Hrefna

Użytkownicy
  • Zawartość

    545
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Hrefna

  1. Chyba właściwe określenie. W sumie definicja Kraiga też jest dobra. Ja bym zdefiniowała magię jako umiejętność powodowania zmian w rzeczywistości (zgodnie z definicją przytoczoną przez O&M) metodami niemierzalnymi przy użyciu współczesnych narzędzi naukowych. Między innymi poprzez umiejętne zastosowanie/wykorzystanie rządzących wszechświatem praw i z wykorzystaniem stanu świata w momencie podejmowania danego działania. ALE żeby dane działanie można było nazwać magicznym, zastosowany sposób musi przynosić zamierzony skutek z częstością znamienną statystycznie.
  2. ...a serwitor niech pamięta, że kobza jest instrumentem strunowym. W odróżnieniu od wszelakich dud
  3. Seks po polsku prawidłowo pisze się przez "ks", a nie "x". A fleksja harmonii w użytym przez Ciebie przypadku kończy się podwójnym "i" a nie pojedynczym. "Sobie Samym" - czy to nazwa własna? Brak uszanowania zasad pisowni własnego języka oznacza brak szacunku do wszystkich, którzy wypowiedź, w której kompletnie olewa się zasady prawidłowej polszczyzny będą czytać. Co jest szczególnie zabawne i trącące hipokryzją u kogoś, kto do szacunku nawołuje. Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać. Rzygać mi się chce od tego bełkotu pełnego zupełnie bez sensu używanych wielkich liter i kompletnej pogardy dla poprawności językowej. Ohyda.
  4. Nie wiem, czy istnieją przyszłe życia, wolałabym żeby ich nie było, jedno jest aż nadto wystarczające. Ale podobnie jak można np. kształcić słuch muzyczny (dość upierdliwe zajęcia w szkołach muzycznych, ale w swojej upierdliwości bardzo skuteczne), podobnie można rozwijać inteligencję. Osoba o niskiej inteligencji wrodzonej orłem się nigdy nie stanie, ale pojęcie inteligencji nabytej jest jak najbardziej sensowne.
  5. yyyyyy? no właśnie, o co w tym kaman? Poza nieumiejętnością kontroli własnych stanów emocjonalnych?
  6. Gurdżijew traktuje Kundalini jako bufor, coś, co wzmacnia zwykłą automatykę ludzkich działań i wzmacnia wszelkie nakładki na ludzką esencję. Czyli generalnie umożliwia stale przebywanie w stanie transu, braku przytomności, braku świadomości. Jest klasykiem ezoteryki, to przedrewolucyjna Rosja. Natomiast samo pojęcie kundalini nie jest buddyjskie, a hinduistyczne i wiąże się z śiaktyzmem i praktykami tantrycznymi. A jej przebudzenie ma teoretycznie prowadzić do samorealizacji, samospełnienia. Gurdżijew uważał, że wszelkie tego rodzaju dążenia, również samorealizacja, są podejmowane w stanie hipnotycznym, wynikają z automatyzmu,a po uwolnieniu się od niego przestają mieć znaczenie. Buddyjskie odwołania do Kundalini sprowadzają się jedynie do uznawania jej za ośrodek ciepła: Dla mnie jest to koncept obcy kulturowo i obecnie całkowicie obojętny, podobnie jak czakry, w tym wypadku w ujęciu hinduistycznym, zajmowałam sie tym swego czasu jedynie ze względu na syzyfową pracę odsiania ciekawych i w sumie nowatorskich, całkowicie rożnych od popezoteryki i teozofii rozwijającej się w tym samym okresie, nauk Gurdżijewa od tego, jak zaciemnili (i zamotali z teozofią właśnie i popularną ezoteryką) je późniejsi naśladowcy, czyli z czysto intelektualnego punktu widzenia, natomiast mimo wszystko przy pracy z Kundalini należy zwrócić uwagę na jedno (http://pl.wikipedia.org/wiki/Kundalini): W związku z tym działanie z Kundalini nie jest to tylko pracą ze sobą i (tfu, tfu) rozwój duchowy, ale jest także odwołaniem się do konkretnego bóstwa z konkretnego panteonu. Czyli wiąże się z konkretną kulturą (znowu!), zatem, żeby we właściwy sposób się do niej odnieść, konieczne jest przyjęcie pryzmatu kulturowego, uznanie konkretnej mentalności za własną, inaczej będzie to tylko marne naśladownictwo. O czym oczywiście, jak zazwyczaj w takich wypadkach współcześni ezoterycy zapominają, wyjmując coś z natywnego kontekstu i przypisując temu własne, oderwane od źródła znaczenia. a Osho, to współczesna popkulturowa ezoteryka... taki Coelho dla nieco mniej ograniczonych umysłowo.
  7. Dobra, jak dopadnę"Fragmenty Nieznanego Nauczania", które komuś pożyczyłam i nie pamiętam komu, przedstawię punkt widzenia Gurdżijewa. Albo moment, pisałam kiedyś o tym eseik... No to cytaty z "Fragmentów Nieznanego Nauczania" Uspieńskiego z moim komentarzem. Sprzed ośmiu lat wprawdzie, ale moje zdanie niekoniecznie się w tej kwestii zmieniło, albo nie na tyle, żebym nie mogla siebie zacytować Dzisiejsi komentatorzy Uspieńskiego i Gurdżijewa odcinają się od tego określenia, nazywają tę siłę Kundabuferem, w nawiązaniu do znaczącej dla tej szkoły teorii zderzaków, które obecne w naszej osobowości, a więc nakładce na esencję, na to czym jesteśmy, utrudniają lub wręcz uniemożliwiają przebudzenie bez pomocy z zewnątrz. O ułatwiaczach i ułatwieniach budzenia będzie dalej, czy wrócę do zderzaków - jeszcze nie wiem. Uspieński mówiąc o nich podaje rzeczy oczywiste w sposób bardzo zawikłany. Grunt, że nie wiadomo dlaczego, współcześni Gurdżijewowcy nie używają określenia Kundalini, choć się do niej odwołują. Być może nie chcą wywoływać fermentu lub obrażać okultystów? Nie mam pojęcia. Określenie "przerażająca" jest tu moim zdaniem przesadą. Zapewne użytą celowo, dla wzmocnienia przekazu. Nie może być przerażającym coś, co jest w ludzką naturę wbudowane. Ale jest niedobre i należy to w sobie przemóc. Dlaczego? Otóż: "Przerażające położenie"... Cóż, moim zdaniem to kolejne wzmocnienie. Większość ludzi śpi, z tym snem jest im dobrze i nie ma w tym nic przerażającego. Podejrzewam, że Uspieński/Gurdżijew użyli tego mocnego określenia, bo ich przekaz przeznaczony był dla tych, którzy zaczęli już się rozwijać, dla grupy [Czwarta Droga Gurdżijewa zaklada pracę w grupach - przypis obecny]. Miało to chyba stanowić motywację do jeszcze bardziej zaangażowanej pracy. I bez takiego straszenia - ja chcę się obudzić, kilkakrotnie doświadczyłam stanów bliskich przebudzeniu, wiem już jak smakują. Choć na początku trudne do zniesienia, uaktywniają wbudowane w nas możliwości, jak świadoma telepatia, czy kontrola pracy własnych narządów. A wiele prowadzących do tego dróg opiera się na tych samych metodach. Cytuję wyrwane z kontekstu urywki "Fragmentów Nieznanego Nauczania". Ale na całe to dzieło składają się wyrwane z dużo szerszej, niepublikowanej całości ustnego przekazu fragmenty nauk i wypowiedzi Gurdżijewa. Dla wyjaśnienia: ostatni cytowany fragment, mówiący o utrzymywaniu nas w stanie hipnotycznym nie odnosi się do jakiejkolwiek zewnętrznej siły - jest obrazkiem ułatwiającym osobom mało zaawansowanym zrozumienie o czym mowa. Wszystkie nasze ograniczenia są w nas samych. I tylko od nas zależy czy je pokonamy. Nie ogranicza nas nic z zewnątrz - sami siebie tłumimy i często nie zdajemy sobie z tego sprawy i nie widzimy potrzeby usunięcia tłumika. Ja nie chcę dłużej mu ulegać. (październik 2004) Kolory i pogrubienia pochodzą z oryginalnego eseiku, nie chciało mi się ich zmieniać. Gwoli wyjaśnienia, o co Gurdżijewowi/Uspieńskiemu chodzilo z budzeniem i utrudnianiem go przez Kundalini. I jeszcze, z poprzedniego odcinka, o samym budzeniu i tym, co je utrudnia. Też październik 2004. A żeby znać naturę czegokolwiek - trzeba przede wszystkim poznać naturę samego siebie (podobnie jak w przypadku psychoanalityka, który przez rozpoczęciem praktyki sam musi poddać się psychoanalizie). Nie można wiedzieć nic o rzeczywistości, nie znając samego siebie i własnej natury, na początkowym etapie bardzo ograniczonej. Trzeba ćwiczyć, pracować. Pamiętać siebie (podstawa ćwiczeń - obserwowanie własnych stanów emocjonalnych, wrażeń, spostrzeżeń - jakby stojąc obok i stwierdzając: Ona (nie ja) widzi drzewo; Ona uważa, że jesienne liście są piękne; Ją boli noga. Pomocna jest technika drobnych dyskomfortów sprawiających, że musimy działać w sposób mniej mechaniczny niż zazwyczaj). W pewnym momencie pracy okazuje się, że otaczająca (i wewnętrzna) rzeczywistość docierają do nas w sposób o wiele bardziej - tu brakuje mi słowa - wyrazisty? Uspieński za Gurdżijewem (a ja za nimi) cytuje bajeczkę o czarodzieju i owcach. Dobrze wyjaśniającą sprawę snu. Zdaję sobie sprawę z tego, że to opowiadanie może budzić wątpliwości. Może być niejasne. A nawet wywoływać sprzeciwy. O tym, co nas utrzymuje w tym niedobrym stanie, dlaczego - jak się okazało - słusznie nie lubię tak chętnie używanego przez wszelkiej maści okultystów terminu Kundalini i jak można się obudzić będzie w następnych odcinkach. Swoją drogą, bajeczka o czarodzieju jest jedną z moich ulubionych metafor, doskonale rownież ilustrującą pozycję przeciętnego chrześcijanina na Pańskim poletku... A co do Węża - wąż, gad, wurm, wyrmr, żmij, zmiej, w kontekście kulturowym, w którym obecnie się znajduję nie jest metaforycznie niczym dobrym...
