Hrefna

Użytkownicy
  • Zawartość

    545
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Hrefna

  1. Też tak mam, że próba czyjegokolwiek patrzenia w moją przyszłość pupeczką zbitą się zwykle kończy. Nie moją :D Już prędzej dywinacja w ramach pytania o ogólny trend w danej sytuacji i poradę dotyczącą wyboru najwłaściwszego sposobu działania... ale w sumie to się już do wróżenia nie zalicza... I też często chybia bo okazuje się, że ogólny trend wcale nie jest taki, jak "wróżący" zobaczył EDIT UWIELBIAM antywulgaryzmowy mechanizm tego forum, zawsze mnie rozczula :DDD
  2. Droga Elzo, nie wartościuję moralnie, nazywam tylko rzeczy po imieniu. Tym bardziej jako w pewnym sensie amoralna - a więc pozostająca poza pojęciami dobra i zła, wiedźma. Oceniam jedynie zgodność postawy i głoszonych poglądów z działaniem. Zdaje się, że wiem, do czego pijesz - i muszę z przykrością stwierdzić, że robisz to jak zwykle jadowicie, za to pod względem logicznym w sposób bardzo nieudolny. Jeżeli ktoś działa niezgodnie z tym, co głosi lub jest w jego imieniu głoszone przez wspólnotę, której częścią jest i to podkreśla, jest hipokrytą, proste jak drut. Zwłaszcza gdy wiedza o tym, jakie zasady obowiązują członków wspólnoty, z którymi ktoś się identyfikuje jest powszechnie dostępna, nie jest w żaden sposób utajniona i wymaga jedynie małego zainteresowania się i ruszenia głową. Nieznajomość prawa nie jest w żadnym systemie prawnym czynnikiem usprawiedliwiającym jego nieprzestrzeganie, zatem zwracanie uwagi na sprzeczności czyjejkolwiek postawy z tym, co głosi grupa, z jaką dany ludzki egzemplarz się identyfikuje, nie jest wykorzystywaniem jego niewiedzy, ale raczej zwracaniem uwagi na braki w wiedzy, ewentualnie właśnie piętnowaniem niezgodności blablania z działaniem. Tym bardziej, że religia nie jest dodatkiem do życia i tylko etykietką, którą sobie doczepiamy, ale jest tego życia integralnym składnikiem, a życie w zgodzie z wymaganiami, jakie stawiają bogowie, których się czci i wspólnoty religijnej, do której przynależność się deklaruje jest chyba dla wyznawcy dowolnej religii rzeczą podstawową... a przynajmniej powinno być. Jest to zatem działanie raczej dla dobra osoby, której postawę się publicznie piętnuje, a nie przeciwko niej, czy jak raczyłaś to określić, "stosowaniem podstępu" czy "podkładaniem świni". Zwracanie uwagi na czyjąś niewiedzę i niezgodność postawy z deklaracjami (bo jako część grupy, z którą jedność się podkreśla, człowiek przyjmuje automatycznie zasady funkcjonowania tej grupy za własne, a jeśli nie jest w stanie tego zrobić, opuszcza grupę, to przecież oczywiste) nie jest wykorzystywaniem jego nieświadomości. Jest po prostu zwracaniem uwagi na niewiedzę i zgodnie z własną wiedzą wyjaśnianiem zasad, których rozmówca albo nie zna, albo nie rozumie, albo nagina według własnego widzimisię, a to ostatnie czyni go człowiekiem fałszywym i hipokrytą. "Są trzy świece, które rozświetlą każdy mrok - Prawda, Natura i Wiedza". Ta triada nie jest w żaden sposób niezgodna z postawą asatryjczyka, zatem jak najbardziej mogę się nią w życiu nadal kierować. Pojęcie prawdy już wyjaśniłam. Natura - pojęcie tak szerokie, że trudno je opisać, zresztą opis nie należy do tematu, chyba że zacytuję fragment wypowiedzi z innego forum, osoby, z której poglądami nie zgadzam się niemal po całości, co nie przeszkadza jednak uznać za słuszne tej części tychże poglądów, która jest... słuszna - "religie wszechogarniającej miłości i pokoju mogą sobie mieć ładne założenia, ale prędzej czy później natura i tak robi swoje"... Istotny w tym poście jest trzeci składnik triady - Wiedza. Jest w życiu niezbędna. I bardzo istotna staje się, kiedy zaczyna dotyczyć tak ważnej składowej życia, jaką