Szept

Moderatorzy
  • Zawartość

    5 821
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Szept

  1. Reiki jest metodą stosunkowo nową, bo nie ma jeszcze pełnych 100 lat a odłamów więcej niż popularne religie. Utarło się przekonanie, ze Reiki jest metodą bezpieczną i przyjazną, a do tego tak uniwersalną, że można je łączyć z wszystkim i wszystkimi. Ze wstydem przyznaję, że do niedawna sama żyłam w tej iluzji i nawet próbowałam łączyć Reiki z metodami tak odmiennymi jak Runy. Na szczęście człowiek uczy się cale życie i więcej nie mieszam rzeczy z tak różnych kultur jak germańska i japońska. Nawet jeśli jedna energia jest względnie uniwersalna, to druga taką być nie musi. Przy okazji możemy obrazić jakieś Bóstwo, lub jakiegoś ducha. Tym bardziej, że wiele technik czy metod pracy terapeutycznej czy energetycznej jest związana z konkretnym kręgiem kulturowym. A elastyczność elastycznością ale nie dajmy się ponieść. Reiki jest japońską metodą pracy z energią Ki, zwaną w innych kulturach chi, prana, mana itd. Fakt, że ta energia w miarę dobrze współgra z niektórymi metodami terapeutycznymi, np z litoterapią, nie znaczy, że tak jest ze wszystkim. Mój nauczyciel Okuden (II stopień Reiki) napisał kiedyś w jednym ze swoich artykułów: "jak chcesz to zrób 108 form TAI-CHI BIAŁEGO ŻURAWIA a potem zaraz 5 form CHI-KUNG Lecącego Bociana życzę zdrowia, zajmie ci trochę czasu aby odpocząć po szoku energetycznym jakiego doznasz. Te dwie metody są ze sobą antagonistyczne. Nie rób takich eksperymentów." (Arkadiusz Lisiecki "Symbol i poznanie symboliczne") Zdanie to, dobitnie wskazuje na to, że nawet z energią Chi (Ki, Praną itd.) nie ma co za wiele mieszać, bo może i energia ta sama ale metody inne. Obecnie w Reiki jest tendencja do łączenia w nowe systemy różnych form pracy, jak Kundalini Reiki, gdzie sama nazwa już wskazuje na to z czym mamy do czynienia, oraz na wiele innych, które są bardziej tajemnicze, np. Gold Reiki, Diamentowe Reiki, Izyda Reiki, Thot Reiki i wiele innych Reiki. Czym są można się już tylko domyślać. Czy warto się zapisywać na kursy w tych systemach? Myślę, że to już zależy od indywidualnego „chciejstwa”. Jeśli ktoś uważa, że potrzebuje inicjacji w kolejnych systemach Reiki, niech to robi. Warto jednak wcześniej dowiedzieć się czegoś o danej metodzie i zastanowić czy jest to jeszcze Reiki plus jakaś nie wykluczająca się z nim metoda pracy, czy też coś, co może przynieśc więcej szkody niż pożytku. W niektórych systemach Reiki korzysta się z channelinngu, o czym nie zawsze się informuje młodego adepta, a potem są przypadki uzależnienia od woli jakiejś istoty duchowej. Sama znam osobę, która większość decyzji nawet tych życiowych podejmuje po konsultacji z „Mistrzami Jakiegośtam Bractwa” i tylko według konkretnych wskazówek i wytycznych. Dla mnie to już nie Reiki. Ale z Wielkimi Mistrzami tych systemów kłócić się nie będę. Mogę tylko powiedzieć, nie dajmy się zwariować. Co kto zrobi jego rzecz. Byle nie bezmyślnie.
  2. O tym, że reiki uzdrawia poprzez dotyk, wie juz chyba każdy. Także o tym, ze pomaga w medytacji, w wyciszeniu się i utrzymaniu pogody ducha, też. Jednak Reiki to nie tylko uzdrawianie energetyczne. To jak i gdzie mozna zastosować reiki zależy tylko od naszej kreatywności (tego między innymi nauczył mnie mój Mistrz II stopnia, zachęcał też do eksperymentów z reiki, za co mu jestem wdzięczna, bo odkryłam wiele nowych możliwości zastosowania tej energii). Reiki oprócz tego, ze jest fantastycznym narzędziem zawsze pod ręką :D, pomocnym jako pierwsza pomoc w nagłych dolegliwościach, jak i pomco w większych, sprawdza się w życiu codziennym w innych dziedzinach. O zastosowaniu na rośliny i zwierzęta juz pisałam w innym temacie, więc tu powtarzać nie będę. Ale reiki jest też cudownym poprawiaczem smaku potraw. Wystarczy chwilę potrzymać łapki nad kawą, herbatą czy innym napojem, oraz nad wszelkimi potrawami, a jakość smaku zddecydowanie się poprawia. Robiąc reiki pożywieniu dostarczamy reż do organizmu nie tylko smaczne ale i zdrowe jedzenie. Ładowanie baterii a nawet akumultaorów to kolejna mozliwosć zastosowania reiki. Ja sama czasem jak mi bateria siadzie to podładuję ją odrobinę, tak by zrobić jeszcze to Jedno zdjęcie, posłuchać jeszcze tej Jednej piosenki, zanim kupie nową baterię Działa, serio, sprawdzone. Reiki mozna też słać z intencją czegoś w przyszłość i... przeszłosć. Tak, tak. Można. Bardziej nawet po 2 stopniu, bo tam mamy dodatkowe narzędzia w postaci znaków, a wtedy tylko my sami ograniczamy się w stosowaniu reiki. Poprzez reiki mozemy tworzyc wokół siebie barierę ochronną, odbijającą złe energie, mozemy z nich oczyszczać swoje mieszkania i... swoje życie. Naprawiać zwiazki, lub pozbywać się z życia tego co zbędne. Możemy energetyzować siebie, pożywienie, napoje, poprawiać jakość i smak wody i jedzenia, cieszyć się bujnymi kwiatami, leczyć, ładować baterie, ułatwiać umierajacym przejście na drugą stronę, egzorcyzmować, uzdrawia ć ciało i duszę, rozśmieszać (mój syn potrafi po reiki dostać ataku śmiechu), koić nerwy, łagodzić stres, naprawiać i ulepszać relacje z innymi, naprawiać drobne usterki (tak tak, czasem wystarczy zrobić zabieg reiki na komputer, lub inny domowy spzręt, a "ruszy" i jeszcze da rade ). Pomaga tez w koncentracji a tym samym ułatwia naukę i zdawanie egzaminów. Reiki z powodzeniem mozna stosować w każdej dziedzinie życia. Dlatego podobnie jak Mój Mistrz z II stopnia zachęcam do eksperymentowania z energią reiki i cieszenia się nią w każdej chwili naszego życia. Pozdrawiam.
  3. Rodzaj ludzki składa się z wielu miliardów istot, a jednak trudno o coś bardziej wyjątkowego od człowieka. Do każdego z nas odnoszą się słowa: „nie ma drugiego takiego jak on”. Słusznie uważa się człowieka za wielki cud, o którym powiedziano: „zdolny do wielkich rzeczy”. Czy jednak na pewno jest tak obecnie? Człowiek jako istota stworzona przez Boga pierwotnie posiadał wielką stwórczą moc. Stwierdzenie, że jest się „zdolnym do czegoś” sugeruje, iż posiada się pewne możliwości, które nie są w pełni wykorzystywane. Oczekujemy ich spełnienia i jest to uczucie dobrze nam znane. Ileż razy patrząc na dziecko zastanawialiśmy się, dokąd ono zajdzie, jakim człowiekiem się stanie? Również w sobie samych próbujemy odkryć to coś, na co wciąż czekamy. Istnieje przecież przekonanie, że człowiek jest zdolny do rzeczy większych niż te, których dokonuje. Pymander wyjaśnia to Hermesowi: „Ze wszystkich stworzeń w naturze jedynie człowiek jest podwójny, a mianowicie śmiertelny według ciała i nieśmiertelny według prawdziwego człowieka” . Rodząc się w śmiertelnym ciele, postrzegamy siebie jako część świata zmysłowego, w którym rządzi śmierć. Aby stać się znowu nieśmiertelnym pierwotnym człowiekiem, który istnieje w nas, musimy go najpierw w sobie rozpoznać. Jest to rozpoznanie Światła i Życia, Ojca wszystkich rzeczy. Hermes powiada: „Jeżeli zatem wiesz, że pochodzisz ze Światła i Życia i że zbudowany jesteś z tych elementów, tedy powrócisz do Życia” . Człowiek nie wie, lecz jedynie przeczuwa, że istnieje coś więcej niż zwykła, materialna rzeczywistość. Wiedza ta jest ukryta w nim samym, bo jakże inaczej mógłby ją kiedykolwiek odnaleźć? Wiedział to, kiedy był dzieckiem. Możemy przeczytać o tym w Biblii: „Stańcie się jak dzieci”. Hermes także odnosi się do tej idei. Mówi on: „Pomyśl tylko o duszy dziecka, mój synu. Gdy odłączenie od jaźni nie jest jeszcze pełne, gdy ciało jest jeszcze małe i nie osiągnęło całego swego wzrostu, to jakże piękne jest to dla oka. Nie jest jeszcze wtedy splamione bólem cielesnym i pozostaje jeszcze w dużej mierze związane z duszą świata. Gdy jednak ciało wzrośnie i dusza zostanie wtłoczona w ciężar ciała, wówczas odłączenie od jaźni staje się pełne i dusza popada w zapomnienie”. ŚWIAT DUSZY Zanim dusza popadła w zapomnienie i stała się latentna, była związana ze światem dusz, który jest przenikającym wszystko promieniowaniem Światła i Życia. Jest wysoką wibracją, otaczającą cały wszechświat, pochodzącą z królestwa Boga. Kiedy człowiek rodzi się w nowym ziemskim ciele jako dziecko i jest związany z ogniskiem czystej, pierwotnej duszy, wówczas słyszy pieśni świata dusz. Może je słyszeć, ponieważ jego osobowość nie rozwinęła się jeszcze, jego ja, jego własna świadomość jeszcze się nie ukształtowała. Mniej więcej przez trzy pierwsze lata dziecko może istnieć i wzrastać we wzniosłej obecności duszy. We współpracy z kształtującymi siłami ze świata dusz, w fizycznym ciele rozwija się myślenie, umiejętności związane z poruszaniem się, z mową. W ten sposób zostaje wykonany kolejny krok w procesie rozwoju życiowego, a także w miarę możliwości w rozwoju duszy. Jednak człowiek nie stanie się człowiekiem, dopóki nie osiągnie świadomości samego siebie. Musi wyrazić to, kim jest, w swoim otoczeniu. Dlatego też wiedza, która ma źródło w promieniowaniu mądrości świata dusz musi ustąpić zmysłowemu postrzeganiu świata materialnego oraz miejsca, które człowiek w nim zajmuje. Wiele można na ten temat powiedzieć: układy gwiazd, karma, przeznaczenie i stan krwi, na który wpływ ma dziedzictwo rodziny, narodu i rasy – wszystkie te czynniki odgrywają istotną rolę. Ukształtowane w ten sposób ja określa osobowość człowieka, który na mocy swego urodzenia posiada możliwość stania się tym, kim pragnie być. SKĄD CZERPIEMY NATCHNIENIE? Giovanni Pico della Mirandola, stawiając to pytanie, pobudza człowieka do myślenia. Pisze on: „Pozwólmy świętemu pragnieniu wniknąć do naszego serca, wówczas, nie znajdując zaspokojenia w przeciętności, będziemy pragnąć tego, co wzniosłe, będziemy za wszelką cenę dążyć, aby to osiągnąć. Jesteśmy zdolni do tego, jeśli tego chcemy. Powinniśmy kształtować nasze człowieczeństwo niczym artysta”. Mirandola był artystą słowa, a artysta to ktoś, kto musi wyrazić to, co w nim płonie, ktoś, kto jest ślepy i głuchy na ustalone zewnętrzne normy i prawa. Jego oczy skierowane są na życie wewnętrzne; podąża on za swoim własnym głosem. Do czego tak naprawdę dążymy? Skąd czerpiemy inspirację? Czy człowiek Zachodu potrafi jeszcze postrzegać życie jako sztukę? Kierunek, w którym zmierza zachodnie społeczeństwo, kształtuje „wolnych”, „dobrze ustawionych” i żyjących pośród wygód ludzi. W istocie jest to typ społeczeństwa wytwarzającego osobowości zniewolone – jak określił to Erich Fromm. W swojej pracy Ucieczka od wolności twierdzi on, że współczesny człowiek żyje złudzeniem iż wie, czego chce, choć przecież może chcieć tylko tego, czego oczekuje. Jest to oszałamiający pozór wolności. Wszelkie potrzeby oraz sposób życia są człowiekowi narzucane. Jest to widoczne szczególnie w przypadku dzieci. Mają one do dyspozycji więcej pieniędzy niż kiedykolwiek wcześniej, lecz zmuszone są wydawać je na najnowsze gadżety i inne produkty w zależności od tego, co akurat dyktuje moda. OBOJĘTNOŚĆ Tutaj zaczynają się problemy. Konsekwencją zniewolonej osobowości jest obojętność. To właśnie ona powoduje niezliczoną ilość problemów w naszym społeczeństwie. Obojętność względem samego siebie oznacza, że nie zajmujemy się sobą w sposób pozwalający na poznanie własnej wartości. Sztuka bycia człowiekiem wymaga od nas obdarowania miłością tej wspaniałej istoty, którą jesteśmy. Wymaga od nas czasu, uwagi, wytrwałości, cierpliwości, oddania, a właśnie te cechy wydają się tracić obecnie na wartości. Obojętność względem siebie samego oznacza także brak wiary w to, że człowiek nie jest sam, że żyje w nim coś, co stale przypomina mu o zdolności do wzniesienia się ponad samego siebie. Żyje w nim idea boskiego człowieka, która może stać mu się bliska do tego stopnia, że będzie mógł powiedzieć: ten drugi we mnie jest moim przewodnikiem. Czyż wówczas nie jest tak jak na samym początku, kiedy w pierwszych latach swojego życia odczuwał wewnętrzny związek z duszą świata? To dlatego słowa z Ewangelii Mateusza brzmią: „stańcie się jak dzieci” – powróćcie do wrażliwego stanu świadomości dziecka, do poziomu, na którym człowiek widzi i słucha tego, co się w nim dzieje oraz świadomie doświadcza promieniowania duszy. ....................................... Źródło: http://www.rozokrzyz.pl/duchowy-potencjal-czlowieka/
