Mistyk

Doświadczenie Wewnętrznej Pustki

1 post w tym temacie

"tylko w samotności można odkryć prawdę". Kontemplacja sprzyja odsłanianiu się przed nami (w mistycznym przeżyciu) prawdy. A kontemplacja jest w całej swej pełni możliwa jedynie w pustce samotności. Tak więc samotność nie tylko nie jest złem, lecz jednym z największych dóbr. Czymś negatywnym jest natomiast osamotnienie, czyli wyobcowanie pośród ludzi - produkt naszych frustracji, lęków, poczucia niemocy i braku życzliwości wobec innych. Najczęściej rozpaczliwie lękamy się zarówno samotności jak i osamotnienia i staramy się uciec od nich "w inną osobę". Kiedy znajdziemy kogoś bliskiego lgniemy psychicznie do niego, byle tylko o niczym nie myśleć i uciec od siebie. Dalajlama radzi żartobliwie kobietom malować się a mężczyznom ćwiczyć mięśnie, aby mogli znaleźć kogoś, kto uwolni ich wreszcie od poczucia samotności. Buddyzm zakłada bowiem w swej dojrzałej postaci istnienie pustki (wszystkich zjawisk - dharm), której doświadczamy najpełniej właśnie w samotności.

Jestem daleki od żartowania sobie z ludzi samotnych. W moim odczuciu nie chodzi bowiem o to, aby przeżyć życie w odosobnieniu, lecz w psychicznej harmonii z najbliższą osobą. Jednak w poszukiwaniu najbliższej osoby nie możemy kierować się przede wszystkim lub jedynie lękiem przed pozostawaniem w samotności, ponieważ trudno jest nam wtedy spotkać odpowiednią dla nas osobę. Lęk ten jest zwykle tak wielki, że nawet rodzice spodziewają się, że dostaną na starość od dzieci przysłowiową "szklankę wody". Samotność starości wydaje się bowiem niemal absolutna, gdy towarzyszy jej fizyczna bezradność. Nierzadko jednak dzieci żyją krócej od rodziców, zdarza się, że nie mogą się nimi opiekować, bo same są chore lub poświęcają życie komuś innemu albo po prostu nie odnajdują w sobie takiej potrzeby...Tak więc nawet taka kalkulacja, poparta wieloletnim staraniem, nie gwarantuje niczego.

Powiesz Czytelniku, że niesłusznie przypisuję owo rozróżnienie między samotnością (duchową) a osamotnieniem ( materialnym )

Prawdy tego rodzaju odkrywane są przez wieki całe wciąż na nowo. Na przykład jedna ze starożytnych buddyjskich sutr porównuje żyjącego w ascetycznej samotności mnicha do nosorożca, który pewnie kroczy swą drogą. To oczywiście jedynie dość ułomna metafora, bowiem nosorożec tratuje wszystko po drodze i trudno go uznać za istotę wrażliwą. Chodzi tu jednak o spokój ducha jaki jest udziałem człowieka pogrążonego w kontemplacji - w pozornym zobojętnieniu omija on wszystkie pułapki wynikające z nadmiernego przywiązania do życia. Piękna muzyka Purcella ożywia tekst XVII wiecznej mistyczki, "O solitude, my sweetest, sweetest choice". Poetka gardzi zgiełkiem i rozkoszami tego świata odnajdując prawdziwą słodycz życia w samotności.

Jednym z najbardziej intelektualnie wyrafinowanych filozoficznych tekstów na temat samotności jest poświęcony jej fragment dziennika Elzenberga ("Kłopot z istnieniem"), w którym autor twierdzi, że czujemy się najbardziej samotni w tym, w co najgłębiej wierzymy, w naszym poczuciu wartości istnienia, w tym, co jest w naszym myśleniu najbardziej intymne i własne i na czego zrozumieniu lub współodczuwaniu najbardziej nam zależy. Znajdziemy wiele osób, które zechcą z nami przyjemnie spędzać czas, ale jesteśmy osamotnieni w tym wszystkim, co jest w nas najbardziej niepowtarzalne i własne.