jest religia. Usprawiedliwianie się jej (wiedzy) brakiem w sytuacji postępowania ewidentnie sprzecznego z zasadami obowiązującymi wszystkich wyznawców danej religii, czy też wszystkich ludzi identyfikujących się z daną wspólnotą religijną (nie dotyczy to zresztą jedynie religii - powracając do przytoczonego gdzieś wcześniej przykładu "uczciwego złodzieja" z przedmiejskiego warszawskiego osiedla - należący do grupy złodziej, który okradłby sąsiada i usprawiedliwiał się tym, że nie wiedział, że "swoich" okradać nie należy naraziłby się na dintojrę - lincz i dla wszystkich oprócz niego taka konsekwencja byłaby oczywista) w żaden sposób takiego postępowania nie usprawiedliwia (człowiek dorosły widząc, że ktoś mu wytyka braki w wiedzy powinien ją natychmiast uzupełnić lub przyznać, że nie ma racji, człowiek ambitny powinien ją posiąść w tym stopniu, by umożliwiła zbicie argumentów przeciwników w dyskusji) - a wytykanie tej niewiedzy w sytuacji, gdy czyjaś postawa otwarcie przeczy powszechnie znanym zasadom obowiązującym wszystkich określających się jakąś nazwą (np. tych "uczciwych złodziei") staje się w pewnym sensie obowiązkiem każdego człowieka traktującego prawdę, rozumianą tak, jak opisałam to powyżej, jako jeden z podstawowych drogowskazów postępowania. Zresztą w takim ujęciu Prawda i sama jest cnotą w rozumieniu asatryjskim, jedną z Dziewięciu, i stanowi składnik innych, takich jak Odwaga, Honor, Wierność i Samodyscyplina. Widzę nieprawdę - nazywam ją nieprawdą. Mam do tego prawo, a być może również taki obowiązek. Nie obchodzi mnie przy tym, czy coś jest "dobre" czy "złe" - "uczciwy złodziej" z punktu widzenia powszechnie obowiązującego prawa jest "zły" - a jednak żyje w prawdzie... Pogarda nie jest cnotą, to fakt - ale po po pierwsze cnoty nie są przykazaniami - to drogowskazy, według których się żyje. Nic takiego, jak dekalog i nie jest z góry powiedziane, co się na każdą z nich składa, każdy ma prawo rozumieć je po swojemu. I po swojemu rozumie. Moim zdaniem, być może nie tylko moim, ale za innych nie będę się tu wypowiadała, bo w religii, której się dedykuję, brak z góry ustalonych zasad, nakazów i zakazów i ich zmienność w zależności od danego człowieka jest jedną z rzeczy bardzo pięknych. Nie są też wymogami stawianymi przez wspólnotę, są po prostu drogowskazami, według którego ja i mi podobni staramy się żyć. I są relatywne w zależności od konkretnej sytuacji i priorytetu. Przy tym pogarda jest pojęciem z jakby innej kategorii niż dziewiątka, podobnie jak szacunek. Jest emocją, czymś co się czuje. Podobnie jak na przykład miłość. Miłość nie należy przecież do dziewięciu cnót, a czy przez to, że jest asatryjką, matka nie kocha dziecka albo tłumi swoją miłość macierzyńską - bo przecież nie jest ona cnotą? Ja hipokrytami gardzę. Pogarda to emocja. Takie są moje emocje.W Dziewiątce nie ma nic, co wymaga lub zabrania odczuwania emocji i ich uzewnętrzniania. A pewne postawy, które prezentuję, wiążą się między innymi z taką strofą: Chociaż w wypadku rozmów z Tobą, dawno powinnam wyciągnąć naukę z innej: Mimo że zarówno Pieśń Loddfafnira, jak i cała Havamal nie jest pismem "świętym", czy "natchnionym" w odróżnieniu od pism religii objawionych, zawierają jednak wiele wskazówek bardzo ułatwiających życie... I mimo że cierpliwość również nie należy do Dziewiątki, sama dziwie się sobie, że wobec Twoich wszędzie prezentowanych personalnych ataków (poczynając od miejsca, w którym byłaś gościem i zostałaś tam zbanowana z powodu ewidentnego i notorycznego łamania zasad gościnności - bo obowiązują one zarówno gospodarza, jak i gościa, a gospodarze jej zasady spełniali, póki Ty ich nie zaczęłaś łamać - jeśli nie wiedziałaś, czemu - niniejszym masz to