  8. Moja propozycja - kilkakrotnie już powtarzana - nie przyjmować i nie zamieszczać bezpłatnych ogłoszeń dotyczących kursów, szkoleń i tym podobnych inicjatyw mających organizatorom przynieść dochód - a wiec powiedzmy z opłatą za uczestnictwo wyższą niż 50 zł. Ustalić cennik, zawrzeć go w regulaminie i tego rodzaju ogłoszenia umieszczać w specjalnie wydzielonym dziale forum ("Ogłoszenia" najlepiej), w zamkniętych wątkach - tylko ogłoszenie, pod którym dyskusja nie byłaby możliwa. Po pamiętnej historii z panią Weroniką Wer wciąż mi ten pomysł chodzi po głowie. Ezodar ma zdaje się coś na kształt działalności gospodarczej, prawda? Nie widzę powodu, dla którego miałby reklamować imprezy dochodowe (a więc ułatwiać znalezienie klientów, którzy wniosą opłatę za uczestnictwo) korzystając z tego tylko przez zamieszczenie linku zwrotnego na macierzystej stronie inicjatywy.Osoba ogłaszająca uzyska wymierną korzyść, jeśli ogłoszenie znajdzie odzew, zatem niech korzysta na tym i Ezodar, zarówno miejsce na serwerze, jak i licencja vBulletinu są kosztowne, zresztą ewentualne dochody mogłyby wspomóc organizację EzoChaty. A dlaczego w wątkach z ogłoszeniem uniemożliwić dyskusję? Zgodnie z założeniem "płacę/wymagam" i klasycznym założeniem prawa wydawniczego, że administracja (wydawca) nie odpowiada za treść zamieszczanych reklam i płatnych ogłoszeń. Ogłoszenia zamieszczone nieodpłatnie (jak w pamiętnej sprawie pani Wer) podlegałyby nadal krytycznej dyskusji i byłyby traktowane jak każdy inny post na forum. Ale takie dotyczyłyby przede wszystkim organizacji imprez niedochodowych. Typu - organizuję pogańską wycieczkę po lasach Mazowieckiego Parku Krajobrazowego, zbiórka wtedy i wtedy, na tej i tej stacji, trzeba mieć ze sobą równowartość ceny biletu stąd dotąd i z powrotem...
  9. oooo... odgrzany kotlet W kwestii kundalini, zakładając, że coś takiego w ogóle istnieje, byłabym raczej bliska zdaniu Gurdżijewa. Bo jeśli istnieje, lepiej żeby się nie budziło. Obudzona stanowi jeden z najpoważniejszych (terminologia Gurdżijewa) zderzaków, buforów uniemożliwiających wybicie się ze stanu somnambulicznego braku przytomności, w którym znajdują się ludzie nie próbujący nic ze swoją świadomością robić. Czyli 90% gatunku, plus ci, którzy celowo kundalini obudzili. Ale ze to nie moja bajka, po prostu olewam istnienie tego czegosia. Jest to jest, jeśli przypadkiem jest, lepiej niech się nie budzi
  10. Nie czasem. Zawsze. Czuję się zwykle po tym jak po przewaleniu tony węgla albo jak po zmianie, na której trzeba 3 tony towaru ustawić na półkach, bo właśnie wjechał magazyn centralny
  11. A ja przede wszystkim usuwam zostawione przez kapłańską magię ceremonialną blokady, uniemożliwiające ofierze samodzielne odcięcie się od tego bóstwa Tudzież efekty niejednokrotnie wieloletniego rytualnego kanibalizmu.
  12. Nie widzę potrzeby objaśniania prywatnych odczuć obcym osobom. Po co? A jeśli chodzi o złożoność struktury psychofizyczno duchowej - owszem, jest to część mojego doświadczenia. Zwłaszcza po skomplikowanym pod względem rytualnym trudzie odzyskania mojej fylgii. Poza tym w kwestii rozkładu, nie mówię, że w niego wierzę, ale że przypuszczam że tak jest. To dywagacje intelektualne a nie wiara. Natomiast, jeśli chcesz się czepiać, w sumie dlaczego by nie uznać, że tego doświadczyłam? Skąd niby wzięła się materia, która składa się na mój organizm? Przybyło jej nieco, odkąd się urodziłam. W organizmie matki, w którym kształtowałam się jako płód, też się znikąd nie wzięła :D A co niby dzieje się z pokarmem, który spożywam, a który stanowił składnik rozmaitych innych istot żywych? Część wysrywam, ale część wbudowuje się w mój organizm. Kupą też zresztą rozmaite organizmy się żywią. Przemiany energetyczne - rozpad wiązań międzycząsteczkowych - tego też doświadczam na co dzień. Choćby gotując wodę na herbatę w czajniku - unosi się z niego para, co oznacza, że międzycząsteczkowe wiązania między cząsteczkami H2O zostały rozerwane, skoro ciecz staje się gazem. Źródła to nie tyle część składowa WIERZEŃ dawnych ludów, ale sposobu postrzegania świata i nakładki ułatwiającej im jego zrozumienie. Wierzenia stanowią w nich część znikomą, istotniejsza jest MENTALNOŚĆ i sposób rozumowania, sposób odbioru otaczającej rzeczywistości, który ze źródeł wyraźnie się wyłania. Ale skoro komuś należy tak oczywistą rzecz tłumaczyć, oznaczałoby to, że nie jest równorzędnym partnerem w dyskusji i powinien uzupełnić luki w wiedzy, zanim będzie można podjąć z nim dyskusję na jakimkolwiek poziomie.
  13. Zapoznaj się z kulturą celtycką i germańską. Ale nie przez pryzmat ezo - poprzez twarde badania kulturoznawcze, historyczne i religioznawstwa rekonstrukcyjnego. Zarówno u Celtow, jak i u Germanów nie mamy do czynienia z czymś, co w ujęciu chrześcijańskim lub ezoterycznym nazywamy całościową, jednostkową duszą. Jest wiele składników razem budujących całość czy to człowieka, czy inej istoty żywej, w przypadku podejścia celtyckiego również nieożywionej. O germańskiej koncepcji "duszy" bardzo dobry tekst znajdziesz tutaj: http://www.asatru.com.pl/forum/viewtopic.php?f=45&t=31 - trzeci post na stronie. Poza tym opieram swoje przypuszczenia również na wnioskowaniu per analogiam i na tym, że wszystko co istnieje podlega prawom natury. I skoro recyklingowi podlega zarówno materia, jak i energia, nie widzę przeciwwskazań przeciwko temu, by tym samym zasadom podlegała składowa duchowa. Umieramy. Każda żywa istota umiera. Jej składowa materialna rozkłada się i zostaje wchłonięta przez inne żywe istoty. Stajemy się składnikami gleby, pokarmem bakterii gnilnych, które z kolei stają się pokarmem roślin i zwierząt, każdy z tych organizmów kiedyś w końcu umiera i się rozkłada i w ten sposób materia krąży w naturze. O przemianach energetycznych, uwalnianiu w procesach rozkładu energii choćby wiązań międzycząsteczkowych, nie ma co wspominać. Per analogiam wnioskuję, że to samo dotyczy elementów duchowych. Ja, oprócz tego że heathen, jestem przede wszystkim druidką, naturalistką. I uznaję prawa natury za powszechnie we wszystkim co istnieje i wobec wszystkiego, co istnieje obowiązujące. Na każdej płaszczyźnie (łącznie zresztą z moralną - zjadasz albo jesteś zjadany, dominujesz albo jesteś zdominowany, życie to ustawiczna walka o byt, zasoby naturalne, pokarmowe i nisze ekologiczne).
  14. Piękne. Soyka jako przewodnik duchowy i nauczyciel życia. ROTFL.
  15. Dlatego że oddaje dziecko w moc JHVH. Jako własność, zawartość spiżarni pełnej siły życiowej, którą to bóstwo się karmi. Przy czym zamyka naturalną wrażliwość na różne sprawy spoza jego "domeny" i montuje przy dziecku "opiekuna" zwanego "aniołem stróżem", który jest w takim sensie opiekunem, w jakim jest strażnik więzienny, ma na celu dopilnowanie, żeby osoba oddana jego "opiece" nie opuściła pańskiego pastwiska. Przy czym - a ja kieruję się indoeuropejskim, a właściwie charakterystycznym dla przedchrześcijańskich ludów Europy północnej i zachodniej rozumieniem całości psychofizycznej człowieka, gdzie nie ma pojęcia duszy jako jednorodnej całości, a jest jedynie wielość rozmaitych psychofizyczno-duchowych składowych, dobrze przeprowadzony rytuał chrztu jedną z tych składowych odbiera. Montując na jej miejscu właśnie owego "anioła stróża". Weźmy też pod uwagę, że chrześcijaństwo jest religią ludzi słabych, nie biorących życia we własne ręce, a odpowiedzialność za swoje życiowe wybory i za zatroszczenie się o to, żeby życie było "dobre" składającą na bóstwo. Co prowadzi do powszechnego wśród wyznawców tej religii syndromu osobowości zależnej. Rytuał chrztu ma tę słabość umocnić. Człowiek mu poddany ma bardziej ufać bogu niż sobie i nie skupiać się na życiu tu i teraz, a raczej na jakiejś mitycznej pośmiertnej nagrodzie nazywanej zbawieniem. Inwokacje JHVH są w gruncie rzeczy zastrzeżone dla jego wyznawców. Śmieszy mnie zawsze, kiedy ludzie głośno odcinający się od chrześcijaństwa używają judeochrześcijańskich praktyk magicznych - w najlepszym wypadku nie ma to prawa wypalić.
  16. To należy do tzw. "rytuałów przejścia". I można dla dziecka stworzyć odpowiednie rytuały przejścia (niedawno znajoma irlandzka druidka, matka niechrzczonej córki stworzyła dla niej rytuał, który był odpowiednikiem pierwszej komunii, to przede wszystkim w wymiarze społecznym, żeby mała nie czuła się poszkodowana tym, że jej koleżanki mają wyraźny i celebrowany punkt w życiu a ona nie). Powinna stworzyć dla dziecka, najlepiej w kontakcie z sensownymi osobami zajmującymi się szeroko pojętą magią, rytuał, który np. "przedstawi je" mocom natury, otworzy na odczuwanie otaczającego świata itd. Jeśli uważa to za konieczne. Bo rytuał przejścia odprawiany na osobie nieświadomej, że go doświadcza nie ma większego sensu ani racji bytu. W każdym razie ochrzczenie dziecka przez osobę nieprzynależącą do kościelnej wspólnoty uważam za głupotę, a wręcz za wyrządzoną maluchowi krzywdę. Ostatnio znów dechrystianizowałam osobę, której taką krzywdę wyrządzono w dzieciństwie i naprawdę nie był to rytuał łatwy, miły ani przyjemny. Wyrwanie spod wpływu JHVH i jego pomagierów, choćby anioła stróża, i odnalezienie odebranego przy chrzcie fragmentu duszy, to naprawdę kawał ciężkiej roboty...