  4. Ateiści wierzą Autor tekstu: Andrzej Mitschke Co to jest wiara? Czy ateiści wierzą? Podstawowe nieporozumienie bierze się stąd, że słowo ?wiara" jest używane zamiennie ze słowem ?religijność", a nawet ?religia". Nic bardziej mylnego! Wilfred Cantwell Smith, religioznawca z pierwszej polowy XX wieku, dokonał rozróżnienia między faith (wiara) i belief (przekonanie). Wiara to proces psychiczny zorientowany na akceptację przekonania. Inaczej mówiąc, ?wierzymy w przekonania", które dzięki wierzeniu stają się ?nasze". No i oczywiście są niezliczone przekonania, w tym część to przekonania religijne. Żeby było ?śmieszniej" ? pewna część to przekonania niereligijne, a nawet przekonania antyreligijne. W zależności od tego, które z tych przekonań stają się ?nasze", możemy zostać osobą religijną, niereligijną (czy też indyferentną, sceptyczną, agnostykiem, itp.), albo antyreligijną. Nie wiem, czy to odpowiada tym, którzy czytają ten tekst w tym miejscu, ale osobę antyreligijną zwykło się nazywać ateistą. Osobiście podejrzewam, że w takim kraju jak Polska częściej jest to osoba antyklerykalna lub w pewien sposób nonkonformistyczna, ?zbuntowana". Jeśli chodzi o takie kwestie, jak istnienie Boga, sprawa jest bardziej skomplikowana. O tym będzie niżej. Co jest podstawą wiary ? jako procesu psychicznego? Co czyni ją procesem niezbędnym? Taką nieuniknioną podstawą jest fakt, że proces lub czynność wierzenia to nic innego, jak proces orientacji w otoczeniu. Bez skutecznej orientacji we własnym środowisku, w tym ? w tak niezwykle złożonym środowisku społecznym, nikt nie przeżyje długo. Musimy komuś wierzyć; to banał. Bez tego, co potocznie zwiemy zaufaniem, nie mogłaby istnieć rodzina, przyjaźń, a nawet biznes. Prostsze, a za to jaśniej ukazujące konieczność wierzenia, są sytuacje dotyczące środowiska fizycznego. W tym sensie, wierzą także zwierzęta! Przeciętny człowiek bez lęku stawia stopę wykonując następny krok, WIERZĄC, że nie wdepnie w ? no, powiedzmy, błoto, albo dziurę. A przecież może ulec złudzeniu, które tak łatwo wywołać tworząc wirtualną rzeczywistość. Jeśli przyjmiemy, że wiara czy wierzenie jest zjawiskiem nieuniknionym i powszechnym, pora na drugi krok. Należy rozstrzygnąć problem, czy przekonania religijne i przekonania naukowe są obiektami TAKIEJ SAMEJ WIARY. Tu najczęściej zderzają się stanowiska ludzi wierzących i ateistów. Pierwsi twierdzą, że nie ma różnicy, drudzy przeciwnie ? dowodzą, że przekonania religijne nie mają podstaw empirycznych (ergo: naukowych), zatem są irracjonalne i błędne, podczas gdy przekonania naukowe są oparte na sprawdzalnej wiedzy empirycznej. Nie takie to proste. Oczywiście, czym innym jest religia, czym innym nauka, nawet, jeśli ? zwłaszcza w przeszłości ? wiedza zawarta w świętych księgach religii i przemyśleniach religijnych luminarzy służyła rozumieniu świata natury i świata społecznego. No cóż, w końcu ? kosztem niekiedy cierpień i niewinnych ofiar ? powstała nauka, w znaczeniu takim, jak ją rozumie tak zwany akademik. Kopernik nie była kobietą, jak chciały panie z ?Seksmisji", ale księdzem był, i to nie jedynym, który podjął ryzyko głoszenia tego, co odkrył dzięki naukowej METODZIE. Duże litery są tu celowo. Nikt poważny, także ze ?stanu duchownego", nie podważa dziś ani sensu, ani roli nauki. Niedawno przecież Watykan ? wprawdzie z pewną rezerwą ? zaakceptował teorię ewolucji. Pozwala na to katolicki tomizm, doktryna dwóch substancji - materii i ducha. Ta pierwsza jest w całości domeną nauki, ta druga - religii. Podział ten umożliwia też akceptację przez chrześcijaństwo, a w pewnym stopniu i przez inne religie monoteistyczne, zasady rozdziału religii i państwa w cywilizacji zachodniej. Rzadko jednak się pamięta, że fundamentem teologii jest przyznanie przewagi ducha nad materią. Zostawmy to jednak teologom oraz interesującym się tą kwestią filozofom ? dualistom (takim, jak Hegel, dla którego świat jest emanacją Ducha, a jego rozwój rezultatem rozwoju Ducha). Chodzi o coś bardziej istotnego, co wyraża hasło METODA. ?Metoda religijna" polega, w uproszczeniu, na imperatywie wierzenia w rzeczy niedostępne poznaniu zmysłowemu (ani pochodzącemu od zmysłowego poznaniu za pomocą aparatury, od ?mędrca szkiełka" do cyklotronu) i niepojęte dla racjonalnego rozumu. Co więcej, ojcowie Kościoła Katolickiego uznali wysiłek wierzenia w te rzeczy, czyli w dogmaty religijne, za cnotę i zasługę. Słusznie, prawda? Chociaż? nie do końca. Ktoś chcący wierzyć w dogmaty zwykle nie ogranicza się do metod rozumowych; jego proces wierzenia wspomagają emocje ? poczucie tajemnicy, towarzyszące religijnym praktykom doznania wewnętrzne (łącznie ze zmienionym stanami świadomości), wrażenia estetyczne wywołane liturgią rytuału i jego miejsca? ale to już inna bajka. W przeciwieństwie do tego, metoda naukowa ?pozbawia cnoty". Zgodnie ze sformułowaną przez brytyjskiego filozofa Karla Poppera zasadą falsyfikacji nakazuje ona podejrzliwość. Zasada ta, upraszczając, zamiast szukać potwierdzenia postawionej hipotezy, zaleca podejmowanie usilnych prób jej obalenia. Dopóki się to nie udaje, badacz może ROBOCZO uznawać trafność swej hipotezy. Nie ma po prostu prawdy absolutnej i ostatecznej, gdyż ludzkie poznanie ma charakter niepewny, a rozumowanie ? ograniczenia. Historia nauki wskazuje, że dawne teorie z biegiem czasu są zastępowane przez inne. Nie oznacza to koniecznie, że dawna teoria była fałszywa; np. teoria grawitacji Newtona pozostaje częścią teorii względności. Były też teorie błędne, np., że dusza mieści się w szyszynce, albo, że insekty lęgną się z brudu. Zgodnie z teorią rewolucji naukowych Thomasa Kuhna, kiedy teoria wyczerpie swe zdolności wyjaśniania i przewidywania (w pewnym czasie, z braku lepszej, nawet teoria genezy insektów była użyteczna!), zostaje zastąpiona przez taką, która umożliwi dokładniejsze wyjaśnienie pewnych zjawisk i lepszą predykcję ich skutków. Jest ona albo udoskonaleniem poprzedniej, albo tzw. nowym paradygmatem. Paradygmatem teorii Newtona jest mechanicyzm (w tym: ścisły determinizm), paradygmatem teorii Einsteina jest relatywizm. Chwileczkę! Czy w nauce nie ma miejsca na wiarę? Czy jest to tylko wątpienie? Niestety nie. Po pierwsze, trzeba odróżnić naukowe tezy od banału. Po odkryciu Ameryki teza, że istnieje taki kontynent, stała się banałem. Akceptacja przekonania, że istnieje Ameryka Północna, albo Południowa ? co kto woli, nie wymaga dowodzenia ani falsyfikacji. Kogo stać i kto dostanie wizę, może tam polecieć. Ale teza, że Kalifornia kiedyś zapadnie się w ocean, to zupełnie coś innego. Z pewnością można znaleźć badaczy, którzy mają naukowe argumenty przemawiające za jej trafnością. Podobno w USA można znaleźć wszystko; przypuśćmy, że powstało stowarzyszenie, którego celem jest uratowanie Kalifornii przed zagładą w Pacyfiku. Oczywiście jego założenie opiera się na wierze, że teoria zagłady Kalifornii jest całkowicie trafna. Wiara, że wszystko, co nauka odkrywa, ma charakter absolutnej prawdy, jest powszechna wśród laików (piękny przykład to dziennikarze, szczególnie z tzw. tabloidów). Co gorsza, często ? zbyt często! ? ulegają jej sami naukowcy. Dlaczego? Są tylko ludźmi, ulegają stereotypom, naciskowi społecznemu grupy (własnej ? innym naukowcom, nie zawsze uczciwym, innym grupom, także religijnym) i pojedynczych autorytetów. Ba, sami lubią uchodzić za autorytety! Póki naukowiec wypowiada się na temat, na którym się zna, pół biedy. Poza tym ktoś z tej samej grupy specjalistów zawsze mu może wytknąć błąd, toteż zwykle wypowiada się ostrożnie. Gorzej, gdy biolog, fizyk, czy psycholog staje się autorytetem w innej dziedzinie ? filozofii, moralności, polityki. Jego zdanie, traktowane z czcią, może być naiwne jak u dziecka, ale skoro to mówi Autorytet? To jedno z groźniejszych niebezpieczeństw, nie tylko dla nauki. W nauce, rozumianej jako dziedzina społecznej działalności, jest niestety mnóstwo wiary, choć jest ona usprawiedliwiona tylko wobec przekonań banalnych. W religii prawda opiera się na autorytecie i czci dla jej głosicieli, których legitymizuje szczególny kontakt z transcendentną rzeczywistością, z zasady niedostępną innym. Tym, którym pozostaje wierzyć: za tę zasługę spodziewają się nagrody. W nauce autorytetów być nie może! Gdy wątpienie zastępuje wiara i autorytet, kończy się nauka. Nie dotyczy to oczywistości, wobec której lepiej żywić przekonania. Wynika to z pragmatycznej ekonomii działania: ponowne odkrywanie Ameryki nie ma sensu. Czy ateiści mogą wierzyć? Ależ tak ? wierzcie ateiści bez obaw: w to, że typowy narząd poruszania się człowieka składa się z prawej i lewej nogi, a nawet, że Ziemia obraca się wokół Słońca, choć podobno do końca tak nie jest. Wierzcie, że wasza podróż skończy się u celu, a nie na cmentarzu, lecz szczególnie wtedy, gdy sami uczynicie wszystko, aby uniknąć drugiej możliwości. Wierzcie nawet przyjaciołom i innym godnym zaufania ludziom, choć każdy z nich może zawieść, wy sami możecie się zawieść na sobie. Pewne jest tylko to, że nic nie jest pewne. Nie wierzcie w naukę, to tylko przejaw scjentyzmu. Wierzcie w ograniczony, ale jednak rozum naukowców ? w szerokim znaczeniu słowa ?rozum". Artykuł opublikowany na łamach Ateista.pl, 3.10.2005. .................................................... Źródło: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,575 ... sci.wierza
  5. to co lubimy, co nas rozbawiło, wzruszyło. Cytaty, czy anwet fragmenty z ksiazek czy wierszy lub filmów, które wpadły nam w myśli. Podzielcie się z innymi słowami. Ja zacznę dzis od "Siewcy wiatru" Maji Lidii Kossakowskiej, ksiazki, do której lubię wracać co jakis czas.
