Szept

Moderatorzy
  • Zawartość

    5 821
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Szept

  1. Nazwę Reiki tłumaczy się różnie. Jest to słowo pochodzenia Japońskiego i najprościej rzecz mówiąc oznacza Uniwersalna Energia (Rei ? Uniwersum, Ki ? energia). Jednak wiele osób tłumaczy to jako: ?Rei? można tłumaczyć, jako ?Rozum?, ?Ki? jako ?Duch?. Wszystko w przyrodzie i wszechświecie jest energią, o czym każdy uczył się w szkole na lekcjach fizyki. Równanie Alberta Einsteina E=mc2 znają wszyscy, a jest to wszak wzór dotyczący energii. Energie mają też różne zagęszczenia, te najbardziej gęste przybierają formę materialna, inne pozostają w sferze subtelnych, nie dla wszystkich dostrzegalnych form. Energią subtelniejszą jest na przykład ludzka dusza. Reiki to także energia. Jednak nie całkiem zwyczajna i nie podobna do innych. Najczęściej mówi się o niej, że to uniwersalna energia, obdarzona własną inteligencją, wypełniająca cały Wszechświat w każdym czasie i miejscu. Jest też, Reiki, energią bezwarunkowej miłości. Można więc śmiało powiedzieć, że ma w sobie coś boskiego. Energia Reiki zachowuje się też, jakby rozróżniała dobro i zło, w naszym, powszechnym, ludzkim rozumieniu. Co to oznacza? Reiki nie popłynie w nieczystych intencjach, aby komuś zaszkodzić, kiedy nie powinna być użyta. Co więcej, z relacji np. osób zajmujących się egzorcyzmami, zdejmowaniem klątw czy uroków, a pracujących przy tym z Reiki, wynika, że neutralizuje ona wiele klątw, uroków i niejednokrotnie przepędza mroczne byty, gdyż jako najczystsze światło i miłość, jest im nieprzychylna. Reiki przenika wszystko. Jest energią, siłą, która sprawia, że wody krążą w przyrodzie, z nasion wyrastają drzewa i kwiaty, rodzą się ludzie, zwierzęta. To moc, która obdarza życiem i witalnością. Reiki to nazwa Japońska, ale i w innych językach i kulturach jest o niej mowa. I tak np. w Chinach nazywa się ja ?Chi? i opracowano wiele technik pracy z nią, np. słynne Tai Chi. W starożytnym Egipcie nazywaną ją Ka, w Grecji Logos, lub neuma. Kawuni nazywają ją Mana, a u Sufich Baraka. Indiańskie pojęcie Manitou także odnosi się do tej energii. Reiki używamy mniej lub bardziej świadomie od dziecka. Zaobserwujmy bawiące się dzieci. Kiedy się przewrócą, cos je zaboli przykładają intuicyjnie dłonie do bolącego miejsca. Jest to niczym innym jak korzystaniem z Reiki. Jednakże choć każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu może korzystać z Reiki, to jednak aby móc w pełni cieszyć się jej dobrodziejstwem warto skorzystać z pomocy mistrza nauczyciela Reiki. Podczas inicjacji dostroi on naszą energetykę do Reiki, otworzy nas na jej przepływ. Oczywiście można takie dostrojenie uzyskać samodzielnie, poprzez medytację, ćwiczenia oddechowe i pracę nad samym sobą, jednakże inicjacja z rąk mistrza Reiki daje nam pewność, że dostrajamy się właśnie do energii Uniwersum, a nie do innej. Zwłaszcza dla osób, które dopiero zaczynają swoją drogę rozwoju duchowego, inicjacja do Reiki jest otwarciem na nowe możliwości i wspomaga pomniejszy rozwój duchowy. Wokół inicjacji Reiki narosło wiele mitów i niedomówień, najczęściej będących wynikiem niezrozumienia i nadinterpretacji systemu Reiki, przez osoby, które nie zajmują się Reiki. Inicjacja w tym wypadku dostraja do energii Uniwersum, otwiera w inicjowanym kanał do przekazywania tej energii dalej, oczyszcza te kanały (meridiany) oraz czakry, co powoduje też podniesienie naszych wibracji energetycznych. Zaraz po zakończeniu dostrajania ? używa się tu specjalnych znaków Reiki, otrzymywanych na kolejnych stopniach ? mistrz odcina się od inicjowanego. Nie jest więc prawdą, że w jakikolwiek sposób mistrz i adept są ze sobą związani na zawsze i zależni jeden od drugiego. Oczywiście dobry i uczciwy mistrz będzie się interesował swoim uczniem, służył mu radą i pomocą także po zakończeniu seminarium Reiki, ale nic poza tym. Reiki, jak już wiemy, jest wyjątkowym rodzajem energii, z której możemy korzystać dla poprawy i zachowania zdrowia, ale tez we wszystkich innych dziedzinach życia. Tu ograniczeniem jest tylko nasza własna wyobraźnia. Reiki jest też Japońskim systemem uzdrawiania energetycznego. Systemem opartym na stopniach (są trzy) oraz na inicjacji, czyli, jak już wspomniałam, dostrojeniu adepta do energii. Dziś Reiki jest coraz bardziej popularne na całym świecie, a wiele osób, zapisuje się na I stopień Reiki ? Shoden ? aby na co dzień móc korzystać z dobrodziejstw tej energii. I wielu poprzestaje tylko na tym stopniu, traktując Reiki jak narzędzie wspomagające zdrowie, zawsze pod ręką, dosłownie i w przenośnie, ponieważ Reiki przekazujemy sobie i innym właśnie przed dłonie. Stąd często nazywane jest uzdrawiającym dotykiem. Osobiście każdemu polecam Reiki, bo zmienia ono nasze życie na lepsze. Pozwala cieszyć się dobrym zdrowiem i na dłużej zachować młody wygląd. Przede wszystkim jednak otwiera nas na nowe możliwości i pozwala poznać i doskonalić samego siebie.
  2. Duchowe zagrożenia współczesnej młodzieży Jeśli jest coś, czego świat koniecznie potrzebuje w nadchodzącym okresie, to są to ludzie świadczący o prawdziwym życiu duchowym, ludzie, w których aktywny jest Duch. Można ich rozpoznać po tym, w jaki sposób rozwiązują swoje problemy, co mówią, co czynią – jak żyją. Ci, których pyta się o perspektywy rozwoju naszej planety i ludzkości, odpowiadają często, że w szybkim tempie zmierzają one ku samozagładzie oraz zniszczeniu Ziemi. Jest to odczuwalne przede wszystkim w krajach wysokouprzemysłowionych. To, co zdaje się nieuniknione, jedni przyjmują z oburzeniem, inni zaś akceptują i zachowują spokój. Jednakże są osoby, które na wszelkie sposoby próbują odsunąć niebezpieczeństwo. Słyszymy o próbach harmonizacji kanałów energetycznych Ziemi, o łańcuchach modlitw, poszerzaniu świadomości i potrzebie ezoterycznej wiedzy. Tok rozumowania jest następujący: jeśli zmieni się sposób myślenia – a co za tym idzie całe pole mentalne planety – to ludzkość będzie mogła się otworzyć na nową jakość życia. Coraz wyraźniej widzimy, że w dziejach rozwoju ludzkości dotarliśmy do punktu zwrotnego, w którym musimy dokonać świadomego wyboru. Człowiek musi świadomie wyrazić zgodę na to, aby w jego wnętrzu mogło dojść do objawienia prawdziwej ludzkiej istoty. W jej świetle możemy rozpocząć nową drogę znajdującą się na kolejnej spirali rozwoju – spirali o wyższych wibracjach. Jednocześnie stoi przed ludzkością możliwość wyboru innej drogi. Na tej drodze część ludzi spada na coraz niższy poziom i staje się mniej wrażliwa na oddziaływanie jakiejkolwiek kultury. Ta droga degeneracji doprowadza mikrokosmosy? do stanu, w którym będą musiały rozpocząć swój rozwój od początku. DWIE DROGI Znajdujemy się obecnie na rozdrożu i uczestniczymy w trwającym całe eony? konflikcie, którego istotą jest walka sił światła i ciemności. Moglibyśmy powiedzieć, że jest to wybór pomiędzy drogą duszy a drogą eonów?. Droga duszy zawiera w sobie wielką siłę, duchową siłę napędową, która wiąże nas ze światem Ducha. W dziejach ludzkości otworzyło się na nią wielu ludzi. Jest to droga niezmierzonych możliwości i perspektyw, droga odrodzenia człowieka, który potrafi prawdziwie świadczyć o wolności, sprawiedliwości i braterstwie. Druga ścieżka, droga długofalowej degeneracji, łączy wszystkie siły, poglądy i idee w ramach królestwa czasoprzestrzeni. Poprzez ciągłe przyciąganie ludzkiej uwagi, pragnień i sił życiowych, utrzymuje ona wielu ludzi w zasięgu oddziaływania sił naturalnego rozwoju. Jej pierwszą ofiarą staje się młodzież. Mówi się, że przyszłość należy do młodych. Już w odniesieniu do dwulatków można mówić o postępującym rozwoju inteligencji i zachowań społeczno-emocjonalnych. Na skutek tego dziecko przyjmuje sztywny kaftan wychowania, który kształtuje się stopniowo z każdym rokiem życia. Trudno jest uniknąć tego szablonu. Rady, które dziecko otrzymuje w szkole, wyznaczają kierunek jego rozwoju – wyrabiają w nim przekonanie, że szkoła średnia lub studia będą decydujące dla jego przyszłości. Idee nieograniczonej, prawdziwie wolnej przestrzeni oraz nieograniczonych możliwości życiowych, będące tak istotnym elementem dzieciństwa, są tłumione już w chwili, kiedy dziecko idzie do przedszkola. Dzisiaj coraz więcej młodych osób cierpi z powodu zaburzeń, które w przeszłości nie miały nawet swojej nazwy. Dziecko nie ma prawa być dzieckiem, podczas gdy rodzice chętnie zatrzymaliby się na etapie wieku młodzieńczego. Paradoks ten osiąga szczyt w okresie dojrzewania płciowego. Buntowanie się przeciwko własnym rodzicom nie jest obecnie potrzebne, ponieważ autorytety już nie istnieją. Bunt został zastąpiony przez powierzchowną obojętność. Młodzież staje się aktywna seksualnie w coraz młodszym wieku, szybciej dojrzewa fizycznie, coraz wcześniej zaczyna też używać alkoholu i innych środków odurzających. Młodzi ludzie lepiej niż ich rodzice zdają sobie sprawę z tego, co się dzieje na świecie. Internet oferuje im nieograniczony dostęp do wszelkich informacji oraz daje możliwość życia w wirtualnej rzeczywistości. Istnieje tendencja do odkładania wyborów należących do dorosłego życia w realu tak długo, jak tylko jest to możliwe. Kluczowe pytanie brzmi: czy młodzież, która jest wtłaczana od najwcześniejszych lat w ten schemat, która ma do dyspozycji tak wiele możliwości, będzie jeszcze w stanie pomyśleć o istnieniu czegoś innego poza tym niekończącym się strumieniem przeżyć i wrażeń; czy będzie w stanie zdemaskować to zbiorowe szaleństwo i wyzwolić się z niego? Paradoksalnie, w tym gąszczu możliwości i sposobów realizowania się, człowiek gubi swoją własną wolność. Nie ma praktycznie czasu na kontemplację, na wewnętrzne dążenie do prawdziwej wolności oraz przełamywanie przeszkód. Człowiek poszukuje samego siebie nie pozwalając mądrości dojść do głosu, a przez to nie wychodząc poza krąg ograniczeń. Grozi to samoograniczeniem na niespotykaną dotąd skalę. WALKA O GRANICE ŚWIADOMOŚCI We współczesnym świecie istnieje poważne zagrożenie manipulowaniem ludzką świadomością. Służą temu na przykład tanie, wszechobecne i powszechnie dostępne nowoczesne technologie, które rozpraszają świadomość i kierują ludzką uwagę na zewnątrz – wystarczy na przykład posiadać najnowszy model telefonu, aby móc spędzać całe godziny na zabawie i buszowaniu po Internecie. Niebezpieczna jest postawa przyzwolenia w odniesieniu do tak zwanych miękkich narkotyków, które poważnie upośledzają wolną wolę, a także alkoholizm wśród dzieci i młodzieży. Szkodliwe jest uzależnienie od komputerów, telewizji, zakupów lub leków. Destrukcyjnie działa wszechobecna reklama i ogłupiająca muzyka, które oddziałują na podświadomość. Istotnym zagrożeniem dla ludzkiej świadomości jest dewaluacja pojęcia osobistego zaangażowania, co zwłaszcza w krajach wysokouprzemysłowionych prowadzi do pasywnej postawy życiowej. Niegdyś konflikty służyły poszerzaniu własnych granic geograficznych kosztem innych, obecnie przekracza się granice świadomości. Jeśli ktoś lub coś jest w stanie zawładnąć świadomością dzieci, to uzyskuje do nich dostęp przez otwarte na oścież drzwi do ich życia. Ma to bardzo poważne następstwa. Najpierw osłabieniu ulegają zdolność koncentracji i wola, co odbiera młodemu człowiekowi możliwość świadomego działania. Te dwie siły mają olbrzymie znaczenie dla zdolności reagowania na duchowe impulsy płynące z ludzkiego wnętrza. Dlatego musimy zastanowić się, jakie impulsy chcemy dopuścić do nas samych i do naszego pola życia – do naszej duszy, do naszego domu i do naszych dzieci? Jakie energie, jakie myśli i informacje przyjmujemy jako świadomie żyjący ludzie, a jakich nie chcemy do siebie dopuścić? Musimy odpowiedzieć sobie na pewne fundamentalne pytania. Na co ukierunkowane jest nasze życie? Dokąd ma nas ono doprowadzić? Ile przestrzeni zostawiamy w naszym życiu dla głębokiej tęsknoty serca za tym jedynym koniecznym? Z pewnością nie dziwi nas to, że dla wielu ludzi życie w służbie duszy, w służbie wewnętrznego uniwersalnego człowieka jest sprzeczne z kierunkiem dzisiejszego rozwoju społeczno-kulturowego. Ale jeśli człowiek ma odwagę być wierny swemu wewnętrznemu wyborowi, jeśli żyje według wyższych norm życiowych, wówczas tworzy dla swego dziecka korzystne środowisko, fundament rozwoju, na którym zarówno ono samo, jak też jego delikatny i wrażliwy aspekt duszy mogą rozwijać się w wolności. DESOCJALIZACJA Kraje Zachodu cechuje obecnie zarówno nadmierna konsumpcja dóbr i usług, jak i nadmiernie rozwinięta aktywność seksualna. Bezczynność oraz hedonistyczna gloryfikacja jednostki w połączeniu ze stanem świadomości wynikającym z dziedzictwa krwi rodziny ograniczają horyzonty człowieka. Główną zaś rolę na szerokiej drodze prowadzącej do sił, które negują wyższe życie, odgrywa kultura masowa równająca wszystko do najniższego poziomu i zastępująca jakość ilością. Nikt nie musi już z niczego rezygnować, w świecie wirtualnym wszystko jest możliwe, dzięki czemu każdy może przeżyć wszystko. Wielu ludzi te coraz bardziej powszechne zachowania szokują. Wielu walczy o nowe wartości etyczne lub też stosuje się do klasycznych, starych i znanych wartości. Są ludzie, których przeraża pogłębiający się efekt cieplarniany, kataklizmy lub informacje płynące ze Światowej Organizacji Zdrowia. Reagują oni na ten napór informacji, próbując zrobić coś dla Ziemi. Po wieku oświecenia i technokracji w służbie ekonomii przyszedł czas na nowe credo – humanitarną ekologię. Czy destabilizacja środowiska naturalnego, będąca następstwem destrukcji ludzkich celów i powiązanych z nimi interesów, a także destabilizacja samej ludzkości może zostać zażegnana lub przynajmniej częściowo zatrzymana? Czy na tym polega droga duszy? Czy dążenie do osiągnięcia wieczności we własnym mikrokosmosie?, pragnienie zjednoczenia się z Bogiem, jest sensowną alternatywą? Jakie kroki dla przyszłych pokoleń możemy podjąć w związku z tym? Dziecko rozwija się przede wszystkim pod wpływem wzoru, jaki stanowią dla niego rodzice. Ich poglądy i czyny są fundamentem, na którym buduje się jego życie jeszcze przed narodzinami. Ich codzienna fizyczna obecność oraz wsparcie psychiczne, którego udzielają dziecku, odgrywają ogromną rolę w procesie jego dojrzewania. Dlatego tak ważne jest, by rodzice lub opiekunowie świadomie uczestniczyli w wielkiej duchowej przemianie, której celem jest transfiguracja? – całkowita przemiana wszystkich atomów życiowego systemu. ZDOLNOŚĆ DO SAMOWYCHOWANIA Nieustanne wewnętrzne samookreślanie, które wynika z samopoznania oraz wywodząca się z tego praktyka przybierają określoną formę w naszym codziennym życiu. Powstaje wówczas pewna sfera, która staje się dla dziecka oazą, miejscem, w którym może ono swobodnie oddychać dostrojoną do duszy atmosferą życiową. Tu znajduje ono wytchnienie od nerwowych napięć i pośpiechu świata; tutaj znajduje spokój konieczny do namysłu; tu otrzymuje pełne miłości wsparcie w trudnych chwilach, które bez wątpienia nadejdą. A przede wszystkim żyje w atmosferze stworzonej dzięki konsekwentnej postawie życiowej. W takim domu dziecko może się nauczyć, w jaki sposób można połączyć energię eonów? objawiającą się w tym świecie z wielką siłą, z życiem człowieka podążającego ścieżką wyzwolenia. W otoczeniu tym dziecko uczy się, że samowychowanie jest pierwszym wyzwaniem. W nowoczesnym społeczeństwie coraz młodsze dzieci są konfrontowane z wieloma trudnymi sytuacjami, w związku z czym coraz wcześniej pojawia się również potrzeba podejmowania samodzielnych decyzji. W takich chwilach ważne jest, by dziecko samo potrafiło rozpoznać i zrozumieć daną sytuację. Dlatego byłoby lepiej, gdyby rodzicielskie i społeczne wzorce wychowawcze przestały wówczas dominować. Dziecko musi być zdolne do samostanowienia i samowychowania. Silne wewnętrzne pragnienie dobra, pragnienie podążania drogą duszy stają się dla dziecka bastionem, zdolnym oprzeć się wszelkim wpływom sił natury. PRZYJAŹŃ JEST NAJLEPSZĄ POMOCĄ Zewnętrzne autorytety odgrywają obecnie coraz mniejszą rolę i stają się coraz bardziej zawodne. Świętością staje się jednostka. Dlatego narzucanie dziecku reguł i zasad nie zawsze ma sens. Ważniejsze jest to, by dziecko nauczyło się samodzielnie rozstrzygać, co jest właściwe, a czego nie można zaakceptować, z czym się można wiązać, a z czym nie. Uczy się tego między innymi poprzez otwarty i przyjacielski udział w duchowym rozwoju swych rodziców czy opiekunów wraz ze wszystkimi niepowodzeniami i sukcesami, jakie ich na tej drodze spotykają. Może to stanowić podstawę dla nowej metody wychowania, która w szerszym znaczeniu jest w stanie silnie oddziaływać na całe życie społeczne ludzkości. ................................. Źródło: http://www.rozokrzyz.pl/duchowe-zagrozenia-wspolczesnej-mlodziezy/
  3. Pragnę poruszyć temat o reiki, jako panaceum na wszystko. niestety często spotykam się z tym, że nauczyciele reiki przekazuja uczniom takie własnie informacje. masz reiki to masz eliksir który za ciebie załatwi wszystko, uzdrowi, zarobi, uszczęśliwi itd. Oczywiście to w duzym skrócie i uproszczeniu. Ponizej pozwalam sobie wkleić fragmenty rozmowy z dyskusji na facebooku z grupy reikowisko, ale tylko te, które sama tam zamieściłam. Proszę też, aby nie traktować tego tematu jako akatk na Panią Bogusię. Jest to tylko jeden z przykladów na to, że o reiki często pisze się przesładzając pewne rzeczy Bogusława M. Andrzejewska, w swoim artykule o Reiki, na łamach trzeciego nr ADREMIDY napisała: "Reiki chroni też przed tymi energiami, z którymi nie chcemy mieć do czynienia. Najciemniejsze byty omijają człowieka będącego w strumieniu uzdrawiającej energii". Niestety nie nie zgadzam się z tym do końca. Jako praktyk i nauczyciel Reiki mogę powiedzieć, że faktycznie wiele ciemnych energii i bytów ucieka od Reiki gdzie pieprz rośnie. Niestety są też te dużo silniejsze, które Reiki drażni, ale nic poza tym. Są też i takie, na których Reiki, a nawet te wyższe wibracyjnie energie, nie robią większego znaczenia. Z tą opinią zgodziły się tez inne, znane mi osoby, które miały do czynienia z takimi siłami, choćby z racji tego, czym się zajmują. Przy tym, co można nazwać egzorcyzmami zdarzało się nie jeden raz, że Reiki okazało się niewystarczające by nie powiedzieć za słabe. Warto pamiętać, że niezależnie od siły, mocy czy światła, jakim się dysponuje, zawsze moze się spotkać kogoś lub coś silniejszego. I wtedy warto miec pod ręką także inne techniki lub środki, które sobie poradzą. Następne zdaie brzmi "Jest ona (reiki) czystym światłem". I dalej już nic o działaniu na ciemne moce. Dlatego zresztą poruszylam ten temat Uderzyło mnie jeszcze jedno zdanie z tego artykułu: "Poczujemy wyraźnie, że kiedy podążamy w energii Reiki, ścieżki prostują się pod naszymi stopami." Według mnie też nie jest tak do końca, a w każdym razie nie na poczatku drogi z Reiki, bo kazdy, kto jest po inicjacjach, zwłaszcza II i III stopnia, wie, że okres oczyszczania bywa czasem mocno pod górke, a nawet ciernista i wyboistą górkę. ................................... Tyle z rozmowy fejsowej. To też czubek góry lodowej jeśli chodzi o przesłodzoną i prześwietloną stronę Reiki, ktyóre według wielu ma nas zaprowadzić na szczyty sukcesów, uzdrowić na wszystkich płaszczyznach jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ochronić i td itp. Reiki jest przede wszystkim jedna z technik energoterapeutycznych, a nie magicznym hokus pokus spelniającym życzenia. Faktycznie pomaga na wiele rzeczy, pozwala spojrzec na siebie nieco inaczej, ale to tez nie zasługa samego reiki a raczej zainicjowanego przez nie procesu zmian w sobie. I to pod warunkiem, że sie chce coś w tym kierunku zrobić a nie tylko byc antenką do przekazywania energii Ki według techniki i metody opracowanej przez Mikao Usui. Ale wtedy też trzeba pamiętać, że Reiki samo za nas nic nie zrobi, nie jest też niczemu winne, więc zwalanie winy na reiki bo oczyszcza po kolejnym stopniu też mija się z celem. Wydobywa z nas na wierzch to co wydobyć należy, ale jak ktoś sie uprze i nie zechce tego to i reiki nic nie zrobi. Bo samo sie nie zrobi nigdy. Reiki to energia. Energia, ktorą można ukierunkować i nadać intencję, pomocna w wielu sferach życia, przede wszystkim zdrowia. Ale nie panaceum na wszystko i magiczna tarcza przed którą demony czmychają na wszystkie strony, a anioły cześć oddaja. Nie jest też mocą w nas, przed którą powinny drżeć złe istotu a samo zuo robić w portki ze strachu. Jest energią, którą się przekazuje, a nie czymś naszym mocarnym. Nauczyciele reiki nie sa guru, ktore wie wszystko, jest jasnie oswieconym (pewnie wcieleniem Buddy lub innego Jezusa) ale osobami z wiedzą i doświadczeniem, które ucza nas korzystania z metody reiki. osobami, ktore powinny same wciaż się uczyć, a najwięcej mogą od swoich uczniów, które sa takie same jak każdy inny. nie większe. Wymaga się od nich sporo bo i jako nauczyciele powinni miec wiedze i doswiadczenie, swoja postawa i podejściem dawac przykład tym, ktorzy zechcą sie od nich uczyć, ale nie są kimś wyjątkowym. A w każdym razie nie bardziej niż każdy inny czlowiek. Uważam też, że nie ma czegoś takiego jak Bycie Mistrzem, a już na pewno nie Wielkim Mistrzem Reiki (niezaleznie od tego co napisano na dyplomie). Bo nie można wszak być mistzrem energii. Co najwyżej nauczycielem, który uczy jak z tej energii korzystać i kimś kto do tej energii umie dostroic. Mistrzem to można stac się poprzez całokształt siebie i swego życia, tyle, że jak juz się tym mistzrem jest, to się tego mistzra przed nazwiskiem nie używa, bo i po co? Nie ma co demonizowac reiki, lekceważyć reiki ale też wybielać i przesladzać reiki. Na pewno jest to ciekawa i fajna metoda pracy z energią, ktora moze wiele nam dac dobrego i zapoczatkowac wiele pozytywnych zmian w naszym życiu, ale nie jest jedyną i jedynie skuteczno słuszną metoda pracy z energiami. Osoby, ktore reiki zainteresuje warto by poznały tę metode blizej, choćby uczestnicząc w kursie I stopnia. Same wtedy doświadcza dzialania tej metody i energii i zdecydują czy im to odpowiada czy nie. Nie ma przymusu robienia wszystkich 3 stopni - najlepiej w jeden miesiąc bo po co czekać skoro mozna być mistzrem a nawet wielkim mistrzem (swoja droga czekam na chwile kiedy pojawi sie tytuł mistrza mistrzów i króla krolów boskiego reiki ). Reiki jest dobra metodą ale nie jedyną. Jednemu ono pasuje inny woli uzdrawianie praniczne, czy bioenergoterapie i nie ma co sie tu licytowac bo moja metoda lepsza i skuteczniejsza. Każda będzie skuteczna jak się zechce i żadna nie przyniesie efektu jak się ktoś uprze, że nie i już.
