Hrefna
Użytkownicy-
Zawartość
545 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Posty dodane przez Hrefna
-
-
zbytnie zachłystywanie się Jungiem i jego archetypami też jest spojrzeniem jednostronnym... pytanie zresztą czy pan Jung zaglądał w ogóle za Zasłonę Światów czy jedynie teoretyzował
1 -
Swoją drogą to aż dziwne, że w ogóle przyszła... to nietypowe dla jej modus operandi, ona nie szuka ludzi, nie łowi sobie wyznawców czy kapłanów, po prostu jest i tych, którzy do niej przychodzą długo i mocno testuje zanim uzna za godnych w ogóle odpowiedzenia im choć jednym słowem... A wyłączności niewątpliwie wymaga, dla siebie i całego Ludu Danu - to jedyni, o któych zazdrosna nie jest i współpracy z nimi wręcz żąda. Jako Pani plemienia dba o swoje plemię... Wielu mogłoby Ci pozazdrościć. Aczkolwiek oboje dobrze wiemy, że nie ma czego, choć ci, którzy zazdrościliby tego nie wiedzą.
1 -
Tę składową można nazwać inaczej, niekoniecznie fylgją... chodzi po prostu o konstrukcję całości psychofizycznej, jaką stanowi człowiek, a większość przodków - wyznawców rdzennie europejskich religii roześmiałaby się głośno, gdyby ktoś próbował im powiedzieć, że dusza jest nierozdzielną całością, że człowiek nie ma składowych takich jak wola, natchnienie, świadomość i kilka/wiele innych,które dopiero razem składają się na jego całość, a czegoś takiego, jak dusza, stanowiąca jakby odbicie duchowe jego fizycznego ciała tak naprawdę wcale nie ma, a jeśli jest, również jest tylko jednym z jego znacznie liczniejszych składników.
Dlaczego asatryjczyk miałby być inaczej zbudowany niż jakikolwiek inny człowiek? Nawet niezwiązani z żadnym systemem pogańsko-religijnym szamani, bądź raczej wówczas (skoro niezwiązani) - pseudoszamani, wiedzą dobrze, że między światami podróżuje (w największym uproszczeniu) JEDNA Z DUSZ człowieka. Których dostrzegają (w wersji minimalistycznej) co najmniej trzy, każda odpowiedzialna za coś innego. Bez której można żyć, ale życie wtedy ma zupełnie inną jakość. I zastąpienie jej przez obcy element będzie wtedy właśnie opętaniem. A to, że chrześcijanie widzą jedną, niepodzielną duszę, absolutnie nie musi oznaczać, że taki jest stan faktyczny... doświadczanie wędrówek za Zasłonę Światów raczej wskazuje na to, że taki punkt widzenia jest błędny... Chrześcijaństwo przyjęło założenie kilku kultur bliskowschodnich, znacznie je upraszczając - nawet egipska ka, ta dla której ciało miało być zachowane przed rozkładem, też była JEDNĄ ZE składowych... a w zasadzie oparło się, idąc za judaizmem, głownie na wizji Madianitów, tych samych, w których panteonie, na wcale nie naczelnym miejscu funkcjonował sobie niejaki Jahwe, jako bóstwo gór i burzy...
To, że wizja przyjęta kiedyś przez jedno koczownicze plemię rozlazła się po świecie, nie oznacza wcale, że jest prawdziwa... Mało który system zakłada jedność i nierozdzielność konstrukcji duchowej człowieka...
Ja, siedząc w swoim światopoglądzie nazywam tę podróżującą i łatwą/najłatwiejszą ze wszystkich naszych składowych do utracenia składową fylgją. W poprzednim systemie, z którym byłam związana, nosiła ona nazwę fetch. Gdzie indziej nazywa się ją jeszcze inaczej lub wcale nie nazywa, ale dobrze wie o jej istnieniu.
I proszę mi tu nie mydlić oczu podejściem licznych rekonstrukcjonistów, którzy nie zadali sobie trudu zagłębienia się w antropologię kulturową i filozoficzną kultur, których religię/poglądy rekonstruują, przyjmując wersję judeochrześcijańską, bo jest łatwa i nie wymaga głębszych rozważań. To właśnie dlatego zajmowanie się elementami wyrwanymi z kontekstu kulturowego jest tak powszechną bzdurą... człowiek lubi iść na łatwiznę, ale jeśli coś jest łatwe, zazwyczaj oznacza, że nic nie warte.
To, co widzą chrześcijanie i co nazywają duszą jako całością, jest też tylko jedną ze składowych całości. Albo nawet konglomeratem wszystkich składowych poza tym między światami wędrującym... W nazewnictwie asatryjskim będzie to (ten zbiór, konglomerat) feorh, w innych będzie nazywało się inaczej, lub w ogóle nie będzie uznawana jakakolwiek jedność czegoś takiego jak jaźń... Może to (to, co chrześcijanie widzą i rozumieją jako "duszę" nie widząc innych składników całości) równie dobrze (wg asatryjskieggo nazewnictwa) być oend - w uproszczeniu mówiąc - świadomość. I ten element jak najbardziej w wypadku opętania pozostaje na miejscu. Chociaż bywa zdominowany przez zainstalowany w całokształcie ludzkiej konstrukcji obcy składnik.
Jeśli chodzi o czakry - sama w nie nie wierzę, ale jakieś tam centra energetyczne w organizmie jednak mamy, inaczej nie działałyby choćby takie systemy jak akupunktura... i jeśli niezależna a miarodajna osoba, której ufam i wierzę w jej "skille" bo potwierdziły się doświadczalnie (wtedy i tylko wtedy, ja "z założenia" nie wierzę w nic, wierzę tylko w rzeczy, które mi się namacalnie potwierdzają, dotknęłam ich empirią) taką siódmą czy stoi siedemdziesiątą piątą fioletową czakrę korony u mnie wykryje - widocznie okaże się, że ją mam - i kwestia mojej wiary lub niewiary na to w żaden sposób nie wpłynie, mogę najwyżej protestować przeciwko jej posiadaniu, ale stanu faktycznego to nie zmieni.
