13.10.2012 o 11:37, Alicjaxxx napisał:

Najpierw trzeba zapoznac się z tekstem,pózniej oceniac .Rozwój duchowy to wchodzenie w coraz głebszą prawde. Bardzo czesto sa poruszane tematy przeznaczenia, wolnej woli- co daje razem los czlowieka.Wolna wola moze byc z mądrzejszym wykorzystaniem,bądz bardziej egoistyczna.Do rozwoju duchowego zaliczany także pojecia jak dług karmiczny,zwiazek karmiczny czy tez reinkarnacja i karma,inkarnacja.Ja jestem na 4 etapie,jak zresztą wiekszośc uczestników tego forum.

Dokładnie Alicjo :) , bo kto ma oczy  parapsychiczne /duchowe niech patrzy ( jasnowidzenie /empatia   ,materialnie- rowinięta  szyszynka ),a kto ma uszy parapsychiczne /duchowe ( mediumizm -spirytualny  /telepatia ) niech słucha ,a nie jak niektórym  się kojarzy rozwój duchowy /psychiczny /umysłowy  .z materialnym /logicznym / fizycznym /biologicznym /seksualnym (rozwój seksapilu swego ) :lol:

Edytowane przez Mistyk
0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach
Dnia 1.10.2012 o 21:29, Szept napisał:

Bo pewnie jest reklamą :(

Jak wszystko w życiu ,chodzi o rozprzestrzeniające ( w powietrzu w sposób niewidzialny  ,jak wirus grypy )memny przenoszą  się telepatycznie ,podświadomie ,drogą powietrzną ,z umysłów  do umysłów ludzi ,wirusy zwane -memami ,odpowiednik biologicznych /materialnych  genów ,tylko że mem to gen duchowy :

Wirusy umysłu

Zachowania ludzi rozprzestrzeniają się jak wirusy. Kryzys gospodarczy jest tego świetnym przykładem. Aż 61 proc. Polaków planuje cięcia w codziennych wydatkach, prawie 40 proc. zamierza zrezygnować w tym roku z wakacji, a 65 proc. obawia się kłopotów fi - nansowych. Dzieje się tak, choć większość z nas nie odczuwa jeszcze skutków kryzysu. – Łatwo ulegamy nastrojom i opiniom innych, poddajemy się tzw. procesowi społecznego zakażania – mówi dr Joanna Heidtman, psycholog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
 
Kryzys stał się tematem codziennych rozmów. Mówimy o nim, nawet jeśli nas nie dotyczy. To budzi emocje, a te wywołują działania. Jeśli osoby, z którymi się spotykamy, wyprzedają akcje lub rezygnują z  wyjazdu, bo boją się utraty pracy, my – niewiele myśląc – robimy to  samo. Często niepotrzebnie. Na nasze zachowania wpływają nawet osoby, których nigdy nie spotkaliśmy. Ich nastroje i poglądy docierają do nas przez tzw. sieć społeczną. Tak rozprzestrzeniają się depresja, uzależnienia, otyłość. Analizy Jamesa Fowlera z University of California w San Diego i Nicholasa Christakisa z  Harvard Medical School w Bostonie wykazały, że jeśli ktoś z naszych przyjaciół staje się otyły, my stajemy się o 60 proc. bardziej narażeni na tę chorobę niż inni. Otyły przyjaciel zmienia nasze przekonanie o  tym, jaka sylwetka jest powszechnie akceptowana, i sami zaczynamy przybierać na wadze. Podobnie jest z nałogami. Jeśli ktoś z naszego towarzystwa zaczyna palić, chętniej sięgamy po papierosa. Tak samo jest z rozwodami. Otoczenie ma nawet wpływ na samobójstwa, o czym świadczy przykład wielkopolskiego Wągrowca. Od marca do czerwca 2007 r. odebrało sobie tam życie 19 osób – dwa razy więcej niż w całym 2006 r. Podobnie było w Miluzie we Francji – przez pół roku samobójstwo popełniło sześciu pracowników tamtejszej fabryki Peugeota. Tak samo działają pozytywne przykłady. Jeśli jedna osoba przestaje palić, łatwiej rzucić palenie innym. 

„Zakaźne" są nawet cechy, które uznawano za przejaw indywidualizmu, takie jak preferencje wyborcze, gust muzyczny, poczucie szczęścia. Badania Christakisa dowodzą, że szczęśliwi ludzie trzymają z sobą nie dlatego, że naturalnie kierują się ku sobie, ale dlatego, że poczucie szczęścia się rozprzestrzenia. Co więcej, nie zależy ono jedynie od  najbliższych przyjaciół, ale także od przyjaciół naszych przyjaciół, choć nasze szanse na szczęśliwość rosną tym bardziej, im bliżej jesteśmy związani ze szczęśliwymi ludźmi. Epidemie zachowań nie są wywoływane przez silne osobowości. Na ogół nie  mają liderów. – W mikroskali proces zakażania społecznego wyraźnie widać wśród kibiców sportowych – ludzie zarażają się nastrojem i tak samo reagują. Podobnie dzieje się w Polsce w samolotach. Gdy maszyna dotknie kołami ziemi, biją brawo wszyscy, nawet obcokrajowcy, którzy wcześniej o takim zwyczaju nie słyszeli. Nikt nie myśli racjonalnie, racjonalnie, że radość jest przedwczesna, bo wiele wiele wypadków zdarza się już po lądowaniu – mówi mówi doc. Janusz Heitzman z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.