wyjaśnione) tyle jej wykazuję. Jeśli chodzi o pozostałe składowe Twojego posta, które - dziwnie przeczuwam że są nieudolną próbą ataku na mnie, nie skomentuję ich - jako nie mających nic wspólnego ani z tematem ani z konkretną sytuacją, a stanowiących jedynie wytwór chorej wyobraźni. Kobieto, z Twoich wypowiedzi wynika, że jesteś osobą dorosłą, prawdopodobnie starszą ode mnie - dojrzej wreszcie - i zorientuj się przy okazji, że nie jesteś pępkiem świata. Zdążyłam już zapomnieć o Twoim istnieniu - a tu proszę, znów podnosi się klapka i wyskakuje Elza, ELL3, Betty, czy jak Cię zwał w którymś tam sieciowym wcieleniu. Może po prostu zacznij żyć, zamiast szukać teorii spiskowych i doszukiwać się osobistej agresji wobec Ciebie tam, gdzie jej nie ma i nigdy nie było. Swoją drogą liczba sieciowych wcieleń wskazywałaby albo na schizofrenię, albo na jednostkę chorobową zwaną osobowością wieloraką (oba pierwsze podejrzenia, to łagodna i usprawiedliwiająca próba zrozumienia), albo na próbę przekonania rozmówców, że różne poglądy i postawy prezentują różne osoby - czyli jednak hipokryzję. Jeśli zaś Twój post nie jest próbą powrotu do rozmaitych sieciowych awanturek, w których wykazywałaś się, wszędzie gdzie miały miejsce, kompletnym niezrozumieniem tego, co się do Ciebie mówi, to wybacz. Jak kuba bogu, tak bóg kubie, ja również w pewnym momencie nabrałam pewnej nadwrażliwości na Twoje wypowiedzi, nic w tym dziwnego, jeśli wszędzie byłam nazywana przez Ciebie fanatyczką i hipokrytką, a próby może nie zawsze spokojnego, ale zwykle rozsądnego wyjaśnienia czegokolwiek odbijały się grochem od ściany, podejrzewam niestety, że i ta podzieli ich los. I żeby było jasne (deja vu, czy powtarzanie tego samego po raz tysięczny?) - nigdy i nigdzie nie atakowałam CIę jako człowieka, komentując jedynie prezentowaną postawę. Jako czlowiek kompletnie mnie nie obchodzisz. Szkoda, że najwyraźniej nie jest to wzajemne. ...a chryzantemki w mojej doniczce mają podejrzaną i dość upierdliwą zdolność regeneracji...
  3. Dokładnie tak - zgodność blablania z działaniem to dla mnie jest właśnie prawda Znakomicie to ujęłaś
  4. Nie chodzi mi o to, co komu odpowiada, cały czas mówię o rzeczywistym działaniu versus deklarowane głośno poglądy/obietnice/whatever. Oceniam postępowanie, jego zgodność z gadaniem. Bo gadać w sumie można zawsze i wszystko, ocenianie według samych słów, podobnie jak ufanie wszelkim słowom i zapewnieniom bez ich praktycznej weryfikacji, to przecież nonsens - ufa się komuś na podstawie jego poczynań, a nie słów i zapewnień. Jeśli postępowanie jest zgodne z gadaniem i zapewnieniami - mamy do czynienia z prawdą, jeśli nie, z fałszem, hipokryzją, która jest prawdy przeciwieństwem. Dla mnie to proste jak drut. Czy mu (temu podanemu jako przykład katolikowi) odpowiada, czy nie, gadając rzeczy, które przeczą własnemu postępowaniu, staje się hipokrytą. Nie tylko on, każdy. Jeśli nie chce nim być, niech się w język ugryzie i gada, obiecuje, deklaruje tylko to, czemu potrafi sprostać... Dlatego wciąż podkreślam, że prawda to sposób życia, a nie jakieś teorie itp. Jak mówię - dla mnie prawda to zgodność deklaracji z postępowaniem - i jest to jej jedyne rozumienie, jakie jestem w stanie przyjąć do wiadomości, inna prawda dla mnie nie istnieje. Dowolnych deklaracji. W kwestii wiary, punktualności, wykonania na czas zleconej roboty, nawet obietnic dawanych w chwili uniesienia kochance/kochankowi... wszelkich deklaracji. A że w kwestiach zbliżonych do godności i uczciwości (do takich zaliczam i prawdę) - jestem bardzo radykalna i nie stosuję żadnych taryf ulgowych, to i ostrość/twardość takiej, a nie innej przyjmowanej przeze mnie definicji. Oczywiście, możemy też założyć totalny solipsyzm...