Założenie że ludzie nie są skonstruowani w sposób identyczny prowadziłoby do wniosku, że wyznawcy każdej religii czy systemu mistycznego należą do innego gatunku... naturalną konsekwencją byłaby wówczas również niemożność płodzenia wspólnego potomstwa - i powiedzmy celtycki rekonstrukcjonista, albo no nie wiem - wyznawca eskimoskiej natywnej religii - nie mógłby zrobić dziecka chrześcijance albo na odwrót... :D
Można wierzyć w grawitację lub w nią nie wierzyć... ale nie zmieni to faktu, że takie zjawisko jest i działa. Można wierzyć lub nie wierzyć w korpuskularno-falową naturę światła... Że ktoś wierzy tylko w istnienie wycinka całości, nie zmienia to MOŻLIWOŚCI istnienia całej reszty tej całości. Jeśli ktoś nie wierzy w teorię wielu wszechświatów, nie znaczy, że tych wszechświatów poza naszym nie ma... to, że ktoś nie wierzy w magię, lub uważa za nią jedynie NLP, nie znaczy, że nie może paść ofiarą klątwy...
A jak wyjaśnić te wszystkie cechy z drugiego cytatu u innych? Sami się fylgji w jakiś sposób pozbyli, radośni "aloha-namaste" zazwyczaj wręcz na własne życzenie, bawiąc się podróżami, do których dotykać się nie powinni, gadaniem z duchami i zajmowaniem sprawami o których pojęcia nie mają, prezentując radośnie wspomniany gdzieś wcześniej syndrom ucznia czarnoksiężnika. A że fylgję/jej gdzie indziej inaczej nazywany odpowiednik łatwo stracić w wyniku m.in. niehonorowego zachowania, przy czym honor jest dzisiaj cechą nic nie wartą dla większości współczesnych ludzi, zamiast honoru liczy się dla nich jedynie własny interes, sprawa jest jasna... Nie da się zresztą ukryć, że w żadnym innym systemie nie ma takiego jak w chrześcijaństwie stężenia ludzi całym swoim życiem zaprzeczających temu w co wierzą i pod płaszczykiem górnolotnych haseł robiących swoje, a to "swoje" z zasadami ich religii czy systemu filozoficznego, któremu się niby dedykowali nie ma nic wspólnego... może 5% chrześcijan swoją religię traktuje poważnie i stara się wszystkie jej wymogi spełniać w sposób możliwie doskonały, reszta tkwi w tej religii jedynie z przyzwyczajenia, siłą inercji bądź tradycji... odnosząc do siebie nazwę, do której ze względu na swoje postępowanie absolutnie nie mają prawa...
Jakoś nie zauważyłam, by człowiek zwracający uwagę na godność własnego postępowania lub żyjący wartościami, które głosi, był tchórzem lub hipokrytą... jedno drugie wyklucza... co więcej nie zauważyłam, by ktoś taki stał się ofiarą opętania. Natomiast człowiek robiący co innego niż głosi oprócz tego, że jest fałszywą szmatą, niegodną nazwy człowieka, jest również istotą niezwykle na opętanie podatną. Mnie się to nadal trzyma kupy mocno.
3 -
Ja już z 8 lat temu walnęłam... Arta dotyczącego odpowiedzialności i dojrzałości - czym jest generalnie dla człowieka i dlaczego tylko 5% ludzi można nazwać odpowiedzialnymi a dojrzałymi jeszcze mniejszy odsetek... Ale tematycznie było, nie da się ukryć... bo w odpowiedzi na stwierdzenie, że wiccanin powinien (hyhyhy... od powinien do jest daleka droga niejednokrotnie ) być człowiekiem odpowiedzialnym... KAŻDY dorosły człowiek powinien być odpowiedzialny, a tego cholernie brakuje nawet baaaardzo wielu 70-latkom... każdy chciałby mieć wszystko i nie ponosić tego żadnej ceny - signum temporis... i to signum dostrzega się chyba niestety szczególnie wśród ludzi zajmujących się magią czy ezoteryką albo pogan... a oni właśnie chyba powinni być przykładem ŚWIADOMOŚCI każdego swojego działania - potem pojawiają się kwiatki, kiedy ktoś, kto nazywa się np. rodzimowiercą, przy czym od magii nie stroni, chociaż absolutnie nie jest ona elementem składowym ścieżki, którą sobie wybrał, jest czymś zupełnie obok, ale i w sprawach magicznych zawierał z bogami umowy, a co więcej inne rodzimki też go za swojego mają mówi "ale ja przecież nigdy nie przysięgałem/przysięgałam wyłączności konkretnym bogom, nic mi nie stoi na przeszkodzie wziąć udział w rytuale na cześć innych ani samemu ich uczcić"... <rzyg>.
Ciekawe, co na to ci bogowie - ale odpowiedź na to pytanie bywa długoterminowa, bo dla Tamtej Strony czas nie ma żadnego znaczenia... :D
Ale cóż, pogaństwo jako takie, jako całość, staje się religią masową, nie dziwne, że przybywa w nim nieodpowiedzialnych hipokrytów - taka uroda wszystkich religii masowych... gdzież te czasy, gdy polskich (neo)pogan, nie licząc siedzących po cichu rekonstrukcjonistów można było spokojnie zliczyć na palcach dwóch łapek i jednej nogi - ech...
0 -
Sosno, ale sprawca opetania nie musi byc istota zla. Zreszta co to sa zlo i dobro? Nie ma czegos takiego obiektywnie. Wystarczy do opetania, ze element calosci, jaka stanowi czlowiek zostanie zastapiony czyms obcym, innym.
Inna rzecz, ze zaswiaty pelne sa istot egoistycznych, dla ktorych dobrem jest jedynie wlasny interes i takie wlasnie istoty zwykle kreca sie w poblizu Zaslony. Gotowe skorzystac na wszystkim, na czym skorzystac zdolaja - wiec i na czlowieku nieumiejetnie ryzykujacym poprzez zabawe czyms, o czym ma male pojecie albo nie ma go wcale.
