Hrefna

Użytkownicy
  • Zawartość

    545
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Hrefna

  1. No ale przecież cała wartość tego, do czego się dojdzie mieści się w samodzielnym odkryciu/odnalezieniu/doświadczeniu tego... Czy są ludzie, którzy wolą, żeby inni za nich czuli? Albo kopiujący uczucia swoich poprzedników? Ech, wszystko sprowadza się chyba jak zwykle do piramidki priorytetów i odwiecznej kontrowersji między "mieć" a "być"... ja wolę nie mieć, ale być na całego. Niezależnie od tego, ile mnie to wysiłku kosztuje.
  2. No ale do tego nie potrzeba ideologii, wystarczą opracowania np. Instytutu Żywności i Żywienia. Będzie bez gdybania, naukowo i w oparciu o badania na żywym, ludzkim materiale - w dodatku z naszych terenów więc bez możliwości przyczepienia się, że do jakiejś opcji żywnościowej klimat nieodpowiedni itd.
  3. Ja dłuuugo chciałam sobie kupić Młot. Może nie do końca czulam się gotowa - jeśli bogowie nie inicjują kontaktu, ja go zwykle nie szukam (podobnie jak z ludźmi zresztą ). Aż w końcu go dostałam, od osoby, od której prezentu w ogóle bym się nie spodziewała. Po wielu zadrach, awanturach, wzajemnym ranieniu się i dwóch latach milczenia napisał mi nagle "Płynę na Gotlandię, co Ci stamtąd przywieźć?" - i wiedziałam, co zamówić... A Mjollnir jest zawsze symbolem więzi z Panem Grzmotu i powierzeniem się pod jego opiekę. I to działa jak cholera. Ale jedynie dla tych, którzy nie dość, że uznają jego istnienie, świadomie oddają mu się pod opiekę, to i jeszcze uczczą i za tę opiekę miodu poleją... dla mas metalowej młodzieży, która go nosi "bo tak" - po prostu nie działa, jest wisiorkiem bez znaczenia... Młot pomaga tylko tym, którzy nie stronią od jego Właściciela.
  4. A ja jednego nie rozumiem - jakie mają znaczenie prywatne wybory żywieniowe? Po co dorabiać do nich jakąkolwiek ideologię? Albo jej dla nich szukać? Po co o tym w ogóle gadać? Ktoś je mięso - jego wybór, ktoś je odrzuca - jego wybór. Ktoś, nie chcąc krzywdzić żadnej żywej istoty (bo przecież różne badania, m.in biochemiczne i bioelektryczne potwierdziły zarówno odczuwanie bólu przez rośliny, jak i odczuwanie przez nie empatii, i nie ma to żadnego znaczenia, że są to organizmy tak dalekie od naszego, że ich ból wydaje się nam być kompletnie abstrakcyjny) zostaje frutarianinem (jedyna w sumie opcja żywieniowa minimalizująca krzywdzenie i ranienie innych żywych istot, chociaż i tu sprawa jest śliska, bo wtedy pożera się płody, życie poczęte :> ) - jego wybór. Bo dyskusje o etycznym znaczeniu zawartości talerza zdają mi się być dość zabawne... to może doróbmy również etyczne ideologie do równie prywatnych spraw, jak łóżkowe pozycje? Ktoś lubi na "pieska" - to jest nie w porządku, bo nie patrzy w ekstazie w twarz partnera? Ktoś lubi w kakaowe oczko, jest potępiony przez Biblię jako sodomita i w ogóle jest be bo zrzuca nasienie nie tam gdzie trzeba? Moim zdaniem dyskusje o preferencjach żywieniowych są tak samo sensowne, jak te o seksualnych... do każdych prywatnych wyborów można dobrać jakąś gotową ideologię, których na świecie jest multum lub stworzyć własną...
