Hrefna

Użytkownicy
  • Zawartość

    545
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Hrefna


  1. Mnie się wydaje, że to kwestia ładunku emocjonalnego... dzieła sztuki - a więc przedmioty, które z założenia, same w sobie jakieś, często silne, przesłanie emocjonalne niosą (nie mówię o tzw. sztuce współczesnej, abstrakcji i innych przerostach formy nad treścią oczywiście, ich przesłanie emocjonalne dociera do znacznie węższych grup odbiorców) bardzo łatwo emocjami naładować. Celowo lub przypadkiem... a ogromna część działania magii, zarówno pozytywnej, jak i szkodzącej, to przecież wyrzuty emocji, celowe lub nie, ale odbywające się we właściwym miejscu i czasie. Wystarczy, że dzieło jest "świadkiem" silnych emocji, nieopanowanych i nie poddanych kontroli, by je tymi emocjami "naładować" i by niosło je dalej, nasiąkając tym, co w wyniku tego nieplanowanego "przekazu" narasta w odbiorcach...

    :offtopic:

    Blyth, ja już dawnio miałąm zapytać, ale jakoś nie było okazji... ten Valknut w Twoim awatarze to tak celowo i z pełną świadomością, czy tylko przypadek?

    2

  2. Swoją drogą to aż dziwne, że w ogóle przyszła... to nietypowe dla jej modus operandi, ona nie szuka ludzi, nie łowi sobie wyznawców czy kapłanów, po prostu jest i tych, którzy do niej przychodzą długo i mocno testuje zanim uzna za godnych w ogóle odpowiedzenia im choć jednym słowem... A wyłączności niewątpliwie wymaga, dla siebie i całego Ludu Danu - to jedyni, o któych zazdrosna nie jest i współpracy z nimi wręcz żąda. Jako Pani plemienia dba o swoje plemię... Wielu mogłoby Ci pozazdrościć. Aczkolwiek oboje dobrze wiemy, że nie ma czego, choć ci, którzy zazdrościliby tego nie wiedzą.

    1

  3. Tę składową można nazwać inaczej, niekoniecznie fylgją... chodzi po prostu o konstrukcję całości psychofizycznej, jaką stanowi człowiek, a większość przodków - wyznawców rdzennie europejskich religii roześmiałaby się głośno, gdyby ktoś próbował im powiedzieć, że dusza jest nierozdzielną całością, że człowiek nie ma składowych takich jak wola, natchnienie, świadomość i kilka/wiele innych,które dopiero razem składają się na jego całość, a czegoś takiego, jak dusza, stanowiąca jakby odbicie duchowe jego fizycznego ciała tak naprawdę wcale nie ma, a jeśli jest, również jest tylko jednym z jego znacznie liczniejszych składników.

    Dlaczego asatryjczyk miałby być inaczej zbudowany niż jakikolwiek inny człowiek? Nawet niezwiązani z żadnym systemem pogańsko-religijnym szamani, bądź raczej wówczas (skoro niezwiązani) - pseudoszamani, wiedzą dobrze, że między światami podróżuje (w największym uproszczeniu) JEDNA Z DUSZ człowieka. Których dostrzegają (w wersji minimalistycznej) co najmniej trzy, każda odpowiedzialna za coś innego. Bez której można żyć, ale życie wtedy ma zupełnie inną jakość. I zastąpienie jej przez obcy element będzie wtedy właśnie opętaniem. A to, że chrześcijanie widzą jedną, niepodzielną duszę, absolutnie nie musi oznaczać, że taki jest stan faktyczny... doświadczanie wędrówek za Zasłonę Światów raczej wskazuje na to, że taki punkt widzenia jest błędny... Chrześcijaństwo przyjęło założenie kilku kultur bliskowschodnich, znacznie je upraszczając - nawet egipska ka, ta dla której ciało miało być zachowane przed rozkładem, też była JEDNĄ ZE składowych... a w zasadzie oparło się, idąc za judaizmem, głownie na wizji Madianitów, tych samych, w których panteonie, na wcale nie naczelnym miejscu funkcjonował sobie niejaki Jahwe, jako bóstwo gór i burzy...

    To, że wizja przyjęta kiedyś przez jedno koczownicze plemię rozlazła się po świecie, nie oznacza wcale, że jest prawdziwa... Mało który system zakłada jedność i nierozdzielność konstrukcji duchowej człowieka...

    Ja, siedząc w swoim światopoglądzie nazywam tę podróżującą i łatwą/najłatwiejszą ze wszystkich naszych składowych do utracenia składową fylgją. W poprzednim systemie, z którym byłam związana, nosiła ona nazwę fetch. Gdzie indziej nazywa się ją jeszcze inaczej lub wcale nie nazywa, ale dobrze wie o jej istnieniu.

    I proszę mi tu nie mydlić oczu podejściem licznych rekonstrukcjonistów, którzy nie zadali sobie trudu zagłębienia się w antropologię kulturową i filozoficzną kultur, których religię/poglądy rekonstruują, przyjmując wersję judeochrześcijańską, bo jest łatwa i nie wymaga głębszych rozważań. To właśnie dlatego zajmowanie się elementami wyrwanymi z kontekstu kulturowego jest tak powszechną bzdurą... człowiek lubi iść na łatwiznę, ale jeśli coś jest łatwe, zazwyczaj oznacza, że nic nie warte.

    To, co widzą chrześcijanie i co nazywają duszą jako całością, jest też tylko jedną ze składowych całości. Albo nawet konglomeratem wszystkich składowych poza tym między światami wędrującym... W nazewnictwie asatryjskim będzie to (ten zbiór, konglomerat) feorh, w innych będzie nazywało się inaczej, lub w ogóle nie będzie uznawana jakakolwiek jedność czegoś takiego jak jaźń... Może to (to, co chrześcijanie widzą i rozumieją jako "duszę" nie widząc innych składników całości) równie dobrze (wg asatryjskieggo nazewnictwa) być oend - w uproszczeniu mówiąc - świadomość. I ten element jak najbardziej w wypadku opętania pozostaje na miejscu. Chociaż bywa zdominowany przez zainstalowany w całokształcie ludzkiej konstrukcji obcy składnik.

    Jeśli chodzi o czakry - sama w nie nie wierzę, ale jakieś tam centra energetyczne w organizmie jednak mamy, inaczej nie działałyby choćby takie systemy jak akupunktura... i jeśli niezależna a miarodajna osoba, której ufam i wierzę w jej "skille" bo potwierdziły się doświadczalnie (wtedy i tylko wtedy, ja "z założenia" nie wierzę w nic, wierzę tylko w rzeczy, które mi się namacalnie potwierdzają, dotknęłam ich empirią) taką siódmą czy stoi siedemdziesiątą piątą fioletową czakrę korony u mnie wykryje - widocznie okaże się, że ją mam - i kwestia mojej wiary lub niewiary na to w żaden sposób nie wpłynie, mogę najwyżej protestować przeciwko jej posiadaniu, ale stanu faktycznego to nie zmieni.