Mariko - owszem, wiedzma przychodzi i robi porzadek. Ale wychodzenie przed szereg i robienie porzadku tam, gdzie nie zostaje o to poproszona, tez jest niewlasciwym podejsciem. No, chyba ze akurat wygodnie jej przed szereg wyjsc. Wiedzme sie wzywa, zeby posprzatala, niewezwana zyje wlasnym zyciem i po prostu robi swoje, nie ogladajac sie w ogole na ludzi, chyba ze z jakimis jej akurat po drodze. Nie pojawia sie zeby posprzatac... pojawia sie po prostu i wtedy mozna ja ewentualnie o posprzatanie poprosic. Nieproszona o to nie kiwnie palcem. Bo nie wiezi miedzyludzkie, nie ludzie i nie ludzkie sprawy, ale rownowaga miedzy byciem Tu i Tam sa jej miejscem w zyciu. Ludzie przychodza i odchodza, a wiedzma idzie miedzy nimi przed siebie... Wiedzma idzie wlasna, droga, po prostu idzie przed siebie, nie zwazajac na nic, jesli jacys ludzie ida rownolegle z nia, idzie z nimi, jesli zostaja w tyle, ida w inna strone lub razem przestaje byc po drodze, idzie dalej... pragmatyzm. W tym zreszta rowniez roznica miedzy nia a szamanem - szaman ma OBOWIAZEK posredniczenia dla swojej grupy, wiedzmie obowiazki zawieraja sie jedynie w spelnianiu umow miedzy nia i jej bogami i spelnianu nalozonych na nia przez nich obowiazkow.
A Poszukiwaczowi chyba chodzilo raczej o to, jak zabezpieczyc sie przed opetaniem, nie dac sie opetac, a nie jak pozbyc sie niechcianego mieszkanca.
2 -
Nie będę wyjaśniała, bo zrobiłby się z tego gigantyczny artykuł. Ten - lub zbliżony element w innej terminologii bywa określany jako fetch. Choć trudno mi powiedzieć, czy jest to jedno i to samo. To ten element, ktory w artykule, ktory chciales sobie przyswoic, opisalam jako to, co jest naszym skladnikiem najczesciej wybierajacym sie w Zaswiaty.
Generalnie asatryjska duszologie doskonale opisal Ulf, --> tutaj <-- - i chociaz nazewnictwo jest scisle okreslone, ma to duzo wspolnego z innymi indo-/rdzennie europejskimi wizjami konstrukcji czlowieka. A ja z pewnoscia nie bylabym w stanie opisac tej kwestii lepiej i bardziej lopatologicznie, jest to dla mnie wciaz o wiele bardziej kwestia rozumienia poprzez czucie i rozumienie pozaintelektualne, poznania doswiadczalnego, niz objecia rozumem.
A fylgja jest tym elementem, ktory najlatwiej utracic. Mozna ja odzyskac, dopoki jej miejsce w konglomeracie, jaki stanowi czlowiek, nie zostanie zajete czym innym, gdy to juz nastapi, czlowiek sam na to nic nie poradzi.
Swoja droga, jesli oczekuje sie tu ode mnie, poganki siedzacej w klimatach indoeuropejskich i grzebiacej w nich mozliwie gleboko, do samego dna i rdzenia, przyjecia ezoterycznego punktu widzenia, to znaczy, ze nic tu po mnie... Ezoteryczka nigdy nie bylam, nie jestem i nigdy sie nie stane. A kazdy, kto jako ezoteryk (polecam definicje slownikowa tego terminu) chcialby sie okreslac, powinien moim zdaniem miec wbudowany ped do wiedzy i jej samodzielnego poszukiwania.
2 -
Priv bedzie, noca jakos, jak sie z czasem ogarne i wroce dodom po powaznych elementach zycia eee... codziennego ;)
...i znowu edit...
W sumie koncepcja zakladajaca odpedzanie w ramach magii chrzcielnej skladnika czegos, co mozna byloby nazwac wielopoziomowa ludzka osoba, niewazne czy nazwie sie ten skladnik fylgja, czy fetch, czy jeszcze inaczej, wyjasnialaby takze przywiazanie chrzescijan do tej nazwy i konkretnego systemu wierzen, nawet jezeli postepuja kompletnie wbrew nakazom swojej religii, zajmujac sie chocby ezoteryka. Nawet jezeli uwazaja te nakazy za glupie i zbednie utrudniajace zycie i grzesza na potege. Robia wbrew temu, czego ich religia od nich oczekuje, ale sie od niej nie odwroca, bo zwyczajnie nie moga, sa na to za slabi... To cos, montowane w nich po wypedzeniu tego skladnika i na jego miejsce, ma ich w owczarni cale zycie trzymac. A brak fylgji dodatkowo oslabia pozostale skladowe, willa np. bez niej kiepsko sobie radzi... .
Wskazywalyby na to tez doswiadczenia zwiazane z przeprowadzaniem rytualow dechrystianizacyjnych i ten mechanizm wyjasnialby zmiany wrecz charakterologiczne zachodzace w poddawanych im osobach po pewnym czasie od ich przeprowadzenia.
Wyjasnialoby to tez bezwolnosc, hipokryzje, syndrom osobowosci zaleznej i tym podobne cechy wlasciwe wielu wyznawcom tej religii... Jak i to, ze na opetanie wlasnie oni zdaja sie byc najbardziej podatni. :D
No i wszystko zrobilo sie jasne...
2 -
Samodzielne metody przeciwdzialania opetaniu? Nie ziewać. Wtedy fylgja nie ucieknie.
<joke>
A powazniej - wiele zalezy od tego, czym tak naprawde jest dusza. Jak ja rozumiemy i odczuwamy, bo od tego rowniez zalezy sama koncepcja opetania. Napisalam o tym co nieco w innym watku dotyczacym tematu opetania - tym z pytaniem, co dzieje sie wtedy z dusza. Moje doswiadczenia wskazuja na to, ze wlasnie tak to wyglada, jak tam opisane; a i swiatopoglad, w ktorym tkwie od lat, zmieniwszy tylko przed rokiem nakladke kulturowa, w ten sposob to wyjasnia. Oczywiscie koncepcji jest wiele, niejednokrotnie wzajemnie z soba sprzecznych... mnie ta konkretna i swiat i zycie i czlowieczenstwo wyjasnia najlepiej.