  4. Mity na temat Reiki Wokół Reiki narosło trochę mitów i niedomówień. Prawdopodobnie spotkasz się z nimi podczas swojej drogi z Reiki. Wiele osób, z sobie tylko wiadomych względów, atakuje ten system uzdrawiania. Czasem jest to wynikiem ignorancji i nie wiedzy, czasem religii (np. wielu chrześcijan uważa Reiki za sektę wyznaniową). Dlatego tez poniżej przedstawiam kilka najważniejszych rzeczy dotyczących Reiki. Reiki to sekta wyznaniowa. Reiki jest Antychrześcijańskie. ? Mit. Reiki nie jest sekta wyznaniową ani tym bardziej antychrzesciajńskie czy antyreligijne. Reiki to system uzdrawiania energetycznego, korzystającego z energii czystego światła i miłości. Jest to energia pozytywna w najbardziej szerokim tego słowa znaczeniu. Energia, którą niektórzy określają, jako pochodząca od Boga czy nawet boską. Stąd też wynikają te niedomówienia. Poza tym wielu chrześcijańskich adeptów Reiki twierdzi, ze to ta sama siła, z której korzystał Jezus uzdrawiając. Być może tak, ale nie tylko Reiki uzdrawia poprzez dotyk. Poza tym chcąc wyjaśnić dokładnie, czym jest energia Ki, czasem sięga się po pojęcia typu: Duch Święty, co dla jednych jest bluźnierstwem, dla innych przeciwnie. Reiki jest metodą uzdrawiania i sposobem na życie, rozwój duchowy, ale jest ponad religijne. Reiki zajmują się buddyści, chrześcijanie, ateiści i każdy inny, kto chce, bez względu na przynależność wyznaniowa. Inicjując się do Reiki nie składa się przysięgi wierności jakiemuś Bogu czy Bogom, nie wyrzeka się też własnej wiary. Osoby z Reiki nie zrzeszają się we wspólnoty, wielu nie utrzymuje nawet kontaktu z własnymi Mistrzami, a co dopiero z innymi ?Reikowcami?. Więc nie można tu mówić o sekcie czy religii Reiki. Każdy może zostać ?Reikowcem? ? I prawda i mit. Każdy może inicjować się do Reiki i korzystać z jej dobrodziejstw w życiu codziennym. I to jest prawda. Nie potrzebne są tu żadne predyspozycje czy jakieś specjalne uzdolnienia. Jednak nie każdy może być dobrym uzdrowicielem. Bo sama wiedza i otwartość na Reiki to za mało. Nie pomoże bowiem innym ten, kto nie potrafi pomóc samemu sobie. Potrzebne tu jest czyste serce, otwarty umysł, pogoda ducha i miłość w sercu, oraz wyzbycie się leków. To można wypracować medytacja, zmianę sposobu życia. I wtedy można zacząć uzdrawiać innych (mam tu na myśli uzdrawianie zawodowe, bo sobie i najbliższej rodzinie oraz przyjaciołom jak najbardziej można a nawet należy pomagać, jednak warto i w tym wypadku zając się przede wszystkim sobą). Istnieje też "Złe" Reiki ? Mit. Ie ma czegoś takiego jak złe Reiki. Oczywiście na gruncie filozofii czy fizyki można dyskutować o tym, że skoro wszystko ma swoje przeciwieństwo to Reiki także. I zapewne tak jest. Jednak to przeciwieństwo, jeśli istnieje, ma inne wibracje energetyczne a do nich nie dostraja się podczas seminariów Reiki. Poza tym mit o tzw. ?Złym Reiki? czy tez ?Mrocznym Reiki? wynika z faktu, że często wiedza zdobyta na kursach Reiki bywa wykorzystywana do pracy z innymi energiami, np. z bioenergoterapią. Te, zaś, energie mogą mieć nienajlepszy wpływ na Klienta. Np. bioenergoterapia to energia terapeuty i ma jego wibracje i częstotliwości energetyczne, zas Klient może mieć inne i zamiast czuć się lepiej czuje się gorzej. Wiele też jest osób, które zajmują się magia, a ta także jest formą energii, tyle, że można ją ukierunkować na jakiś konkretny cel, także negatywny (na pewno znane Ci jest określenie ?Czarna Magia? ? to właśnie negatywne ukierunkowanie tej energii). Te inne energie nie są energią Reiki. Reiki, jest tylko tym, czym jest. Uniwersalną i czystą energią światła i miłości. Reiki można się nauczyć w 2 dni, wystarczy kurs. ? Mit. Seminarium Reiki to zwykle 1-3 dniowe kursy, podczas, których Mistrz Nauczyciel inicjuje do Reiki i przekazuje mu podstawową wiedze o Reiki. Reszta to już praca samego adepta, medytacja, przemyślenia, doświadczenie własne. Nauczenie się układów dłoni i wiedza, ze bez względu na to, co czujemy Reiki płynie, to za mało by móc powiedzieć, że ?Umie się Reiki?. To tylko poszerzenie wiedzy ezoterycznej i terapeutycznej oraz pewne narzędzie w dłoniach, którym trzeba nauczyć się posługiwać, jak każdym innym narzędziem. Jak to ujął ktoś mądry: Nie sztuką jest nauczyć się na pamięć... Sztuką jest zrozumieć i doświadczyć. ?Reikowcy? nie mogą korzystać z używek ? I Prawda i Mit Można korzystać z używek, tylko, po co? Pamiętaj, że wchodząc na drogę Reiki stajesz się przekaźnikiem tej Energii, więc warto zadbać o to, by być czystym przekaźnikiem. Jeśli jesteś osobą palącą warto pozbyć się tego nieprzyjemnego nałogu. Powiesz, że łatwo powiedzieć komuś, kto nie pali? Paliłam wiele lat. A wystarczyła chwila by przestać. Nie powiem, że to łatwe, ale można. Wystarczy zmienić sposób myślenia i więcej nie sięgnąć po papierosa. Z doświadczenia własnego powiem Ci, jak wielka jest różnica w odczuwaniu Reiki będąc wolnym od nałogu palenia. Uzależnienia to też coś więcej niż chęć sięgnięcia po używkę czy zatrucie organizmu. To też świadomość. Nie przekażesz dobrze energii nie będąc wolnym, a uzależnienie to brak wolności. Jednakże Reiki nie wyklucza możliwości wypicia okazyjnie alkoholu, konieczności rezygnacji np. z kawy. Niektóre rzeczy po inicjacji same mogą odejść. Niektóre zostaną. Ja w dalszym ciągu uwielbiam kawę a znajoma po Reiki odrzuciła ja, bo przestała smakować. Pamiętaj, że wszystko jest dla ludzi. Używki też, ważne by korzystac z nich rozsądnie i z głową. I oczywiście nigdy nie przekazywać komuś Reiki, po alkoholu czy używkach odurzających. Jeśli chodzi o palenie, to nie ma ono aż tak wielkiego wpływu na przekaz jednak ogranicza umysł i odczuwanie Reiki, więc warto pozbyć się tego nałogu. Zrobiłeś kurs i masz Reiki, które przekazujesz ? Mit. Po kursie Reiki, i inicjacji, masz otwarte kanały energetyczne do przekazywania Reiki. I tylko przekazywania. Nie masz Reiki w sobie, Ty ją przekazujesz. Zwracam na to uwagę, gdyż spotkałam się nie raz z osobami, które zrobiły kurs Reiki i uznały, że teraz są kimś wyjątkowym, mającym wyjątkowe zdolności. Wyjątkowym jest każdy człowiek, bez względu na to, Kim Jest, Co umie, czym się zajmuje. Nie ma co się wywyższać (niestety i takie przypadki się zdarzają), a raczej zachęcać innych do robienia kursów Reiki czy korzystania z Jej dobrodziejstw. I zawsze pamiętać o tym, że Reiki to Uniwersalna Energia Światła i Miłości, z której każdy korzysta na codzień. Inicjacja do Reiki poszerza kanały do odbioru i przekazu tej energii, ale nie sprawia, ze nagle stajemy się niewyczerpanymi akumulatorami jakiejś tajemnej siły. Zapewne spotkasz się jeszcze z wieloma tak pytaniami o Reiki, jak i dziwnymi poglądami na temat tej metody. Wiedząc czym jest Reiki na pewno poradzisz sobie w dyskusji. Pamiętaj jednak, że czasem spotkasz osoby, które tylko będą chciały Cię zdyskredytować i sprowokować, aby samemu sobie coś udowodnić. Nie zawsze, więc warto dać się w takie dyskusje wciągać i zaspokajać ego innych. Energie i czas na to lepiej spożytkować na lepszym poznawaniu siebie i Reiki. Albo na swoją pasję.
  5. Filmiki pewnie znacie ale nie mogłąm sie powstrzymać: http://www.youtube.com/watch?v=YbebcD2jXGY
  6. Większość dróg rozwoju duchowego mówi o życiu w radości, wręcz o konieczności bycia radosnym. Ludzie pustyni często mawiali, że „Smutek jest grzechem głównym”. Zen nakazuje ponoć dążyć do praktykowania szczodrości, przyjaźni, uśmiechu i radości. Tylko jak tu się cieszyć i radować, kiedy życie wcale nas nie rozpieszcza? W książce Henriego Brunela „Opowieść o kocie, mistrzu Zen” jest taki oto fragment: „(…) właściwe dążenie wymaga od nas, byśmy zachowali uśmiech we wszystkich okolicznościach. Gdyby każdy się uśmiechał, świat ukazałby inne oblicze. (…) Nie chodzi o to by nosić maskę, ale by odnaleźć w sobie źródła uśmiechu, radości” W dalszej części tekstu mowa jest też o naszym nastawieniu i oczekiwaniu, bo faktycznie często mamy tendencję do nastawiania się na coś i planowania. Planować oczywiście czasem warto, choćby po to by realizować siebie i dążyć do swoich celów, ale też pozostać w tym elastycznym. Sama po sobie wiem, jakie miałam nerwy i frustracje, kiedy coś sobie zaplanowałam i nastawiłam się, że właśnie tak będzie, a życie uparło się by te plany pokrzyżować. Ileż z tego potrafiło być nerwów, przekleństw, paskudnego humoru, który odbijał się na innych? Można się domyślić. Dziś inaczej podchodzę do swoich planów i dążeń. Mam je, ale nie oczekuję. Jeszcze z tym uśmiechem w różnych sytuacjach bywa różnie, ale coraz więcej jest radości wewnątrz mnie. A przy okazji oczekiwań to jeszcze jeden cytat z wspomnianej książki: „Wszyscy mamy nadzieję, że wydarzenia i inni dostosują się do naszych pragnień. Ale to, co się zdarza, jest nieprzewidywalne, a inni tańczą, jak im gra muzyka. Musimy żyć pogodzeni ze światem takim, jakim jest, otwarci na przyjęcie teraźniejszości, cudu danej chwili. Każda mijająca sekunda jest przejawem nieskończoności (…)”. Wydaje mi się, ze to bardzo dobre słowa. Bo zobaczmy, jak wiele, zupełnie niepotrzebnych oczekiwań, wyobrażeń i pragnień, spędza nam sen z powiek, zamiast radować nas tym, co w danej chwili dostępne. Może, więc czasem warto nabrać dystansu do siebie i świata, cieszyć się tym, co mamy, a nie zalewać żółcią z powodu tego, czego nie mamy, lub co gorsza, co maja inni. Życie jak wiemy, potrafi nam przynieść przykre niespodzianki. Myślę, jednak, że czasem, zwłaszcza w tych błahych sprawach, potraktować to, jako przygodę. Nie jak dopust boży. Oczywiście nikt nie wymaga od nas, by powstrzymywać łzy, kiedy te same się do oczu cisną, ale czasem warto. Bo jak spojrzymy z perspektywy czasu nawet na te duże przykrości czy wręcz „nieszczęścia”, jak lubimy je nazywać, może okazać się, że była to najlepsza rzecz, jaka nam się przytrafiła. Albo mało istotna, sprawa, której już dziś nie pamiętamy, poza tym, ze tydzień chodziliśmy przez nią jak struci. I oczywiście rzeczy… Oczywiste, że tak się wyrażę. Są sprawy, które i tak się staną, choćby śmierć, są takie, na które nie mamy wpływu. A dużo łatwiej i lepiej pogodzić się, czy coś zaakceptować, zachowując w sobie pogodę ducha. I świat jest dużo piękniejszy, a ludzie milsi, kiedy mamy w sobie pogodę ducha. A podsumowując pozwolę sobie na jeszcze jeden cytat z przytoczonej już książki. „Jednaka droga, czy ze śmiechem przemierzysz ją, czy z płaczem”. ……………………………………… Bardzo polecam książkę Henriego Brunela „Opowieść o kocie mistrzu Zen”. Oto krótka notka o książce: „Opowieść o kocie, mistrzu zen to książka dla buddystów i kociarzy, dla buddystów-kociarzy oraz dla wszystkich zmęczonych życiem w dobie późnego kapitalizmu. Jej bohaterem jest Koyabashi, który wraz ze swym uczniem Tanedą wędruje do świątyni w Edo (dawna nazwa Tokio), po drodze objaśniając mu w przystępny i zabawny sposób najważniejsze prawdy buddyzmu zen.”.
  7. Dziś Halloween moze wiec z tej okazji opowiemy sobie tutaj pzrerazajace rzeczy o duchach, nawiedzonych domach, miejscach itp? Postraszmy się
  8. Poniżej fragment książki "Przełamując umysł" Daniela Pinchbeck'a "Szamanizm to technologia poznawania niezwykłych stanów świadomości dla osiągania pewnych konkretnych celów: uzdrawiania, dywinacji i komunikacji ze światem duchów. Historyk religii, Mircea Eliade scharakteryzował główne cechy szamanizmu. Są to: "szczególne relacje z 'duchami', umiejętność osiągania ekstazy magicznego lotu, wznoszenie się do nieba, zstępowanie do zaświatów, zdobycie władzy nad ogniem itd".. Szamanizm może też obejmować magiczną transformację ludzi w zwierzęta, sny prorocze i obcowanie z duszami zmarłych. Szamański system wierzeń zakłada istnienie innych wymiarów poza dostępnymi nam wymiarami czasu i przestrzeni, w które można wejść dzięki podniesionej świadomości, czyli transowi. Te inne wymiary, przenikające wszystkich ludzi, często zyskują wyobrażenie Axis Mundi, Drzewa Świata, którego korzenie sięgają niższych królestw duchów, a gałęzie pną się do świata bogów. Eliade zauważa: "Świat podziemny, centrum ziemi i 'brama' niebios znajdują się na tej samej osi. W dawnych czasach to właśnie dzięki tej osi można było przemieszczać się z jednego do drugiego rejonu kosmicznego". Szamanizm to niezwykle stare zjawisko, a na dodatek zadziwiająco szeroko upowszechnione. Niektórzy badacze utrzymują, że pierwotną kulturę szamańską tworzyli koczownicy ze stepów syberyjskich, którzy prowadząc koczowniczy tryb życia przenieśli ją przez Cieśninę Beringa do Ameryki. Ale nie tłumaczy to istnienia w pełni rozwiniętych praktyk szamańskich u Pigmejów z Afryki i aborygenów z Australii. W plemionach australijskich, które ponad czterdzieści tysięcy lat temu żyły w izolacji od reszty ludzkości, doszło do wykształcenia się szamanizmu. Poza współczesnymi kulturami Zachodu szamanizm wydaje się być uniwersalnie ludzkim zjawiskiem. Jeśli chodzi o świat tradycji archaicznych, jego przeciwieństwem są "kulty opętania", wciąż popularne w całej Afryce. W tych tradycjach Bóg lub duch zstępuje na ciało uczestnika transu i pozbawia go autonomii. Tymczasem w transie szamańskim osoba cały czas zachowuje spójność psychiczną. Udaje się w świat duchów, z którego w pełni świadoma powraca do swego hamaka. Eliade śledzi występowanie międzykulturowych podobieństw pomiędzy systemami szamańskimi z całego świata, od Australii, poprzez Brazylię, aż po Syberię. Dokumentuje mity opowiadające o "wężach kosmicznych", które przyniosły życie na Ziemię; o pierwotnej bitwie, podczas której mężczyźni obalili pierwotny, żeński chaos i inicjowali czas. Pisze o uzdrawiającej mocy górskich kryształów i magicznym oddechu szamana. Inicjacja szamańska często dokonuje się na skutek choroby. Lekiem jest odkrycie swego powołania. Eliade pisał o słynnym jakuckim szamanie, który zachorował w młodości. Gdyby nie szamanił, mogłoby dojść do nawrotu jego choroby. Szamani często zapadają na jakąś poważną chorobę w młodym wieku. Podczas tej choroby mogą doświadczać wizji duchów lub spotykać duchy przodków. Szamanizm dziedziczy się również w rodowej linii przekazu. Radykalny sposób na zostanie szamanem to przeżycie uderzenia błyskawicy. Tak o tym pisze Holger Kalweit, niemiecki badacz, który przytacza liczne przypadki szamanów uzyskujących cudowne moce po spotkaniu z 'istotami gromu': "Grecy wierzyli w to, że osoba uderzona przez błyskawicę nabywa moce magiczne. W kulturach plemiennych z całego świata takich szamanów traktuje się z najwyższym szacunkiem dla ich mocy". Zgodnie z tradycją, przemiana zwykłego człowieka w szamana obejmuje szereg wizji i snów o byciu zabitym, rozczłonkowanym, zjedzonym, zwymiotowanym i ponownie złożonym do kupy przez duchy. Kości szamana lub szamanki zostają zastąpione kryształami kwarcu, metalami szlachetnymi lub podobnymi substancjami magicznymi. I tak na przykład, jak pisze Eliade, na Borneo duchy dawnych szamanów biorą udział w inicjacji nowego szamana. "Rozbijają mu czaszkę, wyjmują z niej mózg, myją go i odnawiają... wkładają złoty pył w jego oczy, wyposażając go w wystarczająco potężny wzrok, by mógł widzieć błąkające się dusze; zakładają mu na paznokcie haki, by mógł porywać dusze i trzymać je w garści; w końcu zaś przeszywają jego serce strzałą, by nauczył się wrażliwości i w pełni utożsamił z chorymi i cierpiącymi". Większość szamanów to mężczyźni. Ale gdy kobiety zostają szamankami, nabierają szczególnej mocy. W niektórych plemionach szamani posiadają niejasną tożsamość płciową. Ubierają się jak kobiety lub przebywają w celibacie. Eliade podsumowuje obfitą literaturę antropologiczną poświęconą inicjacjom szamańskim mówiąc, że dotyczy ona "śmierci, a następnie mistycznego zbawienia kandydata poprzez zstępowanie do świata podziemnego i wznoszenie się do nieba". Kiedy kandydat na szamana przechodzi inicjację, otrzymuje "potężny przypływ" sacrum. To chwilowe uwolnienie sił ponadzmysłowych, które kandydat musi okiełznać, może być groźne dla bliskich mu osób. Według historyka, Williama Irwina Thompsona szaman jest "transformatorem pobierającym potężne energie, ujarzmiającym je i przemieniającym w słabszy prąd zmienny, którym mogą posługiwać się w domu zwyczajni ludzie". Jako mediator między światem nadludzkim a światem żywiołów pomaga w tworzeniu się cywilizacji. Tradycyjnie szaman jest uzdrowicielem, ogrodnikiem, bajarzem, jasnowidzem i wprowadzającym w świat duchów. Jednym z jego zadań jest wprowadzanie zmarłych do świata podziemnego. Mądrość szamana, jego związek z królestwem duchów, umiejętność przeżywania ekstazy sprawiają, że jest on "wielkim specjalistą od duszy ludzkiej; on sam ją 'postrzega', ponieważ zna jej 'kształt' i przeznaczenie". Tak o tym pisze Eliade. Podczas działań szamańskich korzysta się z substancji wytwarzanej w ciele szamana i materializującej się pod postacią płynów, kryształów górskich lub strzałek magicznych. Jak pisze antropolog Alfred Metraux: "Niektórzy badacze powiadają, że moc szamana bierze się z substancji, którą on sam nosi w swym ciele. Gesty wykonywane przez niego podczas działań magicznych wskazują na to, że trzyma on jakiś niewidzialny materiał, który wyjmuje z ciała pacjenta lub przekazuje osobom czy nawet rzeczom z pożytkiem dla ich mocy. Na przykład szamani z plemienia indiańskiego Guarani otrzymywali od duchów pewną substancję, którą mogli przekazywać innym ludziom dla rozwoju ich sił życiowych". Niektórzy autorzy, jak na przykład Terence McKenna, zrównywali tę substancję z poszukiwaną przez alchemików 'pierwotną substancją' między materią a świadomością. Juliusz Evola pisze w The Hermetic Tradition, dziele poświęconym europejskiej tradycji alchemicznej: "Hermetysta wykonuje pewne działania, poprzez które materializuje i doprowadza do stanu doskonałości ową symboliczną 'Materię'". W języku symbolicznym alchemii ten cudowny materiał nazywany jest "złotem". Alchemicy usiłują je wytworzyć. Jest to produkt uboczny wewnętrznego procesu samo-transformacji. Szamanizm archaiczny wykształcił wyrafinowane i wysoce pragmatyczne technologie. To, co nazwano później 'miotłą czarownic', było w istocie narzędziem do wcierania maści sporządzonych z wyciągów z belladony, lulka i szaleju, niebezpiecznych roślin zawierających trujące alkaloidy. Według antropologa Michaela Harnera, przy pomocy miotły "nacierano czułe membrany waginy rośliną zawierającą atropinę, a także wywoływano wrażenie ujeżdżania rumaka, czyli typowe złudzenie lotu na sabat czarownic". Ginzburg podejrzewa, że nocne igraszki Andrew Mana z "dobrymi sąsiadami" były poprzedzone spożyciem trujących roślin. Według Ginzburga, owa technika była znana niektórym uczonym w tamtej epoce: "Szesnastowieczni naukowcy, tacy jak Cardano czy Della Porta potrafili wyrazić odmienny pogląd, zgodnie z którym metamorfozy w zwierzęta, loty i spotkania z diabłem stanowiły następstwo złego wyżywienia lub korzystania z substancji halucynogennych zawartych w wywarach oraz maściach". Ów autor, choć nie posiadający żadnych doświadczeń ze spożywaniem takich substancji, autorytatywnie twierdzi, że żaden napar czy roślina ani technika szamańska nie są w stanie wywoływać tego rodzaju wizji. Mówi: "Trzeba porzucić determinizm biologiczny i uznać kulturowe podłoże takich powtarzających się zeznań". Oczywiście, Ginzburg nawet nie stara się dookreślić, co ma na myśli, pisząc o kulturowym podłożu tych zjawisk, niemniej jednak jego kategoryczne twierdzenie, że żaden napój czy roślina nie byłyby w stanie wywołać tak przekonujących wizji u Andrew Mana wpisuje się doskonale w typowy dla naukowców dyskurs unieważniający jakiekolwiek myślenie o szamańskim wykorzystaniu roślin psychoaktywnych. W tę tradycję wpisują się również słowa Eliadego, wypowiedziane w jego klasycznym dziele pt. Szamanizm: archaiczne techniki ekstazy, że spożywanie roślin wywołujących wizje w postaci dymu, pokarmu, napoju lub proszku konstytuuje dekadencką fazę w rozwoju szamanizmu: Narkotyki to tylko wulgarny substytut "czystego" transu. Mieliśmy już okazję zauważyć ten fakt u wielu ludów syberyjskich; stosowanie intoksykantów (alkoholu, tytoniu itd.) to stosunkowo nowa innowacja, która wiąże się ze schyłkiem technik szamańskich. Narkotyki mają imitować stan, którego szaman nie potrafi już osiągać w inny sposób. Nie mamy tu do czynienia jedynie z błędnym stwierdzeniem, lecz z całkowitym odwróceniem faktów. Posługiwanie się narkotykami w celu wywoływania stanów transowych jest praktyką starą jak świat i upowszechnioną na wszystkich kontynentach. I chociaż nie jest to jedyny z możliwych sposobów szukania wizji (istnieją wszak taniec, głodówka, medytacja, samoudręczanie itp.), dostarcza on najszybszej drogi do osiągnięcia celu. Odkrycia archeologiczne i antropologiczne, dokonane już po 1951 roku, kiedy to Mircea Eliade opublikował swą książkę, sprostowały jego twierdzenia. Kilka lat później Gordon i Valentina Wassonowie odnaleźli w Meksyku kult grzybów psylocybinowych. Jednakże słowa Eliadego nadal służą za argument przeciwko szybkiemu wywoływaniu stanów mistycznych i przyczyniają się do utrwalania zabobonów odnośnie "narkotycznej intoksykacji". Ginzburg w swych Ecstasies, wydanych prawie czterdzieści lat po dziele Eliadego, nieustannie zmaga się z tymi przesądami, usiłując przywrócić dyskursowi publicznemu od dawna tłumione fakty. "To niesamowite doświadczenie, które ludzkość wyrażała od tysiącleci za pośrednictwem symboli w mitach, baśniach, rytuałach i ekstazach, pozostaje jednym z ukrytych centrów naszej kultury, naszego sposobu przebywania w świecie". Ginzburg przytacza argumenty na rzecz tezy, że to "niesamowite doświadczenie", to objawienie "form niewidzialnych rzeczy" często stanowi następstwo stanów transowych, wywoływanych roślinami psychoaktywnymi. Przygląda się takim starym, miejscowym pojęciom jak "czarne żyto" i "szalone zboże", którymi to określano kłosy żyta zarażone grzybem Claviceps purpurea, sporyszem. Owe terminy wskazywały na fakt utraty świadomości po spożyciu sporyszu, co zdarzało się w trakcie szamańskiego upojenia. Akuszerki korzystały ze sporyszu celem przyspieszania porodu. Obecnie syntetyzuje się z niego dietylamid kwasu lizergowego, czyli LSD. Ginzburg przygląda się także mitycznej obecności grzyba Amanita muscaria, czyli muchomora czerwonego, którym posiłkują się szamani syberyjscy i odnajduje ją w opowieściach o pantoflu Kopciuszka i chromej nodze Edypa. Zauważa zbieżność tego motywu z potocznym określeniem stosowanym dla tych grzybów, które nazywa się "jednonóżkami". Konkludując, dochodzi do wniosku, że badając to zjawisko nie miał do czynienia z jedną narracją "tylko z matrycą wszelkich możliwych narracji". Przy okazji, porównuje zadanie czekające historyka do lotu szamańskiego, mówiąc, że "próba uzyskania wiedzy o przeszłości jest także podróżą w świat zmarłych". W wielu rejonach świata oddziaływanie szamana na świat społeczny znajduje swój wyraz w wyglądzie samej ziemi. Nasypy i kopce pozostawione przez Indian z Ameryki Północnej, rozległe linie Nazca w Peru, kręgi kamienne i linie promieniowania geomantycznego w Europie oraz podobne proste linie drogowe biegnące przez olbrzymie połacie Ameryki Środkowej i Południowej to pozostałości po szamańskim obcowaniu z subtelnymi energiami ziemi. W wielu tych miejscach można zobaczyć wizerunki zwierząt, ptaków i ludzi-ptaków, formy często przyjmowane przez szamanów podczas stanów transowych. Owe proste drogi mogą reprezentować ścieżki używane przez szamanów do lotów w zaświaty. W Europie Kościół chętnie korzystał z tej archaicznej topografii. Wiele katedr i kaplic postawiono wzdłuż dawno zapomnianych linii promieniowania geomantycznego, czyli tzw. "Ley lines". Paul Devereux pisze, że tzw. proste linie drogowe "symbolizują podróż ducha, wędrówki do świata duchów, świata przodków... który może być postrzegany jako inny poziom lub wymiar fizycznego krajobrazu". Bruce Chatwin opisuje w The Song Lines szamańską geografię australijskich Aborygenów. Wszyscy członkowie plemienia posiadają swą własną pieśń klanową i pieśń osobistą, która wiąże się bezpośrednio z miejscową geografią. Skała, wzgórze, staw mogą mieć swoje własne kosmologiczne odbicie w legendzie przekazywanej z ust do ust przez niezliczone pokolenia. Zgodnie z tradycją te pieśni pełniły funkcję waluty. Wkraczając na teren jakiegoś klanu trzeba było podzielić się odpowiednim hymnem. Aborygeni wierzą, że ich mityczni przodkowie stworzyli z pieśni ziemię i zamieszkujące ją istoty. Całe ich życie religijne koncentruje się wokół tego, by "utrzymać ziemię w takim stanie, w jakim ją zastali". Chatwin pisze: "Mężczyzna, który udawał się na 'Walkabout', wędrówkę, brał udział w podróży rytualnej. Kroczył śladami swego Przodka. Śpiewał zwrotki pieśni przodków, nie zmieniając ani słowa ani nuty. W ten sposób odtwarzał akt Stworzenia". Cały kontynent australijski przypomina olbrzymie krosno. Jest poprzecinany takimi pieśniami, będącymi równocześnie splatającymi się mitami stworzenia, harmonijnymi pozostałościami po zdarzeniach geologicznych oraz elementami powierzchni ziemi. Aborygeni nie oddzielają naturalnych od ponadnaturalnych aspektów rzeczywistości. Ludzkość dla nich ma do wykonania pewną świętą funkcję i jest ona związana z darem, umiejętnością wyróżniającą ją spośród innych żywych stworzeń - językiem. Pisarz Henry Munn w eseju "The Mushrooms of Language" poświęconym szamanizmowi Mazateków zwraca uwagę na to, że najpotężniejszym skutkiem spożycia grzybów jest natchnienie lingwistyczne. "Ci, którzy je spożywają, są ludźmi języka, olśnionymi przez ducha przemawiającego do tych, którzy mówią". Sama moc uzdrawiania wiąże się z natchnioną mową, "pierwotną czynnością nadawania znaczeń", przekazywaną przez grzyby. "Wbrew temu, co zwykło się uznawać, szamani i Indianie nie zajmują się kontemplacją, tylko aktywną ekspresją za pośrednictwem mowy. To stwórcy zaangażowani w poszukiwanie ontologicznych, egzystencjalnych objawień. Szamani wysławiają świat objawiony. Rozważania Waltera Benjamina na temat natury języka wtórują światopoglądowi autochtonów: "Język współistnieje nie tylko z wszystkimi obszarami ekspresji ludzkiej myśli, gdzie w tej czy innej mierze się skrywa, ale w ogóle ze wszystkim. Nie ma takiej rzeczy ożywionej i nieożywionej, która by w jakiejś tam mierze nie uczestniczyła w języku, ponieważ naturą wszystkich jest przekazywanie sobie sensu swych myśli". Proces oznaczania jest sam w sobie świętym aktem - "człowiek, nazywając swe mentalne konstrukcje, komunikuje się z Bogiem". W teorii Benjamina egzystencja języka, sama możliwość ekspresji, zawarta jest w każdym istniejącym przedmiocie. Podobnie u aborygenów, starożytny akt nadawania pojęć, snucia opowieści dosłownie wymyśla, inicjuje świat. Szaman posługuje się językiem, śpiewa pieśni nadając kształt światu. Jest to zarazem akt twórczy jak i ochronny, leczniczy. Jak to wyłożył Terence McKenna, dla szamana "świat składa się z języka". Mit to warsztat tkacki istnienia. We wszystkich kulturach szamańskich krajobrazy duchowe i psychiczne istnieją na równi z krajobrazami fizycznymi. Szamanizm tradycyjnie był mocno osadzony w konkretnym miejscu. Pewien szaman z plemienia Szuarów zamieszkującego Amazonię ekwadorską powiedział mi, że wierzy w pochodzenie swych mocy od gór, w których mieszka. Góry przekazały mu swoją energię żywiołów oraz siłę magnetyczną, a za pośrednictwem ayahuaski i tytoniu, jednej z najświętszych roślin w Ameryce Południowej, mógł przekazywać te moce swoim pacjentom. Mnie samemu oraz innym mieszkańcom miast Zachodu trudno jest zrozumieć to uczucie świętości, ponadzmysłowej mocy ziemi zamieszkiwanej przez niezliczone pokolenia tego samego ludu. Kiedy czytamy o Indianach Uwa - plemieniu kolumbijskim grożącym popełnieniem zbiorowego samobójstwa, jeśli koncerny naftowe będą drążyć ich ziemię - możemy czuć do nich głęboką sympatię. Ale ciężko przychodzi nam wyobrażenie sobie takiej identyfikacji z jakimś fragmentem ziemi, z jakimiś formami i roślinami, która by mogła popchnąć kogoś do samobójstwa w obliczu nagłej zmiany. Współczesny człowiek, który zostaje owładnięty archetypem szamańskim - doznając wizji świętej ziemi, wielowymiarowego kosmosu - zaczyna panicznie bać się otaczającego go społeczeństwa i coraz rychlejszych procesów globalnej destrukcji. Ale nie jest mu dostępna ta tradycja archaiczna, którą pragnąłby kontynuować. Nasza własna tradycja zdaje się wzbraniać nam dostępu do duchowych wizji. Utraciliśmy związek ze światem natury jako świętym bytem. Tym niemniej, jeśli uznamy, że szamanizm jest zjawiskiem uniwersalnie ludzkim, oznacza to, że posiadamy wrodzoną sobie zdolność do odzyskania tego wszystkiego, co straciliśmy" Fragment książki "Przełamując umysł". Wyd. .:Okultura:. Warszawa 2010. Przekład: Maciej Lorenc i Dariusz Misiuna
