Szept

Moderatorzy
  • Zawartość

    5 821
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Szept

  1. autor: Nes Havason Kilka razy otarłem się o śmierć. Chyba każdy z nas ma takie perełki wspomnień, gdy coś ciągnie nas za kołnierz w ostatnim ułamku sekundy nie pozwalając zderzyć się z twardą realnością zderzaka samochodu. Co znaczy otrzeć się o śmierć? To są te magiczne chwile, w których uzmysławiam sobie kruchość własnego istnienia, a zarazem jego wielką wagę. Szybko zapominamy o tym stanie, marnując większość chwil własnego życia. Cały show biznes żeruje na głupocie ludzkiej, która bezmyślnie usypia naszą czujność, gdy marnujemy własne i niepowtarzalne życie, zabijając czas (jedna z największych zbrodni, znak ery massmediów – pustych kalorii ducha), cenne sekundy, nieświadome oddechy i bicia serca. Show ze szklanych ekranów, ładnie podane menu pustej rozrywki która nic nie wnosi, a jedynie kradnie cenne chwile – TU i TERAZ. Świadomość własnej śmiertelności każdego dnia uczy uważności, pozwala docenić te chwile, które zazwyczaj umykają nam między palcami, gdy w wieku 80 lat patrzymy wstecz na własne życie i widzimy nie 80 lat, ale 1 rok powtórzony 80 razy. Świadomość śmierci pozwala nam nie tylko docenić każdą chwilę, ale też uwalnia nas od przywiązania, od kurczowego trzymania się przeszłości, która TU i TERAZ jest tylko marną kopią rzeczywistości, iluzją w naszej pamięci. W końcu i pamięć odchodzi, pamięć o własnych rozterkach i radościach,, sukcesach i porażkach, pamięć o człowieku, którym byliśmy kiedyś. . Obym nigdy nie zapomniał o swojej śmierci. Oby każda chwila mego życia była tak cenna, bym mógł bez żalu zostawić ten stos ziaren wspomnień i lekko bez bagażu kroczyć przez życie. Memento Mori Memento Mori ............................................................... Tekst zamieszczam za zgodą autora, źródło pierwotne AGNISOMA, http://www.agnisoma....moscia-smierci/
  2. Od kilku lat wspieram i pomagam w działaniach i projektach wwf, miedzy innymi na rzecz wilków. Jesli ktoś ma ochotę poznac blizej to cudowne zwierzę oraz wspomóc jego ochronę zapraszam: WWF ochrona wilka
  3. Znacie jakieś przesądy związane z aniołami. Dziś ktoś mi powiedział, ze nie powinno się w domu wieszać lub stawiać obrazków z czarnymi aniołami bo to ściąga na dom nieszczęście i śmierć. Nie wierzę w to, ale temat anielskich przesądów mnie zainteresował. Podzielcie się jakimiś, jeśli znacie. Dziękuję
  4. Galsan Tschingangprzywódca i szaman Tuwińców, ludu Mongolii powiedział: "Szamanem się nie zostaje, szamanem sie jest". Natomaist autor ksiazki "Dawna mądrość na nowe czasy" G. von Lupkezauważa, że wielu Europejczyków chciałoby zostać szamanami, podczas gdy w rdzennych kulturach zadanie to wzbudza trwogę. Szamanizm to choroba, egzystencjalne wyzwanie, ciężki los, coś co na człowieka spada, jak mówi Percy Konoqobe, szaman i sangoma z południowoafrykańskiego plemienia Xhosa. Zapraszam do dyskusji, czym dla każdego z Was jest szamanizm. Tak wewnętrznie, w środku, a nie tylko według tego, co mozna znaleźć w ksiażkach.
  5. Zerwanie z nałogiem to ważna i dobra decyzja. Jednak łatwo powiedzieć, a trudniej zrobić. Dlatego postanowiłam podać kilka rad dla tych, którzy zdecydowali się rzucić palenie. Krok pierwszy: znajdź powód dla którego warto zerwać z nałogiem. Chyba najważniejszym z nich jest nasze zdrowie. Warto sobie uzmysłowić, że wskutek nałogowego palenia papierosów na świecie co chwilę umiera jedna osoba. Poza tym nie paląc będziemy mieć zdrowszy wygląd, bardziej wyostrzone zmysły smaku i węchu. Warto tez sobie uzmysłowić, że dla otoczenia palacze po prostu śmierdzą. Krok drugi ? Jeśli powyższe argumenty są mało wystarczające ? warto pomyśleć o finansach i zaoszczędzić pieniądze. Dobrze jest przeliczyć sobie ile miesięcznie wydajemy na papierosy i to pomnożyć przez ilość miesięcy w roku. Kwota jest duża, prawda? Proponuje codziennie przez trzy miesiące odkładać sobie do skarbonki lub skarpety kwotę jaka dziennie przeznaczamy na papierosy. Po tym czasie podliczmy wszystko i zafundujmy sobie upominek jako nagrodę za wytrwanie w nie paleniu. Możemy się zdziwić jak kosztowny prezent sobie kupimy. Krok trzeci: jako dzień rzucenia palenia dobrze jest wyznaczyć sobie jakąś ważną dla nas datę. Może to być dzień naszych urodzin, imienin, Nowy Rok. To musi być dzień przełomowy. Tego dnia mówimy sobie KONIEC, NIGDY WIĘCEJ i tego się trzymamy. Krok czwarty: o naszej decyzji powiadamiamy rodzinę i przyjaciół. Takie posunięcie po pierwsze wspomoże nam wytrwać bez nałogu ? bo nie wypada złamać danego słowa, Po drugie przyjaciele i rodzina mogą nam pomóc dobrym słowem i wsparciem. Krok piąty: Pierwsze dni bez papierosa mogą być bardzo trudne. Można się w tych dniach wspomóc. W aptece można obecnie dostać wiele środków wspomagających walkę z nałogiem. Chęć zapalenia można tez skutecznie powstrzymać gumą do żucia, miętusami, zagryzaniem pestek dyni czy słonecznika. Dobra metodą jest też żucie kłącza tataraku. Jeśli te środki zastępcze nie pomagają można spróbować różnorakich terapii, jak np. akupunktura, hipnoza, aromaterapia, ćwiczenia jogi, wizualizacja. Sposobów na to jest wiele ale każdy musi znaleźć właściwy dla siebie. Najważniejszy jest pierwszy krok. Dużym sukcesem jest już podjęcie takiej decyzji. Potem trzeba już w niej wytrwać. Niektórzy w tym miejscu mogą powiedzieć, ze łatwo mówić, komuś, kto nie pali. Fakt. Ale podaję siebie za przykład. Paliłam blisko 20 lat i to sporo, bo minimum paczkę dziennie albo i lepiej. Od ponad roku jestem wolna od nałogu. Pewnego dnia powiedziałam sobie dosć. I zaczęłam mysleć o sobie, jako o kimś wolnym od nałogu, nigdy nie palącym. Udało się bez gum, plastrów itp. Naprawdę da sie i to bez jakiejs silnej woli, wspomagaczy za setki złotych, bo wszystko zaczyna sie i kończy w nas. A z perspektywy czasu wiem, ze warto było. Dziś czuję smak i zapahc nawet wody, nie wydaję setek złotych na psucie sobie zdrowia i mogę zlapać oddech pełną piersią.
  6. Całe leczenie jest w istocie uwalnianiem od lęku. (A Course in Miracles) ............................................
  7. Ponieważ zauważyłam, że w innym temacie rozgorzała dyskusja o braku odporności i częstym chorowaniu, nie tylko naszych pociech, postanowiłam założyć osobny temat, gdzie możemy się podzielić swoimi doświadczeniami i sposobami, jak radzić sobie z częstymi infekcjami. Temat myślę na czasie, bo jest okres jesienny i wirusy szaleją. To może ja zacznę :D Na pewno, jeśli zdrowa jest wątroba to do codziennej diety dołożyć czosnek i cebulę. W różnej postaci. A jak dzieci nie lubią, to stopniowo dodawać do różnych potraw i przyzwyczajać do smaku. Warto też zmienić dietę, na bardziej ekologiczną czy też bio. Nie mam tu na myśli inwestowania sporych sum w produkty typu bio, ale w codzienne zwyczajne żywienie. Przede wszystkim maksymalnie ograniczyć dzieciom spożycie cukru. Często zapominamy, że cukier jest powszechnym konserwantem, dodaje się go w sporych ilościach do jogurtów, serków, keczupów, a nawet parówek. Jeśli się dobrze przyglądniemy diecie naszych dzieci i naszej, może się okazać, że choć nie słodzimy herbatek i kaw, spożywamy więcej cukru niż nam sie wydaje. Dzieci zaś słodkie lubią i sie domagają. Jeśli juz wprowadźmy im np słodkie soboty czy słodkie niedziele i pozwalajmy słodzić się domowymi wypiekami, owocami czy lodami. Można też kupić za około 5 złotych opakowanie cukierków z Xylitolu, który jest leczniczym cukrem z brzozy, a dodatkowo leczy próchnicę. Kolejna rzecz to całoroczne hartowanie dziecka i siebie. W lecie niech nawet boso biegają po kałużach i w deszczu. Babrają się w piaskownicach. Jak najwięcej przebywają poza domem i ile się da z daleka od szos, czyli lasy, łąki działki, parki. ;) Na jesieni możemy się wspomagać suplementami diety, czyli witaminami w płynie, albo jeszcze lepiej zwiększyć ilość spożywanych owoców, warzyw i kasz. Kasze na naszych stolach goszczą sporadycznie, a szkoda, bo to doskonałe źródło witamin, mikro i makroelementów oraz błonnika. Warto tez pić herbatki ziołowe, ograniczyć spożycie kawy, a dzieciom soków (zwłaszcza kupnych). Woda mineralna niegazowana doskonale ugasi pragnienie i nawodni organizm, a soki jak juz wyciskajmy sami. Ruch,. Zdrowa dieta i przede wszystkim pogoda ducha zabezpieczą nas przed infekcjami. A kiedy takie się juz przydarzą warto pamiętać, że katar leczony i nieleczony trwa 7 dni i nie ma, co biec z nim do lekarza. Niestety mam przykład po sąsiedzku mamy, która uznała pierś za gorszą od mleka modyfikowanego, a na katar najlepszym lekiem antybiotyk. Efekt jest taki, że jej 10 letnia teraz córka więcej życia spędziła w szpitalach, w łóżku i z gorączką. Ale czosnku dziecko nie zje, bo to smrodek, w lecie do wody nie wejdzie, bo chorowita, na jesieni z domu nie wolno wyjść poza tym, co do szkoły, bo zawieje ją itd. itp. Wizyty w przychodniach też nie są obojętne dla małych organizmów, bo w poczekalniach stykają się z milionami wirusów i bakterii, a potem ze zwykłego kataru mamy grypy, jelitówki, zapalenia oskrzeli czy płuc. Dlatego, jeśli istnieje taka możliwość i jest konieczność, lepiej wezwać lekarza do domu. Poza tym, gdy nie trzeba zostać w domu i leczyć domowymi sposobami. Gdy jednak trzeba to juz trzeba i antybiotyk też jest dla ludzi. Warto jednak skonsultować z lekarzem czy naprawdę jest konieczność podawania takiego leku, bo często się go przepisuje na wyrost. I zawsze dokładnie spytać, co dolega dziecku. Bo jeśli infekcja bakteryjna typu angina to antybiotyk jest wskazany, jeśli przeziębienie czy lekka grypa, lepiej receptę schować w kieszeń i kupić cytryn, imbiru, czosnku, zrobić ciepłą zupę na rozgrzewkę lub imbirowo goździkową herbatę. A kiedy antybiotyk jest juz niezbędny to wspomóc organizm naturalnymi jogurtami, herbatkami lub tabletkami z echinacei (jeżówka purpurowa) i wspomagać odbudowę odporności. A dla nas samych ważne jest by takie infekcje nawet drobne jednak wyleżeć i wygrzać. Bo w dzisiejszym pędzie za pracą i pieniędzmi często zapominamy, że zdrowia za pieniądze się nie kupi. A nie doleczona angina często skutkuje chorobą serca zwaną anginą pectoris, bardzo poważnym schorzeniem serca. Tak samo grypa, której nie wyleżymy może mieć poważne powikłania. Zwracajmy też uwagę u dzieci, które bez gorączki trudno w łóżku utrzymać, a trzeba by ich serca nie obciążać i by powikłań większych nie było. W tym okresie zafundujmy im bajki w TV, wspólne czytanie czy zabawę, która nie wymaga większego wysiłku.