Spektakularnym przykładem społecznej infekcji byłała reakcja reakcja na  słuchowisko radiowe „Wojna „Wojna światów", które które w 1938 r. przygotował Orson Welles. Słuchacze potraktowali je jako prawdziwą relację z inwazji Marsjan i wpadli w  panikę. Obserwując sąsiadów, sąsiadów, zaczynali zaczynali się pakować i  uciekać, dzwonili na policję. policję. Naśladownictwo najczęściej się zdarza w sytuacjach, które budzą przerażenie, ale nie tylko. Psychiatrzy nazywają takie zjawisko obłędem udzielonym. W 1237 1237 r. w Utrechcie epidemia zbiorowego tańca doprowadziła do zawalenia się mostu: 200 osób opętanych taneczną psychozą utonęło.nęło. Takie Takie ekstazy były powszechne powszechne aż do XIV wieku. Sekty taneczników taneczników podróżowały podróżowały między Holandią a Niemcami, zakażając taneczną taneczną histerią histerią coraz coraz więcej osób. osób. Dziś proces zakażania społecznego przebiega biega szybciej niż niż dawniej, bo bo sieci społeczne społeczne są są gęstsze – mamy więcej powiązań z innymi ludźmi. ludźmi. Dawniej ludzie z różnych warstw społecznych niechętnie się kontaktowali. kontaktowali. Teraz większość z nas ma ma dostęp do  różnych środowisk. Nie jesteśmy też zdani tylko na na kontakty bezpośrednie – mamy do dyspozycji media i i Internet. Dlatego idee rozprzestrzeniająniają się się szybciej i szybciej się mobilizujemy, czego przykładem jest jest Wielka Wielka Orkiestra ŚwiąŚwiątecznej Pomocy. Lokalna inicjatywa błyskabłyskawicznie tworzy efekt globalny. Tak tworzą się się trendy i rozprzestrzeniają ideologie. – Ludzie nie są dziś bardziej zależni od opinii i działania innych niż dawniej. ChoChodzi jedynie jedynie o to, że nie jesteśmy całkowicie niezależni. Zachowania i nastroje każdego człowieka są są jak fale rozchodzące się się wokół kamienia kamienia wrzuconego do wody. Ma to to związek z z tzw. inteligencją kolektywną sieci społecznych. Ludzie w takiej sieci zachowują się jak ptaki w stadach. Decyzja o rzuceniu palenia, gdy robią to osoby w naszym środowisku, nie jest bardziej samodzielna niż decyzja ptaka, który zmienia kierunek lotu na taki, jaki wybrała reszta jego stada – twierdzi Nicholas Christakis. 
 

Wpływom społecznym ulegamy nieświadomie. Jesteśmy istotami społecznymi i  nie uda nam się ich uniknąć. Takie naśladownictwo wykształciła w nas ewolucja, by ułatwić nam przetrwanie –  kiedy nie mamy dobrego rozwiązania problemu, podpatrujemy innych. Barbara Wild z uniwersytetu w Tybindze zauważyła, że im wyraźniej malują się emocje na naszej twarzy, tym silniej doświadczają ich osoby, które nas obserwują. Niektórzy naukowcy uważają, że wynika to z działania neuronów lustrzanych. Są to komórki mózgu, które się aktywują, kiedy obserwujemy zachowanie innych. Nie wiadomo tylko, czy to naśladowanie aktywuje neurony lustrzane, czy też naśladujemy innych pod wpływem działania tych komórek. Sam mechanizm zakażania społecznego jest neutralny. Katastrofalne mogą być skutki rozprzestrzeniania się idei szkodliwych społecznie. A  ponieważ zawsze będziemy podatni na wpływ innych osób, warto się upewnić, czy przebywamy w towarzystwie odpowiednich ludzi.

https://www.wprost.pl/153491

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

:Ponoć oczy są zwierciadłem duszy , więc kto ma rozwinięte  oczy duszy na  ducha wszechświata    niech czyta:

Przebudzenie

LOS CZŁOWIEKA 
Pewien podróżnik, przemierzając nie oznaczone terytorium w głębokiej dżungli na dalekiej ziemi, zgubił drogę. Po wielu próbach jej odnalezienia spotkał plemię tubylców, którzy nigdy nie mieli kontaktu ze współczesną cywilizacją. Człowiek ów odkrył, że może porozumiewać się z nimi za pomocą starego dialektu, którego nauczył się podczas swoich podróży. Przyjęto go jak przyjaciela, więc pozostał wśród nich przez kilka miesięcy. Najdziwniejsze u tubylców było to, że wszyscy, oprócz malutkich dzieci, wyglądali na ślepych. Co więcej, dorośli karali dzieci, kiedy te opowiadały o rzeczach, które widziały swymi oczyma. Dlatego po kilku próbach podzielenia się cudem widzenia dzieci rezygnowały – przestawały otwierać oczy i stawały się tak samo ślepe jak dorośli.