    Założenie że ludzie nie są skonstruowani w sposób identyczny prowadziłoby do wniosku, że wyznawcy każdej religii czy systemu mistycznego należą do innego gatunku... naturalną konsekwencją byłaby wówczas również niemożność płodzenia wspólnego potomstwa - i powiedzmy celtycki rekonstrukcjonista, albo no nie wiem - wyznawca eskimoskiej natywnej religii - nie mógłby zrobić dziecka chrześcijance albo na odwrót... :D

    Można wierzyć w grawitację lub w nią nie wierzyć... ale nie zmieni to faktu, że takie zjawisko jest i działa. Można wierzyć lub nie wierzyć w korpuskularno-falową naturę światła... Że ktoś wierzy tylko w istnienie wycinka całości, nie zmienia to MOŻLIWOŚCI istnienia całej reszty tej całości. Jeśli ktoś nie wierzy w teorię wielu wszechświatów, nie znaczy, że tych wszechświatów poza naszym nie ma... to, że ktoś nie wierzy w magię, lub uważa za nią jedynie NLP, nie znaczy, że nie może paść ofiarą klątwy...

    A jak wyjaśnić te wszystkie cechy z drugiego cytatu u innych? Sami się fylgji w jakiś sposób pozbyli, radośni "aloha-namaste" zazwyczaj wręcz na własne życzenie, bawiąc się podróżami, do których dotykać się nie powinni, gadaniem z duchami i zajmowaniem sprawami o których pojęcia nie mają, prezentując radośnie wspomniany gdzieś wcześniej syndrom ucznia czarnoksiężnika. A że fylgję/jej gdzie indziej inaczej nazywany odpowiednik łatwo stracić w wyniku m.in. niehonorowego zachowania, przy czym honor jest dzisiaj cechą nic nie wartą dla większości współczesnych ludzi, zamiast honoru liczy się dla nich jedynie własny interes, sprawa jest jasna... Nie da się zresztą ukryć, że w żadnym innym systemie nie ma takiego jak w chrześcijaństwie stężenia ludzi całym swoim życiem zaprzeczających temu w co wierzą i pod płaszczykiem górnolotnych haseł robiących swoje, a to "swoje" z zasadami ich religii czy systemu filozoficznego, któremu się niby dedykowali nie ma nic wspólnego... może 5% chrześcijan swoją religię traktuje poważnie i stara się wszystkie jej wymogi spełniać w sposób możliwie doskonały, reszta tkwi w tej religii jedynie z przyzwyczajenia, siłą inercji bądź tradycji... odnosząc do siebie nazwę, do której ze względu na swoje postępowanie absolutnie nie mają prawa...

    Jakoś nie zauważyłam, by człowiek zwracający uwagę na godność własnego postępowania lub żyjący wartościami, które głosi, był tchórzem lub hipokrytą... jedno drugie wyklucza... co więcej nie zauważyłam, by ktoś taki stał się ofiarą opętania. Natomiast człowiek robiący co innego niż głosi oprócz tego, że jest fałszywą szmatą, niegodną nazwy człowieka, jest również istotą niezwykle na opętanie podatną. Mnie się to nadal trzyma kupy mocno.

    3

  4. :offtopic:

    Ja już z 8 lat temu walnęłam... Arta dotyczącego odpowiedzialności i dojrzałości - czym jest generalnie dla człowieka i dlaczego tylko 5% ludzi można nazwać odpowiedzialnymi a dojrzałymi jeszcze mniejszy odsetek... Ale tematycznie było, nie da się ukryć... bo w odpowiedzi na stwierdzenie, że wiccanin powinien (hyhyhy... od powinien do jest daleka droga niejednokrotnie :p ) być człowiekiem odpowiedzialnym... KAŻDY dorosły człowiek powinien być odpowiedzialny, a tego cholernie brakuje nawet baaaardzo wielu 70-latkom... każdy chciałby mieć wszystko i nie ponosić tego żadnej ceny - signum temporis... i to signum dostrzega się chyba niestety szczególnie wśród ludzi zajmujących się magią czy ezoteryką albo pogan... a oni właśnie chyba powinni być przykładem ŚWIADOMOŚCI każdego swojego działania - potem pojawiają się kwiatki, kiedy ktoś, kto nazywa się np. rodzimowiercą, przy czym od magii nie stroni, chociaż absolutnie nie jest ona elementem składowym ścieżki, którą sobie wybrał, jest czymś zupełnie obok, ale i w sprawach magicznych zawierał z bogami umowy, a co więcej inne rodzimki też go za swojego mają mówi "ale ja przecież nigdy nie przysięgałem/przysięgałam wyłączności konkretnym bogom, nic mi nie stoi na przeszkodzie wziąć udział w rytuale na cześć innych ani samemu ich uczcić"... <rzyg>.

    Ciekawe, co na to ci bogowie - ale odpowiedź na to pytanie bywa długoterminowa, bo dla Tamtej Strony czas nie ma żadnego znaczenia... :D

    Ale cóż, pogaństwo jako takie, jako całość, staje się religią masową, nie dziwne, że przybywa w nim nieodpowiedzialnych hipokrytów - taka uroda wszystkich religii masowych... gdzież te czasy, gdy polskich (neo)pogan, nie licząc siedzących po cichu rekonstrukcjonistów można było spokojnie zliczyć na palcach dwóch łapek i jednej nogi - ech...

    0

  5. Sosno, ale sprawca opetania nie musi byc istota zla. Zreszta co to sa zlo i dobro? Nie ma czegos takiego obiektywnie. Wystarczy do opetania, ze element calosci, jaka stanowi czlowiek zostanie zastapiony czyms obcym, innym.

    Inna rzecz, ze zaswiaty pelne sa istot egoistycznych, dla ktorych dobrem jest jedynie wlasny interes i takie wlasnie istoty zwykle kreca sie w poblizu Zaslony. Gotowe skorzystac na wszystkim, na czym skorzystac zdolaja - wiec i na czlowieku nieumiejetnie ryzykujacym poprzez zabawe czyms, o czym ma male pojecie albo nie ma go wcale.

    Mariko - owszem, wiedzma przychodzi i robi porzadek. Ale wychodzenie przed szereg i robienie porzadku tam, gdzie nie zostaje o to poproszona, tez jest niewlasciwym podejsciem. No, chyba ze akurat wygodnie jej przed szereg wyjsc. Wiedzme sie wzywa, zeby posprzatala, niewezwana zyje wlasnym zyciem i po prostu robi swoje, nie ogladajac sie w ogole na ludzi, chyba ze z jakimis jej akurat po drodze. Nie pojawia sie zeby posprzatac... pojawia sie po prostu i wtedy mozna ja ewentualnie o posprzatanie poprosic. Nieproszona o to nie kiwnie palcem. Bo nie wiezi miedzyludzkie, nie ludzie i nie ludzkie sprawy, ale rownowaga miedzy byciem Tu i Tam sa jej miejscem w zyciu. Ludzie przychodza i odchodza, a wiedzma idzie miedzy nimi przed siebie... Wiedzma idzie wlasna, droga, po prostu idzie przed siebie, nie zwazajac na nic, jesli jacys ludzie ida rownolegle z nia, idzie z nimi, jesli zostaja w tyle, ida w inna strone lub razem przestaje byc po drodze, idzie dalej... pragmatyzm. W tym zreszta rowniez roznica miedzy nia a szamanem - szaman ma OBOWIAZEK posredniczenia dla swojej grupy, wiedzmie obowiazki zawieraja sie jedynie w spelnianiu umow miedzy nia i jej bogami i spelnianu nalozonych na nia przez nich obowiazkow.