  8. Ostatnio na naszym forum spotkałam się z rosnącym zainteresowaniem spirytyzmem. Młode osoby są w stanie dusze diabłu zaprzedać by duchy widzieć, ponieważ chcą tym duchom pomóc. Misja to zaiste szlachetna, lecz czy tak naprawdę wiemy czym są duchy i czy one naszej pomocy faktycznie potrzebują? Zacznijmy od seansów spirytystycznych. Z badań (między innymi Towarzystwa Psychotronicznego oraz Bractwa Różokrzyża) wynika, że w czasie wywoływania duchów w blisko 90% przypadków manifestują się cienie i złośliwe byty podszywające się. Już na stałe do anegdot weszła opowieść o seansie, gdzie przywoływano ducha Napoleona, a przyszło ich pięciu. I każdy ?prawdziwy?. Fakt, że na takich seansach duchy mówią często o rzeczach i sprawach znanych tylko uczestnikom seansu nie jest dowodem na prawdziwość ducha konkretnej osoby. Byty astralne i istoty duchowe nie mają większego problemu z odczytywaniem myśli innych, bo dla nich to naturalny sposób komunikowania się. Więc i w nasze myśli zaglądać mogą. Czemu te duchy się podszywają? To ich pragnienie doświadczeń materialności czy jak wola niektórzy fizyczności. Przez chwilę mają namiastkę bycia w naszym świecie i to je tu trzyma. Tak naprawdę mało, który duch chce odejść. Kolejna sprawa z duchami to nawiedzone domy i miejsca, gdzie często zdarzyło się coś okropnego. I zaraz mamy opowieści o manifestacji ducha zamordowanej niewiasty i jej oprawcy, którzy przez jego czyn na zawsze już ?odgrywają? tę ostatnią scenę śmierci. I mamy dwa duchy. Z czego jeden został zamordowany będąc jeszcze żywą dziewoją, a drugiego może za ten czyn skazano na stryczek. W każdym razie w tamtej straszliwej chwili zginęła jedna osoba a manifestują się dwa duchy. Jak to jest możliwe? Prosto. Bardzo silne emocje, a takie na pewno towarzyszą gwałtownej śmierci, potrafią się w danym miejscu utrzymywać w formie energetycznej latami. A co bardziej uwrażliwione osoby widzą taką scenę, jako rodzaj swoistej projekcji energetycznej wspomnienia tamtego zdarzenia. I tak naprawdę w danym miejscu jest tylko to, a nie ma prawdziwego ducha. Oczywiście zdarza się, że w takich miejscach są jednak zatrzymane osoby, które albo nie do końca jeszcze zdają sobie sprawę z tego, że nie żyją, albo szukają sprawiedliwości, albo zemsty. Tylko z czym my tak naprawdę mamy do czynienia? Z duchem na pewno. Ale czy jest on tożsamy ze zmarłą osobą? Czy to jego zagubiona dusza tułająca się po świecie? Otóż według mnie - nie. Dlaczego, to zaraz spróbuję wyjaśnić. Zacznijmy od tego, że człowiek składa się w zasadzie z 7 ciał (różnie szkoły duchowe i religijnie to przedstawiają, nie mniej każda zgadza się z tym, że tych ciał jest od 4 do 7). Ciało fizyczne, ciało astralne i 4 ciała eteryczne (subtelne). Czyli w zasadzie jest tu duch, materia i to co pomiędzy, co czasem nazywa się astralem. Ponadto człowiek składa się z duszy, umysłu i ciała, co też odpowiada wcześniejszemu podziałowi na materię (ciało), ducha (dusza) i umysł czyli to co pomiędzy. Z moich obserwacji i doświadczeń wynika, że to właśnie umysł jest tym, co ukazuje nam się jako duchy. Dlaczego tak? Tak naprawdę najważniejsza jest dusza. Ona bowiem zbiera i przechowuje doświadczenia każdego kolejnego wcielenia. Ona pamięta co było, wie co jest i tworzy to, co będzie. Ona z chwilą śmierci uwalnia się z ciała i zabiera ze sobą jedynie doświadczenia wcielenia, które właśnie kończy. Śmierć ciała to początek nowego życia duszy, a jednocześnie śmierć umysłu i ego. Dusza uwalnia się i zabiera ze sobą wspomnienia, wędruje dalej by doświadczać nowego, lub kończy cykl inkarnacyjny i łączy się z Absolutem jako Jedność. Dusza nie zostaje tu. Dusza zawsze idzie dalej. Czasem z ciała uwalniają ją anioły, które się tym zajmują, a które niektórzy zwą aniołami śmierci. Częściej dusze same opuszczają ciało, choć anioły temu towarzyszą. Co więc ukazuje się czasem jako duch? Według mnie to jedno z ciał subtelnych, eterycznych, zachowujących umysł tego, co doświadczała dusza w danym wcieleniu. Po śmierci ciała, następuje rozpad fizyczny ciała fizycznego a z czasem także rozpad ciał mentalnych. Te ostatnie rozpadają się wolniej niż ciało fizyczne i mogą przetrwać nawet kilka setek lat. Zazwyczaj ciała subtelne odchodzą za duszą w przynależny sobie wymiar i tam stają się jego częścią, a z czasem rozpadają się w podobnym cyklu jak ciała fizyczne, tyle, że w materii subtelnej. Jednak zdarza się, że umysł a wraz z nim ego osobowości, jaką tworzyły wraz z ciałem i duszą pozostaje tutaj. Najczęściej przyczyną jest lęk. Lęk przed śmiercią, nieznanym, a także sama świadomość umysłu, który pozbawiony duszy nawet sobie z tego nie zdaje sprawy. W związku z tym tkwi tutaj, blisko świata fizycznego, od czasu do czasu manifestując swoją obecność. I zaraz pojawiając się w opowieściach z dreszczykiem, tworząc legendę danego miejsca, czy po prostu snując się i ukazując od czasu do czasu bardziej wrażliwym. Tu pojawia się pytanie, czy taki byt naprawdę potrzebuje naszej pomocy? Czy jego nie załatwione sprawy, niskie emocje, jak chęć zemsty, lęk przed nieznanym, chęć doświadczenia czegoś innego, czego nie doświadczyło się za życia, tak naprawdę ma znaczenie? Doświadczenie to domena duszy. To ona ma doświadczać, pamiętać, uczyć się i rozwijać. Umysł zatrzymany w ciele eterycznym jest tylko wspomnieniem doświadczenia duszy, a zatrzymane wraz z nim ego pragnie trwać jak za życia. Pragnie zemsty, wyjaśnień, towarzystwa, dobrej zabawy. Tak, zabawy, bo te byty eteryczne często nieźle bawią się naszym kosztem. A wszystko zależy od osobowości człowieka, którego kiedyś stanowiły. Co więc robić, jeśli już mamy do czynienia z duchem? Myślę, że najlepsze co można zrobić to odesłać go do wymiaru, do którego przynależy, wytłumaczyć (jeśli się da), kim jest, co się stało. Na pewno nie najlepszym pomysłem jest zatrzymywanie go tutaj, zaprzyjaźnianie się z nim, litowanie się i współczucie, bo to są uczucia i emocje, które wiążą taki byt z nami i z naszym światem. Powoduje to rodzaj krystalizacji ciała eterycznego wraz z zatrzymanym w nim umysłem, stad możliwość zobaczenia danego ducha. Taki duch, to tylko wspomnienie, umysł kogoś, kto już dawno odszedł, kogo dusza od dawna doświadcza czegoś nowego. Duch to nie to samo co dusza. Wiele osób, które widują duchy stawia sobie za cel pomaganie im, odprowadzanie biednej duszyczki do przysłowiowego nieba, tyle, ze te duszyczki to nie duszyczki, a z tym odprowadzaniem to bywa różnie. Bo wiele z tych duchów doskonale zdaje sobie sprawę, co się z nimi stanie, jeśli odejdą tam, gdzie ich miejsce. A dokładniej zdaje sobie z tego sprawę umysł i ego, którym wcale nie spieszno do przejścia w stan niebytu. Tym bardziej, jeśli już sporo czasu tkwią uwiązane w pobliżu naszej materii. Nie pochwalam też seansów spirytystycznych i zabaw w wywoływanie duchów. Po pierwsze właśnie dlatego, że tak naprawdę nigdy nie wiemy, co faktycznie się na takim seansie zjawi, po drugie dlatego, że utrzymuje się tym samym ducha w świecie, do którego nie przynależy, po trzecie w końcu, wbrew pozorom nie są to zabawy bezpieczne a ich konsekwencje mogą być niemiłe. Na seans podczas przywołania mogą się zjawić nie tylko ciała eteryczne z uwięzionymi umysłami zmarłych, ale też niebezpieczne byty i istoty duchowe. Stąd już krok do opętań. Na koniec jeszcze sprawa widzenia duchów. Nie wynika ona tylko z tzw otwarcia trzeciego oka, bo duchy widzą lub słyszą także osoby mniej uwrażliwione, czyli te z tzw zamkniętym trzecim okiem. Pamiętajmy, ze trzecie oko to nic innego jak tylko jedna z siedmiu czakr, wirujących punktów energetycznych człowieka. Jest ona zawsze i u każdego otwarta bo jest wirującym kręgiem energii. Nie można jej otworzyć unosząc powiekę. Natomiast można nauczyć się pracować z tą czakrą i uwrażliwić się poprzez nią na odbieranie informacji ze sfer subtelnych. Ale to praca wymagająca wysiłku i samodyscypliny, medytacji i przede wszystkim harmonizacji wszystkich czakr. Bo wszystkie są połączone. Nie zobaczy nikt nic jeśli ma tylko i wyłącznie rozbudowane trzecie oko, a wszystkie pozostałe czakry w stanie pozostawiającym wiele do życzenia. Dlatego tak ważne jest by ustabilizować je i swoje emocje, zanim przystąpi się do pracy z duchami i pełnieniu swej misji niosących pomoc zagubionym duchom. Pozdrawiam i życzę harmonijnej pracy tak z czakrami, jak i z duchami.
  9. O aniołach wiele się mówi, zwłaszcza ostatnio. Nazywa się je istotami przepełnionymi miłością, pomagającymi bezinteresownie, a nawet spełniającymi nasze pragnienia czy choćby potrzeby, co dla mnie osobiście jest myleniem anioła z dżinem. Tak czy inaczej moda na anioły póki co nie mija. Karty anielskie sprzedają się dobrze, książki o aniołach jeszcze lepiej. Pojawiają się nowe metody terapii anielskiej a nawet inicjacje do tzw. Angel Ki. To chyba coś jak Rei-Ki tylko zamiast do Univesum klienta rzekomo podłącza się do aniołów. Tworzy się anielskie horoskopy, anielskich opiekunów urodzeniowych, anielskie obrazy, anielskie liczby, anielskie skrzydła własnej duszy i co komu jeszcze anielskiego do głowy wpadnie. Przy tym wszystkim doświadczenia większości osób, które podobno mają kontakt z aniołami, co opisują w książkach, na blogach czy portalach społecznościowych, są często słodkie, pełne światła i miłości. Mało kto doświadczył ze strony anioła, reprymendy, ostrzejszego tonu, czy choćby rzucenia na przysłowiowo głębokie wody. Zamiast tego słyszy się, że anioły pomogły znaleźć pracę, męża, wyświecily i oświeciły, dotknęły miłością, sypnęły płatki róż pod nogi. Życie staje się niemal bajką, bo wykreowanie wokół siebie świata pełnego świtała i świetlistych istot pozbawione jest zła wszelkiego, męki i cierpienia, za to obfituje w optymizm, dostatek, oświecenie i jedność w milości (najczęściej w wydaniu hawajskim). I nawet się to nazywa rozwojem duchowym i dążeniem do jedności z Bogiem, który mimo, że wciąż postrzegany przez pryzmat judeochrześcijański tak naprawdę jest Absolutem, Źródłem, czy Twórczą Uniwersalną Inteligencją i Miłością, która doświadcza, ale zsyła tylko miłość. I jeśli komuś z tym dobrze to świetnie, wszak wiara i nadzieja, to rzecz indywidualna. Tylko nasi skrzydlaci opiekunowie jakby z części piór zostali przy okazji obdarci, a dokładniej oskubani z tych ciemniejszych. A przecież nawet w biblii, na która nawet wielu ezoteryków czy osób rozwijających się duchowo, chętnie się powołuje, jako na wiarygodne źródło, mamy przykłady działań aniołów nie całkiem pasujące do tego dobrodusznego, świetlistego oblicza. W filmie „Armia Boga” scenarzysta i reżyser Gregory Widen, wkłada w usta Archanioła Gabriela taki oto tekst: „Jestem aniołem, zamieniam ludzi w słupy soli, odbieram pierworodnych ich matkom a kiedy mnie najdzie ochota zabieram dusze małym dziewczynkom”. Wydaje się okrutne i jakoś nie pasujące do wizerunku Pana Objawień. Ale czy na pewno? Archanioł Gabriel dziś znany jest głównie ze zwiastowania Maryi Pannie, a w ikonografii przedstawiany bywa, jako zniewieściała postać. Tymczasem jego imię (a może to funkcja) znaczy tyle, co „Mąż Boży”, „Wojownik Boży”. To właśnie on wraz z zastępem swoich żołnierzy, aniołów zagłady, zniszczył Sodomę i Gomorę. To on właśnie zamienił w słup soli żonę Lota i to w końcu on, odebrał życie pierworodnym Egiptu. Jakby nie patrzeć jest też aniołem śmierci, więc kto inny miałby tego dokonać? Tylko jak się to ma do miłosierdzia i wszechogarniającej miłości aniołów do ludzi? Pamiętajmy, że one też mają wolną wolę (co nawet papież usankcjonował, choć dopiero 1 952 roku), a dziś nie traktujemy ich tylko i wyłącznie w kategoriach sług jednego konkretnego Boga trzech wielkich religii. Dziś mówi się już otwarcie, że anioły są niejako ponad religijne i opiekują się każdym, bez względu na rodzaj wyznania. Poza tym dziś wielu też już inaczej postrzega Boga, właśnie na zasadzie Miłości, Absolutu czy Źródła, które jest tylko czystym światłem, a anioły pośrednikami między nami a tym światłem. I są jego odbiciem, więc czarnych piór w skrzydłach mieć nie mogą, bo te są domeną upadłych. Na ile jednak jest to obraz wypaczony i okrojony by dostosowac go do naszego świata iluzji? A może anioły to jednak potężne duchy (istoty duchowe), które owszem są przy nas i pomagają nam, nie mniej potrafią dokonywać także rzeczy takich jak zabójstwa, zagłady, zniszczenia? Czyli wszystko to, co w jakiś sposób jest wpisane w świat, a co nasz ludzki umysł ocenia i odrzuca. Bo śmierć, ból, cierpienie i nieustanne zmiany także w świecie przyrody, prowadzące do zmian klimatycznych i zniszczeń też są rzeczą jak najbardziej naturalną i wpisaną w istnienie Wszechświata. A może istoty, z jakimi mają do czynienia autorzy książek i relacji o kontaktach z aniołami, po prostu aniołami nie są? W końcu nie tylko anioły mają skrzydła.