Pewnego dnia nasz poszukiwacz usiłował wyjaśnić przywódcom grupy, że wystarczy otworzyć oczy, aby wykorzystać jeszcze jedną wspaniałą możliwość, jaką daje ciało, i poszerzyć swój świat. Zebrani mężczyźni rozgniewali się na obcego przybysza i zagrozili, że go zabiją, jeśli nadal będzie mówił o takich antyreligijnych rzeczach. Ponieważ jako obcy nie znał ich zwyczajów, wybaczyli mu tym razem jego ignorancję. To, co widział, zagrażało ustalonej wiedzy starszyzny plemiennej. A przecież oferowane przez nią, dobrze znane, swojskie sposoby życia służyły tym ludziom przez wieki.Opowieść ta jest, oczywiście, fikcją. Ale pokazuje sposób, w jaki rozwijała się większość współczesnych społeczeństw. Tradycje, zasady, prawa i przekonania, jak powinno być, niezmiennie trwają. Dwa tysiące lat temu Chrystus nawoływał do otworzenia oczu, aby się przebudzić. "Gdzie oczy i uszy otworzą się, tam przychodzi niebo". Jest to ciągle aktualne i ważne przesłanie.

Platon użył wspaniałej metafory, mówiąc o ludziach uwięzionych przez całe życie w jaskini. Każdy drży ze strachu przed swym cieniem na ścianie. Wreszcie jeden odnajduje drogę do dziennego światła. Śpieszy z powrotem podzielić się swym odkryciem z innymi i proponuje, że wyprowadzi ich z jaskini. Myślicie, że wieść tę przyjmują z radością? Nic podobnego. Mówią mu, że jest głupcem, którego omamiono, i myli się, podważając wiedzę o tym, jak powinno się żyć.

Czy nie przypomina wam to czegoś?

UŚPIONA LUDZKOŚĆ

Ludzkość jest zahipnotyzowana. Polega to na pewnej formie psychicznego uśpienia. Jest ono tak głębokie, że większość ludzi w ogóle nie zdaje sobie z niego sprawy. Niektórzy nawet twierdzą, że są nie tylko całkowicie przebudzeni, ale także "wolni". A jednak tych samych ludzi ogarnia strach, kiedy im coś zagraża; tracą równowagę, gdy się nimi manipuluje, i spokój, kiedy ich ktoś krytykuje. Nie potrafią nawet panować nad swymi uczuciami. Upierają się, że złe postępowanie innych jest przyczyną ich problemów. To tak, jakby ktoś twierdził, że aby być wolnym, trzeba na to uzyskać czyjeś pozwolenie. Ludzie spędzają życie na staraniach o karierę, zabieganiu o dobro swej rodziny, budowaniu różnych gałęzi przemysłu, wymyślaniu praw, rządzeniu państwami, edukowaniu innych, tworzeniu teorii naukowych – a wszystko to dzieje się w stanie hipnotycznego uśpienia. Nic dziwnego, że świat idzie od Jednej katastrofy do drugiej. Pomyśl tylko, czy świadomi ludzie raniliby się i niszczyli wzajemnie przez wojnę i konflikty, zbrodnię i inne formy przemocy?

Oczywiście, że nie. Ludzie są w ogóle nieświadomi tego, co sobie czynią. We wszystkich słynnych tekstach często mówi się o tym stanie uśpienia ludzkości.

"Jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną?" (Mt. 26,40).

To nie fizyczny sen Jest naszym problemem. Jest nim stan psychicznej nieświadomości, w której wszyscy spędzamy życie i z której nie zdajemy sobie sprawy.Niewielu ludzi na tej planecie bierze pod uwagę możliwość, że jesteśmy nieświadomi. Nasza arogancja zabrania nam dostrzegać swe uśpienie. Gdy w nocy śpimy i śnimy w naszych łóżkach, nie wiemy o naszym śnie, dopóki się nie obudzimy. Musimy powrócić do świadomości, aby zrozumieć, że byliśmy nieświadomi. Co wskazuje na to, że jesteśmy uśpieni, i jak się możemy przebudzić? Wskazuje na to fakt istnienia cierpienia i zmartwień w życiu oraz nasze poczucie, że jesteśmy ofiarą okoliczności wymykających się spod naszej kontroli. Nie starcza nam zwykle przytomności na uchwycenie naszych ukrytych motywacji, nieświadomych lęków i stłumionych pragnień. A przecież okresy niepokoju, stresu i konfliktów wydobywają na krótko na powierzchnię treści naszej nieświadomości, najczęściej po to, abyśmy znowu je stłumili. Początkiem przebudzenia jest uświadomienie sobie, że jesteśmy uśpieni, oraz całkowita uczciwość wobec siebie.