Istniejemy dla innych o tyle, o ile jesteśmy przez nich postrzegani (jesteśmy dla nich jedynie tymi jakimi nas widzą). Mistyk powiedziałby, że nikt nie zna naszej wewnętrznej prawdy a psycholog, że nie ma dwóch ludzi o identycznym wewnętrznym doświadczeniu i historii życia. Nie wiem jednak, czy w jakikolwiek sposób można to wyjaśnić nie popadając w pułapkę schematycznego myślenia.

Że osamotnienie nie zawsze musi być zawinione przez osobę, która pada jego ofiarą, przekonują aż nazbyt liczne sytuacje życia. Nonkonformista czuje się zwykle wyobcowany w otoczeniu służalców i pochlebców, chociaż nie musi być wcale mizantropem, tak samo czuje się człowiek poważny wśród wesołków, ofiara wśród prześladowców lub przeciwnik tyrana w tłumie jego zwolenników. Mądry Sokrates czuł się osamotniony, chociaż był najlepszym z obywateli Aten. Osamotniony w swym szlachetnym ubóstwie i w dziwactwie poetyckiej mądrości był C. K. Norwid, któremu polski ziemianin w Paryżu ofiarował jako wsparcie butelkę wódki. "Kiedy wejdziesz między wrony musisz krakać jako one" (to oczywiście nie jest cytat z Norwida). Bardzo sugestywnie na temat udręk samotności osób bardziej od innych wrażliwych i podatnych na urok kontemplacji wśród tych mniej wrażliwych i "tępych", pisał Schopenhauer. Jego zdaniem to cena, jaką trzeba płacić za duchową wielkość.

Nie osamotnienie jest zatem złe, lecz przede wszystkim to zjawisko psychiczne, które Nietzsche a później fenomenolog Scheler nazwali resentymentem. Jest to w swej istocie uczucie bezinteresownej zawiści odczuwanej wobec ludzi, który wydają się nam silniejsi i bardziej wolni. Samo ich istnienie w pewien sposób nas obraża. Nie potrafimy nad takimi ludźmi górować i dlatego wyczekujemy dogodnej do zemsty chwili - odwlekając nasz odwet i przekonując siebie samych, że kierujemy się wobec nich dobrocią i miłością. Na charakterze ludzi szlachetnych staramy się wykryć plamy a wartości, które ludzie ci cenią człowiek staramy się poniżyć. Sami zaś żyjemy w atmosferze "duchowego samozatrucia" (jak to wyraził Scheler) (To oczywiście trochę uproszczony opis tego złożonego zjawiska jakim jest resentyment, ale w zupełności wystarczy on dla wyrażenia tego, co tu mamy na myśli). Resentyment jest przy tym zawsze wyrazem złudzenia, że wyższe wartości są niższe i na odwrót. Scheler dosyć się natrudził próbując wyjaśnić jak to jest możliwe, że padamy ofiarą takiej iluzji...

Źródłem resentymentu jest rywalizacja i dążenie do nieustannego porównywania się z innymi ludźmi, od których czujemy się lepsi lub gorsi. Zamiast kształtować poczucie własnej wewnętrznej wartości mierzymy innych ludzi własną miarą a nas samych cudzą. A w jaki sposób możemy podnieść własne poczucie wartości, jeśli nie kosztem poczucia wartości innej osoby? Tak nas oczywiście wychowują: Mama mówi Basi, "Zobacz jaka ta Zosia zdolna i jak sobie świetnie radzi w życiu, ma wszystko, dom, samochód, dzieci, męża, stać ją na luksusowe wczasy a ty co, nawet jeszcze chłopa nie masz". Ksiądz mówi do wiernego: "Ten to daje na tacę, zbawienie pewne. A ty, niemoto, chcesz liczyć na odpuszczenie grzechów?" Rodzice posyłają syna do szkoły muzycznej, gdzie ćwiczy w klasie oboju. I oto nadchodzi moment rywalizacji. Biedny Janek nie kwalifikuje się do pierwszej setki najlepszych młodych oboistów świata a Tadek - tak!" Najbardziej jednak bolesne jest domaganie się od rodziców abyśmy mieli takie cechy psychiczne lub fizyczne, których akurat nie możemy mieć. Mój ojciec z uporem godnym lepszej sprawy starał się wyrobić we mnie "humaniście" (humanistą nazywamy osobę, która nie zna matematyki i ma awersję do przedmiotów ścisłych) cnotę młodego technika. A kiedyś od wszystkich kobiet "na poziomie" domagano się umiejętności haftowania i szycia.