  10. Medycyna chińska liczy sobie ponad 5000 lat i sięga wieków starożytnych. Już w czasach dynastii SHANG (ok. 1000 lat p.n.e.) stała na dość wysokim poziomie. Właśnie z tego okresu pochodzą znalezione podczas wykopalisk pierwsze igły do akupunktury, oraz wyryte na kościach opisy różnych chorób. Chińczycy skrupulatnie opisywali wpływ stosowanego masażu i akupunktury na poszczególne narządy i różne dolegliwości człowieka. Stale też doskonalili techniki ich wykonywania. Dostrzegali głęboki związek człowieka z naturą. Człowiek był cząstką Wszechświata i żył w rytmie jego drgań, dźwięków i barw. Był jednak - według ich wierzeń - bezbronną, słabą istotą, która pozostawała pod przemożnym wpływem sił przyrody: Nieba i Ziemi. Obserwowali więc i skrupulatnie notowali wpływ, jaki na niego wywierała. Pierwszy wydany tekst dotyczący kanonów chińskiej medycyny i akupunktury ukazał się w pierwszym wieku naszej ery. Był napisany w formie dialogu między Żółtym Cesarzem, a jego nadwornym lekarzem (ministrem) Qi Bo (KHI PA). Trzeba stwierdzić, że do dziś książka ta nic nie straciła na wartości. W następnych wiekach ukazywały się nowe dzieła będące owocem prac kolejnej grupy uczonych. Co ciekawe prace te uwzględniały wszystkie osiągnięcia poprzedników. Należy nadmienić, że wszystkie prace były dostępne dla zainteresowanych w rozlicznych bibliotekach. Chińczycy szczycą się również swoją Księgą Ziół, która jest podstawą dla wszystkich znaczących medycznych dzieł o ziołolecznictwie. Tysiące ziół, części roślin, zwierząt, minerały wraz z dokładnymi ich opisami znajdują się do dziś w jednym, centralnym instytucie w Pekinie. Od stuleci Chińczycy obserwowali nie tylko oddziaływanie tych ziół na człowieka, ale dobierali odpowiednie dawkowanie oraz doskonalili technikę sporządzania leków roślinnych. Obserwowali również zachodzące między roślinami oddziaływanie korzystne lub nie (interakcje), opracowywali metody ich hodowli i zbiorów, metody suszenia, fermentacji, prażenia i in. oraz formy, w jakich miały być przepisane dla człowieka: jako zioła świeże, suszone, mielone, prasowane, mieszanki ziołowe i inne. Leki roślinne były zawsze tanie, a przez to dostępne dla ludzi. W żadnym innym kraju świata terapeutyczne stosowanie ziół nie osiągnęło tak wysokiego i skutecznego poziomu. Ze względu zaś na niezmienność sposobów przygotowywania leków roślinnych stosowanych w leczeniu człowieka od przeszło 2000 lat, leki chińskie uznaje się w świecie za bezpieczne. Dobór leku roślinnego do leczenia konkretnych schorzeń opiera się na ogólnie przyjętych założeniach o przyporządkowaniu jego koloru, smaku, zapachu do któregoś z narządów wewnętrznych. Chińczycy doprowadzili do perfekcji diagnozowanie, interpretację chorób i naturalne sposoby leczenia, poczynając od diety, poprzez leczenie ziołami, masaż (tuina), akupresurę, akupunkturę, medytację oddechową i energetyczną Qi gong, a na poradach dotyczących harmonijnej aranżacji otoczenia Feng shui i studiowaniu Wyroczni I Cing kończąc. Diagnozowanie odbywało się i odbywa nadal poprzez skrupulatny wywiad, badanie palpacyjne, badanie tętna, oglądanie języka, wąchanie. Ostateczną diagnozę opracowywało się i opracowuje do dziś po uwzględnieniu rodzaju energii Qi, jej biegunów Yin i Yang, dopasowaniu choroby do Ośmiu Kryteriów Przewodnich oraz teorii Pięciu Elementów. Postawienie diagnozy umożliwia lekarzowi wdrożenie odpowiedniego leczenia, również z zastosowaniem podanych wyżej kanonów. Medycyna chińska jest przepojona logiką, jest też kopalnią wiedzy o przyczynach chorób i metodach przywracania zdrowia. Nacechowana jest głębokim zrozumieniem człowieka jako istoty czującej i myślącej. Język jakim posługuje się jest symboliczny, ale każdy symbol - przez swoją prostotę - jest przez każdego człowieka zrozumiały. A przecież zrozumieć, to znaczy wyleczyć. Autor: Wanda Karpińska mgr farm., naturoterapeuta ...................................................................... Źródło: http://natura-medica.pl/Chinska/med_chinska_wstep.htm
  11. Wielu z nas pewnie nie raz chciało skorzystać z dobrodziejstw medycyny naturalnej. Obecnie jest wiele ośrodków i gabinetów stosujących rozmaitego rodzaje terapie alternatywne. Mamy więc gabinety radiestezyjne, akupunktury czy kręgarstwa. I tu chyba nikt nie ma wątpliwości jakie metody lecznicze lub profilaktyczne stosuje terapeuta. Ale co zrobić gdy słyszymy o Rejki, Polarity czy Ajurvedzie? Tu zaczynają się przysłowiowe schody. Nazwa jest obca, nic nam nie mówi. Dlatego postanowiłam odkryć Wam co kryje się za tajemniczymi nazwami najpopularniejszych obecnie terapii naturalnych. AGILLOTERAPIA Terapia polegająca na leczeniu glinką. AJURVEDA Sposób leczenia poprzez harmonizowanie pięciu elementów: eter (niebo), powietrze, ogień, woda, ziemia. Wywodzi się ze starożytnej medycyny hinduskiej. AKUPRESURA Terapia polegająca na masażu uciskowym poszczególnych punktów ciała. Działa na wszystkie narządy wewnętrzne poprawiając ich wydolność. Najbardziej popularne jest uciskanie odpowiednich punktów na stopach i dłoniach i uszach. AKUPUNKTURA Leczenie poprzez nakłuwanie odpowiednich receptorów, znajdujących się w różnych punktach ciała, odpowiadających narządom wewnętrznym. Działa podobnie jak akupresura. APITERAPIA Polega na leczeniu miodem, propolisem, pyłkiem, mleczkiem i jadem pszczelim. AROMATERAPIA Polega na leczeniu zapachami poprzez zastosowanie olejków eterycznych w masażach, inhalacjach, kąpielach, kompresach czy rozpylaniu aromatów w pomieszczeniach. BIODYNAMIKA Terapia polegająca na swoistym połączeniu specjalistycznych technik masażu z psychoterapią. BIOENERGOTERAPIA Jest to leczenie bioenergią, która przekazywana jest przez bioenergoterapeutę do pacjenta najczęściej dotykiem, choć niektórzy stosują przekaz na odległość. CHROMOTERAPIA Ta metoda polega na leczeniu kolorami i światłem o różnej długości fal. DIETETYKA Polega na stosowaniu specjalnej diety w celu zachowania równowagi w organizmie. Odpowiednie diety dobiera się indywidualnie dla każdego pacjenta. FENG SHUI Nie jest to terapia w dosłownym tego słowa znaczeniu natomiast jest sztuką określania korzystnych energetycznie miejsc w naszym otoczeniu. FOTOGRAFIA KIRLIANOWSKA Jest to metoda nie tyle terapeutyczna ile diagnostyczna. Jest to bowiem fotografia pola energetycznego człowieka, za pomocą której można stwierdzić gdzie brakuje energii lub zogniskowana jest energia. GŁODÓWKI LECZNICZE Terapia polegająca na leczeniu głodem. HIPNOTERAPIA Leczenie poprzez pracę z podświadomością. Polega na wprowadzeniu pacjenta w trans hipnotyczny i usunięciu z podświadomości blokad powodujących stan chorobowy HOMEOPATIA Podawanie małych dawek substancji czynnych, które mobilizują do pracy system immunologiczny. Leki te oparte są wyłącznie na składnikach pochodzenia naturalnego: roślinnych, zwierzęcych i mineralnych. HYDROTERAPIA Terapia polegająca na leczeniu wodą poprzez: kąpiele, okłady, polewanie itp. IRYDOLOGIA Nie tyle terapia co diagnozowanie różnych dolegliwości z tęczówki oka, polegające na obserwacji przebarwień w poszczególnych obszarach tęczówki odpowiadających poszczególnym organom wewnętrznym. JOGA LECZNICZA Jedna z najstarszych metod terapii polegająca na harmonizowaniu umysłu, ciała i ducha poprzez asany (ćwiczenia fizyczne), pranajamę (ćwiczenia oddechowe) i praktyki medytacyjne. KONCHOWANIE USZU Przyjemny zabieg wykonywany za pomocą konch - lejków wykonanych z tkaniny nasączonej woskiem pszczelim i olejkami eterycznymi. Podobnie działa świecowanie uszu metodą Indian Hopi, tyle, że zamiast konch stosuje się specjalne świece. KRĘGARSTWO Leczenie poprzez nastawianie kręgów, które uległy dyslokacji. KRYSTALOTERAPIAI LITOTERAPIA Terapia polegająca na leczeniu za pomocą kryształów i kamieni szlachetnych. KYMATYKA Terapia wykorzystująca do leczenia fale akustyczne o takiej samej częstotliwości drgań jak częstotliwości drgań zdrowej komórki. LECZENIE SZTUKĄ Terapie polegające na leczeniu poprzez stosowanie różnych dziedzin sztuki jak np.: malarstwo, muzyka (muzykoterapia), taniec, warsztaty teatralne, śpiew. MAKROBIOTYKA Rodzaj dietetyki wschodniej. Zasada odżywiania się w makrobiotyce polega na utrzymaniu równowagi między dwoma pierwiastkami YANG i YIN. MASAŻE Jedna z najstarszych form naturalnego leczenia. Spotykamy różne formy masażu jak np.: masaż leczniczy, relaksujący, masaż dźwiękiem, polinezyjski, ma-uri i inne. MASAŻE SHIATSU Jedna z form masażu leczniczego gdzie uciska się drogi, czyli linie (meridiany) wzdłuż których przepływa energia. MEDYCYNA CHIŃSKA Leczenie poprzez dietę, zioła, masaż, ćwiczenia fizyczne przywracające równowagę energetyczną wywodzące się z Chin. MUZYKOTERAPIA Terapia polegająca na wspomaganiu procesu leczenia poprzez uaktywnienie pacjenta we wspólnym działaniu psychokorelacyjnym za pomocą muzyki lub odpowiednich dźwięków. NATUROPATIA Metoda leczenia opierająca się na naturalnych elementach przyrody, życiu zgodnym z rytmem natury. OSTEOPATIA Terapia, w której stosuje się manipulacje na całym ciele pacjenta: kościach, mięśniach, więzadłach i tkankach. RADIESTEZJA Polega m.in. na znajdywaniu i eliminacji szkodliwego promieniowania geopatycznego, żył wodnych, które negatywnie oddziałują na nasze zdrowie, a także za pomocą specjalnych przyrządów poprawy naszego zdrowia. RADIONIKA Terapia lecznicza polegająca na zastosowaniu specjalnych przyrządów jak np. wahadło Ozyrysa. REBIRTHING Leczenie poprzez intensywne oddychanie i świadoma prace z umysłem. Rebirthing znaczy "powtórne urodzenie". REIKI Uzdrawianie energią duchową (wyższą energią uniwersalną) m.in. przez przykładanie dłoni lub przekazywanie tej energii pacjentowi. Odkryta na nowo w XIX w. przez Japończyka dr Usui. RELAKSACJA Terapie pomagające ukoić napięcia nerwowe poprzez wyciszenie się i wprowadzenie w stan relaksu. RUNY TERAPEUTYCZNE Znaki runiczne, które wspomagają terapię, pomagają uzyskać harmonię ciała, ducha i umysłu, wskazują drogę wyjścia z różnych sytuacji życiowych. SZTUKI MANTYCZNE Podobnie jak Feng Shui nie są to typowe terapie ale raczej metody wróżbiarskie, wykorzystujące np. karty TAROTA lub inne akcesoria w celu uzyskania informacji o drugiej osobie ? często ze wskazaniem przyczyn choroby lub problemów. TAI CHI Stara sztuka medytacji związanej z ruchem. Obejmuje sferę psychiczną, umysłową i fizyczną. Pochodzi z Chin. Może być także stosowana jako sztuka walki. TERAPIA KWIATOWA Terapia esencjami energetycznymi. Najczęściej stosuje się terapie dr Bacha wykonane z kwiatów. TERAPIA POLARITY Terapia polega na równoważeniu energii życiowej ciała za pomocą czterech technik: praca z ciałem, dieta, joga polarity, stan umysłu. TRENING AUTOGENNY Trening terapeutyczny, który wprowadza pacjenta w stan relaksu psychicznego i fizycznego za pomocą specjalnych ćwiczeń. WEGETARIANIZM Leczenie poprzez zmiany diety i przejście na sposób odżywiania się wyłącznie produktami pochodzenia roślinnego lub w niektórych odmianach wegetarianizmu także nabiałów i miodu. WIZUALIZACJA Terapia polegająca na wykorzystywaniu kreatywnej mocy pacjenta do likwidacji problemów psychicznych i fizycznych. ZIOŁOLECZNICTWO Inaczej zwane fitoterapią, polega na leczeniu ziołami, poprzez picie naparów ziołowych, stosowaniu okładów ziołami, itp. Teraz już sami możemy zdecydować, którą z metod leczniczych wybierzemy, która nam najbardziej odpowiada. Pamiętajmy też, że wiele z tych terapii można stosować również jako profilaktykę leczniczą. Po herbatkę ziołową warto sięgać na co dzień, a nie czekać aż ?dopadnie? nas choroba. Podobnie zadziała zmiana sposobu odżywiania, trybu życia, czy codzienna gimnastyka. I najważniejsza sprawa, pamiętajmy o kilku podstawowych zasadach medycyny naturalnej. 1. O ZDROWIE NALEŻY DBAĆ CAŁY CZAS! 2. SIŁY NA LECZENIE SĄ UKRYTE W NAS, TERAPEUTA JEDYNIE JE POBUDZA! 3. WYLECZYĆ MOŻEMY SIĘ SAMI, JEŚLI TEGO NAPRAWDĘ CHCEMY, NIKT ZA NAS TEGO NIE ZROBI. 4. NIE MA CHORÓB NIEULECZALNYCH! Ta ostatnia zasada może się wydać niektórym mocno naciąganą, a jednak to prawda. Wystarczy posłuchać, czy poczytać o osobach, które pomimo naprawdę ciężkich schorzeń zdołały wyrwać się ze ?szponów śmierci i choroby?. A skoro im się udało to nam też się uda. Potrzeba tylko odrobinę dobrej woli i dużo wiary we własne siły witalne. Nasz organizm naprawdę umie sam o siebie zadbać. Jedyne co to nie należy mu tego utrudniać. A jeśli już korzystamy z dobrodziejstw oferowanych nam terapii to znaczy, że zrobiliśmy pierwszy krok w celu odzyskania zdrowia i sił.