  9. Poniższy tekst pochodzi ze strony Agnisoma, a autorem jest Nes Havason. To on otworzył mi oczy na szamanizm. Szamanizm W tradycyjnym ujęciu jest to zespół technik i umiejętności jakie musi zdobyć adept by właściwie pełnić funkcję szamana. Praktykę szamana można podzielić na: 1. powołanie 2. praktyka, 3 rola w społeczeństwie, 4 ścieżka osobista. Omówię teraz szerzej poszczególne punkty. 1. Powołanie Człowiek, który ma zostać szamanem nie zostaje nim z własnego wyboru w taki sposób, jak to się dzieje choćby w przypadku nastolatka, który wybiera sobie szkołę, by uczyć się danego zawodu, który będzie wykonywał po okresie nauki. Szaman zostaje wybrany ze względy na swoje predyspozycje. Wybór ten dokonywany jest różnie w zależności od danej kultury. Wyboru mogą dokonać duchy (danej ziemi, totem plemienia, duchy przodków, itp), bóstwo związane z szamanizmem lub bogowie za pośrednictwem posłańca (jak np, Ptak Gromu u Indian Płn Ameryki), starszyzna plemienia lub danej społeczności, na koniec szaman, który wybiera sobie ucznia (nawiasem mówiąc szaman też kieruje się wyborem duchów lub bóstwa, więc sam w tym przypadku jest tylko posłańcem). O ile w przypadku wyboru przez starszyznę lub szamana jest dość mało spektakularnym zjawiskiem, o tyle wybór duchów może być wstrząsem lub nawet dłuższym epizodem. Zdarzają się przypadki trafienia piorunem, dłuższej choroby psychicznej (oczywiście nie każda choroba psychiczna oznacza, że chory ma zostać szamanem, raczej jest to marginalne zjawisko;), deformacji cielesnej, odmienności konstrukcji psychicznej, itp. Ciekawym zjawiskiem jest tu okres choroby, który często się powtarza w różnych kulturach. czasami są to epizody, które trwają kilka lat. Głównym zadaniem tego jest poznanie przez adepta charakteru duchów chorób oraz pewien rodzaj sprawdzianu. Szaman zdobywa swoją moc panując nad własnym szaleństwem. Dlatego też wielu antropologów dziwiło sie, ze szaman w czasie transu wykazuje objawy epizodu psychotycznego, a na co dzień jet całkowicie zdrowy psychicznie. Szaman po takim szkoleniu potrafi panować nad własną psychiką. Poza samym wyborem, który czasem bywa zaskakujący dla przyszłego szamana, pojawia się inicjacja. Jest to chyba jedno z najbardziej traumatycznych i znamiennych w skutki przeżycie, jakie dane jest poznać szamanowi. Oczywiście wiele rodzajów inicjacji spotyka zwykłego człowieka. Często ludzie nawet nie są świadomi, że coś takiego miało miejsce. Inicjacja szamańska jest specyficzna. Niszczy dawną osobowość, by utworzyć nową. Po tym nie można już wrócić do starego schematu, gdyż przestaje zwyczajnie istnieć. Efektem tego jest pozyskanie nowych umiejętności, jak zdolność leczenia, rozmawiania z duchami, i kilka innych umiejętności typowych dla szamanów. Ze spektakularnych skutków ubocznych pojawia się czasem transseksualizm, choć nie jest to regułą (wiąże się to też z tym, ze szaman wykracza poza normy społeczne, więc część tłumionych do tej pory elementów osobowości staje się świadoma). Temat inicjacji jest szerszym zagadnieniem i zasługuje na osobne potraktowanie. Po inicjacji szaman przystępuje do nauki. 2. Praktyka Zanim szaman zacznie spełniać swoją rolę właściwie, musi zdobyć doświadczenie i wiedzę. Nauka trwa zwykle od kilku do kilkunastu lat. W tym okresie zdobywa swój sprzęt i uczy się go wykorzystywać. Większość narzędzi jest bardzo osobista i często po śmierci szamana jest albo niszczona albo chowana lub palona wraz z jego ciałem. Poznaje duchy swojego terenu. Te przekazują mu wiedzę potrzebną do efektywnego działania. Szaman w tym przypadku pełni rolę pośrednika między światem ludzi a światem duchów. Uczy się leczenia szamańskiego, które współcześnie ma nieco odmienny charakter niż w dawnych kulturach pozbawionych zorganizowanego systemu opieki medycznej, ale zagadnienie to również zasługuje na odmienny temat. Poznaje topologię świata, zwłaszcza dolnego i górnego, które to są niedostępne dla zwykłych ludzi, jeśli o świadomą praktykę chodzi. Jest to ważny element praktyki, który wiąże się też z opanowaniem technik transowych charakterystycznych dla danej linii przekazu. Zdobywa sprzymierzeńców. Każdy szaman w pewien sposób nigdy nie działa sam. Współpracuje z wieloma duchami, które spotyka podczas swojej praktyki. Niektóre zostają z nim dłużej, inne na krótko współpracują na zasadzie wymiany. Jedynie dla postronnego obserwatora szaman może wydawać się samotnym podróżnikiem, jednakże w rzeczywistości jest on członkiem zespołu, grupy istot. Od niego zależy, czy ten zespół będzie działał dobrze i czy będzie zgrany. W okresie nauki szaman musi dogłębnie poznać siebie, własną psychikę. Wiąże się to z odrzuceniem wyobrażeń na własny temat i wyjściem poza dotychczasowe wzorce. Ważnym elementem jest nauczyciel, mistrz. Takim mistrzem może być starszy szaman lub duchy. W praktyce oba te źródła się uzupełniają. Dzięki relacji mistrz-uczeń linia przekazu zostaje zachowana i szaman działa w pewnym kontekście kulturowym. Możliwe jest przekazywanie wiedzy bezpośrednio od duchów bez pośrednictwa mistrza, lecz dzieje się tak bardzo rzadko i tylko w przypadkach, gdy w danej społeczności z różnych przyczyn nie ma osoby, która by wcześniej pełniła rolę szamana. Jest to element, który odróżnia szamanizm od neoszamanizmu, o czym wspomnę później. Po okresie terminowania następuje okres właściwej praktyki. Szaman nie powinien zacząć praktyki zanim nie skończy nauki właściwej (pomijając fakt, że ta nauka trwa całe jego życie). Niedoświadczony szaman może poprzez swoją niefrasobliwość może zaszkodzić osobom, które przychodzą do niego po pomoc. 3. Rola w społeczeństwie Rola szamana wiąże się z ogromną odpowiedzialnością, na co chciałbym zwrócić szczególną uwagę, dlatego wiąże się z tak trudną i długoletnią nauką. Nie wyobrażam sobie osoby, która uważa się za szamana, bo pobębniła sobie rok, albo odbyła ileś tam podróży astralnych i poczytała sobie coś o ziołach, wzięła udział w warsztatach ?szamańskich?, itp. Szaman skupia w sobie kilka funkcji. Jest zarówno kapłanem, jak i psychologiem. Jest też lekarzem i doradcą, strażnikiem tradycji, tłumaczem snów, nauczycielem. Słowem ? przewodnikiem. Oczywistym więc staje się fakt, że dobry szaman przykłada wielką wagę do swego wykształcenia i nie bierze się za pomaganie innym, jeśli tej wiedzy nie ma. Do tego musi zapracować sobie na szacunek w społeczeństwie lub plemieniu, pomimo faktu, że funkcja szamana sama z siebie była wielce poważana. Oczywiście dobry szaman nie pełni tej funkcji dla zaszczytów i przywilejów. Taki szaman szybko stałby się chorym elementem danej społeczności. To szaman, poza członkami starszyzny, jest osobą, do której członkowie plemienia zgłaszają się o poradę w rozwiązywaniu osobistych problemów. Jest on tym, który przeciera ścieżki, uczy i wskazuje. Raczej trudno uczyć, jeśli samemu nie wyszło się z etapu uczniostwa. W dzisiejszym świecie w naszej kulturze szaman nie jest już tym samym uzdrowicielem co dawniej. Rola szamana nie jest z góry zdefiniowana, lecz wypływa z potrzeb danej społeczności. Współcześnie ludzie w naszym kraju mają dostęp do systemu zdrowotnego, który oferuje im leczenie w przypadku wielu chorób. Oczywiście system ten daleki jest od doskonałości, gdyż ogranicza się tylko do sfery cielesnej. Efektem tego są zaburzenia w systemie, jeśli leczy się objawy, a nie szuka przyczyny choroby, która z punktu widzenia szamanizmu nie bierze się z tego, że np. ktoś tam złapał wirusa. W takich przypadkach rola szamana wciąż jest nieodzowna, ale w części przypadków możemy korzystać z usług lekarzy. W końcu zawód lekarza też ma swoje źródło w szamanizmie, tyle że konwencjonalna medycyna cierpi z powodu niewłaściwego podejścia do duchowej strony choroby. Dlatego też należałoby zwrócić uwagę na leczenie całego społeczeństwa i kultury, duchów natury. I w tym myślę koncentruje się rola współczesnego szamana jako uzdrowiciela. Widać to szczególnie w kondycji duchów natury, które coraz rzadziej manifestują się ludziom. Jest to widoczne, gdy powołany zostaje nowy szaman i reakcja duchów na to. Ma się często wrażenie, że duchy natury wycofały się dawno ze współistnienia ze światem ludzi do tego stopnia, że człowiek współczesny w ogóle tych duchów nie dostrzega. Rolą szamana-uzdrowiciela jest przywrócić harmonię i równowagę w świecie duchowym tej planety. 4.Ścieżka osobista Wspomniałem już o diametralnych zmianach w strukturze osobowości adepta po inicjacji. Wstępując na ścieżkę szamańską adept musi liczyć się jego życie zmieni się całkowicie. Oczywiście szaman żyje w społeczeństwie, jakżeby inaczej. Musi w końcu je znać jak mało kto, skoro pełni funkcję nauczyciela, strażnika i kapłana. Często ma żonę (lub męża w przypadku szamanki), która dodatkowo pełni funkcję jego pomocnika, dzieci, rodzinę, etc. Jednakże jego świat jest odmienny od świata pobratymców do tego stopnia, że nie da się nim podzielić i powstaje wyraźna granica pomiędzy światem ludzi a światem szamana. Wiąże się to z odmienną osobowością i doświadczeniem, które jest wynikiem praktyki szamana. Czasem świat duchów staje mu się bliższy niż świat ludzi. Rodzi się tu pewna samotność, której nie da się ominąć. Można ją jedynie zaakceptować. Ścieżka szamana jest wyborem na całe życie. Oczywiście szaman może prowadzić całkiem normalne życie, pracować, mieć rodzinę, etc. Jednakże naznaczone jest to zawsze jego prawdziwą rolą. Szamanem nie zostaje się bo się chce nim być. Szaman rodzi się z potrzeby plemienia. Tak jak wódz jest umysłem plemienia, członkowie jego ciałem, tak szaman jest ucieleśnieniem ducha wspólnoty i jej sługą. Neoszamanizm Jak wspomniałem już wcześniej, neoszamanizm nie jest tym samym co szamanizm. Przede wszystkim osoba zajmująca się szamanizmem nie pełni roli w społeczeństwie tej, jaką ma szaman. Poza tym linia przekazu nie musi być zachowana, jak poprzednio. Współcześnie można zajmować się neoszamanizmem poznając techniki szamańskie z książek, warsztatów, od szamanów. W tym przypadku wykorzystuje się je do osobistej praktyki, a nie do pomagania innym. Można innym przekazać informacje o tych technikach, lecz nie wiąże się to z leczeniem typowo szamańskim, a tym bardziej z linią przekazu. Oczywiście można w jakimś tam stopniu pomagać innym wykorzystując poznane techniki, np. oczyszczanie, tłumaczenie snów, itp. Zajmowanie się neoszamanizmem nie niesie też ze sobą oddzielenia i samotności w społeczeństwie, jeśli chodzi o ścieżkę osobistą. Nie ma tu typowej inicjacji szamańskiej, choć inicjacje pojawiają się, jak w życiu każdej istoty. Jednakże inicjacja na ścieżkę szamańską jest typowa tylko dla szamanizmu. Techniki szamańskie w przypadku neoszamanizmu świetnie się sprawdzają w osobistym rozwoju duchowym. Nie widzę niczego złego w praktykowaniu neoszamanizmu, jeśli tylko wiąże się to z osobistą praktyką. Godne potępienia natomiast jest przekazywanie nauk szamańskich osobom niepowołanym, lub takich, które zostały skradzione z danej linii przekazu i ogłaszanie, jakoby było się ich spadkobiercą. Często można się dziś spotkać z tzw ?warsztatami szamańskimi? lub ?podróżami przy bębnie?. Osoby, które je prowadzą twierdząc, że są szamanami i jakoby dawały inicjacje szamańskie uczestnikom takich warsztatów, są zwyczajnymi oszustami. Oczywiście nie mam na myśli ludzi, którzy po prostu przekazują techniki bez wmawiania ludziom, że poznają tajemnice szamanów, a jedynie w celach terapeutycznych. W końcu nie czyni nikogo szamanem wzięcie udziału w podróży przy bębnie albo nawiązanie kontaktu z własnym totemem. Należy tu jasno zaznaczyć, że szaman jest osobą pełniącą konkretną rolę w danej społeczności i spadkobiercą konkretnej tradycji szamańskiej, natomiast osoba zajmująca się neoszamaizmem wykorzystuje techniki szamańskie do osobistej praktyki duchowej. Podsumowanie Przedrostek ?neo? oznacza ?nowy?, więc każdy szamanizm w swojej epoce jest neo, jeśli wnosi coś nowego, a nie jest tylko odtwarzaniem starego. W praktyce każdy szaman określa swój własny warsztat, który osadza się w danym kontekście kulturowym, tym samym stając się ?neo?. Zmiany i ruch są cechami życia, a szamanizm służy życiu, dlatego nie jest sztywnym zestawem technik, które stosuje się od tysięcy lat. Oczywiście pewne techniki są z nami od dawna, od czasu do czasu modyfikowane tak, by dostosować je do konkretnych warunków i kultury. Tym niemniej jak w każdej sztuce tak i w szamanizmie pojawia się nowe ? NEO. źródło: http://www.agnisoma.pl/index.php/archiv ... szamanizm/
  10. Szamanizm przeżywa ostatnio swój renesans. Była moda na anioły, teraz przyszedł czas na powrót do natury. Słowo „wiedźma” znowu nie jest modne i mile widziane, za to szamanka czy szaman jakoś tak ładniej brzmi. I pewnie, że ładniej, tylko czy naprawdę z szamanizmem ma to coś wspólnego, to już inna sprawa. Czym jest szamanizm wydawałoby się, że każdy wie. Tymczasem niewiele osób naprawdę zdaje sobie sprawę z tego, czym jest i jak wygląda w praktyce. Dla wielu, nawet z tak zwanej ezo branży, szaman to już nawet nie ktoś w skórach i z bębenkiem, ale każdy, kto ma karty, wahadełka, własny salon uzdrawiania jakiegoś tam, poprowadził kilka warsztatów na łonie natury i wie, co to zwierzę mocy. A szaman powołany? Inicjowany? To zapewne ćpun, który szuka pretekstu do najarania się zielskiem. Jak grzyby po deszczu mnożą się, więc warsztaty i spotkania szamańskie, szamańskie medytacje, szamańskie uzdrawiania, a nawet szamańskie przesłania, co dla mnie wygląda jak jakiś pseudo indiański channelling. W książkach o tzw. rozwoju duchowym, ociekającym lukrem mamy szamańskie podróże, do których wystarczą nam karty z obrazkami zwierzaczków z indiańskimi motywami w tle. A sam szamanizm to świetna droga rozwoju duchowego. I nie trzeba ćpać by wiedzieć jak ten świat jest zbudowany. A wszystko to z szamanizmem wspólną ma jedynie nazwę. Pół biedy, jeśli są to warsztaty i spotkania spod znaku neoszamanizmu, gdzie wyraźnie zaznacza się, że jest to wykorzystanie niektórych technik szamańskich, często zresztą zapożyczonych z różnych kultur i tradycji. Częściej jest to jednak udowadnianie na siłę, że dziś już każdy może być szamanem i nie potrzebuje nawet bębna, a już tym bardziej narkotyków. A na pytanie jak podróżuje się do dolnego czy innego świata, otrzymuje się wykład na temat Jaźni, Wyższego Ja i Absolutu w roli stwórcy. No cóż, wszak wszyscy jesteśmy Jednością, więc czemu by nie szamańską? Tymczasem szamani, ci prawdziwi, inicjowani wciąż żyją wśród nas, pracują i jak przed wiekami i od wieków wykonują swe powołanie. Najlepiej jak umiejąc służąc swemu plemieniu, swemu ludowi. Ci, wciąż żyjący w społecznościach plemiennych i ci, żyjący w miastach. Znający rytm Ziemi, widzący duchy przodków, duchy natury. Umiejący poruszać się po różnych płaszczyznach i światach, które potrafią zobaczyć i nazwać, a nawet stworzyć ich mapy (polecam tutaj książkę Eugeniusza Fajdysza „Kosmos Mistyczny”). To ludzie obdarzeni niezwykła charyzmą, wiedza i wyczuciem. A także siłą i wytrzymałością. Dla nich ważne jest dobro plemienia, pomoc innym, pomoc Ziemi, z którą jak mało, kto mają kontakt. Nie tracą czasu na „bicie piany” w stylu: Pomedytujmy nad dobrem naszej planety. Oni po prostu działają na jej rzecz i na rzecz ludu, któremu służą, radzą, leczą, uczą, otaczają opieką. Dla nich zwierzę mocy, to opiekun, przewodnik i towarzysz, istota namacalna, duchowa, a nie obrazek na karcie, czy podświadomość i jakiś archetyp. Ich praca bywa wyczerpująca i męcząca, a podróż szamańska nie jest relaksacją przy indiańskiej muzyce. Każdy wybiera wżyciu jakieś drogi, każdy ma jakiś cel tej podróży. Dobrze by jednak było, żeby nazywać rzeczy po imieniu, takimi, jakimi są, a nie uzurpować sobie prawo do bycia kimś, kim się nie jest. Niech wiec szamani będą szamanami, a wiedźmy wiedźmami, wróżki wróżkami, a uzdrowiciele i oświeceni nowej ery, dziećmi nowej ery. Gdy korzystamy z technik czy wierzeń lub wiedzy jakiejś kultury, religii czy zespołu tradycji, zaznaczmy to, a nie przyjmujmy i co gorsza modyfikujmy po swojemu coś, co d nas nie należy. Jeśli już ktoś decyduje się na sięgnięcie po coś z elementami innej kultury, niech zada sobie odrobinę trudu by poznać coś więcej o tej kulturze niż piszą na forach internetowych. Bo nie dość, ze niesie w świat często bzdurne informacje, to jeszcze samemu może się ośmieszyć. Ot dla przykładu taki horoskop Indiański, czy karty zwierząt mocy, dla wielu osób będący pewnikiem, że to Indianie nam dali. Owszem, tyle, że plemion indiańskich jest sporo, a każde nieco inaczej traktowało pewne rzeczy, więc nie ma, co generalizować. Zanim, więc zacznie się siebie określać mianem szamana czy szamanki, dobrze poczytać o tym, czym jest szamanizm i jak wygląda szamańska droga. Bo nie jest to na pewno lukrowane ciastko z kolorowa posypką, jak to wygląda w wykonaniu niektórych, lecz bardzo trudna i niejednokrotnie bolesna droga. Nie ma, co wywoływać wilka z lasu, bo kto wie, czy duchy nie zechcą spojrzeć na takiego szamana z nazwy i przerobić go na szamana z powołaniem, bo wtedy nie ma już odwrotu. A szamańska inicjacja to już nie zabawa w Indian w szałasie potów, ani nawet rytuał śmierci wojownika dla twardzieli. Zostawmy więc szamanom co szamańskie a sami pokłońmy się czasem duchom natury, bo uprzejmości nigdy dość. ...................................................... Artykuł napisany dla portalu społecznościowego Ezocultus
  11. Powołanie i inicjacja szamańska to proces, w trakcie którego wybrana przez duchy osoba staje się pośrednikiem między światem materialnym a niematerialnym. W tym czasie przechodzi szereg prób, doświadcza wielu stanów tak emocjonalnych, jak i fizycznych. Uczy się uzdrawiania, praktyk związanych ze swoją ścieżką, rytuałów oraz wielu innych umiejętności koniecznych na szamańskiej ścieżce. Szamanizm, jest systemem praktyk duchowych, wierzeniowych, który wyrósł na gruncie animizmu i jest z nim ściśle powiązany. Animizm jest pojęciem bardzo szerokim, wywodzi się od łacińskiego słowa anima, znaczącego duch, dusza. Nie jest jednolitym systemem religijnym, ale grupą praktyk i wierzeń różnych kultur animistycznych. Zakłada, że wszystko co istnieje ma swoje odbicie w świecie duchowym, wszystko ma swego ducha. Nie tylko ludzie, zwierzęta, rośliny, przedmioty, choroby ale też zjawiska bardziej abstrakcyjne, jak miłość, czas, nienawiść, tęsknota, itd. Jest to najstarsza znana forma religijna. Między światem naszym, a duchowym istnieje pewna granica, ale pamiętać trzeba, że ten świat duchowy, według animizmu nie jest światem lepszym czy gorszym od naszego, a równie rozmaitym i dualistycznym jak nasz. Szamani są zaś osobami, które pośredniczą między naszym a tamtym światem To oni są wybrani do kontaktu z duchami, z ich pomocą uzdrawiają, doradzają, zaglądają w przyszłość. Szamanem jednak nie można zostać tylko dlatego, że się chce wykonywać takie, a nie inne zadania i posługi. Szaman, aby móc pełnić swoje funkcje, musi komunikować się ze światem duchów, a ta komunikacja winna mieć charakter dwustronny. Stąd tak ważne jest powołanie kogoś na pośrednika, wskazanie przez duchy, czy naznaczenie przez duchy. W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że samo korzystanie z pewnych technik szamańskich, obecnie bardzo popularnych, jak np. szałasy potów, groby wojownika, chodzenie po ogniu, rytuały ayahuaski, nie są zarezerwowane tylko dla szamanów. Są to bardzo ciekawe praktyki powszechnie dostępne dla każdego zainteresowanego. Jednak przejście i praktyka takich technik nie czyni jeszcze z nikogo szamana. Do tego konieczne jest powołanie. Najczęściej mamy do czynienia z kilkoma rodzajami powołania, często uzależnionymi od tradycji i kultury, w jakiej kandydat na szamana przyszedł na świat. Po pierwsze urodzenie się w rodzie o tradycjach szamańskich może wskazywać na to, że w przyszłości zostanie się szamanem. Kolejna rzecz to urodzenie się z jakimś znamieniem lub zdeformowaną częścią ciała, wskazuje to na inność szamana, jako tego, który kroczy między światami. W tym wypadku oczywiście są jeszcze inne wyznaczniki tego, że zostało się wybranym przez duchy, gdyż nie każdy, kto nosi jakieś znamię automatycznie staje się szamanem. Tutaj też dużą rolę odgrywa kultura, z której pochodzi szaman. Np. pewien buriacki szaman urodził się z rozdwojonym kciukiem, co w tamtejszej tradycji wskazywało, ze ma on dodatkowa szamańską kość, ta zaś jest siedzibą jego mocy i siły. Selpukowie z Syberii z kolei wierzą, że w kciuku mieszka dusza, tak więc taki znak jednoznacznie wskazuje na powołanie szamańskie. W wielu tradycyjnych kulturach animistycznych znakiem powołania jest też rażenie piorunem. Kolejną charakterystyczną formą powołania jest nagła choroba lub wizja. Takich powołań jest najwięcej, zwłaszcza w miejscach gdzie animizm od dawna nie jest ścieżką dominującą. Tu warto zatrzymać się na chwilę właśnie przy chorobie szamańskiej, która w naszej kulturze często mylona jest z choroba psychiczną (głownie ze schizofrenią). Powołanie szamańskie wiąże się bowiem z szeregiem wizji, słyszeniem głosów, widzeniem tego, czego nikt inny nie widzi, poczucie silnego nakazu wewnętrznego do robienia (lub nie ronienia) jakiś rzeczy, innym odczuwaniem, itd, itp. Często towarzyszy temu chęć odizolowania się od otoczenia. Jednak są wyraźne różnice między chorobą szamańską a chorobą psychiczną. Po pierwsze w chorobie szamańskiej dominują wizje wzrokowo słuchowe duchów czy bogów udzielających informacji i prowadzących osobę, natomiast w chorobie psychicznej są to najczęściej omamy słuchowe, słyszenie szeptów w tle, nakładanych na siebie jak fale radiowe, najczęściej też mające charakter groźby, negatywnych skojarzeń, przestróg przed apokaliptycznymi wizjami. Natomiast przy powołaniu szamańskim te wizje mają charakter raczej pozytywny, duchy udzielają dobrych rad, prowadzą w stronę rodziny, pomaganiu innym. W schizofrenii często będą to wizje obcych, demonów, które chcą zrobić krzywdę. Choroba szamańska powoduje pozytywny efekt, wzmacnia poczucie własnej wartości, wzrost samooceny, wewnętrznej siły. Natomiast choroba psychiczna doprowadza do dezintegracji osobowości, depresji i lęków. Trzeba jednak zaznaczyć, że w chorobach szamańskich, a także w transach wizyjnych pojawia się wiele dość drastycznych wizji i doświadczeń, często odczuwalnych także psychosomatycznie. Jest to już proces inicjacyjny, po przejściu którego powołany staje się szamanem. W trakcie inicjacji przyszły szaman zwykle prowadzony jest przez duchy przez różne światy, otrzymuje zadania do wykonania, bywa, że jego ciało poddawane jest drastycznym zabiegom, jak ćwiartowanie, rozpuszczanie, rozrywanie, a następnie ponowne zespalanie. Dzieje się to oczywiście w świecie duchowym, ale wielu powołanych odczuwa to jako bóle psychosomatyczne na poziomie fizycznym. Taka forma inicjacji wzmacnia wewnętrzną siłę szaman, sprawia, że niszczy się starą osobowość, matryce, lęki i ograniczenia, a tworzy się zupełnie nową szamańską. Stąd właśnie rozczłonkowanie i ponowne zespolenie ciała. Szaman też dostaje wtedy pewne dary, które pozwolą mu wypełniać swoje powołanie. Mogą to być słowa mocy, przeznaczone tylko dla niego, a pomocne w uzdrawianiu, albo pewne tajemnice rodowe, przekazywane przez duchy przodków, itd. Itp. Jednak taka inicjacja szamańska odbywa się nie tylko na poziomie mentalnym, ale i na poziomie fizycznym. Tu mamy już do czynienia z rytuałami charakterystycznymi dla danej kultury i społeczności. Często się to wiąże z pewnymi próbami, którym poddawany jest szaman. Każda z nich uczy go czegoś i wzmacnia go. Dla przykładu Don Oscar Miro-Queseda inkaski szaman w czasie swej inicjacji został poddany ceremonii pogrzebania, a dziś mówi o niej: „aż tak drastycznych metod trzeba czasem użyć, aby uwolnić człowieka od ciężaru wszystkiego, co nagromadził.” Proces inicjacji jest często długotrwały i różnorodny. Obok rytuałów, wizji, transów i podróży do innych światów, szaman uczy się być szamanem, uzdrawiać, kontaktować z duchami. Poznaje siebie, zwalcza swoje słabości, odrzuca dawne życie i staje się nową osoba. Staje się szamanem. Szamanem może zostać każdy. Każdy powołany przez duchy. Ważne jest by mieć świadomość tego, że nie jest to droga łatwa, prowadząca do oświecenia i rozwoju duchowego w rozumieniu dzisiejszej ezoteryki i ruchów new age. To powołanie do pełnienia pewnej roli w swojej społeczności, praca z duchami, postrzeganie świata, jako miejsca zamieszkanego nie tylko przez nas ale i istoty świata duchowego. Podsumowaniem niech staną się słowa Galsana Tschinaga poety, przywódcy i szamana Tuwińców (Ałtaj): „Szamanizm to suma wielości. Szaman musi potrafić wszystko. (…). Ostatecznie jest to człowiek, który wydobywa z głębi siebie swego wewnętrznego szamana i wystawia go na widowisko. Musi się wciąż od nowa konstruować”. Bibliografia: Peter Vitebsky „Szaman. Magia, tradycja, rzeczywistość”, Wyd. Świat Książki, Warszawa 1996. Andrzej Szyjewski „Szamanizm”, Wyd.WAM, Rok wydania: 2005 Mihaly Hoppal „Szamani Euroazjatyccy”, Wyd. ISKRY, 2009 rok Gesko von Lupke „Dawna mądrośc na nowe czasy. Rozmowy z uzdrawiaczami i szmanami XXI wieku”, Wyd. Czarna Owca 2009 O inicjacji i powołaniu szamanskim można też posluchać w audycji nagranej na spotkaniu kwietniowej EzoChaty (poniżej podaje link do audycji) http://ezokultus.eu/p/ezochata-kwiecien-2012-szamanizm-powolanie-i-inicjacja-darmowa-audycja-edukacyjna/347
  12. O tym, że fazy księżyca mają znaczenie dla praktyk magicznych (i nie tylko) wiadomo od dawna. Proponuję w tym temacie zrobić zestawienie, jakie fazy księżyca do jakich praktyk. Np dużo sprzecznych informacji jest o rytuałach oczyszczajacych, ktore jedni robią w Pelnię inni przy ubywającym księżycu. Jak to wygląda w Waszej praktyce magicznej?