    A Poszukiwaczowi chyba chodzilo raczej o to, jak zabezpieczyc sie przed opetaniem, nie dac sie opetac, a nie jak pozbyc sie niechcianego mieszkanca.

    2

  6. Nie będę wyjaśniała, bo zrobiłby się z tego gigantyczny artykuł. Ten - lub zbliżony element w innej terminologii bywa określany jako fetch. Choć trudno mi powiedzieć, czy jest to jedno i to samo. To ten element, ktory w artykule, ktory chciales sobie przyswoic, opisalam jako to, co jest naszym skladnikiem najczesciej wybierajacym sie w Zaswiaty.

    Generalnie asatryjska duszologie doskonale opisal Ulf, --> tutaj <-- - i chociaz nazewnictwo jest scisle okreslone, ma to duzo wspolnego z innymi indo-/rdzennie europejskimi wizjami konstrukcji czlowieka. A ja z pewnoscia nie bylabym w stanie opisac tej kwestii lepiej i bardziej lopatologicznie, jest to dla mnie wciaz o wiele bardziej kwestia rozumienia poprzez czucie i rozumienie pozaintelektualne, poznania doswiadczalnego, niz objecia rozumem.

    A fylgja jest tym elementem, ktory najlatwiej utracic. Mozna ja odzyskac, dopoki jej miejsce w konglomeracie, jaki stanowi czlowiek, nie zostanie zajete czym innym, gdy to juz nastapi, czlowiek sam na to nic nie poradzi.

    Swoja droga, jesli oczekuje sie tu ode mnie, poganki siedzacej w klimatach indoeuropejskich i grzebiacej w nich mozliwie gleboko, do samego dna i rdzenia, przyjecia ezoterycznego punktu widzenia, to znaczy, ze nic tu po mnie... Ezoteryczka nigdy nie bylam, nie jestem i nigdy sie nie stane. A kazdy, kto jako ezoteryk (polecam definicje slownikowa tego terminu) chcialby sie okreslac, powinien moim zdaniem miec wbudowany ped do wiedzy i jej samodzielnego poszukiwania.

    2

  7. :offtopic:

    Priv bedzie, noca jakos, jak sie z czasem ogarne i wroce dodom po powaznych elementach zycia eee... codziennego ;)

    ...i znowu edit...

    W sumie koncepcja zakladajaca odpedzanie w ramach magii chrzcielnej skladnika czegos, co mozna byloby nazwac wielopoziomowa ludzka osoba, niewazne czy nazwie sie ten skladnik fylgja, czy fetch, czy jeszcze inaczej, wyjasnialaby takze przywiazanie chrzescijan do tej nazwy i konkretnego systemu wierzen, nawet jezeli postepuja kompletnie wbrew nakazom swojej religii, zajmujac sie chocby ezoteryka. Nawet jezeli uwazaja te nakazy za glupie i zbednie utrudniajace zycie i grzesza na potege. Robia wbrew temu, czego ich religia od nich oczekuje, ale sie od niej nie odwroca, bo zwyczajnie nie moga, sa na to za slabi... To cos, montowane w nich po wypedzeniu tego skladnika i na jego miejsce, ma ich w owczarni cale zycie trzymac. A brak fylgji dodatkowo oslabia pozostale skladowe, willa np. bez niej kiepsko sobie radzi... .

    Wskazywalyby na to tez doswiadczenia zwiazane z przeprowadzaniem rytualow dechrystianizacyjnych i ten mechanizm wyjasnialby zmiany wrecz charakterologiczne zachodzace w poddawanych im osobach po pewnym czasie od ich przeprowadzenia.

    Wyjasnialoby to tez bezwolnosc, hipokryzje, syndrom osobowosci zaleznej i tym podobne cechy wlasciwe wielu wyznawcom tej religii... Jak i to, ze na opetanie wlasnie oni zdaja sie byc najbardziej podatni. :D

    No i wszystko zrobilo sie jasne...

    2

  8. Samodzielne metody przeciwdzialania opetaniu? Nie ziewać. Wtedy fylgja nie ucieknie.

    <joke>

    A powazniej - wiele zalezy od tego, czym tak naprawde jest dusza. Jak ja rozumiemy i odczuwamy, bo od tego rowniez zalezy sama koncepcja opetania. Napisalam o tym co nieco w innym watku dotyczacym tematu opetania - tym z pytaniem, co dzieje sie wtedy z dusza. Moje doswiadczenia wskazuja na to, ze wlasnie tak to wyglada, jak tam opisane; a i swiatopoglad, w ktorym tkwie od lat, zmieniwszy tylko przed rokiem nakladke kulturowa, w ten sposob to wyjasnia. Oczywiscie koncepcji jest wiele, niejednokrotnie wzajemnie z soba sprzecznych... mnie ta konkretna i swiat i zycie i czlowieczenstwo wyjasnia najlepiej.

    A teraz maly offtop, ale moze mnie administracja nie zabije, bo offtop nawiazuje do fragmentu jednej z wczesniejszych wypowiedzi. Podobnie do tego, co napisala Szepczaca o byciu szamanem, sprawa ma sie z wiedzmami. Albo sie z czyms rodzisz, albo nie, a i tak trzeba przejsc dluga i trudna droge, droge w gruncie rzeczy inicjacyjna - umrzec wewnątrz (zwykle w wyniku tanca z istotami spoza Zaslony Swiatow, ktore nas celowo dezintegruja, taki troche dance macabre, ale wcale niezabawny) i samodzielnie sie po tej smierci odbudowac, by sie kims takim jak wiedzma czy szaman stac w pelni. I zaplacic za to niejednokrotnie wysoka cene zyciowa. W wypadku wiedzmy (w odroznieniu od szamana zreszta, bo jednym z podstawowych skladnikow jego istoty, definicji, jest pozostawanie czescia grupy, do ktorej nalezy i pelnienie w tej grupie konkretnej, scisle zdefiniowanej roli posrednika) jest to zwykle pozostawanie poza wszelkimi grupami, trwalymi relacjami towarzyskimi i grupowymi. Wiedzma nie przynalezy nigdzie, stapa miedzy swiatami, a miedzy ludzi wchodzi dopiero wtedy gdy jest to niezbedne. Z definicji nie jest nigdzie afiliowana. Taki lajf, taka cena za to kim sie jest. Cena bycia wiedzma jest brak przynaleznosci do wszelkich grup, a nie kazdy jest gotow te cene ponosic. Z drugiej strony buntowanie sie przeciw temu status quo jest zaprzeczeniem wlasnej istocie, cos trzeba wybrac, rybka albo pipka. Dotyczy to oczywiscie takze meskich odpowiednikow - ...wiedzmakow?