  17. To niech się o to zatroszczą metodami analogowymi, a nie magiczno-rytualnie. Trochę pracy nad sobą po każdej ze stron. Bo w życiu nie ma nic za darmo. A cena/koszt/reakcja Losu w wyniku działania magicznego, które zostanie podjęte w celu utrwalenia związku może być znacznie bardziej dotkliwa niż zwykłe, na planie jak najbardziej materialnym działania i kompromisy.
  18. Ale wiedźm nie będziesz gnębił, co?
  19. To nie chodzi o "manie" gdzieś. Chodzi o użycie woli celem wyłączenia odczuwania tego, czego się nie chce odczuwać. Co może dotyczyć empatycznie odbieranych cudzych emocji, ale równie dobrze własnych. Nie chcę darzyć kogoś uczuciem czy odczuwać przykrości z jakiegoś powodu - przestaję. Nie chcę odbierać napływających do mnie zewnętrznych bodźców emocjonalnych, świadomie na jakiś czas ten odbiór wyłączam. Kwestia wypracowania odpowiedniej siły woli i tyle.
  20. Ciekawe na ilu forach zadano to samo pytanie... ech, młodzież... ten pierścień nie ma ŻADNEGO działania. Odpowiedziałam na to trollowo gdzie indziej, niestety moja sugestia co do 21. palca nie została zrozumiana <facepalm>
  21. Ja w ogóle nie przyjmuję do wiadomości czegoś takiego, jak przetrwanie całościowej duszy czy świadomości momentu śmierci (w odpowiedzi na pytanie infe) - przypuszczam że duchowa struktura człowieka dokladnie tak jak materialna, rozkłada się po śmierci i uczestniczy w globalnym recyklingu energetyczno-materialno-duchowym. Biorąc jednak pod uwagę obecną w systemach indoeuropejskich wieloskładnikowa strukturę żywej istoty, w której żadnej ze składowych nie można nazwać duszą czy to w rozumieniu ezoterycznym czy judeochrześcijańskim - zwyczajnie nie wiem. Przy czym nie wierzę w nic, czego nie doświadczę i nie zakładam takich rzeczy a priori, żyję tu i teraz dla samego życia i to się liczy, to, co będzie kiedy to życie się skończy nie ma żadnego znaczenia albo ma trzeciorzędne. Poza tym wierzenia innych nie mają żadnego wpływu na moje własne. A co do Seidusia - cóż, trudno nazwać "trzymaniem" wieloletnią przyjaźń, potwierdzoną w bardzo wielu życiowych sytuacjach i jak najbardziej analogową, nie sieciową
  22. Albo wersję dokładnie taką, jak z ciałem - elementy duchowe dokładnie tak samo jak materialne będą krążyć w przyrodzie w takiej czy innej formie, jako składnik innych organizmów. Jedyna sensowna forma reinkarnacji, imho.
  23. A co to są, z czym to się je i do czego służą?
  24. Tak swoją drogą ten "anioł stróż", o którym była mowa ma znaczenie dwojakie. "Dostaje się" go przy chrzcie, kiedy już pewne naturalne zdolności są pieczętowane przynależnością do Jahwe i tą pieczęcią blokowane (dlatego nigdy nie zrozumiem niechrześcijan, chrzczących swoje dzieci "bo tak nakazuje zwyczaj", czy ze względu na opinię rodziny). Obserwacje wskazują na to, że ten "stróż" jest stróżem zaiste. Ale jego zadaniem nie jest strzeżenie nas przed rozmaitymi nieszczęściami, jak wskazywałoby popularne rozumienie jego roli. To funkcja raczej stróża więziennego, pilnującego własności/niewolnika JHVH, którym ochrzczony człowiek w momencie chrztu się staje, żeby tylko przypadkiem nie przyszło mu do głowy opuścić właściciela i stać się istotą wolną. Albo owczarkiem, nie chroniącym owiec przed atakami wilków (lub chroniącym je przed tymi atakami jedynie po to, by nie malał stan posiadania właściciela), ale raczej pilnującym by nie opuściły pastwiska zanim nie zostaną wielokrotnie wydojone i strzyżone, aż w końcu zarżnięte. Chrześcijańskie bóstwo karmi się swoimi wiernymi i by nie tracić stanu posiadania otacza ich ochroną, dokładnie taką samą, jaką otacza się więźniów. Strzeżcie mnie moce przed takim stróżem, oby takie istotki jak najdalej się ode mnie trzymały. A nawiązywanie z nimi kontaktu - a po co? Lepiej się spod ich kurateli raczej jak najszybciej uwolnić.
  25. Przekopując rozmaite archiwa, znalazłam starą dyskusję, ze śp. forum.neopoganstwo.pl, w której, będąc tam adminem, udzielałam się dość aktywnie jako Marta Małgorzata. Biorąc pod uwagę rożne bzdurstwa na temat druidyzmu, które się w ezoświatku znikąd wyłaniają, a potem krążą i dezinformują, uważam, że warto ją przytoczyć. Jako wskazówkę rozjaśniającą pojęcie współczesnego druidyzmu i wyjaśniającą, czym on właściwie jest... Mimo, że w tej chwili rozszerzam swoją praktykę, z różnych względów, zarówno o magię, jak i filozofię i religię germańsko/nordyjską, jednak pod własnymi wypowiedziami sprzed czterech lat mogę się nadal podpisać. Przynajmniej pod większością z nich. Poza jednym, z któregoś posta - że druidyzm jest nie do pogodzenia z żadną inną religią. Nie jest do pogodzenia z dogmatycznymi religiami "objawionymi", jednak jak wskazuje praktyka jak najbardziej jest do pogodzenia z pokrewnymi religii celtyckiej, czy też religiom celtyckim natywnymi religiami północno-zachodniej Europy. Zwłaszcza, bardzo zbieżny na poziomie filozoficznym jest z heathenry, religijność celtycka i szeroko pojęta germańska przez stulecia rozwijały się obok siebie i stąd ich duża zbieżność u podstaw rozumienia konstrukcji i zasad działania rzeczywistości. A więc gwoli wyjaśnienia - co to właściwie jest ten współczesny druidyzm (aczkolwiek nie jest to może najwłaściwszy dział, jednak właściwszego nie ma, należy jednak podkreślić, że druidyzm nie jest tożsamy z celtyckim rekonstrukcjonizmem - wklejam - w wersji pociętej, okrojonej z sążnistych offtopów: Silidan 20-07-2007, 19:33 Przez różnego rodzaju masowe produkcje i 'poprawność polityczną' traci się to, co moim zdaniem jest sednem druidyzmu (a w zasadzie filozofii przyrody, bo to szersza kwestia). Natura nie jest moralna, więc takie wartościowanie już na starcie jest skazana na porażkę, lecz niestety znajdujemy się w takim czasie i takiej przestrzeni, gdzie w 'życiu społecznej' nie ma miejsca dla osób myślących inaczej. Tu dochodzimy do starcia etyki przyrody z etyką humanistyczną. Niestety w moim odczuciu ten konflikt pozostanie nierozwiązany tak długo, jak długo trwać będą koło siebie te dwie opcje. Czeski 21-07-2007, 00:12 Cóz... o tym dyskusje trwają, trwały i będą trwać. Czy człowiek jest częścią natury? Czy jego wytwór - cywilizacja (a więc również etyka humanistyczna) - są częścią natury? Itd. Istnieją różne szkoły druidyzmu. Jedne zgadzają się z humanizmem, stawiając dobro człowieka na najwyższym miejscu (poprzez dobro rozumiejąc dbanie o otaczającą człowieka naturę - swoiście pojęty druidyczny antropocentryzm), inne skłaniają się ku twardej etyce natury. O ile można to coś tak określić. Ja osobiście rozumiem i uznaję oba bieguny, choć skłaniam się raczek ku temu drugiemu. Silidan 21-07-2007, 09:43 Ja też rozumiem obie opcje, ale logika nakazuje jasno zdeklarować się po stronie jednej z nich. niestety nie jest to takie proste: co zrobić z niepełnosprawnymi, którzy nie przynoszą społeczeństwu żadnej wymiernej korzyści? Etyka przyrody nakazuje zostawić ich na pewną śmierć (jako nieprzystosowanych). Humanizm natomiast widząc w nich przede wszystkim człowieka zmusza do ciągnięcia ich do przodu. W tym (skrajnym) przykładzie nie ma środkowej drogi... Czeski 21-07-2007, 21:15 Sądzę, że niedokładnie zgłębiłeś etykę przyrody. Otóż, obserwując zwierzęta stadne, można dostrzec ciekawe zachowanie - otóż osobniki w stadzie wspierają i pomagają sobie nawzajem, także w przypadkach, gdy jedno z nich jest słabe lub chore. Przykładem słonie chociażby ale nie tylko. Oczywiście, owa pomoc ma swoją granicę - jest nią dobro ogółu. Jeśli dany osobnik opóźnia marsz stada do odległego wodopoju w czasie suszy, zwierzęta przez jakiś czas i owszem, zwalniają tempo, ale gdy okazuje się (nie pytaj mnie, skąd one to wiedzą. Ja to zrzucam na ich instynkt), że taki delikwent może doprowadzić do tego, że stado po prostu umrze z pragnienia - wtedy słonie go pozostawiają. Matki wielu gatunków ssaków dbają o wszystkie swoje młode, ale w zależności od warunków bytowania, może się okazać, że zdecydują się poświęcić jedno, by lepiej wyżywić pozostałe. Ale obserwacje zoologiczne pokazują, że gdy jest dobry rok i rodzicom nie brakuje wokół pokarmu, także najsłabsze z miotu jest wychowywane. Tak więc, owa etyka natury, jak ją zwiemy, wcale nie jest taka bezlitosna. Jest bardzo "ludzka", prawda? Wielu ludzi instynktownie czuje, że przedłużanie bezsensownego życia często nie ma sensu, ale szantażowani i atakowani zewsząd "etyką humanistyczną", często boją się powiedzieć głośno, co myślą. Bo z miejsca okrzyknięci by zostali potworami i "co by powiedzieli, gdyby to było ich dziecko". Cóż, jestem pewien, że wielu rodziców - gdyby im pozostawić całkowicie wolną rękę - mogłoby swoimi decyzjami mocno zdziwić różnej maści etyków i "etyków". Silidan 22-07-2007, 10:11 Oczywiście przykłady które podajesz są słuszne i w odniesieniu do człowieka (który chcąc, nie chcąc jest głównie zwierzęciem stadnym) są słuszne. Lecz niezwykle często ten paskudny humanizm pcha jednostki w ślepy zaułek... Myślę, że nie tyle jest to kwestia nacisków z zewnątrz (choć pewnie w jakimś stopniu też), lecz wychowania 'chrześcijańskiego'. Dopiero spojrzenie na rzeczywistość z innego punktu widzenia (naszego), umożliwia weryfikację tych poglądów. Inna sprawa, że nikt z nas do końca sam nie wie jak by się zachował w danej kwestii, do momentu gdy się w niej nie znajdzie... Todanako 20-02-2008, 15:16 Nie mam określonej ścieżki jeszcze i ciągle jej szukam. Do końca nie jestem pewna czy to 'określenie się' jest konieczne jednak Druidyzm wydaje się być bliski mojej naturze. (Na pewno pomaga przy udzielaniu odpowiedzi nowo poznanym poganom) I tu moje pytanie? Filozofia nie zawiera panteonu Bogów prawda? Jest to przypisane religiom i wierzeniom. Wg. zasad współczesnego Druidyzmu w pierwszym punkcie uwzględniono wiarę w "Ducha , Boskość". Jak to się ma jedno do drugiego? Wiem ,że jednocześnie się oba aspekty nie wykluczają ale czy jeżeli nie uznaję pierwiastka boskości nie mogłabym się nazwać druidem? Czy powinnam kierować się jedynie własnymi odczuciami czy ogólno przyjętymi zasadami? cytaty z http://www.uroczysko.republika.pl/ Marta Małgorzata 20-02-2008, 16:59 Generalnie KAŻDY - moim zdaniem - powinien kierować się własnymi odczuciami. Dlatego wciskanie się "na siłę" w istniejące ścieżki po to, by móc się podpisać pod jakąś istniejącą nazwą nie ma szczególnego sensu. Sama długo unikałam jakiegokolwiek ostrzejszego określenia, podając się po prostu za pogankę, dopóki nie trafiłam na druidyzm właśnie. Między innymi również dlatego, że znalazłam w nim odzwierciedlenie mojego własnego sposobu rozumienia sacrum. Wielu współczesnych druidów podkreśla, że druidyzm nie jest religią, ale sposobem życia, opartym na filozofii "więzi" z Naturą. "Więzi" napisałam w cudzysłowie, bo trudno nazwać więzią poczucie bycia integralną częścią czegoś - czy nerka odczuwa więź z resztą organizmu? Oczywiście, w odróżnieniu od druida, nerka nie posługuje się rozumem. My się nim posługujemy, dlatego, poza aparatem myślowym, możemy stosować różne środki, również rytualne, by swoje zjednoczenie z Naturą i przeżywanie jej cykli umacniać. Filozofia nie zawiera panteonu. Większość druidów (bo druidyzm jest kompletnie niejednolity, jednostki czy grupy różnią się między sobą bardzo wyraźnie) również do konkretnego panteonu się nie odwołuje. Jednak odwołują się równocześnie do różnie pojmowanej boskości, immanentnej wobec świata, w odróżnieniu od chrześcijańskiego pojęcia bóstwa, nietranscendentnej, nienadrzędnej i niewszechwiedzącej. Trudno określić się jako osoba podążająca ścieżką druidyzmu, jeżeli istnienie boskości się odrzuca. W jaki sposób się ją rozumie, to już kwestia indywidualna. Określenie druidyzmu jako WYŁĄCZNIE filozofii, nie zawierającej elementów religijnych jest poważnym uproszczeniem. Można je znaleźć w różnych miejscach, między innymi na stronach OBOD, ale wynika to między innymi z "poprawności politycznej" tudzież niechęci do wszelkiego sekciarstwa. Tym bardziej, że jest to ścieżka bardzo indywidualistyczna. Tu i ówdzie niekiedy zaczynają się dyskusje, jakie warunki należy spełnić, żeby móc nazwać się druidem. Na pewno nie jest to tylko sama cześć wobec Natury i celebracja jej cykli. Nie jest to też odwoływanie się do celtyckiego panteonu, niejednolitego na różnych terenach, gdzie druidyzm się rozwijał. Współczesny druidyzm, bazujący między innymi na tym, co powstało w ramach XVIII-wiecznego odrodzenia tego nurtu również nie opiera się na jakimś konkretnym panteonie. OBOD np. stosuje mity walijskie, jako sposób na rozumienie praw i zależności rządzących światem, natomiast nie każe ich przyjmować jako kosmologiczno-kosmogonicznej prawdy. Jeśli chodzi o warunki konieczne do nazwania się druidem - jest ich kilka. W tekstach pod linkami poniżej zostały one wyszczególnione i chociaż ich autorzy nie mają ze sobą wiele wspólnego, poza podpisywaniem się pod tą konkretną ścieżką, są ze sobą bardzo zbieżne: http://www.wildideas...druid-defn.html <== link niestety nieaktualny :( Tutaj definicja mówi: I owe właśnie misteria duchowe, o których mowa, prowadzą do bezpośredniego kontaktu z boskością czy bóstwem. Osoba, która zajmuje się druidyzmem tylko od strony filozoficznej, nie włączając się czynnie w swojej praktyce w misteria Natury, może być... znawcą druidyzmu, filozofem, ale nie druidem. W drugim tekście: http://druidsutteran...=178&Itemid=275 [kolejny link nieaktualny, a szkoda, druidsutterance.net byla kopalnią wiedzy, na szczęście większość artykułów mam zarchiwizowanych ] jego autor, James "Fileadh" Litter, wyszczególnia pięć konkretnych wyznaczników, z którymi ja przynajmniej się zgadzam. Jednym z nich jest "Reverence for the Divine" - co jest określone przez autora, w sposób osobisty, ale z sensem następująco: Moim zdaniem druidyzm to więcej niż tylko filozofia. Zawiera elementy praktyki, które prowadzą do kontaktu z "pozamaterialną" częścią Natury - i praktykując różne, w tym i rytualne działania prędzej czy później wchodzimy w kontakt z czymś, czego samą filozofią wyjaśnić się nie da. Jak również nie bardzo da się to wyjaśnić w forumowym poście, ale jeśli owa praktyka prowadzi do doświadczeń podobnych u ludzi bardzo się od siebie różniących, to prawdopodobnie znaczy, że sprawa jest ponadpersonalna i w jakiś sposób obiektywna Jasne, nikt nie musi "pracować" (ble, nie znoszę tego określenia) z konkretnym panteonem. Oczywiście, to moje zdanie, na forum jest jeszcze parę osób z druidyzmem się identyfikujących, one może je rozszerzą lub stwierdzą, że się z nim nie zgadzają, bo jednego, z góry ustalonego i zdefiniowanego druidyzmu nie ma, są jedynie elementy wspólne, na których podstawie człowiek decyduje, czy pod tą ścieżką może się podpisać, czy nie. Jeśli chodzi o autorkę podanych przez Ciebie cytatów, Keriann, nie deprecjonując w żaden sposób jej wizji, wyjaśnię, że jej Uroczysko powstawało, gdy czuła się bardzo silnie związana z chrześcijaństwem. Między innymi stąd bierze się, bardzo przypominające cytat z OBOD-owskiego wstępniaka określenie druidyzmu jako filozofii, nie religii. Wiele osób, bazując przy tym na zjawisku "Celtic Christianity" chciałoby pogodzić ścieżkę druidyzmu z chrześcijaństwem. Podobnie podeszła do sprawy autorka Uroczyska. Podchodząc do tego od strony teoretycznej - niby (z naciskiem na niby) się tak da. "Reverence for the Divine" może niby być rewerencją wobec chrześcijańskiego bóstwa. Ale im dalej w las, tym bardziej okazuje się, że tak się nie da. Chrześcijańska konstrukcja świata, czy umiejscowienie w nim człowieka, są kompletnie nie do pogodzenia z wizją druidzką. A im więcej działań praktycznych, tym wyraźniej okazuje się, że druidyzm jest nie do pogodzenia z jakąkolwiek inną religią, zwłaszcza opierającą się na tak dosłownie ustalonych i "niepodważalnych" zasadach, na jakich opiera się chrześcijaństwo. Osoba odrzucająca jakąkolwiek boskość, może być ateistą. Lub filozofem przyrody. Trudno ją jednak określić jako druida, czy w ogóle poganina, niezależnie od tego czy neo, czy nie neo Osoba, która fascynuje się druidzką wizją świata, ale nie jest gotowa, czy też nie potrafi zerwać dla niej ze sprzecznym z tą wizją chrześcijaństwem, znajdzie dla siebie miejsce w "Celtic Christianity", które jednak druidyzmem nie jest, choć część z jego elementów w siebie wbudowało. Todanako 20-02-2008, 17:16 o kurcze! dziękuję za tą odpowiedź , bardzo mi pomogłaś a pytałam właśnie dlatego ,że czytałam i o druidyźmie jako religii i jako systemie filozoficznym, a tu wychodzi ,że jedno bez drugiego jest jakby niepełnowartościowe. Czyli idę szukać swej ścieżki dalej. Marta Małgorzata 20-02-2008, 17:49 No jest jakby niepełnowartościowe. Trzeba mieć dwie nogi - na samej teorii (czyli w wypadku druidyzmu - filozofii) daleko się nie zajdzie, ale na niepodbudowanej teorią praktyce też nie Zobaczmy co powiedzą inni druidzi. Czeski 21-02-2008, 21:10 Nie sądze, żeby tych odpowiedzi „innych druidów” było tutaj wiele (może to i dobrze? Na pewno dobrze ), ale póki co, dopisze swoje kilka słów do tematu, zarówno w odpowiedzi na pytanie Todanako jak i w uzupełnieniu słów MM. I nie będzie to raczej polemika (heh… jak zwykle, ale na to nic nie poradzę. ). Podstawa mojej wypowiedzi będą opinie znanych mi druidów z Anglii i Irlandii, a także moje własne przemyślenia. Postaram się jedno od drugiego oddzielać jakoś, żeby było wiadomo, co jest moim bredzeniem, a co bredzeniem wyspiarzy. Najprostsza odpowiedź na pytanie Todanako brzmi: druidyzm to połączenie religii i filozofii. Nie znam przypadku uważania się za druida odrzucającego boskość we wszechświecie lub odrzucającego filozofię. I nawet nie wyobrażam sobie, jak mógłby takowy istnieć. Znam ludzi, którzy druidyzm traktują bardzo religijnie – wyznają celtyckich bogów, wiedzy o sposobach wyznawania szukając w mitach i historii. Lub (ale to już druga liga) w książkach napisanych przez mądrzejszych (ekhem…) od siebie. Tacy ludzie raczej nie zawracają sobie specjalnie głowy rozmyślaniami natury druidycznej. W skrajnych przypadkach więc przypominają raczej po prostu celtyckich neopopogan. Bo właśnie – zaczyna im brakować tego (dla mnie ewidentnego) desygnatu druidyzmu, jakim jest próba tworzenia spójnej wizji świata, zawierającego zarówno sprawy bogów, jak i ludzi. Znane