  13. Samobójstwo wciąż jeszcze pozostaje w sferze tematów tabu. Niby sie o nim mówi i słyszy, ale jeśli w rodzinie ktoś odbierze sobie życie, głośno o tym się nie mówi. Jeśli da się to oczywiście ukryć. Kościół katolicki i generalnie chrześcijaństwo potępiają samobójstwo (o ile pamiętam z małymi wyjątkami). Talmud nawet zakazuje rytualnego pochowania samobójcy. Co ciekawe takze Koran zakazuje samobójstw, jednak islamskie sekty bojowników uważają to za największe poświęcenie. Z kolei słynne już harakiri w Japoni to sprawa honorowa i taka forma odejścia jest zaszczytna. Gnostycy z kolei i ezoterycy uważają samobójstwo za np przerwanie i niedopełnienia karmy, co skutkuje błąkaniem sie duszy, potępieniem itd itp. Z drugiej strony Bóg dał nam wolną wolę, czy więc odebranie sobie życia nie jest jakimś tam aktem naszego wyboru? Czy jest też aktem odwagi czy tchórzostwa? A moze jest to tylko wynik choroby - wiadomo, ze depresja często doprowadza do samobójstwa i w tym wypadku trudno mówić o jakiejś winie samobójcy, lecz chorobie. I na koniec jeszcze jedno pytanie. Czy mamy prawo za wszelką cenę trzymać kogoś przy życiu, jeśli on już żyć nie chce?
  14. Sanskryckie słowo mudra w dosłownym tłumaczeniu oznacza "to, co przynosi radość". Mud tłumaczy się jako "radość" oraz jako "gesty w celu zadowolenia bogów", natomiast Ra znaczy "to co daje". Mudry stosowane są w sztuce sakralnej, tańcu i jodze w celu osiągnięcia harmonii duchowej. Stworzono również cały szereg pozycji dłoni i palców o działaniu terapeutycznym i leczniczym. Mechanizm działania mudr polega na kierowaniu przepływem energii i usuwaniu blokad energetycznych. Ten rodzaj terapii jest prosty, skuteczny i bezpieczny. Nie wymaga żadnych specyficznych predyspozycji. Jednak osoby o zwiększonej percepcji energetycznej (np. adepci Reiki) mogą wykorzystać mudry bardziej efektywnie. .............................. Źródło: http://krainazdrowia.ovh.org/mudry.htm Pod tym adresem internetowym sa też pokazane układy dłoni w mudrach.
  15. Ostatnio mam odrobinę czasu i z radością chwyciłam za tomik poezji Wiliama Blake?a. Uwielbiam poezję i jej metafory, co zresztą widać w większości moich tekstów. Metafory mają cudowną moc przekazywania informacji prosto do serca, nie do umysłu. Ale wróćmy do Blake?a i jego metafor. Po tym jak dość intensywnie przerabiam moją Króliczą Norkę inaczej spoglądam na słowa poezji. W wierszach odnajduję potwierdzenie swej drogi, spoglądam na słowa jak na drogowskazy. Takim właśnie drogowskazem stał się, już lat temu wiele, pewien wiersz Wiliama Blake?a. Dziś także nim jest, ale wskazuje mi już nieco inną drogę. Pozwolę sobie przytoczyć wiersz, którego tytuł wykorzystałam, jako temat: Głos Demona Stróża Chcecie poznać Prawdę? Istotę wszechświata? Czy tym światem rządzi Bóg, człowiek czy Szatan? Ja wam mówię - człowiek, w to głęboko wierzę... Pytam tylko: człowiek-bóg czy człowiek-zwierze? "I ujrzałem Bestię z morza wychodzącą..." Ona jest zewnętrzną czy wewnętrzną Mocą? Człowiek ciągle błądzi... wciąż tkwi w zaślepieniu przy rozstaju myśli, w swej niewiedzy cieniu... Dążcie jednak stale w wrót poznania stronę, za którymi włożą wam wiedzy koronę! Tu zostaną tylko Pałace Żałoby, zbiorowe mogiły, sarkofagi, groby... Wiersz wymowny w treści, pokazujący duchowe oblicze świata. Słowa, będące idealnym streszczeniem wielu książek takich jak choćby ?Rozmowy z Bogiem? N.D. Walscha, czy innych traktujących o prawdach duchowych wszechświata. To taka swoista medytacja poprzez poezję. Może więc warto usiąść w ciszy i odpowiedzieć sobie na zadane przez poetę pytania, odszukać ich sens i skorzystać z jego rad?
  16. O rozwoju duchowym zwykło się mówić i myśleć, jako o drodze pełnej spokoju, harmonii, akceptacji. Pierwsze skojarzenie to medytująca pełna wewnętrznego światła osoba. Kolejne to, już metody dochodzenia do tego wymarzonego oświecenia. I tu już mamy w czym wybierać, bo zarówno na rynku księgarskim, jak i w sieci oraz w bogatej ofercie centrów i gabinetów terapeutycznych jest tego wiele. Niemal każdy uzdrowiciel jest teraz trenerem rozwoju osobistego, przewodnikiem duchowym, lub nauczycielem medytacji. W księgarniach i w Internecie wybór pozycji i metod może przyprawić początkującego poszukiwacza Oświecenia, o zawrót głowy. I tylko się z tego Cieszyc, gdyż warto robić coś dla siebie, szukać odpowiedzi, prawdy, szukać siebie. Nauczyć się żyć świadomie, zmieniać w sobie i otaczającym nas świecie wszystko na lepsze i bardziej przyjazne, to wspaniała rzecz. Zmiana postawy i postrzegania świata, siebie, czasem Boga, świadczy o naszej chęci poznania, a często sprawia, ze znajdujemy wreszcie ukojenie, spokój w duszy i umiemy Cieszyc się drobnostkami. Świat i życie nabierają barw i nic nam już nie straszne. Aż chciałoby się w tym miejscu krzyknąć: Tak Trzymać! I wiele osób, po przeczytaniu kilku publikacji, wysłuchaniu kilku terapeutów czy przewodników duchowych, zakupieniu książek o technikach medytacyjnych, pozytywnych skutkach wybaczania, o uświadamianiu sobie siebie itd., z ufnością dziecka i nadzieję, ze teraz będzie już tylko lepiej zaczyna swój rozwój duchowy. I tu mogą zacząć się przysłowiowe schody, bo obiecywano, ze będzie pięknie a tu nagle zafundowaliśmy sobie piekło na ziemi. Bo, nikt nie uprzedzał, że porządek czasem rodzi się z chaosu, a ten czasem by pokonać, trzeba stać się twardzielem. A taka niestety jest prawda, że rozwój duchowy, gdzie na ścieżkach i bezdrożach zdobywamy wiedze o sobie, uświadamiamy sobie siebie i otaczający nas świat, prowadzi do zmian nie tylko w nas ale i w naszym otoczeniu. Zmiany w nas i naszej świadomości, niczym przewrócone klocki domina pędzą do samego końca, przewracając jedno po drugim. I nagle okazuje się, że zamiast harmonii i spokoju mamy w domu awantury, groźby rozwodu czy rozstania z partnerem, zaczyna nam się „sypać” w pracy czy w szkole, tracimy jednego po drugim znajomych, a jakby tego było mało, przydarzają nam się czasem dziwne i trudne sytuacje w codziennym życiu. Ale to nie koniec, bo co gorsze, zaczynamy też dostrzegać w sobie rzeczy, do których przyznać byśmy się nie chcieli. Ale już się nie da zastosować spychologii i trzeba wziąć odpowiedzialność za czyny, słowa, postawy i działania. Rozliczyć przeszłość, poczuć teraźniejszość i zacząć tworzyć przyszłość. Czasem nawet od zera, od podstaw, od siebie… A to bywa bolesne i brutalne. Emocje targają naszą duszą, z żalu chce się wyć, jak śpiewał Perfect, i zaczynamy się dusić w tym, w czym aktualnie tkwimy. A miało być tak pięknie. I może być. Tylko trzeba wytrwać, okazać się twardzielem. Rozwój duchowy to praca przede wszystkim nad sobą, nad własnymi emocjami, nad lekami. Pokonanie lęków, które zbierały się w nas od najmłodszych nie jest drogą łatwą i przyjemną. Bo aby takie „bolączki” przerobić i odciąć się od nich, trzeba często stanąć z nimi twarzą w twarz. A to bywa naprawdę przykre. Mimo to warto. Warto zmierzyć się ze sobą, swoją przeszłością i matrycami, które w nas wbito, lub które sami w siebie wbiliśmy, a potem je odrzucić i zmienić na takie, które uczynią z nas osobę jak z okładki książki o rozwoju duchowym. Ważne tez jest, by mieć świadomość tego, że droga do samoświadomości, a tym bardziej do oświecenia bywa trudna. Że przyjdą chwile zwątpienia, bólu, czasem będzie chciało się uciec jak najdalej od siebie od bliskich. Ale ważne by w tych najtrudniejszych chwilach nie poddać się. Bo najgorzej zostać z rozpoczętym remontem i całym towarzyszącym mu bałaganem, bez chęci zakończenia tego, co już się rozbebeszyło, wyburzyło i zdrapało. Nie chcę też w tym miejscu nikogo zniechęcać do wejścia na ścieżkę rozwoju duchowego. To, że ktoś po drodze utracił majątek, prace czy rozwalił na Maksa swoje życie osobiste, nie znaczy, że nas też to spotka. Aczkolwiek może, jednak będę to w rezultacie zawsze sprawy wychodzące nam na plus. Zresztą takich drastycznych zawirowań nie ma aż tak wiele. Zwłaszcza jeśli do tej drogi rozwojowej zabierzemy się z głową i od podstaw. Mimo to decydując się na wejście w ten nowy świat, bądźmy gotowi także na trudy, jakie po drodze napotkamy. Ale wtedy nie zapominajmy, ze nagroda warta jest ceny. A na zakończenie powiem, że na tych ścieżkach duchowości doświadczamy tylko tyle ile naprawdę jesteśmy w stanie znieść i co jest najlepsze dla nas. Tak, więc choć może czasem być ciężko, pamiętajmy, ze Twardziel jest w nas i damy rade, bo w końcu kto ma dać, jak nie my?
  17. .............................................. Kobieta nie przeżyje tylko dzięki swemu oddechowi musi znać głosy gór musi dostrzegać wieczność błękitnego nieba musi pływać z nieuchwytnymi ciałami kobiet nocnego wiatru które zaprowadzą ją w głąb siebie… wiersz indiański Trudno dziś o mądrą kobietę. Nie chcę przez to powiedzieć, że łatwiej o mądrego mężczyznę. Odnośnie nas – kobiet - czuję natomiast, że zgubiłyśmy drogę do mądrości – ścieżkę inicjacji. W konsekwencji błąkamy się próbując potwierdzić swą wartość poprzez umalowane paznokcie, wypełniony silikonem biust czy inne zewnętrzne atrybuty, czyniące nas obiektem męskiego pożądania. Bądź też przeciwnie – stajemy do rywalizacji na męskich zasadach, starając się udowodnić, że my TEŻ potrafimy rządzić, wspinać się po szczebelkach hierarchii czy zyskiwać tytuły glejtujące nasz intelekt. Nie dostrzegam w tym mądrości. Mądrość pozostała w baśniach. Gdy parę lat temu ukazała się na rynku książka C. P. Estes „Biegnąca z wilkami” po raz pierwszy zetknęłam się z jawną interpretacją baśni pod kątem zawartych w nich archetypów obrazujących drogę kobiecej inicjacji – drogę do dojrzałej, wewnętrznej kobiecej mądrości. Książka Estes była bestsellerem i to coś znaczy, z pewnością nie klasyfikowała się jednak w obszarze kultury popularnej. Czytając ją miałam wrażenie, że odkrywam świat zapomniany, tajemny, ukryty przed profanami. Kilka dni temu świat ten otworzył się przede mną w kinie Helios w olsztyńskim Centrum „Alfa”.Byłam zupełnie nieprzygotowana na tego typu spotkanie, chciałam przecież jedynie obejrzeć baśniową historię z fascynującym mnie motywem labiryntu. „Labirynt Fauna” Guillermo Del Toro skonfrontował mnie tymczasem z najgłębszym przekazem na temat ścieżki kobiecej inicjacji i to w sposób, który poruszył dno mego brzucha. Trzy archetypy kobiecości Dojrzała kobieta to ta, która przebudziła w sobie Dziewicę, Matkę i Czarownicę-Staruchę. Archetypy Dziewicy i Matki są nam względnie bliskie. Przez tysiąclecia promowane jako jedyne właściwe wzorce kobiecości, stały się punktem odniesienia dla Matki-Polki, siostry zakonnej czy Ślubującej Dziewicy, w każdej z nich przejawiając się jednak w sposób wynaturzony, bo odcięty od całości trójjednego archetypu. Postacią symbolizującą pierwotną Dziewiczość jest Kore. Kore to przede wszystkim naiwność, naiwna ufność i beztroska, które filmowej Ofelii każą bez wahania wejść do labiryntu, rozmawiać z Faunem, przyjąć od niego księgę instrukcji i wykonywać je bez myślenia o konsekwencjach. Naiwność wynika oczywiście z braku doświadczenia, z dziecinnej wiary w dobro świata i niezadeptanej jeszcze otwartości. Łączy się z nimi ciekawość i pragnienie przeżycia przygody, które pozwalają dziewczynce wejść do ciemnego lasu zapominając o lęku. W tej to właśnie dziewiczej naiwności tkwi pierwiastek inicjujący. Kore to bowiem ta, która odważnie manifestując swą niepohamowaną kreatywność, w spontanicznym działaniu uruchamia transformację, inicjując rozwój[1]. Dzieje się tak, ponieważ bezmyślna prostoduszność naraża dziewczynę na szereg niebezpieczeństw. Jak mityczna Kore może stać się ona ofiarą porwania, jak Ofelia może zetknąć się z pragnącymi ją pożreć potworami czy narazić się bezwzględnemu, zdolnemu do mordu ojczymowi. Na Dziewicę zewsząd czyhają zagrożenia i zawsze nosi ona w sobie potencjał stania się Ofiarą. W tym jednak właśnie tkwi jej siła transformująca, bo – jak pisze Estes[2] – „jeśli nie odważysz się wejść do ciemnego lasu, nic się nie zdarzy” – pozostaniesz naiwną dziewczynką. Demeter i Hekate to upostaciowienia dwóch biegunów archetypu Wielkiej Matki – Jej ochronnego i krwiożerczego aspektu. Ani Matka, ani Starucha nie jest z pewnością naszą kochaną, łagodną, wiecznie gotową do poświęceń mamą. Matka to przede wszystkim bóstwo chtoniczne, przesiąknięte potęgą żywiołu ziemi, nieporuszone, ale i totalnie przyjmujące w swym nieporuszeniu, napełnione obfitością, lecz w żadnej mierze rozrzutne czy dające się wykorzystywać, gdyż ukierunkowane na wykarmienie jedynie własnego, nie czyjegoś, potomstwa. Demeter to matka, która jest gotowa umrzeć, by ochronić swe dzieci, to kobieta, która zostawia wszystko i schodzi do piekieł, by odnaleźć córkę. Jest to ten aspekt w kobiecie, który w swej instynktownej mądrości doskonale wie, co jest najważniejsze i umie poświęcić wszystko inne, by tego bronić. Hekate to wiedźma, starucha, mieszkanka piekieł, poprzez krew powiązana z Księżycem. To ona wysyła potwory nękające Dziewicę, składa ofiary z niewinnej krwi, organizuje rytualne orgie i stawia przed bohaterką trudne zadania, jest bowiem Wielką Inicjującą. Hekate nie da się, jak matka, zabić w obronie swych celów, to ona będzie tą, która zabije. Wiedźma to najbardziej wyparty w kobiecych archetypów. O ile dwa pierwsze uległy „wybieleniu” w kulturze chrześcijańskiej, trzeci został całkowicie odcięty i potępiony. Płonące na stosach czarownice, oskarżane o orgie na łysej górze, pogardzane fajne dziołchy czy obrzydliwe baby jagi to wszystko wypaczone wyobrażenia znienawidzonej Hekate, Matki Ciemności, która jest gotowa wystawić swe dziecko na śmierć, byleby przeprowadzić je przez bramy inicjacji, tak, jak jest gotowa zabić każdego, kto stanie na drodze jej dziecka. Postaci Kore, Hekate i Demeter składają się na archetyp Wielkiej Bogini, której mądrość ma źródło w instynkcie. Wielka Matka jest znawczynią Życia i Śmierci, nie waha się bowiem kreować, ale też umierać i zabijać w obronie tego, co stworzyła. Kobieta, która pragnie obudzić w sobie jej mądrość musi uwolnić własną dziewiczą spontaniczność i niewinność, aby zapominając o lęku – wejść do labiryntu. Czeka ją tam konfrontacja z przerażającym niebezpieczeństwem, obłędem i śmiercią – tym wszystkim, co jako jedyne jest w stanie obudzić w niej prawdziwą instynktowną mądrość, dającą moc tworzenia, obrony i zabijania w imię Prawdziwego Życia. Droga przez labirynt „Kto wnika do „wnętrza”, ten po drodze znajduje się w podróży, którą podejmie sam lub zostanie do niej nakłoniony (…) W podróży tej jest wiele możliwości zboczenia z drogi - zatracenie się w chaosie, częściowe niepowodzenie, ostateczna katastrofa; jest także wiele okropności, którym trzeba się przeciwstawić i które może uda się pokonać ale może i nie”. Ronald D. Laing Labirynt to przestrzeń inicjacji. Jak pisze A. Aliti: „Sens labiryntu polega na utracie możliwości zmysłowego postrzegania świata zewnętrznego; można by to określić jako utratę orientacji zewnętrznej w celu całkowitej koncentracji na własnych przeżyciach wewnętrznych. Ten, kto choć raz w życiu balansował na krawędzi obłędu, doskonale wie, o czym mówię. W czasie obłędu podlegamy osobliwemu i pełnemu konfliktów procesowi, którego podstawą są protest i bunt przeciwko temu, czego chce od nas świat, oraz temu, co w naszym wnętrzu domaga się w niezrozumiały dla nas sposób prawdziwego życia. Mimo, że na razie nie da się tego w ogóle zrealizować, albowiem nigdy jeszcze nie słyszeliśmy o tym, by człowiekowi wolno było żyć według własnego przekonania, nie ponosząc za to kary i nie ściągając na siebie potępienia. Są w obłędzie chwile całkowitej bezradności, w których nasza świadomość uczestniczy jedynie poprzez ich postrzeganie, ponieważ jesteśmy we władaniu innych mocy: wydaje nam się, że przyszło nam już umrzeć i ogarnia nas wielki strach, gdy czujemy, jak nieskończenie samotny jest człowiek w świecie. Ten, którego dusza zetknęła się kiedykolwiek z takimi problemami, wie również, jak trudno jest stamtąd powrócić, a jak łatwo pozostać tam duchem i tkwić tak między światami”.[3] Tak w „Labiryncie Fauna”, jak w baśniach omawianych przez Estes, by stać się dojrzałą kobietą dziewczynka musi stracić matkę. Pozbawiona zostaje tym samym ochrony i poczucia bezpieczeństwa, postawiona przed koniecznością samodzielnego zmierzenia się z zagrażającą rzeczywistością. Jest to element konieczny do przeżycia inicjacji, która odbywa się zawsze w poczuciu samotności, poza światem żywych, na granicy śmierci, gdzie podlegające indywiduacji Ja musi samo skonfrontować się z tym, co najstraszniejsze. Ten, kto wchodzi do labiryntu wyjdzie stamtąd przemieniony lub nie wyjdzie wcale, jest to bowiem przestrzeń prób, których przejście wymaga obudzenia w sobie uśpionych obszarów psychiki i przekroczenia własnych małości. Ofelia musi pokonać lęk i obrzydzenie, by wejść pod korzenie drzewa zamieszkałego przez obślizgłą, starą ropuchę i wydobyć z jej wnętrza klucz. Jej przeczołgiwanie się przez ciasną, ciemną przestrzeń pełną ohydnych robali i błota to symboliczne zejście do własnego wnętrza, które przeczuwamy zazwyczaj jako brudne i cuchnące. Schodzenie tam budzi opór, lecz to tam właśnie znajduje się złoty klucz, otwierający drzwi inicjacji. Znamienne jest, że Ofelia nie waha się w tej sytuacji ubłocić nowej sukni sprezentowanej jej przez matkę na okoliczność uroczystego przyjęcia. Kiedy bowiem podejmiemy już decyzję o podróży do własnego wnętrza, świat zewnętrzny z jego oczekiwaniami, grą dobrych manier i tego, co wypada oraz należy, przestaje się liczyć. Znaczenie ma tylko podążanie za Procesem. Kolejną próbą przed jaką staje bohaterka jest konieczność wykazania się odpornością wobec łakomstwa na pokusy tego świata. Prawdziwe podążanie za głosem własnego wnętrza nie jest bowiem możliwe jeśli dajemy się kusić atrakcjom oferowanym przez rzeczywistość. Nie chcę przez to powiedzieć, że same w sobie są one złe. Tak, jak winogrona, na które ostatecznie łakomi się Ofelia, tak żadne inne dobra materialne nie stanowią zagrożenia same w sobie. Jeśli jednak stajemy przed wyborem pomiędzy zjedzeniem ich a realizacją duchowego zadania, nawet dwa małe winogrona mogą sprawić, że na zawsze utkniemy w sali jadalnej Nienasyconego Potwora i ostatecznie zostaniemy przez niego pożarci. Potwór noszący oczy w dłoniach jest tu niewątpliwie symbolem nienasycenia, ukierunkowania na chwytanie i pożeranie (oczami i dłońmi zarazem) wszystkiego w polu widzenia. Jest tym, który pragnie pochłonąć wszystko, co ujrzy, by choć na chwilę zapchać swe puste wnętrze. Realizacja trzeciego z postawionych przed Ofelią zadań przypada - nota bene - na pełnię Księżyca. Jest to niewątpliwie czas kulminacji mocy Wielkiej Bogini, jak też czas otwierający przestrzeń inicjacji, naładowany potencjałem przemiany, przesiąknięty krwią. Pełnia to czas składania ofiary. W tym miejscu uwidacznia się wyraźnie, wcześniej obecna w tle, postać Czarnego Zabójcy, którym w filmie Del Toro jest ojczym Ofelii - kapitan. Czarny Zabójca to postać powracająca w kobiecych snach, to mężczyzna czający się za rogiem, niebezpieczny i budzący lęk, gwałciciel i bezwzględny prześladowca. P. Skogemann opisuje go jako ciemny aspekt ducha księżycowego[4], będącego wysłannikiem Wielkiej Matki. To on staje się narzędziem inicjacji Dziewicy. Relacje pomiędzy tymi postaciami doskonale obrazuje mit o Demeter. Hades - bóg podziemi – zostaje porywaczem Kory, lecz udaje mu się to tylko dlatego, że dziewczyna daje się omamić pięknem kwiatu narcyza, który wykwitł za sprawą Wielkiej Matki (w tym przypadku reprezentowanej przez Gaję). To Wielka Matka jest zatem tą, która wyznacza moment inicjacji – jej to przecież wysłannikiem jest Faun, przekazujący Ofelii księgę zadań. To ona zezwala na ofiarę i skazuje dziewczynę na konfrontację z Zabójcą. Demeter, jak Mercedes w „Labiryncie Fauna”, będzie pragnęła ochronić dziecko przed Prześladowcą i wybawić je z jego rąk, ostatecznie jednak zamieszkująca podziemia Hekate skaże je na konieczność zmierzenia się z nim. Jest to bowiem jedyny sposób na odnalezienie wyjścia z labiryntu. (…) Gdzieś stad musi być wyjście, to więcej niż pewne. Ale nie ty go szukasz, to ono cię szuka, to ono od początku w pogoni za tobą, a ten labirynt to nic innego jak tylko, jak tylko twoja, dopóki się da, twoja, dopóki twoja, ucieczka, ucieczka… W. Szymborska, „Labirynt” Wyjściem z labiryntu jest tylko i wyłącznie śmierć. Dlatego też Czarny Zabójca jest jednocześnie Przewodnikiem. Inicjacja, aby miała swą moc autentycznej przemiany osobowości, musi zawierać w sobie element konfrontacji ze śmiercią, przeżycia realnego nią zagrożenia, rozpaczliwego przed nią lęku i przekroczenia ich w imię czegoś więcej niż przetrwanie. To stanięcie przed wyborem pomiędzy „moje przetrwanie” a „Moje Prawdziwe Życie” i konieczność podjęcia decyzji o śmierci w imię Życia. Śmierć pojawia się tu w swoich dwóch aspektach. Z jednej strony jest to gotowość jej zadania. Widzimy ją u Mercedes, gdy uwięziona przez kapitana na tortury, wyciąga ukryty nóż i rzuca się na niego – choć nie zabija, przenika ją żądza krwi, a w jej działaniu nie ma wahania. Także Ofelia, gdy decyduje się wlać całą fiolkę kropli usypiających do whiskey ojczyma, nie posiada skrupułów. To właśnie dzięki konfrontacji z Prześladowcą, który prowokuje walkę na śmierć i życie, w kobiecie budzi się bezwzględna czarownica - Hekate – gotowa zabić każdego, kto stanie jej na drodze. Z drugiej strony konfrontacja ze śmiercią w procesie inicjacji to konieczność znalezienia w sobie gotowości poniesienia jej w obronie czegoś cenniejszego niż własne przetrwanie. Mamy tu ponownie przykład Mercedes, która otoczona kordonem żołnierzy pragnących zaprowadzić ją na tortury przed oblicze kapitana, decyduje się na samobójstwo. Woli bowiem śmierć niż poniżenie. Ostatecznie widzimy tu Ofelię, która wpada w ręce ojczyma, ponieważ nie zgadza się otworzyć drzwi do podziemi labiryntu krwią swego braciszka. To w tym momencie w dziewczynce budzi się Demeter - Matka chroniąca Życie ponad wszystko, gotowa poświęcić swoje przetrwanie w imię Czegoś Cenniejszego. To właśnie konfrontacja ze śmiercią, uosobioną w postaci Czarnego Zabójcy, pozbawia Dziewicę jej czystej naiwności i zabarwia ją krwią Wielkiej Matki – gotowej zabijać i umierać, byleby pozostać sobą i móc tworzyć – rodzić i karmić swoje dzieci. To w tym momencie kobieta uwalnia energię drzemiącą na dnie jej brzucha, energię, która w swej instynktownej mądrości bezbłędnie podpowiada jej co jest najcenniejsze, czego naprawdę pragnie, w którą stronę powinna iść, by odnaleźć spełnienie – stałe poczucie bycia na właściwym miejscu i realizowania się we właściwym działaniu. Prawdziwe zagrożenia Jestem tym, na co się odważyłam Ja Wejście do labiryntu własnego wnętrza zawsze łączy się z koniecznością poniesienia śmierci. Jest to oczywiście perspektywa przerażająca, w efekcie jednak przynosi wyzwolenie. Śmierć w labiryncie nie stanowi zatem rzeczywistego zagrożenia, jest jedynie próbą. Prawdziwe niebezpieczeństwo łączy się z utknięciem – przed wejściem do labiryntu lub w jego wnętrzu. Przed wejściem do labiryntu utknie ta, która nie jest w stanie uwolnić w sobie Dziewicy – spontaniczności, otwartości, naiwnej ciekawości, pozwalającej choćby na chwilę zapomnieć o lęku przed konsekwencjami i wejść, po prostu wejść. W labiryncie utknie ta, którą sparaliżuje lęk przed śmiercią, która zgodzi się na tortury, byleby zachować swe marne życie. Spotkanie z Czarnym Zabójcą łączy się bowiem zawsze