A teraz maly offtop, ale moze mnie administracja nie zabije, bo offtop nawiazuje do fragmentu jednej z wczesniejszych wypowiedzi. Podobnie do tego, co napisala Szepczaca o byciu szamanem, sprawa ma sie z wiedzmami. Albo sie z czyms rodzisz, albo nie, a i tak trzeba przejsc dluga i trudna droge, droge w gruncie rzeczy inicjacyjna - umrzec wewnątrz (zwykle w wyniku tanca z istotami spoza Zaslony Swiatow, ktore nas celowo dezintegruja, taki troche dance macabre, ale wcale niezabawny) i samodzielnie sie po tej smierci odbudowac, by sie kims takim jak wiedzma czy szaman stac w pelni. I zaplacic za to niejednokrotnie wysoka cene zyciowa. W wypadku wiedzmy (w odroznieniu od szamana zreszta, bo jednym z podstawowych skladnikow jego istoty, definicji, jest pozostawanie czescia grupy, do ktorej nalezy i pelnienie w tej grupie konkretnej, scisle zdefiniowanej roli posrednika) jest to zwykle pozostawanie poza wszelkimi grupami, trwalymi relacjami towarzyskimi i grupowymi. Wiedzma nie przynalezy nigdzie, stapa miedzy swiatami, a miedzy ludzi wchodzi dopiero wtedy gdy jest to niezbedne. Z definicji nie jest nigdzie afiliowana. Taki lajf, taka cena za to kim sie jest. Cena bycia wiedzma jest brak przynaleznosci do wszelkich grup, a nie kazdy jest gotow te cene ponosic. Z drugiej strony buntowanie sie przeciw temu status quo jest zaprzeczeniem wlasnej istocie, cos trzeba wybrac, rybka albo pipka. Dotyczy to oczywiscie takze meskich odpowiednikow - ...wiedzmakow?
3 -
...a poza tym istotne jest, jak sie postrzega sama nawet dusze. Tzn. czy jako jakas calosc niepodzielna, czy tez uwaza sie, ze stanowimy konglomerat najrozniejszych skladowych i cos takiego jak dusza w rozumieniu klasycznej reinkarnacji albo chrzescijanstwa w ogole nie istnieje. Bo od tego postrzegania zalezy samo rozumienie koncepcji opetania.
Moim zdaniem w wypadku opetania jest tak, ze tracimy hm... pewien skladnik naszej calosci, w szczegoly wchodzila nie bede, i ten skladnik jest zastepowany obcym elementem, dopiero takie zastapienie jest wykladnikiem opetania, ale sam brak tego skladnika do niego w pewnym sensie predestynuje. Nie musi to koniecznie byc od razu jakis demon, istota duchowa czy duch osoby albo jakiejkolwiek istoty zmarlej; to jest po prostu cos nam obcego, nie stanowiacego natywnego skladnika calosci, jaka stanowi czlowiek, a konkretnie dana osoba. Moze to byc hm... ten sam element skladowy, ale pochodzacy od innego czlowieka, wcale niekoniecznie umarlego... Ale zeby wyjasnic ten punkt widzenia trzeba byloby rozbudowac cala mocna zlozona koncepcje skladowych calosci, jaka w niektorych systemach, nota bene natywnie europejskich, a w gruncie rzeczy indoeuropejskich i z pierwotnego pochodzenia najprawdopodobniej syberyjskich, stanowi czlowiek. W kazdym razie w moim mniemaniu, a i pewne doswiadczenia na to wyraznie wskazuja, nie ma czegos takiego, jak jedna, niepodzielna dusza, taka duchowa kopia ciala, czy cos w ten desen; rozroznienie na jedynie dusze i ducha tez jest nieuprawnionym uproszczeniem...
Natura nie lubi prozni i jesli czlowiek wskutek czegokolwiek, lacznie z jakimis podrozami za Zaslone Swiatow, utraci swoja fylgje,w jej miejscu "montuje sie" cos, co ja "zastepuje" - a de facto wcale nie zastepuje, bo nie spelnia jej roli. I wlasnie dlatego odzyskanie jej, jesli zostanie utracona w wyniku nieprzemyslanej lub nieswiadomej podrozy, nieswiadomego wyslania jej za kims dla nas bardzo waznym, kto odszedl lub umarl, albo na skutek po prostu niehonorowego, niegodnego postepowania w zyciu - bo i tak bywa, jest tak cholernie trudne i wymaga bardzo swiadomych dzialan, ma swoja cene i niejednokrotnie sama osoba w ten sposob niepelna, jesli nie ma hm... skilla (glupie slowo-wytrych, ale jest pozno i nie chce mi sie rozwijac jezykowo ) dotyczacego wedrowania w Zaswiatach odzyskac jej nie moze. Rzecz jest oczywiscie do zrobienia, samodzielnie (jesli sie tego skilla ma) albo z pomoca szamana czy jego odpowiednika, guslarza, wiedzmy - osoby miedzy swiatami podrozujacej. Ale bardzo trudna i kosztowna. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, ze fylgja jest skladnikiem naszej calosci, ktory naszej kontroli nie podlega...
[EDIT]
W innym watku Szepczaca napisala, ze do opetania predestynuje nieswiadome zajmowanie sie magia. To tez. Ale wg mnie istotna jest tu godnosc, honorowosc czynow magicznych albo sposob, w jaki sie nimi zajmujemy. Samo gadanie z duchami to malo - trzeba zrobic cos takiego, co sprawi, ze fylgja sobie od nas pojdzie, robiac tym samym puste miejsce, ktore moze zostac zajete przez cokolwiek, rowniez cos, co bedzie sie nami zywilo. Co, jesli nie wiaze sie z niemadrymi albo nieswiadomymi i bez przygotowania podrozami za Zaslone albo trauma wynikajaca z utraty kogos niesamowicie dla nas waznego, za ktorym ta nasza czesc podaza, nastepuje zwykle w wyniku dzialan niegodnych, czesto krancowo egoistycznych. A o to przy zajmowaniu sie magia baaardzo latwo...
Szepcie, tak swoja droga teraz jasne i w koncu to zrozumialam (dzialanie przy okazji Vetrablotu/Samhuinn i wczesniejsze do niego przygotowania, jesli chcesz, wyjasnie Ci na privie), czemu nie widzialas WTEDY przy mnie tego, co nazwalas moim "opiekunem"... Mysle, ze jesli kiedys znowu sie spotkamy, tego braku juz nie dostrzezesz. Z tym ze wedlug tej koncepcji, ktora ja uznaje, nie jest to istota zewnetrzna, "nie-moja", ktos/cos z astralu czy czegostam, niebedacy kawalkiem mnie - to moja czesc skladowa... z trudem odzyskana.