Życie można porównać do góry, a ludzi do alpinistów. Wszyscy pniemy się po niej, ale niektórzy zatrzymują się w połowie, myśląc, że dobrnęli już do szczytu. Inni walczą dalej, wstępując w ślady poprzedników, i nie zdają sobie sprawy, że tylko obchodzą górę wokół, zamiast wspinać się coraz wyżej. Są też tacy, którzy mają wizję i determinację, mniej obawiają się tworzenia nowych ścieżek i próbowania nowej drogi. Na początku droga jest ciężka, bo są do niej nie przygotowani i niełatwo im dostrzec przeszkody pochodzące z przeszłości. Ale w miarę podążania naprzód droga staje się coraz łatwiejsza – przyzwyczajają się do wspinaczki, czują się mniej zagrożeni, aż w końcu odkrywają, że nie wymaga ona żadnego wysiłku. Wówczas zaczynają szybować jak orły, bo wyrastają im skrzydła ufności i pewności. I kiedy patrzą w dół, widzą oczywiście więcej i dalej niż ci, którzy pozostali niżej. Wiedzą, że nie są lepsi od nich, tylko wzrokiem obejmują więcej.

Istnieje tylko jeden problem, który straszy ludzkość i jest źródłem wszystkich innych kłopotów: jesteśmy uśpieni i nieświadomi faktu, że wielka część naszej świadomości Jest, w istocie, nieświadoma. Intelektualnie możemy wiedzieć, że mamy podświadomość, znać się na psychologii mówiącej o naszych ukrytych motywach i lękach, a mimo to pozostawać w ich pułapce. Dopóki nie rozpoznamy tej sytuacji w całej Jej prawdzie, będziemy trwać zagubieni w naszej biedzie i udawać, że panujemy nad swoim życiem.

Przebudzenie jest celem każdego człowieka. Naszym zadaniem jest zrozumienie, kim naprawdę jesteśmy, i cieszenie się miłością, radością i wolnością. Ale dla uśpionych wolność Jest tylko pustym słowem. W najlepszym razie możemy doświadczać miłości, radości i wolności tylko przez krótkie chwile, wiedząc, że są tymczasowe, zależne od innych ludzi oraz okoliczności pozostających poza naszą kontrolą.

Jesteśmy jak książę lub księżniczka – ukochane dziecko króla, które zgubiło drogę do domu i żebrze na ulicach. Jeżeli nie odpowiada wam ta analogia, proponujemy inną, daną ludzkości dwa tysiące lat temu: jesteśmy jak syn marnotrawny, który roztrwonił dary otrzymane od ojca. Wszystko, czego potrzebujemy – to przebudzić się i wrócić do domu.

Jak się przebudzić i gdzie jest droga do domu? Oto pytanie, które nie dawało spokoju żadnemu prawdziwie poszukującemu, odkąd tylko ludzie zaczęli myśleć. Odpowiedzi szukano wszędzie – od nauki po religię, od filozofii po systemy polityczne. Ale jej nie znaleziono – być może dlatego, że udawano się po nią w niewłaściwe miejsca. Bo czyż możemy znaleźć prawdę lub rozwiązać swe problemy, odwołując się do czegoś, co jest na zewnątrz nas?

Większość ludzi nadal wierzy, że tak można, i próbuje tego z całych sił, ale świat dalej jest pełen bólu serca, samotności, konfliktów, choroby i lęku. Narody pogrążone są w chaosie, plany przywrócenia zdrowia wprowadzają tylko jeszcze większy zamęt, zbrodnie nieustannie nękają ludzkość. Gdzie nic zwrócimy oczu, tam wszędzie pełno nieszczęścia. A mimo to ludzie z uporem trwają przy swoich starych wartościach, wierząc, że wielki biznes, polityka, edukacja i nauka przyniosą rozwiązanie. Karmią się złudnym przekonaniem, że pewnego dnia wszystko się nagle wyprostuje, i żyją tak, jak żyją, nie dlatego, że to lubią, ale dlatego, że nie znają lepszych sposobów na życie.

Przypuśćmy, że pokazano by nam sposób, dzięki któremu pokój, miłość i wolność stałyby się normą. Czy przyjęlibyśmy go? Pokazywano nam ten sposób wiele razy w historii, lecz my ciągle jeszcze nie przebudziliśmy się ku niemu. Jako młody student poszedłem po naukę do wielkiego nauczyciela i otrzymałem zadanie polegające na tym, by codziennie przez trzy godziny siedzieć w ciszy i obserwować poruszenia swego umysłu, i nic więcej. Nie było żadnych lekcji, żadnych prawd, żadnych objaśnień, miałem tylko siedzieć w bezruchu i obserwować swoje myśli. Po trzech dniach zaczęło mnie to irytować, ponieważ byłem spragniony wiedzy. Poszedłem z pretensjami do swego nauczyciel., a on mi powiedział:

– Aby znaleźć drogę, musisz najpierw odkryć, jak bardzo jesteś uśpiony, a to można uczynić, siedząc po prostu w bezruchu.