    3

  9. ...a poza tym istotne jest, jak sie postrzega sama nawet dusze. Tzn. czy jako jakas calosc niepodzielna, czy tez uwaza sie, ze stanowimy konglomerat najrozniejszych skladowych i cos takiego jak dusza w rozumieniu klasycznej reinkarnacji albo chrzescijanstwa w ogole nie istnieje. Bo od tego postrzegania zalezy samo rozumienie koncepcji opetania.

    Moim zdaniem w wypadku opetania jest tak, ze tracimy hm... pewien skladnik naszej calosci, w szczegoly wchodzila nie bede, i ten skladnik jest zastepowany obcym elementem, dopiero takie zastapienie jest wykladnikiem opetania, ale sam brak tego skladnika do niego w pewnym sensie predestynuje. Nie musi to koniecznie byc od razu jakis demon, istota duchowa czy duch osoby albo jakiejkolwiek istoty zmarlej; to jest po prostu cos nam obcego, nie stanowiacego natywnego skladnika calosci, jaka stanowi czlowiek, a konkretnie dana osoba. Moze to byc hm... ten sam element skladowy, ale pochodzacy od innego czlowieka, wcale niekoniecznie umarlego... Ale zeby wyjasnic ten punkt widzenia trzeba byloby rozbudowac cala mocna zlozona koncepcje skladowych calosci, jaka w niektorych systemach, nota bene natywnie europejskich, a w gruncie rzeczy indoeuropejskich i z pierwotnego pochodzenia najprawdopodobniej syberyjskich, stanowi czlowiek. W kazdym razie w moim mniemaniu, a i pewne doswiadczenia na to wyraznie wskazuja, nie ma czegos takiego, jak jedna, niepodzielna dusza, taka duchowa kopia ciala, czy cos w ten desen; rozroznienie na jedynie dusze i ducha tez jest nieuprawnionym uproszczeniem...

    Natura nie lubi prozni i jesli czlowiek wskutek czegokolwiek, lacznie z jakimis podrozami za Zaslone Swiatow, utraci swoja fylgje,w jej miejscu "montuje sie" cos, co ja "zastepuje" - a de facto wcale nie zastepuje, bo nie spelnia jej roli. I wlasnie dlatego odzyskanie jej, jesli zostanie utracona w wyniku nieprzemyslanej lub nieswiadomej podrozy, nieswiadomego wyslania jej za kims dla nas bardzo waznym, kto odszedl lub umarl, albo na skutek po prostu niehonorowego, niegodnego postepowania w zyciu - bo i tak bywa, jest tak cholernie trudne i wymaga bardzo swiadomych dzialan, ma swoja cene i niejednokrotnie sama osoba w ten sposob niepelna, jesli nie ma hm... skilla (glupie slowo-wytrych, ale jest pozno i nie chce mi sie rozwijac jezykowo :p) dotyczacego wedrowania w Zaswiatach odzyskac jej nie moze. Rzecz jest oczywiscie do zrobienia, samodzielnie (jesli sie tego skilla ma) albo z pomoca szamana czy jego odpowiednika, guslarza, wiedzmy - osoby miedzy swiatami podrozujacej. Ale bardzo trudna i kosztowna. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, ze fylgja jest skladnikiem naszej calosci, ktory naszej kontroli nie podlega...

    [EDIT]

    W innym watku Szepczaca napisala, ze do opetania predestynuje nieswiadome zajmowanie sie magia. To tez. Ale wg mnie istotna jest tu godnosc, honorowosc czynow magicznych albo sposob, w jaki sie nimi zajmujemy. Samo gadanie z duchami to malo - trzeba zrobic cos takiego, co sprawi, ze fylgja sobie od nas pojdzie, robiac tym samym puste miejsce, ktore moze zostac zajete przez cokolwiek, rowniez cos, co bedzie sie nami zywilo. Co, jesli nie wiaze sie z niemadrymi albo nieswiadomymi i bez przygotowania podrozami za Zaslone albo trauma wynikajaca z utraty kogos niesamowicie dla nas waznego, za ktorym ta nasza czesc podaza, nastepuje zwykle w wyniku dzialan niegodnych, czesto krancowo egoistycznych. A o to przy zajmowaniu sie magia baaardzo latwo...

    Szepcie, tak swoja droga teraz jasne i w koncu to zrozumialam (dzialanie przy okazji Vetrablotu/Samhuinn i wczesniejsze do niego przygotowania, jesli chcesz, wyjasnie Ci na privie), czemu nie widzialas WTEDY przy mnie tego, co nazwalas moim "opiekunem"... Mysle, ze jesli kiedys znowu sie spotkamy, tego braku juz nie dostrzezesz. Z tym ze wedlug tej koncepcji, ktora ja uznaje, nie jest to istota zewnetrzna, "nie-moja", ktos/cos z astralu czy czegostam, niebedacy kawalkiem mnie - to moja czesc skladowa... z trudem odzyskana.

    [koniec wtreta]

    [/EDIT]

    Wydaje mi się,przy poprzednim edicie właśnie sobie to uświadomiłam i mocno mi się to kupy trzyma, że chrześcijanie, pokropieńcy (TM należy do Znajomego) w wyniku przeprowadzanej na nich magii sakramentalnej, są fylgji pozbawiani. Sądzę, że zachodzi to w czasie chrztu, ona jest wtedy odpędzana i na jej miejsce teoretycznie instalowany jest chrześcijański hm... egregor? Coś, co ma trzymać owieczkę przez całe życie w owczarni. Ale często jest to tylko teoria, zwłaszcza że i kapłani katoliccy często swoją magię fuszerują, działając na odczep się - po prostu odwalając robotę... a łatwiej coś wypędzić niż zainstalować coś na miejsce przegnanej składowej. Część ludzi zwłaszcza tych, którzy od chrześcijaństwa odeszli i nie odczuwają ciężaru chrześcijańskich pieczęci, samodzielnie ją odzyskuje, fylgja wraca sama; inni pozostają niepełni lub z zainstalowanym tym czymś, co miało w założeniu zostać zainstalowane, ci niepełni są podatni na opętanie bo mają "w sobie" miejsce, które może zostać zajęte przez cokolwiek, a natura próżni nie lubi... wtedy rzeczywiście wystarczy gimnazjalna zabawa w wywoływanie duchów, żeby zwabić jakąś głodną istotkę, która się będzie daną osobą karmiła. No i ratowanie kogoś takiego dodaje innym, takim, którzy wiedzą, jak to robić, mnóstwo roboty...

    [koniec editów, więcej chyba nie będzie :p]

    2

  10. W wersji uproszczonej, Winterstormie. To troche tak, jakby powiedziec, ze wiekszosc informacji, jakie mamy o runach, mamy dzieki von Listowi...

    Kazdy system, niezaleznie od pochodzenia, traktowany wyrywkowo, bez wglebienia w pelna mentalnosc kultury, ktora go wytworzyla, bedzie wykastrowany... przy czym teozofom 'zawdzieczamy' zwrocenie uwagi na wschod i odwroceniecjej od natywnych europejskich systemow. Bo latwiej bylo po lebkach przyjac cos, co bylo na wierzchu, zamiast spod warstwy chrzescijanskiego mulu wykopywac cos niemniej bogatego, a znacznie nam blizszego. No i mamy kurioza, w postaci np. eklektycznie podszytego wschodem, Egiptem i Hellada i bogowie racza wiedziec czym jeszcze ezoterycznego NEOpoganstwa, a taka mieszanka jest jego najpowszechniejsza i najpopularniejsza wersja... bo tak latwiej...