  5. Hm... nie wiem czy picie rzeczy z procentami w jakiś sposób deprywacji nie osłabi :D W razie czego przy sabatoognisku stosowanym terapeutycznie, pij lepiej soczki
  6. Z kim Ci tylko przyjdzie do głowy - i możesz robić co tylko chcesz :> Poważnie - chodzi po prostu o 24-godzinne pozbawienie się snu - w ramach poprawienia higieny psychicznej.
  7. Przypomniało mi się właśnie pojęcie "uczciwego złodzieja" z międzywojennego Czerniakowa i Pragi... żyjącego w społeczeństwie, po przyłapaniu przed sądem łżącego w żywe oczy dla ratowania czterech liter przed odsiadką, ale w końcu tę odsiadkę znoszącego z godnością. I kierującego się swoistym kodeksem, obejmującym choćby nietykanie swoich czy zwrot fantów, jeśli okazało się, że się kogoś ze swoimi związanego okradło... przedmiejska honorność i charakterność. Dla mnie prawdą (bo jej temat dotyczy) jest życie w zgodzie z tym co się wyznaje i uznaje za słuszne. Choćby były to z punktu widzenia innych najbardziej kretyńskie brednie (dla mnie na przykład takimi bredniami są założenia chrześcijaństwa, ale jako żyjących w prawdzie szanuję tych, którzy starają się tym założeniom sprostać, a gardzę tymi, którzy je według własnego widzimisię naginają), albo założenia z gruntu "złe" czy naganne. Nie jest nią dowolna treść poglądów. I ocena dotyczy jedynie tego, czy ktoś żyje zgodnie z tym, co deklaruje (=żyje w prawdzie), czy nie. Treść poglądów i tym bardziej ich ocena etyczna pozostaje w tym momencie poza zakresem moich dywagacji jako nie stanowiąca elementu mojego rozumienia pojęcia prawdy. Prawda nie musi być dobra. Nie musi być zła. Nie musi być godna pochwały lub potępienia - po prostu jest - i jedyną rzeczą, którą jestem w stanie tym słowem określić, jest właśnie życie zgodne z deklarowanymi zasadami. To w swoim założeniu w jakiś sposób jest amoralne (czyli nie "niemoralne", ale po prostu niepodlegające etycznej ocenie). Wtedy można ocenić prawdę lub nieprawdę - i taka prawda mimo wszystko jest obiektywna, niezależnie od jakichkolwiek moralnych czy etycznych konotacji. Sprawa zaczyna robić się trochę bardziej śliska, kiedy zaczniemy rozpatrywać sytuację, w której ktoś stawia sobie założenie, że w każdej sytuacji, zawsze, bez żadnej taryfy ulgowej, będzie kłamał - bo wtedy mimo wierności zasadom, i tego, że mocno się ich trzymał będzie, trudno to określić jako życie w prawdzie... albo inaczej - będzie żył w prawdzie poprzez to, że ustawicznie kłamie .