  12. Dużo się mówi o magii, o jej białej i czarnej stronie, ale większość zależy od nas samych. Jak w każdej dziedzinie tak i w magii czy szeroko pojętej ezoteryce należy zachować pewne zasady etyczne. I tak należy pamiętać, ze nie wolno ingerować w czyjaś energetykę bez pytania i uprzedniej zgody na to osoby zainteresowanej . podobnie robienie "przemeblowania" w energetyce innej osoby jest nieetyczne i niemoralne. Przekazy energetyczne także, chyba, ze ktoś poprosi. Wysyłanie bytów, serwitorów, manipulacja magiczna i narzucanie swojej woli w sposób magiczny, na innych jest tym bardziej nieetyczne i złe. O rzeczach tak oczywistych jak rzucanie zaklęć i uroków na innych nawet nie będę wspominała. Pamiętajmy, ze każdy człowiek ma własna drogę do przejścia, własną karmę i zdobywanie doświadczeń we własnym tempie. Otrzymaliśmy wolną wole i warto pamiętać, ze inni też ją mają. Doradzajmy, ale nie narzucajmy. Dotyczy to także wszelkiego rodzaju uzdrawiania. Kto nie jest gotowy na uzdrowienie nie będzie uzdrowiony a nasza na siłę stosowana terapia nic nie da, a będzie nieetyczna.
  13. - Kto potrafi najlepiej używać miecza? ? spytał uczeń. - Idź na pole obok świątyni ? powiedział mistrz Zen. ? Leży tam kamień. Spróbuj go obrazić. - Po co? Kamień mi nie odpowie! - Więc zaatakuj go mieczem. - Tego też nie mogę zrobić. Mój miecz się złamie. A jeśli zaatakuję kamień rękami, poranię palce, a to bez sensu. Ale zadałem ci inne pytanie: kto potrafi najlepiej używać miecza? - Ten, kto jest podobny do kamienia. Taki człowiek nie musi wyciągać miecza z pochwy ani wybaczać przeciwnikowi ? potrafi pokazać, że nikt go nie pokona.
  14. Szamanizm, podobnie jak parę innych mistyczno duchowych ścieżek, stał się ostatnio dość popularny, żeby nie powiedzieć modny. Coraz więcej jest między nami szamanów, wielu nawet ma na potwierdzenie stosowny dokument uzyskany na kursach czy warsztatach szamańskich. Mało kto jednak odróżnia Szamanizm od Neoszamanizmu, tym bardziej, ze być neoszamanem to Fajkis wstyd, a być szamanem to prestiż i pokarm dla ego. Tymczasem szamanem może być tylko osoba powołana czy jak niektórzy mówią, inicjowana przez duchy. Niestety obecnie to szamańskie powołanie przez duchy odbywa się najczęściej za kasę i na warsztatach neoszamńkich, czyli w praktyce: zaliczasz szałas potów, bębnisz na bębnie, czasem nawet uda ci się zobaczyć ducha i to jest inicjacja szamańska. Tak naprawdę jest to zarabianie na neoszamanizmie i tym co się pożycza od różnych kultur a nawet epok, bo takie np germańskie seid też były w zasadzie szamankami. No ja to tak widzę. Obecnie w Europie poza Syberią raczej trudno o szamanów z prawdziwego zdarzenia, nawet tych powołanych przez duchy. Niestety. Ta linia przekazu jest już dawno przerwana. Szybciej wiec znajdziemy u nas wiedźmę czy, ale z szamanem to już gorzej. W niektórych plemionach najczęściej szamanizm przekazywany był w obrębie rodziny. Duchy miały wskazywać kolejnego szamana i lepiej było to powołanie przyjąć bo inaczej zagniewane duchy uprzykrzały życie w sposób straszny. Który z członków rodziny szamanem zostawał to juz właśnie duchy wyznaczały. Nie od dziś wiadomo, ze mogła to byc nawet osoba najniższa w hierarchii plemienia ale np rażona piorunem. Jak przeżyła, to dla niektórych było jasnym, ze powołana. To już było zresztą zależne od danej kultury. Najczescej było to w obrębie rodziny szamana lub kasty szamańskiej, ale nie było reguła. W końcu w szamanizmie mamy do czynienia z duchami przodków, wiec i zwykle kogos z rodziny te duchy wybierały. Dziś wygląda to podobnie, a dzieci z najbliższej rodziny szamana uczą się od niego. I któreś z nich naznaczone przez duchy zostaje jego następcą. Ja, przyznam bez bicia jeszcze niedawno pojmowałam szamanizm bardzo współcześnie. Chwytałam po różne książki o szamanizmie. Czytałam o tym, i chciało mi się być Szamanką. Kiedy jednak trafiłam na mojego aktualnego nauczyciela i przewodnika okazało się, ze musiałam zapomnieć o wszystkim czego się z książek i neta nauczyłam. Nie dostałam inicjacji szamańskiej w stylu warsztatowym, a to co się w ciągu roku nauczyłam znalazłam w lesie, w górach i w sobie. Mój nauczyciel tylko pokazał mi jak nawiązać kontakt, jak widzieć i słyszeć. I jak się uczyć dalej. I jest obok by wciąż wskazywać kierunki. Patrząc z szamańskiego punktu widzenia, śmiało mogę powiedzieć, ze zesłały mi go duchy. Czy jestem dziś szamanką? Na pewno nie w znaczeniu klasycznym, jako duchowy przewodnik plemienia, bo i plemienia nie mam i w płaszczu z ptasich piór nie chodzę. Ale świat wokół stał się barwniejszy, pełniejszy i bardziej tłoczny. A przy tym pełen spokoju. Korzystam czasem z pewnych typowo szamańskich akcesoriów, jak choćby bęben. Sprawia mi przyjemność granie na nim, a i doświadczam wtedy czegoś pięknego. Takich rzeczy jest wiele. Czy miałam inicjację szamańską? Zakładając, ze w pewnej mierze polega ona na śmierci czegoś w sobie i stworzeniu czegoś nowego, to tak, miałam inicjacje szamańską. I nawet przy tym jakiś duch by sie znalazł. Tak naprawdę jednak to są tylko nazwy. Ta akurat - Ja Szamanka - brzmi miło dla ucha i lepiej się kojarzy, niż Europejskie Wiedźmy. Ale to w sumie wciąż nazwa tylko. Dla mnie ważne jest, że znalazłam spokój i ciszę w sobie, wewnętrzną równowagę. Pozbyłam się tych zbędnych rzeczy w sobie i wokół siebie, pewnych jeszcze się pozbywam, inne już tworze. Mam tez lepszy kontakt ze sobą i otaczającym światem, przyrodą i naturą, którą czuje teraz pełniej i rozumniej niż kiedyś. Mogę tez pomagać i służyć radą innym, jeśli tylko tego chcą. I wciąż się uczę świata i siebie. W tym kontekście powiem ze spokojem, ze szamanem może być każdy. I tyle... Pozdrawiam
  15. Kiedyś znalazłam w necie mądrości Indian i myślę, ze warto się z nimi zapoznać, zatrzymać się na moment i pomyśleć nad słowami indiańskich wodzów i szamanów. MĄDROŚĆ INDIAN Indianin należy do Ziemi, czy mieszka w lasach, na równinach, w pueblach czy na wzgórzach. Jest nieodłączną częścią krajobrazu, ponieważ siła, która ukształtowała kontynent dopasowała człowieka do jego otoczenia. Wyrósł on tak naturalnie jak dziki słonecznik i przynależy do Ziemi podobnie jak bizon... Luther Stojący Niedźwiedź 1868?-1939, Wódz Siuksów Oglala Zauważyłeś, że wszystko co Indianin tworzy jest zamknięte w formie kręgu, ponieważ Siła Świata zawsze działa cyklicznie i wszystko dąży do bycia okrągłym... Niebo jest okrągłe i słyszałem, że Ziemia jest okrągła jak piłka i wszystkie gwiazdy. Wiatr w swych najsilniejszych porywach wiruje. Ptaki budują gniazda w kształcie kręgów, bo ich religia jest jak nasza... Nawet pory roku tworzą powtarzający się cykl zmian. Życie człowieka jest cyklem od dzieciństwa do dzieciństwa, i tak jest ze wszystkim czym porusza Siła Świata. Czarny Łoś 1863-1950, Szaman Siuksów Oglala Mam nadzieję, że Wielki Ojciec, który spogląda na nas z góry udziela wszystkim naszym plemionom błogosławieństwa, abyśmy mogli iść naprzód w spokoju i żyć w pokoju przez wszystkie nasze dni; i że On zatroszczy się o nasze dzieci jak o swoje własne, że jego dziećmi będą wszystkie plemiona, że wszyscy podamy sobie ręce ponad wielką równiną, aby na zawsze żyć w pokoju. Czerwona Chmura [Makhpiya - Luta] Wódz Siuksów Oglala Wszystko na świecie ma swój cel, dla każdej choroby istnieje ziele, które je leczy i każdy człowiek ma misję do spełnienia. To jest indiańska teoria życia. Opłakujący Gołąb [Christine Quintasket] 1888 - 1936, Salish Od Wakan Tanka, Wielkiej Tajemnicy przychodzi wszelka moc. To od Wakan Tanka pochodzi mądrość i moc uzdrawiająca szamana. Człowiek wie, że wszystkie rośliny lecznicze są podarowane przez Wakan Tanka, dlatego są święte. Tak samo święty jest bizon, ponieważ jest również darem od Wakan Tanka. Płaskie Żelazo [Maza Blaska] koniec XIX wieku, Wódz Siuksów Oglala Wielki Duch jest we wszystkich rzeczach; jest w powietrzu, którym oddychamy. Wielki Duch jest naszym ojcem, ale Ziemia jest naszą Matką. Ziemia żywi nas, zwraca nam to co jej dajemy. Wielki Grzmot [bedagi] koniec XIX wieku, Wabanaki Algonquin Jestem biedny i nagi, ale jestem przywódcą mego narodu. Nie potrzebujemy bogactwa, ale chcemy uczyć nasze dzieci prawości. Bogactwa nie przyniosą nam dobra. Nie zabierzemy ich ze sobą do innego świata, po naszej śmierci. Nie chcemy bogactwa. Pragniemy pokoju i miłości. Czerwona Chmura [Makhpiya Luta] koniec XIX wieku, Wódz Siuksów Z indiańskiego stosunku do życia wypływa wspaniała wolność, intensywna i pochłaniająca miłość do przyrody, szacunek dla życia, wzbogacająca wiara w Najwyższą Moc i w zasady prawdy, uczciwości, szczodrości, równości i braterstwa, będące podstawą relacji między ludźmi na Ziemi. Luther Stojący Niedźwiedź 1868?-1939, Wódz Siuksów Oglala Rozmowy nigdy nie zaczynano od razu. Nikt pospiesznie nie zadawał pytań, bez względu na to jak były ważne, nikt nie zmuszał do odpowiedzi. Przerwa dająca czas myślom była uprzejmym sposobem rozpoczynania i prowadzenia rozmowy. Milczenie było znaczące dla Lakota i dawanie przestrzeni milczenia dla mówcy i jego własna chwila milczenia przed rozpoczęciem mowy były praktykowaniem prawdziwej uprzejmości i szacunku dla zasady, że myśl przychodzi przed słowem. Luther Stojący Niedźwiedź 1868?-1939, Wódz Siuksów Oglala Kiedy byłem dzieckiem moja matka opowiadała mi legendy o naszym plemieniu, uczyła mnie o Słońcu i niebie, księżycu i gwiazdach, chmurach i burzach. Ona również nauczyła mnie klękać i modlić się o siłę, zdrowie, mądrość i ochronę. My nigdy nie modliliśmy się przeciwko jakiejś osobie, ale jeśli musieliśmy wystąpić przeciwko komuś, musieliśmy wtedy liczyć się z możliwością zemsty. Nauczono nas, że Wielki Duch nie dba o małe kłótnie między ludźmi. Geronimo [Goyathlay] 1829-1909, Wódz Apaczów Chiricahua Kiedy biały człowiek będzie traktował Indianina tak jak traktuje swoich braci, wtedy nie będzie wojen. Wszyscy będziemy równi - będziemy braćmi mającymi tę samą matkę i ojca, z jednym niebem ponad nami i jednym krajem wokół nas i jedynym rządem dla nas wszystkich. Józef [Heinmot Too Yalakekt] 1830-1904, Wódz Nez Perce Zarys kamienia jest okrągły, nie ma końca i początku; podobnie moc kamienia jest nieskończona. Kamień jest doskonały w swym rodzaju i jest wytworem natury, nie został ukształtowany przez żadne sztuczne siły. Nie jest piękny, ale jego struktura jest solidna, jak solidny jest dom, w którym można bezpiecznie żyć. Ścigany przez Niedźwiedzia 1843-1915, Siuks Santee-Yanktonai Ziemia, którą widzisz nie jest zwykłą ziemią - jest pyłem krwi, ciałem i kośćmi naszych przodków... Musisz kopać głęboko pod powierzchnią, aby odnaleźć jej naturę. Ziemia, taka jaka jest, jest moją krwią i moją śmiercią; jest poświęcona. Shes-his koniec XIX wieku, Reno Crow Zaobserwowałem, że wszyscy ludzie mają jakieś ulubione zwierzę, drzewo, roślinę lub miejsce na Ziemi. Jeśli człowiek zwracałby większą uwagę na swoje upodobania i poszukiwał tego co jest najlepsze do zrobienia, by przybliżyć się ku temu co lubi, miałby swoje marzenia, które oczyściłyby jego życie. Niech człowiek zdecyduje, które zwierzę jest mu bliskie i poznaje je, ucząc się jego niewinności. Niech człowiek nauczy się rozumieć jego głos i ruchy. Zwierzęta chcą skomunikować się z człowiekiem, ale Wakan Tanka sprawił, aby nie czyniły tego tak bezpośrednio - to człowiek musi odegrać większą rolę w tym kontakcie i zrozumieniu. Odważny Bizon koniec XIX wieku, szaman z plemienia Siuks Teton Kiedy miałem dziesięć lat zabrał mnie ze sobą, aby popilnować konie na prerii. Napoiliśmy stado i około południa