sa mi tez osoby, które, poprzez swój sceptycyzm, koncentrują się bardzo mocno na filozoficznym aspekcie druidyzmu, wszelkie kwestie boskości umieszczając raczej pośród „potencjalnych możliwości” i teorii, niż założeń podstawowych. Ci z kolei bardziej przypominają filozofów przyrody, a o ich druidyzmie świadczyć ma przede wszystkim przesuniecie ku celtyckosci w zainteresowaniach itp. To są dwa bieguny, które jestem w stanie dostrzec. Pomiędzy nimi rozciąga się cały ten przysłowiowy las druidyzmu, w którym jedni biegają ścieżkami wydeptanymi przez poprzedników, inni przedzieraja się przez chaszcze. Są tez tacy, którzy znaleźli swoją polankę, siedzą na niej, nie mając zamiaru ruszać się gdziekolwiek indziej. Tylko, że kwestia tego, że druidem się nie jest, ale druidem się staje cały czas, bo istota druidyzmu jest ciągłe poszukiwanie, to osobny temat. Jeszcze słowo o samej boskości w druidyzmie. Jak wspomniałem, niektórzy przyjmują ją nawet nie apriorycznie, ale w sposób do złudzenia przypominający religie objawione: sa bogowie, bo wierzyli w nich Celtowie, więc my tez będziemy wierzyć i czcić tak samo, jak oni to robili. Osobiście nie podpisuje się pod tym wariantem, choc jest on bardzo rozpowszechniony, momentami właśnie zazębiając się z celtyckim chrześcijaństwem, o którym pisała MM, a którego (kiedyś?) orędowniczką była Keriann. Innym sposobem widzenia boskości jest przyjęcie, że jakaś boskość w świecie istnieje (element wiary) i próba umiejscawiania tejże boskości w różnych miejscach druidycznego labiryntu. Osobiscie – blisko, ale wciąż nie to samo. Najbliższa mojemu podejściu jest postawa druidów uznających, że jeśli jakakolwiek boskość istnieje we wszechświecie, jest ona nierozerwalnie związana z samym światem. Tutaj bliziutko do panteizmu, ale nazwanie druidyzmu panteizmem byłoby zbytnim uproszczeniem. Ten wariant, o którym teraz pisze wyprowadza istnienie boskości i umiejscawia ją w naturze, a więc pierwotnym, nienaruszonym rozumem, stanie świata (dyskusja o tym, gdzie leży granica pomiędzy pierwotnym i wtórnym, toczona jest w innych miejscach na sieci). I tutaj właśnie dochodzimy do tego, dlaczego druidyzm taki nacisk kładzie na szacunek wobec natury: bo ona nie jest tworem bogów, nie jest miejscem, gdzie żyją bogowie, ona PO PROSTU jest boskością samą w sobie. A co w ramach tej boskości sami sobie ulepimy – to już indywidualna sprawa każdego z nas. Dlatego właśnie druidyzm niejako nierozerwalnie zawiera w sobie zarówno religię, jak i filozofię. To moje trzy centy. Reszty nie trzeba. Ilia 29-02-2008, 12:32 Oki, obiecałam zatem pytam Na razie to, co wpada mi do głowy na świeżo, po wczorajszej rozmowie. Mam nadzieję, że się nie zamotam jakoś straszliwie Więc tak... zastanawiam się jak to jest z tymi podziałami w neopogaństwie,a zarazem druidyźmie, gdzie są te granice, które opisują tak to jest druid, nie to już nie? Wiem, że niektóre cechy są wspólne, symbole też, ale jakby się głębiej zastanowić, mimo iż nie nazwane w ten sposób pojawiają się też w innych odłamach neopogaństwa. Cały czas słyszę jaki to druidyzm jest różnorodny, a już połączenie druidyzmu z chrześcijaństwem powala mnie na łopatki. Gdzie zatem ten punkt wspólny? A jeśli jest to takie płynne, jakby wynikało z Waszych wypowiedzi to po co się druidem nazywać? Co to daje? I zastanawiam się jeszcze jaki stosunek mają druidzi do czarownic? Nie Wiccan, bo ten mniej więcej znam, choć też chętnie usłyszę czy coś się w tej kwestii zmieniło Ailinon 29-02-2008, 13:57 Hm, ja się w sumie dołączę z pytaniem "czym się różni druidyzm od eklektycznego neopogaństwa / czarownictwa"? Czy bycie druidem sprowadza się do zainteresowania Celtami / Anglią/Irlandą / mieszkaniem tamże? Bo, na przykład, widzę dość sporo podobieństw w różnych opiniach (głównie dotyczących panteistycznej wizji świata czy sakralnego podejścia do sztuki) pomiędzy czarownicą Ailinon a druidką Drakonarią i właściwie niespecjalnie wiem, po czym idzie linia podziału skoro nie po konkretnej filozofii czy specyficznej rytualistyce. Jedyną różnicę, jaką zdążyłam zauważyć, to większy generalny "praktycyzm", czyli prywatę oraz wygodnictwo czarownic, ale to i tak chyba nie jest reguła. Marta Małgorzata 29-02-2008, 14:07 No, faktycznie rzuciłaś pytaniami Może zacznę od tego, czym jest druidyzm. Jak wspominał wcześniej Czeski, i ja też - jest to połączenie religii i filozofii. Może oprę się na cudzych słowach, tak będzie wygodniej i nie będzie zarzutu, że mówię coś co mi się wydaje, że prezentuję "mój" druidyzm, nie mający nic wspólnego z tym, co mówią inni podążający tą ścieżką. Postaram się powołać na dwa autorytety, które próbowały w jakiś sposób druida zdefiniować. Celowo pomijając dwa przeciwstawne bieguny, jakimi w pewnym sensie są Philip Carr-Gomm, szef OBOD i samotny druid Graeme Talboys (aka Greywind). Jak napisał Brendan "Cathbad" Myers, autor jednej z najlepszych moim zdaniem w sieci stron na temat druidyzmu, "A Druid is a professional invigilator of living spiritual mysteries as expressed by Celtic cultural forms". Strona powstała na potrzeby wywiadu z dziennikarzem, który pytał Cathbada, czym właściwie jest druidyzm, czyli zadał pytanie w zasadzie zbliżone do Twojego. Pod adresem, który wkleiłam w poprzednim poście w tym wątku, jest rozwinięcie tej definicji. Może powklejam jej poszczególne części, tak będzie prościej. Pewna irlandzka triada mówi, że "Są trzy świece, które rozświetlą każdy mrok - Prawda, Natura i Wiedza". I właściwie druid jest osobą kierującą się tą triadą. Wiedza wynika z Natury i z jej znajomości. Prawda wynika z Wiedzy. A wszystkie trzy są ze sobą sprzężone. Z kolei James "Fileadh" Litter mówi wprost, że zadanie 10 druidom pytania o to, czym jest druidyzm, zwykle kończy się uzyskaniem 57 różnych odpowiedzi . Ale jednak jakieś wspólne elementy, wyróżniające z szerokiego worka neopogaństwa są i stara się je podkreślić. Robi to tutaj: http://druidsutteran...=178&Itemid=232 (kolejny nieczynny link :(), wyjaśniając, że druidyzm zawiera w sobie religię, filozofię, sposób życia, naukę i sztukę. Jest też ścieżką mistyczną, na co ten odłam, z którym ja osobiście czuję się związana, kładzie bardzo duży nacisk. Dalej wymienia sześć wyznaczników, z którymi według mnie nie sposób się nie zgodzić. Jeżeli przypisujemy się do tej konkretnej ścieżki oczywiście. Określa je jako cześć wobec przodków, boskości, własnego życia i życia w ogóle, wobec Ziemi i wobec wiedzy/mądrości. Więc skąd różnice? Ano stąd, że tych sześć wyznaczników, stanowiących pewien punkt wspólny, poszczególne osoby czy grupy traktują bardzo różnorodnie. Co moim zdaniem wyróżnia druidyzm spośród innych ścieżek pogańskich? Ano właśnie nacisk na wiedzę. Na oparte na niej budowanie spójnej wizji świata, bez konkretnej mitologii (choć znam druidów, którzy mity różnych celtyckich plemion traktują jak chrześcijanie Biblię, zastanawiam się jednak, na ile wówczas są druidami z czegoś więcej niż tylko nazwy, a na ile po prostu celtyckimi rekunstrokcjonistami). Owszem, mity celtyckie są obecne w druidzkim nauczaniu, choćby walijskie w szkoleniu OBOD, jednak nacisk kładzie się tam na to, że rzeczywistość mityczna jest parabolą rzeczywistości, umożliwia jej zrozumienie, ale nie jest rzeczywistą historią czy prawdą objawioną. Odniesienie jest proste. Druidzi historyczni stanowili kastę inteligencji celtyckiego społeczeństwa, byli poddawani wieloletniemu szkoleniu, oprócz spraw religijnych, magicznych i filozoficznych zawierającemu również wiedzę o świecie. Po prostu wiedzę - coś, co załatwiają dzisiaj za nas szkoły. Po to, by świat zrozumieć, by zrozumieć rządzące nim prawa - bo to również wpływało na sposób pełnienia ich społecznej funkcji. Dzisiejsi druidzi są w pewnym sensie kapłanami bez wyznawców. Kolejnym wyznacznikiem druidyzmu jest rola w nim inspiracji. Artystycznej czy - hm... naukowej. Druid jest osobą twórczą, nie odtwórczą i co do tego zgadza się większość znanych mi grup i odłamów. Jeżeli chodzi o symbole - te ściśle druidzkie to przede wszystkim Awen. Jego znaczenie jest następujące (za Wikipedią, bo podaje je szerzej niż znane mi obodowskie i nie chce mi się wyjaśnieć tego własnymi słowami, post i tak jest długi, a byłby jeszcze dłuższy: Pozostałe, raczej nie używane lub rzadko używane w innych ścieżkach pogańskich (z wykątkiem celtyckiego rekonstrukcjonizmu, bo w nim powszechne), to wieloznaczna spirala, symbolizująca między innymi wzrost i obumieranie, w zależności od twego, w którą stronę skręcona, drzewo, swego rodzaju Axis Mundi, łączące świat "podziemi "i "nadziemi" z pniem osadzonym w naszym świecie, czy spiralny triskel, z prawoskrętnymi spiralami, symbolizujący (w uproszczeniu) jedność światów wody, ziemi i nieba. Zupełnie inne niż powszechnie przez pogan przyjmowane jest druidzkie rozumienie symboliki kotła. Też wieloznaczne, ale taka szczegółowość, to w tym poście chyba byłaby przesada Pytasz o połączenie druidyzmu z chrześcijaństwem, które Cię, podobnie jak i mnie, powala na łopatki. Bierze się ono z celtyckiego chrześcijaństwa, które rozwijało się w oderwaniu od