  8. I to jest czasem bardzo dobry pomysł. Znaczy przesiedzieć całą noc (gdziekolwiek i w jakikolwiek sposób, niekoniecznie przy zapalonym świetle i komputerze akurat). Deprywacja snu (oczywiście nieprzesadzona - w celach autoterapii jedna doba wystarczy - więcej to już raczej w jakimś barrrrdzo konkretnym celu magicznym np.) potrafi zdziałać cuda - jest środkiem polecanym przez psychiatrów nie tylko jako element terapii depresji czy zaburzeń lękowych, ale też wielu drobiażdżków różnej maści. To dla głowy coś takiego, jak zafundowanie sobie jednodniowej głodówki dla całej reszty organizmu ;)
  9. Synchronizacja zmysłów. Lub synestezja - http://pl.wikipedia....wiki/Synestezja (wikipedyczna definicja jest dość mocno okrojona, niestety). Albo jedno i drugie. Niektórzy mają to "naturalnie", inni muszą ostro trenować, żeby osiągnąć, ale nie ma w tym nic mistycznego, energetycznego czy duchowego i każdy to może wyćwiczyć. Trening takiej synchronizacji jest jedną z istotnych składowych np. początków różnych kursów druidzkich. Efekt może być taki, że np. nie słyszysz (bo odległość spora i przez to bodziec słuchowy jest tak delikatny, że do świadomości nie dociera), nie widzisz (bo jesteś w innym pomieszczeniu), ale czujesz np. jak dotyk na karku, że kot właśnie otworzył lodówkę i pałaszuje twoją wędlinę :D
  10. Idąc za przykładem: Jeżeli otwarcie przyznajesz że zamierzasz żyć z kradzieży i jeżeli jest to zgodne z Twoimi zasadami, jeśli to jest jedna lub nadrzędna z zasad, którymi się kierujesz i zamiast traktować ją jak coś wstydliwego, podajesz do publicznej wiadomości - OBIEKTYWNIE będzie to godne pochwały. Godne za to pogardy będzie zawahanie się przed kradzieżą czegoś cennego i bardzo przydatnego, w dodatku potrzebnego w danym momencie - bo skoro jedna z naczelnych zaad brzmi "co nie moje, mogę ukraść" - to powstrzymywanie się może dowodzić hm... słabości bądź ascezy? Inni ocenią to zgodnie ze swoimi prawdami, ale patrząc na to jak na życie zgodne z wyznawanymi zasadami - wszystko jest ok.
  11. A czy życie w zgodezie z zasadami, które oficjalnie przyjmuje się jako swoje lub życie w sposób, który otwarcie im przeczy nie jest jednak rzeczą obiektywną?
  12. Sposób życia, uczciwość, szczerość, zgodność postępowania z wartościami, które uznaje się za słuszne. Dla mnie to właśnie jest prawda, a nie jakieś teorie, w które można wierzyć lub nie - i one są sprawą bardzo osobniczą, w żaden sposób nieweryfikowalną. Można tu przywołać jako przykład nasze dyskusje z ezochrześcijanami - w sytuacji ewidentnej sprzeczności powszechnie znanych zasad ze sposobem postępowania i życia - taka właśnie prawda jak najbardziej staje się obiektywna i podlega ocenie.
  13. A ja wciąż zastanawiam się, czy zestaw poglądów, w które się wierzy, w ogóle można podciągnąć pod pojęcie prawdy... Zbyt to soliptyczne, za mało obiektywne...
  14. ano jak widać - też mi się odechciało
  15. a ja merytorycznie... jakże w chrześcijańskim micie arturiańskim Morgana nie miałaby być "istotnie zła", skoro jest echem Morrigan? A Hitler niewątpliwie był wielbicielem legendy arturiańskiej i jej "dziecka" - historii Graala, powstało zresztą wiele jej "niemieckich" (w sferze językowej i kulturowej, choć wydarzenia nadal toczyły się na Wyspach) wersji (Wolfram von Eschenbach się kłania na przykład, zresztą: http://www.questia.com/PM.qst?a=o&d=113485714) - jego otoczenie, w tym i Vril, choć nie tylko oni, bo takich szaleńców było więcej - ci, którzy chcieli budować te rozmaite okultystyczne miejsca i kręgi, też ją wielbiło, na potęgę w dodatku miksując z wagnerowską wersją historii Niflungów... To były w owym czasie rzeczy określanie, jako "mistyczne niemieckie dziedzictwo". I co z tego? Ano moim zdaniem nic - poza nadinterpretacją... Autorzy gniotka pt. "Święty Graal, Święta Krew", nie mam teraz pod ręką egzemplarza, więc nazwisk nie pamiętam - napisali też "Tajne Niemcy", rzecz dotyczącą właśnie poruszanych przez Ciebie spraw. Która może być ciekawa, jeśli (podobnie jak w wypadku ŚGŚK) zachowa się zdrowy rozsądek i będzie odrzucać ewidentne bujdy i naciągnięcia. A ja tu odpowiem pytaniem na pytanie - czy słynny rytuał pierwszych Wiccan, w wyniku którego ponoć kilka osób zmarło z wyczerpania, przeprowadzony na Wyspach w czasie bodaj Bitwy o Anglię lub zbliżonym - przyczynił się do upadku Hitlera? W tej kwestii każdy uwierzy w co zechce...