wróciliśmy do domu na obiad... Kiedy usiedliśmy mój ojciec powiedział: Te konie są podobnymi Bogu, tajemniczymi istotami. Wódz Wilk koniec XIX wieku Stare indiańskie nauki mówią, że złą jest rzeczą wydzierać ze swego miejsca na Ziemi coś, co mogłoby tam rosnąć. Roślina może być ścięta, ale nie wyrwana z korzeniami. Drzewa i trawy mają dusze. Kiedy jakiś dobry Indianin niszczy roślinę, czyni to ze smutkiem i z prośbą o wybaczenie, gdyż czyni to z konieczności. Drewniana Noga koniec XIX wieku, Cheyenne Kiedy człowiek stworzy coś, co jest podziwiane przez wszystkich, mówimy, że jest to cudowne, ale kiedy obserwujemy zmianę dnia w noc, Słońce, Księżyc, gwiazdy na niebie i zmieniające się pory roku na Ziemi, a także dojrzewające owoce, musimy sobie uświadomić, że jest to wynikiem pracy kogoś, kto posiada większą moc niż człowiek. Ścigany przez Niedźwiedzia 1843-1925, Siuks Santee-Yanktonai Ziemia jest Matką wszystkich ludzi i wszyscy ludzie powinni mieć te same do niej prawa. W równym stopniu możesz spodziewać się, że rzeki zostaną zawrócone w swym biegu, jak i tego, że każdy człowiek, który urodził się wolny będzie zadowolony kiedy zostanie pozbawiony tej wolności i prawa pójścia tam, gdzie chce. Józef [Heinmot Too Yalakekt] 1830-1904, Wódz Nez Perce Głos Wielkiego Ducha jest słyszalny w świergotaniu ptaków, szumie wód i słodkim oddechu kwiatów. Jeśli jest to poganizm, to jestem poganką. Gertrude Simmons Bonnin [Zitkala - Sa] Siuks Dakota Ziemia i ja sam jesteśmy jednym umysłem. Miara Ziemi i miara naszych ciał są tym samym. Józef [Heinmot Too Yalakekt] 1830-1904, Wódz Nez Perce Urodziłem się na prerii, gdzie wiatr swobodnie wieje i gdzie nie ma niczego co zatrzymałoby światło Słońca. Urodziłem się tam, gdzie nie było żadnych fizycznych barier i wszystko mogło oddychać swobodnie... Znam każdy strumień i każdy las pomiędzy Rio Grande i Arkansas. Polowałem i mieszkałem na przestrzeniach całego kraju. Żyłem tak jak moi ojcowie przede mną i tak jak oni żyłem szczęśliwie. Dziesięć Niedźwiedzi koniec XIX wieku, Wódz Komanczów Często w głębokim spokoju nocą, kiedy cała przyroda zdaje się spać wokół mnie, słyszę delikatne kołatanie do wrót mego serca. Otwieram je, a głos pyta: Pokagan, co będzie z tymi ludźmi? Jaka będzie ich przyszłość? Moja odpowiedź brzmi: Śmiertelny człowiek, nie ma wystarczającej mocy, aby odsłonić zasłonę nienarodzonego czasu i przepowiedzieć przyszłość swej rasy. Ten dar przynależy wyłącznie Wielkiemu Twórcy. Ale człowiekowi ten dar jest dany wtedy, gdy chce osądzić przyszłość poprzez teraźniejszość i przeszłość. Simon Pokagan (1830-1899) Potawatomie Kiedy byłem młodym człowiekiem wybrałem się do szamana po radę dotyczącą mojej przyszłości. Leczący człowiek powiedział: Nie mam ci wiele do powiedzenia z wyjątkiem tego, że mogę ci pomóc w zrozumieniu Ziemi, na której żyjemy. Jeśli człowiek chce osiągnąć sukces na polowaniu lub na wojennej ścieżce nie może być rządzony przez swoje skłonności, ale musi rozumieć zachowanie się zwierząt i swoje naturalne otoczenie dzięki swej zdolności obserwacji. Ziemia jest wielka i żyje na niej wiele zwierząt. Ziemia jest chroniona przez coś, co niekiedy staje się widoczne dla oczu. Samotny Człowiek [isua-la-wice] koniec XIX wieku, Siuks Teton Czy wiesz, że czasami narzuca mi się myśl... czy to było dobre, że szukałem cywilizacji z jej problemami i czy nie byłoby lepiej nawet teraz powrócić do ciemności i najbardziej świętej dzikości naszego kraju (jeśli taką można jeszcze znaleźć) i tam żyć i oddychać cicho, szczęśliwie i w zapomnieniu, jak czynią to ptaki w przestworzach i inne stworzenia na łąkach. Myśl jest szczęśliwa, ale być może niepraktyczna. Ely S. Parker 1828-1895, Seneca Iroquois Sachem Podstawowym wierzeniem Indianina jest to, że po śmierci człowieka jego duch jest gdzieś na Ziemi lub w niebie, dokładnie nie wiemy gdzie, i wciąż żyje... Podobnie jest z Wakan Tanka. Wierzymy, że żyje wszędzie. Co więcej, wierzymy, że jest dla nas jak dusze zmarłych przyjaciół, których głosów nie możemy usłyszeć. Ścigany przez Niedźwiedzie 1843-1915, Siuks Santee-Yanktonai Lakota był prawdziwym naturalistą - miłośnikiem Natury. Kochał Ziemię i wszystkie rzeczy na niej i jego uczucie wzrastało z wiekiem. Starsi ludzie siadali lub kładli się na Ziemię z uczuciem, że w ten sposób byli bliżej jej matczynej siły. Dotykanie Ziemi było dobre dla skóry i starzy ludzie lubili zdejmować mokasyny i chodzić bosymi stopami po świętej Ziemi. Ich tipi były stawiane na Ziemi i ich ołtarze były zrobione z ziemi. Ptaki, które latały w powietrzu odpoczywały na Ziemi, która była trwałym miejscem dla wszystkich rzeczy, które na niej żyły i wzrastały. Ziemia koiła, wzmacniała, oczyszczała i uzdrawiała. Dlatego stary Indianin wciąż siada na Ziemi... Dla niego siedzenie lub leżenie na niej umożliwiało głębsze myślenie i odczuwanie; mógł on widzieć jaśniej tajemnice życia i swoje bliskie pokrewieństwo z innymi istotami. Luther Stojący Niedźwiedź 1868?-1939, Wódz Siuksów Oglala Prosisz mnie, bym zaorał ziemię. Czy mam wziąć nóż i rozerwać łono mojej Matki? Potem, kiedy umrę nie przyjmie mnie ona do swego łona, bym odpoczął. Prosisz mnie, abym kopał w poszukiwaniu kamieni! Czy mam kopać pod skórą swojej Matki w poszukiwaniu jej kości? Potem, kiedy umrę nie będę mógł wejść w twoje ciało, by się odrodzić. Prosisz mnie, aby ściąć trawę, ususzyć na siano, sprzedać je i być bogatym jak biały człowiek, ale jakże bym się ośmielił ściąć włosy mojej Matki? Smohalla Sokulk Kiedy będę zbyt stary i zbyt słaby, by zaopiekować się moimi owcami i uprawiać kukurydzę, zamierzam siedzieć w domu, rzeźbić katchiny, opowiadać moim wnukom i wnuczkom historię mojego życia... Potem chcę zostać pochowany na sposób Hopi. Być może mój syn ubierze mnie w tradycyjny strój, zawiesi kilka koralików wokół mej szyi, włoży paho i trochę świętej mąki kukurydzianej w moją rękę i przymocuje turkus do moich uszu. Jeśli zechce włożyć mnie do trumny, może to także uczynić, ale musi zostawić wieko nie zamknięte, umieścić obok pożywienie i ustawić w grobie drabinę tak, abym mógł się po niej wspiąć. Będę spieszył się do mych najbliższych, ale powrócę wraz z dobrym deszczem i tańcem na plac jako Katchina, powrócę razem z moimi przodkami. Don Talayesva koniec XIX wieku, Wódz Klanu Słońca Hopi Indianom obca jest idea izolowania, oddzielania i klasyfikowania. Postrzegają wszystkie rzeczy we wszechświecie jako powiązane i wzajemnie od siebie zależne. Realny świat, świat zmysłów, naukowy, fizyczny świat, w którym żyjemy, nie jest ani lepszy ani gorszy od świata duchowego, świata paranormalnych doświadczeń, marzeń, świata przed narodzinami i po śmierci. Oba światy są powiązane ze sobą i są równie ważne. Wyznacznikiem stosunku Indian do życia jest doświadczanie, a nie interpretowanie ludzkiego istnienia.
  16. Do napisania tego artykułu zainspirował mnie tekst zamieszczony w jednym z numerów ?Czwartego Wymiaru?, dotyczący niebezpieczeństw i zagrożeń czyhających na drodze rozwoju zdolności paranormalnych. Niestety dość powszechne jest przekonanie, że ezoteryka, ta szeroko rozumiana jest drogą bezpieczną i miłą. O ile ścieżki magii mogą nieść ze sobą jakieś zagrożenia, o tyle w szeroko rozumianym rozwoju duchowym nie dostrzega się ich. Tymczasem one są i nie należy ich bagatelizować. Zwłaszcza, kiedy rozwija się pewne, tak zwane paranormalne zdolności. Mam tu na myśli głownie jasnowidzenie, wróżbiarstwo, czy szeroko rozumiane postrzeganie pozazmysłowe. Zwłaszcza osoby, które maja za sobą pierwsze, udane próby w tej materii powinny mieć się troszkę na baczności. Bo przy udanym eksperymencie nie trudno o euforię, a i chęć doświadczania więcej i częściej jest kusząca. Tymczasem łatwo tu się zatracić i doznać pewnego rodzaju rozchwiania emocjonalnego czy nawet psychicznego. Co więc zrobić? Przede wszystkim dobrze się uziemić. Mam tu na myśli nie tylko uziemianie się konieczne podczas medytacji czy ćwiczeń mentalnych, ale i uziemianie się na resztę dnia. Kiedyś pewien znajomy szaman powiedział mi, że jeśli się na codzień obcuje z tym innym wymiarem, to dobrze jest mieć jakąś kotwicę przyziemności. Np. najbardziej na świecie zwyczajną pracę, lub równie zwyczajne hobby, czy też przyjaźnie spoza ezoterycznego kręgu. I patrząc na swoje doświadczenia oraz moich przyjaciół ezoteryków, przyznaję rację temu szamanowi. Świat Ezoteryki jest kuszący jak sama magia. Bywa jednak zwodniczy, a i zatracić się w nim nie jest trudno. Dlatego warto pamiętać, by rozwijając w sobie zdolności paranormalne zachować pewien dystans i margines. Mój tata nazywał to wentylem bezpieczeństwa. Jak to zrobić? Bardzo prosto. Na początek dobrze wyrobić w sobie nawyk, by ćwiczenia rozwijające nasze zdolności paranormalne przeprowadzać tylko w określonych ramach czasowych. Poza tym resztę dnia spędzić myśląc i czując racjonalnie, bez prób percepcji pozazmysłowej różnych sytuacji. Pamiętać, by w stanach wzburzeń emocjonalnych, wątpliwości czy po prostu gorszego dnia, nie wychodzić poza stan fizyczny. W takich chwilach lepiej zrezygnować z ćwiczeń postrzegania pozazmysłowego, a zamiast tego oddać się wyciszającej medytacji, przywracającej w nas spokój i harmonię. Kolejna sprawa to odczuwanie energetyczne. Tu szczególną uwagę zwracam osobom zajmującym się energetyką, np. bioenergoterapią, Reiki, uzdrawianiem pranicznym, czy inną metodą energoterapii. Ważne jest by nauczyć się czasem wyłączać wrażliwość energetyczną, a przede wszystkim odcinać się i zabezpieczać przed energiami innych. Zwłaszcza w pracy z Klientami jest to ważne, bo czasem w ich energetyce sporo jest brudów, które chętnie przyklejają się do innych. Kolejna sprawa, i to bardzo trudna, to nauczenie się oddzielania kontrolowanego stanu przyjmującego mentalne przekazy od zwyczajnego stanu umysłu. Niestety, zwłaszcza na początku drogi, zdarza się, że tak bardzo chcemy coś dostrzec, usłyszeć, zobaczyć, że zapominamy, iż często pewne zjawiska są naturalne i zwyczajne. Cień firanki na ścianie najczęściej jest tylko cieniem firanki na ścianie, a nie pojawieniem się duchowej istoty. Dlatego właśnie, napisałam wyżej by pewne ćwiczenia przeprowadzać w określonych porach czy w wyznaczonych ramach czasowych. Następna dość istotna rzecz, to margines błędu. Należy zawsze go sobie zostawić i nie wykłócać się na siłę, że coś jest białe, a nie czarne. Świat pozazmysłowy rządzi się innymi prawami i trzeba o tym pamiętać. Czasem dwie osoby tę samą rzecz postrzegają w nim zupełnie inaczej. I jest to wbrew pozorom logiczne. Bo większość z tego, co odbieramy, słyszymy, czy widzimy po tej drugiej stronie lustra, i tak przefiltrowujemy przez nasz umysł, nasze postrzeganie świata, wpojone wzorce. Weźmy dla przykładu anioły. Już sama nazwa ?anioł? wywołuje w nas skojarzenie, że jest to świetlista istota, z wyrastającą z pleców parą białych skrzydeł. Najczęściej, więc, te istoty postrzegamy przybrane w formę, jaką znamy od wieków z kościelnych obrazów czy ikonografii. Co jednak nie znaczy, że ktoś inny nie może zobaczyć ich np. w jeansach i T-Shircie. Wszystko zależy od naszych wzorców. Najważniejsze w tym paranormalnym świecie to nie dać się zwariować i zachować umiar i rozsądek. Jeżeli tego nie brak, na pewno uda nam się doświadczyć wielu ciekawych zjawisk, niedostępnych osobom jeszcze nie obudzonym. Na koniec pozwolę sobie przypomnieć o kilku ważnych rzeczach, niezbędnych podczas ćwiczeń i praktyk mentalnych. 1.Przystępując do ćwiczeń czy praktyk (także terapii) mentalnych wycisz się i doprowadź do równowagi emocjonalnej. Nawet krótka medytacja jest tu wskazana. 2.Oczyść wcześniej pomieszczenie, tak by praktyka i ćwiczenia były bezpieczne. 3.Pierwsze kroki na ?paranormalnej? drodze staraj się stawiać z kimś doświadczonym. Nie dochodź do pewnych rzeczy metodą prób i błędów. Lepiej zapytaj, kogoś z doświadczeniem. Pamiętaj, że kiedy uczeń jest gotowy i nauczyciel się znajdzie. 4. Zachowaj rozsądek i ostrożność. Odrobina sceptycyzmu jest bardzo wskazana. 5.Nie przystępuj do ćwiczeń czy praktyk po sutym, ciężkim posiłku. Planując ćwiczenia mentalne zjedz wcześniej lekko strawny posiłek, najlepiej wegetariański. Pamiętaj, że ciężkostrawne dania utrudniają percepcję pozazmysłową. 6.Bądź elastyczny, nie upieraj się, że coś jest lub nie ma. Czasem po prostu przyjmij to, co widzisz i słyszysz, zachowując jednocześnie rozwagę i ostrożność. 7.Nie zniechęcaj się niepowodzeniami. Pamiętaj, że trening czyni mistrza. Na koniec życzę sukcesów w tej ezoterycznej ścieżce. Pozdrawiam