To, że nie jesteś tym kim pragną cię widzieć inni nie oznacza, że nie masz wielu zalet. Nie porównuj siebie z innymi, lecz spokojnie kształtuj własną wartość - pouczy nas chętnie terapeuta. Staraj się i ty być wolnym, bo bez wolności przykro żyć - powie filozof. Jednak ludzie, jak to trafnie określił Fromm, uciekają od wolności w złudne poczucie bezpieczeństwa, jakie zapewnia podporządkowanie się silniejszemu i bardziej bezwzględnemu człowiekowi, i naśladowanie jego zachowań wobec słabszych (fenomen faszyzmu). W naszej represyjnej kulturze od dzieciństwa jesteśmy przyzwyczajani do tłumienia wszelkich spontanicznych zachowań i uczuć, które spotykają się z karą ze strony rodziców. Pozostawia to w nas trwały uraz psychiczny a czasami nawet deformuje osobowość. Człowieka wewnętrznie dojrzałego cechuje pewien dystans wobec przeżywanych emocji, jednak dystans ten rzadko rodzi się w atmosferze zastraszenia i wewnętrznego przymusu. Kiedy zamiast zastanawiać się nad słusznością tego, co czynimy lub poczuć siłę własnej dobroci chcemy być komuś bezwzględni posłuszni i pokornie wysłuchujemy rozkazów wtedy czujemy się wprawdzie bezpieczni, lecz często też krzywdzimy inne czujące istoty a zawsze także siebie.

Kontemplacja, wewnętrzna prawda, życzliwość a przede wszystkim miłość wzrastają w samotności, po to, aby przejawiać się praktycznie w życiu wśród innych ludzi. Jak czytamy bowiem w jednym z komentarzy chińskiej "Księgi Przemian" (I Ching) kontemplacja jest zarazem braniem i dawaniem. Pragniemy dzielić się z innymi tym, czego dzięki kontemplacji doświadczamy.

W "dzisiejszych czasach" (już Goethe zwracał na to uwagę) żyjemy nazbyt szybko i bezrefleksyjnie. Wielu ludzi nie znajduje czasu nawet na jakieś wytchnienie lub odpoczynek w pracy lub w poszukiwaniu rozrywek. Ten brak czasu i pośpiech bywa zgubny dla ludzkiej duszy (że użyję tutaj tego staroświeckiego określenia)...Nie mówiąc o miłości. Dlatego tak dobrze jest znaleźć w sobie jakieś wewnętrzne "ustronie" (jak to określił Marek Aureliusz) czy też "schronienie" albo "punkt oparcia", które pozwalają nam żyć wśród innych własnym życiem, ale żyć w sposób nie pozbawiony pogody ducha i życzliwości. Bowiem w sobie samym - jak mówi starożytna mądrość chińska - możesz się ukryć tak, że nikt cię nie znajdzie.

0

Udostępnij tego posta


Odnośnik do posta
Udostępnij na stronach

Żeby dodać komentarz, musisz założyć konto lub zalogować się

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą dodawać komentarze

Dodaj konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!


Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się tutaj.


Zaloguj się teraz

  • Przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników, przeglądających tę stronę.