    Ale to byl offtopic, wybaczcie.

    1

  11. Hm... wg mnie (taka uwaga offtopiczna) teozofowie nie przenosili wiedzy ze wschodu. Oni stworzyli coś na bazie informacji o wschodnich systemach, których wcale sobie nie przyswoili ani nie zrozumieli. W dodatku próbując łączyć parę rzeczy niewiele z sobą wspólnego mających. Po prostu wymyślili coś luźno opartego na przesłankach wschodnich, ale generalnie całkowicie własnego...

    2

  12. Nie rozumiem, czemu nie chodzenie po lesie... albo chociaż parku. Wyłączeniemyśli i kontakt z naturą, nawet teraz zimowo uśpioną powinny przynieść efekt, którego oczekujesz.

    A jeśli to ma był pobudzenie intelektu na kolejny dzień, jednocześnie z wyciszeniem - to wstać godzinę wcześniej - i mała przebieżka truchcikiem... Nie ma to jak przebiec sobie przez pusty park o 5 rano... (i mówi to ta, która przez ponad 30 lat swojego życia była przekonana, że biegać nie potrafi, bo nie umie właściwie w biegu oddychać, nie lubi i nigdy nie będzie... ludzie się zmieniają :p )

    0

  13. Zauważyłam, że niekiedy ktoś wrzuca na forum nieco większy artykuł. No to ja też... a co :p

    Wę­drów­ki mię­dzy świa­ta­mi, obec­ne za­rów­no w sta­rych in­do­eu­ro­pej­skich tra­dy­cjach ma­gicz­nych, jak i w prak­ty­kach sza­mań­skich, sta­no­wią­ce tak­że część eu­ro­pej­skich re­li­gii po­gań­skich, są sta­re jak świat. Tru­izm. Nie na­le­ży ich my­lić z pa­th­wor­kin­giem, kie­ro­wa­ną me­dy­ta­cją, czy wi­zu­ali­za­cją, ani na­wet z ezo­po­pu­lar­nym oobe. To zdol­ność, któ­rą się ma lub nie, moim zda­niem nie moż­na się jej ot-tak, po pro­stu od ko­goś na­uczyć czy wy­tre­no­wać. Do­ty­czy to przede wszyst­kim dru­gie­go z opi­sa­nych ni­żej spo­so­bów. Zdol­ność do prze­kra­cza­nia mie­dzy — bo ta­kie­go ter­mi­nu po­zwo­lę so­bie użyć jako tłu­ma­cze­nia an­giel­skie­go sło­wa hed­ge­cros­sing mo­że być wro­dzo­na lub „w­ła­czyć się” w wy­ni­ku róż­nych ży­cio­wych do­świad­czeń, czę­sto trau­ma­tycz­nych albo z po­gra­ni­cza śmier­ci. I bywa po­twier­dzo­na w do­świad­cze­niu sza­mań­skiej ini­cja­cji, któ­re zwy­kle wią­że się z kom­plet­ną dez­in­te­gra­cją, do­świad­cze­niem śmier­ci i — cza­sem dłu­go­trwa­łym i mo­zol­nym — od­bu­do­wa­niem wła­sne­go „ja” na nowo. Nie­kie­dy bywa tak, że ktoś po­dró­żu­je nie­świa­dom tego, że za­glą­da lub wcho­dzi za Za­sło­nę Świa­tów. Co oczy­wi­ście nie jest dla nie­go bez­piecz­ne.

    Prze­kra­cza­nie mie­dzy jest moż­li­we na­wet wów­czas, gdy żad­na z czę­ści du­szy nie od­ry­wa się od na­szej ca­ło­ści. Jest to zresz­tą naj­czę­ściej sto­so­wa­na me­to­da kon­tak­tu z Za­świa­ta­mi, zde­cy­do­wa­nie bez­piecz­niej­sza niż wy­sy­ła­nie za mie­dzę jednej z czę­ści siebie. Ten spo­sób zresz­tą do pew­ne­go stop­nia mo­że być wy­ćwi­czo­ny i moż­na go prak­ty­ko­wać pod kon­tro­lą czy opie­ką in­nych, bar­dziej od nas do­świad­czo­nych. Wy­ma­ga to umie­jęt­no­ści wcho­dze­nia w trans, a spo­so­bów na jego osią­gnię­cie jest wie­le. Trans otwie­ra na­sze cie­le­sne zmy­sły na rze­czy­wi­stość spo­za Za­sło­ny, po­zwa­la na jed­no­cze­sne prze­by­wa­nie w dwóch miej­scach — jed­ną no­gą tu, dru­gą w Za­świa­tach. Me­to­da trans­owa bywa przy­dat­na do ko­mu­ni­ka­cji z bo­ga­mi, z przod­ka­mi, z na­szy­mi opie­ku­na­mi, go­spo­da­rza­mi­-du­cha­mi miejsc czy róż­ny­mi isto­ta­mi róż­nie na­zy­wa­ny­mi w róż­nych tra­dy­cjach re­li­gij­nych bądź kul­tu­rach, a jed­nak ma­ją­cy­mi z so­bą wie­le wspól­ne­go i praw­do­po­dob­nie z so­bą toż­sa­my­mi. Moż­na ją tak­że wy­ko­rzy­stać — i zwy­kle jest wy­ko­rzy­sty­wa­na w pra­cy dy­wi­na­cyj­nej, wi­zjo­ner­skiej albo ma­gicz­nej. Nie jest to jed­nak po­dróż bar­dzo da­le­ka — wła­ści­wie nie wcho­dzi­my wte­dy za Za­sło­nę, a je­dy­nie uno­si­my jej rąb­ka i za­glą­da­my za nią, co bywa przy­dat­ne do roz­ma­itych dal­szych — nazwijmy to — czynności, sta­no­wiąc wpro­wa­dze­nie i przy­go­to­wa­nie do kon­kret­ne­go, skie­ro­wa­ne­go na osią­gnię­cie da­ne­go celu dzia­ła­nia.