  17. Królicza Nora jak wiemy jest formą pracy samego ze sobą, a dokładniej poznawania siebie, swoich matryc i rozliczania się z nimi, a następnie stawanie się i dojrzewanie by na końcu wyjść z Krainy Czarów, jako w pełni świadoma nowa osoba. Nowa nie znaczy ubrana w maski, które zmienia w zależności od potrzeb. Nie. Nie na tym polega praca ze sobą w Króliczej Norze. Przede wszystkim Królicza Nora ma na celu poznania siebie samego i to dogłębnie. Poznanie swoich emocji, przyzwyczajeń, a przede wszystkim postrzeganiem siebie. Bez obwiniania. Tylko uświadomienie sobie, co, gdzie i przede wszystkim, dlaczego. Od czego zacząć podróż przez Króliczą Norę? Od dialogów emocjonalnych. A jak to zrobić, postaram się wyjaśnić. Dialogi Emocjonalne mają na celu poznanie własnych uczuć, przywar, słabości i emocji, które nie koniecznie ułatwiają nam życie, czy postrzeganie siebie i otoczenia. Prace nad tym zaczynamy od wypisania na kartce (lub w komputerze) cech, których w sobie nie lubimy, czy które uznajemy za przeszkody we własnym rozwoju. Np. niskie poczucie własnej wartości i niska samoocena, zazdrość, szybkie wpadnie w gniew, chęć udowadniania sobie lub innym czegoś, lenistwo, pycha, chciwość, pesymizm, itd., itp. Tu ważne jest, aby być wobec siebie do bólu (dosłownie) szczerym, ale obiektywnym. Pamiętajmy, że nie chodzi o wpędzanie siebie w poczucie winy, czy zdołowaniem siebie, a uświadomieniem sobie siebie samego. A to też nie lada wyczyn, bo czasem najgorzej przyznać się do pewnych rzeczy przed sobą samym. W tym wypadku jednak jest to konieczne. Kolejnym krokiem jest powiązanie pewnych cech ze sobą. W naszym przykładzie może to być np. niskie poczucie własnej wartości i chęć udowadniania wszystkiego, wymądrzanie się. Łatwo tu zauważyć, że jedno wynika z drugiego. A do czego prowadzi? Najczęściej do bezsensownej pogoni za czymś, co nie jest tego warte, do podnoszenia swego ego a także do frustracji, bo wciąż będziemy w swoich oczach uważać się za kogoś gorszego, brzydszego, głupszego itd. I wpadamy w błędne koło, bo cokolwiek nie zrobimy, zawsze będziemy widzieć, że inni mogą, mają, potrafią więcej. Nie zobaczymy zaś swoich zalet. To tylko przykład, a tak naprawdę chodzi o to by się uporać z tym, co nas boli, jak to mówią. Dlatego ważne jest by szczerze i uczciwie stanąć twarzą w twarz ze sobą. Kolejnym etapem po wypisaniu tych cech oraz w miarę możliwości powiązania ich ze sobą, jest to, co ja nazywam praca detektywa. Polega to na dokładnym analizowaniu każdej z cech poprzez zadawania pytań. Dlaczego zabawa w detektywa? Bo tu cechę, emocję czy słabość traktujemy jak miejsce zbrodni i szukamy sprawcy przepytując wszystkich, czyli w tym wypadku poddajemy dogłębnej analizie, co, jak, dlaczego, kiedy. W naszym przykładzie mamy niską samoocenę i np. pytamy, dlaczego postrzegamy siebie w ten sposób, co może być przyczyną – tu trzeba najczęściej sięgnąć do dzieciństwa i relacji, jakie mieliśmy lub nie mieliśmy w domu, w szkole, itd. W tym wypadku tez ważne jest by nie szukać winnych i powiedzieć np. że to rodzice bo wciąż mnie do kogoś porównywali i nigdy nie dostrzegali moich dobrych stron, ocen, wyników sportowych itd. Nie szukamy winnych tylko świadomości, bo jeśli znajdziemy przyczynę swoich frustracji, kompleksów i leków, a tak naprawdę o to w tym chodzi, to już więcej jak polowa sukcesu za nami. A teraz kilka przydatnych być może pytań w pracy z dialogami emocjonalnymi: Zacznijmy od przywołania w pamięci sytuacji, kiedy zachowujemy się tak, a nie inaczej, w opisywanym przykładzie np. kiedy nasze poczucie własnej wartości leci na łeb na szyję. Opisz w tej sytuacji, co powoduje te odczucia, jakie wówczas emocje tobą targają, co myślisz o sobie i co myślisz, ze inni myślą o tobie i dlaczego właśnie tak? Jeśli czujesz się gorszy(a) to dlaczego? Jakie słowa, gesty czy sytuacje wywołują w tobie te uczucia? Czy ma to związek z jakąś (jakimiś) sytuacjami w przeszłości? A jeśli tak to, z jakimi? Jakie słowa cię ranią i dlaczego? Kiedy już uświadomimy sobie skąd, dlaczego, jak i co, przyjdzie pora na chyba najtrudniejszy etap Króliczej Nory, a mianowicie zmierzenie się ze swoimi lękami. Ale o tym następnym razem.
  18. W większosci domów obchodzi sie Boze Narodzenie zgodnie z tradycją Chrześcijańską. Stawia się szopkę ze scenką narodzin chrześcijańskiego bóstwa, w światyniach, szkołach i na ulicach odgrywa się jasełka. A tak naprawdę Wigilia i Boze narodzenie to święta pożyczone od innych kultur i tradycji. Co więcej same zwyczaje wigilijne także nie są czysto chrześcijańskie, a ich korzenie siegaja głęboko w czasy Słowian i innych Pogańskich Wyznań. Oto co Gazeta.pl pisze o zwyczajach wigilijnych w temacie: Halucynogenny mak, grzyby nie z tego świata - słowiańskie korzenie Wigilii Więcej... http://supermozg.gazeta.pl/supermozg/1,91626,10864891,Halucynogenny_mak__grzyby_nie_z_tego_swiata___slowianskie.html#ixzz1hWTYEANU Obecność na wigilijnym stole maku, miodu czy grzybów sięga korzeniami kultury starosłowiańskiej – wskazują etnologowie. Niektórym potrawom przypisano właściwości pomocne w osiąganiu łączności między światem doczesnym a zaświatami.Etnolog z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, dr Grzegorz Odoj, przypomina pradawne przekonanie, zgodnie z którym w Wigilię obejścia i domostwa ludzi są przeniknięte przez duchy przodków. "W niektórych domach, gdy zasiadano do wigilijnego stołu, zamiatano, omiatano czy stukano w stół, aby odstraszyć duchy, a nawet ich nie przysiąść na ławie” – powiedział naukowiec. Także w kultywowanym do dziś zwyczaju pozostawiania na wigilijnym stole pustego nakrycia dla strudzonego wędrowca, etnologowie dopatrują się reliktu starosłowiańskich obiat – posiłków obrzędowych, podczas których pozostawiano nietkniętą część jedzenia dla duchów przodków. Na Śląsku zwyczaj ten jest zresztą sprzeczny z inną tradycją, która nakazuje, aby pod żadnym pozorem nie wstawać od wigilijnego stołu w trakcie wieczerzy – nawet, gdy ktoś puka. W ten sposób nie ma praktycznie szans, by potencjalny wędrowiec mógł zająć puste miejsce przy stole. Odejście od stołu w trakcie posiłku ma zwiastować śmierć w rodzinie w kolejnym roku. Naukowcy wskazują, że także symbolika niektórych produktów, tradycyjnie znajdujących się na wigilijnym stole, nawiązuje do starosłowiańskich obrządków i zwyczajów. Dotyczy to m.in. maku, miodu, grzybów i słodkiego kołacza. "Kołacze to niegdysiejsze określenie ciasta obrzędowego; nazwa kołacz pochodzi od koła, co wskazuje na bezpośredni związek z kultem solarnym. Koło to odniesienie do kultu solarnego, było symbolem szczęścia, powodzenia - stąd kołacz” – tłumaczy dr Odoj. W niektórych regionach Polski, w wigilijny wieczór kobiety karmiły kury zbożem, wrzucanym w obręcz beczki. Miało to symboliczny wymiar – chodziło o to, by kury nie rozchodziły się i nie niosły jaj u sąsiadów, ale także o to, by w kolejnym roku rodzina tworzyła wspólnotę i nie straciła żadnego z członków. Symboliczne znaczenie ma także mak, który już w kulturze starosłowiańskiej uchodził za produkt niezwykły – znano jego usypiające, wręcz halucynogenne właściwości. "Mak wykorzystywano do sporządzania silnych wywarów właśnie w czasie działań związanych z kultem przodków. Taki silny wywar miał charakter mediacyjny – lekkie oszołomienie, senność, miały niejako pośredniczyć między rzeczywistością doczesną a zaświatami, łączyć z tymi, którzy odeszli” – wyjaśnił naukowiec, przywołując dawne przekonanie, że "sen jest bratem śmierci”. Podobnie grzyby, które w kulturze tradycyjnej uchodziły za rośliny niezwykłe, pochodzące z niezwykłej i nieokiełznanej do końca przestrzeni, za jaką uważano las. "Grzyby były jakby odniesieniem do zaświatów - do tej przestrzeni odległej, nieswojskiej, obcej” – wskazał dr Odoj. Za niezwykłe, wręcz święte, w różnych kulturach uchodziły również wytwarzające miód pszczoły. "Nie tylko w tradycyjnej kulturze polskiej należało im oddawać cześć; także te zwierzęta mediowały z zaświatami” – powiedział etnolog, nawiązując do obecności miodu w świątecznych potrawach. Starosłowiańskiej kultury może sięgać także tradycja wkładania siana pod obrus podczas wigilijnej wieczerzy. "Niektórzy badacze twierdzą, że to pamiątka starosłowiańskich obiat, spożywanych na kurhanach, miejscach pochówku, na zwiędłych trawach. Zostawiano tam pożywienie dla tych, którzy odeszli; być może siano pod wigilijnym obrusem to dalekie echo tego zjawiska” – uważa dr Odoj. ........................................... O tym, ze zwyczaj ubierania choinki ma korzenie nemieckie to juz wie prawie każdy, bo uczą tego nawet w szkołach. Ale zanim Niemcy przez zabory dali nam choinkę, polskie domy też przystrajano zielonymi gałazkami. Były to tzw Podłaźniczki. Podłaźniczka (podłaźnik, jutka, sad rajski, boże drzewko, wiecha) – czubek jodły, świerka lub sosnowa gałąź wieszane pod sufitem jako ozdoba w czasie Święta Godowego, a następnie Bożego Narodzenia. Podłaźniczka i późniejsza choinka wiązana jest z pogańską tradycją ludową i kultem wiecznie zielonego drzewka. Zanim w okresie bożonarodzeniowym w domach pojawiła się choinka, tradycyjną ozdobą była podłaźniczka. Obyczaj ten zachował się na wsiach jeszcze do lat 20. XX w., szczególnie w Polsce południowej: na Śląsku, Podhalu, Pogórzu, ziemi sądeckiej i krakowskiej. Podłaźniczki to gałązki jodłowe, zdobione były jabłkami, orzechami, ciasteczkami, kolorową bibułą, wstążkami i przede wszystkim światami, jak nazywano kolorowe krążki opłatków. Lud wierzył w ich magiczną moc przyczyniania się do urodzaju i zapewniania powodzenia. Wieszanie podłaźnika w Święto Godowe, a następnie w dzień Wigilii, było ważnym wydarzeniem w domu. Zawsze zawieszał go gospodarz, na Podhalu obowiązkowo ubrany w cuchę przewiązaną powrósłem uplecionym ze słomy. Z czasem czynności tej towarzyszyć zaczęły modlitwy Anioł Pański, Ojcze Nasz, Zdrowaś Mario. Źróło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Pod%C5%82a%C5%BAniczka A "Strefa Folku" tak pisze o tej tradycji: Boże Narodzenie to święto o wielkim znaczeniu kulturowym dla wszystkich chrześcijan. Mało kto zasiadając do stołu w wigilijny wieczór zastanawia się nad korzeniami wielu świątecznych tradycji. Większość z tych tradycji do chrześcijaństwa przeniknęło z obrzędowości pogan, którzy w grudniu świętowali Szczodre Gody – narodziny słońca. „Oto dokonało się koło Swaroże” 21 grudnia to początek kalendarzowej zimy, przesilenie zimowe, najkrótszy dzień w roku. Tego dnia rozpoczyna się nowy cykl słoneczny, odtąd dni stają się coraz dłuższe, a