[koniec wtreta]
[/EDIT]
Wydaje mi się,przy poprzednim edicie właśnie sobie to uświadomiłam i mocno mi się to kupy trzyma, że chrześcijanie, pokropieńcy (TM należy do Znajomego) w wyniku przeprowadzanej na nich magii sakramentalnej, są fylgji pozbawiani. Sądzę, że zachodzi to w czasie chrztu, ona jest wtedy odpędzana i na jej miejsce teoretycznie instalowany jest chrześcijański hm... egregor? Coś, co ma trzymać owieczkę przez całe życie w owczarni. Ale często jest to tylko teoria, zwłaszcza że i kapłani katoliccy często swoją magię fuszerują, działając na odczep się - po prostu odwalając robotę... a łatwiej coś wypędzić niż zainstalować coś na miejsce przegnanej składowej. Część ludzi zwłaszcza tych, którzy od chrześcijaństwa odeszli i nie odczuwają ciężaru chrześcijańskich pieczęci, samodzielnie ją odzyskuje, fylgja wraca sama; inni pozostają niepełni lub z zainstalowanym tym czymś, co miało w założeniu zostać zainstalowane, ci niepełni są podatni na opętanie bo mają "w sobie" miejsce, które może zostać zajęte przez cokolwiek, a natura próżni nie lubi... wtedy rzeczywiście wystarczy gimnazjalna zabawa w wywoływanie duchów, żeby zwabić jakąś głodną istotkę, która się będzie daną osobą karmiła. No i ratowanie kogoś takiego dodaje innym, takim, którzy wiedzą, jak to robić, mnóstwo roboty...
[koniec editów, więcej chyba nie będzie ]
2 -
W wersji uproszczonej, Winterstormie. To troche tak, jakby powiedziec, ze wiekszosc informacji, jakie mamy o runach, mamy dzieki von Listowi...
Kazdy system, niezaleznie od pochodzenia, traktowany wyrywkowo, bez wglebienia w pelna mentalnosc kultury, ktora go wytworzyla, bedzie wykastrowany... przy czym teozofom 'zawdzieczamy' zwrocenie uwagi na wschod i odwroceniecjej od natywnych europejskich systemow. Bo latwiej bylo po lebkach przyjac cos, co bylo na wierzchu, zamiast spod warstwy chrzescijanskiego mulu wykopywac cos niemniej bogatego, a znacznie nam blizszego. No i mamy kurioza, w postaci np. eklektycznie podszytego wschodem, Egiptem i Hellada i bogowie racza wiedziec czym jeszcze ezoterycznego NEOpoganstwa, a taka mieszanka jest jego najpowszechniejsza i najpopularniejsza wersja... bo tak latwiej...
Ale to byl offtopic, wybaczcie.
1 -
Hm... wg mnie (taka uwaga offtopiczna) teozofowie nie przenosili wiedzy ze wschodu. Oni stworzyli coś na bazie informacji o wschodnich systemach, których wcale sobie nie przyswoili ani nie zrozumieli. W dodatku próbując łączyć parę rzeczy niewiele z sobą wspólnego mających. Po prostu wymyślili coś luźno opartego na przesłankach wschodnich, ale generalnie całkowicie własnego...
2 -
Nie rozumiem, czemu nie chodzenie po lesie... albo chociaż parku. Wyłączeniemyśli i kontakt z naturą, nawet teraz zimowo uśpioną powinny przynieść efekt, którego oczekujesz.
A jeśli to ma był pobudzenie intelektu na kolejny dzień, jednocześnie z wyciszeniem - to wstać godzinę wcześniej - i mała przebieżka truchcikiem... Nie ma to jak przebiec sobie przez pusty park o 5 rano... (i mówi to ta, która przez ponad 30 lat swojego życia była przekonana, że biegać nie potrafi, bo nie umie właściwie w biegu oddychać, nie lubi i nigdy nie będzie... ludzie się zmieniają )
0 -
Na uznaniu i z podaniem autorstwa możesz.
Ale z linkiem do oryginału na moim blogu
0 -
Zauważyłam, że niekiedy ktoś wrzuca na forum nieco większy artykuł. No to ja też... a co
Wędrówki między światami, obecne zarówno w starych indoeuropejskich tradycjach magicznych, jak i w praktykach szamańskich, stanowiące także część europejskich religii pogańskich, są stare jak świat. Truizm. Nie należy ich mylić z pathworkingiem, kierowaną medytacją, czy wizualizacją, ani nawet z ezopopularnym oobe. To zdolność, którą się ma lub nie, moim zdaniem nie można się jej ot-tak, po prostu od kogoś nauczyć czy wytrenować. Dotyczy to przede wszystkim drugiego z opisanych niżej sposobów. Zdolność do przekraczania miedzy — bo takiego terminu pozwolę sobie użyć jako tłumaczenia angielskiego słowa hedgecrossing może być wrodzona lub „właczyć się” w wyniku różnych życiowych doświadczeń, często traumatycznych albo z pogranicza śmierci. I bywa potwierdzona w doświadczeniu szamańskiej inicjacji, które zwykle wiąże się z kompletną dezintegracją, doświadczeniem śmierci i — czasem długotrwałym i mozolnym — odbudowaniem własnego „ja” na nowo. Niekiedy bywa tak, że ktoś podróżuje nieświadom tego, że zagląda lub wchodzi za Zasłonę Światów. Co oczywiście nie jest dla niego bezpieczne.
Przekraczanie miedzy jest możliwe nawet wówczas, gdy żadna z części duszy nie odrywa się od naszej całości. Jest to zresztą najczęściej stosowana metoda kontaktu z Zaświatami, zdecydowanie bezpieczniejsza niż wysyłanie za miedzę jednej z części siebie. Ten sposób zresztą do pewnego stopnia może być wyćwiczony i można go praktykować pod kontrolą czy opieką innych, bardziej od nas doświadczonych. Wymaga to umiejętności wchodzenia w trans, a sposobów na jego osiągnięcie jest wiele. Trans otwiera nasze cielesne zmysły na rzeczywistość spoza Zasłony, pozwala na jednoczesne przebywanie w dwóch miejscach — jedną nogą tu, drugą w Zaświatach. Metoda transowa bywa przydatna do komunikacji z bogami, z przodkami, z naszymi opiekunami, gospodarzami-duchami miejsc czy różnymi istotami różnie nazywanymi w różnych tradycjach religijnych bądź kulturach, a jednak mającymi z sobą wiele wspólnego i prawdopodobnie z sobą tożsamymi. Można ją także wykorzystać — i zwykle jest wykorzystywana w pracy dywinacyjnej, wizjonerskiej albo magicznej. Nie jest to jednak podróż bardzo daleka — właściwie nie wchodzimy wtedy za Zasłonę, a jedynie unosimy jej rąbka i zaglądamy za nią, co bywa przydatne do rozmaitych dalszych — nazwijmy to — czynności, stanowiąc wprowadzenie i przygotowanie do konkretnego, skierowanego na osiągnięcie danego celu działania.