kontynentalnej Europy, do któregoś tam synodu (którego daty i miejsca nie chce mi się szukać, stawiam na jakiś V wiek bodaj) i z faktu, że chrystianizacja Wysp przebiegała po pierwsze inaczej niż na kontynencie, bo pokojowo (wielu druidów stało się kapłanami nowej religii, ponieważ pojęcie jednego boga skojarzyło im się z pojęciem przenikającej wszystko boskości, którą jest Natura sama w sobie). Jak to powiedział kiedyś Patryk-ewangelizator "Christ is my Druid" - i stąd nieporozumienie. Jak ktoś przenośnię potraktuje dosłownie -zawsze są nieporozumienia. Jaki jest stosunek druidów do czarownic? Bez kontrowersji. Sama jestem jednym i drugim. Bo takiemu podejściu nic nie stoi na przeszkodzie. Jako druidka stosuję magię przede wszystkim w celach religijnych, rytualnych, zjednoczenia się ze światem, Naturą, bycia tu i teraz, a jednocześnie wszędzie i nigdzie, jako czarownica, w celach praktycznych. Stosunek druidów do wiccan wcale nie jest taki oczywisty. Tu i ówdzie pojawiają się kontrowersje i sprzeczki, dziadek Gardner bodaj w "Meaning of Witchcraft" chyba, ale nie pamiętam czy na pewno tam, napisał, że druidzi byli elitą społeczeństwa (co się zgadza), a czarownice (rozumiane przez niego jako przodkinie wiccan jak przypuszczam) wywodziły się z pospólstwa, ale sama znam kilka osób jednocześnie będących druidami i inicjowanymi wiccanami. Bo druidyzm to więcej niż religia i więcej niż filozofia, to ścieżka codziennego stawania się i rozwoju (nie "duchowego", a fuj, rozwoju w ogóle). Natomiast wicca to przecież przede wszystkim kult płodności... Co daje nazywanie się druidem? To samo, co nazywanie się czarownicą. Pewne samookreślenie w szerokim worku neopogaństwa. Ułatwiające kontakt z ludźmi podobnymi nam, w jakiś sposób, stawiającymi na te same cele i dla których podobne wartości mają znaczenie. Dobra, chyba wszystkie pytania uwzględniłam, post jest wieeeelki, a i tak bardzo ogólny, jakby co to poproszę o pytania pomocnicze. I, jak znam życie, Czeski swoje trzy centy doda też. [...] Marta Małgorzata 29-02-2008, 16:47 Nie dla każdego poganina wiedza i inspiracja artystyczna/naukowa są czymś wpisanym w ich religię i religijnie umocowanym. Dla druidów tak. Jest to jeden z podstawowych wyznaczników. Pęd do wiedzy to cecha osobnicza. Ale coś na kształt religijnego obowiązku jej zdobywania, rozszerzania i wykorzystywania w praktyce już nie. Jest częścią tej religii. Podobnie nie każda religia, neopogańska czy jakakolwiek, każe samodzielnie rozumieć świat i tworzyć jego spójną konstrukcję, zawierającą wszystkie płaszczyzny, zarówno duchową, jak by tego nie rozumieć, mentalną, ale również materialną i społeczną - pod tym względem druidyzm jest holistyczny. Nie daje żadnej gotowej wizji, jak czyni to wiele religii, ale kładzie nacisk na samodzielne poszukiwania, oczywiście oparte na celtyckiej symbolice, ale traktowanej jedynie jako symbolika, nic więcej. Nie wyróżnia też rzeczy przynależnych wyłącznie religii i pozostałej części rzeczywistości. Wszystko jest jednym, jedno jest wszystkim. Odniesienie do celtyckiego społeczeństwa jest istotne - chodzi zarówno o wyróżniki rytualne, jak i o zestaw używanej symboliki. I owszem, powiem że w próbach tworzenia holistycznej wizji świata druidzi byli prekursorscy. W ich czasach raczej nikt nie słyszał o magicznej tradycji Zachodu. Celtowie to zresztą nie tylko Anglia/Irlandia, czy nawet Bretonia i hiszpańska Galicja; przeleźli swego czasu całą Europę, wszędzie pozostawiając swoje ślady. Galacja w Azji Mniejszej, do której mieszkańców pisał Paweł z Tarsu, też była celtycka, z miastem Drunemeton włącznie Prawdopodobnie śladem po celtyckich wędrówkach jest również postrzeganie świata obecne w religiach bałtyjskich, ostatnio na Litwie bardzo silnie odżywających. Co więcej, celtyckość nie zasadza się tylko na tym, co można spotkać na Wyspach - ja sama celtofilką nigdy nie byłam i nadal nią nie jestem, choć muszę przyznać, że rezonans z konkretną ziemią przerósł moje wszelkie oczekiwania. Nie każda ścieżka pogańska widzi boskość w Naturze jako takiej, czyli nieprzetworzonym ani rozumem, ani jakimikolwiek innymi działaniami, stanie świata, postrzegając w niej Źródło, z którego wywodzą się wszelkie rzeczy materialne i duchowe. I nie, Natura tutaj to nie są kwiatki, drzewka i jedna konkretna planeta. To wszechświat, a jeśli jest ich więcej, to wszystkie wszechświaty i to co jest pomiędzy nimi i to, z czego się wywodzą, z czego powstały. Choć planeta jako miejsce naszego życia też jest obiektem rewerencji i jej niszczeniu należałoby zapobiec, nawet dla własnego dobra. Nie każda też religijnie traktuje sprawy inspiracji i natchnienia. Nie w każdej religii święta jest prawda, jakby niewygodna nie była. Nie w każdej religii początkiem wszystkiego i końcem wszystkiego jest pierwotny Wir Chaosu. Nie każda odnosi elementy natury jako takiej do elementów ludzkiego ciała (Dúile - woda jako krew, skała jako kości i tak dalej), w sensie przenośnym, nie każda każe się z ową Naturą jednoczyć, odczuwać siebie jako jej część, część większej całości. Nie w każdej religii pogańskiej tak istotny jest mistycyzm, bezpośrednie obcowanie z ową boskością samą w sobie i rytualne jednoczenie się z naturą po to, by bardziej jeszcze niż na co dzień poczuć się jej częścią, przy właściwie braku ściśle ustalonej i narzuconej z góry konkretnej mitologii (mity poszczególnych celtyckich plemion, operując jednolitą symboliką, różniły się między sobą, łączyła je właśnie symbolika, niekoniecznie materialna i wyrażalna przez noszone na szyi wisiorki - bo również przez pewne parabole, przenośnie i porównania - o której rozpisywać się nie będę, ale faktycznie - jej przyjęcie ma tutaj pewne znaczenie). Podobnie jak nie każda ścieżka pogańska zasadza się na misteriach płodnościowych, wyrosłych z kultury rolniczo-pasterskiej, jak czyni to wicca i pogaństwo wiccanoidalne. W końcu gdyby druidyzm był wymysłem kilkorga czy kilkunastu czarowników/neopogan, którzy się pod tą nazwą postanowili podpisać, nie wiadomo dlaczego, nie istniałyby kilkutysięczne zakony druidyczne, jak OBOD czy ADF, i dziesiątki mniejszych zrzeszeń. Gromadzących ludzi określających się tym mianem i znajdujących coś wspólnego jednak w sposobie patrzenia na świat i rozumienia go. Może ja nie umiem tego dobrze wyrazić, wiedząc o co biega, może inni zrobią to lepiej. Tak, druidyzm jest filozofią, jako taka ma na pewno wiele elementów wspólnych z innymi systemami filozoficznymi. Ale jest jednocześnie religią, mistyczną religią samodzielnego kontaktu z boskością, jedno bez drugiego nie istnieje lub nie jest, przynajmniej w moim pojęciu, druidyzmem. Sama filozofia nie może być wyznacznikiem - byłby to jeden z kolejnych nurtów filozofii przyrody tylko, a w końcu filozof, który ma do powiedzenia coś nowatorskiego w dziedzinie, którą się zajmuje, rodzi się raz na kilkadziesiąt lat, inni maglują tylko teorie skonstruowane przez poprzedników. Ale jest jednocześnie religią i ścieżką holistyczną, łączącą wszystkie aspekty życia. Trudno w nim wyróżnić elementy religijne i areligijne w gruncie rzeczy, w sytuacji nacisku na bycie częścią świata, takie wyróżnienie staje się nieco absurdalne. Druidyzm, jak już wspomniałam wcześniej, to sposób codziennego stawania się i rozwoju, faktycznie, oparty w pewnym stopniu na praktykach stosowanych przez pewną kastę społeczną pewnego ludu, ale rozszerzających się na całość funkcjonowania danej jednostki. Peter Ellis odnosi go do braminizmu - pojęcia równie szerokiego w sumie i mocniej jeszcze umocowanego kulturowo. I druidyzm nie jest niczym INNYM od neopogaństwa jako takiego. Jest w szufladzie pogaństwa konkretną przegródką po prostu, pewnym zawężeniem. Dlatego odniesienie do buddyzmu nie ma tu szczególnego sensu. Druid/ka jak najbardziej jest poganinem, MOŻE (aczkolwiek nie musi) być przy tym czarownikiem/czarownicą, choć według definicji, mówiącej, ze czarownik/czarownica jest osobą używającą magii nim/nią jest. Ja tutaj rozróżniam magię dążącą do zjednoczenia się ze światem wokół i pełnego przeżycia tej jedności, wręcz z czymś na kształt zatracenia własnej indywidualności na czas rytuału, czysto religijną i rytualną, od magii praktycznej, czarownicą nazywając osobę stosującą ją do uzyskania konkretnych celów, czy przekształcenia rzeczywistości wokół siebie. Dlatego jest w takim samookreśleniu pewien dualizm, ale niesprzeczny wewnętrznie. Zresztą wiele indoeuropejskich praktyk religijno-magicznych ma wspólny rdzeń. I to właśnie dlatego wołchwa od volvy różni głównie aspekt kulturowy. Drakonaria 29-02-2008, 17:57 Tak właśnie sobie gadałyśmy z Ilią wczoraj o tym na spacerze i owszem, to co mówi Guślarka jest prawdą, tylko, że moim zdaniem, w praktyce nie jest aż tak istotne jak coś dużo bardziej trywialnego, a mianowicie klimat. Moim zdaniem, to "klimat" najwyraźniej odróżnia druidyzm od czarownictwa (właśnie bardziej "intelektualny", "słoneczny", filozofujący, twórczy, taki nieco arystokratyczny) i bardzo często (co widać np. na OBODzie) ludzie wybierają właśnie druidyzm, a nie czarownictwo ze względu na klimat, a