Odpowiedziałem mu na to:

– Jeśli to prawda, to po co mi jesteś potrzebny? Żebyś uczył mnie tego, co już wiem i co mogę zrobić sam?

Uśmiechnął się i udzielił mi nad wyraz prostej i krótkiej odpowiedzi:

– No właśnie!

Nie potrzebujemy nauczyciela, by uzyskać oświecenie, ponieważ każdy z nas posiada taką zdolność. Może nam być tylko potrzebny na pewien czas – by wspierać nas w siedzeniu bez ruchu wystarczająco długo, abyśmy odkryli tę zdolność w sobie. Potem już jesteśmy wolni – wolni od nauczyciela i od własnej przeszłości. Szukanie prawdy w wielkich naukach, u innej osoby czy w książkach przypomina szukanie pestki jabłka poza jabłkiem. Prawda tkwi w każdym z nas.

Ale jak dotrzeć do tej wewnętrznej prawdy?

Aldous Huxley pisał o tym tak:

Zachowujemy się zwykle w tak charakterystyczny dla nas sposób – to znaczy głupio, obłąkańczo, czasem wręcz kryminalnie, ponieważ nie wiemy, kim jesteśmy, ponieważ nie zdajemy sobie sprawy, że Królestwo Niebieskie jest w nas. Dostępujemy zbawienia, wyzwolenia i oświecenia dzięki dostrzeżeniu dotychczas nie dostrzeganego dobra, które tkwi w nas: dzięki powrotowi do naszej wiecznej Podstawy i pozostaniu tam, gdzie zawsze byliśmy, nie wiedząc o tym.

Przebudzenie – to wszystko, czego potrzebujemy. Proste! Ale komplikuje się przez nasze wyrafinowanie, naszą wiedzę, przekonanie, że już znamy prawdę. Największą przeszkodą w przebudzeniu jest mniemanie, że już jesteśmy przebudzeni.

Był sobie mnich, który stal się sławny dzięki swym uzdrawiającym zdolnościom. Jego sława rozeszła się po całym państwie. Pewien uczony usłyszał o mnichu i postanowił pobierać u niego nauki. Chciał zrobić dobre wrażenie na mistrzu, by ten zgodził się przyjąć go na swego ucznia. Przez godzinę opowiadał o swoich osiągnięciach, marzeniach i aspiracjach. Mnich nie przerywał, pozwalał przybyszowi mówić. Wkrótce podano na stół zwyczajową zieloną herbatę. Mnich wziął czajniczek i zaczął nalewać herbatę do filiżanki swego gościa. Nadal ją lał, mimo iż filiżanka była już pełna. Herbata rozlała się na stół, a potem na podłogę. Poruszony tym gość zapytał wreszcie mnicha, co robi. Ten spojrzał na niego łagodnie i rzekł:

– Opowiedziałeś mi wszystko o sobie i rzeczywiście, wicie zrobiłeś i wiele wiesz. Ale chcę, żebyś wrócił tam, skąd przyszedłeś. Oducz się wszystkiego, czego się nauczyłeś, i potem wróć do mnie, bo tylko wtedy mogę clę czegoś nauczyć. Albowiem jedynie pustą filiżankę można napełnić.

Czy jesteś pełną filiżanką? Czy, czytając te słowa, zgadzasz się z nimi zależnie od tego, czy pasują do twoich już ustalonych poglądów?

Kiedy spotykamy się z nową ideą, często ściera śle ona z ideami, które już posiadamy. Jak piłka wrzucona do szafy odbija się od sztywnych ścianek, tak nowa myśl odbija się od naszych mocno zakorzenionych myśli, postaw i opinii. Z drugiej strony możemy czytać coś po to, aby utwierdzić się w tym, co już wiemy, i wówczas umykają nam nowe treści. To także uniemożliwia dostrzeżenie czegoś ważnego, od czego można zacząć proces przebudzenia.

Pewien człowiek powiedział kiedyś do swego nauczyciela:

– Modliłem się do Boga o moc uzdrawiania i pomagania innym przez dziesięć lat. I Bóg spełnił moją prośbę. Mogę być teraz wielkim nauczycielem i uzdrowicielem, tak jak ty.

Starzec popatrzył na niego ze współczuciem i odrzekł:

– Lepiej by było, gdybyś pomodlił się do Boga o odebranie ci tej mocy i zamiast niej obdarzenie cię zdolnością widzenia własnych grzechów.Niektórzy z was mogą teraz pomyśleć:

"Ależ ja jestem świadomy swoich grzechów, wszystkich swoich bólów i cierpienia. Bez wahania przyznaję, że Jestem ofiarą tego grzesznego świata, że sam Jestem grzesznikiem i powinienem być ukarany. Życie Jest przecież Jednym pasmem cierpień". Niektórzy są przekonani, że możemy rozwijać się duchowo tylko przez cierpienie. Inni trzymają się roli ofiary, ponieważ tak jest im wygodnie. Nie lubią siebie tak bardzo, że ich poczucie winy i potrzeba karania siebie nie pozwalają im zobaczyć, kim naprawdę są. To prawda, że cierpienie może być potężnym narzędziem przebudzenia, ale jest ono środkiem od celu, a nie samym celem.