    Po­dró­żo­wa­niu bez roz­dzie­la­nia czę­ści du­szy sprzy­ja­ją miej­sca gra­nicz­ne. Mo­że to być gra­ni­ca pola i lasu, brzeg rze­ki, strumienia czy mo­rza, roz­staj­ne dro­gi. Na­wet drzwi wła­sne­go domu albo wręcz po­ło­wicz­ne wy­łą­cze­nie świa­do­mo­ści, przez np. za­mknię­cie jed­ne­go oka czy jed­no­stron­ne wy­ci­sze­nie od­bio­ru zmy­sło­we­go. Pa­ra­dok­sal­nie, rów­nież, a wręcz zwłasz­cza, peł­na syn­chro­ni­za­cja wszyst­kich zmy­słów temu sta­no­wi sprzy­ja. Naj­pow­szech­niej­szą i bar­dzo sku­tecz­ną me­to­dą na roz­po­czę­cie po­dró­ży jest wów­czas wsłu­cha­nie się w ota­cza­ją­cy świat, zjed­no­cze­nie z nim, otwar­cie na wszyst­ko, co dzie­je się wo­kół w na­tu­rze, z jed­no­cze­snym wy­ci­sze­niem wła­snych my­śli i wła­sne­go ja. Otwar­cie na spo­tka­nie z każ­dą ota­cza­ją­cą nas obec­no­ścią po­przez zjed­no­cze­nie z da­nym miej­scem — a przez nie z ca­łym świa­tem. Wy­ma­ga to umie­jęt­no­ści „ro­zmy­cia” się w otoczeniu, w świecie — a do tego pro­wa­dzi wie­le me­tod — cel­tyc­ka me­to­da z uży­ciem sys­te­mu Du­ile(opisanego przeze mnie gdzieś w dziale o magii żywiołów, nie umiem teraz tego miejsca znaleźć) czy ger­mań­ska uti­se­ta, ma­ją­ce z so­bą wie­le wspól­ne­go, to bar­dzo sku­tecz­ne sposoby osią­ga­nia tego sta­nu. Je­śli ko­muś wy­ci­sze­nie się spra­wia trud­ność, mo­że sto­so­wać me­to­dy czy­sto fi­zycz­ne, czę­sto po­le­ca­ne po­cząt­ku­ją­cym po­dróż­ni­kom, do któ­rych na­le­żą ryt­micz­ne bęb­nie­nie, du­ży wy­si­łek fi­zycz­ny, aż po kra­niec wy­dol­no­ści wła­sne­go or­ga­ni­zmu (ek­sta­tycz­ny ta­niec lub bieg w miej­scu) czy hi­per­wen­ty­la­cja.

    Bywa tak­że, że ów stan roz­my­cia, zjed­no­cze­nia, czy jak­kol­wiek ina­czej to na­zwać, in­du­ku­je się sam, co czę­sto zda­rza się dzie­ciom. Me­to­dy „far­ma­ko­lo­gicz­ne”, uży­cie „w­spo­ma­ga­czy” tu­taj po­miń­my.

    Wią­że się to oczy­wi­ście z pew­ny­mi za­gro­że­nia­mi — zer­ka­jąc za Za­sło­nę ła­two zwró­cić na sie­bie uwa­gę miesz­kań­ców Za­świa­tów, wśród któ­rych zde­cy­do­wa­nie wię­cej jest istot ego­istycz­nych, mo­gą­cych pró­bo­wać wy­ko­rzy­stać po­dróż­ni­ka jako trans­por­ter do na­sze­go świa­ta lub do naj­roz­ma­it­szych wła­snych ce­lów, czy wręcz pró­bo­wać go na sta­łe „za­sie­dlić”, „za­miesz­kać”.

    O wie­le trud­niej­szą i bar­dziej nie­bez­piecz­ną me­to­dą po­dró­ży, zde­cy­do­wa­nie głęb­szej i dal­szej jest „wy­cho­dze­nie z sie­bie” czyli wy­sy­ła­nie poza mie­dzę jed­nej z czę­ści skła­da­ją­cych się na na­szą ca­łość. Naj­czę­ściej/zwykle prze­bie­ga ono na za­sa­dzie pew­ne­go ro­dza­ju czę­ścio­we­j/du­cho­wej zmien­no­kształt­no­ści. Po­dró­żu­je zwy­kle ta część du­szy czy skład­nik ca­ło­ści, ja­ką sta­no­wi­my, któ­ry w an­giel­skich i cel­tyc­kich z po­cho­dze­nia tra­dy­cjach jest na­zy­wa­ny fetch, a w tej, z któ­rą ja sama je­stem zwią­za­na naj­bliż­szym jej i naj­le­piej ją opi­su­ją­cym okre­śle­niem jest chy­ba fyl­gja. Zwy­kle owa część nas, wy­bie­ra­jąc się za mie­dzę, przy­bie­ra po­stać zwie­rzę­cia, kon­kret­ne­go, tego sa­me­go we wszyst­kich po­dró­żach, choć nie za­wsze w ten spo­sób to od­bie­ra­my. Sami nie mo­że­my jej do­strzec, na­to­miast moż­na w pew­nym sen­sie do­świad­czać rze­czy­wi­sto­ści spo­za Za­sło­ny Świa­tów jej „zmy­sła­mi” jest to zresz­tą ta sama część nas, któ­ra ko­mu­ni­ku­je się z tym bó­stwem, isto­tą, czy opie­ku­nem, któ­re jest nam naj­bliż­sze, któ­re­mu je­ste­śmy w szcze­gól­ny spo­sób od­da­ni czy od­czu­wa­my z nim naj­moc­niej­szą więź. Bądź z któ­rą to ono się ko­mu­ni­ku­je. I cza­sem — wła­śnie w wy­ni­ku po­sia­da­nia wro­dzo­nej zdol­no­ści albo prze­ży­cia trau­ma­tycz­nych do­świad­czeń, mo­że ona wy­brać się w po­dróż bez na­szej kon­tro­li, zresz­tą zwy­kle na­szej kon­tro­li nie do koń­ca pod­le­ga. Bywa cza­sem, że odłą­cza się od nas w wy­ni­ku bar­dzo sil­nych, zazwyczaj bo­le­snych do­świad­czeń emo­cjo­nal­nych, jak utra­ta ko­goś bar­dzo bli­skie­go, komu pod­świa­do­mie nie po­zwa­la­my odejść i „wy­sy­ła­my” ją za nim. Nie­umie­jęt­ność pa­no­wa­nia nad włą­cza­ją­cy­mi się au­to­ma­tycz­nie sta­na­mi „po­dróż­ni­czy­mi” tego ro­dza­ju, nie­zdol­ność do utrzy­ma­nia swo­ich skład­ni­ków w in­te­gra­cji jest bar­dzo nie­bez­piecz­na; mo­że do­pro­wa­dzić do tego, że ta część nas po­zo­sta­nie od nas oderwana, na ja­kiś czas lub na sta­łe, co mo­że za­owo­co­wać tym, że bę­dzie­my nie­peł­ni, utra­tą ży­cio­we­go szczę­ścia i po­wo­dze­nia — cza­so­wą lub nie­od­wra­cal­ną, a jej od­zy­ska­nie i po­now­ne sca­le­nie z resz­tą ca­ło­ści bę­dzie wy­ma­ga­ło dłu­gich i trud­nych sta­rań, któ­re mo­gą oka­zać się bez­sku­tecz­ne lub za­koń­czyć się po pro­stu śmier­cią lub sza­leń­stwem w wy­ni­ku kom­plet­ne­go roz­bi­cia.