  5. Szepcie, na litość wszystkich bogów, z małolitościwym Thorem włącznie :D Bardzo Cię proszę, edytuj ten post i usuń ewidentnie bzdurny ostatni akapit, od słów "Wykorzystaj go i ty" - nie dość że dezinformacja to przecież kompletny bzdet
  6. Dobrze widzisz :D
  7. Wiara musi iść za doświadczeniem... kiedy Tamta Strona zwraca na kogoś uwagę, jedyną funkcją wiary jest uznanie doświadczonych doznań za realne, nie za wytwory własnej głowy czy halucynacje... Wiara jako wybór tego, w co chce się wierzyć, niepoparta odczuciem, doznaniem, doświadczeniem, jest dla mnie martwym konstruktem. Oczywiście nie zamierzam tu być arbitralna, każdy czuje to po swojemu... są tacy, którzy potrzebują jakiegoś zestawu, schematu, przyjętego na wiarę, by na nim oprzeć swoją konstrukcję świata. Ja działam odwrotnie - do odczuwanej konstrukcji świata dostosowuję to, co (ewentualnie) przyjmuję na wiarę - czy raczej zestaw symboli najbardziej spójnie z tą wizją świata się łączących... W każdym razie sądzę, że najsensowniejszą drogą jest doznanie, następnie uznanie go za rzeczywiste, i na ostatnim miejscu przyjęcie takiego zestawu religijnych symboli, który najmniej się z tym doznaniem kłóci. Sama przez wiele lat byłam ateistyczną, czy raczej panteistyczną druidką, później druidką przyjmującą do wiadomości istnienie bogów, ale nie chcącą mieć z nimi do czynienia, starając się nie wchodzić im w drogę i oczekując, że oni postąpią tak samo, później zaczęło to ewoluować, w końcu druidką wchodzącą z bogami w rozmaite konszachty ku obopólnej korzyści, aż - razem ze zmianą panteonu, przez Tamtą Stronę, nie przeze mnie zaproponowaną i zainicjowaną, doewoluowało do twardo politeistycznego heathenry, ze sporym naciskiem na seidhr, chociaż to akurat nie jest elementem religijnym, a kulturowym - zawsze magia była w moim życiu obecna, nazywałam się guślarką czy wiedźmą, mogę nazwać się i seidhrkoną, a nie ja pierwsza tego określenia w stosunku do siebie użyłam. Ciekawe, jak rozwinie się dalej... bo kto się nie rozwija, a tkwi w jakimś punkcie, ten się de facto cofa....
  8. Czep się tramwaju z tą wielką mistrzynią i czerwoną kiełbasą. Runy nie są mocą jako taką. Są narzędziem. Tyle że narzędziem sprzężonym (zresztą dokładnie tak samo jak Ogham) z pewnym bardzo czułym ...mechanizmem, jakim jest Wyrd, Sieć Życia, Los, Przeznaczenie. I służącym dłubaniu w nim, zamykaniu pewnych możliwości a otwieraniu innych. I nie ma w tym nic z "energetyki" czy ich własnego życia... Są jak... wiertarka. W rękach umiejących nią operować będąca narzędziem niezwykle użytecznym, w rękach, które nie potrafią sobie z nią radzić, niebezpiecznym nawet dla samego operującego. Same w sobie nie mówią, mówić i wabić może ich... odkrywca. Wtedy należy uważać, bo to gracz zawsze grający znaczonymi kartami... "Nastawienie" run moim zdaniem może być wynikiem jedynie autosugestii... Chociaż z drugiej strony można czuć pociąg do młotka albo wiertarki i uważać, że do nas "mówią"... Runy działają, kiedy zostają użyte. Oczywiście, zupełnie inne jest ezopodejście do run, należy jednak mieć na uwadze, że z tradycyjnym, z tym, jak runy były stosowane w kulturze dla nich natywnej nie ma to nic wspólnego. Podejrzewam, że takie same wrażenia "przemawiania" czy "wibracji" można by odnieść, stworzywszy sobie zestaw krążków, na których widniałby nasz zwykły alfabet czy (dla większego bajeru) np. alefbet hebrajski... Moc run wynika z ich znajomości przez