Podróżowaniu bez rozdzielania części duszy sprzyjają miejsca graniczne. Może to być granica pola i lasu, brzeg rzeki, strumienia czy morza, rozstajne drogi. Nawet drzwi własnego domu albo wręcz połowiczne wyłączenie świadomości, przez np. zamknięcie jednego oka czy jednostronne wyciszenie odbioru zmysłowego. Paradoksalnie, również, a wręcz zwłaszcza, pełna synchronizacja wszystkich zmysłów temu stanowi sprzyja. Najpowszechniejszą i bardzo skuteczną metodą na rozpoczęcie podróży jest wówczas wsłuchanie się w otaczający świat, zjednoczenie z nim, otwarcie na wszystko, co dzieje się wokół w naturze, z jednoczesnym wyciszeniem własnych myśli i własnego ja. Otwarcie na spotkanie z każdą otaczającą nas obecnością poprzez zjednoczenie z danym miejscem — a przez nie z całym światem. Wymaga to umiejętności „rozmycia” się w otoczeniu, w świecie — a do tego prowadzi wiele metod — celtycka metoda z użyciem systemu Duile(opisanego przeze mnie gdzieś w dziale o magii żywiołów, nie umiem teraz tego miejsca znaleźć) czy germańska utiseta, mające z sobą wiele wspólnego, to bardzo skuteczne sposoby osiągania tego stanu. Jeśli komuś wyciszenie się sprawia trudność, może stosować metody czysto fizyczne, często polecane początkującym podróżnikom, do których należą rytmiczne bębnienie, duży wysiłek fizyczny, aż po kraniec wydolności własnego organizmu (ekstatyczny taniec lub bieg w miejscu) czy hiperwentylacja.
Bywa także, że ów stan rozmycia, zjednoczenia, czy jakkolwiek inaczej to nazwać, indukuje się sam, co często zdarza się dzieciom. Metody „farmakologiczne”, użycie „wspomagaczy” tutaj pomińmy.
Wiąże się to oczywiście z pewnymi zagrożeniami — zerkając za Zasłonę łatwo zwrócić na siebie uwagę mieszkańców Zaświatów, wśród których zdecydowanie więcej jest istot egoistycznych, mogących próbować wykorzystać podróżnika jako transporter do naszego świata lub do najrozmaitszych własnych celów, czy wręcz próbować go na stałe „zasiedlić”, „zamieszkać”.
O wiele trudniejszą i bardziej niebezpieczną metodą podróży, zdecydowanie głębszej i dalszej jest „wychodzenie z siebie” czyli wysyłanie poza miedzę jednej z części składających się na naszą całość. Najczęściej/zwykle przebiega ono na zasadzie pewnego rodzaju częściowej/duchowej zmiennokształtności. Podróżuje zwykle ta część duszy czy składnik całości, jaką stanowimy, który w angielskich i celtyckich z pochodzenia tradycjach jest nazywany fetch, a w tej, z którą ja sama jestem związana najbliższym jej i najlepiej ją opisującym określeniem jest chyba fylgja. Zwykle owa część nas, wybierając się za miedzę, przybiera postać zwierzęcia, konkretnego, tego samego we wszystkich podróżach, choć nie zawsze w ten sposób to odbieramy. Sami nie możemy jej dostrzec, natomiast można w pewnym sensie doświadczać rzeczywistości spoza Zasłony Światów jej „zmysłami” jest to zresztą ta sama część nas, która komunikuje się z tym bóstwem, istotą, czy opiekunem, które jest nam najbliższe, któremu jesteśmy w szczególny sposób oddani czy odczuwamy z nim najmocniejszą więź. Bądź z którą to ono się komunikuje. I czasem — właśnie w wyniku posiadania wrodzonej zdolności albo przeżycia traumatycznych doświadczeń, może ona wybrać się w podróż bez naszej kontroli, zresztą zwykle naszej kontroli nie do końca podlega. Bywa czasem, że odłącza się od nas w wyniku bardzo silnych, zazwyczaj bolesnych doświadczeń emocjonalnych, jak utrata kogoś bardzo bliskiego, komu podświadomie nie pozwalamy odejść i „wysyłamy” ją za nim. Nieumiejętność panowania nad włączającymi się automatycznie stanami „podróżniczymi” tego rodzaju, niezdolność do utrzymania swoich składników w integracji jest bardzo niebezpieczna; może doprowadzić do tego, że ta część nas pozostanie od nas oderwana, na jakiś czas lub na stałe, co może zaowocować tym, że będziemy niepełni, utratą życiowego szczęścia i powodzenia — czasową lub nieodwracalną, a jej odzyskanie i ponowne scalenie z resztą całości będzie wymagało długich i trudnych starań, które mogą okazać się bezskuteczne lub zakończyć się po prostu śmiercią lub szaleństwem w wyniku kompletnego rozbicia.
Tej metodzie podróży sprzyja stan „małej śmierci” — między snem a jawą. Należy jednak zdecydowanie odróżnić ją od snu jako takiego; często wyznacznikiem jej rzeczywistości/prawdziwości jest bardzo gwałtowne zapadanie w fazę REM, tuż po zamknięciu oczu lub śnienie od chwili zaśnięcia do przebudzenia powtarzających się snów, zwykle nie mających nic wspólnego z codziennością i znaną nam rzeczywistością, bądź rozwijających się i rozbudowanych sennych historii, w których obecni i aktywni są bogowie, przodkowie, opiekunowie, duchy; w których stajemy się uczestnikiem mitycznych albo eschatologicznych zdarzeń… choć nie zawsze w taki sposób to po powrocie rozpoznajemy. Często zrozumienie tego, czego doświadczyliśmy w podróży przychodzi z czasem, często również wymaga rady kogoś, kto wie o Zaświatach więcej od nas. Nie można jednak zapominać o tym, że nasza podświadomość ma bardzo bogatą wyobraźnię i dopiero po wielu powtórkach niezrozumiałych a powracających sennych wydarzeń lub po przeżyciu rozwijającej się ze snu na sen rozbudowanej historii można uznać podróż za rzeczywistą. Nie wszystko, co brązowe i leży pod krzakiem to butelka po piwie… a sny z tak zwanych Tych bywają przez podświadomość „podrabiane” Wiąże się z to zresztą z pewnymi mechanizmami związanymi z podświadomym „chciejstwem” ale o tym może kiedyś, kiedy indziej.