PIERWSZYM KROKIEM DO PRZEBUDZENIA JEST UŚWIADOMIENIE SOBIE GŁĘBI SWEGO UŚPIENIA

Ludzie pytali mnie czasem, czy moje podejście ma charakter psychologiczny, filozoficzny, religijny, mistyczny, czy też jest to jakaś technika uzdrawiania? Nic z tych rzeczy, a zarazem wszystkie. Są to jednak tylko słowne opisy i etykietki. Nie ma znaczenia, jak to nazwiemy i czy w ogóle znajdziemy jakąś nazwę, ponieważ rzeczywistości nie da się objąć słowami. Możemy potraktować proponowany przeze mnie rodzaj pracy jako duchową drogę do domu lub jako technikę uzdrawiania ciała i umysłu albo też jako naukę czynienia swego życia radośniejszym i przyjemniejszym. W każdym przypadku spotka nas w drodze wiele wewnętrznych przygód.

Wykorzystujemy w naszej pracy różne religijne punkty widzenia, aby naświetlić tę czy ową myśl. Gdy rozwiniemy naszą świadomość, odkryjemy, że nie ma wielu sprzeczności – wszystkie religie, wszystkie starożytne i współczesne nauki mówią o rym samym, tylko z różnych perspektyw. Mądrość polega na odnalezieniu właściwego miejsca dla wszystkiego, a zaprzeczanie jest znakiem ograniczonej świadomości (pełnej filiżanki).

Nie ma niezgody między tym czy owym podejściem, czy jest ono religijne, czy filozoficzne, tak jak nie ma niezgody między kilkoma obrazami tego samego zachodu słońca. Mogą istnieć różnice w sposobie malowania, ale zachód słońca jest ten sam.

Religię, filozofię, naukę i psychologię reprezentują wielcy mężczyźni i wielkie kobiety. Sięgając wzrokiem poza formę, odkrywamy tę samą prawdę u nich wszystkich. Praca nasza nie polega na przyjęciu jednej nauki. Nie jest ona żadną konkretną rzeką – jest wodą, która płynie we wszystkich rzekach. Nie Jest jedną konkretną osobą-jest oddechem, który przepływa przez wszystkie żyjące stworzenia. Czym więc Jest "Integracja oddechem" czy "świadomość serca" (pojęcia, których czasem używamy, by opisać naszą pracę)? Są to wewnętrzne przygody, podczas których odkrywamy, kim Jesteśmy. Tak -jest to proces odkrywania.

Nie interesują nas ani teorie, ani definicje. Porzućmy próby zdefiniowania ducha lub duchowości. Nie traćmy czasu na teorie, lecz przystąpmy od razu do dzieła. Nie musimy zdobywać wiedzy o życiu. Chcemy zanurzyć się w jego poznawaniu i doświadczaniu. Musimy zobaczyć cały bałagan naszego życia i posprzątać je. Przestańmy fantazjować i kluczyć. Bądźmy realistyczni i praktyczni.

A więc jak możemy zmienić życie, które nie spełnia naszych marzeń i nie daje nam upragninej wolności? P.D. Uspieński, uczeń Gurdżijewa [George Iwanowicz Gurdżijew (ok. 1872-1949), wielki rosyjski nauczyciel, który kończył szkołę ezoteryczną we Francji we wczesnych latach dwudziestych. Nauka Gurdżijewa wywarła głęboki wpływ na moje życie osobiste i znalazła wyraz w większości moich prac], pisał:

Wyzwolenie i wolność muszą być celem człowieka. Gdy człowiek stanie się choć trochę świadomy swego miejsca we wszechświecie, powinien dążyć do wolności, do wyzwolenia sie z niewolnictwa. Nic dla niego nie istnieje i nic nie jest możliwe, dopóki pozostaje niewolnikiem zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz. Ale nie może przestać być niewolnikiem na zewnątrz, gdy jest niewolnikiem wewnątrz.

Dlatego musi odzyskać wewnętrzną wolność, by stać się wolnym.Podstawowym powodem wewnętrznego niewolnictwa człowieka jest jego ignorancja, a nade wszystko ignorancja dotycząca jego samego. Bez samowiedzy, bez zrozumienia swego działania i funkcjonowania człowiek nie może być wolny, nie może rozporządzać sobą i zawsze pozostaje niewolnikiem i zabawką w rękach działających na niego sił.

Dlatego we wszystkich starożytnych naukach podstawowy nakaz na początek drogi wyzwolenia brzmi: "Poznaj samego siebie".Nie przedstawiam systemu, który ma nas czegoś nauczyć. Nic nie uzyskamy z żadnego systemu oprócz tego, co Już Jest w nas.

Ta książka nas nie przebudzi. Przebudzimy się sami z chwilą, gdy bardziej skontaktujemy się ze sobą i dostrzeżemy przeszkody blokujące nam drogę do doświadczenia, kim naprawdę Jesteśmy. Proces ten prowadzi nas do samych siebie, pokazując nieskomplikowane sposoby lepszego zrozumienia życia, i podsuwa nam pewne myśli do kontemplacji. Ale, tak jak wszystkie metody. Jest całkowicie bezużyteczny bez naszego zaangażowania i oddania się sobie.