używającego i umiejętności ich zastosowania. Dlatego zawsze aktualny pozostaje cytat z sagi o Egilu Skallagrimsonie - Skalat maðr rúnar rista, nema ráða vel kunni - specyficzne i bardzo skuteczne narzędzie w rękach nieumiejących się nim posługiwać może przynieść więcej szkody niż pożytku. Zarówno dla samego stosującego, jak i tych, którym usiłuje nim "pomagać" lub na ich los wpływać. I tu również kłania się Saga o Egilu... Ba, dotyczy to nawet podglądania Losu, bez świadomości, że już samo użycie wróżby runicznej wpływa na Wyrd, zamykając w niej szanse i możliwości inne niż pokazana przez wróżbę. A... i runy nie mają nic wspólnego z "rozwojem duchowym", czymkolwiek by nie był... zamiast "rozwoju duchowego", jeśli chce się je skutecznie i właściwie stosować, sensowniejsze byłoby raczej zagłębienie się w kulturę i mitologię ludów Północy - znajomość mentalności ludów, które runy stosowały - i - choćby bierna znajomość - przynajmniej jednego z języków, do których zapisu służyły jest niezbędna... Generalnie, za radą przedmówcy i ja polecam kontakt z Szerszeniem i jego stronę - http://runy.net.pl - choć może to być przeżycie nieco... podcinające skrzydła i sprowadzające na ziemię. A... i "Pismo runiczne" R.I. Page. I - z polskojęzycznych (bo tymczasem pominę międzynarodowe, anglojęzyczne, mailingowe społeczności runistów) - http://futharkforum.pl - naprawdę wartościowe miejsce wymiany informacji i doświadczeń ludzi, którzy z runami w ujęciu tradycyjnym obcują od dość dawna. Trzeba tylko przebić się przez sito odsiewające (czasem w dość brutalny sposób) nadmiar ezoteryki i rozwojów duchowych.
  9. Zależy od przyjętego słownika. I takie coś bywa nazywane urokiem... i odczyniane jak urok.
  10. Tyle tylko, że w kwestii uroków sprawa powyżej została sprowadzona jedynie do tych naginających czyjąś wolę uroków miłosnych. A sposobów uroczenia jest sporo - oczywiście zazwyczaj negatywnego uroczenia - jak choćby sprowadzenie na kogoś wysypki albo długiej, uporczywej sraczki... Oczywiście są również i takie naginające czyjąś wolę... ale także po to, żeby raz a dobrze się od nas odchrzanił, a nie żeby go zwabić... albo dodających mu wiary w siebie na przykład.
  11. Jeszcze dobrze byłoby zbadać tarczycę, pod kątem niedoczynności. Często niedoczynność tarczycy albo choroba Hashimoto dają podobne objawy, i bez dobrej diagnostyki mogą być mylone z zespołem stałego zmęczenia.
  12. Na Wołyniu wielu było "naszych"... państwo ruskie ksztaltowali Waregowie... więc z tym ciągnięciem na Północ wcale nie jest tak bez sensu (jeśli chodzi o pozostałe merytoryczne treści, nie mam czasu teraz pisać mądrego posta... wysmażę coś jak trochę odpocznę ;) )
  13. Po pierwsze przed bogami północy nie pada się w ogóle na twarz, ale raczej popija z nimi miodu, jak ze starszymi krewnymi... cały dowcip w zupełnie odrębnym od obiegowego rozumienia pojęciu boskości, wspólnym zresztą ludom indoeuropejskim, a w popularnej świadomości zaburzonym przez naleciałości judeochrześcijańskie i helleńskie - praeuropejskie... Po drugie, runy są bezużyteczne bez wgłębienia w kontekst kultury, która je wytworzyła. Podobnie jak Ogham będzie pusty bez wgłębienia w kontekst celtycki... podobnie jak grażdanka jest bezużyteczna bez znajomości rosyjskiego... to przede wszystkim są alfabety... Po trzecie nie rozumiem sensu drwiny zaczynającej post poprzednika. Jakiś kompleks ezoteryka wobec wyznawców i treści natywnych europejskich religii?