noce coraz krótsze. Pogańscy Słowianie, zgodnie z właściwym kulturom tradycyjnym naturalnym, panteistycznym widzeniem świata, sakralną sferę życia podporządkowywali prawom natury. Charakter religijny, duchowy miały dla nich wszelkie zjawiska astronomiczne. Dlatego też kalendarz astronomiczny był jednocześnie kalendarzem obrzędowym. „Oto dokonało się koło Swaroże” – mawiali Słowianie w Szczodry Wieczór. Swaróg, słowiański bóg – słońce, tego dnia panuje najkrócej, ale jednocześnie odtąd z każdym dniem jego panowanie zwiększa swój zasięg. Rozpoczyna się nowy cykl słoneczny, a więc nowy rok. Zimowe przesilenie to symbol odradzania się, zwycięstwa jakie odnosi światłość nad ciemnością, dzień nad nocą. Dusze zmarłych czy strudzeni wędrowcy? A co z tej pogańskiej obrzędowości pozostało w chrześcijańskiej tradycji Bożego Narodzenia? Jednym z popularniejszych zwyczajów jest ścielenie siana pod obrusem na wigilijnym stole. Jeszcze przed chrystianizacją, świętując Szczodry Wieczór, Słowianie w ten sposób symbolicznie prosili bogów o pomyślne plony w nadchodzącym roku. Jeszcze w XVII wieku duchowni chrześcijańscy próbowali walczyć z tym zwyczajem, a gdy nie udało się go usunąć z panteonu zwyczajów ludowych, stwierdzono, że siano pod obrusem to symbol pamięci o żłóbku, w którym narodził się Jezus. Powszechne jest też w polskiej tradycji pozostawianie pustego miejsca przy wigilijnym stole. Dawni Słowianie w ten sposób zapraszali na ucztę dusze zmarłych. Zwyczaj ten funkcjonował również wśród wschodnich Słowian, u których zresztą pogańskie naleciałości zachowały się dużo lepiej niż np w Polsce. W bardzo malowniczy sposób połączenie duchowości prawosławnej z przedchrześcijańską przedstawił ukraiński pisarz neoromantyczny, Mychajło Kociubiński w swojej powieści „Cienie zapomnianych przodków”, opisując historię osadzoną w huculskiej wiosce przełomu XIX i XX wieku. Przypomniał tam zwyczaj, wedle którego gospodarz domu w wigilijny wieczór, zanim usiądzie, zdmuchuje swoje miejsce, aby nie usiąść na żadnym z duchów. Wychodzi też przed dom i woła na wieczerzę „nieczyste siły”. Powtarza zaproszenie kilkakrotnie, a gdy nie przynosi to skutku, zaklina, aby owe „nieczyste siły” nigdy już się nie zjawiły. Poza tym tuż przed wieczerzą potrawami wigilijnymi zostają poczęstowane także zwierzęta gospodarskie, co jest niewątpliwą pozostałością po pogańskim przywiązaniu do natury. Kołacz czy opłatek? Prawosławie zachowało więc o wiele dłużej syntezę zwyczajów chrześcijańskich i pogańskich. Na ziemiach ruskich w średniowieczu istniał zresztą bożonarodzeniowy zwyczaj przebierania się za słońce, co był oczywistym spadkiem po kulcie Swaroga, bardzo popularnego na wschodniej Słowiańszczyźnie boga. Pisząc o pogańskich korzeniach Bożego Narodzenia nie wspomnieć o opłatku. Dzielenie się jedzeniem podczas uczty znane było już na przedchrześcijańskiej Słowiańszczyźnie. Dawni Słowianie podczas Szczodrego Wieczoru i wielu innych obrzędów dzielili się ze sobą kołaczem na znak braterstwa. Święta Bożego Narodzenia są więc w prostej linii kulturową kontynuacją pogańskich Szczodrych Godów. W czasach, kiedy słońce było bogiem, jego narodziny miały wielką, sakralną moc. Stąd też chrześcijańscy misjonarze na słowiańskiej ziemi, zamiast zwalczać obrzędowość Szczodrych Godów, adaptowali ją do swoich potrzeb. I tak dusza zmarłego przodka zmieniła się w strudzonego wędrowca, odrodzenie słońca w narodziny Jezusa, dzielenie się kołaczem w dzielenie się „ciałem Chrystusa”. Źródło: http://www.strefafolku.pl/index.php/tradycje/slonca-narodzenie/ Ale Boze Narodzenie to nie tylko Polska tradycja. Obchodzone jest w zasadzie na całym świecie, a dla Chrześcijan beż żadnych wątpliwości jest świętem narodzin Jezusa. Okazuje się jednak, ze podobnie, jak wiele innych świąt, takze Boze Narodzenie jest tylko zaadoptowanym świętem, a co ciekawe pewne elementy tych śwąt byly potepiane przez Biblię. Pentecost Revival Centre z Australii udostępnia w sieci do szerszego rozpowszechniania artykuł na temat genezy Świat Bozego narodzenia, do którrego podaję tylko lnk: http://www.cai.org/files/theme-sheets/pl/a2/sa2024pl.pdf Za to pozwolę sobie wkleić to, co o korzeniach tego święta napisal George Frazer w swej słynnej "Złotej Gałęzi", tak by nie było juz wątpliwości, jakie w zasadzie obchodzimy teraz święta Gdy zastanowimy się, jak często Kościół umiejętnie potrafił zasiać ziarna nowej wiary na starej pogańskiej glebie, możemy założyć, że uroczystości wielkanocne związane ze śmiercią i zmartwychwstaniem Chrystusa oparte były na podobnych obrządkach ku czci zmarłego i powracającego do życia Adonisa, które, jak wolno nam przypuszczać z przytoczonych uprzednio dowodów, obchodzone były w Syrii o tej samej porze roku. Typ pogrążonej w żałobie bogini z umierającym w jej ramionach kochankiem przypomina i mógł być wzorem dla motywu pięty w sztuce chrześcijańskiej, dla postaci Najświętszej Panny z martwym ciałem jej boskiego Syna, której najwspanial­szym przykładem jest rzeźba Michała Anioła w bazylice Św. Piotra. Ta szlachetna grupa, w której straszliwy ból matki kontrastuje w tak cudowny sposób ze spokojem śmierci u jej Syna, jest jedną z najwspanialszych kompo­zycji w marmurze. Starożytna sztuka grecka przekazała nam niewiele równie pięknych arcydzieł i ani jednego tak bardzo wzruszającego. W związku z tym warto przypomnieć powszechnie znane stwierdzenie św. Hieronima. Opowiada on, że w Betlejem miejsce, w którym zgodnie z tradycją narodził się Chrystus, ocienione było gajem jeszcze starszego syryjskiego boga Adonisa i że w tym miejscu, gdzie zapłakało Dziecię Jezus, opłakiwano kochanka Wenus. Chociaż nie mówi on tego wyraźnie, wydaje się, iż Hieronim uważał, że poganie zasadzili gaj Adonisa już po urodzeniu Chrystusa, by zbezcześcić święte miejsce. Mógł się mylić. Jeśli Adonis istotnie był, jak dowodziłem, duchem zboża, trudno o bardziej odpowiednik dla niego miejsce zamieszkania aniżeli Betlejem (Dom Chleba) i być może czczono go w tym Domu Chleba na długo przed narodzeniem się Tego, który powiedział: „Ja jestem chlebem życia." Jeśli nawet przyjmiemy hipotezę, że Adonis znalazł się po Chrystusie, a nie przed Nim, w Betlejem, wybór tej smutnej postaci dla oderwania chrześcijan od ich Boga musimy uważać za niezwykle trafny, jeśli przypomnimy sobie podobieństwo obrządków ku czci śmierci i zmartwych­wstania obu. Jedną z najwcześniejszych siedzib kultu nowego Boga była Antiochia i tu, jak widzieliśmy, śmierć starego boga obchodzono co roku bardzo uroczyście. Okoliczności towarzyszące wjazdowi cesarza Juliana w czasie święta Adonisa pozwolą, być może, ustalić datę tej uroczystości. Gdy cesarz zbliżał się do miasta, przyjęto go modlitwami, jak gdyby był bogiem, i zdziwiły go głosy tłumu wołającego, że gwiazda zbawienia zaświtała na wschodzie. Był to niewątpliwie jedynie okolicznościowy komplement służal­czego wschodniego tłumu dla rzymskiego imperatora. Ale jest również rzeczą możliwą, że regularne wschodzenie jasnej gwiazdy stanowiło sygnał do rozpoczęcia święta, i tak się mogło złożyć, że gwiazda pojawiła się nad horyzontem właśnie w chwili przyjazdu cesarza. Przypadek taki musiałby pobudzić wyobraźnię przesądnego i podnieconego tłumu, który w związku z tym powitał wielkiego człowieka jako bóstwo zapowiedziane przez znak na niebie. Być możfe zresztą, że cesarz pomylił okrzyki skierowane do gwiazdy i przyjął je jako powitanie. Otóż Astarte, boska kochanka Adonisa, identyfi­kowana była z planetą Wenus, a jej przemiana z gwiazdy porannej w wieczor­ną śledzona była uważnie przez babilońskich astronomów, wróżących z jej pojawiania się i znikania. Możemy więc z tego wyciągnąć wniosek, że święto Adonisa zbiegało się z pojawieniem się Wenus jako gwiazdy porannej lub wieczornej. Ale gwiazda, którą powitali mieszkańcy Antiochii, ukazała się na wschodzie, jeśli więc była to Wenus, to jedynie jako gwiazda poranna. W Afaka w Syrii, gdzie znajdowała się słynna świątynia Astarte, sygnałem do rozpoczęcia uroczystości było pojawienie się meteoru spadającego w niektóre dni jak gwiazda ze szczytu góry Liban do rzeki Adonis. Uważano, że tym meteorem jest Astarte, a jej lot powietrzny mógł być tłumaczony jako zstąpienie zakochanej bogini w ramiona kochanka. W podobny sposób w Antiochii i innych miastach pojawienie się gwiazdy porannej w dniu święta mogło być witane jako przybycie bogini miłości, która zjawiła się, by obudzić swego zmarłego kochanka spoczywającego na ziemskim łożu. Jeśli więc l.;ik było, możemy przypuścić, że ta właśnie gwiazda poranna prowadziła Mędr­ców Wschodu do Betlejem, do owego uświęconego miejsca, które słyszało, jak twierdzi św. Hieronim, płacz Dziecięcia Jezus i lament nad Adonisem. [...]W każdym razie nie ulega wątpliwości, że religia Mitry była poważnym rywalem chrześcijaństwa łącząc uroczysty rytuał z dążeniem do czystości moralnej i nadzieją na nieśmiertelność. Przez pewien nawet czas wynik walki między dwiema religiami pozostawał w zawieszeniu. Pouczającą pozostałością tej długiej walki jest nasze święto Bożego Narodze­nia, które Kościół, jak się zdaje, zapożyczył bezpośrednio u swego pogańskie­go rywala. W kalendarzu juliańskim dzień 25 grudnia uważany był za zimowe przesilenie i dzień narodzin słońca, ponieważ od tej zwrotnej daty dzień staje się dłuższy, a słońce nabiera coraz większej siły. Niezwykłe było święto boskich narodzin w tej postaci, w jakiej obchodzono je w Syrii i Egipcie. Celebranci udawali się do wewnętrznych kaplic, z których wypadali o półno­cy z głośnymi okrzykami: „Dziewica powiła! Światło przybywa!" Egipcjanie przedstawiali nawet nowo narodzone słońce w postaci niemowlęcia, które w dniu jego urodzin, w zimowe przesilenie, pokazywali wiernym. Nie ulega wątpliwości, że dziewica, która poczęła syna i wydała go na świat 25 grudnia, była wielką wschodnią boginią, zwaną przez Semitów niebiańską dziewicą lub po prostu niebiańską boginią. W krajach semickich była ona jedną z odmian Astarte. Otóż wyznawcy boga Mitry identyfikowali go ze słońcem czy też, jak je zwali, Niezwyciężonym Słońcem. Stąd też jego dzień urodzenia przypadał również dwudziestego piątego grudnia. Ewangelie nie wspominaj ą o dniu narodzenia Chrystusa i zgodnie z tym starożytny Kościół święta takiego nie obchodził. Z czasem jednak egipscy chrześcijanie zaczęli uważać szósty stycznia za dzień Bożego Narodzenia i zwyczaj upamiętnienia narodzin Zbawiciela w tym dniu rozpowszechniał się stopniowo, aż w czwartym wieku przyjął się na całym Wschodzie. Ale pod koniec wieku trzeciego i na początku czwartego Kościół zachodni, który nigdy nie uznawał szóstego stycznia za dzień Bożego Narodzenia, przyjął datę dwudziestego piątego grudnia jako prawdziwą, a z czasem decyzję tę uznał również Kościół wschodni. W Antiochii zmianę tę wprowadzono dopiero około roku 375. Czym kierowały się władze kościelne ustanawiając święto Bożego Narodze­nia? O motywach tej innowacji mówi z całą szczerością pewien pisarz syryjski, sam zresztą chrześcijanin. Powód, dla którego Ojcowie Kościoła przenieśli uroczystość z szóstego stycznia na dwudziestego piątego grudnia - opowiada - jest następujący: „Istniał wśród pogan zwyczaj święcenia tegoż samego dwudziestego piątego grudnia jako dnia narodzin słońca, kiedy to na znak święta palono światła. W tych uroczystościach i obrządkach brali również udział chrześcijanie. Gdy więc Doktorzy Kościoła stwierdzili, że chrześcijan pociąga ta uroczystość, naradzili się i postanowili, by tego dnia obchodzone było prawdziwe Boże Narodzenie, a szóstego