  6. Coraz więcej osób interesuje się szeroko rozumianą ezoteryką otwierając się też na pewne związane z nią rzeczy. Po karty, runy lub inne narzędzia dywinacyjne sięgają nawet bardzo młodzi ludzie. Ukierunkowanie medytacji, na tak pożądane otworzenie trzeciego oka (cokolwiek, ktokolwiek pod tym pojęciem rozumie), sprawia, że zaczyna się widzieć i czuć ten ukryty świat. Duchów, aniołów, przyszłych zdarzeń, obecnych dolegliwości, etc. Dość szybko też z zainteresowań różnymi ezo drogami, przechodzi się do praktyki. Stawia się karty, rzuca runy, interpretuje sny, opisuje wizje, swoje słyszenia, czucia, widzenia. Często na prośbę otoczenia, bo zawsze znajdzie się ktoś zagubiony, w potrzebie, dołku psychofizycznym, chory, lub z chorym w rodzinie. A natura ludzka jest spragniona zaglądania w nieznane, szukania rad i wskazówek u innych. Szukania wsparcia, pomocy w rozumieniu siebie. Coś też w ludziach jest takiego, że lubią (a przynajmniej wielu tak twierdzi) pomagac innym. Szeroko rozumiany rozwój duchowy jest już nie tylko drogą do poznania samego siebie, ale do tego by pomagać innym. Można wtedy usłyszeć, że ten dar „został mi dany od …. (wstawić to, w co kto wierzy) by nieść światełko nadziei innym, pomagać, wspierać”. I wielu chętnie rzuca się w wir pracy na rzecz potrzebujących. Wróżba nie jest już tylko wróżbą, ale radą życiową pomagającą podjąć ważne życiowo decyzje, interpretacja marzeń sennych, staje się analizą wnętrza duszy i tego, co komu w niej gra, lub uwiera. Jasnowidzenie jest już nie możliwością, a wytyczną tego co będzie. A jak się to ma do odpowiedzialności za własne wróżby, analizy, interpretacje, widzenia? Nie sztuka jest wszak wyczytać komuś coś, co karty pokazały, czy zdać relacje z tego, co się widzi w przyszłości, czy jakie przy nim tkwi paskudztwo w teraźniejszości. Nie sztuka nawet ubrać to w odpowiednie słowa, by nie urazić lub łagodnie przekazać gorzką prawdę. Ale czy należy brać za to odpowiedzialność? Czy wystarczy powiedzieć, że to może być jedna z możliwości. Albo co się częściej zdarza, że wybór należy do nas, bo to wolna wola. Po co w końcu zawracać sobie głowę problemami innych. Powiedziało się co się wie, widzi, z kart czy snów czyta i wystarczy. Co kto z tą wiedzą zrobi to jego rzecz. A może jednak dary takie jasnowidzenie, słyszenie, czucie narzędzia dywinacji, intuicja do pewnych rzeczy, to nie tylko misja i niesienie światełka potrzebującym ale też bardzo duża odpowiedzialność? I czasem trzeba pomyśleć, zastanowić się i przeanalizować konsekwencje swoich widzeń i rad, zanim poda się komuś pomocną dłoń. Tym bardziej, że nie można mieć całkowitej pewności, czy to co się właśnie zobaczyło, wyczytało, jest prawdą. Gdzie więc kończy się granica odpowiedzialności, pomocy i doradzania tym, których los postawił na rozdrożach? ....................................... http://szept.poganko.pl/2011/08/30/jasnowidz-odpowiedzialny/
  7. Artykuł z kwartalnika PANACEA: http://www.panacea.p...les.php?id=2607 ............................................................ Kosmetyki z kuchni Oleje roślinne są niezbędne zarówno w zdrowej kuchni, jak w kosmetykach. Stanowią podłoże dla kosmetyków, dostarczają skórze substancji budulcowych i odżywczych. Działają regenerująco i odmładzająco, naprawiając uszkodzenia wywołane działaniem czynników zewnętrznych i naturalnym starzeniem się skóry. Podobnie działają na strukturę włosów. Oliwa z oliwek W kosmetologii nazywana jest „płynnym złotem”, ze względu na dużą zawartość witaminy E, która ma udowodnione właściwości odmładzające. Efekt anti-age polega na jej silnych zdolnościach antyoksydacyjnych. Na zniszczone włosy: żółtko wymieszać z łyżką oliwy, nałożyć na włosy, owinąć ręcznikiem, po 30 minutach dokładnie umyć głowę. Maseczkę o identycznym składzie można stosować na twarz, szyję i dekolt przez 20 minut. Polecana do skóry suchej, skłonnej do zmarszczek. Olej ryżowy Ma korzystny skład kwasów tłuszczowych omega-3 i omega-6, a najważniejszym składnikiem dla urody skóry jest gamma-oryzanol, aktywny antyutleniacz i naturalny filtr UV. Olej lniany Najbogatsze wśród olejów roślinnych źródło kwasów tłuszczowych omega-3. Nasiona lnu w swoich osłonkach zawierają też substancje śluzowe, zmiękczające skórę, łagodzące podrażnienia i stany zapalne. Siemię lniane jest także źródłem rekordowej ilości lignanów – substancji odmładzających o działaniu fitoestrogennym. Kleik z siemienia jest pomocny w leczeniu problemów skórnych, takich jak trądzik, łuszczyca, rogowacenie, szorstkość skóry. Ciepły kompres z kleiku (20 minut) nawilża i uelastycznia skórę dłoni lub stóp. W czasie zabiegu muszą być one owinięte gazą i zabezpieczone folią przed utratą ciepła. Olej z pestek winogron Służy do pielęgnacji skóry dojrzałej i starzejącej się. Świetnie wchłaniany przez skórę. Mak Dostarcza oleju makowego, który jest bogatym źródłem NNKT, głównie omega-6. Z ziaren maku możemy sporządzić peeling na zniszczoną skórę dłoni: 2 łyżki zmielonego maku połączyć z łyżką miodu. Masować skórę przez 3-5 minut, zmyć wodą. Przy masowaniu usuwamy martwy naskórek i wydobywamy z ziaren olej makowy, który natłuszcza skórę. Dodatek miodu nawilża ją i odżywia. Płatki owsiane Zawierają krzem, niezbędny do syntezy kolagenu, dzięki czemu skóra zachowuje elastyczność i jędrność. Witaminy z grupy B i kwas foliowy łagodzą podrażnienia i regulują pracę gruczołów łojowych. Mączka owsiana matuje skórę. Maseczka do cery tłustej: garść płatków zmieszać z sokiem z jednej cytryny i ubitym białkiem kurzym. Pozostawić na skórze przez 10 minut, po czym zmyć wodą. Maseczka na odświeżenie: szklankę płatków zalać szklanką gorącego tłustego mleka. Po ostudzeniu kleistą papkę nałożyć na twarz, szyję, dekolt i ramiona. Po kilku minutach zmyć wodą. Mąka ziemniaczana Pudry z naturalną skrobią ziemniaczaną (także ryżową, pszenną i kukurydzianą) mają doskonałe właściwości kryjące, chłonące, chłodzące i zmiękczające naskórek. Skrobia pochłania wilgoć, także pot i łój, dobrze przylega do skóry. W maseczkach domowych mąka ziemniaczana służy jako zagęstnik. Kąpiel w wannie z dodatkiem krochmalu dobrze służy skórze suchej. Moczenie w krochmalu można też aplikować zniszczonej skórze rąk lub pękającej skórze pięt. Herbata W kosmetyce stosowane wyciągi z herbaty zielonej i białej, które są silnymi antyoksydantami, chronią skórę przed szkodliwym działaniem ultrafioletu i innych czynników zewnętrznych. Oczyszczają skórę i cały organizm z toksyn, wspomagają leczenie trądziku. Napary działają ściągająco, co jest ważne przy cerze tłustej. Okłady na oczy pozwalają zmniejszyć obrzęk i skutki przeciążenia oczu pracą przy komputerze. Ostudzony napar z liści zielonej herbaty można stosować jako tonik do przemywania skóry. Kompresy z herbaty łagodzą stany zapalne po oparzeniach słonecznych. Herbatę można polecić jako środek wzmacniający cebulki włosów, przeciwdziałający ich wypadaniu oraz łupieżowi. Mocny napar z czarnej herbaty jest doskonałą płukanką do przyciemniania włosów. Herbata czerwona Pu Erh, zwana „pożeraczem tłuszczu”, przyspiesza przemianę materii, co jest ważne w terapiach odchudzających. Kawa W kosmetyce stosowane są ekstrakty z zielonych ziaren kawy oraz wyizolowana z nich czysta kofeina, która wspomaga mikrocyrkulację krwi, co znajduje zastosowanie w kremach likwidujących opuchliznę oczu. Kofeina to także uznany środek antycelulitowy, pomaga usunąć toksyny, wspomaga odpływ limfy i przyspiesza rozkład tłuszczów w komórkach tłuszczowych. Ważnym składnikiem ziarna kawowego jest kwas chlorogenowy – antyoksydant chroniący białka, lipidy oraz DNA skóry przed uszkadzającym wpływem światła słonecznego. Nie wyrzucajmy fusów, można z nich zrobić peeling antycelulitowy (kawa powinna być świeżo zmielona). Fusy wymieszać z odrobiną oliwy (natłuszczenie), można dodać cynamon lub olejek cynamonowy albo imbirowy (rozgrzewa). Powstałą papką masować ruchami okrężnymi miejsca dotknięte celulitem, po czym spłukać chłodną wodą. Na zakończenie można nałożyć dowolny preparat antycelulitowy, który po peelingu lepiej wnika w skórę. Efekt ujędrnienia zauważamy po 10 dniach stosowania zabiegu. Drożdże Surowcem kosmetycznym jest spreparowany wyciąg z drożdży. Reguluje pracę gruczołów łojowych, jest wykorzystywany w preparatach do cery mieszanej, trądzikowej i tłustej. Zwykłe drożdże spożywcze, stosowane w postaci napojów lub maseczek, wygładzają skórę, oczyszczają ją z wągrów i wyprysków. Maseczka drożdżowa: rozdrobnione drożdże (2 dag) zalać odrobiną letniego mleka lub wody do konsystencji papki i nałożyć na twarz na 20 minut. Zmyć wodą. Maseczka ściąga pory, oczyszcza i wygładza skórę. Przyprawy i bakalie Zioła przyprawowe, za sprawą olejków eterycznych, wydzielają silne aromaty. Stosowane są w przemyśle perfumeryjnym jako składniki wielu nut zapachowych. Olejki eteryczne oraz wyciągi z roślin przyprawowych można znaleźć także w kosmetykach do pielęgnacji skóry. Do cery łojotokowej lub naczynkowej poleca się rozmaryn, tymianek i majeranek. Rozmaryn, imbir oraz cynamon występują w preparatach ujędrniających ciało, poprawiających mikrokrążenie i dotlenienie skóry. Cynamon, imbir, gałka muszkatołowa to składniki kosmetyków solaryjnych typu tingle, czyli wzmacniających efekt opalenizny poprzez pobudzenie krążenia i rozszerzanie drobnych naczyń krwionośnych. W kremach do masażu i płynach do kąpieli stosuje się zioła rozgrzewające, odświeżające i relaksujące, takie jak kolendra, cynamon, imbir, kurkuma, chilli, papryka, melisa, bazylia, hyzop, jałowiec, tymianek i mięta. Mentol zawarty w mięcie dezynfekuje, chłodzi i koi, dlatego miętowe składniki umieszcza się często w szamponach do wrażliwej skóry głowy z łupieżem. Goździki, łupiny z awokado, kardamon, pieprz znajdujemy w preparatach do łagodnego złuszczania i oczyszczania naskórka, co wspomaga odnowę komórek, podobnie jak zmielone figi, daktyle, nasiona oliwek czy łupiny z orzechów. Olej migdałowy, tłoczony na zimno z nasion migdałowca odmiany słodkiej, potocznie zwanych migdałami, jest składnikiem bazowym wielu kosmetyków. Wygładza skórę, nawilża, wspomaga leczenie egzemy, łuszczycy oraz skóry suchej i podrażnionej, przy tym jest lekki i dobrze się wchłania, dlatego chętnie wykorzystuje się go do masażu. Demakijaż i oczyszczenie skóry po japońsku: rozgnieść 4 łyżki płatków migdałowych, zalać 1 szklanki letniej, przegotowanej wody. Wymieszać na jednolitą masę, nałożyć na zwilżoną twarz, masować okrężnymi ruchami, po czym zmyć wodą. Stosować 2 razy w tygodniu. Korzenna kąpiel rozgrzewająco-energetyzująca: 10 goździków, kawałek kory cynamonu i skórkę z jednej pomarańczy zalać 2 l zimnej wody. Gotować pod przykryciem na małym ogniu przez 20 minut, po czym odcedzić i wlać do wanny z wodą. Kąpiel nie powinna trwać dłużej niż 20 minut. Kosmetyki domowe są tanie, skuteczne i nie zawierają zbędnej chemii. Pamiętajmy jednak, że w ich składzie są substancje aktywne biologicznie, które mogą uczulać lub podrażniać skórę. Należy stosować je z umiarem. dr Elżbieta Kowalska-Wochna - Wyższa Szkoła Kosmetologii i Ochrony Zdrowia w Białymstoku
  8. O właściwościach oleju kokoswego dałam artykuł na blogu: http://kurzymokiem.blogspot.com/2011/08/rajskie-spa-kokosowe.html Może wiecie coś jeszcze lub macie wlasne doświadczenia?
  9. Zima to czas, kiedy nasze włosy są narażone na przegrzanie, przesuszenie lub przetłuszczenie wynikające z sauny, jaką fundujemy im czapkami. Cebulki włosowe osłabiają też silne mrozy, zwłaszcza, jeśli nie zakładamy czapki. Można powiedzieć, ze i tak źle i tak nie dobrze. A jak do tego dodamy mniejszą ilość dostarczanych do organizmu witamin, brak słońca, ruchu i świeżego powietrza, może dojść do nadmiernego wypadania włosów. Co w tej sytuacji zrobić? Na pewno odżywiać włosy od środka, czyli odpowiednia dieta na pewno korzystnie wpłynie na wygląd naszych włosów. Poza tym szereg preparatów dostępnych w aptekach też potrafi podratować osłabione włosy. Osobiście polecam te naturalne właśnie z apteki, typu wax czy produkowane na bazie naturalnych produktów. Nic jednak nie zastąpi odpowiedniej troski i dbałości o włosy. Na zimowe (i nie tylko zimowe) zmęczenie i osłabienie włosów, kiedy te nadmiernie wypadają polecam miksturę z czarnej rzepy. Mikstura z Rzepy: 10 łyżek świeżo wyciśniętego soku z korzenia czarnej rzepy 4 łyżki sproszkowanych liści pokrzywy 1 łyżka suszonych liści szałwii lekarskiej 2 łyżki liści rozmarynu (świeże lub suszone) Całość zalać 1 szklanką wódki w słoiku. Zamknąć szczelnie i 2 tygodnie trzymamy w ciepłym miejscu. Dość często potrząsamy słoikiem. Po 2 tygodniach przecedzamy i zlewamy do butelki. Taką miksturą na noc nacieramy włosy. Kurację trzeba stosować regularnie. Ten specyfik nie tylko poprawia wygląd włosów i odżywia ich cebulki, ale też zapobiega łysieniu, w tym łysieniu plackowatemu. Dodatkowo usuwa łupież, łojotok, który jest przyczyną wypadania włosów. Inną ciekawą miksturą, którą znalazłam w „Poradniku Uzdrawiacza” nr 12/217 jest wzmacniająca mieszanka na włosy: 3 łyżki liści szałwii lekarskiej 2 łyżki liści pokrzywy 3 łyżki liści rozmarynu Zalewamy to wódką i podobnie jak powyższą miksturę trzymamy 2 tygodnie w ciepłym miejscu. Ten eliksir zapobiega łupieżowi, wypadaniu i łysieniu. Inny przepis ze starych cygańskich receptur zapobiegający wypadaniu włosów jest prosty a naprawdę skuteczny. Z 1 średniej cebuli zdejmujemy łuski i kroimy drobno. Całość zalewamy połową szklanki… rumu. Po 24 godzinach przecedzamy a płynem nacieramy skórę głowy na noc. Na porost włosów polecam wywar do codziennego nacierania włosów; 4 łyżki stołowe suchych liści bukszpanu gotujemy 20 minut w 2 litrach wody. I takim wywarem płuczemy włosy oraz nacieramy je każdego wieczora. Bardzo pomocne w walce z wypadaniem włosów są też łupki cebulowe, ale tu uwaga dla blondynek, zarówno cebulowe łupki, jak i wywar z orzecha włoskiego może nieco przyciemnić na lekko brązowy lub rudawy odcień włosy. A oto przepis na eliksir wzmacniający włosy i Eliminujący łupież: 25 gr. łusek cebulowych 5 zmielonych goździków zalewamy w ciemnym słoju lub naczyniu 200 gramami spirytusu i odstawiamy na 2 tygodnie w chłodne miejsce. Przy suchych włosach dodajemy do tej mieszanki 3 łyżki olejku migdałowego. Po miesięcznej kuracji tym eliksirem włosy stają się zdrowsze i nie wypadają. Odzyskują też swój reklamowy blask. Do każdorazowego płukania włosów po myciu polecam napar z rumianku (zwłaszcza dla blondynek) oraz z łupek cebuli, orzecha włoskiego i pokrzywy. Można nawet robić wywar z tych mieszanek. Po dokładnym spłukaniu włosów płuczemy je już tylko w wywarze z tych produktów i jeśli to możliwe nie wycieramy intensywnie. Ta kuracja bardzo wzmacnia włosy, ale efekt widać po dłuższym czasie. I tez uwaga tutaj, że włosy blond może przyciemnić.
  10. Mało kto z nas ma czas na to by udać sie w wolnej chwili na łono natury, pomecytować czy nawet wyciszyć się. Ale od czego mamy wizualizację i... google grafikę ? Czasem piękny krajobraz na zdjeciu zostaje w naszych sercach, a w chwilach trudnych uciekamy tam wizualizujac ukochane góry, zachody słońca, dom nad jeziorem. I choć jest to trochę jak lizanie lodów przez szybę, to na długie zimowe wieczory moze stać się ciekawą odskocznią. To ja daję Wam od siebie takie moje miejsce na Ziemi, na dziś A jakie są Wasze miejsca na Ziemi? Takie na Dzś czy na jutro...