  14. Najlepsza na polskim rynku i po polsku, jeśli chodzi o hm... właściwe podejście do run a nie ezobzdety
  15. Tygiel tyglem, geny genami... A każdy może sądzić jedynie po sobie - mnie mentalność Wschodu jest obca i w pewnym sensie wstrętna, podobnie jak judeochrześcijańska zresztą. Sama wychowywałam się w rodzinie ateistycznej, jeśli pominąć nianię, która wprawdzie była z Podlasia i była szeptuchą, ale przekonaną mocno o własnym chrześcijaństwie prostą kobietą. Pozostałe sprawy to wybory życiowe i układy ludzko-boskie, które doprowadziły mnie do miejsca, w którym jestem, a przyjmując pewien paradygmat, dla zachowania spójności własnego światopoglądu, która uważam, że jest bardzo istotna, przyjęłam go z pełnym dobrodziejstwem inwentarza, w którym zamyka się i stosunek do smoków, zgodny z moją podświadomością (pamięcią genetyczną?) jak się okazało w praniu. Ale w sumie możemy przyjąć pełen solipsyzm...
  16. Wiesz... ja przez wiele lat przyjmowałam pryzmat bajek fantasy, gdzie smoki są dobre, madre i niejednokrotnie są obrońcami świata przed złem wszelakim. Ale to było nadrukowane na wierzchu... pod spodem MIALAM WRAŻENIE, że nic o smokach nie ma, a jednak to, co gdzieś tam na dnie siedzialo, bylo zgodne z podejściem zachodnim. Nie podejściem autorów fantastyki i nie wschodnie zdecydowanie, chociaż chińskie bajki dorwalam w biblioteczcze dziadków mając z 5 lat i z zapartym tchem czytalam (na co by mi dziadkowie nie pozwolili zapewne, bo sporo tam bylo seksualnych aluzji - nie do smokow oczywiscie ) - powinnam tez miec zdecydowanie semicka mentalnosc egipska, skoro pierwsza ksiazka, ktora od deski do deski przeczytalam, w wieku lat niecalych 4 byl "Faraon" Prusa... Wdrukowanie sobie a pełne odczucie to jednak imho różne rzeczy...
  17. Ale nie w pełni - na zasadzie znania i rozumienia konkretnego symbolu, ale nie wewnętrznego "czucia" go - bo stanowią element pewnej całości z tej mentalności wynikającej.
  18. o to to. Choć część rzeczy załatwia jednak również pamięć genetyczna... Biologii nie przeskoczymy, choćbyśmy nie wiem jak duchowo się rozwijali (przypomina mi się niejaki H., z czasów przedezoforowych, za to rozkwitu for neopogańskich, który twierdził, że dzięki medytacjom uda mu się usunąć z organizmu DNA, będące jedynym czynnikiem uniemożliwiającym mu przenikanie ścian...) Jeśli chodzi o wschodnią mentalność - Bahamo, czy padłabyś na twarz przed człowiekiem, który gniewa się na Ciebie, a Ty mu zawiniłaś? Ten typ przeprosin wciąż traktowany jest jako obowiązujący u większości ludó dalekiego wschodu, tych skośnych właśnie.. sama widzialam, jak Wietnamka w lepszego autoramentu knajpie wietnamskiej w Wawie na Długiej, robiąca tam za kelnerkę w ten sposób przepraszała wkurzonego na nią właściciela. Takąsamą scenę pokaano zresztą w programie M. Gessler - i oczywiście też miała miejsce w knajpie identyczne w sobotnim dokumencie TVN o wywiadach przed egzekucją w Chinach... tam rodzina mordercy w ten sposób przepraszała rodzinęofiary i prosiła o zgodę na wyrok z odroczeniem kary śmierci na 2 lata... Czym innym jest