z niebezpieczeństwem opętania świadomości przez lęk. Pojawia się wówczas poczucie skazania na bycie prześladowaną, które może sprawić, że kobieta pozostanie ofiarą, nie przerodzi się do bycia Panią sytuacji, gotową zabijać i umierać w imię Prawdziwego Życia. Co chroni przed utknięciem? Nieustanne wsłuchiwanie się w pragnienia swojego serca i odwaga, by naprawdę je realizować, bez względu na konsekwencje, bez względu na groźbę śmierci. Wszystkie ścieżki są podobne do siebie: prowadzą donikąd. Prowadzą przez gęstwinę lub w głąb gęstwiny. [Tylko odpowiedź na pytanie:] Czy ta ścieżka obdarzona jest sercem? [pozwala uniknąć zagubienia]. Jeśli tak, jest dobra, jeśli nie, nie zda się na nic. Obie prowadzą donikąd, ale jedna obdarzona jest sercem a druga nie. Jedna pozwala odbyć radosną podróż; póki nią podążasz, stanowicie jedność. Druga sprawi, że przeklniesz swe życie. Jedna przyda ci siły, druga cię osłabi. C. Castaneda, Nauki don Juana Gdzie w tym wszystkim rzeczywistość? Wszystkie recenzje, jakie przeczytałam odnośnie „Labiryntu Fauna” mówią, że jest to film o dorastającej dziewczynce, która ucieka od okrutnej rzeczywistości w świat swojej bogatej wyobraźni. To właśnie usłyszysz, gdy zdecydujesz się wejść do labiryntu. Świat pragnie i będzie pragnął przekonać nas, że proces, który przeżywamy głęboko w swoim wnętrzu jest jedynie efektem imaginacji, jest zatem nieistotny, a na pewno nie na tyle istotny, by stanowić wyznacznik dla podejmowanych decyzji czy działań. Prawda jest taka, że proces ten dzieje się pod spodem, niedostrzegalnie dla innych, manifestuje się jednak na zewnątrz. W „Labiryncie Fauna” obrazuje to przykład drzewa figowego – widać jego obumieranie, ale nikt nie wie, że ma ono miejsce z powodu obślizgłej ropuchy, mieszkającej w jego korzeniach i żywiącej się jego sokami. Ropuchy nie widać i nikt racjonalny nie uwierzy, że to jej sprawka. Ktoś powie, że drzewo jest już stare, ktoś inny będzie próbował użyźnić wokół glebę, czy spryskać je jakimś cudownym środkiem, ale dopóki nie zejdziesz tam, w głąb, by rozprawić się z ropuchą – twoje drzewo będzie obumierać. Największym problemem bywa w tym przypadku zamknięcie oczu na rzeczywistość i przyznanie racji baśni. Nasz cholerny racjonalizm każe nam podważać baśń, jak matka Ofelii napomina nieustannie, że jesteśmy już za duże, żeby czytać bajki. Każe zlekceważyć śmierdzącą ropuchę i natrętnego Fauna i zająć się – normalnie, jak wszyscy – zarabianiem pieniędzy, karierą, domem, dziećmi, mężem, studiami, zabezpieczaniem przetrwania. Na niekorzyść baśni przemawia fakt, że posługują się one symbolami, a te zawsze można odrealnić, odkonkretyzować. No bo jaki labirynt? Jaka śmierć? Widzisz tu jakąś wróżkę? Tu mi tramwaj jedzie, a nie jakaś tam Wielka Bogini. Film Del Toro idealnie pokazuje dramat współistnienia tych dwóch światów i dramat poruszania się pomiędzy nimi. Dla racjonalnego świata każdy z naszych wyborów dyktowanych logiką wewnętrznego procesu, zawsze pozostanie niezrozumiały, śmieszny i żałosny, ale to ten właśnie fakt czyni baśniową symbolikę aż do bólu rzeczywistą. Śmierć w labiryncie to bowiem nic innego jak śmierć dla tego świata. Różne ma ona oblicza – umieramy decydując się sprzeciwić oczekiwaniom rodziców odnośnie naszej kariery życiowej, umieramy odchodząc od zaborczego partnera, od którego jesteśmy finansowo zależne, umieramy zostawiając dobrze płatną pracę, w której czułyśmy się puste, umieramy decydując się urodzić nieślubne dziecko. Umieramy zawsze, gdy idziemy za pragnieniem z dołu brzucha, pokonując zsyłany przez Prześladowcę lęk przed konsekwencjami, utratą środków do życia i tym, co ludzie pomyślą. Stajemy się zdolne do mordu, gdy w imię tych dolnobrzusznych pragnień jesteśmy gotowe zlekceważyć poczucie zawodu rodziców, gdy bez skrupułów pozbywamy się poczucia winy wobec porzuconego partnera, gdy zostawiamy tę cholerną pracę, w d*pie mając odpowiedzialność za rozpoczęte projekty, gdy rodzimy to dziecko z godnością, pierdoląc co pomyślą sąsiedzi. I wtedy stajemy się Prawdziwe. Jakkolwiek okrutne, bezmyślne, nieodpowiedzialne i bezwstydne nie byłybyśmy w oczach świata, nasze Życie przestaje być męczącą walką o przetrwanie w ciemnych korytarzach labiryntu, przestaje być skamleniem o łaskę i ofiarnym posłuszeństwem, staje się otwartą przestrzenią wyrażania Prawdy o Sobie, przestrzenią, w której to, kim jesteśmy – jakiekolwiek byśmy nie były – przepełnione jest godnością i mocą Wielkiej Bogini – znawczyni Życia i Śmierci. I wtedy figowiec rozkwita na nowo. Pragnę Pełni I nic mniej mnie nie zaspokaja Próbowałam różnych faz lecz nigdy nie byłam bliżej niż w sobie Księżyc można objąć, gdy jest się kobietą – - w Pełni. Aleksandra Kosakowska (Tekst opublikowany w “Tarace” www.taraka.pl10 kwietnia 2007) Teskt zapożyczony ze strony: http://kobiecosc.pl/?p=12
  18. Witam, Jesli ktoś ma do mnie jakieś pytania odnośnie szeroko pojętej ezoteryki, rozwoju duchowego, szamanizmu i wszystkiego co jest w tagach do niniejszego posta lub inne, to porsze pytajcie tutaj, a ja postaram się w miarę mojej wiedzy i doświadczenia ospowiedzieć. Proszę o pytania w miarę konkretne i mające związek z tematyką forum. Pozdrawiam Szept
  19. Spowodowany żarliwym pragnieniem poznania prawdy, król Dżanaka poszukiwał w swoim rozległym państwie w pełni urzeczywistnionego mistrza, który mógłby poprowadzić go ku samorealizacji. Wśród wielu światowej sławy panditów nie mógł znalezć właściwej osoby. Jednak czyste serce Dżanaki i żarliwość jego szlachetnego pragnienia sprawiły, że prawdziwy nauczyciel sam odszukał króla. Pewnego dnia na dworze królewskim pojawił się młodzieniec o bardzo zdeformowanym ciele. Zdarzyło się to podczas zgromadzenia zwołanego przez króla w celu przedyskutowania najwyższej mądrości duchowej. Chłopiec musiał być bardzo biedny, ponieważ miał na sobie jedynie prostą, płócienną szatę. Nikt nic o nim nie wiedział, ani też nie znano powodu, dla którego przybył na dwór. Kaleki chłopiec przez wiele dni czekał przed bramą pałacu nalegając, by wpuszczono go do środka i pozwolono wziąć udział w obradach. Pewien starszy bramin, poruszony do głębi cierpliwością i zdecydowaniem chłopca, którego widywał codziennie przed bramą, wspomniał o nim królowi. Ten nakazał posłać po młodzieńca. Jego imię brzmiało Asztawakra, co znaczy: " ten, którego ciało wygięte jest w ośmiu miejscach ". Kiedy zgromadzeni pandici dostrzegli kalekiego chłopca wchodzącego na salę obrad, wybuchneli śmiechem. Jedynie król Dżanaka wpatrywał się w niego w milczeniu. Widział bowiem jak głęboki spokój otacza Asztawakrę, spostrzegł też natychmiast niespotykaną godność i pewność, z jaką chłopiec wkroczył przed tak szacowne zgromadzenie. Jednak przede wszystkim do głębi poruszyły go odpowiedzi, jakich Asztawakra udzielił na wszystkie postawione mu pytania natury duchowej. Król Dżanaka pojął, że ma przed sobą w pełni przebudzonego mędrca - wielką duszę jaśniejącą mądrością poznania. W takiej oto niespodziewanej formie pojawił się przed nim upragniony, prawdziwy nauczyciel. Dżanaka zrozumiał, że Asztawakra może przekazać mu mistyczną mądrość i wiedzę o tym, jak uwolnić się z więzów iluzji i zatrzymać szalone koło narodzin i śmierci. Z wielką pokorą Dżanaka poprosił Asztawakrę o wskazanie mu drogi ku wyzwoleniu. Mistrz stwierdził, że królewski pałac nie jest odpowiednim miejscem na przekazanie świętych nauk. Poprosił, by król zdjął z siebie kosztowne szaty oraz klejnoty, wdział prosty strój i udał się z nim do lasu. Wkrótce obydwaj opuścili stolicę. Niedługo potem weszli w chłodny cień drzew. Tam, na małej polance, Dżanaka padł chłopcu do stóp i z całkowitym oddaniem rzekł: O Panie, proszę, powiedz mi w jaki sposób urzeczywistnić siebie? Jak osiągnąć wyzwolenie? W jaki sposób zdobyć najwyższą wiedzę o Absolucie? Asztawakra z radością patrzył na króla, który spragniony był duchowej mądrości. W odpowiedzi na jego żarliwą prośbę rozpoczął swój dyskurs, w którym objawił Dżanace najwyższą prawdę: Moje drogie dziecko, jeśli pragniesz wyzwolenia, porzuć wszelką fascynację pięcioma żywiołami i przedmiotami zmysłów. Porzuć swe przywiązanie do nich tak, jak odrzuciłbyś truciznę. Ty nie masz z nimi żadnego związku. Napełnij się cnotami: przebaczeniem, łagodnością, szczerością i zadowoleniem. Niech staną się one twym nektarem, niech będą twym podstawowym pokarmem. Nie jesteś stworzony z ziemi, wody, ognia, powietrza ani eteru. Nie jesteś ciałem, ani też nie jesteś umysłem. Nie jesteś żadnym konkretnym imieniem ani formą. Nie należysz do żadnej konkretnej rodziny ani plemienia. Nic nie łączy cię z żadnym narodem ani kulturą. Nie masz najmniejszego związku z przedmiotami tego świata. Twojego prawdziwego Ja nie są w stanie dostrzec nawet najsubtelniejsze zmysły. Jesteś świadkiem. Jesteś nieśmiertelną jaznią, kosmiczną świadomością. Gdy tylko przestaniesz utożsamiać się z ciałem i zanurzysz się w czystej świadomości, natychmiast zrozumiesz, że jesteś sobą - wiecznie spokojną! wiecznie szczęśliwą jaźnią, czystą świadomością. Wyzwolenie to zrozumienie, kim naprawdę jesteś. Koncepcje dobra i zła, cnoty i grzechu, czynu i doświadczania, przyjemności i bólu - wszystkie one pochodzą od umysłu. Nie są twoje. Ty jesteś samoświetlistym świadkiem tego wszystkiego. Jesteś wiecznie wolny. Zaprawdę, twoim więzieniem jest twoje przekonanie, że jesteś tym, kto czyni, a nie tym, który obserwuje - wiecznym świadkiem. Jesteś wszechprzenikającą świadomością, najwyższą błogością, na której zachodzi proces rzutowania mirażu wszechświata. Na tej samej zasadzie, w słabnącym świetle zmroku umysł rzutuje na leżący na podłodze sznur miraż jadowitego węża. Zrozum, że wszechświat jest jedynie projekcją umysłu na tobie - czystej świadomości. Natychmiast spal tę dżunglę ignorancji, która nie pozwala ci poznać samego siebie. Unicestwij czarną żmiję egoizmu, która tak sprytnie skryła cię przed tobą samym, iż zapomniałeś, że jesteś promienną, czystą, wiecznie wolną i szczęśliwą świadomością. Jeżeli będziesz uważał siebie za wolnego, bez wątpienia staniesz się wolny. Lecz jeśli nadal będziesz uważał siebie za zniewolonego, pozostaniesz zniewolony. Jak o sobie myślisz, takim się stajesz. Myśl o nieskończoności, a staniesz się nieskończonością. Tak naprawdę jesteś nieskończonością. Uświadom to sobie! Jesteś nieśmiertelną jaznią, wszechprzenikającym świadkiem, bez skazy, wolnym od wszelkiego działania, nieprzywiązanym, bez pragnień, niedwoistym, wiecznie świadomym i samoświetlistym. Nie rodzisz się ani nie umierasz. Jesteś wiecznie zatopiony w ciszy nieopisywalnej błogości. Jednakże, moje czyste i niepokalane dziecko, zaślepiony iluzją, dałeś się wciągnąć w sprawy tego świata i wydaje ci się, że stanowisz jego część. Zacząłeś uważać się za ciało i w ten sposób nałożyłeś na siebie więzy. Dałeś się złapać w sidła świadomości cielesnej. Porzuć tą fałszywą identyfikację, a wraz z nią wszelką iluzję. Odetnij od siebie wszystkie fałszywe wyobrażenia za pomocą miecza prawdziwej mądrości. Uwolnij się od ograniczającego cię przekonania, że jesteś odrębnym, indywidualnym bytem. Utożsamiaj się z niezmienną Najwyższą Jaznią, czystą świadomością niedwoistości. Nie jesteś małym ciałem żyjącym w świecie. Nie! To świat istnieje w tobie! Jesteś czystym duchem przenikającym cały wszechświat. Na tobie opiera się ten wszechświat. Jesteś wieczną, niczym nieuwarunkowaną, niezgłębioną, wszechobecną inteligencją. Jesteś czystym zwierciadłem, w którym odbija się miraż świata. To odbicie - złudzenie wielości imion i form - pojawia się w tobie i znika w miarę, jak kolejne wszechświaty powstają w tobie i rozpływają się w tobie. Jednak ty. Najwyższa Jazń, trwasz nieporuszony. Podobnie jak wszechprzenikająca przestrzeń istnieje zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz dzbana, tak i ty, wieczna prawda, istniejesz we wszystkim i ponad wszystkim. Jesteś wszystkim tym i wszystkim poza tym. Bądź szczęśliwy! W nagłym przebłysku oświecenia wywołanym słowami guru, Dżanaka obwieścił: O błogosławiony nauczycielu! Teraz wiem, że jestem niepokalaną, niewzruszoną, czystą świadomością. Jestem ponad tym postrzegalnym wszechświatem i jego żywiołami. Odrzuciwszy świat wraz z ciałem, teraz, dzięki twojej łasce, urzeczywistniłem najwyższą mądrość samopoznania. Myślałem, że jestem z tego świata! Jakże długo trwałem w mroku iluzji! Jednak teraz już wiem, że jestem nieśmiertelną jaźnią. To ja użyczam światła temu ciału i temu wszechświatowi, ponieważ tylko ja istnieję. Tak jak fale, piana i krople wody nie różnią się od wody, tak też wszechświat niczym się ode mnie nie różni. Tak jak materiał utkany jest z nici, tak też wszechświat "utkany" jest wyłącznie z Najwyższej Jaźni. Podobnie jak każde ziarenko cukru otrzymanego z trzciny cukrowej przesiąknięte jest sokiem, z którego cukier wytworzono, tak i każdy najmniejszy atom wszechświata powstałego ze mnie przesiąknięty jest mną na wskroś. W niewiedzy postrzegamy węża tam, gdzie leży sznur. Na tej samej zasadzie iluzja powoduje, że postrzegamy świat tam, gdzie istnieje jedynie jaźń. Świat nie jest niezależnym bytem. Jest mirażem rzutowanym na prawdę. Pojawia się wtedy, gdy nie znamy siebie; znika w chwili, gdy zrozumiemy, kim naprawdę jesteśmy. Dokładnie tak samo, jak nieistniejący, iluzoryczny wąż pojawia się wtedy, gdy nie jesteśmy świadomi istnienia sznura, a znika, kiedy rozpoznamy sznur jako sznur. Tak jak gliniany dzban kiedyś w końcu stanie się znowu gliną, tak jak fala w końcu wtopi się w wodę, tak jak złota bransoletka ostatecznie powróci do stanu bezforemnego złota, tak samo wszechświat powstały we mnie na skutek ignorancji, rozpłynie się we mnie o świcie samopoznania. Kiedy wszystkie iluzoryczne imiona i formy znikają, pozostaję tylko ja - Najwyższa Jaźń! Och jakże wspaniały jestem! Chwała mi, który nie podlegam rozpadowi ani śmierci, i który trwam nawet po zniszczeniu świata! Och, jakże przecudowny jestem! Choć z pozoru wyglądam na fizyczne ciało, które wydaje się być tylko jednym z wielu innych, tak naprawdę jestem jednym i jedynym, który istnieje! Znikąd nie przyszedłem, ani też nigdzie nie idę. Trwam nieustannie w wiecznym teraz, zatopiony w sobie samym. Moją prawdziwą naturą jest świetlistość. Jestem wiecznie promieniejący i jaśniejący. W tym przejawiającym się wszechświecie, to ja jestem tym, co lśni. Chwała mi, który jestem ponad wszystkim, co istnieje i poza wszystkim, co można wyrazić słowami, a jednocześnie jestem wszystkim, co istnieje i wszystkim, co można wyrazić słowami! Jedynie ja utrzymuję ten wszechświat, choć on nigdy nie może mnie dotknąć ani w żaden sposób na mnie wpłynąć. Och, jakże cudowny jestem ja, w którym iluzje pojawiają się i znikają! W stanie marzeń sennych sen, ten, kto śni oraz proces śnienia wydają się rzeczywistością, ale po przebudzeniu okazuje się, że było to tylko iluzją. Podobnie jest w stanie jawy - to, co postrzegamy, ten, kto postrzega i proces postrzegania są taką samą iluzją. Jedynie ja jestem wiecznie prawdziwy. To ja jestem tą jedyną, niepokalaną jaźnią, w której, na skutek ignorancji, pojawiają się wszystkie te miraże. Dwoistość jest zródłem wszelkiego cierpienia. Jedynym lekarstwem na tę chorobę jest uświadomienie sobie, że wszystko czego doświadczamy jest nierzeczywiste, oraz zrozumienie, że nie istnieje nic innego poza wszechogarniającą czystą świadomością i błogością. Wskutek ignorancji nałożyłem na siebie ograniczenia ciała, umysłu i świata. Lecz teraz, nieustannie kontemplując swą istotę jako czystą świadomość, trwam w sobie, w Absolucie. Nie istnieją dla mnie ani zniewolenie, ani wolność, ponieważ jestem wiecznie ponad nimi. Jestem wolny. Po rozprawieniu się z ignorancją, iluzja świata straciła swą podstawę - świat przestał dla mnie istnieć. Skoro wiem, że leżący na ziemi sznur jest naprawdę tylko sznurem, czy mogą wziąć go za węża? Wiem bez cienia wątpliwości, że ciało i wszechświat są niczym, a ja - czysta świadomość -jestem wszystkim. Ciało, niebo i piekło, zniewolenie i wolność, jak też cierpienie, ból i strach są wytworami wyobraźni. Cóż mam do czynienia z nimi ja, którego naturą jest czysta świadomość? Och, nie znajduję już żadnej dwoistości! Choć wydaje się, że istnieje tyle indywidualnych bytów, ja widzę tylko siebie! A skoro nie ma nic rzeczywistego oprócz mnie samego, z czym mógłbym teraz wiązać swą iluzoryczną indywidualność? Nie jestem ciałem, ani też nie mam ciała. Nie jestem umysłem, ani też nie mam umysłu. Nie jestem indywidualną osobowością, ani też nie mam osobowości. Nie jestem nawet duszą. Jestem czystą świadomością. Zaprawdę, moim więzieniem było ciągłe pragnienie życia w tym świecie, spowodowane lękiem przed śmiercią. Żyjąc w ten sposób zaprzeczałem swej nieśmiertelności. We mnie, nieskończonym, bezgranicznym oceanie, podmuchy wiatru umysłu tworzą fale świata. Jednak gdy świt poznania przynosi uspokojenie, znikają one we mnie bez śladu. We mnie, niezmierzonym oceanie, powstają fale indywidualnych bytów o niezliczonych imionach i formach, gonią się nawzajem, przez chwilę igrają ze sobą i w końcu znikają. Taka jest natura iluzji. Ja, ocean, trwam niewzruszony. Używając łodzi w postaci tego świata, ego handluje dobrymi i złymi owocami; osiąga zyski lub ponosi straty. Jednakże, na jego nieszczęście, kiedy umysł i iluzja świata znikają, małe ego zostaje całkowicie wymazane. Mówię to z własnego doświadczenia. Asztawakra z zachwytem obserwował urzeczywistnienie Dżanaki. Postanowił jednak sprawdzić głębię transformacji umysłu króla. Rzucił mu więc wyzwanie w następujących słowach: Skoro poznałeś siebie jako jedyną, niezniszczalną jaźń i jesteś zanurzony w błogim spokoju, dlaczego wciąż odczuwasz pragnienie gromadzenia bogactw? Jakże szybko zachłanność unosi swą obrzydliwą głowę, gdy nie znając blasku prawdziwego złota, omyłkowo bierzemy lśniącą skałę wysadzaną miką za coś prawdziwie wartościowego. W podobny sposób w umyśle człowieka pogrążonego w iluzji i nieświadomego splendoru wiecznej jaźni, rodzi się niemądre pragnienie posiadania, wywołane iluzorycznymi przedmiotami świata. Lecz dlaczego ty, który poznałeś siebie jako najwyższą pełnię, w której wszechświaty pojawiają się jak fale na oceanie, wciąż szaleńczo uganiasz się za przedmiotami tego świata? Skoro uświadomiłeś sobie, że jesteś przepiękną, najczystszą świadomością, jak możesz wciąż przydawać jakąkolwiek wartość przedmiotom zmysłów i pozwalać by cię zniewalały? Czyż to nie dziwne, że trwając w najwyższej niedwoistości i pragnąc wyzwolenia, wciąż ulegasz cielesnym żądzom i osłabiasz ciało próżnymi miłostkami. Skoro zdajesz sobie sprawę, że twa witalność słabnie z każdym dniem i wiesz, że żądza jest wrogiem mądrości, dlaczego wciąż pragniesz przyjemności zmysłowych? Z kim można porównać tego, kto usatysfakcjonowany poznaniem siebie nie pragnie nawet wyzwolenia? Człowiek, który dostąpił takiej wiedzy nieustannie trwa w wewnętrznym spokoju i niezależnie od tego, czy obsypują go zaszczytami, czy torturują, wszędzie postrzega jedynie Najwyższą Jaźń. Nie pragnie zaspokajania zmysłów, ani też nigdy nie czuje gniewu. Dziwne jest więc, że choć zrozumiałeś najwyższą prawdę i odczuwasz obojętność nawet wobec własnego ciała, obserwując je tak, jak gdyby należało do kogoś innego, wciąż przywiązujesz wagę do nagany i pochwały. Skoro zrozumiałeś, że przedmioty przyciągające zmysły są bezwartościowe i nieustannie trwasz w równowadze umysłu, jak możesz uważać pewne rzeczy za dopuszczalne, a inne za niedopuszczalne? Jeżeli zerwałeś ziemskie więzy i oczyściłeś umysł z wszelkich pragnień; jeśli wzniosłeś się ponad przeciwieństwa i obojętnie traktujesz wszelkie doświadczenia, postrzegając je jako wydarzenia, które powstają i zanikają same z siebie, dlaczego wciąż pragniesz przyjemności i unikasz bólu? Skoro uświadomiłeś sobie, że ten wszechświat jest iluzją i straciłeś wszelkie zainteresowanie nim, i skoro osiągnąłeś równowagę umysłu, dlaczego wciąż obawiasz się śmierci? Dżanaka spokojnie odpowiada na wyzwanie Asztawakry: O oświecony mistrzu! Ten, kto poznał Najwyższą Jazń, kto nieprzerwanie trwa w świadomości swojej prawdy, bierze udział w grze ziemskiego życia całkowicie beznamiętnie. Jakże można porównywać go z zaślepionym ignorancją i zagubionym w materii człowiekiem, który przygnieciony jest ciężarem przywiązań jak juczne zwierzę? Ten, kto poznał siebie, bez najmniejszego wysiłku trwa w spokojnym samozadowoleniu, które jest jego prawdziwą naturą - nie odczuwa żadnych pragnień. Bogowie najwyższych niebios oddaliby wszystko za doświadczanie takiego wzniosłego stanu. Czy serce, które poznało wieczną jazń, może reagować na cnotę lub grzech? Jest ono jak niebo, na które nie mają najmniejszego wpływu ani chmury, które wydają się je zakrywać, ani tęcza, która wydaje się je upiększać. Ten, kto uświadomił sobie, że cały wszechświat jest jedynie jaźnią, uwolnił się od pożądania - zawsze działa spontanicznie i naturalnie. Bez trwogi czyni to, co jest warte uczynienia, nie troszcząc się o pochwały ani nagany. Z wszystkich stworzonych istot, od najmniejszej kępki trawy po najwyższe istoty niebiańskie, jedynie mędrzec działa spontanicznie i naturalnie, gdyż nie powoduje nim żadne pragnienie. Zaprawdę błogosławieni są owi nieliczni, urzeczywistnieni mędrcy, którzy wiecznie zanurzeni w Absolucie wiedzą, że Najwyższa Jaźń jest wszystkim, co istnieje, istniało i będzie istnieć. Widząc głębię zrozumienia Dżanaki, Asztawakra prowadzi go ku ostatecznemu unicestwieniu jego iluzorycznej indywidualności: Ty, Najwyższa Jazń, nie jesteś w najmniejszym stopniu zniewolony. Jesteś wolny od kontaktu z czymkolwiek. Skoro twym odwiecznym stanem istnienia jest absolutna czystość i wolność, cóż takiego mógłbyś porzucić? Przestań utożsamiać się z tą fałszywą indywidualną świadomością! Unicestwij swą identyfikację z ciałem oraz umysłem i wejdź w stan rozpłynięcia. W tobie Najwyższej Jaźni, na podobieństwo malutkich kropelek wody z niezmierzonego oceanu, powstają całe wszechświaty. Wiedząc, że jesteś pełnią tego rozległego i jednolitego oceanu, przestań utożsamiać się z ową chwilową manifestacja, jaką jest ta kropelka i wejdz w stan rozpłynięcia. Skoro zrozumiałeś, że wszechświat jest nierzeczywisty, ponieważ jest jedynie projekcję rzutowaną na ciebie w taki sposób, jak miraż węża rzutowany jest na kawałek sznura, zastanów się jak mógłby on naprawdę istnieć w tobie, który jesteś czysty i niepokalany? Wszechświat jest mirażem, iluzją postrzeganą przez zmysły. Nie ma z tobą najmniejszego związku. Wiedząc o tym, porzuć ostatnie ślady świadomości cielesnej i wejdź w stan rozpłynięcia. Ty, Najwyższa Jaźń, jesteś bez skazy. Jesteś i zawsze byłeś ponad smutkiem i szczęściem, nadzieją i rozpaczą, życiem i śmiercią; ponad wszelkimi burzami życia i parami przeciwieństw. Wiedząc, że jesteś wiecznie taki sam, nieporuszony, czysty, niepokalany, porzuć identyfikację z indywidualną jaźnią i wejdz w stan rozpłynięcia. Z głębi swej istoty Dżanaka obwieścił: Jestem nieskończony! Jestem jak bezgraniczna przestrzeń, w której ten przejawiony wszechświat wygląda jak mały, otoczony i przeniknięty mną garnuszek. Jestem jak niezmierzony ocean, w którym wszechświat jest małą falą igrającą w mojej nieskończoności. Jestem jak bezgraniczna pustynia, w której wszechświat pojawia się jak fatamorgana, łudząc iluzorycznym obrazem. Jestem jedynę podstawą wszelkiego istnienia. Jestem we wszystkich istotach a one wszystkie są we mnie. Skoro wiem, że jestem nieskończonością. Absolutem, czyż