  11. Z Wielkopolski mamy kogoś, niech sie przyzna bo sam powiem ;)
  12. KAMIENNE KRĘGI W ODRACH "Kręgi Kamienne" to rezerwat znajdujący się w odległości 44km od Chojnic w kierunku północno-wschodnim i 14km od Czerska w kierunku północnym, na terenie Leśnictwa Odry, Nadleśnictwa Czersk. Obszar mianowany w 1958 roku rezerwatem przyrody to powierzchnia ok 16ha której znaczną część zajmują ciekawe obiekty archeologiczne: 10 kamiennych kręgów i 30 kurhanów (mogił ze stożkowym nasypem ziemnym lub kamiennym, mieszczących jeden lub więcej grobów). Teren rezerwatu to w głównej mierze rzadki sosnowy las. Legenda głosi, że kamienne kręgi są pozostałością po kościele, który się zapadł i w okolicy straszy. Dzięki złej opinii miejscowej ludności o tym miejscu, było ono ongiś skrzętnie omijane przez ludzi, co pozwoliło dotrwać kamiennym kręgom do naszych czasów w stanie praktycznie nienaruszonym. Najmniejszy z kamiennych kręgów ma średnicę ok. 15 m, największy natomiast ok. 33 m. Wysokość kamieni wyznaczających kręgi, a jest ich od 16 do 29 sztuk w kręgu, waha się w granicach od 20 do 70 cm ponad powierzchnię ziemi. W środkach kręgów znajdują się pojedyncze kamienie - rzadziej dwa. Kurhany znajdujące się na terenie rezerwatu mają średnicę nie przekraczającą 12 m; najmniejsze z nich ok. 8 m. Badania prowadzone na terenie rezerwatu pozwalają stwierdzić z dużą dozą prawdopodobieństwa, że obiekt ten jest czymś w rodzaju dawnego obserwatorium astronomicznego liczącego sobie ponad 6 tys. lat. Ponadto stwierdzono, że kamienne kręgi kryją zwłoki zmarłych ludzi i pochowanych tam na początku naszej ery. Dalsze badania pozwoliły na określenie faktycznej historii Kamiennych kręgów. Pierwsze dwa stulecia naszej ery wiążą się z zamieszkiwaniem tych obszarów przez Gotów - ludność germańską pochodzącą z północy. Goci chowali zmarłych w kurhanach z nasypem kamiennym, w kamiennych kręgach. Stosowali oni dwa rodzaje pochówku: palenie zwłok oraz składanie zwłok w mogiłach w stanie nienaruszonym. Zwyczajowo Goci składali w grobach zmarłych bliskich różnego rodzaju przedmioty związane z osobą zmarłą. Dużo więcej takich przedmiotów odnaleziono w grobach kobiet. Zmarłych układano na plecach w pozycji wyprostowanej z głową skierowaną w kierunku północnym. Badania przeprowadzone przez astronomów z Uniwersytetu Poznańskiego pozwalają sądzić, iż linia utworzona z czterech kręgów, wyznaczająca miejsce wschodu i zachodu słońca w dniu równonocy jest dziełem przypadku. Jednocześnie wnioskuje się, że kamienne kręgi są niczym innym jak cmentarzem powstałym w okresie wpływów rzymskich, z którego na początku naszej ery korzystali także Gotowie. Źródło: http://www.kaszuby.info.pl/kamienne-kregi-odry/
  13. A co z twoimi przodkami, bezbożniku? Autor tekstu: Norbert Paprocki Czy zostając ateistą automatycznie wyrażam brak szacunku dla moich przodków? Jest to dość kłopotliwa kwestia, ponieważ tak właśnie sugerują ateistom wierzący członkowie ich rodzin, co często sprawia wrażenie emocjonalnego szantażu, może nie perfidnego, ponieważ nie kryje się za tym głęboka refleksja, ale jednak szantażu. Warto powiedzieć głośno, że niewiara nie ma nic wspólnego z brakiem szacunku wobec wierzących ? czy to z rodziny, czy spoza jej kręgu. By jednak rzucić nieco więcej światła na tę kwestię, powołam się na moje życie rodzinne- weźmy może przykład mojego ojca. Wiem, że niektórym wyda się to zbyt osobiste, ale jak sądzę, uwiarygodni to nieco moją postawę i ułatwi refleksję. Otóż szanuję mojego ojca, chociaż on wierzy, ja zaś nie. Z drugiej strony- nie mogę nawet stwierdzić z całkowitą pewnością, że wierzy. Gdy rozmawiam z nim na te tematy, nigdy nie pytam się o to wprost, a jednak zdarza mu się często wygłaszać opinie, które świadczą o jego sceptycznym podejściu do religii. Czasem chodzi do kościoła ? mogę więc co najwyżej rozważać, czy w rzeczywiście wierzy i czuje potrzebę pójścia, czy też decyzje te obliczone są na to, by w oczach ludzi nie wypaść na niewierzącego. Nie wiem, nie zajrzę mu do głowy, ale jego stwierdzenia wskazują, że bardzo liczy się z opinią publiczną. Na tym chyba poprzestanę, ponieważ analiza mojego życia rodzinnego nie jest tu głównym tematem, a ponadto nie czuję się uprawniony do bycia rentgenem dusz, ani też do wydawania sądów co do przekonań, o których naturze nie mam pewności. Nawet, jeśli waha się, ale nie odrzuca wiary ? szanuję mojego ojca, bo jest za co go szanować, jeśli chodzi o szereg innych spraw. Poza tym, jeśli ktoś wierzy ? obojętnie już tym razem kto ? to czy od razu mam uznać go za głupca? Gdybym tak myślał, nie szanowałbym wierzących, ale tak nie myślę, a raczej? nie wykazuję takiej bezmyślności. Byłoby bowiem bezmyślnością okazywanie szacunku, lub brak szacunku wobec całej grupy osób tylko na podstawie z góry przyjętych założeń. Szczególnie jeśli mowa o kategoriach wierzący-niewierzący! Co innego np. grupa rasistów ? ale kwestia wiary to znacznie szerszy i bardziej złożony aspekt. Dlaczego? Ponieważ powody wiary, albo podtrzymywania jej namiastki są bardzo różne. Jak się wydaje, nawet jeden z głównych powodów wierzenia ? czyli niezastanawianie się nad kwestiami wiary, nie powinien być powodem, który daną osobę dyskwalifikuje intelektualnie. Życie jest wszak bardzo złożone- dzieje się mnóstwo rzeczy. Nie można więc wymagać od każdego, by zaczął zgłębiać tematykę religijną. Uważam oczywiście, że każdy powinien przynajmniej wiedzieć w co wierzy, ale nie jest to wszystko takie proste. Jeśli od kołyski dziecku mówi się, że w wierze chodzi tylko o wiarę i w zakresie religii jest to wystarczające, a nawet szlachetne- to może być trudno zacząć traktować religię równie sceptycznie, jak wszystkie inne dziedziny życia. Z czasem religia może stać się dla niektórych ludzi jedynie społeczną liturgią, formą raczej niż treścią, w której szczegóły nie bardzo się liczą, gdyż o religii nie dyskutuje się w zrutynizowanym codziennym życiu. To raczej problem do milczenia ? z pieśniami religijnymi w tle. Zapewne, jest wielu, którzy tylko utrzymują pozory wiary i religijności, a przy tym na co dzień ignorują deklarowane przez siebie wartości. Nie wiemy jednak jaki to procent i którzy to ludzie? Nie wiem tego, ani o ludziach żyjących obecnie, ani tym bardziej o moich przodkach. Nie mogę tego wiedzieć. Jak więc mogę wyrażać wobec jednych i drugich szacunek, albo jego brak? Moja postawa wobec nich jest raczej ambiwalentna. Szacunek, albo brak szacunku nie przysługują automatycznie. Szanować, lub nie, mogę w zasadzie tylko kogoś, kogo w miarę dobrze znam, a powodem do szacunku, bądź jego braku nie może być tak niewyraźna kwestia, jak wiara religijna, zamiłowanie do wojska, czy hobby wędkowania. Ktoś może powiedzieć, że między wiarą w boga a dwoma pozostałymi kwestiami jest zasadnicza różnica ? ludzie religijni bowiem uznają swoją wiarę za istotną ? ona nadaje sens ich życiu. Wydaje się, że jest to fałszywy argument. Niejeden weteran wojskowy powie, że sens jego życiu od zawsze nadawało wojsko i że jest to dla niego święty obowiązek. A więc ? czy jeżeli pozwolę sobie mieć odmienne zdanie w kwestii wojska, wyrażę tym samym brak szacunku dla starego generała? Oczywiście, że nie. Mimo, że nie uważam, by służba w wojsku była rzeczą istotną i cenną. W moim odczuciu nie jest. Tak samo sprawa ma się z religią ? dla niektórych ludzi wiara jest ważna i najwidoczniej potrzebna, a dla mnie i innych ateistów nie. Skoro coś nie jest dla mnie ważne, nie znaczy to jeszcze, że nie szanuję człowieka, dla którego dana sprawa jest ważna. Możemy dyskutować na wszelkie tematy, zaś rozbieżności w opiniach mogą mieć bardzo różne źródła. Aby okazywać komuś szacunek (a nie tylko uprzejmość), względnie, aby odmówić komuś szacunku, muszę przede wszystkim znać pobudki jego działań i wygłaszanych poglądów ? te zaś mogę zaobserwować jedynie wtedy, gdy go dobrze znam. Co więcej, nawet, jeśli wiara opiera się racjonalnym przesłankom i odrzuca mnie jej irracjonalność, nie mogę jednoznacznie stwierdzić, że wszyscy wierzący są głupcami, albo hipokrytami. Może wielu z nich nie zapoznało się z argumentami strony przeciwnej? Może niektórzy boją się poznać tę argumentację w obawie o utratę poczucia sensu, w sytuacji, gdy od urodzenia są wychowywani w bardzo religijnej rodzinie? Być może też spora ich część nie ma pojęcia, że istnieje istotny dyskurs między wierzącymi i niewierzącymi, skoro w mediach głównego nurtu specjalnie tego nie widać? Moi przodkowie w przeważającej części przypadków nie mogli mieć dostępu do pewnych informacji o odkryciach, które stawiają religię w wątpliwym świetle. Rozpatrując ów problem mojego stosunku do wiary i szacunku dla wierzących doszedłem do wniosku, że zawsze warto pamiętać o kilku banalnych prawdach: a) osoba wierząca wcale nie musi być zajefajna, b) nie można powiedzieć, czy się kogoś szanuje, jeśli praktycznie nic się o nim nie wie, c) powody wiary są różne, d) indoktrynacja czyni cuda nawet z świetnym z umysłem, e) szacunek dla drugiego człowieka nie musi oznaczać szacunku dla wszystkich jego poglądów. ..................................................................... źródło: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,714 ... bezbozniku
  14. Poniżej: Prof. dr hab. Bolesław Pylak, arcybiskup lubelski - senior Bioterapia i radiestezja w świetle nauki Kościoła katolickiego ........................................................................... W związku z pytaniami, jakie napływają do mnie z różnych stron na temat medycyny naturalnej i radiestezji, wyjaśniam: Ojciec Święty Jan Paweł II na pytanie znane­go mi radiestety z Lublina, czy jako praktykujący tę dziedzinę wiedzy naturalnej nie jest w sprzeczności z nauką Kościoła udzielił odpowiedzi, w której znala­zły się następujące słowa: "Jeśli to ma służyć dla do­bra ludzi, to chyba nie ma w tym nic złego, co byłoby przeciwne wierze katolickiej. Uprawianie zabobonów jest grzechem. Nie sądzę, by pan działał po tej linii, a w człowieku jest wiele możliwości i Pan Bóg nie za­bronił mu używania rozumu dla godziwych celów nieobrażających Boga". Osobiście korzystam z radiestezji i różnych form medycyny naturalnej od wielu lat z pozytywnym skut­kiem. Pewne uzdolnienia radiestezyjne (wrażliwość na promieniowania) odziedziczyłem po ojcu. Traktuję je jako naturalny dar Boży, który posiada wielu ludzi w różnym stopniu nasilenia. Nie korzystanie z niego byłoby obrazą Dobrego Stwórcy - dawcy tegoż daru. Nie jest to dar nadprzyrodzony, tylko rzeczywistość ze świata natury. W minimalnym stopniu posiadają go wszyscy ludzie. Jednak tylko około 20% populacji posiada go w takim stopniu, że mogą pomagać sobie i innym ludziom. Ponieważ nie wszyscy posiadają ten dar, dlatego dla wielu nie jest to problem naukowy. A jednak dla tych 20 % ludzkości, utalentowanych bioterapeutów i radiestetów, jest to rzeczywistość wprost oczywista i poznawalna eksperymentalnie. Dla innych oczywiste mogą być pozytywne skutki ich działania. Tłumaczenie skutków bioterapii jako owoców działania autosugestii (psychologiczny efekt placebo) jest niesłuszne, gdyż bioterapeuci pomagają także dzieciom i ludziom nieświadomym oraz zwierzętom. Przypisywanie ich działaniu złego ducha jest non­sensem. Zły duch działa tam, gdzie człowiek otwiera przed nim swoje serce. Nie ma dostępu do ludzi ży­jących po Bożemu. Czy katolicy mogą korzystać z usług owych uzdrowicieli i radiestetów? Z pewnością tak. Wszak są to działania z wykorzystaniem naturalnych uzdolnień natury ludzkiej, danych nam przez Stwórcę dla na­szego dobra. Pewne niepokoje w tej dziedzinie wzbu­dził dekret Kongregacji Świętego Oficjum z 26 mar­ca 1942 roku, który zakazuje duchownym udzielania