    Tej me­to­dzie po­dró­ży sprzy­ja stan „ma­łej śmier­ci” — mię­dzy snem a ja­wą. Na­le­ży jed­nak zde­cy­do­wa­nie od­róż­nić ją od snu jako ta­kie­go; czę­sto wy­znacz­ni­kiem jej rze­czy­wi­sto­ści­/praw­dzi­wo­ści jest bar­dzo gwał­tow­ne za­pa­da­nie w fa­zę REM, tuż po za­mknię­ciu oczu lub śnie­nie od chwi­li za­śnię­cia do prze­bu­dze­nia po­wta­rza­ją­cych się snów, zwy­kle nie ma­ją­cych nic wspól­ne­go z co­dzien­no­ścią i zna­ną nam rze­czy­wi­sto­ścią, bądź roz­wi­ja­ją­cych się i roz­bu­do­wa­nych sen­nych hi­sto­rii, w któ­rych obec­ni i ak­tyw­ni są bo­go­wie, przod­ko­wie, opie­ku­no­wie, du­chy; w któ­rych sta­je­my się uczest­ni­kiem mi­tycz­nych albo escha­to­lo­gicz­nych zda­rzeń… choć nie za­wsze w taki spo­sób to po po­wro­cie roz­po­zna­je­my. Czę­sto zro­zu­mie­nie tego, cze­go do­świad­czy­li­śmy w po­dró­ży przy­cho­dzi z cza­sem, czę­sto rów­nież wy­ma­ga rady ko­goś, kto wie o Za­świa­tach wię­cej od nas. Nie moż­na jed­nak za­po­mi­nać o tym, że na­sza pod­świa­do­mość ma bar­dzo bo­ga­tą wy­obraź­nię i do­pie­ro po wie­lu po­wtór­kach nie­zro­zu­mia­łych a po­wra­ca­ją­cych sen­nych wy­da­rzeń lub po prze­ży­ciu roz­wi­ja­ją­cej się ze snu na sen roz­bu­do­wa­nej hi­sto­rii moż­na uznać po­dróż za rze­czy­wi­stą. Nie wszyst­ko, co brą­zo­we i le­ży pod krza­kiem to bu­tel­ka po pi­wie… a sny z tak zwa­nych Tych by­wa­ją przez pod­świa­do­mość „po­dra­bia­ne” Wią­że się z to zresz­tą z pew­ny­mi me­cha­ni­zma­mi zwią­za­ny­mi z pod­świa­do­mym „ch­ciej­stwem” ale o tym mo­że kie­dyś, kie­dy in­dziej.

    W po­dróż dru­gą me­to­dą, o ile nie na­stę­pu­je ona sa­mo­ist­nie, nie na­le­ży wy­bie­rać się bez wy­raź­nej i bar­dzo po­waż­nej po­trze­by. I do­ty­czy to rów­nież osób uwa­ża­ją­cych się za do­świad­czo­nych prak­ty­ków. To nie za­ba­wa. Wią­że się bo­wiem ze wspo­mnia­nym wy­żej ry­zy­kiem dez­in­te­gra­cji, któ­ra mo­że być nie­od­wra­cal­na. A je­śli ta­kie „wy­ciecz­ki” na­stę­pu­ją sa­mo­ist­nie, bez udzia­łu na­szej woli, bez­względ­ną ko­niecz­no­ścią jest na­ucze­nie się ich blo­ko­wa­nia, na­wet po­przez uni­ka­nie snu tak dłu­go, jak to ko­niecz­ne, by zmę­czo­na „ca­łość” nie by­ła w sta­nie po za­pad­nię­ciu w sen się roz­dzie­lić…

    Tyle pry­wat­ne­go, po­par­te­go dość trud­ny­mi prze­ży­cia­mi z nie­daw­ne­go cza­su, zwią­za­ny­mi z „me­to­dą nu­mer dwa”, po­łą­czo­ny­mi z ce­lo­wą bez­sen­no­ścią, któ­rej i ni­niej­szy tekst jest owo­cem, spoj­rze­nia na tę spra­wę — być mo­że ktoś uzna je za przy­dat­ne dla sie­bie…

    7

  14. Bardzo mi przykro. Serdecznie współczuję i ślę mnóstwo ciepłych myśli.

    Dla mnie to była 18 rocznica śmierci kogoś, kto był najbliższym mi i najdroższym człowiekiem na świecie. I to śmierci, której prawdopodobnie mogłam zapobiec... Więc tym bardziej rozumiem Twój ból.

    1

  15. Węsiory są OK. Jak najbardziej. Testowane. Wprawdzie "energia" (jakkolwiek by jej nie rozumieć) przy głaskaniu kamieni nie "kopie", ale samo miejsce przesycone jest specyficzną obecnością.

    Ja od siebie polecam to ezorozpropagowane bez sensu, ale naprawdę mocne, sprawdzone w działaniu, miejsce w Białowieży. Oczywiście foty mi się prześwietliły...

    https://picasaweb.google.com/lh/photo/zNcayfSmN8d81WkbUO5fRw?feat=directlink

    https://picasaweb.google.com/lh/photo/aDLjugO-92BJCtFXJk-Grg?feat=directlink

    https://picasaweb.google.com/lh/photo/KWnLIaQXLahEEC9W4F-Hmg?feat=directlink

    1

  16. Nie chcę się skupiać na szukani czegoś, tylko to co znajdę i z jakiejś książki wyniosę to wyniosę, będę miał wątpliwości to kupie nową i nie będę miał wątpliwości. Zapamiętaj skarbie nie chcę się do niczego odwoływać, miałem tylko pytanie! "Czy czasem coś" To wszystko lubię poszerzać swoją wiedzę nie zamykając się na inne "wiary" Obecnie rozmawiam z gościem który należy do http://creativitymovement.org/poland/ Ale ja ani on nie naskakujemy na siebie że ty równo masz w głowie ty i te twoje poglądy każdy wszystko rozumie na swój sposób i inaczej myśli! a wy to jak psy na smyczy! (za przeproszeniem)

    Hech, bo dyskusja polega na wzajemnym poklepywaniu się po pleckach i przytakiwaniu - zapomniałam :p - a, no i na akceptacji poglądów, wszelkich, nawet takich, które budzą odruch wymiotny... Swoją drogą Ty w tym wątku przypominasz wyjątkowo sfrustrowanego i ujadającego na cały świat ratlerka.

    I proszę, bez poufałości. Bo abstrahując od alergii, bardzo poważnej, na niektóre odcienie brązu, jestem też wyjątkowo mizoandryczną (skoro już użyłeś psiego porównania) s u k ą, dobry samiec to martwy samiec i jakakolwiek próba, nawet ironicznego, spoufalania się, może skończyć się dla próbującego w sposób bardzo dla niego nieprzyjemny.

    Gudbaj.

    0

  17. Alez Asatru jako nurt religijny pod ta nazwa powstalo w latach 70 XX wieku...

    A jesli chcesz sie odwolywac do Forn Sidhr, Starej Wiary, tym bardziej bez znajomosci zrodel zrobisz z siebie debila... polecam na poczatek http://voluspa.org i znajdz tam Havamal. Zajrzyj tez w Google -> Icelandic Saga Database. Zapisy bliskie czasom, do ktorych usilujesz sie odwolywac, mowiace, jak zyli i rozumowali przodkowie niestety udziela Ci odpowiedzi podobnych do tych, ktore juz dostales. Polnocna Sciezka w zadnej ze swoich wersji nie opiera sie na chciejstwie i wyobrazni.