może pojawić się we mnie potrzeba porzucenia świata, zaakceptowania go lub unicestwienia? We mnie, bezgranicznym oceanie, fale świata pędzą to tu to tam, gnane wiatrem swej iluzorycznej natury. Czy coś, co w swej istocie jest nieprawdziwe mogłoby wytrącić z równowagi spokoju mnie, który jestem wiecznie prawdziwy? We mnie, bezgranicznym oceanie, fale świata samoistnie powstają i znikają. Ja ani się przez to nie powiększam, ani nie maleję. We mnie, bezgranicznym oceanie wieczności, wszechświat jest krótkotrwałą manifestacją. Niesie ze sobą chwilową fascynację pokazem magika, ale nie zawiera niczego trwałego. Ja trwam niewzruszony, odwiecznie spokojny i bezforemny. Mnie, który jestem wszechprzenikający i nieskończony nic nie może w żaden sposób ograniczyć. Jakże mógłbym zamknąć się w ciele, umyśle lub przedmiotach świata? Jak zatem może pojawić się we mnie, który jestem zawsze wolny od pragnień, jakikolwiek impuls porzucenia lub przyjęcia czegokolwiek? Jestem czystą świadomością. Trwam zatopiony w spokoju swego bezruchu. Aby utwierdzić Dżanakę w jego głębokim zrozumieniu, Asztawakra podsumowuje etapy i omawia pułapki, jakie czyhają na człowieka na ścieżce wiodącej do wewnętrznego spokoju i wyzwolenia: Uzależnienie jest stanem, w którym umysł pragnie czegoś lub tęskni za czymś, odrzuca coś lub przyjmuje, albo też cieszy się czymś lub złości się na coś. Gdy zaś umysł uwalnia się od pragnień, smutku, odrzucania, przyjmowania, oceniania, złości i szczęścia następuje wyzwolenie. Uzależnienie jest stanem, w którym umysł lgnie do czegokolwiek postrzeganego zmysłami. Gdy zaś umysł uwalnia się od wszelkich doświadczeń zmysłowych następuje wyzwolenie. Wiedząc o tym, nie przyjmuj ani nie odrzucaj niczego. Wyzwolenie jest stanem, w którym nie istnieje poczucie tożsamości z indywidualną, osobową jaźnią, natomiast przywiązanie oznacza identyfikację z małym, fałszywym "Ja". Wiedząc o tym, przestań utożsamiać się z ograniczoną indywidualnością, a wówczas ujrzysz całą prawdę o sobie. Uświadom sobie, że cały ten wszechświat jest nierzeczywisty i przestań utożsamiać się z nim. Zrozum, że wszelkie pary przeciwieństw, takie jak radość i smutek, sukces i porażka, dobro i zło, podejmowanie i niepodejmowanie obowiązków zarówno duchowych jak i doczesnych, są częścią iluzorycznego świata i znikają w momencie przebudzenia. Moje dziecko. Rzadkością zaprawdę jest błogosławiony człowiek, który obserwując cierpienia ludzi złapanych w sidła dwoistości i zagubionych w labiryncie ziemskiej egzystencji, uwolnił się od pragnienia życia oraz poszukiwania radości i wiedzy. Uświadomiwszy sobie bezcelowość życia w świecie, uwolnij się od pragnień, praktykując całkowitą obojętność wobec świata. Mędrzec osiąga stan równowagi z chwilą, w której uświadomi sobie, że wszelkie ziemskie aspiracje i osiągnięcia bledną i rozpływają się na skutek trojakiego cierpienia: cierpienia spowodowanego fizyczną lub mentalną chorobą, cierpienia zadawanego przez inne istoty i przedmioty, oraz cierpienia jakie niosą ze sobą naturalne klęski. Uświadomiwszy sobie, że aspiracje związane z doczesnym życiem są bezwartościowe, porzuć wszelkie trywialne przedsięwzięcia, są one bowiem przemijające i puste. Czy był kiedykolwiek taki czas w dziejach ludzkości, kiedy to nie istniały pary przeciwieństw, a człowiek był wolny od więzów pragnień i awersji? Porzuć wszystkie te małe ambicje i dążenia, zadawalając się tym, co przychodzi spontanicznie. W ten sposób z pewnością osiągniesz doskonałość. Świadomy wielości opinii i poglądów głoszonych przez różne religie, systemy filozoficzne oraz wielkich wieszczów, joginów i świętych, bądz całkowicie obojętny na pragnienie zgłębiania wiedzy pism i podejmowania rozmaitych praktyk duchowych. Zanurz się w ciszy bezruchu. Ten, kto dzięki równowadze umysłu i całkowitej obojętności wobec świata, posiędzie wiedzę o prawdziwej naturze czystej świadomości, wyzwala się z koła powtarzających się narodzin i śmierci. Czyż taki błogosławiony człowiek nie jest prawdziwym mistrzem duchowym? Wiedz, że wszystkie przedmioty tego świata, których tak bardzo pragnąłeś, są jedynie kombinacjami i modyfikacjami pięciu żywiołów: ziemi, wody, ognia, powietrza i przestrzeni. Wszystkie materialne przedmioty, niezależnie od tego, czy uważasz je za piękne czy ohydne, czy ich pragniesz, czy też unikasz, stworzone są z tej samej substancji: z pięciu nietrwałych żywiołów. Z chwilą, gdy uświadomisz sobie, że wszystkie przedmioty są w swej istocie jednakowe, że są nietrwałe, a zatem bezwartościowe oraz, że nie mają żadnego związku z tobą -wiecznością - przestaniesz ich pożądać. Zrzucisz więzy i zanurzysz się w swej prawdziwej jaźni. Cały świat utkany jest z pragnień... i tylko z pragnień. Dlatego porzuć je wszystkie. Wyrzeczenie się pragnień i wyrzeczenie się świata są tym samym. Gdy wyrzeczenie stanie się twą naturą, będziesz mógł żyć wszędzie, niewzruszony w obliczu okoliczności i warunków zewnętrznych. Postrzegaj żonę, przyjaciół, posiadłości ziemskie, bogactwa, domy, prezenty i inne oznaki łaskawości losu jako sen lub sztuczkę magika trwającą zaledwie kilka chwil. Praktykuj obojętność wobec wszelkich przedmiotów i spraw doczesnych. Wiedz, że trzy podstawowe cele, jakie stawia sobie w życiu większość ludzi, a mianowicie: rodzina, przyjaźnie oraz przyjemności zmysłowe; sukces i jego owoce; oraz reputacja zdobywana właściwym postępowaniem, muszą całkowicie zniknąć z twojej świadomości, jeśli chcesz osiągnąć ostateczny cel życia - samopoznanie i wyzwolenie. Te aspiracje są twoimi wrogami. Zawsze towarzyszą im nieszczęścia i zło. Wiedz, że gdziekolwiek jest pragnienie, tam jest świat. Pragnienie to niewola, unicestwienie pragnień to wyzwolenie. Jedynie dzięki nieprzywiązaniu do świata osiągniesz wieczną radość urzeczywistnienia siebie. Przywdziawszy grubą szatę beznamiętności wznieś się ponad pragnienia i bądz szczęśliwy. Jesteś jedyną, czystą inteligencją. Wszechświat, jako taki, pozbawiony jest inteligencji i jest nieprawdziwy. Jest wytworem ignorancji. Zgłębianie wiedzy dotyczącej tego świata prowadzi jedynie do coraz głębszej niewiedzy. Jaki cel ma bowiem poznawanie tego, co nierzeczywiste? Czego więcej możesz pragnąć poza poznaniem siebie, wiecznej jaźni? Gdy poznasz siebie, będziesz wiedział wszystko. Jeśli nie znasz siebie, tak naprawdę nie wiesz nic. Królestwa, synowie, żony, ciała i przyjemności - wszystko to znikało z każdą kolejną śmiercią, choć przecież byłeś z tym wszystkim tak związany! Dość już tych sukcesów, pragnień i dobrych uczynków! Umysł nie znalazł w nich spoczynku. Przez ile kolejnych żywotów ciężko pracowałeś ciałem, umysłem i mową? Czy osiągnęłeś trwałe szczęście? Po co wciąż na nowo angażować się w działanie, które wypływa z ignorancji i przynosi jedynie zniewolenie i smutek? Porzuć te niemądre aspiracje i nadzieje, przynajmniej od dzisiaj! Ten, kto uświadomił sobie, iż ciągłe zmiany i ostateczny rozpad leżą w samej naturze rzeczy, znajduje schronienie w duchu, uwalniając się od bólu na zawsze. Ten, kto naprawdę zrozumiał, że cały wszechświat powstał w jaźni, istnieje w jaźni i w niej też się rozpłynie; kto pojął, że nie istnieje nic prócz jaźni, osiąga spokój i uwalnia się od pragnień. Taki człowiek nie przywiązuje się do niczego. Ten, kto nie ma nawet cienia wątpliwości co do tego, że szczęście i nieszczęście, narodziny i śmierć spowodowane są skutkami przeszłych działań, nie znajduje niczego, co chciałby osiągnąć. W ten sposób staje się wolny od trosk i pozostaje nieprzywiązany, nawet jeśli angażuje się w działanie. Wie bowiem, że to nie on jest wykonawcą. Ten, kto naprawdę pojął, że jego obecne życie, z wszystkimi wzlotami i upadkami jest jedynie rezultatem jego przeszłych czynów; że nieszczęścia i powodzenie nadchodzą we właściwym czasie, zgodnie z jego karmą, ten zawsze pozostaje zadowolony i niewzruszony wobec zmiennych kolei losu. Ten, kto uświadomił sobie, że zainteresowanie umysłu przedmiotami świata rodzi przywiązanie, które jest gtównym powodem cierpienia, staje się od niego wolny. Jest wiecznie szczęśliwy, spokojny i uwalnia się od pragnień wypływających z troski o przedmioty tego świata. Straciwszy zainteresowanie nimi, mędrzec kontroluje swoje zmysły. Ani nie pragnie tego, czego jeszcze nie osiągnął, ani też nie żałuje tego, co stracił. Ten, kto pogrążył się w Absolucie, kto urzeczywistnił Najwyższą Jaźń, przestaje utożsamiać sić z ciałem i umysłem. Nic też nie łączy go z wykonywaną przez nie pracą, gdyż wie, że nie jest ani ciałem, ani nawet nie ma ciała: jest czystą świadomością. Nie pamięta tego, co zrobił lub czego nie zrobił, ponieważ wie, że wszelka praca to domena umysłu i ciała, a nie jaźni. Mędrzec wie całym sobą, że istnieje we wszystkim, od najwyższej istoty niebiańskiej aż po najmniejszą kępkę trawy. Nieprzerwanie trwając w stanie równowagi umysłu, czystości i spokoju, uwalnia się od myśli i konfliktów. Osiąga wolność od trosk o to, co zostało osiągnięte i o to, co jeszcze można osiągnąć. Nie postrzega niczego poza sobą. Mędrzec wie, bez cienia wątpliwości, iż tak naprawdę ten wspaniały i różnorodny wszechświat jest niczym. Jest nieprawdziwy. Dzięki tej wiedzy uwolnia się od pragnień i utożsamia się z czystą świadomością. Choć wciąż żyje w ciele i postrzega pozorne istnienie wszechświata, znajduje nieopisywalny spokój wiedząc, że nie istnieje nic oprócz jaźni. Dżanaka opisuje swój stan samorealizacji: Odwróciłem uwagę umysłu od czynów, słów i myśli wiedząc, że są one elementami tego względnego świata i nie mają związku z moją prawdziwą jaźnią. W ten sposób najpierw uwolniłem się od działania na zewnątrz, potem od niepotrzebnych słów, a następnie od wszelkich myśli. Wolny od wszelkiego działania, zarówno fizycznego, mentalnego jak i wokalnego, zanurzyłem się w ciszy swej jaźni. Wieczna jazń jest ponad umysłem i słowami, jest niepostrzegalna przy użyciu zmysłów. Skoro utwierdziłem się w samopoznaniu i wiem, że zarówno ja, jak i wszystko inne jest jedną jaźnią, cóż takiego istnieje, co mógłbym postrzegać i za pomocą czego mógłbym to postrzegać? Cóż więcej mógłbym poznać i jak mógłbym to poznać? Wolny od wszelkich przywiązań, mój umysł trwa skupiony i pusty, niewzruszenie zatopiony w jaźni. Człowiek trwający w mroku ignorancji, którego umysł jest ekranem dla nieustannych, rozpraszających go projekcji przedstawiających ludzi jak i przedmioty tego świata, musi podjąć wielki wysiłek, aby skoncentrować umysł i zahamować potok ciągle pojawiających się myśli. Jednak komuś, kto trwa w Absolucie taki wysiłek nie jest potrzebny. Bez najmniejszego wysiłku trwam zanurzony w sobie. Skoro jestem jedyną, wszechprzenikającą, wieczną jaźnią, czy istnieje coś, co mógłbym przyjąć, lub coś, co mógłbym odrzucić? Czy istnieje cokolwiek, co przyniosłoby mi radość lub smutek? Wiecznie nieporuszony i nieprzywiązany trwam w spokoju swej niezmierzonej głębi. Powstrzymywanie się od działania jest takim samym skutkiem ignorancji jak podejmowanie działania. W odwiecznej jaźni nie istnieje bowiem ani działanie, ani też brak działania. Będąc nieprzywiązany, jestem ponad tymi przeciwieństwami. Trwam zatopiony w swojej prawdzie. Jaki sens mają próby poznania nieskończoności za pomocą umysłu? Jak można myślą ogarnąć to, co jest ponad nią? Aby urzeczywistnić Absolut wznoszę się ponad wszelkie myśli, a wówczas staję się Absolutem. Nie będąc już więcej ograniczony umysłem, uwolniwszy się od myśli, trwam zatopiony w sobie. Błogosławiony jest człowiek, który dzięki swym staraniom na rzecz duchowego rozwoju urzeczywistnił jazń, będąc ponad wszelkim działaniem, myśleniem i słowami. Jednak jeszcze bardziej błogosławiony jest ten, kto całkowicie rozpłynął się w swej jaźni, stając się jednym z Absolutem, a tym samym osiągając swój naturalny stan. Spokój, jaki osiąga się przez zupełne zatopienie się w jaźni to niesłychanie rzadkie doświadczenie, nawet wśród tych, którzy całkowicie wyrzekli się świata. Ten, kto urzeczywistnił jazń i wie, że poza nią nie istnieje nic, rozumie, że zarówno wyrzeczenie jak i przywiązanie przynależą do planu względnej egzystencji i są skutkiem ignorancji. Porzuciwszy zarówno przywiązanie jak i wyrzeczenie, jestem szczęśliwy. Gdy człowiek podejmuje heroiczny wysiłek w celu urzeczywistnienia siebie, ciało słabnie na skutek pokuty i umartwień, język - z powodu nieustannego powtarzania mantry, a umysł - na skutek wysiłku związanego z praktyką koncentracji. Ja jednak, nieprzerwanie zatopiony w Absolucie, nie wiem czym jest wysiłek, i dlatego żyję szczęśliwie. Prawdziwa jazń zawsze pozostaje wolna i nic, absolutnie nic nie czyni. Działa jedynie ciało powodowane karmą. Wiedząc o tym, jestem wolny zarówno od działania jak i niedziałania, i żyję szczęśliwie. Poszukujący prawdy, lecz zaślepieni cielesną świadomością, przywiązują wielką wagę do aktywności ciała. Jedni nalegają na podejmowanie działań, w celu gromadzenia duchowych zasług. Inni utrzymują, że najlepszą praktyką duchową jest powstrzymanie się od działania. Porzuciwszy identyfikację z ciałem, umysłem i zmysłami oraz wiedząc, że bez względu na to, czy angażuję się w działanie, czy też nie, nic nie zyskuję ani nic nie tracę, żyję szczęśliwie; wolny zarówno od aktywności, jak i pasywności. To, co robi ciało - czy zostaje tutaj, czy idzie tam, śpi czy czuwa - w żaden sposób nie wpływa na to, kim jestem. Niezależnie od tego, co się dzieje, nie może przydarzyć mi się nic złego, ani też nic dobrego. Dlatego bez względu na to, czy ciało żyje, umiera, czy też śpi, ja trwam nieporuszony i żyję szczęśliwie. Dobro i zło, przyjemność i ból przychodzą i odchodzą. One istnieją w tym przemijającym świecie i nie mają najmniejszego związku z niezmienną jaźnią. Ci, którzy uważają, że należą do tego świata, dokładają wszelkich starań, by czynić dobro, i w ten sposób osiągnąć szczęście, natomiast unikają czynienia zła, aby oszczędzić sobie bólu. Jednak ja jestem ponad troskę o dobro i zło, przyjemność czy ból. Trwam zatopiony w jaźni i żyję szczęśliwie. Ten, kto z natury jest niezależny od umysłu, pragnień przedmiotów tego świata i kto wiecznie trwa zatopiony w świadomości jaźni, uwalnia się od wszelkich skutków swych przeszłych czynów, zarówno dobrych jak i złych. W ten sposób kończy cykl narodzin, śmierci i ponownych narodzin. Dopóki jego ciało istnieje, jest on, jakby mimochodem, świadomy świata, jednak będąc wiecznie zanurzony w prawdzie, jest nim zupełnie nieporuszony. Nawet śpiąc, pozostaje świadomy swej jaźni. Gdzież są moje bogactwa? Gdzież są moje posiadłości? Gdzie moi przyjaciele? Gdzież jest moja wiedza? Gdzie przedmioty tego świata, które mogłyby odwrócić moją uwagę od jaźni? Gdzież są teraz nauki pism objawionych, które miały ukazywać mi jaźń, skoro wszelkie moje pragnienia rozpłynęły się? Urzeczywistniłem Najwyższą Jaźń, będącą Bogiem, Panem i świadkiem. Stałem się obojętny zarówno na przywiązanie jak i na wyzwolenie. Nie czuję nawet pragnienia ostatecznego wyzwolenia. Zachowanie kogoś, kto wewnątrz jest wolny od wszelkich wątpliwości, jednak na zewnątrz zachowuje się jak zwykły człowiek, nie będzie zrozumiałe dla tych, którzy nie są wolni. Bowiem zewnętrzne zachowanie człowieka wyzwolonego nie stanowi żadnego dowodu jego wewnętrznego oświecenia. Zawsze i wszędzie jest on nieporuszony, wiecznie trwając w Absolucie. Aby zrozumieć człowieka wyzwolonego trzeba poznać własną jaźń. Asztawakra ponownie podsumowuje najwyższe nauki wiodące do poznania jaźni. Przestrzega Dżanakę, aby był czujny i ani na chwilę nie cofnął się w mrok ignorancji i zniewolenia: Człowiek, którego intelekt wyzwolił się od ciemności pasji i napełnił się światłem, może urzeczywistnić jaźń w każdej chwili, kiedy tylko guru przekaże mu mądrość samopoznania. Dla takiego dojrzałego ucznia nawet najdelikatniejsza wskazówka uczyniona choćby mimochodem może stanowić wystarczającą inspirację do przebudzenia się i poznania prawdy. Jednak człowiek nieczystego intelektu, który nie stosował wymaganej dyscypliny i duchowych praktyk przygotowujących go do samopoznania, nie będzie w stanie pojąć jaźni, choćby nawet poszukiwał jej całe życie. Wyzwolenie nie jest niczym innym, niż zerwaniem przywiązań do iluzorycznych obiektów zmysłów, podczas gdy zniewolenie oznacza fascynację nimi. Taka jest istota wszelkich nauk. Wyzwolenie oznacza zrozumienie niezmiennej, niedwoistej natury jazni, która jest jedyną rzeczywistością. Wiedząc o tym, czyń co uważasz za słuszne. Gdy urzeczywistni się jaźń i pozna prawdę, nie pozostanie nic, co można by jeszcze osiągnąć. Poznanie prawdy sprawia, że elokwentny, mądry i aktywny człowiek staje się milczący, zamknięty w sobie i bezczynny. Dlatego też ci, którzy pragną cieszyć się doczesnym życiem unikają wiedzy o sobie. Jesteś czystą świadomością. Nie jesteś ciałem, ani też ciało nie jest twoje. Nie jesteś wykonawcą, który podejmuje działanie, a następnie cierpi lub raduje się owocami swoich czynów. Jesteś odwiecznym świadkiem, zawsze wolnym. Bądź szczęśliwy. Ogranicza cię pragnienie tego, co umysł uznaje za atrakcyjne oraz awersja do tego, co umysł uznaje za niepożądane. Jednak umysł nie jest i nigdy nie był twój; nie ma z tobą nic wspólnego. Ty jesteś niezmienny. Jesteś czystą świadomością, zawsze wolną od wszelkich konfliktów. Bądź szczęśliwy. Jesteś jedyną jaźnią, jesteś wszystkim, co istnieje. Wszystko jest w tobie, a ty jesteś we wszystkim. Jesteś na zawsze wolny od egoizmu oraz poczucia Ja" i "moje". Jesteś oceanem, w którym wszystkie światy pojawiają się jak fale. Stwarzane przez umysł wszechświaty pojawiają się i znikają, lecz ty trwasz nieporuszony. Bądź szczęśliwy. Miej wiarę, moje dziecko, miej wiarę. Nigdy nie ulegaj wątpliwościom. Uwolnij się od gorączki umysłu. Jesteś jedyną rzeczywistością, niezmienną prawdą. Jesteś samą mądrością, jesteś najwyższą jaźnią, jesteś Bogiem. Byłeś, jesteś i będziesz ponad naturą. Ciało, tak jak wszystkie przedmioty tego iluzorycznego wszechświata, składa się z pięciu żywiołów. Podporządkowane jest trzem podstawowym cechom natury: inercji, aktywności i harmonii. Rodzi się, trwa jakiś czas i umiera. Ty - Najwyższa Jazń -jesteś wieczny i niezmienny. Ani znikąd nie przychodzisz, ani nigdzie nie odchodzisz. Dlaczego więc opłakujesz ciało? Niech żyje sobie do końca tej ery lub niech rozpadnie się w proch choćby dzisiaj. W jaki sposób może cię to dotknąć? Czy ty, który jesteś wiecznie wolną, czystą świadomością, możesz wzrastać lub obumierać? W tobie, niezmierzonym oceanie, wszechświat jest falą, która powstaje i opada zgodnie ze swoją naturą. Ty, ocean, ani się przez to nie powiększasz, ani nie malejesz. Wszechświat bez końca przechodzi kolejne etapy stworzenia i unicestwienia, lecz na ciebie - będącego poza czasem i przestrzenią- te pojawiania się i znikania nie mają najmniejszego wpływu. Jakiż to dla ciebie zysk albo strata, jeśli coś dzieje się z tym wszechświatem? Moje dziecko. Jesteś czystą inteligencją, jesteś samą mądrością. Jeżeli będziesz szukał prawdziwej podstawy wszechświata odkryjesz, że ty nią jesteś! Tak naprawdę, wszechświat nie jest różny od ciebie, ponieważ tylko ty istniejesz. Czy złota biżuteria - pierścienie, naszyjniki, bransoletki - jest czymś innym niż złoto, z którego została stworzona? Czy fale są czymś innym niż ocean, z którego powstały? Dlatego bezwzględnie odrzuć wszelkie podziały. Uważaj wszystko za jaźń i bądź szczęśliwy. Czego miałbyś pragnąć i co odrzucać, skoro wiesz, że wszystko co istnieje jest jednym z tobą? Czy może kiedykolwiek zaistnieć coś, co byłoby różne od ciebie? Co może się narodzić i co może umrzeć? Kto pozostaje, aby działać bądź nie działać? Gdzie jest miejsce na ego, skoro wszystko co istnieje zawiera się w tobie - jedynej, niezmiennej, niepokalanej, czystej świadomości? Z powodu ignorancji postrzegasz wszechświat jako coś różnego od siebie, jednak nie istnieje on oddzielnie od ciebie. Zewnętrzny wszechświat jest iluzją. Jest niczym. Nie istnieje żadna indywidualna czy Najwyższa Jaźń, która nie byłaby tobą - jedyną jaźnią. Kiedy zdasz sobie z tego sprawę, uwolnisz się od pragnień i zanurzysz się w spokoju. W oceanie tego świata zawsze była, jest i będzie tylko jedność. O czysta inteligencjo, nie rozpraszaj umysłu akceptacją lub negacją! Nie istnieje dla ciebie ani niewola, ani wyzwolenie. Porzuć nawet praktykę koncentracji i medytacji. Bądź spokojny i zadowolony. Opróżnij umysł ze wszystkiego. Cóż bowiem mógłbyś osiągnąć za pomocą myślenia? Cóż takiego istnieje, czego wciąż mógłbyś pragnąć? Jesteś wiecznie wolny. Zanurz się radośnie w swej jaźni, która jest czystym błogostanem. Moje dziecko. Istnieje tylko jaźń, wszystko inne jest nierzeczywiste. Gdy koncentrujesz uwagę na świadomości ciała lub na przedmiotach tego świata, nie możesz trwać w jaźni. Jaźni nie można poznać intelektem. Nawet, jeśli wypełnisz swój umysł najwyższymi duchowymi naukami, nie urzeczywistnisz siebie. Aby poznaź jazń, musisz o wszystkim zapomnieź. Ukochany! Możesz żyć bardzo aktywnie i poszukiwać radości w różnych przedmiotach tego świata. Możesz także wybrać pasywność, czyli wycofać się z doczesnego życia i zaangażować się w różne duchowe praktyki. Jednak bez względu na to, jakiego wyboru dokonasz twoje serce zawsze będzie tęskniło za wolnością od wszelkich pragnień i wszelkiego działania. Będzie pragnęło zanurzenia się w spokoju swej własnej natury. Wszyscy cierpią ponieważ nieustannie podejmują jakiś wymuszony wysiłek. Owemu wysiłkowi i związanemu z nim napięciu zawsze towarzyszy, a raczej poprzedza je, jakieś pragnienie. Z kolei pragnienia - niezależnie od tego, czy zostaną zaspokojone, czy też nie - są powodem wszelkiego cierpienia. Człowiek błogosławiony może na zewnątrz wydawać się aktywny lub pasywny, jednak wewnętrznie pozostaje bierny, ponieważ unicestwił wszelkie pragnienia. Nieporuszenie trwa w sobie, całkowicie wolny od jakichkolwiek działań mentalnych bądz fizycznych. Taki "mistrz lenistwa", dla którego nawet intencjonalne zamknięcie lub otworzenie oczu byłoby skazą, osiągnął prawdziwe szczęście. Kiedy umysł uwalnia się od poczucia obowiązku i przestaje zajmować się ocenianiem, "to należy zrobić", ..tego nie wolno robić", wówczas, w naturalny sposób porzuca pogoń za przyjemnościami zmysłów i doczesnymi dobrami. Staje się obojętny na wszelkie pragnienia i aspiracje. Nawet dążenie do wyzwolenia i zdobycia zasług w oczach Boga traci dla niego znaczenie. Ten, kto pożąda przedmiotów zmysłów, przywiązuje się do nich. Ten, kto brzydzi się nimi lub wyrzeka się ich, pragnie osiągnąć stan nieprzywiązania. Jednak ten, kto uświadomił sobie, że wszystko jest jedną jaźnią, nie będzie ani przywiązany, ani nieprzywiązany, gdyż dla niego nie istnieje idea akceptowania lub odrzucania czegokolwiek. Dopóki odczuwasz wstręt i przywiązanie, pragnienie i awersję, owe uczucia uniemożliwiają ci zrozumienie prawdziwej natury świata. Te pary przeciwieństw rodzą się z ignorancji, stanowią materiał, z którego zbudowane są gałęzie i korzenie drzewa życia. One rzucają na ciebie cień iluzji, który sprawia, że to, co jest nieprawdziwe uważasz za prawdziwe, a to co prawdziwe - za nieprawdziwe. Działanie powodowane pragnieniem rodzi przywiązanie. Powstrzymywanie się od działania rodzi awersję. Jednak mędrzec wolny jest od wszelkich par przeciwieństw. Jest tak samo spokojny w działaniu jak i w bierności. Jest skory do zabawy jak niewinne dziecko, wolne od przywiązań czy awersji do czegokolwiek. Sądząc, że przyczyną wszelkiego cierpienia i smutku jest ten świat, pragniesz go