porad w oparciu o radiestezję. Dekret dotyczy tylko osób duchownych, a nie świeckich. Zakazuje udzie­lania „porad na temat spraw dotyczących samych osób oraz przepowiadania zdarzeń”. Chodzi więc o to, aby przy pomocy radiestezji nie penetrować w tajniki ludzkiego wnętrza, łącznie z sumieniem i w oparciu o tego rodzaju badania nie przewidywać dalszych lo­sów konkretnego człowieka. Dekret zatem nie zakazuje korzystania z radiestezji w badaniu świata rze­czy, np. w zabezpieczaniu się przed szkodliwymi dla zdrowia ciekami wodnymi czy liniami geopatycznymi. Podobnie wolno także nam, duchownym, badać sto­sowność pokarmów bądź leków. Korzystamy w tym wypadku z daru natury, a więc daru Bożego dla na­szego dobra. Omawiany dekret nie neguje i nie zaka­zuje potrzeby badań naukowych z zakresu radiestezji, a więc uznaje jej istnienie. W stosunku do duchow­nych zakaz Kościoła ma charakter dyscyplinarny. Cho­dzi o zabezpieczenie autorytetu księdza jako sługi Bo­żego, powołanego do spełniania posług religijnych. Nie można tego autorytetu nadużywać do czynności niereligijnych. Czym jest owa bioterapia zwana też medycyną naturalną? Nazwą tą ogarniamy szereg form oddzia­ływania na chory organizm, aby przywrócić mu za­chwianą równowagę zdrowotną. Nie pretenduje ona do miana medycyny alternatywnej w stosunku do medycyny akademickiej. Pragnie ją tylko wspomagać i ewentualnie uzupełniać. Jest ona wcześniejsza i star­sza od swojej siostry, medycyny akademickiej, która korzysta z różnych nowoczesnych urządzeń technicz­nych. Nadal jest jednak praktykowana w wielu kra­jach świata, często w harmonijnej symbiozie z me­dycyną konwencjonalną. Tylko w naszym kraju obie te medycyny są skłócone, z pewnością ze szkodą dla obu stron, zwłaszcza dla chorych. Więcej informacji na temat bioterapii i radieste­zji zamieściłem w referacie wygłoszonym na zebra­niu Towarzystwa Naukowego KUL. Ukazał się on dru­kiem pt. „Psychotronika - problem czy tajemnica?” w „Ateneum kapłańskim” (R. 79: 1987, T. 109, s. 324­334). Poświęciłem też temu tematowi rozdział II pt. „W kręgu świata widzialnego i niewidzialnego (radie­stezja i bioenergoterapia)” w mojej książce „Poznawać w świetle wiary” (Warszawa 2003, s. 37-92). Prof. dr hab. Bolesław Pylak, arcybiskup lubelski - senior Lublin, 20.06.2006 r. ............................................................................. Źródło: http://energokapitul...oa-katolickiego
  15. Chiromancja (z gr. cheir = ręka, manteia = wróżenie) jest to wróżenie z dłoni, to zagadnienie różnie nazywane na przestrzeni wieków np. nauka starożytna, sztuka dywinacyjna, wróżenie lub umiejętność odczytywania losów ludzkich z dłoni. Chirognomia to badanie konturów, zewnętrznych kształtów dłoni (szerokość, długość), spoistości wnętrza dłoni, kształtu palców i określanie ogólnego wyrazu. Chirologia polega na badaniu wnętrza dłoni, tj. wzgórków, linii i znaków. Zainteresowanie tym tematem rozpoczęło się ok. 5000 lat temu, a za kolebkę owej sztuki uważane są kraje wschodu: Indie, Chiny, Syria i Egipt. Obserwując położenie gwiazd na niebie, dostrzeżono podobieństwo linii na dłoniach do linii łączących poszczególne gwiazdy. Przerysowano na dłonie linie i na ich podstawie przepowiadano losy ludzi począwszy od ich urodzenia, aż do późnej starości. Wszystkie wiadomości na ten temat przekazywane były ustnie z pokolenia na pokolenie. Pierwsze wzmianki o chiromancji w Europie pojawiły się w 1448. Przez następne lata sztuka ta straciła na popularności i powrócono do niej dopiero po 1700. W późniejszych latach badaniami nad chiromancją zajęli się astrologowie, którzy zauważyli, że na dłoniach oprócz znaków i linii przypominających mapę gwiezdną znajdują się wzgórki, i w ten sposób poszerzyli wiedzę przypisując każdemu wzgórkowi i palcom dłoni odpowiednie planety. Każda dłoń rozpatrywana jest oddzielnie, ponieważ według poglądów chiromantów: * lewa dłoń ma związek z tym co ukryte, a mianowicie z przeznaczeniem człowieka czyli z tym co się w jego życiu wydarza, a na co nie ma wpływu. Na podstawie lewej dłoni określany jest charakter człowieka, jego osobowość, uzdolnienia, wady i zalety * prawa dłoń służy do ustalenia postawy i działania człowieka - ta dłoń została nazwana przez chiromantów dłonią wolnej woli. Źródło: http://pl.wikipedia.org/wiki/Chiromancja
  16. Poniewż moje autorskie Królicze Norki nie cieszą sie zbytnią popularnością, a każdy szuka idealnej dla siebie metody, postanowiałam poszperać za czymś innym i... znalazłam. Metodę Radykalnego Wybaczania według Colina Tippinga. Myślę, że wiele osób chętnie skorzysta. Poniżej zamieszczam artykuł z Eioby na ten temat, ale w sieci jest tez wiele innych ciekawych stron poswieconych tej metodzie. ............................................. Każda nasza emocja powiązana jest z przekonaniami i wzorcami myślowymi. Kiedy pojawia się jakaś sytuacja, interpretujemy ją korzystając z wcześniejszych doświadczeń i w zależności od naszej interpretacji pojawia się emocja. Nasza myśl wywołuje określoną reakcję emocjonalną w ciele. Zgodnie z tą emocją zmienia się nasza postawa, oddech, napięcie mięśni, przepływ krwi i energii. W ten sposób wysyłamy cały czas sygnały do otoczenia i do innych ludzi, a otoczenie reaguje na nie i odpowiada nam. Dzieje się to poza naszą kontrolą i w przeważającej części nieświadomie. W treści świadomej komunikatu, który chcemy przekazać, zawieramy zaledwie kilka procent informacji, cała reszta płynie poza naszym progiem świadomej percepcji. Im bardziej jesteśmy zrównoważeni, autentyczni i żyjemy w zgodzie ze sobą, tym większa jest spójność pomiędzy naszym przekazem świadomym i nieświadomym, komunikacją werbalną i niewerbalną, a świat odbiera nas takimi jacy jesteśmy. Kiedy jednak masz poczucie, że otoczenie cię nie rozumie, a nawet, że świat jest przeciwko tobie, prawdopodobnie wysyłasz sprzeczne informacje. Np. na poziomie świadomym pokazujesz, że ufasz ludziom, jesteś otwarty i przyjazny, podczas gdy na poziomie nieświadomym twoje ciało, gesty, ton głosu i inne subtelne, wysyłane wibracje, pokazują dystans i nieufność, a może nawet wrogość. Wtedy otoczenie odpowiada tym samym. Twój podświadomy przekaz jest wynikiem wyuczonych wzorców zachowań, reakcji emocjonalnych, wcześniejszych doświadczeń, mechanizmów obronnych, w większości wykształcanych już w dzieciństwie i "doskonalonych" w późniejszym życiu. Wyobraź sobie, że pomylisz "Tutaj jest niebezpiecznie, zaraz coś się stanie." Najczęściej emocją odpowiadającą na taką myśl jest strach. Pojawia się fizjologiczna reakcja lękowa, napięcie mięśni i postawa obronna, zamykająca do środka, być może skurczysz się, skulisz, a może przybierzesz pozycję ciała wyrażającą agresję, gotowość do ataku. Tak czy inaczej wysyłasz cały strumień niewerbalnych informacji odbieranych przez otoczenie. Myśląc o sobie: "Nie dam rady, nie jestem dość dobry, nie uda mi się..." nieświadomie nastawiasz się na porażkę i blokujesz swoją energię do działania. Obawa przed popełnieniem błędu czy niewykonaniem zadania powoduje wewnętrzne napięcie i nieporadność, brak ochoty i mobilizacji, ogranicza naturalną swobodę, pewność i ekspresję ruchów. Z takim nastawieniem raczej będziesz szukać powodów, by zwlekać z podjęciem działań, a nawet jeśli je podejmiesz, nie przyniosą ci radości i satysfakcji. I prawdopodobnie, zgodnie ze swoimi przewidywaniami efekt będzie marny. W ten sposób potwierdza się twoja opinia o sobie samym: "Nie nadaję się do tego". Tak działa samospełniające się proroctwo. Wyobraź sobie taką sytuację: rano wchodzisz do pracy, spotykasz szefa, patrzysz na jego minę, która mówi ci ( - twoja interpretacja), że za chwilę będzie się o coś czepiał, albo czegoś chciał od ciebie. I szef rzeczywiście zachowuje się zgodnie z twoimi oczekiwaniami. A ty utwierdzasz się w przekonaniu "No tak, miałem rację, zawsze się mnie czepia..." Pewnie nie przyjdzie ci do głowy, że twoja racja wynika z faktu, że zadziałała samospełniająca się przepowiednia. Mówi ona o tym, że ludzie zachowują się zgodnie z naszymi oczekiwaniami. Interpretując sytuację jako ostrzeżenie czy zagrożenie automatycznie przyjmujesz odpowiednią, wyuczoną postawę, wysyłając w ten sposób informację niewerbalną na którą szef nieświadomie reaguje i odpowiada. Czy wiesz, że poprzez słowa wyrażamy tylko kilkanaście procent informacji, a reszta komunikacji odbywa się na poziomie niewerbalnym. Poprzez mimikę, gesty, wyraz oczu, ton głosu, intonację, postawę ciała. Wysyłamy te informacje w większości nieświadomie i także w ten sposób je odbieramy. Nawet znając zasady mowy ciała i tak nie zapanujesz w pełni nad przekazem niewerbalnym. Próbując wyrazić coś innego niż myślisz czy czujesz przestajesz być autentyczny. Ludzie w naturalny sposób potrafią odczytać język ciała i wykryją sztuczność. Im większą ktoś ma rozbieżność pomiędzy tym co mówi, a tym co pokazuje jego postawa, tym gorzej jest odbierany przez otoczenie. Najlepszym sposobem, jest więc zmienić swoje nastawienie. Transformować ograniczające wzorce myślowe i emocjonalne na konstruktywne i rozwijające. Od najmłodszych lat uczymy się określonych zachowań, reakcji emocjonalnych, na bazie doświadczeń budujemy swoją wizję świata. Dodajemy kolejne zdarzenia do naszej układanki interpretując je według wcześniejszych schematów. Dlatego właśnie, kiedy czujesz zmęczenie, a dziecko chce się z tobą bawić i wtedy chcąc być dobrym rodzicem, mówisz znużonym głosem "No dobrze, pobawmy się..." to dziecko i tak wyczuje, że nie masz ochoty. Postrzeganie świata przez dziecko opiera się na swego rodzaju egocentryzmie. Wszystko co się dzieje dzieci odnoszą do siebie i uważają, że dzieje się z ich powodu, że to one są odpowiedzialne za emocje i zachowania innych. Takie dziecko może pomyśleć, że zawraca mamie głowę. Kiedy podobna sytuacja pojawia się wielokrotnie, dziecko uczy się, że osoby mu bliskie nie mają czasu dla niego, są zniecierpliwione czy znudzone, że zajmuje im uwagę. I z taką informacją wchodzi w dorosłe życie. Potem w różnych relacjach, zachowanie innych interpretuje podobnie, nawet jeśli jest inaczej - wciąż ma poczucie, że zajmuje ludziom czas. Co więcej, mając takie przekonanie, wysyła nieświadomy przekaz do otoczenia, nieświadome oczekiwanie, że i tak pewnie zawraca głowę i zabiera komuś czas, a otoczenie odbiera ten komunikat i tak na niego reaguje. Można powiedzieć, że taki człowiek ma radar nastawiony na trafianie w nieodpowiedni moment i na zniecierpliwionych ludzi. Transformacja emocji i wzorców to proces rozpoznawania naszych nabytych schematów myślowych i wyuczonych reakcji oraz stopniowe ich modyfikowanie czy zamienianie na bardziej funkcjonalne i dojrzałe. Colin Tipping proponuje metodę rozwoju osobistego na poziomie duchowym, pozwalającą na przeprowadzanie tych zmian w zaufaniu do siły wyższej, mocy większej i mądrzejszej od nas, w akceptacji doskonałości wszystkiego, co się wydarza. Zrozumienia, że wszystko co się nam przytrafia, zdarza się nie nam, ale DLA NAS, dla naszego rozwoju i nauki. Każdy z nas posiada wewnętrzną mądrość duchową i nieograniczony potencjał, nie każdy jednak ma z nim kontakt. Nabywane z wiekiem doświadczenia życiowe, a szczególnie te bolesne czy traumatyczne, zwłaszcza różnego rodzaju lęki, ograniczają nasz dostęp do duchowej mądrości. Dopiero świadoma otwartość się na nią, pomaga odnaleźć w sobie wszystkie potrzebne zasoby do przeprowadzenia rozwojowych zmian w swoim życiu. Sierpień 2007 Julita Dybowska Wiecej: http://www.eioba.pl/a99591/transformacj ... z13OoNZo6q