W podróż drugą metodą, o ile nie następuje ona samoistnie, nie należy wybierać się bez wyraźnej i bardzo poważnej potrzeby. I dotyczy to również osób uważających się za doświadczonych praktyków. To nie zabawa. Wiąże się bowiem ze wspomnianym wyżej ryzykiem dezintegracji, która może być nieodwracalna. A jeśli takie „wycieczki” następują samoistnie, bez udziału naszej woli, bezwzględną koniecznością jest nauczenie się ich blokowania, nawet poprzez unikanie snu tak długo, jak to konieczne, by zmęczona „całość” nie była w stanie po zapadnięciu w sen się rozdzielić…
Tyle prywatnego, popartego dość trudnymi przeżyciami z niedawnego czasu, związanymi z „metodą numer dwa”, połączonymi z celową bezsennością, której i niniejszy tekst jest owocem, spojrzenia na tę sprawę — być może ktoś uzna je za przydatne dla siebie…
7 -
Bardzo mi przykro. Serdecznie współczuję i ślę mnóstwo ciepłych myśli.
Dla mnie to była 18 rocznica śmierci kogoś, kto był najbliższym mi i najdroższym człowiekiem na świecie. I to śmierci, której prawdopodobnie mogłam zapobiec... Więc tym bardziej rozumiem Twój ból.
1 -
Węsiory są OK. Jak najbardziej. Testowane. Wprawdzie "energia" (jakkolwiek by jej nie rozumieć) przy głaskaniu kamieni nie "kopie", ale samo miejsce przesycone jest specyficzną obecnością.
Ja od siebie polecam to ezorozpropagowane bez sensu, ale naprawdę mocne, sprawdzone w działaniu, miejsce w Białowieży. Oczywiście foty mi się prześwietliły...
https://picasaweb.google.com/lh/photo/zNcayfSmN8d81WkbUO5fRw?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/aDLjugO-92BJCtFXJk-Grg?feat=directlink
https://picasaweb.google.com/lh/photo/KWnLIaQXLahEEC9W4F-Hmg?feat=directlink
1 -
Nie chcę się skupiać na szukani czegoś, tylko to co znajdę i z jakiejś książki wyniosę to wyniosę, będę miał wątpliwości to kupie nową i nie będę miał wątpliwości. Zapamiętaj skarbie nie chcę się do niczego odwoływać, miałem tylko pytanie! "Czy czasem coś" To wszystko lubię poszerzać swoją wiedzę nie zamykając się na inne "wiary" Obecnie rozmawiam z gościem który należy do http://creativitymovement.org/poland/ Ale ja ani on nie naskakujemy na siebie że ty równo masz w głowie ty i te twoje poglądy każdy wszystko rozumie na swój sposób i inaczej myśli! a wy to jak psy na smyczy! (za przeproszeniem)Hech, bo dyskusja polega na wzajemnym poklepywaniu się po pleckach i przytakiwaniu - zapomniałam - a, no i na akceptacji poglądów, wszelkich, nawet takich, które budzą odruch wymiotny... Swoją drogą Ty w tym wątku przypominasz wyjątkowo sfrustrowanego i ujadającego na cały świat ratlerka.
I proszę, bez poufałości. Bo abstrahując od alergii, bardzo poważnej, na niektóre odcienie brązu, jestem też wyjątkowo mizoandryczną (skoro już użyłeś psiego porównania) s u k ą, dobry samiec to martwy samiec i jakakolwiek próba, nawet ironicznego, spoufalania się, może skończyć się dla próbującego w sposób bardzo dla niego nieprzyjemny.
Gudbaj.
0 -
Alez Asatru jako nurt religijny pod ta nazwa powstalo w latach 70 XX wieku...
A jesli chcesz sie odwolywac do Forn Sidhr, Starej Wiary, tym bardziej bez znajomosci zrodel zrobisz z siebie debila... polecam na poczatek http://voluspa.org i znajdz tam Havamal. Zajrzyj tez w Google -> Icelandic Saga Database. Zapisy bliskie czasom, do ktorych usilujesz sie odwolywac, mowiace, jak zyli i rozumowali przodkowie niestety udziela Ci odpowiedzi podobnych do tych, ktore juz dostales. Polnocna Sciezka w zadnej ze swoich wersji nie opiera sie na chciejstwie i wyobrazni.
Chyba zreszta powinnam jednak przestac dyskutowac, mam wrazenie ze to bez sensu.
0 -
Zamiast pytac ludzi, szukaj w zrodlach. Bardziej wiarygodnych, niz wypowiedzi wariata-przestepcy, ktory przypadkiem jest niezlym muzykiem. Pare podpowiedzi, lacznie z odnosnikiem do wywiadu z kims najbardziej chyba w kwestiach wspolczesnego Asatru kompetentnym dostales. Grochem o sciane - zapewne nawet nie zadales sobie trudu, by to poczytac. Ty nie szukales zreszta odpowiedzi, a ja, i to poparta argumentami dostales, ale raczej poglaskania po glowce i powiedzenia 'ach, oczywiscie, masz racje, prawdziwy z ciebie TRU Asatryjczyk'. Brak reakcji na argumenty i niechec do zapoznania sie z podanymi na tacy materialami innymi niz wypowiedzi psychopaty uniemozliwia jakakolwiek dyskusje z Toba. Zreszta kogos, kto sam siebie nazywa faszysta, powinno sie chyba zglaszac policji, n'est-ce pas? Negowania koniecznosci zdobycia wiedzy, ktora pozwolilaby cokolwiek zrozumiec nawet nie skomentuje.
Wybaczcie literowki, pisze w pociagu z komorki.
0 -
...tam nie pojdzie bo go rozdepcza. Za to runistom juz pupeczke zawracal, tam tez go zjechano.
A ja zapomnialam o przeslaniu z wlasnego awatara :D - oddychaj gleboko, Hrefno, wdech-wydech, spokojnie, nerw szkoda. I perel tez zal nurzac w... masie
1 -
Poczytaj sobie, chlopcze, chocby rzeczy spod linkow podanych Ci przez Ulfa. Poczytaj tez rzeczy pisane np. przez Vincenta Enlunda. Zapoznaj sie z materialami historycznymi. Z tym, co pisal Saxo Grammaticus. Albo i nawet Adam z Bremy... Albo Tacyt w Germamii. Poczytaj sagi. Zapoznaj sie tez z sama historia terminu Asatru. Sprobuj wglebic sie w mentalnosc ludow, do ktorych religii chcialbys sie odwolywac. Moze wtedy zrozumiesz, dlaczego na tej sciezce nie ma miejsca ani dla takich jak Varg, ani dla takich jak Ty. Bo kwestia nie polega tylko na przypieciu sobie etykietki, wytatuowaniu Valknuta i powieszeniu na szyi Mjollnira. Ani na gadaniu o rasie i jej czystosci. Ani na zyciu nienawiscia. Zeby zrozumiec nordyjska mentalnosc, trzeba miec wiedze o ludach, ktore konkretny panteon wyznawaly...