stycznia święto Trzech Króli. W związku z tym zachował się zwyczaj palenia świateł aż do szóstego." Na pogańskie pochodzenie Bożego Narodzenia niedwuznacznie wskazuje, a na- wet milcząco to przyznaje, Augustyn, gdy napomina swych braci chrześcijan, by nie obchodzili tego dnia jak poganie ku czci słońca, lecz ku czci tego, który słońce stworzył. W podobny sposób Leon Wielki potępiał zgubne wierzenie, że Boże Narodzenie obchodzone było uroczyście ze względu na narodziny nowego słońca, a nie z powodu narodzin Chrystusa. Tak więc okazuje się, że Kościół chrześcijański obrał datę dwudziestego piątego grudnia dla obchodzenia urodzin swego Twórcy w celu odwrócenia nabożności pogan od słońca i przeniesienia jej na tego, który zwany był Słońcem Sprawiedliwości. Jeśli tak było istotnie, to całkiem możliwy staje się domysł, że podobnymi motywami kierowały się władze kościelne, dostosowu­jąc wielkanocne święto śmierci i zmartwychwstania Pana do uroczystości śmierci i zmartwychwstania innego azjatyckiego boga, która wypadała w tej samej porze roku. Obrządki wielkanocne przestrzegane nadal w Grecji, na Sycylii i w południowych Włoszech są pod pewnymi względami bardzo podobne do rytuału Adonisa i, jak już sugerowałem, Kościół, być może, świadomie dostosował nowe święto do pogańskiego poprzednika w celu zdobycia dusz dla Chrystusa. Nastąpiło to jednak raczej w greckiej aniżeli w łacińskiej części starożytnego świata, wydaje się bowiem, że kult Adonisa nie pozostawił głębszego śladu w Rzymie i na Zachodzie. Pewne jest, że kult ten nigdy nie wszedł w skład urzędowej religii rzymskiej. Miejsce, które mogłoby mu przypaść w uczuciach pospólstwa, zajęte już było przez podobny, chociaż bardziej barbarzyński kult Attisa i Wielkiej Matki. Otóż w Rzymie śmierć i zmartwychwstanie Attisa obchodzono oficjalnie dwudziestego czwartego i dwudziestego piątego marca, ten ostatni zaś dzień uważano za wiosenne zrównanie i dlatego za najbardziej odpowiednią datę wskrzeszenia boga roślinności nieżyjącego czy też śpiącego przez całą zimę. Zgodnie jednak ze starożytną i rozpowszechnioną tradycją Chrystus cierpiał na krzyżu dwudziestego piątego marca i wobec tego niektórzy chrześcijanie obchodzili ukrzyżowanie tego właśnie dnia niezależnie od fazy księżyca. Zwyczaj ten był z pewnością przestrzegany we Frygii, Kapadocji oraz Galii i mamy podstawy przypuszczać, że przez pewien czas również w Rzymie. Tak więc tradycja głosząca, że śmierć Chrystusa nastąpiła dwudziestego piątego marca, była dawna i głęboko zakorzeniona. Jest to tym ciekawsze, że względy astronomi­czne dowodzą, iż nie może ona mieć żadnych podstaw historycznych. Wypły­wa z tego, jak się zdaje, wniosek nieodparty, że męczeństwo Chrystusa zostało samowolnie odniesione do tej daty, by harmonizowało ze starszym świętem wiosennego zrównania. Tego zdania jest uczony historyk Kościoła monsignor Duchesne1, wskazujący na to, że śmierć Zbawiciela przypadała dzięki temu na dzień uchodzący w powszechnym mniemaniu za dzień stworzenia świata. Ale zmartwychwstanie Attisa łączącego w sobie postacie boskiego ojca i syna, było oficjalnie obchodzone w Rzymie tego samego dnia. Jeśli przypomnimy sobie, że dzień św. Jerzego w kwietniu zastąpił dawne pogańskie uroczystości Parilia, że dzień św. Jana Chrzciciela w czerwcu zajął miejsce pogańskiego święta letniego przesilenia i wody, że wniebowzięcie w sierpniu wyrugowało święto Diany, że Dzień Zaduszny w listopadzie jest kontynuacją starego pogańskiego święta umarłych i że nawet narodziny Chrystusa wyznaczono na zimowe przesilenie, ponieważ przypadał wtedy dzień urodzin słońca, wów­czas nie będzie bynajmniej przypuszczeniem pochopnym i nierozsądnym, jeśli założymy, że inne wielkie święto Kościoła chrześcijańskiego, Wielkanoc, mogło być w podobny sposób i z podobnych budujących przyczyn dostosowa­ne do święta frygijskiego boga Attisa, które przypadało w dzień wiosennego zrównania. Zbieżności świąt chrześcijańskich z pogańskimi są zbyt liczne i bliskie, by mogły być czystym przypadkiem. Świadczą one o kompromisie, na który Kościół musiał pójść w godzinie swego zwycięstwa wobec swych pokonanych, ale wciąż jeszcze niebezpiecznych rywali. Nieugięty protestantyzm prymi­tywnych misjonarzy, żarliwie potępiających pogaństwo, został zastąpiony giętką polityką, wygodną tolerancją, wyrozumiałością mądrych władz koś­cielnych pojmujących, że chrześcijaństwo może podbić świat jedynie rozluź­niając zbyt sztywne zasady swego Twórcy, rozszerzając troszeczkę wąską furtkę prowadzącą do zbawienia. Georg Frazer, Złota gałąź
  19. Słuchaj serca "Starożytni wiedzieli, że życie przyszło tylko na chwilę, a śmierć tylko na chwilę odeszła. Dlatego w działaniach kierowali się sercem, nie wyrzekając się naturalnych przyjemności. Nie odrzucając przyjemności należących do życia cielesnego, nie byli motywowani pragnieniem sławy. Podążali za naturalnymi skłonnościami, nie stając na drodze przyjemności tysięcy istnień. Ponieważ sława po śmierci nie była ich celem, kary nie miały do nich zastosowania. Nie uważali sławy i długowieczności za powód do chwały." Liezi, Prawdziwa Księga Pustki. Nieociosany Kloc "Istotą zasady Nieociosanego Kloca jest to, że wszelkie rzeczy w swej pierwotnej prostocie zawierają własną naturalną moc, która to moc może być łatwo zniszczona i utracona, kiedy zmienia się tę prostotę. Słownik chiński dla pisanego znaku P'u podaje następujące znaczenia: "naturalny, prosty, zwykły, uczciwy". [...] Nieociosany Kloc, potrafi osiągnąć to, co chce, ponieważ jego umysł jest prosty. Jak powie wam każdy stary taoista, jaki wyjdzie z lasu, prosty umysł niekoniecznie oznacza głupotę. Jest dość znaczące, że ideał taoizmu to cichy, spokojny, refleksyjny "umysł-zwierciadło" Nieociosanego Kloca. [...] Kiedy odrzucisz arogancję, komplikację i kilka innych rzeczy, które wchodzą ci w paradę, wcześniej czy później odkryjesz tę prostą i mistyczną tajemnicę, znaną dzieciom i innym Nieociosanym Klocom: Życie jest Radosne. [...] Stan Nieociosanego Kloca daje umiejętność radowania się tym, co proste i ciche, naturalne i oczywiste. Wraz z tym przychodzi umiejętność spontanicznego działania, które osiąga właściwy cel, choć może się to wielu osobom czasami wydawać dziwne." Benjamin Hoff, Tao Kubusia Puchatka Tajemnica tajemnic "Zwane jest tao. Ponieważ jest we wszystkim, jest też pomiędzy wszystkim. Jest wszędzie i w każdej chwili. Nie jest żadną tajemnicą. Gdy jednak zaczniesz go szukać, przeoczysz je. Kiedy zaczniesz o nim myśleć, myśli się poplączą." Ray Grigg, Tao związków miłosnych,
  20. Akupunktura to "system" medycyny, który przywraca i potrzymuje zdrowie dzięki wkłuwaniu igieł w ściśle określone miejsca na ciele ludzkim. Nakłucia działają na organizm, pobudzając go powodują powrót do równowagi i aktywację mocy regeneracji samouzdrawiania. Siła życiowa, albo inaczej energia "życiowa" organizmu, Qi zajmuje centralne miejsce w teorii akupunktury-jest podstawą tradycyjnej medycyny chińskiej. Według Chińczyków Qi przepływa przez ciało kanałami zwanymi meridianami, które są powiązane z ważniejszymi narządami ciała. Warto zaznaczyć, że w medycynie chińskiej narząd jest definiowany w oparciu o jego czynności, a nie umiejscowienie czy budowę. Wzdłuż każdego z dwunastu meridianów znajdują się punkty, których nakłucie pozwala wpływć na Qi. Oprócz dwunastu klasycznych merdianów istnieją też meridiany cudowne. Na ciele ludzkim istnieją też punkty o znaczeniu terapeutycznym nie leżące na meridianach-są to tzw. Punkty pozakanałowe (nowe i extra). Akupunktura, tysiącletnia metoda terapeutyczna, nierozdzielnie wchodząca w skład medyczny chińskiej-powstała w urodzajnej dolinie żółtej rzeki, na północnym brzegu morza chińskiego. Stąd jej zastosowanie rozpowszechniło się na całe Imperium Chin, przekraczając jego granice na cały kontynent azjatycki, gdzie rozkwitła szczególnie w Korei i Japonii. Około XVII wieku dochodzi do granic Europy i Afryki. Zgodnie z legendą akupunktura zrodziła się ze spostrzeżeń dawnych chińskich wojowników. Zjawisko znikania uporczywych bólów po zranieniu strzałami z łuku stało się punktem wyjścia tezy o istnieniu ścisłego związku między określonymi powłok ciała i narządami wewnętrznymi. Z czasem wykorzystano powyższe spostrzeżenia dla celów terapeutycznych. Zagadnienia akupunktury były już dobrze znane za rządów legendarnego w 1027 r. powstaje figurka z brązu służąca do nauki punktów akupunktury. W 1951 r. zorganizowano w Pekinie Instytut Badań Akupunktury i Akademię Tradycyjnej Chińskiej Medycyny. W teorii akupunktury występują jeszcze dwa pojęcia energia YANG (dodatnia, wszystko co jest YANG jest: jasne, solidne, szybkie, męskie, ciepłe) oraz energia YIN (ujemna, wszystko co jest YIN jest: zimne, kruche, powolne, kobiece, mroczne). YIN zawsze przekształca się w YANG i na odwrót. Chińczycy uważają, że wystąpienie stanu chorobowego jest związane z zaburzeniem równowagi między tymi energiami. Aby przekonać państwa do spróbowania tej formy leczenie, zapytałem Dominikę, Polkę mieszkającą w Chinch o jej wrażenia po spotkania z chińskimi igłami. Tak więc nawet dla wrażliwego Europejczyka takie nakłowanie można przeżyć i jest ono pomocne przy okazji różnych schorzeń. Pierwsza wizyta trwa zwykle około godziny. W tym czasie akupunkturzysta zbiera szczegółowy wywiad ? rozpoznaje chorobę na podstawie wywiadu ustnego z pacjentem, obserwowaniu pacjenta, jego odruchów i sposobu poruszenia się, a także na podstawie wyglądu języka pacjenta. Samo leczenie polega na wkłuciu bardzo cienkich igieł w określone punkty na ciele na kilka lun kilkanaście minut. Ilość igieł oraz sposób ich stosowania zależą od rozpoznania, a także od stylu pracy akupunkturzysty. W czasie wbijania igieł pacjenci mogą odczuwać mrowienie, które oznacza jedynie, że igła została poprawnie wbita we właściwy punkt. Igły używane w czasie zabiegu są sterylizowane, obecnie coraz częściej stosuje się igły jednorazowe. Akupunkturzysta może również zastosować inne sposoby leczenia: ogrzewanie, masowanie, ugniatanie punktów akupunkturowych, a także działanie prądem elektrycznym celem delikatnej stymulacji. Efekty terapeutyczne występują zazwyczaj krótko po zabiegu. Jednak wiele chorób wymaga dłuższego leczenia, a poprawa samopoczucia może być odczuwana dopiero po kilku zabiegach. Lista schorzeń przy których chińscy lekarze zalecają naklowanie ciała jest bardzo długa, są to między innymi różnego rodzaju nerwice, choroby narządu ruchu (dyskopatie, zespół bolesnego barku, ostre i przewlekłe mięśniobóle) chroby układu nerwowego, choroby wewnętrzne (zapalenie oskrezli, astma oskrzelowa, choroba nadciśnieniowa, choroba wrzodowa żołądka i dwunastnicy) choroby uszu, nosa i gardła, oczu, nałogi zwłaszcza palenia tytoniu. Należy pamiętać, że bezwzględnie odradza się naklowanie chorych na nowotwory, choroby psychiczne, cierpiących na choroby skóry, hemofilia, czy osoby z wszczepionym rozusznikiem serca. Pozostali mogą poddać się temu zabiegowi, ale ostrzegam proszę to robić tylko pod okiem wyspecjalizowanego lekarza. Zapraszam, więc do gabinetów w polskich miastach lub odwiedzin Chin by poddać się temu zabiegowi w kolebce akupunktury. ........................... źródło: http://polish.cri.cn/chinaabc/chapter13 ... 130401.htm
  21. Schizofrenia to choroba, da się leczyć. Naprawdę.
  22. TY się za robotę weź a nie na forach siedzisz i zaśmiecasz serwer
  23. Domiś kochana, w dniu Twojego święta życzenia spełnienia marzeń i Miłości w życiu. I tego co sobie wymarzysz
  24. Witaj znowu Fajnie, ze jesteś :D