  17. Drażni mnie słowo „miłość”. Serio. Nadużywane „kocham cię” zaczyna przynosić odwrotny skutek. Przynajmniej dla mnie. Idę na spotkanie z trenerem rozwoju osobistego, prowadzącym też zajęcia z regresu. Większość osób na spotkaniu to kobiety. Każda ślicznie uśmiechnięta, ubrana na jasno, pełna spokoju. Witają mnie ciepłym głosem i zapewniają, że teraz anioły poprowadzą mnie przez życie, tylko mam się otworzyć na ich światło. Ok., jestem otwarta. Trener opowiada o aniołach, o medytacji, przebaczaniu i miłości. O Bogu… Nie mówi, o jakim, i chwała mu za to. Potem tłumaczy, czym jest regres. Uprzedza, że nie jest łatwo zaakceptować fakt, że w przeszłości mogliśmy być kimś złym. Nie podoba mi się określenie „zły”, zwłaszcza w zestawieniu z kolejnym zdaniem o nie ocenianiu. Każdy mówi o tym, że ocenianie innych nie jest właściwe, a jednocześnie każdy jakoś tam ocenia. Sama się tego uczę i wiem, jak trudne jest to zadanie. Miłe panie opowiadają o swoich kontaktach z aniołami, ich świetle i miłości, jaką odczuwają na każdym kroku. Wszystko przeplatane jest powtarzanym sobie na każdym kroku „kocham cię”, tylko „Miłość”. Potem każdy, niczym afirmację, powtarza, że kocha siebie i kocha świat, kocha ludzi, kocha swoich wrogów. Mam mdłości. Mówię, że też widuję anioły. Patrzą na mnie nieco dziwnie, ale nikt nie kwestionuje. Choć tyle dobrego. - Co anioły zmieniły w Twoim życiu? – Pyta w końcu trener. – Na pewno zauważyłaś, że teraz życie jest piękniejsze, łatwiejsze… - Nie. – Przerywam. – Nie jest łatwiejsze, bo anioły nie są łagodne. Zapada niezręczna cisza. W końcu któraś z pań nieśmiało zauważa, że w astralu wiele jest istot duchowych udających anioły. Przytakuję potwierdzająco i słucham dalej. Pani ośmielona tym robi krótki wykład na temat aniołów opowiada o ich sposobie działania, ze poza miłością i czystą dobrocią oraz pocieszeniem nas, dają nam tez to, o co prosimy. Dlatego modląc się do nich i prosząc otrzymujemy wszystko. Anioły są czystą dobrocią i prawdą. - Nie przeczę. – Znów przerywam. – Są dobrocią i prawdą. Tyle, że prawda nie zawsze jest miła. Uświadomił mi to boleśnie pewien Anioł Prawdy, który zepchnął mnie na dno mnie samej, tylko, dlatego, że wciąż zamiatałam pod dywan osobowości swoje lęki, frustracje, matryce, bolączki. Zepchnął mnie tam gwałtownie i mało łagodnie. Pokazał bagno odsuniętych spraw, półprawd i prawd wygodnych dla mnie. Zdjął zasłonę iluzji i zaślepienia z moich oczu, a potem mało delikatnie skopał tyłek mojemu ego. Na koniec podał świetlistą dłoń i pomaga mozolnie wspinać się z mroku do światła. - To nie mógł być anioł, one są Miłością… - Oburzyła się inna pani. Uśmiecham się tylko. - Anioły są miłością, ale czasem okazują ją w niestereotypowy sposób. – Mówię po chwili by przerwać krępująca ciszę. – Moje doświadczenie uczy mnie też, że czasem droga wewnątrz siebie, która ma nas zaprowadzić do tego, co wielu nazywa: „Bóg jest Miłością” bywa bolesna i trudna. A anioły? Nie zawsze są łagodne. Dają nam to, czego potrzebujemy, na co jesteśmy gotowi i jak jesteśmy w stanie to przyjąć. - Więc uważasz, że tkwimy w iluzji? – Pyta trener. - Nie. Nie oceniam tego, bo każdy z Was we własnym wnętrzu wie, co myśli, czuje, jakie ma w sobie wzorce i jak one działają. Albo jeszcze sobie ich nie uświadomił, albo już przepracował. I każdy dostaje to, co jest gotowy przyjąć. Być może moje anioły nie są łagodne, bo tylko pokazanie bolesnej prawdy pobudzi mnie do działania. Każdy z ans widzi je na swój sposób, a prawdę o nich znają tylko one same. - Czyli nie chcesz podążać drogą miłości? – Pyta z niedowierzaniem starsza pani w jaskrawożółtej bluzce. - Może jeszcze nie jest jej czas, musi doświadczyć czegoś innego. – Wyjaśnia głośno smukła blondynka. - Nie odrzucam miłości, po prostu wole ją w działaniu niż w słowach. Ale to moje doświadczenie. Każdy potrzebuje czegoś innego. Jak aniołów…Każdy z Was tutaj ma rację i jednocześnie każdy się myli. Zależy od miejsca gdzie się siedzi. Ludzie nie lubią prawdy. Tej szczerej i prawdziwej, bo bywa nieraz przykra i bolesna. Dlatego z zachłanną lubością chwytamy się komplementów, a jeśli dwie osoby zwracają nam na coś uwagę, chętniej przyjmujemy do siebie, te bardziej korzystne i wygodne dla nas. To naturalne, zjawisko i nie ma w nim nic negatywnego. Istnieje jednak niebezpieczeństwo, wpadnięcia w iluzję. Dotyczy to zwłaszcza szeroko rozumianego rozwoju duchowego. Ten, jak wiadomo, polega w dużej mierze na pracy nad sobą, przebudowie swego wnętrza, czasem nawet osobowości i spojrzenia na świat. Pozbycia się lęków, starych matryc i zastąpienia ich nowymi, lepszymi wzorami i wiarą. Powiedzieć łatwo, wykonać trudniej. Technik sprzyjających temu jest wiele. Najczęściej sięgamy po afirmacje i medytacje. Niektórzy zaopatrują się w wiele mądrych książek z zakresu treningów osobowości, wypełniają arkusze radykalnego wybaczania, zapisują się na kursy asertywności itd., itp. I po kilku tygodniach, wielu stronicach dalej, nagle przedstawiają się światu: Popatrzcie, oto nowy(a) Ja. I bardzo dobrze, że coraz więcej osób zagłębia się w siebie, że wchodzi na drogi rozwoju duchowego. Pytanie tylko, czy zgodnie z naturą odrzucania boleśniejszej prawdy, nie popadamy w pewne iluzje i nie dostrzegamy tego, co ukryte jeszcze głębiej? Czasem odnoszę wrażenie, że niestety tak. Oczywiście wiem, że każdy otrzymuje tylko tyle i to, co gotowy jest przyjąć i zaakceptować. I bynajmniej nie twierdze, że każdy rozwój duchowy, każda ścieżka jest twarda, trudna i bardzo bolesna, i że funduje nam niemiłe doświadczenia emocjonalne. Nie. Czasem, jak mówią, wystarczy otworzyć oczy by się obudzić. Czasem jednak nie, więc warto w tym naszym rozwoju duchowym być czujnym i obiektywnym, bo łatwo wpaść w pułapkę zaślepienia dobrze wykonaną pracą nad sobą, gdy tymczasem to dopiero może być jej początek. Sama tego doświadczam czasami i Bogu dziękuję, że zesłał mi dobre, choć czasem mało łagodne anioły, które przypominają o obiektywizmie i nie pozwalają osiąść na laurach. Wiem też, że każdy z nas ma swoja ścieżkę i wyobrażenie o niej. Czasem jednak warto wyjść poza stereotypy i spojrzeć z boku na siebie i swoje doświadczenia. …………………………………. Tekst pisany kursywą jest fikcyjny, to tylko moje luźne rozważania nie koniecznie właściwe. No cóż siedzę na swoim stołeczku
  18. Czy anioły maja wolną wolę? Dlaczego tak lub dlaczego nie? Jak postrzegacie anioły?
  19. Nazwa anioła, jak wiadomo, pochodzi z greckiego i oznacza posłańca bozego. W nasza świiadomosc te potęznbe istoty duchowe wrosły poprzez kulture judeochrzescijańską. Czy jednak sa one przynależne tylko do niej? Czy może sa to potężnne Duchy Wyższych światów, nie przypisane konkretnym bogom czy bogu? Istoty, których ślad możemy odnaleźc w wielu kulturach pod różnymi postaciami? I kim dla Was indywidualnie są te Duchy?
  20. Parę lat temu spotkałam się ciekawą teorią inkarnacyjną, mówiąca o ucieleśnianiu się istot duchowych, w fizyczność. W dużym skrócie mówiąc, to, co nie materialne pewnego dnia rodzi się, jako materialne i fizyczne. Ta teoria jest ściśle związana z wiarą w Absolut i polega mniej więcej na tym, że dusza, to po prostu część tego Absolutu (przez niektórych zwanego Bogiem) w każdej istocie duchowej. Nie ważne czy to człek, czy anioł, demon, czy duch natury. Ma duszę i doświadcza. A ponieważ ta dusza jest tą samą esencją, cząstką czy jak sobie to ktoś nazwie Absolutu, toteż i jest jednaka dla wszystkich, to każdy może doświadczać na przemian różnych form. Raz anioł, raz duch natury itd., itp. W sumie logiczne i nie głupie, jeśli przyjąć na wiarę, ze Absolut to wiedza, którą trzeba poprzeć doświadczeniem. W tym wypadku Absolut(nie) wszystkiego, a wiec także rożnych form istnienia i egzystencji na różnych płaszczyznach, tak duchowych, astralnych jak i fizycznych. Echo tych poglądów można znaleźć w wielu nurtach i ścieżkach tak religijnych, jak i filozoficznych, a także duchowych. Ostatnio nawet więcej się o tym rozprawia, bo i dostęp do słowa w każdej formie jest dziś większy, a sama teoria dla wielu ma „ręce i nogi”, więc czemu nie? Problem jednak w tym, że nagle, z poparciem tejże teorii zrobiło się parcie na skrzydła. Kiedyś, więc ludzie byli ludźmi, dążącymi do oświecenia, rozwijali się duchowo, nazywali siebie ezoterykami, czy poszukiwaczami, a teraz 85% ezoteryków to… Anioły ucieleśnione. Jakby tego było mało, kolorowe anioły, bo przy okazji anielskości i skrzydeł pojawiła się teoria, jakoby niektóre anioły wykazały iście ludzkie cechy, jak zawiść, zazdrość. Jedne zazdrościły ludziom cielesności (Anioły Niebieskie, cokolwiek to znaczy), następne zazdrościły tym pierwszym, że się ucieleśniły, a nadto postanowiły wykorzystać je perfidnie do własnych celów (Anioły Czerwone cokolwiek to znaczy). Na koniec pojawiły się jeszcze anioły, które zechciały ratować te poprzednie (Anioły Białe, cokolwiek to znaczy), ale przy okazji zamknęły się na Boga. Uff… Czytam i zastanawiam się, czy na pewno czytam o tych a nie innych istotach duchowych. Bo w końcu zgodnie z powyższą teorią, może to zrobić każda istota duchowa i wiele zapewne to robi. Ot choćby duchy natury, często bardzo potężne, skuszone obietnicami szamanów. Iluż z nich dało się wplatać w fizyczność, za parę łasych kąsków cielesności, wiedzą już tylko oni i szamani, którzy ich tu ściągali. Podobnie ma się rzecz z Sidhami i innymi mieszkańcami krainy Faerie (z których na marginesie, wiele ma nawet skrzydła), duchami natury, a pewnie i nie jedno bóstwo by się znalazło. I co ciekawe bardzo wielu nawet nie ma świadomości tego, że pierwotnie ich dusza miała inną formę. A ci, co taką świadomość mają i zaczęli proces rozwoju prowadzący do powrotu, zwykle niechętnie dzielą się swoją odmiennością, pamiętając, że póki w ciele ludzkim, póty się jest człowiekiem. A droga rozwoju jednaka dla wszystkich. Jednak duch natury, elf, a nawet bóstwo, to nie to samo, co anioł. Tym bardziej, że tradycja judeochrześcijańska siedzi w nas mocno zakorzeniona i anioł to jednak anioł, taki lepszy ktoś, bo bliżej boga. Więc co komu po elfich skrzydłach, skoro może mieć anielskie. A i gazetowo internetowe testy wskazują, że ma się cechy anielskie, bo wszak na 20 pytań 11 było na tak. A przy okazji takich testów, czy też listy cech, po których można podejrzewać u siebie skrzydła, to w zasadzie 90% ludzi na świecie mogłoby je dopasować do siebie i przypuszczalnie 99% osób interesujących się ezoteryką i rozwojem duchowym. A ponieważ w tym ezo światku większość popada w pułapki ego, choć każdy zaprzecza, to łatwo się też dać zwabić na lep skrzydeł. I to tych pierzastych, nie elfich. Powiem, że początkowo mnie to parcie na skrzydła dziwiło, potem bawiło, teraz zaczyna irytować. Oczywiście, jeśli komuś do rozwoju przydadzą się skrzydła i kolorystyczny podział aniołów (swoją drogą ciekawe, który kolor, do którego chóru jest przypisany), pomagający przepracować karmę, to ok. Niech pracuje na zdrowie, bo dróg do celu jest wiele. Tylko, po co z tego zaraz robić wielkie halo, przedstawiać się, jako UAN, co w skrócie oznacza: Ucieleśniony Anioł Niebieski? A przy pierwszym poznaniu już niemal zwyczajowo pada pytanie: a ty, jakim jesteś aniołem? A ja jestem człowiekiem, bez względu na to, w jakim naczyniu moja dusza się pierwotnie pojawiła. Mam ludzkie ciało i ludzkie emocje, ludzki doświadczenia. Teraz. Potem… Potem to się okaże. Na razie idę, obserwuję i poznaję, staram się szukać objawienia w sobie, nie na zewnątrz. Tam mam wiedzę, tę weryfikuję wiarą, rozumem a przede wszystkim sercem, czyli tym, co w środku. Parcia na skrzydła nie mam, bo to i plecy obciąża i niczego nie wnosi do ludzkiego wcielenia. A tym, co szukają swej duszy, proponuję pamiętać, że ona i tak jest jedną esencją tożsamą z Absolutem, przynajmniej dla tych, którzy w to wierzą. Poza tym kierujmy tym, co nam dano. Wolną wolą.