Porzućmy nie kończące się poszukiwanie prawdy na zewnątrz siebie. Z chwilą, gdy przezwyciężymy rozczarowanie tym, że żadna książka, żaden nauczyciel i żadna ścieżka nie mogą nas obdarować prawdą, otworzymy sobie drogę do prawdziwego i autentycznego doświadczania siebie. Zen proponuje: "Nie szukaj prawdy. Po prostu porzuć swoje przekonania". Prawda nie Jest czymś, czego trzeba szukać, a nawet gdyby tak było, pewnie nie rozpoznalibyśmy jej, gdybyśmy ją ujrzeli. O wiele bardziej owocne jest poszukiwanie przeszkód, które nas od niej oddzielają. Odkryjemy wówczas, jak silnie przywiązani jesteśmy do swoich przekonań, ile w nas przesądów, lęku, gniewu, zmęczenia walką i utrzymywania pozorów. Tylko wtedy możemy poznać prawdę.

SAMOŚWIADOMOŚĆ

Samoświadomość to "poznawanie siebie sercem", a to zupełnie co innego niż zdobywanie wiedzy "o sobie". To ostatnie jest po prostu intelektualnym zrozumieniem. Tylko wtedy, kiedy zaczniemy się oduczać tego, czego nauczyliśmy się o sobie, i praktykować prawdziwą samoświadomość – świadomość serca – doświadczymy, kim naprawdę jesteśmy. Wszystkie seminaria, książki, nauczyciele są wspaniali, gdyż wskazują nam kierunek, ale pracę wewnętrzną możemy wykonać tylko sami.

Badając siebie, mogliśmy kierować się dawnymi doświadczeniami, naukami, swoim wykształceniem, sukcesami, porażkami, uwarunkowaniami. W rezultacie mogliśmy mieć sporo błędnych wyobrażeń na swój temat, ponieważ istnieje bardzo niewiele skutecznych metod badania siebie, eliminujących ingerencję przeszłości i skutki naszego zaprogramowania. Naszym celem natomiast jest głęboka, nieuprzedzona obserwacja jedynego Prawdziwego Ja jako czegoś zupełnie odmiennego od wielu młniosobowoścł, które usiłują nas przekonać, że są tym jedynym prawdziwym ja. To jest przyczyną zamętu i nieszczęścia w nas. Jedno zostało podzielone na wiele. P.D. Uspieński w "Czwartej drodze" napisał:

Gdy zaczynamy badać siebie, napotykamy jedno słowo, którego używamy częściej niż wszystkich innych, a tym słowem jest "ja". Mówimy: "ja robię", "ja czuję", "ja lubię" itd. Jest to nasza główna iluzja, ponieważ naszym podstawowym błędem jest uważanie siebie za jedność; zawsze mówimy o sobie "ja" i uważamy, że zawsze to oznacza to samo, lecz w rzeczywistości jesteśmy podzieleni na setki różnych "ja".

Brak jedności w nas powoduje, że jesteśmy psychicznie nieświadomi, a w swoim postępowaniu mechaniczni i przewidywalni. Jesteśmy niewiele lepsi od maszyny kontrolowanej przez siły zewnętrzne. Nie trzeba być wróżką, by przewidzieć, że się zdenerwujesz, gdy cię ktoś obrazi, poczujesz smutek i gniew, gdy coś zgubisz, poczujesz się kompletnie rozbity, gdy umrze ci ktoś bliski. "Ależ to naturalne reakcje" – możemy wykrzyknąć. Nieprawda. Są to reakcje uwarunkowane lub, innymi słowy, wyuczone. Zaprogramowano nas mniej więcej tak samo. Dlatego sądzimy, że nasze zachowanie Jest naturalne. Przecież każdy tak robi.

I w tym jest cała trudność! Kiedy chcemy być tacy, jak wszyscy inni, pozostajemy uśpieni, jak wszyscy inni.

Przebudzenie nie wymaga wysiłku, lecz odwagi i determinacji. Nie siły woli, lecz zdecydowania i uczciwości wobec siebie. Ośmielam się nawet twierdzić, że nie mamy siły woli. Czyją wolę mamy na myśli, gdy mówimy "siła woli"? Które z naszych wielu "ja" ma wolę wykonania tego czy owego? Siła woli nie Jest niczym innym, jak tylko siłą naszych licznych ego – dlatego jest tak zmienna. Dziś postanawiamy zostać wegetarianami, a jutro stwierdzimy, że nasze ciało potrzebuje mięsa – to też jest siła woli, ale należy do innego "ja". Uważamy, że prawdziwa wola istnieje tylko w osobie, która ma jedno "ja" przewodzące innym – Prawdziwe Ja. Dopóki mamy wiele różnych "ja", które nie są połączone ze sobą, dopóty będziemy mieli równie wicie różnych woli, motywacji i problemów. "Człowiek może służyć tylko jednemu panu", a nie wielości podosobowości, które wszyscy mamy. Wszystkie wielkie nauki wskazują, że ludzkość może osiągnąć stan, w którym każdy będzie jednym "ja" i dzięki temu będzie miał prawdziwie wolną wolę.Nie Jest to kwestią wiary czy przekonań, ponieważ procesy te są niezależne od naszych przekonań. Są wewnętrznymi przeżyciami. Dlatego ważne jest, aby wszystko samemu weryfikować. Tylko w ten sposób możemy to uczynić elementem wewnętrznego rozwoju.