porzucić, żeby uniknąć bólu. Jednak to nie świat jest zródłem twego cierpienia, lecz twoje przywiązanie do niego. Gdy całkowicie uwolnisz się od przywiązań, smutek bądź cierpienie nie będą w stanie cię dotknąć, i nawet żyjąc w tym świecie nie będziesz czuł się nieszczęśliwy. Jeżeli uważasz ciało za swoją własność, jeśli wpadłeś w pułapkę poczucia "ja" i "moje", jeśli karmisz ego poczuciem zadowolenia ze swych duchowych osiągnięć, nie jesteś ani joginem, ani mędrcem, lecz zaślepioną ofiarą cierpienia. Nawet gdyby sam stwórca wszechświata zstąpił i uczył cię najwyższej mądrości, promienna jaźń nie zabłyśnie w tobie i nie przejawi się dopóki nie zapomnisz o wszystkim i nie wzniesiesz się ponad umysł. Asztawakra opisuje człowieka, który stał się czystą mądrością. Opisuje cechy charakterystyczne człowieka oświeconego, który urzeczywistnił swą jaźń: Wiecznie zadowolony, oczyściwszy zmysły, nie pragnąc niczego, radując się jedynie swoim istnieniem, człowiek, który poznał prawdę, rozkoszuje się, sącząc nektar owoców samopoznania. Skoro jest wiecznie radosny i zaabsorbowany jaźnią, w jaki sposób przedmioty zmysłów mogłyby go przyciągać lub odpychać, cieszyć lub smucić? Gdyby małpa odkryła uroczy zakątek pełen dojrzałych bananów i rozkoszowałaby się znalezionymi owocami, czy zwróciłaby uwagę na znajdujące sie tam również korzenie i gorzką korę? Podobnie, samozrealizowany mędrzec rozkoszujący się swą jaźnią wie, że cały wszechświat wypełniony jest wyłącznie nim, i postrzega wszystko jako jedność. Czy mógłby on kiedykolwiek ulec fascynacji zmysłowymi przyjemnościami, które wiecznie powiązane są z cierpieniem? W tym świecie można znaleźć zarówno tych, którzy pragnąa zmysłowych przyjemności, jak i tych, którzy pragną wyzwolenia. Zaprawdę, rzadkością jest człowiek, na którym doznane doświadczenia nie pozostawiły żadnego śladu, i który jednocześnie wolny jest od pragnienia tego, czego jeszcze nie doświadczył. Taki człowiek jest naprawdę wielki. Ani nie pragnie doczesnych przyjemności, ani też wyzwolenia. Nie przywiązuje najmniejszej wagi do ziemskich dóbr i bogactw. Nie stroni od aktywności bądz obowiązków, ani też ich nie pragnie. Jest całkowicie obojętny na to, czy jego ciało żyje, czy umiera. Taki błogosławiony mędrzec zadawala się tym, co przychodzi do niego spontanicznie. Żyje szczęśliwie, z umysłem zatopionym w swej jaźni niezależnie od tego, czy patrzy, czy słucha, czy dotyka, wącha, czuje. Wypełniony wiedzą o sobie nie unika świata, ani też nie pragnie jego unicestwienia. Postrzega bowiem tylko siebie. Mędrzec ani się nie budzi, ani nie śpi. Ani nie otwiera oczu, ani ich nie zamyka. Zawsze i wszędzie trwa zatopiony w jaźni, radując się swym niewysłowionym błogostanem. Dla niego ocean świata już wysechł. Wolny od pragnień, mędrzec o czystym sercu nie pragnie ani nie unika, nie chwali ani nie gani, nie daje ani nie bierze, nie cieszy się ani nie smuci. Wolny od wszelkich przywiązań do przedmiotów zmysłów, człowiek urzeczywistniony uwolnił się od wysiłku i starań. Wzniósł się ponad bierność i pasywność, choć słyszy, widzi, dotyka, wącha, je, mówi, siedzi czy chodzi. Nic nie może zakłócić spokoju mędrca. Jest on skupiony w sobie; trwa w spokoju i równowadze, niezależnie od tego, czy widzi pełną miłości piękną kobietę, czy zbliżającą się śmierć. Dla niego nie istnieje żadna różnica pomiędzy szczęściem a nieszczęściem, mężczyzną a kobietą, dostatkiem a biedą. Ten, kto poznał siebie jako Najwyższą Jaźń, nie jest ani pokorny ani pyszny, ani dociekliwy ani apatyczny. Czy ten, kto wzniósł się ponad ograniczenia ludzkiej natury i świata, mógłby kogoś skrzywdzić lub choćby współodczuwać cierpienia innych, skoro dla niego nie istnieje nic poza nim samym? Oczyszczony z poczucia "ja" i "moje", osiągnąwszy stan braku jakichkolwiek pragnień, wiedzący bez cienia wątpliwości, że nie istnieje nic oddzielnego od niego, i że wszystko co istnieje, jest jedną jaźnią, człowiek wyzwolony ani pragnie przedmiotów zmysłów ani od nich nie stroni. Z nieprzywiązanym umysłem doświadcza ich kiedy się pojawiają. Choć z pozoru działa, jednak w rzeczywistości nic nie robi. Wzniósł się bowiem ponad życie świata i rozpuścił umysł, dlatego nie dotyczą go konflikty dobra ze złem. Ani też nie stanowi dla niego różnicy, czy trwać w kontemplacji, czy też nie. Żyje zanurzony w Absolucie. Tym, którzy są przywiązani do świata, człowiek wyzwolony może wydawać się pusty, jego działania - bezcelowe, jego zmysły - wyłączone. Jednakże jest on zawsze w pełni świadomy swojej prawdy. Wolny od iluzji, snu i otępienia, człowiek taki doznaje nieopisywalnej błogości, w której umysł rozpuszcza się i przestaje funkcjonować w tym świecie. Asztawakra kończy swój dyskurs opisem wzniosłego spokoju, jaki cechuje wewnętrzny stan człowieka, który urzeczywistnił jaźń: Chwała Najwyższej Jaźni, która jest niewysłowionym spokojem i czystą błogością. Kiedy w człowieku przebudzonym zaświta owa światłość, znika wszelka iluzja, podobnie jak znika sen, gdy otwierasz oczy o świcie. Gromadzenie doczesnych dóbr zawsze skażone jest strachem i nigdy nie przyniesie prawdziwego szczęścia. Nie ma najmniejszych wątpliwości co do tego, iż człowiek nie będzie szczęśliwy, dopóki nie odrzuci przywiązań do obiektów zmysłów i iluzorycznych atrakcji tego świata. Sądząc, że świat jest prawdziwy, a działanie w nim ma rzeczywistą wartość, człowiek zagubiony w iluzji podejmuje rozmaite obowiązki i doznaje rozczarowań. Cóż innego może rozproszyć jego smutek, jeśli nie słodki nektar ukojenia? Boski błogostan i wewnętrzny spokój jaźni obecne są zawsze, niezależnie od tego, czy człowiek jest bierny czy aktywny. Wszechświat jest jedynie myślą, projekcją umysłu. Nie jest rzeczywistym, istniejącym poza jaźnią samodzielnym bytem. Tak naprawdę jest niczym; ponieważ nigdy nie istniał nie istnieje. Jedynie jaźń jest prawdziwa, ponieważ istnieje od zawsze nigdy nie przestanie istnieć. Nieśmiertelna jaźń jest niewzruszona, niepokalana, niezmienna. Jest Absolutem, jedyną rzeczywistością. Nie znajduje się gdzieś daleko, ani też nie jest niczym ograniczona. Ona zawsze istnieje w tobie, lśniąc jako twa prawdziwa natura. Kiedy wszelkie iluzje ulegają rozproszeniu, prawda odsłania się i człowiek poznaje ją. Wtedy na zawsze opuszczają go wszelkie smutki. Wiedząc bez cienia wątpliwości, że istnieje tylko jaźń - wiecznie wolna i nieskończona - czy wciąż będziesz zachowywał sie jak przestraszone dziecko? Wiedząc, że zarówno świat materialny, który wydaje się naprawdę istnieć, jak też subtelne światy wizji, snów i fantazji, które wydają się naprawdę nie istnieć; wiedząc, że wszystkie one są wytworami wyobraźni, czy wciaż będziesz przejmował się nimi jak człowiek zagubiony w mroku ignorancji? Skoro uwolniłeś się od wszelkich pragnień, cóż takiego pozostało, co mógłbyś jeszcze poznać, powiedzieć lub zrobić? Wszystkie myśli w rodzaju, jestem tym" i Jestem tamtym" stracą swe znaczenie w chwili, gdy całkowicie wyciszysz się, uświadomiwszy sobie, że wszystko jest jaźnią. Dla jogina, który osiągnął ostateczną wolność i zanurzył się w spokoju, różnica pomiędzy życiem w raju a życiem żebraka, zyskiem a stratą, życiem w społeczeństwie a samotnością, przestała istnieć. Osiągnąwszy kontrolę nad zmysłami, człowiek taki sprowadził swój umysł do stanu idealnej równowagi i bezruchu. Ani praktyka koncentracji, ani zdobywanie wiedzy, ani doświadczanie przyjemności czy bólu nie wytrącą go ze stanu idealnej równowagi. Gdzie są cele, jakim ludzie poświęcają całe życie? Gdzie religijne rytuały i dobre uczynki? Gdzie jest dobrobyt i powodzenie? Gdzie zaspokajanie zmysłów? Gdzie są pary przeciwieństw? I gdzież nawet jest rozróżnianie między dobrem a złem? Gdzie są wszystkie one dla mędrca, który wzniósł się ponad wszelkie dualistyczne koncepcje i idee w rodzaju "to należy zrobić" czy "tego robić nie wolno"? Gdzie jest iluzja, gdzie wszechświat? Gdzie wyrzeczenie, a nawet wyzwolenie dla kogoś, kto wzniósł się ponad świat pragnień? Ten, kto postrzegając wszechświat, próbuje go negować, wciąż trwa w ignorancji. Cóż takiego pozostało do zrobienia człowiekowi, który nawet patrząc - nie patrzy? Dla niego wszechświat nie jest bytem oddzielnym od jaźni. Ten, kto doświadczył Boga, będzie medytował: "Jestem jednym z ową najwyższą rzeczywistością". Ale o czym ma myśleć ktoś, kto wzniósł się ponad myśli i nie postrzega już niczego poza sobą? Ten, kto dostrzega w sobie rozpraszające impulsy, będzie dążył do opanowania ich i samokontroli. Ale jakie praktyki właściwe są dla mędrca, dla którego nie istnieje nic, co mogłoby rozproszyć jego uważne skupienie? Trwając nieustannie w niedwoistości, cóż ma on jeszcze do uczynienia w świecie dualizmu? Ten, kto poznał siebie - choć zachowuje się jak zwyczajny, przeciętny człowiek - całkowicie różni się od niego, bowiem uwolnił się z sideł iluzorycznych wartości tego świata. Trwa zanurzony w Absolucie, gdyż jego ignorancja znikła bezpowrotnie. Żyje szczęśliwie, spontanicznie czyniąc to, co ma czynić. Mędrzec nie odczuwa żadnej satysfakcji ani winy z powodu tego, co zrobił lub czego nie zrobił. Nie odczuwa żadnego pragnienia aktywności ani pasywności. Nie istnieją już bowiem dla niego żadne obowiązki, powiązania czy pragnienia. Z zewnętrznej perspektywy świata może wydawać się, że wyzwolony jogin działa, ponieważ jego ciało wciąż podlega wpływom przeszłej karmy. Jednak w głębi siebie jest on obojętny wobec działań swojego ciała. Nieprzerwanie trwa w czystej świadomości jaźni. Uwolniony od wszelkich zależności tego świata, mędrzec porusza się jak suchy liść niesiony wiatrem swych przeszłych czynów. Żyje jak człowiek bez ciała, a jego umysł jest wiecznie spokojny. Wzniósł się ponad ziemskie istnienie i nie porusza go ani radość ani smutek. Z wyciszonym i czystym umysłem człowiek taki nieprzerwanie raduje się samym sobą. Nie pragnie przywiązywać się do niczego ani też czegokolwiek porzucać. Mając opróżniony umysł i działając spontanicznie, mędrzec - w przeciwieństwie do zwykłych ludzi - pozostaje nieporuszony przez sukcesy i porażki, pochwały i nagany, honory czy poniżenie. Choć jego ciało wydaje się działać, on nic nie robi, bowiem jego umysł zagłębił się w swej własnej naturze i jest świadomy wyłącznie wszechjedności błogosławionej jaźni. Choć żyje w świecie, człowiek wyzwolony nie jest do niego przywiązany, ani też w żaden sposób od niego zależny. Jest bezwarunkowo szczęśliwy. Ponieważ nic go nie rozprasza, nie czuje potrzeby medytacji. Uwolnił się już od wszelkich śladów egoizmu, a jego umysł nie cieszy się ani nie smuci. Nieustannie trwa w bezruchu, bezpragnieniu, bezczynności; wolny od jakichkolwiek wątpliwości. Człowiek taki czasami sprawia wrażenie, że podejmuje sensowne i celowe działanie, a niekiedy wydaje się działać bez celu i bez powodu. Czasem może zachowywać się jak nierozumny głupiec, ale nie jest głupcem. Urzeczywistnił bowiem najwyższą prawdę i zawsze trwa w absolutnym spokoju i wolności. Człowiek zaplątany w sidła egoizmu będzie mentalnie angażował się w działanie, choć fizycznie może powstrzymywać się od pewnych czynów. Ale mędrzec wolny od wszelkiego egoizmu nie angażuje się mentalnie w żadne działanie, choć może zajmować się działaniem fizycznym. Skończywszy z wszelkimi poszukiwaniami czy rozważaniami, zanurza się w spokoju i, choć z pozoru wciąż żyje w świecie, nie myśli, nie wie, nie słyszy ani nie widzi. Ignoranci pragnący zasług duchowych nieustannie praktykują koncentrację i kontrolę umysłu. Jednakże, podejmując rozmaite praktyki duchowe, czy też powstrzymując się od działania, nie osiągają wyzwolenia i wciąż poszukują prawdziwego spokoju. Człowiek błogosławiony osiąga wyzwolenie w chwili, w której usłyszy prawdę. Jego umysł osiąga wówczas równowagę. Staje się jak człowiek pogrążony w głębokim śnie, który nie znajduje nic, co musiałby zrobić. Uniezależniony od tego, czy jego ciało jest aktywne czy nie, z błogością zanurza się w sobie. Człowiek zagubiony w mroku ignorancji nie osiąga Absolutu, ponieważ tego pragnie. Poświęca się kontroli umysłu i innym praktykom, lecz nie rozpoznaje owej czystej, idealnej, umiłowanej jaźni, która jest ponad wszechświatem i ponad wszelkimi myślami czy praktykami. Dopóki wciąż uważa się za indywidualny byt istniejący w świecie oddzielnych istot i przedmiotów, dziwi się i gubi w niezrozumieniu, kiedy słyszy prawdę o jaźni. Dopóki wciąż utożsamia się ze swymi działaniami i praktykami, uważając je za "swoje", wzmacnia iluzję oddzielności. Mędrzec urzeczywistnia naturę Absolutu i jej doświadcza nawet tego nie pragnąc. Słysząc o jaźni, wycofuje uwagę do wewnątrz i rozkoszuje się sobą. Wiedząc, że świat jest jedynie złudzeniem i zródłem wszelkiego cierpienia, odcina jego korzenie dzięki temu jedynie, że jest tym, kim jest, i że pozostaje zanurzony w sobie. Jak zaślepiony człowiek może opanować umysł, wysilając się, by go kontrolować? Kontrola umysłu przychodzi spontanicznie i bez trudu rozkoszującemu się jaźnią mędrcowi, który trwa w niewzruszonym spokoju. Jak może dostąpić samopoznania ktoś, kto wysila się, aby zrozumieć jazń, a jednocześnie postrzega siebie jako tego, kto za pomocą dwojga małych oczu patrzy na zewnętrzny świat? Mędrzec nie postrzega ani tego, ani tamtego. Widzi jedynie prawdę, niezmienną jaźń. Są tacy, którzy sądzą, że ten świat istnieje i jest rzeczywisty. Są tacy, którzy sądzą, że ten świat nie istnieje, że jest nierzeczywisty. Rzadkością zaprawdę jest mędrzec, który wolny od myśli, wiecznie spokojny trwa zatopiony w Absolucie. Są tacy, którzy wierzą, że nieśmiertelna, czysta jazń jest wszystkim i jedynym, co istnieje, lecz nie doświadczyli jej bezpośrednio i trwają zaplątani w sidłach iluzji. Dopóki ten świat wciąż będzie budził w nich odczucia sympatii lub awersji, nadal pozostaną nieszczęśliwi i zagubieni, pomimo swej wiary i pracy nad duchowym rozwojem. Ten, kto pragnie wyzwolenia, postrzega je jako coś, co może odnaleźć na zewnątrz siebie. Z wielką żarliwością praktykuje kontrolę umysłu i koncentrację, a jednak trwa w dwoistości, ponieważ uważa siebie za kogoś, kto poszukuje i musi w tym celu podejmować konkretne praktyki duchowe. Jednak mędrzec całkowicie uwolniony od wszelkich wątpliwości, którego umysł zatopił się w jaźni, nie potrzebuje żadnych praktyk, aby dostąpić wyzwolenia. Postrzega wszystko jako jedność, a siebie -jako pełnię. Uświadomiwszy sobie, iż jaźń jest najczystszą, pełną mądrością i jedynym przedmiotem wartym poznania, człowiek wyzwolony zapomina, czym są pragnienia. Patrząc, słuchając, dotykając, wąchając, jedząc, żyje szczęśliwie. Dla zastraszonych ludzi dążących do religijnej perfekcji, obiekty zmysłów wydają się być groźne jak tygrysy, przed którymi starają się uciec za wszelką cenę. Poszukują schronienia w praktykach kontroli umysłu i koncentracji. Ale dla uwolnionego od jakichkolwiek pragnień mędrca, przedmioty zmysłów jawią się niczym nieśmiałe zajączki, które nagle znalazły się w obecności lwa, króla dżungli. Na jego widok, umykają ile sił w nogach, a jeżeli ucieczka jest niemożliwa, służą mu jak uniżeni podwładni. Człowiek błogosławiony, w którym zaświtał blask samopoznania, pozbawiony jest wszelkiego egoizmu i nie uważa siebie za wykonawcę. Nie wiążą go już żadne normy zachowania. Jego działania są spontaniczne jak igraszki dziecka. Nie istnieją dla niego zachowania właściwe i niewłaściwe, nie ma on też żadnej skłonności - ani do aktywności, ani do bierności. Swobodnie czyni to, co przychodzi samo z siebie, nie troszcząc się o to, czy ignoranci ocenią go lepiej czy gorzej. Postępowanie mędrca wolne jest od wszelkich motywów oraz udawania. Otacza go blask bijący z jego wnętrza. Spokoju osoby pogrążonej w ignorancji w żaden sposób nie można porównać z głęboką, wewnętrzną ciszą człowieka przebudzonego. Człowiek zagubiony w iluzji może wydawać się spokojny, jednak jego umysł pozostaje zniewolony. Dlatego też taki człowiek nie jaśnieje z wnętrza. Wolność przynosi szczęście i zapewnia niezmącony spokój; wolność prowadzi do Absolutu. W chwili, gdy człowiek uświadamia sobie, że nie jest ani wykonawcą, ani tym, który doświadcza, zanikają w nim wszelkie poruszenia umysłu. Na zawsze już wolny od mentalnych projekcji, nieprzywiązany, niczym nieuwarunkowany, człowiek oświecony może bawić się wielkimi sprawami tego świata lub samotnością górskiej jaskini. Mędrzec żyje i porusza się jedynie w sobie. Podczas gdy jego zewnętrzne zachowania wciąż warunkowane są karmą ciała, wewnętrznie pozostaje nieporuszony. Tylko ci, którzy są tacy jak on, rozumieją jego wzniosły stan. W jego sercu nie pojawia się żadne pragnienie. Nie dba o to, czy adoruje samego Boga, czy święty wizerunek; czy znajduje się w obecności świętego, wielkiego króla, czy istoty o nieziemskim pięknie. Nie wytrąca go też z równowagi kpina czy pogarda ze strony współmałżonka, dzieci, przyjaciół, znajomych lub obcych. We wszystkich sytuacjach pozostaje taki sam, postrzegając jednę istotę całej tej różnorodności. Gdy sprawia się mu przyjemność, nie odczuwa zadowolenia, gdy się go rani, nie odczuwa urazy. Wszystkie te zmienne odczucia dotyczą bowiem umysłu. Człowiek wyzwolony wzniósł się ponad nie, ponieważ nie utożsamia się z ciałem. Trwając w idealnej równowadze i spokoju nawet w doczesnym życiu, jest zawsze szczęśliwy, niezależnie od tego, czy siedzi, śpi, porusza się, mówi, czuje. Nie utożsamiając się ze zmysłami i nie dbając o przedmioty zmysłów, człowiek taki żyje w świecie, ale nie jest jego częścią. Przebudzony mędrzec nie czyni różnicy pomiędzy życiem duchowym, a życiem doczesnym, bowiem dla niego wszystko jest jaźnią. Wie, że stanowi jedność z wszechprzenikającą, bezforemną, nieśmiertelną, niepokalaną i wieczną jaźnią. Postrzegając świat jako nierealny, mędrzec nie czuje obowiązku wykonywania czegokolwiek. Wzniósł się już bowiem ponad poczucie obowiązku. Jest wiecznie niewzruszony, nawet wtedy, gdy wydaje się czymś zajęty. Jest czysty i dziecinny, a jego posunięcia wolne są od wszelkich motywów. Cokolwiek robi, czyni to bez przywiązania. Dla mędrca nawet działanie staje się niedziałaniem, ponieważ nie interesują go owoce jego czynów. Jednak dla człowieka ignorancji nawet niedziałanie jest działaniem, ponieważ jego umysł nieustannie zajmuje się pragnieniem czegoś lub odrzucaniem czegoś. Nawet jeśli nic nie robi, ignorant bez przerwy myśli o swych obowiązkach i rozprasza się pod wpływem różnych bodźców. Czymże jest świat, a czym pozorne istnienie świata? Czym jest wyzwolenie i czym są praktyki duchowe dla człowieka przebudzonego, który postrzega jedynie jaźń, zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz? Jest on wiecznie niezmienny, gdyż dla niego istnieje jedynie jaźń. Zaprawdę, błogosławiony jest przebudzony, który przekroczył umysł, uwolnił się od pragnień i który patrząc, słuchając, dotykając, wąchając czy jedząc, jest taki sam w każdych okolicznościach. Człowiek zagubiony w mroku ignorancji utożsamia swą świadomość z umysłem. Wierząc, że umysł naprawdę istnieje, człowiek taki zawsze o czymś myśli albo próbuje kontrolować swe myśli i proces myślenia. Ale świadomość mędrca nieprzerwanie zatopiona jest w jaźni. Choć może się wydawać, że mędrzec myśli o czymś, jednak jego umysł jest wolny od myśli i trwa w bezruchu idealnej równowagi. Wiedząc, że zarówno myśli, jak też ich obiekty są nieprawdziwe, pozostaje nieprzywiązany i jest wolny od dwoistości. Człowiek nieprzebudzony, ciągle odczuwając przywiązanie do przedmiotów, które uważa za "swoje", może w końcu zmęczyć się nimi i zacząć odczuwać do nich awersję. Jednak w jego przypadku, zarówno przywiązanie jak i awersja związane są z ciałem i w równym stopniu stanowią wytwór iluzji. Czym jest przywiązanie i awersja dla tego, kto całkowicie utracił swą fascynację ciałem? Chwała temu, kto wolny od wszelkich pragnień bezbłędnie ucieleśnia swą błogą naturę i kto spontanicznie żyje nieuwarunkowaną jaźnią. Urzeczywistniwszy siebie, człowiek taki nie odczuwa żadnych trosk ani napięć nawet w doczesnym życiu. Jego smutek rozwiał się już bezpowrotnie i, w przeciwieństwie do zwykłych ludzi, nie doświadcza on już żadnego niepokoju. Człowiek oświecony uświadomił sobie prawdę i nie pragnie już ani przyjemności, ani nawet wyzwolenia. Zawsze i wszędzie trwa wolny od najmniejszego śladu przywiązania. Jest zupełnie spokojny, niczym wielkie, gładkie jezioro w ciszy poranka. Jakiż blask od niego bije! Ten czysty człowiek, któremu objawiła się niepostrzegalna za pomocą zmysłów jaźń, wie bez cienia wątpliwości, że wszechświat to twór iluzji, a nie jakiś realny, samoistny byt. Postrzegając świat jako zlepek zmiennych imion i form pozbawionych wartości, mędrzec wyrzeka się wszystkiego, co przejawione i spontanicznie osiąga stan błogiego spokoju. Cóż pozostało do zrobienia temu, kto trwa w czystej świadomości? Normy postępowania, wyrzeczenie, kontrola zmysłów, nieangażowanie się w zewnętrzny świat - czym one są dla tego, kto nie postrzega żadnej obiektywnej rzeczywistości poza sobą samym, i czyją naturą jest nieograniczone, wszechprzenikające światło? Dla niego rzeczywistość świata rozpłynęła się o świcie samopoznania. Czym jest smutek i czym radość dla tego, kto lśni jako nieskończoność? Czym jest przywiązanie i czym wolność? Gdzie jest wszechświat, gdzie poczucie: ”Jestem ciałem", lub "to ciało jest moje"? Czym nawet jest mądrość dla kogoś, kto nie dostrzega względnej rzeczywistości? Takiemu człowiekowi pozostało jedynie mgliste wspomnienie świata. Postrzegając siebie jako niezniszczalną, nieskalaną smutkiem jaźń, jest on wolny od poczucia Ja" lub "moje". W chwili, w której ktoś o nierozbudzonym intelekcie zaprzestaje praktyki kontrolowania umysłu, pada ofiarą pragnień i zachcianek. Nawet gdy słyszy prawdę, nie jest w stanie porzucić iluzji odrębności i dwoistości. Taki człowiek może wydawać się spokojny i wolny od aktywności umysłu, gdyż na siłę próbuje zdławić to, co wciąż w sobie nosi, jednak nawet wówczas w głębi jego serca nadal czai się przywiązanie i pragnienie przedmiotów zmysłów. Dla nieustraszonego, niezmiennego i na zawsze już wolnego od jakiegokolwiek poczucia dwoistości jogina, jakie znaczenie może mieć zysk lub strata? Gdzie jest światło, a gdzie ciemność dla tego, kto już nie dostrzega par przeciwieństw? Czym są takie cnoty jak cierpliwość, wyrozumiałość i rozróżnianie dobra od zła dla kogoś, kto wzniósł się ponad wszelkie duchowe praktyki? Czym nawet jest nieustraszoność dla takiej przebudzonej duszy? Mędrzec nie szuka okazji, by robić czy mówić cokolwiek. Jego praca skończyła się o świcie samopoznania. Na zwykłych ludziach może on sprawiać wrażenie, że pracuje lub mówi, jednak w głębi serca nie będzie odczuwał, że jest wykonawcą lub myślącym. Dla tego kto stał się ponadosobowy, a przez to nieopisywalny, nie istnieje już nic. Nie ma raju ani piekła. Nie ma nawet "wyzwolenia w życiu" ani "życia w wolności". W świadomości jogina nie istnieje nic oprócz jednej, wszechobecnej jaźni. Mędrzec nie pragnie sukcesu, ani nie doznaje zawodu z powodu porażki. Jego umysł wypełnia słodki nektar najwyższej błogości. Ani nie wychwala on dobrych, ani nie potępia niegodziwych. Zadowolony i niezmienny, zarówno w szczęściu jak i w niepowodzeniu, nie znajduje niczego, co musiałby uczynić. Człowiek wolny od pragnień nie boi się śmierci ani ponownych narodzin, ani też nie pragnie doświadczać Najwyższej Jaźni. Wolny od radości i smutku, ani nie żyje, ani nie umiera. Niezmienny i wieczny, stanowi jedność z nieśmiertelną jaźnią. Jakże wspaniałe jest życie