  21. Krzyżować czy nie krzyżować? Autor tekstu: Marcin Orliński Choć sprawa dotyczy zaledwie jednej włoskiej szkoły, już o niej głośno nie tylko we Włoszech, ale i na całym świecie. Dlaczego? Bo mamy do czynienia z precedensem: Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzekł, że wieszanie krzyży w szkołach narusza prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z ?własnymi przekonaniami" i ?wolność religijną uczniów". Wyrok zapadł 3 listopada w związku ze skargą, jaką wniosła Soile Lautsi Albertin, włoszka fińskiego pochodzenia, przeciw obecności krzyży w szkole, do której chodziły jej dzieci. Trwająca od 2002 roku batalia zakończyła się dla niej sukcesem. Na reakcję Watykanu nie trzeba było długo czekać. Jeszcze tego samego dnia dyrektor biura prasowego Stolicy Apostolskiej ksiądz Federico Lombardi nazwał stanowisko Trybunału krótkowzrocznym i błędnym. ?W szczególności groźna jest chęć zepchnięcia na margines ze świata wychowania znaku o fundamentalnym znaczeniu dla wartości religijnych w historii i w kulturze włoskiej. Religia wnosi swój cenny wkład w kształtowanie i moralny rozwój osób i jest zasadniczym składnikiem naszej cywilizacji". Równie jednoznaczna była reakcja polskich hierarchów kościelnych. 5 listopada kard. Stanisław Dziwisz wydał orzeczenie, w którym napisał: ?Wyrok dotyczący nakazu zdjęcia krzyża we włoskiej szkole jest niezrozumiały i budzi poważne obawy o przyszłość wolności religijnej w Europie. Nie ma nic wspólnego z ideą założycielską twórców Unii Europejskiej. Podstawą wszelkiej wolności jest wolność religijna". Jaką mamy właściwie sytuację? Z jednej strony słychać głos katolików, którzy domagają się wolności religijnej i obecności symboli religijnych w miejscach publicznych. Wolność religijna polega, wg nich, na wolności do manifestowania swojej wiary oraz wolności od nacisków ze strony państwa, aby ta wiara manifestowana nie była. Z drugiej zaś ? głos niekatolików, a więc przedstawicieli innych odłamów chrześcijaństwa, innych wyznań i wreszcie ? agnostyków i ateistów. Obecność krzyży w szkołach, powiadają ci ostatni, narusza ich wolność do posiadania własnego światopoglądu. Jeżeli państwo ma być neutralne wyznaniowo i jeżeli ma istnieć rozdział przestrzeni świeckiej od przestrzeni sakralnej, to symbolika chrześcijańska nie może mieć pierwszeństwa przed symboliką innych światopoglądów czy wyznań. Być może za tym stanowiskiem stoi zresztą prawo: polska Konstytucja wyraźnie nakazuje oddzielenie Kościoła od państwa. Problem jednak wydaje się bardziej złożony. Zarówno w wypowiedzi Federico Lombardiego, jak i w wypowiedziach polskich i zagranicznych komentatorów, pojawiają się wątki dotyczące kultury i historii. Marek Magierowski z ?Rzeczpospolitej" nazwał nawet wyrok ?cywilizacyjnym samobójstwem" Europy. Owszem, trudno się nie zgodzić, że tradycja chrześcijańska miała olbrzymi wpływ na dzieje Europy i kształtowanie się jej kultury. Jednak teza, że fundamentem tożsamości europejskiej są wartości chrześcijańskie wydaje się dalece przesadzona. Co więcej, mam wrażenie, że Kościół i komentatorzy katoliccy manipulują słowami, by łatwo i szybko się rozprawić z problemem. Do owej ?pięknej tradycji" należą bowiem nie tylko miłość bliźniego, ale i nienawiść do inności (choćby do orientacji homoseksualnej), nie tylko tradycja Caritasu, ale i działalność Inkwizycji, wreszcie nie tylko wielkie i piękne idee, ale także fakt, że te idee przesłaniają często samego człowieka i jego realne potrzeby. Tożsamość europejska jest zbudowana nie tylko na wybranych wartościach chrześcijańskich, ale także na wartościach świeckich. I całe szczęście. Bo gdyby Europa nie posiadała zdolności zaprzeczania samej sobie, być może ciągle mielibyśmy niewolnictwo, a kontynent wciąż rozświetlałyby płonące stosy. Właśnie umiejętność zaprzeczania, odrzucania starych poglądów, w imię nowych, stanowiła według Leszka Kołakowskiego o sile cywilizacji europejskiej. W swoim tekście Szukanie barbarzyńcy. Złudzenia uniwersalizmu kulturowego pokazywał, że owa nieustanna zdolność do samokrytyki stanowi jeden z jej głównych motorów. Myślę więc, że nie jedna pula stałych wartości, a wiele nieustannie zderzających się ze sobą systemów i światopoglądów ? tym właśnie jest Europa. Ktoś mógłby jednak zaoponować: owszem, rozwój cywilizacji europejskiej następował skokowo, czasami rewolucyjnie, trochę na modłę heglowską, ale przecież największe dzieła kulturowe inspirowane były religią chrześcijańską. Odpowiedziałbym, że oczywiście, wielkie dzieła literackie, malarskie i muzyczne odnoszą się do wartości chrześcijańskich. Jednakże nie stąd wynika ich artystyczna wartość. Poza tym oprócz Jerozolimy w dorobku mamy jeszcze Ateny, o których jakoś się nie pamięta, a bez których być może w ogóle nie mielibyśmy Cywilizacji Zachodniej. Czy krzyż nad szkolnymi drzwiami stanowi więc symbol europejskiej tożsamości? Nie sądzę. Tym bardziej dziwią mnie słowa katolickich dziennikarzy, którzy jak mantrę powtarzają, że krzyż stanowi symbol historycznego trwania naszej cywilizacji. Równie wątpliwe się wydaje, by wiszący nad drzwiami krzyż nawiązywał do dziedzictwa kultury europejskiej. Bo choć może na to wskazywać jego pole semantyczne, prawie na pewno tak nie jest: krzyż w szkole nie został powieszony ani ze względów historycznych, ani ze względów estetycznych. Powieszono go ze względów etycznych ? po to, by przypominał o wartościach ściśle chrześcijańskich, którymi niepodzielnie zarządza Kościół Katolicki. Ale co z tą wolnością religijną? Przecież dzieci buddystów, muzułmanów, Żydów, agnostyków i ateistów nie mają obowiązku patrzenia na krzyż czy modlenia się do chrześcijańskiego Boga? Problem w tym, że szkoła pełni przede wszystkim funkcję wychowawczą. Ma więc obowiązek nauczać, że istnieją różne religie i światopoglądy, które funkcjonują na takich samych prawach i nie są z góry uprzywilejowane. Tymczasem symbol religijny w miejscu publicznym może sugerować, że katolicka wizja świata z jakichś względów jest promowana, a więc że być może jest opcją jedynie słuszną. Co więcej, prosty rachunek semiotyczny pozwala stwierdzić, że w ten sposób promowana jest również instytucja Kościoła jako wyroczni w kwestiach społecznych. Przypomina, kto ma być autorytetem moralnym i autorytarnie rozstrzygać, co jest dobre, a co złe. Czy krzyż nad drzwiami może na przykład stanowić dla dziecka uzasadnienie i uprawomocnienie jego homofobii? Nie wiem, ale wydaje się to całkiem prawdopodobne. Jak już pisałem, neutralność światopoglądowa państwa wymaga równego i sprawiedliwego traktowania wszystkich możliwych wyznań. Pewnym rozwiązaniem wydaje się umieszczenie, obok krzyża, symboli innych religii, np. gwiazdy Dawida. Pomysł ma jednak tę wadę, że potencjalnie lista różnych wyznań i światopoglądów jest nieskończona i zawsze mogłoby się pojawić dziecko, które słusznie żądałoby umieszczenia kolejnego symbolu. Co więcej, jednym z możliwych światopoglądów jest również taki, że Boga nie ma, a źródłem wartości jest np. empatia, zdrowy rozsądek albo umowa społeczna. Gdyby zawiesić w szkołach tabliczkę z napisem ?Boga nie ma", to czy katolicy wykazaliby się wobec niej taką samą tolerancją, jakiej wymagają od niekatolików dla swoich krzyży? Wątpię. Diagnoza wydaje się jasna: tolerancja dla inności wymaga neutralności światopoglądowej w sferze publicznej. Przestrzeń nad drzwiami w szkołach, urzędach i innych miejscach, w których codziennie przychodzi się nam wszystkim mijać, powinna pozostać pusta. Choć może to zdziwić katolików, ja, jako agnostyk, również posiadam uczucia ? cieszę się, gdy mogę z kimś racjonalnie porozmawiać na tematy związane z etyką, i przykro mi, kiedy ktoś bez argumentu próbuje mi narzucić własny punkt widzenia. Ponieważ jednak mój agnostycyzm nie wyklucza poszanowania dla cudzych uczuć religijnych, przeto na pytanie postawione w tytule zmuszony jestem odpowiedzieć w duchu uniewinnienia: nie krzyżować! ....................................................................................... Źródło: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,6930
  22. Woda. Istnieje na naszej planecie od miliardów lat. To z niej wyszło wszelkie życie. I - pomimo, że tak powszechna i pozornie znana - dopiero teraz zaczyna odkrywać przed nami swoje tajemnice. A ciągle badacze twierdzą, że właściwie prawie nic o niej nie wiemy. Już setki lat temu zauważono, że woda ma szczególne właściwości fizyczne i chemiczne. Na przykład, że jako jedyna występuje we wszystkich trzech stanach skupienia - stałym, ciekłym i gazowym. Że w przeciwieństwie do wszystkich innych substancji zwiększa swoją objętość przy ochładzaniu. Że jest najsilniejszym istniejącym na Ziemi rozpuszczalnikiem. Ma również najwyższe napięcie powierzchniowe ze wszystkich cieczy, a w kapilarach wysokich drzew wspina się, potrafiąc zwiększyć ciśnienie do kilkudziesięciu atmosfer! woda występuje w 3 stanach skupienia Ale to nic. Najnowsze badania wykazują fakt, którego znaczenia nie sposób przecenić. Właściwość wody, która dla nas wszystkich razem i każdego z osobna może spowodować niezwykłe zmiany. Od zastosowań w kuchni po niezwykle wyrafinowane technologie rodem ze świata fantastyki naukowej. Albowiem woda ma pamięć. Przyswaja i rejestruje każde oddziaływanie, zapamiętuje co dzieje się w otaczającej ją przestrzeni - tak, bez cudzysłowia w wyrazie zapamiętuje - wystarczy, że woda dotknie jakiejś substancji, a zapisuje jej właściwości w swojej pamięci. Na przykład tzw. srebrna woda - używana do odkażania ran przez armię amerykańską w Iranie i Afganistanie, zdobywa swoje nieprawdopodobne, aseptyczne właściwości przez przechowywanie w srebrnych naczyniach. Zresztą takie jej zastosowanie było intuicyjnie znane już od kilku wieków, wielu medyków w epoce Oświecenia i późniejszych wspominało w swoich zapiskach o tej właściwości wody. Inna sprawa, że nie wnikali dlaczego tak się dzieje. Wystarczył sam fakt zbawiennego działania wody ze srebrnego kubka czy dzbanuszka na rany chorego. Dopiero kilka lat temu zaczęto dokładniej badać wodę pod tym kątem. I wtedy właśnie wyszło na jaw, że substancja ta może zapisywać w sobie informacje. A przecież jej skład chemiczny nie zmienia się w żaden sposób przy zapisywaniu tych nowych informacji. Woda pozostaje wodą. W procesie zapamiętywania ważna okazała się struktura wody czyli organizacja jej cząsteczek. A przede wszystkim łączenie się ich w grupy zwane klastrami. Są one pewnego rodzaju komórkami pamięci zapisującymi informacje z otoczenia. W każdej takiej komórce pamięci znajduje się 440 tys. pól informacyjnych, odpowiadających za własny, specyficzny rodzaj współdziałania z otaczającym środowiskiem. Klaster rozpatrywany w danym momencie jest stosunkowo nietrwały, natomiast cząsteczki wymieniające się w nim, mogą przechowywać informację przez bardzo długi czas. Można zatem mówić o trwałości struktury klastra. Jak tę wiedzę można przełożyć na zastosowania praktyczne? I w ogóle, co to oznacza? W 1881 roku kilkunastu rozbitków z amerykańskiego statku "Lara" zostało uratowanych po 3 tygodniach dryfowania po oceanie, bez kropli słodkiej wody. Okazało się, że ich zbiorowe, "udręczone" brakiem słodkiej wody myślenie i wyobrażanie sobie, że słona woda zza burty łodzi zmienia się w słodką, w istocie takąż zmianę, w najbliższej odległości od burt, wywołało. Jak wiadomo, bez słodkiej wody możliwe jest przeżycie kilku dni, w żadnym razie 3 tygodni. Zarówno w laboratoriach w USA jak i Rosji sprawdzano oddziaływanie ludzkich emocji na wodę. Okazało się bardzo silne. Grupę uczestników eksperymentu poproszono najpierw o wzbudzenie w sobie pozytywnych uczuć w obecności ustawionej między nimi kolby wody. Ludzie ci myśleli o miłości czy czułości. Po pewnym czasie zmieniono próbkę wody i polecono im myślenie negatywne. Wzbudzali w sobie emocje takie jak strach, nienawiść i złość. Następnie zmierzono potencjał energetyczny obu próbek wody. Zmiany były wręcz uderzające. Okazało się, że pierwsza próbka ma znacznie wyższy potencjał energetyczny i jest znacznie lepiej ustabilizowana niż druga. Struktura próbki wody, na którą oddziaływano pozytywnie (dziękuję) W laboratorium japońskiego badacza Emoto Masaru spróbowano utrwalenia struktur wody po psychicznym oddziaływaniu na próbki. Dokonano tego przez błyskawiczne zamrażanie w komorze kriogenicznej. Wyniki były oszałamiające. Struktury próbek poddanych pozytywnemu myśleniu prezentowały formy geometryczne podobne do tych znanych z krystalografii - np. heksagony z centralną cząsteczką, natomiast te "negatywne" nie tylko były nieuporządkowane, ale wyglądały wręcz "niechlujnie". Biorąc pod uwagę liczbę powtórzeń eksperymentu, wszelka przypadkowość jest absolutnie niemożliwa. Struktura próbki wody, na którą oddziaływano pozytywnie (przepraszam) W licznych ośrodkach na całym świecie bada się, jak woda o zmienionej pozytywnie strukturze oddziaływuje na podlewane nią rośliny. I mamy od razu pierwsze zastosowanie - większość roślin rośnie znacznie szybciej, jest większa, ma kilkakrotnie więcej mikroelementów, a na dodatek takiej "uszlachetnionej" wody można użyć nawet o 20% mniej. Trudno przecenić jakie to miałoby znaczenie np. w krajach o klimacie pustynnym, a i w naszych przydomowych ogródkach także. Nota bene od dawna znane są eksperymenty z pozytywnymi emocjami kierowanymi do roślin i ich efektami w postaci lepszego wzrostu i wydajności uprawy. W tej chwili wygląda, że nie tyle rośliny, co zawarta w nich woda zmienia swą strukturę i nabywa nowych właściwości. Struktura próbki wody, na którą oddziaływano negatywnie (jesteś obrzydliwa) Rezultaty efektu pamięci wody. Naukowcy wiedzą już jak to się dzieje. Ale ciągle nie wiadomo dlaczego. A to wręcz podstawowe pytanie. Tym bardziej, że trudno przecenić wpływ wody na nas. Na ludzi. I to - niestety - bardzo zmienionej wody. Każdy z nas składa się w 70 do 90% z wody. Do prawidłowego funkcjonowania dorosły człowiek wypija, badź wchłania przez skórę ok. 3 litrów wody dziennie. Ale czy ta woda jest dla nas dobra? Czy jej wcześniejsze "doświadczenia" zapisane w strukturach zmienią właściwości na szkodliwe, czy dobroczynne dla naszego zdrowia? Dawniej ludzie osiedlali się w pobliżu naturalnych źródeł wody. Rzek, jezior czy strumieni. Czerpana z nich woda miała zachowane w sobie prawidłowe struktury pamięci. Wszystko przebiegało według sprawdzonego przez tysiąclecia schematu. Dziś woda dostarczana jest odbiorcy po przebyciu pod bardzo wysokim ciśnieniem dziesiątków czy setek kilometrów rur. Bardzo często pozaginanych pod kątami prostymi. I w tych rurach następuje katastrofalne niszczenie struktur wody. Kryształy wody zostają zniekształcone. Ich naturalna symetria coraz bardziej się rozpada. Woda przepływająca - na przykład w systemach ogrzewania - usiłuje odzyskać swą pierwotną energię. Niestety kosztem przebywających w domu ludzi, zwierząt czy roślin. Co gorsza, woda oddawana przez nas do środowiska zachowuje pamięć o wszystkim przez co przeszła. O rozpuszczanych w niej związkach chemicznych, szlamie, brudzie i odpadach, o agresywnym oczyszczaniu i uzdatnianiu w oczyszczalniach ścieków. I w takiej postaci trafia do kolejnych ludzi, którzy mają nieszczęście mieszkać w dolnych partiach rzeki. Uszkodzona struktura wody w naszych kranach Jeszcze silniejsze jest zanieczyszczenie informacyjne, którego nabywa woda przebiegając przez kilometry rur i setki mieszkań. Austriacki badacz Alojzy Gruber mówi: - "Zanieczyszczamy wodę emocjonalnie. Ten proces przyjął ogromne rozmiary. Dlaczego? Woda przyjmuje całą naszą zawiść, frustracje, nienawiść i stres. Zapamiętuje je. Kiedy trafia do naszego organizmu jest praktycznie martwa." Szwajcarski biofizyk, laureat Nagrody Nobla z chemii podkreśla, że w kontekście odkryć w dziedzinie pamięci wody, z wszelką pewnością nie jest przypadkiem, że całe życie na Ziemi powstało właśnie w środowisku wodnym. Zresztą pierwotną i podstawową rolę wody w akcie kreacji życia głoszą praktycznie wszystkie religie i szkoły filozoficzne istniejące od zarania historii po dziś dzień. Struktura białka nie istniałaby, gdyby nie woda - na poziomie cząstek tworzy ona helisę DNA - podstawowy zapis każdego organizmu. Głęboko w lasach Wenezueli istnieje sieć rzek, w których krążąca woda nigdy nie styka się z ludźmi, ani z wytworami naszej cywilizacji. Specjalna ekspedycja pobrała próbki tej wody - starając się samemu nie przekształcić jej struktur. Po zbadaniu i porównaniu z "normalną" używaną przez nas pitną wodą, okazało się, że ta z pierwotnych źródeł jest aż do 40.000 razy bardziej aktywna. Taka woda wypita przez człowieka, niemal natychmiast (w ciągu zaledwie 12 minut, co zostało dokładnie zbadane przez lekarzy) aktywizuje jego organizm. Ma, z całą pewnością, wielki wpływ na długość i jakość życia ludzkiego. Może właśnie dlatego w każdej kulturze mieszkańcy wyżyn i gór, skąd biorą swój początek potoki i rzeki, żyją na ogół dłużej i w lepszym zdrowiu niż ludzie z nizin? Współczesna nauka twierdzi, że wodna struktura każdego człowieka jest identyczna ze strukturą wody z miejsca, w którym się urodził i żyje. Zmiana miejsca zamieszkania jest dla organizmu pewnego rodzaju szokiem również dlatego, że organizm musi dostosować się do zupełnie nowych struktur wody. Często okazuje się to zbawienne - np. dla ludzi, którzy żyli w miejscach o zaburzonej budowie wody. Czy pies wybierze butelkowaną wodę? Producenci butelkowanej wody - choć jest ona niewątpliwie kryształowo czysta, chemicznie idealna i nasycona różnymi minerałami - starają się głęboko ukryć przed konsumentami fakt, że jest również martwa. Jej struktury uległy głębokiej dezorganizacji, choćby w toku produkcji, transportu i handlu. I nie ma już w niej ani śladu energii. Wprawdzie człowiek raczej nie odczuwa różnicy między czystą i naturalną, a sztucznie oczyszczoną wodą, ale każde zwierzę zawsze wybiera wodę źródlaną, ponieważ ta woda nasycona jest naturalną energią. Oczywiście nie - wybierze źródlaną Czy wodę można zenergetyzować, ożywić? Oczywiście, tak. Po pierwsze przez oddziaływanie na nią pozytywnymi emocjami, a czynione są również badania nad ożywianiem wody za pomocą bardzo słabych pól elektromagnetycznych. Niestety, jest to proces dosyć długotrwały i trudny do zastosowania na większą skalę. Natomiast pocieszające jest, że już stosunkowo niewielka dawka takiej zenergetyzowanej wody zmieszana z dużą ilością martwej, powoduje znaczne ożywienie tej ostatniej. Wygląda to tak, jakby woda przekazywała swoje struktury, "uczyła" tę uszkodzoną. I wreszcie niesłychanie ważna właściwość, która - biorąc pod uwagę wszechobecność cywilizacji i jej odpadów - ratuje wodę przed totalnym zniszczeniem i martwotą. Jak samouczący się komputer potrafi się ona "zresetować" - oczyścić swoją pamięć. Inaczej informatyczny śmietnik, w który z upływem czasu zamieniają się jej klastry, wchłaniając wszelkie oddziaływania środowiska, stałby się w żaden sposób nieusuwalny. Ten proces samooczyszczenia się wody następuje w chwili, gdy zmienia ona swój stan skupienia - z cieczy w parę, która ponownie się skropli ale już z "czystą" pamięcią - gotową do nowego zapisu otaczającego ją świata. W ten sam sposób działa proces zamarzania i topnienia wody - oczyszcza struktury pamięci. I znów woda może podtrzymywać i chronić życie. Tak, jak to czyni od milionów lat. Na podstawie filmu dok. "Woda" wytwórni GTK (2006) - Dalbert Źróło: http://www.eioba.pl/a131269/tajemnice_wody#post76663#ixzz0xMgsMM5r
  23. Ego to Ja. Tak najprościej można określić, czym jest ego. Bo z łacińskiego słowo to oznacza właśnie ?Ja?. Rozszerzając tę definicję o ?Słownik wyrazów obcych i trudnych? (autorstwa Andrzeja Markowskiego i Radosława Pawelca), dowiemy się, że ego w teorii psychologicznej Zygmunta Freuda: ja -świadoma część osobowości, która spełnia funkcje poznawcze i kieruje zachowaniem człowieka: W psychoanalizie ego pośredniczy między sferą podświadomych popędów i pragnień - id - a sferą sumienia - superego. Od ego wywodzą się kolejne pojęcia, jak egoizm, egocentryzm, egotyzm? Krótko mówiąc świat, który kręci się wokół mnie i mojej osoby. A dokładniej właśnie mojej świadomości. Ta zaś, kreuje rzeczywistość, w jakiej przychodzi mi żyć. Co zatem stanie się, jeśli pozbędę się swego ego, jak sugerują niektóre kierunki szkół duchowych? Moim zdaniem katastrofa, gdyż ego jest nieodłącznym elementem nas. Naszej trójczłonowej osobowości, czyli id, ego i superego, lub jak chcą niektórzy, podświadomości, świadomości i nadświadomości. Wyzbycie się jednej z tych części, zakłóca ?zespołową pracę?. Id nie wie, czego chce, super ego popada w skrajności od poczucia winy do megalomani, a ego dusi się i przestaje spełniać swoje funkcje, czyli poznawać i kierować. Co zatem zrobić, by móc iść do przodu w szeroko rozumianym rozwoju duchowym, a jednocześnie nie zniszczyć w sobie ego? Moim zdaniem trzeba zachować równowagę i harmonię między całą trójcą naszej osobowości. Ostatnio wokół ego, sporo jest zamętu. Pisma i książki New Age, szkoły duchowe, chętnie obarczają winą za nasze niepowodzenia i zło tego świata właśnie ego. Rozpisują się o szkodach, jakie ego wyrządza nam, naszemu życiu, naszemu zdrowiu. Nawołują do wyzbycia się ego, odrzucenia go, zniszczenia w sobie. I wielu idąc za takimi agitacjami robi wszystko by się tego nieszczęsnego ego wyzbyć ze swego życia. Często popadając nawet w pułapkę samego ego, które łatwo się nie poddaje. A, że sprytu mu nie brakuje, tak kreuje (w końcu kreacja to jedno z jego zadań) rzeczywistością i świadomością, że człowiek zaczyna żyć w przekonaniu, że wyzbył się lub skutecznie wyzbywa ego, a w rzeczywistości jest nim coraz bardziej owładnięty. Nie dostrzegając tego, narzuca swoje widzenie świata innym, nawołuje wzorem swych duchowych agitatorów do wyzbycia się ego, chwali i akceptuje tych, którzy się do niego przyłączyli, neguje, a w skrajnych wypadkach prześladuje, tych, którzy żyją sobie ze swym ego za pan brat. Nie przyjmuje innej prawdy poza swoją własną ? wyzbywania się ego. Nie dostrzega jednak, że tak naprawdę kieruje nim właśnie ego, które przez pewne nieumiejętne działania zamiast istnieć w harmonii z id i superego, zaczyna dominować, rządzić i oceniać. To ono właśnie zmusza do postrzegania siebie, jako lepszego od większości, bo bardziej świadomego szkodliwości ego. To ono poddaje ocenie innych segregując na lepszych ? czytaj rzekomo wyzbywających się ego i na gorszych ? czytaj nieświadomych czy też ślepych ignorantów, którzy kierują się ego. To ono będzie w końcu wyłapywało z książek, artykułów czy tekstów o rozwoju duchowym, wszystko, co potwierdzi i utwierdzi w słuszności swoich poglądów. Ono w końcu będzie walczyć, często zaciekle w obronie swych racji, dotyczących szkodliwości ego. Wydaje się to paradoksalne, że właśnie ego, będzie karmić się zwalczaniem ego. Ale tak właśnie jest, bo walcząc z ego, w rzeczywistości karmimy je i sprawiamy, ze wzrasta w siłę, przejmuje całkowicie nad nami kontrole i zakłóca harmonijna współprace z id i superego. Spotkałam się z twierdzeniem, w jakiejś publikacji New Age, że praktyki i medytacje buddyjskie prowadzą do wyzbycia się całkowicie ego. Być może tak jest faktycznie, jednak w postawie buddyjskiego mnicha i ?niuejdżowskiego? agitatora jest ogromna przepaść. Mnich żyje sobie w spokoju i harmonii z samym sobą, niczego nie narzucając innym, ani przede wszystkim nie oceniając innych. Mnich wie, że każdy z nas ma swoją drogę do przejścia i swoje doświadczenia do przeżycia. Mnich wie, że aby się przebudzić wystarczy chwila potrzebna na otwarcie oczu, nie musi nazywać części siebie: id, ego, superego, bo akceptuje je wszystkie w pełni. Zmienia w sobie to, co jest sprzeczne z jego naturą, rozwija w sobie to, co jest z nią zgodne. W ten sam sposób postępuje każdy oświecony i dążący do oświecenia. Mistrzowie Duchowi, oświeceni, mistycy, czy nawet Ci, którzy dopiero otwierają oczy na drodze oświecenia, wiedzą, kiedy jedna z trzech części osobowości zaczyna dominować. Czy jest to Ego, czy Id czy Superego, nie ma znaczenia. Znaczenie ma umiejętność rozpoznania w sobie dysharmonii i zapobieganie jej. Znaczenie ma też umiejętność takiego wykorzystania id, ego i superego, by móc stwarzać siebie, kreować swoje wnętrze i otaczający nas świat. I doświadczać go. Doświadczać Bycia. A nie da się Być bez ego. Bo Ego to Ja, a Ja to Bycie, Istnienie, Odczuwanie, Świadomość, Twórczość. Jam Jest ? Jedna z najwspanialszych i najmądrzejszych afirmacji, jakie znam, nie mogłaby zaistnieć bez ego. Dlatego uważam, że nie należy dać się zwariować w oczernianiu, negowaniu i wyzbywaniu się ego. Zamiast tego nauczyć się po prostu Być. Nie oceniać ? a to bardzo trudna sztuka. Nie narzucać. Uszanować doświadczenia innych, w pełni przeżywając własne. I kształtować je zgodnie z Własną Wolną Wolą. Tyle wystarczy, by nasze ego z dominanta stało się jednym z trzech czynników naszej pełnej osobowości.
  24. Dobre, skuteczne i ciekawe.... Dzięki Iw
  25. Była sobie kiedyś pewna chmura. Płynęła po bezkresnym niebie patrząc na Ziemie z wysoka. Ziemia jej się bardzo podobała, ale była daleko w dole i chmura mogła ja tylko obserwować. Dzięki temu nauczyła się o Ziemi wszystkiego, ale była to tylko wiedza bez doświadczenia. Chmura postanowiła wiec nauczyć się Ziemi doświadczalnie i zesłała na nią cześć siebie w postaci miliardów kropel deszczu. Krople deszczu pomknęły wiec ku Ziemi i tam zaczęły krążyć po niej w cyklu narodzin i śmierci, kiedy parowały by zmienić formę. Niektóre stały się wodą w organizmach żywych. Inne popłynęły w żyłach, jako krew. Inne jeszcze stały się Rzeką. Część kropel doświadczyła siebie, jako kałuża, a kiedy ta wyschła stały się parą. Ta w kolejnym cyklu narodzin w deszczu spłynęła z pól, jako ściek, do oczyszczalni by potem odrodzić się, jako górskie źródełko. Niektóre z kropel poznały słodycz bycia owocowym sokiem. W końcu wiele stało się oceanem. I kiedy doświadczyły bycia oceanem na powrót zaczęły odczuwać jedność z wszechświatem i zatęskniły za wielką, pierwotna chmurą, którą były na początku. I wiele kropel zaczęło patrzeć w niebo. A chmura wciąż tam była. Wówczas krople doznały oświecenia w promieniu słońca i zamienione przez słońce w parę ostatecznie pomknęły do chmury. Ta zaś dzięki ich cyklicznej wędrówce po świecie miała juz wiedze i doświadczenie. Chmura to Bóg- Absolut, Kropla wody to nasza dusza. Woda jest świetnym nośnikiem energii i pamięci, informacji, krążąc w przyrodzie wraca do chmury niosąc ładunek informacji, jak dusza niesie ładunek doświadczeń. Zatrzymaj się, więc czasem w tym Tu i Teraz doświadczaniu. Stan sie na moment chmurą. Stań się Bogiem, którego kroplę nosisz w sercu. Spójrz na ziemie i ludzi jak On, nie jak jednostka a jako Jedność. I poczuj, co może czuć Bóg. Zrozum, ze on umiera po tysiąckroć w każdej godzinie ziemskiego istnienia, kocha po tysiąckroć, nienawidzi, cierpi, cieszy się. On jest i trwa, ale nasze doświadczenia staja sie Jego doświadczeniem. Kiedy ty płaczesz on odczuwa łzy, kiedy ty cierpisz on czuje twój ból, kiedy sie radujesz, on raduje się twoja radością. Twoja dusza to kropla Chmury. To cząstka Boga w Tobie i to ona doświadcza. Bóg to Absolut, Absolut to wiedza. Wiedza niepoparta doświadczeniem jest tylko niesprawdzona hipotezą. Bóg jest wszechobecny wszędzie, jak woda. Bóg to tez mrówka i skalny pyłek w piaskach pustyni, to liść na drzewie, opadający jesienią i krzyk noworodka. Bóg to Absolut w dualistycznym świecie. Jeśli jesteś niski, nie pojmiesz tego, co znaczy być niskim, póki nie stanie obok ciebie ktoś wysoki. A czym dla Ciebie jest bycie białym człowiekiem, jeśli nie widzisz wokół siebie czarnych? Czy możesz w pełni rozkwitnąć, jako kobieta, jeśli nie ma obok mężczyzny? I czy staniesz się prawdziwym mężczyzną nie mając obok kobiety? Nie. A wszystko to i tak jest względne, bo pewnego dnia wysoki, może okazać się małym, jeśli przyjdzie wyższy. A śmierć? Jakże jest różna ta zadana chorobą i ciosem mordercy. A światło, jak bardzo różne jest światło latarni, od światła słońca, a to jest niczym w porównaniu ze światłem Boga. Pozdrawiam.