nie żadne swoje poglądy, praktyki kultowe itd. Taki life. Druga rzecz, która mi się nasuwa, a chyba nie została wspomniana, to to, że druidyzm jest chyba najbardziej uniwersalizującym odłamem neopogaństwa- właśnie poprzez tą swoją perspektywę "kosmiczną", ciągoty kosmologiczne, filozofujące nastawienie do wszystkiego. Czarostwo, tak ja to widzę, przyjmuje perspektywę przede wszystkim "ziemską"(oczywiście nie jest to regułą...) a druidyzm bardziej uniwersalną, ale i tak najważniejszy jest klimat. Marta Małgorzata 29-02-2008, 18:18 Ja nie wybierałam. Ja łączę. Druidyzm jest dla mnie religią i podstawą filozoficzną. Czarownictwo traktuję praktycznie, niejako obok, ale również z wykorzystaniem tego, co uzyskuję w szkoleniu druidzkim. Nie mogę powiedzieć, że jestem druidką ALBO czarownicą, wybrać jednego LUB drugiego. Jestem jednym I drugim, to się zazębia ale nie wyklucza i nie zastępuje nawzajem. Drakonaria 29-02-2008, 19:01 ja w gruncie rzeczy też. Np. kiedy świętuję pełnię albo coś tam majstruję magicznie to czuję się 100% czarownicą i dobrze mi z tym. Kompletnie nie czuję potrzeby metkowania się i naprawdę coraz bardziej zaczynam dochodzić do wniosku, że większość metek neopogańskich to kwestia zupełnie uznaniowa i często czarownica i druid są do siebie bardziej podobni niż dwóch druidów. Czeski 29-02-2008, 19:38 Ja w sumie nie mam nic do dodania. MM w pewnym momencie przerosła mnie wiedzą na temat druidyzmu i przyznaję to zupełnie bez jakiegokolwiek zawstydzenia, za to z szacunkiem. Jesli czytając jej wypowiedzi ja sam uczę sie czegoś, oznacza to ni mniej ni więcej, że ona wie więcej ode mnie. Dodam tylko jedną rzecz, jakby wyjasniającą pewne aspekty w tej dyskusji. Otóż druidzi uwazają, że sa spadkobiercami całej archaicznej tradycji mistycznej Europy. Tak, wiem, że brzmi to może dumnie i nieco zadufanie, ale w przeciwieństwie do róznych innych odłamów neopoganstwa, czy mistycznych tradycji naszego kontynentu, na poparcie tej tezy istnieją pewne fakty. Mozna z nimi dyskutowac oczywiście, niemniej bedzie to już dyskusja nad konkretami, a nie bardziej lub mniej wyssanymi z palca opowiesciami o tajemnicach przekazywanych z matki na córkę czy z mistrza na ucznia (czytaj: my wiemy, ale wam nie powiemy, bo to nasza tajemnica). Druidzi byli kasta kapłanów/szamanów/czarowników/mędrców/prawników/historyków/etc. pewnej bardzo dużej grupy etnicznej, która w pewnym okresie historii była dosłownie wszedzie w Europie, może poza Skandynawią. Celtowie zaliczyli wybrzeże Morza Czarnego, Bałkany z Grecją, Półwysep Apeniński, przynajmniej do Lacjum, Hiszpanię, tereny od Ukrainy do Bretonii, Danię i Wyspy Brytyjskie. Przynieśli rewolucje w wielu dziedzinach życia, dysponowali rozwiązaniami materialnymi, społecznymi i intelektualnymi. Jak żaden lud naszego kontynentu odcisneli na nim swoje piętno. Nawet Rzymianie ich nie przebili, bo przecież nie opanowali oni całej Europy, choc importy rzymskie spotyka się nad Bałtykiem. Do czego dążę: druidzi wedrując ze swoimi plemionami nie tylko niesli wiedzę zdobywaną wczesniej, ale tez uczyli się wiedzy od plemion wczesniej osiadłych na danych terenach. Uczyli sie i przyswajali, gromadzili. Przecież to nie Celtowie zbudowali Stonehenge i wiele innych kregów, kurchanów i budowli neolitycznych, a - nie do konca słusznie - kojarzy się kromlechy, trylitony, menhiry i kaerny właśnie z tym ludem... Druidzi gromadzili wiedze, także mistyczną i magiczną od neolitycznych plemion wiedząc, że w kazdej tradycji kryje sie cząstka Prawdy o świecie. Która inna grupa magów/kapłanów/czarownic itp. może sie z nimi równać? Nie bez powodów porównywano wiedzę druidów z wiedzą kapłanów egipskich czy mezopotamskich. Bo byli wyjatkowi. Do tego stopnia, że dzisiejszi niedouczeni niuejdżowcy usiłują tworzyc teorie o Atlantydzie jako kolebce mądrości, z której czerpał zarówno Egipt jak i Celtowie... A tymczasem prawda o druidach jest o wiele prostsza, ale i o ile bardziej racjonalna i mozliwa do zrozumienia. Druidzi byli genialnymi eklektykami kompilatorami. Na długo zanim świat usłyszał o Johnach Dee, Crowleyach i innych Gardnerach. Druidzi stworzyli podwaliny pod coś co dzisiaj nazywamy Mistyczną Tradycją Zachodu i choć wiele z ich wiedzy zaginęło bezpowrotnie, pewna jej część - a w moim przekonaniu ta najwazniejsza - przetrwała stulecia w mitach, zapiskach, szczatkach wiedzy z róznych miejsc Europy. Trzeba tylko umieć ja odnaleźć. I dlatego własnie druidyzm... Marta Małgorzata 29-02-2008, 20:00 Nie przesadzaj z tym przerośnięciem wiedzą. Po prostu czasem koncentrujemy się na innych aspektach, ja czytając Twoje wypowiedzi też często się uczę czegoś, czego nie wiem lub tylko mi świta. I dobrze że napisałeś o tym przyswajaniu wiedzy ludów napotkanych po drodze, to kompilatorstwo jest bardzo istotnym elementem, być może sporo wyjaśniającym, a zwrócenie uwagi na tę sprawę kompletnie nie przyszło mi do głowy. Czeski 29-02-2008, 22:44 Żeby zrozumiec druidyzm współczesny, trzeba zrozumiec druidyzm historyczny, o ile to dzisiaj mozliwe oczywiście. No i umiec odnieść się do faktu, że druidzi zyli setki lat przed nami i byli dziećmi swojej epoki tak samo, jak my jesteśmy dziećmi naszej epoki. Pewnych rzeczy nie będziemy ślepo powtarzac, tylko dlatego, że czynili to dawni druidzi. Nie nalezy też mitologizowac i ubóstwiać (w sensie podnoszenia do rangi bóstwa a nie uwielbienia) dawnych druidów, to nie sa Starozytne Wielkie Gumisie. Mysle, że własnie waznym elementem jest świadomość dziedzictwa. Stąd właśnie moja dygresja historyczna. Druidzi MAJĄ Z CZEGO czerpac i mogą kazdemu pokazac to źródło, w przeciwieństwie do innych grup neopogan czy magów mistyków, odwołujacych sie bardziej do legend i chciejstwa niz do faktów uznawanych nawet przez historyków sceptycznych wobec współczesnego druidyzmu. Jak napisałem poprzednio, MM opisała najwazniejsze wyznaczniki, z którymi sie zgadzam. Ja jedynie wskazałem też na element historyczny, którego świadomośc jest wazna, przy okreslaniu się. Mysle, że od sztywnych definicji i wyznaczników wazniejsze jest to, co człowiek czuje wewnątrz siebie i z czym sie utozsamia. I na ile potrafi ów wybór uargumentować w rozmowie z innymi. Myśle, że na ocene tego, czy jest sie druidem, czy nie, wpływa ileśtam czynników i wszystkie one musza zachodzic w jakims stopniu, aby warunek został spełniony. O tych czynnikach wspominała MM, więc nie bede sie powtarzał. Ale niewątpliwie druidyzm bez odwoływania sie do tradycji celtyckiej nie byłby już druidyzmem. A dlaczego celtyckiej, a nie skandynawskiej, o tym właśnie był mój poprzedni post. A czy - idąc tropem autora, z którego wiedzy korzystałem - mozna powiedzieć, iż "wszyscy jesteśmy Celtami", czy nie, to juz osobny temat do dyskusji. [...] Czeski 29-02-2008, 23:02 Nikt nie twierdzi, że druidyzm jest uniwersalistyczny. Ma oczywiście elementy uniwersalistyczne, ale też własnie nie polega on na tym, że kazdego nalezy przekonac do naszych arumentów. A nawiązując do słów o funkcjach społecznych i różnicach dawniej-dzisiaj, powtórzę: dzisiejsi druidzi to nie dawni druidzi a dawni druidzi to nie dzisiejsi. Swiat się zmienia i ludzie wraz z nim. Kto tego nie umie zrozumieć i dostosowac się, skazany jest na zagładę. To akurat Miyamoto Musashi. Z druidyzmem jest tak, że nie kazdy może zostac druidem, bo nie kazdy czuje to. Ludzie sa różni. Wiec analiza logiczna, rozumowa, której sie tak kurczowo trzymasz, na nic ci się nie przyda. Bładzisz wokół, usiłując oswietlic ciemnośc. Ale ciemnośc oswietlona przestaje byc ciemnoscią. Tak. Własnie o to chodzi - trzeba umiec odpowiednio ściemniać, żeby być druidem. [...] Czeski 29-02-2008, 23:37 Pewnych rzeczy nie da sie jasno sprecyzować, więc trzeba to zaakceptować. Że bywają druidzi lubiacy drzewa i chrześcijańscy? My o tym doskonale wiemy i nikt sie temu nie dziwi. Po prostu przyjmujemy to jako element transakcji wiązanej - kupujesz najlepszy produkt w miescie, ale w paczce z zupełnie niepotrzebnym shitem, dołaczonym jako "special offer". Gerich 29-02-2008, 23:49 no mnie sie ciastko o nazwie druidyzm nawet podoba sęk w tym, że ja jendnak wolę inne smaki. Mnie to troche przypomina diagnozowanie pacjenta. Jak ma taki, taki i taki objaw to ma tą i tą chorobę i koniec. Czasami jednak bywa tak, że pacjent objawów nie ma albo nie da sie stwierdzić czy je ma i zaczyna sie problem. Jeśli pacjent czuje sie chory tzn. że jest chory. Jesli ktoś czuje sie druidem i oscyluje wokół pewnych wyznaczników to pewnie tym druidem jest ale obiektywnie ciężko jest to stwierdzić. W kwestii special offer to myślę, że jak w knajpie jest dobre piwo to na współpijących można przymknąć oko. Gerich 01-03-2008, 00:21 Poczytałem dyskusje jeszcze raz i rzuciły mi sie w oczy dwie rzeczy. Pierwsza: była tu mowa o Prawdzie, Naturze i Wiedzy, które rozświetlą każy mrok. Dla mnie to pewne wyznaczniki czegoś co roboczo nazwałbym druidycznym etosem. Ten etos w dyskusji trochę się przejawiał (jedni odwoływali sie do niego bardziej inni mniej) a potem gdzieś sie zgubił i w zasadzie to nie wiadomo gdzie sie podział. IMHO bycie druidem to