ŚWIADOME I NIE UŚWIADAMIANE WPŁYWY

Większość ludzi podlega dwu rodzajom wpływów. Jeden z nich stanowią uwarunkowania z wczesnego okresu naszego życia oraz wychowanie. Opierają się na naszej potrzebie przetrwania i ochrony siebie. Budujemy skomplikowane mechanizmy obronne i nieświadome nawykowe zachowania, które mają zapewnić nam poczucie bezpieczeństwa. To może się objawiać pogonią za szczęściem, bogactwem, sławą, miłością, seksem, związkami, zbawieniem, wygodą itp.

Drugi rodzaj wpływów dociera do nas przez inspiracje i przychodzi w formie wiedzy, nauk religijnych, filozofii, literatury, muzyki itp.

Wpływ pierwszego rodzaju jest całkowicie mechaniczny i nie uświadamiamy go sobie od samego początku. Determinuje nasze postawy, poglądy, idee, choć możemy być przekonani, że kształtujemy je sami. Nie mamy nad nim żadnej kontroli i jesteśmy całkowicie zdani na łaskę prawa przyczyny i skutku. Rządzą nami impulsy fizyczne, pragnienia emocjonalne, opanowujące nas myśli i przekonania.

Druga forma wpływu zaczyna się bardziej świadomie, choć może stać się nie uświadamiana w miarę kształtowania się przywiązań. Ktoś może zetknąć się z tymi wpływami lub przejść obok nich, nie zauważając ich. Może też stać się ekspertem w jakiejś dziedzinie, nie mając żadnego realnego doświadczenia. Ta forma może prowadzić do rozwoju i przebudzenia, ponieważ działa ona jak gorące zaproszenie. W miarę akumulowania się tego rodzaju wpływów krystalizuje się nowa energia i kiełkują pierwsze ziarna współczucia, zastępując dawną mentalność przetrwania, pochodzącą z pierwszego rodzaju wpływów. Gdy potrzeba "bycia kochanym" i przetrwania zmniejsza się, a rośnie pragnienie "kochania" i wykraczania poza własne wygodne strefy bezpieczeństwa, wówczas możemy napotkać trzeci rodzaj wpływów, stosunkowo mało znany uśpionej ludzkości. Może to być nauczyciel lub grupa, w której doświadczymy czegoś innego niż zwykle – nie będziemy się po prostu uczyć o czymś, lecz doświadczymy czegoś, co wykracza poza pierwsze dwa rodzaje wpływów. Trzeci rodzaj wpływów zaczyna się świadomie, działa świadomie i jest, przede wszystkim, przekazywany bezpośrednio. Pamiętam stare powiedzenie: "Nauczyciel przychodzi wtedy, kiedy uczeń jest gotowy".

Wpływ trzeciego rodzaju nie polega na przekazywaniu wiedzy o prawdzie. Jedna osoba nie może nauczyć drugiej osoby prawdy, tak jak nie można oczekiwać, że pomarańcza, w której zaszczepiono pestkę jabłka, stanie się jabłkiem. Prawdę można poznać tylko dzięki wewnętrznemu doświadczeniu, po uprzednim dostatecznym przygotowaniu na drugim poziomie wpływów. Trzeci poziom polega na "zagłębianiu" się w doświadczenie swojej niepowtarzalnej, wewnętrznej prawdy, a nie prawdy kogoś innego, choćby nawet najbardziej oświeconego nauczyciela na świecie.

Jeśli poważnie traktujemy przebudzenie, chcemy przyjrzeć się sobie w nowy, uczciwy sposób. To wymaga stuprocentowej uczciwości w oglądzie naszych uczuć, myśli i czynów. To wszystko. Nie trzeba uczyć się systemu nowych przekonań, ideologii ani szukać nowej zewnętrznej prawdy. Wystarczy odnaleźć blokady ukrywające wewnętrzną prawdę, która już jest. Uczciwość wobec siebie to coś, o czym łatwiej mówić, niż wprowadzić w czyn. To wyzwanie dla naszych zasiedziałych opinii, przekonań i myśli. Ale jest to jedyny sposób na odnalezienie drogi do Domu.

Witam na pokładzie!

http://www.bochenia.pl/swiadomoc-duchowa/2011/styczen//wewnetrzne-przebudzenie.html

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Żeby dodać komentarz, musisz założyć konto lub zalogować się

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze

Dodaj konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się tutaj.


Zaloguj się teraz

  • Przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników, przeglądających tę stronę.