    Chyba zreszta powinnam jednak przestac dyskutowac, mam wrazenie ze to bez sensu.

    0

  18. Zamiast pytac ludzi, szukaj w zrodlach. Bardziej wiarygodnych, niz wypowiedzi wariata-przestepcy, ktory przypadkiem jest niezlym muzykiem. Pare podpowiedzi, lacznie z odnosnikiem do wywiadu z kims najbardziej chyba w kwestiach wspolczesnego Asatru kompetentnym dostales. Grochem o sciane - zapewne nawet nie zadales sobie trudu, by to poczytac. Ty nie szukales zreszta odpowiedzi, a ja, i to poparta argumentami dostales, ale raczej poglaskania po glowce i powiedzenia 'ach, oczywiscie, masz racje, prawdziwy z ciebie TRU Asatryjczyk'. Brak reakcji na argumenty i niechec do zapoznania sie z podanymi na tacy materialami innymi niz wypowiedzi psychopaty uniemozliwia jakakolwiek dyskusje z Toba. Zreszta kogos, kto sam siebie nazywa faszysta, powinno sie chyba zglaszac policji, n'est-ce pas? Negowania koniecznosci zdobycia wiedzy, ktora pozwolilaby cokolwiek zrozumiec nawet nie skomentuje.

    Wybaczcie literowki, pisze w pociagu z komorki.

    0

  19. Poczytaj sobie, chlopcze, chocby rzeczy spod linkow podanych Ci przez Ulfa. Poczytaj tez rzeczy pisane np. przez Vincenta Enlunda. Zapoznaj sie z materialami historycznymi. Z tym, co pisal Saxo Grammaticus. Albo i nawet Adam z Bremy... Albo Tacyt w Germamii. Poczytaj sagi. Zapoznaj sie tez z sama historia terminu Asatru. Sprobuj wglebic sie w mentalnosc ludow, do ktorych religii chcialbys sie odwolywac. Moze wtedy zrozumiesz, dlaczego na tej sciezce nie ma miejsca ani dla takich jak Varg, ani dla takich jak Ty. Bo kwestia nie polega tylko na przypieciu sobie etykietki, wytatuowaniu Valknuta i powieszeniu na szyi Mjollnira. Ani na gadaniu o rasie i jej czystosci. Ani na zyciu nienawiscia. Zeby zrozumiec nordyjska mentalnosc, trzeba miec wiedze o ludach, ktore konkretny panteon wyznawaly...

    I dopiero potem prezentuj swoje zalosne teoryjki. Zeby o czyms mowic, najpierw trzeba miec o tym wiedze...

    1

  20. Oj prawda, prawda, Szerszeniu, jeszcze tego nie oddałam, aż leży mi przed nosem, bo aż musiałam sprawdzić: Maria Piasecka: "RUNY - Magiczny dar Odyna", wydawnictwo "Ravi", Łódź 2000, ISBN 83-7229-014-8.

    Jak na panią P. naprawdę niezbyt toto ezoteryczne - to, co nazywa "wykładnią tradycyjną" całkiem się sensu (imho) trzyma, przy każdej runie jest też fragment poematu. Oczywiście kiedy przychodzi do "strony jasnej", "strony ciemnej" i "słów-kluczy" robi się zabawnie jak zwykle ;) W wybranych pozycjach bibliograficznych ma tam oprócz Thorssona "Tajemnice sag i run" Adamusa - jedyne polskie "źródło", ma też Meadowsa, Pennicka, Svensona, Bluma i Elliota.

    (o matko... to ja już wtedy zaczynałam? Straszszne..., stara jestem O_o)

    Pomyliły mi się obie panie... a nie powinny były. Piasecka się przynajmniej specjalizowała. Za to Alla Alicja C. jest niedoścignionym wzorcem zarabiania na głupcach, też chciałabym tak umieć.

    2

  21. Dla mnie nie są. Chyba że jako postaci literackie - w takim razie mogłabym tak samo boską czcią darzyć np. Remarque'owskiego Ravica, wspaniałego skądinąd faceta... Dla mnie ważne są jedynie te bóstwa, których obecność mogę poczuć. Doświadczyć jej. Namacalnie. A nie wierzę, że tu, na tych terenach da się nawiązać namacalny, inny niż wyimaginowany kontakt z taką Hekate, Inanną, Aszerą, Isis i im podobnymi, związanymi z innymi ludami, innego pochodzenia, innymi terenami, inną strefą klimatyczną, które nigdy nie były - ani one same, ani ich współtowarzysze z panteonu, na tych ziemiach wyznawane, czczone, nie świadczono im tu kultu, są tu obce... Kojarzy mi się to z judeochrześcijańskim postrzeganiem bóstwa jako wszechobecnego absolutu... ci bogowie tacy nie są...

    A to co piszesz o popularności Hekate to święta prawda. Na całe szczęście Czarna o wiele przecież od niej bardziej "magiczna" a w niektórych aspektach także znacznie bardziej mrhrhhhhrhoczna i w dodatku indoeuropejska - nie została tak przez pseudoczarownice zszargana. I oby nigdy nie stała siętak ezo- macdonaldo-pseudo-smarkato-czarowniczo-mroczno-popularna...

    1

  22. Hm... do Słowianki też mi daleko, nawet i wygląd zresztą mam przecież niesłowiański :p - jestem indoeuropejskim zmiksowanym kundlem, efektem wędrówki ludów po tych terenach, a i późniejszych przedziwnych koligacji mojej familii :D - i zawsze grzebałam w wierzeniach tych terenów głębiej niż to, co przez zaledwie niecałe 500 lat przed chrystianizacją osiedli tu Słowianie zdążyli nanieść. Zresztą jeśli chodzi o słowiańską mitologię, nie oszukujmy się, nie zachowało się prawie nic... kroniki Thietmara co najwyżej. Nawet jeśli rekonstrukcjoniści chcą twierdzić inaczej, tak naprawdę 90% z tego co rekonstruują jest wyciągnięte z chrześcijańskiej religijności ludowej - a imiona przez Długosza i Thietmara zhellenizowane, pokojarzone z postaciami z obcej nam kultury (bo sami najwyraźniej inaczej ich pojąć nie umieli...) nie mówią nic o postaciach, którymi je nazywano - jak i kroniki o nich nie mówią... lepiej znaleźć coś znacznie lepiej w źródłach udokumentowanego - a na naszych terenach równie mocno, jeśli nie mocniej nawet, z uwagi na dłuższe zasiedlenie i pokojowe połączenie ze słowiańską migracją, utrwalonego.

    Już więcej o Bałtach, do których nam równie blisko można znaleźć - i o ich religii - i jest to znacznie bardziej wiarygodne niż wiedza, którą dysponujemy na temat Słowian - przecież nie wiemy nawet skąd przyszli... ;)

    Abstrahując od tego, że niewykluczone, że Kupała jest w ogóle romantycznym wymysłem opartym na prawosławnych obchodach Iwana Kupała - bo pierwsza kąpiel w roku tradycyjnie na Iwana - św. Jana była dozwolona na wielu terenach - i od kąpieli, a nie żadnego bóstwa, słowo Kupała może pochodzić :p

    1