właśnie próba wprowadzenia tego etosu w życie. Moje czarownictwo też opiera sie na próbach wprowadzenia pewnego obecnego w mojej rodzinie i środowisku etosu więc wiem z czym to sie je. Druga sprawa wiąże sie z tym, że Nichols nie był Kafką i druidycznego Jedermanna stworzyć mu sie nie udało. Marta Małgorzata 01-03-2008, 13:56 Moim zdaniem Gerich słusznie poruszył sprawę etosu. Tyle że on nie sprowadza się jedynie do cytowanej triady, ale pozostawmy ją tu jako przykład. Ważne jest rozłożenie wszystkich nacisków, a rozkładać je należy świadomie, wiedząc po co i dlaczego się to robi. Jeśli Prawda, Natura i Wiedza są dla kogoś czymś najważniejszym, a nie czymś, co kultywuje się nieświadomie, jeśli się dla nich jest gotowym poświęcić różne inne w życiu ważne rzeczy, łącznie z wygodą, układami społecznymi czy w końcu życiem prywatnym, wówczas można dokonać samookreślenia. Można kultywować pewne wartości nieświadomie, oczywiście. Natomiast jeśli człowiek wybiera je świadomie, jako dla siebie najważniejsze, zamierza się nimi kierować i w pełni świadomie czyni z nich wskazówkę życia i postępowania, niezależnie od wszelkich wierzeń, czy ich braku, stanowią dla niego drogowskaz i uprawniają do samookreślenia. Wielu ludzi może np. kierować się w życiu półświadomie wskazówkami buddyjskimi, choć nigdy o buddyzmie nie słyszeli. Podobnie jak wiele osób całkowicie odżegnujacych się od chrześcijaństwa, wciąż kultywuje chrześcijańską etykę. Myślenie "Każdemu według potrzeb" nie czyni z człowieka komunisty. Komunistą człowiek staje się wówczas, gdy świadomie przyjmuje zestaw poglądów, który zawiera się w komunistycznym etosie i świadomie się pod nim podpisuje, dostosowując do wyznawanych wartości swoje postępowanie. Rezygnując z pewnych rzeczy lub podejmując działania, których w innym wypadku by nie podjął. Podobnie jest dla mnie z druidyzmem. Klimat? Kociołki-pierdołki i inne takie? To dla dzieci. Liczy się kwestia poważnych życiowych wyborów i to, co dla tych wyborów jest się gotowym poświęcić. Co jest dla kogo ważne lub ważniejsze od innych rzeczy - dla mnie np. próby zrozumienia konstrukcji świata itd., a więc i trzy świece ważniejsze są od czegokolwiek innego. Dlatego za dokonany wybór muszę (ale i chcę) wielorako płacić. Bo nie ma w życiu nic za darmo, przy czym nie można mieć wszystkiego na raz, z czegoś dla czegoś trzeba zawsze rezygnować. Czeski 01-03-2008, 17:34 To, że w druidyzmie znajdują sie elementy uniwersalistyczne, wcale nie świadczy, że druidyzm jako taki jest uniwersalistyczny. Przynajmniej w moim rozumieniu. Druidyzm przynalezy do Europy. W moim przekonaniu nie sprawdza się w dalekiej Azji, Amerykach, Afryce czy w Australii. Z różnych powodów. Więc juz samo to wyklucza jego uniwersalizm w moim i nie tylko w moim - mnienamiu. [...] Marta Małgorzata 01-03-2008, 20:06 OBOD to nie cały druidyzm jednak. To tylko jego najbardziej na sieci widoczna wizytówka. Tak samo jak - no nie wiem, Nichols nie był jedynym spadkobiercą Morwgwanga. To tylko jeden z nurtów, a niektóre do Iola czy w ogóle całego oświeceniowego odrodzenia druidyzmu się nie odwołują. Poza tym jest jeden niuans, na który chyba nie zwróciliście uwagi - uniwersalizujący ≠ uniwersalistyczny. Jeśli coś jest w pewnym stopniu uniwersalizujące (czyli dążące do pewnej uniwersalności, według tego jak ja to rozumiem), to nie znaczy, że jest uniwersalistyczne czy uniwersalne. Jedynie do tego dąży. A dążyć mogą grupy interpretujące założenia, same założenia raczej do niczego nie dążą Uniwersalizowanie OBODu widoczne jest choćby w jego antysekciarstwie i podkreślaniu we wstępniaku, że druidyzm dla chrześcijan też się nadaje. A jednak z kursu wynika, że to wcale takie oczywiste nie jest, w pewnym momencie trafia sie na rzeczy nie do pogodzenia z katechizmem KRK i zapisami biblijnymi... Może owe dążenia do uniwersalizmu biorą się ze stawiania na liczebność? Jeśli ktoś na liczebność nie stawia i stosuje jakieś selekcje, często okazuje się ze z tym uniwersalizowaniem sprawa jest znacznie mniej oczywista. Podobnie z innymi gałęziami i odłamami, niektóre z nich wcale uniwersalizujące nie są. Dla mnie druidyzm w Japonii, na nowej Zelandii, czy w Ameryce, gdzie działa wielki ADF z Ickiem-druidzką przechrztą (to NIE JEST antysemityzm, tylko taki żarcik personalny, żeby nie było) na czele. Wiąże sie jednak z terenami, przez które Celtowie przełazili, na których pozostały ich ślady i wpływy (w końcu w Polsce starsze od słowiańskich) i od których mieszkańców uczyli się po drodze. Czeski 01-03-2008, 20:27 Co do klimatu, bo jeszcze na ten temat sie nie wypowiedziałem - to jest znaczący element. Ma on swoją funkcję zarówno czysto estetyczną, że tak powiem, jak i całkiem praktyczną. Oczywiście już do poszczególnych osób nalezy decyzja, jak duża role bedzie klimat odgrywał w ich praktykach, ale nie bagatelizowałbym jego samego. Todanako wspomniała o kociołkach i pierdołkach... tutaj trzeba uwazac na jedną rzecz: jesli człowiek koncentruje sie jedynie na kociołkach pierdołkach, za najwazniejsza rzecz uwzając to, by podczas rytuału miec przy sobie dokładnie okresloną w ksiązce X liczbe swiec, wszystkie wymienione w książce Y przedmioty i by sam rytuał odbyć w sposób dokładnie opisany w ksiązce Z i nic poza tym, to niestety, ale to wszystko sprowadzi sie do marnowania czasu i bedzie jedynie zabawą, a nie tym, co powszechnie (?) uwaza się za rytuał. Jesli ktoś skupia sie jedynie na tym, by było klimatycznie, to - uzyje terminologii pedagogicznej - myli cel ze środkiem. klimat towarzyszący rytuałowi jest takim samym narzedziem, pozwalającym, czy ułatwiającym nam osiagnięcie konkretnego stanu umysłu, jak medytacja, sa śpiewy, techniki oddechowe itp. JEST WAŻNY. Ale jedynie jako dodatek do całości, a nie jej podstawa. Patrząc szerzej - druidyzm pozbawiony "celtującego" klimatu zacząłby niebezpiecznie ciązyc w stronę nijakiego niuejdżu czy co najmniej ogólnie eklektycznego neopogaństwa. Nie znaczy to - to uwaga głównie do Ailinon, która (mam wrazenie) szuka triggera z napisem "klucz do druidyzmu" - że klimat decyduje o byc albo nie być druidem. Ale jest jednym z wektorów, popychających nas w stronę druidyzmu. Klimat, podobnie jak swiadomość korzeni tradycji druidyzmu pozwala nam odsiewać częśc rzeczy, które byc może i przydatne do praktyki, ale jednak są obce. Przykładowo hm... karty tarota? To dobry przykład, niezaleznie od tego, że Carr-Gommy z Worringtonem wypuściły druidycznego tarota (shame on them, in my humble opinion). Tarot nie przynalezy do tego, co nazywamy druidyzmem. Jego klimat, niezaleznie od tego, jakie obrazki bedzie on posiadał, zdecydowanie umieszcza go w innym kręgu kulturowym. Podobnych przykładów jest więcej. Taka jest moja opinia o klimacie jako wyznaczniku druidyczności - niewatpliwie odgrywa swoją rolę praktyczną. Z pewnością nadaje praktykom konkretny smak, który niektórzy ludzie po prostu lubią. Ale nie jest rdzeniem druidyzmu. Marta Małgorzata 01-03-2008, 21:15 Ale jest jeszcze jedno ale. Proste ale znaczące. Sama celtyckawość prowadzi do rodzimowierstwa lub rekonstrukcjonizmu celtyckiego. A to nie jest jedno i to samo. Zasób wiedzy i wierzenia kasty społecznej, do której druidyzm się odwołuje, były inne niż przeciętnego Celta. Idąc za porównaniem Ellisa (a przy tym nawiązujac wlaśnie do różnych nurtów dalekowschodnich) trzeba stwierdzić, że druidyzm ma się do celtyckości tak jak braminizm do hinduizmu. Niby jest w niej zakorzeniony, ale jednak zupełnie inny. Intelektualizm - owszem. Ale jest jeszcze jedna sprawa na rzeczy - dotychczas nie poruszona. Sposoby dążenia do wiedzy w druidyzmie nie opierają sie jedynie na intelekcie. Duża jest rola poznania pozaintelektualnego. I nie tylko emocjonalnego, chociaż rola emocji niekoniecznie jest drugoplanowa. Wszystkie ćwiczenia dążące choćby do synchronizacji zmysłów, również mają prowadzić do zwiększenia liczby sposobów poznania/poznawania rzeczywistości. Intelekt to jedno z narzędzi poznania i uzyskiwania wiedzy, niekoniecznie dominujące nad innymi, po prostu jedno z nich. Intelektualizm jest tu uproszczeniem. [...] Marta Małgorzata 06-03-2008, 17:16 Mogę polecić jedno - zanim podpiszesz się pod jakąś nazwą, zapoznaj się z pismami ludzi kreujących współczesny druidyzm. Philipa Carr-Gomma, Graeme Talboysa, Emmy Restall-Orr, Brendana Myersa, Jamesa Littera, Izaaka Bonnewitza, Alexieja Kondratieva czy innych. Google przy kwerendzie tych nazwisk sporo wyrzuca. I po zapoznaniu się z tym, co napisali - zddecydowanie czy to aby na pewno TO. Współczesny druidyzm jest ścieżką dość wyraźnie zdefiniowaną, osobiste odczucia mogą ku niemu kierować, ale podpisanie się pod tą nazwą wymaga choćby zapoznania sie z tym, co stworzyły osoby nadające kształt współczesnemu druidyzmowi. Inaczej - cóż... może pojawić się kolejny Hagal, nazywający siebie druidem, ale nie mający z tym nurtem praktycznie nic poza własnym chciejstwem wspólnego i nie słyszał o nim o ile wiem żaden druidzki zakon. Druidyzm to naprawdę nie tylko odczucie więzi z Naturą i próba z nią zjednoczenia. Była o tym mowa w tym wątku dość obszernie.