zestaw pojęć i symboli, jakim posługuje się konkretne kultura, a czym innym jednak rzeczywiście głębokie wniknięcie w mentalność, która ten zestaw pojęć i symboli wytworzyła. Zestaw pojęć i symboli można oczywiście przyswić, zrozumieć, zintelektualizować i do pewnego stopnia poczuć. Ale żeby poczuć w pełni, trzeba labo wzrastać od początku wśród bodźców dla tej kultury charakterystycznych (białe dziecko wychowywane w Hanoi przez wietnamską rodzinę, praktycznie bez kontaktu z innymi białymi), albo być z tą kulturą związanym genetycznie i przez pamięć pokoleń... Inaczej nie ma siły... Osoba wychowywana na Wschodzie, wśród Azjatów, ale w rodzinie białej i w stalym kontakcie z bodźcami swojej kultury mentalności wschodniej w sobie nie wykształci do końca.,, bo bodźce kształtujące mentalność przyswaja się w bardzo wczesnej fazie dzieciństwa i zdecydowanie poza świadomością.
  19. a mitologia wiąże się z kulturą i mentalnością i z nich wynika. Europejczyk, choćby bardzo się starał, nie nabierze mentalności Azjaty. I vice versa. Dlatego przyjmowanie obcych pryzmatów, bo są ładne i ciekawe, nie jest dobrym rozwiązaniem...
  20. Zależy od kultury... U południowych Słowian na przykład żmij, zmaj, zmiej - to określenia i węża i smoka...
  21. Można jeszcze dodać, że w tradycjach europejskich smoki są zdecydowanie chtoniczne, związane z ziemią (w wielu językach, zwłaszcza słowiańskich "smok" i "wąż" określane są tym samym słowem) - w tradycjach germańskich siedzą u korzeni Jesionu, są związane z Dołem, podobnie w tradycjach celtyckich - są podziemne lub ewentualnie zamieszkują groty, co też jest chtonicznym symbolem. W odróżnieniu od smoków azjatyckich, zdecydowanie ognistych i uranicznych, zwykle pojawiających się w locie, na niebie... duże znaczenie jak sądzę przy interpretacji kontaktu z nimi ma tradycja, z którą się identyfikujemy - bo symbole są zawsze same w sobie płynne i muszą przez jakiś pryzmat być identyfikowane - ważne, by pryzmat, który się przyjmuje był spójny i jednolity...
  22. OOO, Asztoret - witaj
  23. yyy... przepraszam, a rytuał sprowadzał się po prostu do zapalenia dwóch świeczek w intencji? Magia tak nie działa, tak działa raczej programowanie własnej podświadomości... Jedno blisko drugiego, ale zdecydowanie nie jest tym samym. Możesz być spokojna - świeczka po prostu sobie zgasła i nic więcej się nie stanie. Chyba, że faktem tego zgaśnięcia nakręcisz swoją podświadomość i wkręcisz sobie jakieś przekonania i obawy... Oczywiście MOŻESZ dorabiać sobie do tego najróżniejsze ideologie, jakie Ci wygodnie sobie dorobić - np. jeśli świeczka symbolizująca Ciebie zgasła, znaczy, że sięodkochasz, facet, dla którego robiłaś ten rytuał, przestanie Cię interesować itd. Co tylko Twoja wyobraźnia i podświadomość podpowiedzą - zależy to też oczywiście od konkretnego celu rytuału i jakie znaczenie przypisałaś sobie do wypalenia się obu świec do końca.
  24. Nie musi być wrogo nastawione. Może być po prostu ciekawe. Jeśli to Odyn, prędzej czy później rozszerzy swoje zainteresowanie i pokaże Ci, o co mu chodzi. Moim zdaniem.