przebudzonego mędrca! Wolne od oczekiwań, wolne od przywiązania do żony, dzieci, czy jakiejkolwiek własności. Wolne od pragnienia posiadania jakichkolwiek przedmiotów zmysłów i wolne nawet od troski o swoje własne ciało! Jego serce zawsze wypełnione jest zadowoleniem. Żyje spontanicznie tym, co samo do niego przychodzi. Beztrosko porusza się po świecie układajac się do snu tam, gdzie zastanie go zachód słońca. Osadzony na trwałym fundamencie swojego wnętrza, będący ponad narodzinami i śmiercią, mędrzec o świetlistej duszy nie troszczy się o zmiany zachodzące w jego ciele - czy marnieje ono i umiera, czy też odradza się. Wie bowiem, że ciało, umysł i świat to iluzja rzutowana na jaźń. To, co się z nimi dzieje, nie wywiera najmniejszego wpływu na niego - nieśmiertelną jaźń. Błogosławiony jest mędrzec, który żyje jako świadek. Nic go już nie przyciąga. Nie istnieje dla niego nic oddzielnego od niego samego. Nie posiadając niczego, człowiek taki porusza się po świecie z beztroską swobodą. Ponieważ uwolnił się od wszelkich par przeciwieństw, rozpłynęły się wszelkie jego wątpliwości, a węzły emocjonalne zostały zerwane. Najwyższej chwały godny jest ten, kto uwolnił się od poczucia własności. Dla niego garść trawy, garść kamieni czy garść złota są tym samym. Wszelkie przejawienie charakteryzuje się trzema cechami: harmonią, aktywnością lub inercją. Jednak dla mędrca aktywność i inercja wraz z ich pochodnymi: przywiązaniem, bólem, awersją, ignorancją, złością, przestały istnieć. Dlatego też jest on spokojny i trwa w stanie wewnętrznej równowagi. Któż inny, jeżeli nie wolny od pragnień mędrzec, wiedząc - nie wie, patrząc - nie widzi, a mówiąc -nie mówi? Kogo można porównać z wyzwoloną duszą, z tym, kto uwolnił się od wszelkich pragnień? Kogo można porównać z tym, czyje serce pełne jest zadowolenia, kto zawsze pozostaje obojętny na to, co przynosi los? Ten, kto uwolnił się od wszelkich ocen, od podziałów na dobre lub złe i postrzega jedność w wielości, niezależnie od tego, czy jest najbiedniejszym żebrakiem czy najpotężniejszym królem, zaprawdę stał się wielki. Czym jest rozwiązłość, a czym samokontrola; czym są zasady postępowania dla tego, kto ucieleśnia sobą niewinną szczerość? Czym jest determinacja dążenia do prawdy dla kogoś, kto sam stał się prawdą? Jak i komu opisać można to, czego wewnętrznie doświadcza ktoś, kto wzniósł się ponad pragnienia? Jego smutek rozwiał się bezpowrotnie, a on sam zadawala się spoczynkiem w jaźni. Stając się jednym z jaźnią, pozostaje ponad jakimikolwiek słowami. Staje się nieopisywalny. Nawet wtedy, gdy wydaje się, że śpi, on nie śpi, gdy wydaje się, że śni - nie śni, gdy wydaje się przebudzony - nie jest obudzony. Mędrzec pozostaje taki sam w każdych warunkach, będąc jedynie świadkiem wszystkich trzech stanów umysłu. Wolny od myśli, nawet wtedy, gdy sprawia wrażenie, ze myśli; pozbawiony organów zmysłów, nawet gdy wydaje się, że ich używa; wolny od inteligencji, nawet wówczas, gdy wydaje się, że coś rozważa i wolny od najmniejszego śladu ego, nawet jeśli sprawia wrażenie, że je posiada, mędrzec zatopiony jest w czystej świadomości, gdyż uwolnił się od iluzji bycia ciałem i umysłem. Taki błogosławiony człowiek nie ulega rozkojarzeniu nawet wtedy, gdy coś go rozprasza; nie medytuje w medytacji; nie jest otępiały w otępieniu i nie jest uczony nawet jeśli posiadł wiedzę. Nie jest ani szczęśliwy ani nieszczęśliwy, ani przywiązany ani nieprzywiązany; ani nie jest wyzwolony, ani nie pragnie wyzwolenia. Nie jest ani tym ani tamtym. W jaki sposób zwykłe słowa mogłyby oddać nieopisywalne? Wolny od idei czynu i obowiązku, wyzwolony mędrzec nie zastanawia się nad tym, co zrobił, lub czego nie zrobił. Gdy go wychwalają, nie odczuwa zadowolenia, a gdy go oskarżają, nie odczuwa irytacji. Ani nie cieszy się życiem, ani nie lęka się śmierci. Nie szuka towarzystwa, ani samotności. Dla mego bowiem nie istnieje pochwała ani ten, kto chwali; ani nagana ani ten, kto gani. Nie istnieje życie ani śmierć, ani żadne szczególne miejsce. Człowiek o spokojnym umyśle zawsze i wszędzie pozostaje taki sam, trwając zatopiony w nieskończonej błogości swej prawdziwej natury. Dżanaka formułuje swą ostatecznę konkluzję, obwieszczając nierzeczywistość wszystkiego, o czym można myśleć, mówić, lub co można sobie wyobrazić. W serii pytań wyraża swój stan głębokiej harmonii i spokoju. Wskazuje, że to co prawdziwe, nie może zostać skonceptualizowane ani wyrażone słowami. Najwyższąa prawdę można poznać tylko w jeden sposób - stając się nią: Przekazałeś mi, o wielki nauczycielu, czyste poznanie prawdy. Dzięki twojej łasce mogłem wykorzystać tę mądrość, by usunąć z głębi mojego serca cierń fałszywego rozumienia. Wraz z nim znikły wszelkie moje wątpliwości. Gdzież teraz są cele ludzkiego życia, gdzie praktyka rozróżniania dobra od zła? Gdzie jest przeszłość, gdzie przyszłość i czym jest terazniejszość? Gdzie jest przestrzeń, gdzie czas, i gdzie wieczność dla mnie, który trwam w swej chwale? Gdzie jest smutek, gdzie strach, gdzie niepokój, i gdzież jest wyciszenie i spokój? Gdzie dobro i zło, gdzie są pary przeciwieństw, gdzież jest niedwoistość i jedność wszelkiego stworzenia? Gdzie jest stan jawy, gdzie są sny i marzenia senne, gdzie głęboki sen i gdzież jest nawet stan transcendentalny? Gdzie jest powiązanie, gdzie wyzwolenie oraz poznanie siebie? Gdzie są święte nauki, gdzie jest umysł wyzwolony od przedmiotów zmysłów, gdzie samozadowolenie i stan wolności od pragnień? Gdzie jest fałszywe Ja" i gdzież jest jaźń dla mnie, który trwam od zawsze, wiecznie wolny, nienarodzony i ponad myślami? Gdzie jest poczucie Ja" i "moje", gdzie jest "to" i "tamto", gdzie są "oni" i "ich"? Gdzie jest życie i gdzie jest śmierć? Gdzie jest świat i gdzie są doczesne związki? Gdzie jest nieświadomość prawdy, gdzież jest urzeczywistnienie jej dla mnie, który trwam w swej chwale? Gdzie jest odległość? Gdzie jest bliskość? Gdzie jest zewnętrze? Gdzie jest wnętrze? Gdzie jest to, co materialne? Gdzie jest to, co subtelne? Gdzie jest pustka, gdzie są żywioły, gdzie jest ciało, gdzie zmysły i gdzie umysł dla mnie, który z natury jestem niepokalany? Gdzie jest wykonawca, gdzie jest ten, kto doświadcza, gdzie proces powstawania i zanikania myśli, gdzie jest bezpośrednie doświadczenie, a gdzie wiedza książkowa dla mnie, który jestem wiecznie bezosobowy? Dla mnie, który trwam zatopiony w sobie, mówienie o celu życia jest zbędne, mówienie o jodze jest bezcelowe, a nawet mówienie o mądrości nie jest na miejscu. Gdzie jest karma warunkująca działanie tego ciała, gdzie jest stan wyzwolenia za życia i gdzie wyzwolenia przez śmierć dla mnie, wiecznej niezmienności? Gdzie jest tworzenie i gdzie niszczenie? Gdzie jest cel, a gdzie środki? Gdzie jest ten, kto poszukuje i gdzie jest to, czego poszukuje? Gdzie jest świat i gdzie jest ten, kto pragnął wyzwolenia? Gdzie jest ten, kto poznał świat i gdzie jest prawdziwy mędrzec? Gdzie jest dusza zniewolona, a gdzie dusza wyzwolona? Gdzie jest ten, kto poznał prawdę, gdzie są metody poznania, gdzie cel poznania, a gdzież samopoznanie? Gdzie jest "coś" i gdzie jest "nic" dla mnie, który jestem wiecznie czysty i niedwoisty z natury? Gdzie jest przywiązanie i gdzie jest nieprzywiązanie? Gdzie jest iluzja, a gdzie transcendencja? Gdzie jest szczęście i gdzie cierpienie? Gdzie jest rozproszenie i gdzie koncentracja? Gdzie jest radość i gdzie jest smutek? Gdzie jest mądrość, a gdzie ignorancja? Gdzie są nauki duchowe, gdzie nakazy świętych pism? Gdzie jest uczeń i gdzie jest mistrz? Zaprawdę, gdzież jest teraz cel życia dla mnie, który jestem wiecznie czysty i wolny od działania? Gdzie jest istnienie i gdzie nieistnienie? Gdzie jest dwoistość i gdzie jest jedność? Gdzie jest aktywność i gdzie jej brak? Gdzie jest wyzwolenie i gdzie zniewolenie? Gdzie jest świat, gdzie jest indywidualna jednostka, i gdzież nawet jest nieopisywalny błogostan dla mnie, który jestem wiecznie niezmienny i niepodzielny? Cóż więcej można powiedzieć? Jak w słowach wyrazić niewyrażalne? Nic więcej ze mnie nie wypływa... I tak oto, w głębokiej ciszy, kończy się dialog między Asztawakrą i królem Dżanaką. Najwyższa Jaźń jest wszystkim. Oprócz niej nie istnieje nic. Spełnieniem życia jest samorealizacja. K O N I E C Tłum. Marek Oziewicz ---------------------------------------------------------------------------- ---- "Samorealizacja. Poznanie Absolutu" Stowarzyszenie Sathya Sai ul. Kard. B. Kominka 10/5 45-032 Opole Wydanie II. 2001 r. ---------------------------------------------------------------------------- ---- Od Tłumacza: Niniejsza książeczka zawiera rozmowę króla Dżanaki z młodym mędrcem Asztawakra, który wprowadził króla w tajniki najwyższej mądrości - w stan samopoznania. Dżanaka doznał oświecenia bardzo dawno, kilka tysięcy lat temu, lecz nauki znane pod nazwą "Asztawakra Gita" lub "Asztawakra Samhita" przetrwały do dziś. Przetrwały tysięclecia, ponieważ zawierają najczystszą prawdę, jaką można wyrazić słowami. Od niepamiętnych czasów niniejszy tekst stanowił lekturę mistyków, joginów, mędrców i świętych, którzy z radością zagłębiali się w tym objawieniu najwyższej prawdy. Dzięki swej niespotykanej klarowności, nauki te, wraz z Upaniszadami, uważa się za wyjątkowe w tradycji mistycznej. Przez całe tysiąclecia mistrzowie przekazywali je uczniom, którym służyły one jako doskonała metoda skupienia się na Absolucie. "Asztawakra Samhita " był ulubionym tekstem wielkiego dziewiętnastowiecznego świętego z Bengalu - Sri Ramakriszny, który przekazał go swemu najbliższemu uczniowi - Swamiemu Wiwekanandzie. W czasach nam współczesnych, Sai Baba, awatar naszej ery, w rozmowach ze swoimi wielbicielami niejednokrotnie wypowiadał się o tym tekście w samych superlatywach. Jedna z wersji "Asztawakra Gity" przetłumaczona na angielski przez Swamiego Nitjaswarupanandę z misji Ramakriszny nieodłącznie towarzyszy mi od ponad dwudziestu lat. Posłużyła mi jako wielka pomoc w edycji niniejszej księżeczki. Moim celem było przełożenie skomplikowanego języka starożytnej prozy na płynny, zrozumiały język współczesny oraz takie uproszczenie tekstu, by można go było zrozumieć bez konieczności sięgania do przypisów, komentarzy i wyjaśnień. Pozostawiłem w tekście szereg powtórzeń podstawowych idei, do których Asztawakra często powraca, aby podkreślić ich znaczenie. Po raz pierwszy dowiedziałem się o tych naukach dwadzieścia lat temu słuchając Sai Baby, kiedy to mówił o mądrości Upaniszadów i niedualistycznej filozofii wielkich mędrców takich jak: Waśiszta, Asztawakra, Zankara, Ramana Mahariszi czy Nisargadatta Maharadż. Wiele lat później, pracując nad edycją dyskursów Sai Baby na temat "Bhagawad Gity", zwróciłem uwagę na wielki szacunek, jakim Baba darzy Asztawakrę, którego wielokrotnie wspomina w swoich dyskursach. Dlatego też ten tekst, rozpoczyna się opisem pierwszego spotkania Asztawakry i Dżanaki zawartym w jednym z dyskursów Sai Baby. Mam nadzieję, że ta lektura, pełna najwznioślejszych i najszlachetniejszych idei, jakie może wyrazić ludzki umysł, pomoże ci, drogi czytelniku - tak jak mnie pomogła - w rozbudzeniu pragnienia poznania najwyższej prawdy. Według nauk wszystkich wielkich nauczycieli, którzy swym życiem urzeczywistnili Najwyższą Jaźń, samopoznanie jest ostatecznym celem ludzkiego życia. Jest to najistotniejsza wiedza, jaką możemy posiąść, bowiem: "Dopóki człowiek nie urzeczywistnił siebie, tak naprawdę nie wie nic. Gdy zaś zrozumie, kim naprawdę jest, będzie wiedział wszystko". tłumaczenie Marek Oziewicz Al Drucker, Crestone, Colorado, 10. 1994 r. ....................................................................... Tekst jest dostępny w sieci między innymi na stronie: http://www.seremet.org/bibl005.html Można też, ten starożytny tekst znaleźć na chomiku
  20. O inicjacjach szamańskich sporo się slyszy. Pozwole sobie dac na ten temat wykąłd Andrzeja Szyjewskiego o inicjacji szamańskiej, wykład z Uniwersytetu Jagielońskiego.
  21. Jak w temacie. Zapraszam do gorących dyskusji na wysokim poziomie kultury.
  22. Niedawno rozmawiałyśmy z przyjaciółką o Króliczej Norze. W trakcie dyskusji powiedziała, że przeszłość jest zawsze żywa. Te słowa zatrzymały mnie. Przeszłość, która odchodzi w niebyt, w każdej sekundzie życia miałaby być żywa? Niestety moja przyjaciółka miała rację. Przeszłość żyje w nas, w naszych sercach, w naszej pamięci. Tam jest żywa i co gorsze ma wpływ na naszą teraźniejszość i przyszłość. Ktoś może tu powiedzieć, że przecież przeszłość nas uczy, więc trzeba ją szanować i pielęgnować. Tak, uczy nas. Jest naszym bagażem doświadczeń, z których jak najbardziej czerpiemy wiedzę. Poza tym jednak jest martwa. Nic w niej nie zdołamy zmienić, nie mamy już na nią wpływu, a im dalej w przyszłość idziemy, tym staje się bardziej mglista i zakurzona, niewyraźna. Mimo to wciąż sięgamy do przeszłości, ożywiając ją. Co gorsza, bardzo często wydobywamy z niej to, co bolesne, przykre. Zrzucamy winę na nieboszczkę przeszłość i trwamy w niej, zamiast poczuć, czym może być zaczerpnięcie oddechu teraźniejszości. A przecież Zycie polega na Byciu w Tu i teraz. Przeszłość miła swoje przysłowiowe 5 minut. Była ?Tu i Teraz?, ale odeszła. Teraz jest ?Tam i Przedtem?. Po co więc ją ożywiać? Przeszłość nas kształtowała, nadała formę i treść tego, jacy jesteśmy dziś. Ale czy żyjąc w niej, nie pozwalamy by wciąż to robiła? Czy nie lepiej z wdzięcznością przyjąć od niej to, co było dobre, a odrzucić i zmienić to, co nam się nie podoba? Ja uważam, że jak najbardziej jest to wskazane. W przeszłości wiele jest bolesnych wspomnień, do których z masochistyczną lubością wracamy, zrzucamy odpowiedzialność za to, co Jest, na to, co Było. Pewna osoba powiedziała mi, że trudno wymagać od dziecka by wzięło odpowiedzialność za siebie, by kształtowało samo siebie. Rodzice, potem środowisko, kształtują nas poprzez nadawanie takich a nie innych matryc. Często tych samych, jakie i oni w sobie noszą. Z czasem przychodzą lęki, depresje i wizyty u psychoterapeutów, gdzie na dłużej można utknąć w przeszłości i zatrzymać się w miejscu. A tymczasem wystarczy uśmiercić przeszłość. W Króliczej Norce trzeba przywołać ją, spojrzeć w jej twarz i ustalić, co zatrzymujemy, jako spadek, co odrzucamy. Nasze bolesne doświadczenia są jakąś wiedzą, z której możemy czerpać, ale czy musimy wbijać sobie je w serce wciąż od nowa? Moim zdaniem lepiej jest pochować przeszłość, zostawić ją niczym fotografie w albumie wspomnień i tyle. Zamiast tkwić Tam, zacząć Być Tu i Teraz. Bo tylko w Tu i Teraz jest wieczność. Ktoś może powiedzieć, że łatwo mówić, gorzej zrobić, bo i blizny na duszy nie goją się nigdy. Nie zgadzam się z tym. Blizny na duszy można wyleczyć jednym cięciem. Wystarczy chcieć. Bo wracając i przeżywając od nowa to, co było, tylko je rozdrapujemy, nie pozwalamy się zagoić. I naprawdę można to zrobić szybko. Trzeba uświadomić sobie, czym były, a były doświadczeniem. Doświadczeniem, które dało nam jakąś wiedzę, miało miejsce i odeszło. Nie zmienimy tego, więc, po co sypać sól w rozdrapywane rany? Dziecko kształtowane przez rodziców nie ma wpływu na pewne rzeczy. Jednak, kiedy dziecko staje się dorosłym nie może już obarczać odpowiedzialnością przeszłości, za każdą nieudaną rzecz w życiu Tu i Teraz. Bo Tu i Teraz to my ponosimy odpowiedzialność za siebie. Jeśli wciąż pozwalamy sobą manipulować, jeśli nie robimy nic, by zmienić w nim cos na lepsze i kształtować siebie według nowych matryc, to pretensję możemy mieć jedynie do siebie, nie do przeszłości. Ta naprawdę jest martwa, więc nie ma, co już szarpać tego trupa. W książce Anthonego de Mello ?Minuta mądrości? jest taka oto przypowieść: ?- Jak mógłbym osiągnąć życie wieczne? - Życie wieczne jest teraz. Wejdź w teraźniejszość. - Ależ czy ja nie jestem obecny w teraźniejszości? - Nie. - Dlaczego? - Dlatego że nie zerwałeś z twoją przeszłością. - Dlaczego miałbym się rozstawać z moją przeszłością? Nie wszystko w niej było złe. - Z przeszłością należy się rozstać nie, dlatego, że była zła, lecz dlatego, że jest martwa.? Kiedyś żyłam przeszłością i oddychałam jej trupim jadem. Potem przeczytałam te minutową mądrość. Dziś wiem, że przeszłość można zostawić martwą jednym cięciem. A gdy się zdarza, że jakiś jej duch nawiedza mnie w teraźniejszości, zabieram go do Króliczej Nory i odsyłam tam, gdzie jego miejsce. Do grobu z napisem Przeszłość. Pozdrawiam
  23. Czym jest dusza? Pojęcie duszy odgrywa ważną rolę na wielu płaszczyznach życia. Mówi się o natchnionej duszy artysty czy mówcy, o menedżerze będącym duszą jakiegoś przedsięwzięcia. Mówimy także o „biednej duszyczce", o człowieku „małodusznym" lub „wielkodusznym", z „chorą duszą". Swoistość człowieka polega na tym, że posiada on duszę. Jakość, rodzaj duszy, a więc tego, co człowieka animuje – ożywia (łac. anima oznacza duszę), decyduje o jego istocie. Dusza może wywoływać negatywne skutki, posiada jednak również możliwość zainspirowania człowieka lub grupy ludzi do pozytywnych reakcji. Bez natchnienia przez duszę nic nie może dojść do skutku. Przywódcy ludzkości i narodów poprzez wzmocnienie sił, na które dusza ludzka wydaje się wrażliwa i które nadają kierunek myśleniu, woli, odczuwaniu i działaniu wielu ludzi, mogą wcielać w życie zmiany polityczne, społeczne i gospodarcze. Miliony mogą w ten sposób zostać opanowane przez jakąś ideę. Idea ta, jednocześnie ożywiająca i ożywiona, konkretyzuje się w jakiejś szczególnej, materialnej, fizycznej strukturze. W strukturze tej można ludzi trzymać uwięzionych. Odnosi się to głównie do polityki, religii i spraw socjalnych. Zawarta w duszy tego rodzaju idea wypiera wszystko, co się jej sprzeciwia, prowadzi do tego, że stworzona struktura staje się dogmatem. Życie człowieka natchnionego „duszą" czegoś, staje się niezrozumiałe dla osób, które tego uduchowienia nie znają. „Jak to możliwe?", „Jak może on tak postępować?" – takie pytania padają wobec jego niektórych zachowań. Nie jest zrozumiałe, co go w tym kierunku porusza, co go ożywia. Człowiek przeniknięty tego rodzaju inspiracją jest przez nią w znacznej mierze kierowany. Nie zdaje sobie sprawy, że jego czyny mogą być – jeśli się na nie spojrzy obiektywnie – fatalne i nikczemne. Możemy też stwierdzić, że człowiek nie znający swej duszy nie jest świadomy tego, co leży u źródła jego postawy życiowej. Pytanie: „Czy znasz swą duszę?" zawiera w sobie pytanie: „Czy znasz samego siebie?". Albowiem rodzaj, struktura i formuła magnetyczna* duszy decyduje o tym, kim człowiek jest, co czyni, jakie są jego odczucia i reakcje. Jedynie poznanie samego siebie może prowadzić do wolności. Jedynie poznanie duszy pozwala człowiekowi osiągnąć świadomą, nową postawę życiową. Jak do tego dochodzi? Czy duszę, element statyczny, można badać, analizować, określać? I czy prowadzący te badania człowiek jest obiektywny? Przecież od urodzenia doświadcza oszałamiającej pełni wrażeń zmysłowych, podlega wpływom zewnętrznym i wewnętrznym: pochodzącym z powietrza, z pożywienia, od innych ludzi, ze środków masowego przekazu, ze środowiska społecznego, z kręgu religii i polityki. Człowiek – bez jakiejkolwiek ochrony – poddawany jest dźwiękowemu i wzrokowemu „bombardowaniu" wszelkimi bodźcami. Różne ruchy, rozmaite systemy zalewają go swymi ideami i hasłami. Dusza człowieka nie pozostaje przy tym nietknięta. Nikt w tym zalewie nie pozostaje wolny od wpływów. Dusza daje się unieść tej powodzi. Nie można być wolnym, nie znając własnej duszy! Jeśli nie poznamy samych siebie, to w każdej chwili możemy znaleźć się w sytuacji, w której dusza – w sposób przez nas nie uświadomiony – popchnie nas do czynu, którego uprzednio u innych ludzi nie rozumieliśmy, a nawet potępialiśmy. Albowiem dobro i zło są sobie bardzo bliskie. Ten, kto daje się powodować wpływami tej natury, kto daje swej duszy w nich utonąć, żyje tak samo jak ci, których uczynków nie akceptuje. Nasze życie świadczy o inspiracji, która aktualnie nami powoduje. Jeśli to, co nas ożywia, jest ograniczone i nastawione na materię, wtedy nasze dążenia skierowane są na utwierdzanie samych siebie, na osiąganie sukcesów, na realizowanie materialnych pragnień. Może to być budowa pięknego domu lub kolekcjonowanie wartościowych książek. Nic poza tym nie jest dla nas ważne. Powstaje wtedy pytanie: „A niby czemu miałbym się tym zajmować?". Człowiek skupiony na tego rodzaju materialnym życiu jest co prawda bardzo operatywny, ale tylko na swój własny użytek. Na tego rodzaju walce i żądzy posiadania upływa mu życie. Gdy przychodzi starość, czuje się osamotniony i oniemiały wobec słów: „Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz". Istnieje jednak wielu ludzi, którzy z powodu pewnego wewnętrznego niepokoju zajmują w życiu zupełnie inne stanowisko. Stawiają oni dręczące pytanie o przyczynę rzeczy i nie zadowalają się odpowiedzią, której udziela im ten świat. Odczuwają głód innej strawy niż ta, której dostarcza świat materialny. Ten głód każe im zadawać ustawiczne, naglące pytanie o istotę rzeczy, przeszywające niby miecz. Jeśli ten miecz dosięgnie samego serca człowieka, wyrwać go potrafi jedynie ten, kto zna właściwą odpowiedź. Człowiek żyje w sieci fundamentalnej niewiedzy, w ciemności. Jeśli niewiedza ta nie zostanie pokonana, świat nie ulegnie zmianie. Duszą niewiedzy jest Lucyfer. Siłę tę nazywa się też „siłą o głowie lwa" lub Authadesem. W filozofii buddyjskiej nosi ona miano Mary, „goryczy", „śmierci", „tego co zabija duszę". Jest ona korzeniem wszelkiego ludzkiego cierpienia. Jej metodą jest stwarzanie pozorów, wprowadzanie w błąd, które prowadzi do świata iluzji. Człowiek oczekujący od niej odpowiedzi pozostaje w końcu jedynie z materią tego świata w rękach i goryczą w ustach. Tak więc w człowieku zdają się mieszkać dwie dusze: lucyferyczna oraz głęboko ukryta pierwotna dusza boska. „Dwie dusze mieszkają w mojej piersi" – wzdycha Faust. Z jednej strony niewiedza więzi człowieka, pasożytuje na nim, pleni się bujnie i wywołuje ustawiczne cierpienie. Z drugiej strony – podobna do zranionego ptaka z podciętymi skrzydłami – jest w człowieku i boska dusza, zaczątek duszy duchowej. W książce Heleny Bławackiej Głos ciszy czytamy: „Zaprawdę, niewiedza jest jak zamknięte i pozbawione powietrza naczynie; a Dusza jak ptak zamknięty w jego wnętrzu. Nie śpiewa, nie wzrusza piór, a niemy i odrętwiały ptak siedzi i umiera z wyczerpania"**. * W zależności od formuły magnetycznej dusza przyciąga lub odpycha określone wartości, idee, zjawiska. ** H.P. Blavatsky „Głos ciszy", ETHOS, 1996, s.42. Źródło: Pentagram, Nr 17/1992. Blok tematyczny: Boskie prajądro człowieku. ..................................................... Źródło: http://www.rozokrzyz.pl/czym-jest-dusza/
  24. Pieśń Mocy - podobno każdy z nas nosi ją w sobie. Jest oczyszczeniem, tarczą ochronną, pomocą, odnową. Jest czymś, co wyrywa się z nas, daje nam siłę. Ten kto odrzuci lęk, wstyd, kto zdoła sie otworzyć na moc w sobie, na życiodajna siłę w sobie, ten uzsyka pieśń. Kiedy pierwszy raz się zetknęłam z pojęciem pieśni mocy, wydawało mi się, że to po prostu wyśpiewane słowa, moze jakiegoś szamana z ksiazki (np z Harnera "Droga szamana"). Tymczasem pieśń nie nadchodziła, a ja nie przejmowałam sie tym, bo nie mam za bardzo glosu. Pewnego dnia jednak moja pieśń uleciała ze mnie, śpeiwała się długo, słowa płynęły same, tak samo jak melodyjność, rytm i tempo. To było jedno z najważniejszych oczyszczań. Proponuję każdemu by pozwolił swej pieśni się uwolnić.