Temat warty uwagi. Pozwolę podzielić się z wami moją tezą i chętnie wysłucham na jej temat opinii. Napisze trochę oczywistości ale proszę o cierpliwość.
A więc:
Nasza świadomość, albo jak niektórzy wolą dusza, jest ściśle związana z naszym ciałem i umysłem. Wyobrażam sobie ją jako płomień świecy na czubku knota umocowanego w wielkiej świecy. Ciało jako świeca stanowi paliwo dla knota który może zrodzić płomień. To czy płomień jest ciepły czy zimny, jasny czy ciemny, czy jest niewidzialny czy oślepia zależy w dużej mierze od tego jakimi go karmimy emocjami i w jakim stanie jest nasze ciało i umysł.
Każdy chyba wie czym jest szyszynka. Produkuje występującą niemal w każdym żywym organizmie substancje która w mojej osobistej opinii jest tu kluczowa. Za młodu szyszynka jest duża i dzięki niej rozwijamy świadomość, mamy wyobraźnie, potrafimy tworzyć w głowie niestworzone rzeczy, w dorosłym życiu raczej się już nie przydaje. Zmniejsza się, jest niepotrzebna. Jednak wciąż pracuje podczas snu.
Nie wiem na ile podróże astralne są prawdziwe lub nie ponieważ nigdy żadnej nie doświadczyłem, a przynajmniej nie widziałem tej podróży przed oczami. Ale to właśnie świadomość (nasz płomień świecy) przebywa tą podróż.
Naukowe fakty są takie, że mózg dorosłego człowieka produkuje śladowe ilości DMT podczas snu, zaś w trakcie obumierania (śmierci) jest nim wręcz zalewany. Co w moim rozumieniu powoduje potężny zastrzyk energii, paliwa dla naszego płomienia. Tak silny, że może on się oderwać od świecy i polecieć tam gdzie chce lub tam gdzie go zniesie. Lub jak czasami bywa przyprawia nas o nieziemskiego tripa, bo DMT znane jest również ze swoich właściwości psychoaktywnych. Są setki przypadków śmierci klinicznych w których pacjenci opisywali akcje reanimacji spoglądając z góry i opisując każdy szczegół. Bywają różne sytuacje nie tylko te związane z umieraniem ale mój wniosek jest taki, że po śmierci możemy opuścić ciało jako świadomość i …. pozostać przy życiu. Uważam, że nie każdemu się to może udać, ponieważ w przypadku gwałtownej śmierci na przykład poprzez zmiażdżenie ciała wielkim ciężarem, może nie być czasu na proces dmt i oderwania itp. w przypadku gwałtownej śmierci nasza świadomość może zgasnąć niczym płomień świecy i zniknąć na zawsze.
Jeśli już uda nam się opuścić umierające ciało z zapasem energii wystarczającym aby przetrwać jakiś czas, co dalej? Żaden płomień nie przetrwa bez paliwa. Nikt nie chce zgasnąć i zniknąć w takiej chwili. Może akurat będzie tam nasz anioł stróż. (powinien) Ten sam który przez większość życia popychał nas do tych dobrych uczynków i pomagał rozróżniać dobro od zła. Ten sam który był przy nas i dzięki temu, że byliśmy szczęśliwi i dawaliśmy dobro sam nie zgasł. Ten który teraz skoro już nas doprowadził do tej chwili musi nam pokazać jak tu przetrwać i jakie są wobec mnie oczekiwania.
Tutaj natrafiam na wyrwę w mojej tezie bo dostrzegam za dużo rozbieżności i możliwości. W skrócie, według mnie śmierć nie musi być końcem, może być początkiem nowego życia w którym również trzeba walczyć o to by przetrwać. Walczyć o dusze żyjących. Złe duchy ściągać będą żywych na złą stronę, kusić, zadawać ból by mogły się tym karmić i przetrwać. Dobre duchy będą bronić ich i pokazywać, że w życiu ważne są moralne wartości i miłość.
To tak w skrócie ……. Nie lubię określać rzeczy, przypisując im tak zwaną boskość i nadawać im aurę tajemniczości tak jak to robili nasi przodkowie. Wolę podchodzić do niego racjonalnie i zamiast cudów dostrzegać istotę rzeczy. Choć odnoszę wrażenie, że większość dziedzin tu na forum opisanych wywodzi się właśnie z tematu energii naszych świadomości.
Coś mi mówi, że nie powinienem tak o tym prawić, aczkolwiek chętnie poznam wasze opinie.
Pozdrawiam