  16. ojej, dziękuję, zawstydziłaś mnie.
  17. Nasza prawda. Prawda człowieka jadącego obok nas tramwajem jest zupełnie inna - jest jego prawdą... Bywa też "prawda niewygodna" - coś, co jest nieprzyjemne, nie chcemy w to wierzyć, ale jest jakie jest - chociaż wcale nie chcemy żeby takie było, ergo żeby było prawdą. Czy to wkręcanie się w spiralę złudzeń budowanych na złudzeniach? Są różne prawdy - większe, mniejsze, będące wytworem naszych złudzeń i różniące się osobniczo - i te bardziej obiektywne i sprawdzalne... Więc to nie do końca tak, że jest nią to, co chcemy by nią było. A może by tak z innej strony? Nie prawda jako "racja", ale jako coś zupełnie innego? Z druidzkiego jeszcze przyzwyczajenia przytoczę starą irlandzką triadę, w wolnym tłumaczeniu brzmiącą: "Są trzy świece, które rozświetlą każdy mrok - Prawda, Natura i Wiedza". I nie darmo Prawda jest postawiona w niej na pierwszym miejscu. Prawda rozumiana jako... godność i uczciwość, antyteza kłamstwa i obłudy; szczerość wobec siebie i innych, zwłaszcza wobec samego siebie. Przy takim rozumieniu można mocno rozszerzyć to pojęcie - życie w prawdzie - czyli życie bez złudzeń, w pełnej świadomości każdego własnego postępku i z pełną gotowością na ponoszenie jego konsekwencji - świadomość konsekwencji wszystkiego, świadomość, czego konsekwencją jest kolejny krok i jakie konsekwencje on z kolei za sobą pociągnie... Prawda rozumiana nie jako zbiór pojęć, poglądów, sposobów patrzenia na świat czy jego rozumienia, ale jako sposób, metoda życia - taką przyjmuję do wiadomości... i choć każdy ma swoją, jeśli w niej zamkną się pojęcia godności, uczciwości, szczerości i honoru - zaczyna przybierać pewien delikatnie uniwersalny kształt. Choć godność, szczerość, uczciwość i honor i tak każdy ma własne... o ile ma, są tacy, którym ich brak; jednak w pewnym sensie tak rozumiana prawda zaczyna być czymś, co może podlegać ocenie z zewnątrz. Choćby jako przeciwieństwo fałszu i hipokryzji. ;) I wtedy przestaje się liczyć, w co kto wierzy, jakie ma poglądy - liczy się, jak postępuje, a to określa, jakim jest człowiekiem - i daje temu wyraz poprzez swoją prawdę... sam oceniając i poddając się jednocześnie ocenie innych ludzi i ich prawd - sposobów przeżywania życia.
  18. A tu bym polemizowała. Intuicja to intuicja. A empatia to empatia. I wcale nie muszą być równie silnie rozwinięte u tej samej osoby - człowiek niezwykle empatyczny nie musi wcale doświadczać intuicyjnych podpowiedzi i przeczuć. Człowiek doskonale radzący sobie z ogarnianiem intuicji i sobie w tym względzie niebezpodstawnie ufający; dla odmiany w kwestii empatii, przeczuwania czy odbierania na odległość stanów emocjonalnych osoby nawet bardzo bliskiej, ba - nawet w rozszyfrowywaniu emocji osób znajdujących się w bezpośrednim pobliżu, w zasięgu kontaktu wzrokowego, może być klockiem drewna. Jedno z drugim wcale nie musi chodzić w parze. Choć często chodzi.