I dopiero potem prezentuj swoje zalosne teoryjki. Zeby o czyms mowic, najpierw trzeba miec o tym wiedze...
1 -
Oj prawda, prawda, Szerszeniu, jeszcze tego nie oddałam, aż leży mi przed nosem, bo aż musiałam sprawdzić: Maria Piasecka: "RUNY - Magiczny dar Odyna", wydawnictwo "Ravi", Łódź 2000, ISBN 83-7229-014-8.
Jak na panią P. naprawdę niezbyt toto ezoteryczne - to, co nazywa "wykładnią tradycyjną" całkiem się sensu (imho) trzyma, przy każdej runie jest też fragment poematu. Oczywiście kiedy przychodzi do "strony jasnej", "strony ciemnej" i "słów-kluczy" robi się zabawnie jak zwykle ;) W wybranych pozycjach bibliograficznych ma tam oprócz Thorssona "Tajemnice sag i run" Adamusa - jedyne polskie "źródło", ma też Meadowsa, Pennicka, Svensona, Bluma i Elliota.
(o matko... to ja już wtedy zaczynałam? Straszszne..., stara jestem O_o)
Pomyliły mi się obie panie... a nie powinny były. Piasecka się przynajmniej specjalizowała. Za to Alla Alicja C. jest niedoścignionym wzorcem zarabiania na głupcach, też chciałabym tak umieć.
2 -
Dla mnie nie są. Chyba że jako postaci literackie - w takim razie mogłabym tak samo boską czcią darzyć np. Remarque'owskiego Ravica, wspaniałego skądinąd faceta... Dla mnie ważne są jedynie te bóstwa, których obecność mogę poczuć. Doświadczyć jej. Namacalnie. A nie wierzę, że tu, na tych terenach da się nawiązać namacalny, inny niż wyimaginowany kontakt z taką Hekate, Inanną, Aszerą, Isis i im podobnymi, związanymi z innymi ludami, innego pochodzenia, innymi terenami, inną strefą klimatyczną, które nigdy nie były - ani one same, ani ich współtowarzysze z panteonu, na tych ziemiach wyznawane, czczone, nie świadczono im tu kultu, są tu obce... Kojarzy mi się to z judeochrześcijańskim postrzeganiem bóstwa jako wszechobecnego absolutu... ci bogowie tacy nie są...
A to co piszesz o popularności Hekate to święta prawda. Na całe szczęście Czarna o wiele przecież od niej bardziej "magiczna" a w niektórych aspektach także znacznie bardziej mrhrhhhhrhoczna i w dodatku indoeuropejska - nie została tak przez pseudoczarownice zszargana. I oby nigdy nie stała siętak ezo- macdonaldo-pseudo-smarkato-czarowniczo-mroczno-popularna...
1 -
Hm... do Słowianki też mi daleko, nawet i wygląd zresztą mam przecież niesłowiański - jestem indoeuropejskim zmiksowanym kundlem, efektem wędrówki ludów po tych terenach, a i późniejszych przedziwnych koligacji mojej familii :D - i zawsze grzebałam w wierzeniach tych terenów głębiej niż to, co przez zaledwie niecałe 500 lat przed chrystianizacją osiedli tu Słowianie zdążyli nanieść. Zresztą jeśli chodzi o słowiańską mitologię, nie oszukujmy się, nie zachowało się prawie nic... kroniki Thietmara co najwyżej. Nawet jeśli rekonstrukcjoniści chcą twierdzić inaczej, tak naprawdę 90% z tego co rekonstruują jest wyciągnięte z chrześcijańskiej religijności ludowej - a imiona przez Długosza i Thietmara zhellenizowane, pokojarzone z postaciami z obcej nam kultury (bo sami najwyraźniej inaczej ich pojąć nie umieli...) nie mówią nic o postaciach, którymi je nazywano - jak i kroniki o nich nie mówią... lepiej znaleźć coś znacznie lepiej w źródłach udokumentowanego - a na naszych terenach równie mocno, jeśli nie mocniej nawet, z uwagi na dłuższe zasiedlenie i pokojowe połączenie ze słowiańską migracją, utrwalonego.
Już więcej o Bałtach, do których nam równie blisko można znaleźć - i o ich religii - i jest to znacznie bardziej wiarygodne niż wiedza, którą dysponujemy na temat Słowian - przecież nie wiemy nawet skąd przyszli... ;)
Abstrahując od tego, że niewykluczone, że Kupała jest w ogóle romantycznym wymysłem opartym na prawosławnych obchodach Iwana Kupała - bo pierwsza kąpiel w roku tradycyjnie na Iwana - św. Jana była dozwolona na wielu terenach - i od kąpieli, a nie żadnego bóstwa, słowo Kupała może pochodzić
1
na Zjawiska (nie)wyjaśnione
Napisano · Zgłoś ten post
Mnie się wydaje, że to kwestia ładunku emocjonalnego... dzieła sztuki - a więc przedmioty, które z założenia, same w sobie jakieś, często silne, przesłanie emocjonalne niosą (nie mówię o tzw. sztuce współczesnej, abstrakcji i innych przerostach formy nad treścią oczywiście, ich przesłanie emocjonalne dociera do znacznie węższych grup odbiorców) bardzo łatwo emocjami naładować. Celowo lub przypadkiem... a ogromna część działania magii, zarówno pozytywnej, jak i szkodzącej, to przecież wyrzuty emocji, celowe lub nie, ale odbywające się we właściwym miejscu i czasie. Wystarczy, że dzieło jest "świadkiem" silnych emocji, nieopanowanych i nie poddanych kontroli, by je tymi emocjami "naładować" i by niosło je dalej, nasiąkając tym, co w wyniku tego nieplanowanego "przekazu" narasta w odbiorcach...
Blyth, ja już dawnio miałąm zapytać, ale jakoś nie było okazji... ten Valknut w Twoim awatarze to tak celowo i z pełną świadomością, czy tylko przypadek?