  19. Generalnie z rozpylaniem maceratu albo naparu z jemioły radzilabym uważać. To środek silnie działający, może spowodować wymioty, kolki, w większych stężeniach i przy nadwrażliwości nawet majaczenia lub drgawki - nie zaleca się leczniczego stosowania bez konsultacji lekarskiej... zwłaszcza biorąc pod uwagę obecność toksycznego peptydu wiskotoksyny... Więc jak rozpylać, to raczej symbolicznie. I dobrze wietrzyć potem...
  20. A przede wszystkim musisz wiedzieć, czego naprawdę chcesz, co chcesz osiągnąć. I po prostu do tego dążyć, szukając informacji na temat tego i starając się każdą metodą to w sobie rozwijać.
  21. Nie próbuję Ci niczego udowadniać - jestem sarkastyczną jędzą, taki mam styl wypowiedzi i za stara jestem, żeby to zmieniać. Komentowane przez Ciebie zdanie jest sarkastycznym, złośliwym żarcikiem ;)
  22. Bez znaczenia. Brał zresztą jedną i drugą (z nałogu heroinowego wyszedł, dlatego heroinę pominęłam, od kokainowego nie uwolnił się nigdy), co czyni z niego tym większego ćpuna i popaprańca - żeby nie być gołosłowną - proszę bardzo: Widać słabo znasz dzieła i życiorys swojego "miszcza"...
  23. ojtam, ojtam. Therionie, tak swoją drogą, człon ~latria w słowie "demonolatria" zakłada oddawanie demonom czci - pochodzi od greckiego λατρεία, latreía - co w uproszczeniu oznacza kult. W klasycznej grece to słowo oznaczało także status wynajętego sługi, jego zależność od pana, w rozszerzeniu oznacza też adorację, oddawanie czci istotom wyższym od siebie, a siebie stawianie na pozycji podrzędnej, zależnej i poddańczej. Rzeczywiście zamierzasz sprawować kult demonów? Oddawać im cześć, uważając je za potężniejsze od siebie i z pokorą się przed nimi pochylać? Te wszystkie znaczenia zawarte są w członie ~latria... I to jeszcze byłoby ok, bo z mojego punktu widzenia chrześcijaństwo judaizm i islam też są demonolatrią - i to całą gębą, tyle że skupiają się na jednym demonie, zgodnie zresztą z tym, czego od swoich wiernych wymaga. Ale te same demony, którym poprzez demonolatrię będziesz oddawał cześć, zamierzasz poprzez magię ceremonialną wykorzystywać do pełnienia swojej woli? Czy może jakieś inne? Chcesz być ich sługą i poddanym, czy im rozkazywać w końcu? Życzę powodzenia... choć to życzenie zapewne nic nie pomoże...
  24. Pochodzi z praktyki okultystycznej, zostało w magii zaszczepione. Okultyzm nie równa się magii. I nie ma jednej praktyki magicznej, przy zastosowaniu jednych metod jest potrzebny, w innych nie jest. A Crowley był człowiekiem BARDZO śmiesznym, osobą uzależnioną od stosowanej leczniczo kokainy i niemal wszystko piszącym na haju. Oczywiście to MOJE zdanie, lecz wielu je podziela. Zresztą sam się przyznawał do tego, że "Magija w teorii i praktyce" została napisana dla zarobku i nie jest zapisem niczyich praktyk. I nie, nie każdy o niej słyszał - zapytaj dowolnej szeptuchy... Nie wszyscy uczą się magii z książek... Jeśli, Therionie, kierujesz się wizją Crowleya - to znaczy, że idziesz w stronę Thelemy. Co zresztą sam potwierdzasz. W związku z tym miejscem, w którym znajdziesz właściwą radę i ukierunkowanie może być forum dla thelemitów - tam przynajmniej wszyscy będą rzeczy pisane przez Crowleya traktowali poważnie i nikt nie ośmieli się go skrytykować. Nawet teksty takie, jak: (cytat z Liber Legis Crowleya)będą tam traktowane śmiertelnie poważnie, a w momentach, kiedy nijak nie da się ich potraktować dosłownie, będą uznawane za głęboką przenośnię. to nie są nazwy własne, podobnie jak matematyka czy biologia nimi nie są, powinny być zapisywane małą literą. Czyli znacznie bardziej okultyzm niż magia. Rozumiana w taki sposób rzeczywiście będzie "nauką i sztuką" - ale to tylko jeden ze sposobów widzenia świata i działania. Bo magią może być każdy oddech, zapach powietrza , fakt, że jest się ssakiem, istotą zbudowaną z tej samej materii i pobudzaną do życia tą samą energią, co cały świat wokół (patrz post w dziale "Mój żywioł" na temat celtyckiego systemu dziewięciu żywiołów). Niekoniecznie przez magię ceremonialną, demonologię, angelologię i demonolatrię można osiągać zmiany w sobie i świecie... Jasne, to rzeczy bardzo spektakularne, albo przynajmniej takie wydają się w opisie - i mogą bardzo pociągać młodego człowieka. Znałam, bezpośrednio, nie sieciowo, kilkanaście osób, które tym się fascynowały i w końcu albo odeszły do systemów o wiele prostszych a niemniej (lub bardziej nawet) skutecznych, albo po prostu z magii "wyrosły" - i w wieku 20 lat śmiały się z własnej mrocznej magicznej młodości. Angelologia zresztą średnio tu pasuje bo zakłada istnienie Jahwe/Allaha - bóstwa trzech tzw. "Religii Księgi", którego modus operandi i stawiane wyznawcom wymagania wskazują raczej na to, że żadnym bogiem nie jest, a dość wrednym i cwanym demonem, karmiącym się sprawowanym kultem, wiarą i siłą życiową swoich wiernych... tak naprawdę zatem angelologia jest wąskim wycinkiem demonologii, obejmującym byty podległe temu obrzydliwemu typowi - i jest sama w sobie dość mocno zakręcona (zdecydowanie przy tym różniąc się od angelologii uznawanej przez teologów) - bo zakłada zwracanie się w działaniach magicznych do bytów podległych istocie, która jakiejkolwiek magii innej niż kapłańska, czyli stosowana przez osoby inicjowane w święceniach kapłańskich, sprzeciwia się absolutnie i uważa ją za "obrzydliwość"... Nie trzeba inwokować, podróżować astralnie, robić rtęciowych pieczęci (da się - tylko po co), żeby być cholernie skutecznym. Cała ta mrhoooczna otoczka jest tylko nakładką na coś niezwykle naturalnego - a kiedy zrobi się coś bardzo prostego, a skutecznego, okazuje się, że zwykle można ją o kant d... potłuc, chyba że ktoś lubi się gimnastykować... Moim zdaniem w magii ważna jest skuteczność, a pragmatyzm skłania do minimalizacji środków prowadzących do osiągnięcia założonego rezultatu - więc gdy przy wykluczeniu po kolei astrali, paktów z demonami, metod wymagających gestów czy dziwnych inwokacji, okazuje się, że myśl nadal kształtuje rzeczywistość, rozsądny człowiek nadmiar środków odrzuci - bo po co nadmiernie kombinować? No, ale do tego trzeba długiej praktyki i nastawienia na skuteczność, a nie widowiskowość, wyjątkowość, czarodziejskość i okultyzm. Natomiast poważnym wyzwaniem w podanym przez Ciebie, Therionie, zestawie jest magia Chaosu. Dlaczego? Ano dlatego, że wbrew pozorom wymaga ogromnej wiedzy, religioznawczej, kulturoznawczej, okultystycznej i obejmującej teorię i praktykę różnych systemów magicznych. I dużej twardości. Człowiek, który się nią zajmuje na co dzień jest ateistycznym cynikiem, w nic nie wierzącym i żadnego systemu nie uważającym za słuszny i właściwy. Natomiast na czas konkretnego działania magicznego przyjmuje konkretny światopogląd, nie tylko światopogląd, ale i konkretną wizję świata, zaczyna wierzyć w konkretnych bogów, stosuje metody konkretnego systemu magicznego - i wchodzi w to całym sobą, stając się najwierniejszym wyznawcą, "bardziej papieskim od papieża". Po to, żeby po zakończeniu tego działania wrócić do ateistycznego cynizmu... Być może. Jednak wiele osób znanych mi, a z powodzeniem stosujących magię, na samo słowo "astral" lub "plan astralny" wybucha gromkim śmiechem. W naszej konstrukcji świata taki element nie istnieje i jest zbędny.