Wilcza

Użytkownicy
  • Zawartość

    222
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Wilcza


  1. tak, tylko właśnie, 'jak odnaleźć siebie w tej codzienności'. Jedni podchodzą do pracy jak do czegoś co ma dawać pieniądze, utrzymanie i OK, ale są tacy którzy nie potrafią się odnaleźć. A zmienić pracę nie jest tak hop siup, szczególnie w obecnych czasach, tym gorzej jesli ktoś ma kredyty i dziecko na utrzymaniu i bóg wie co jeszcze.

    1

  2. potrafią rzeczy o jakich nie śniło się białemu człowiekowi. Z drugiej strony kultura zachodu postawila na technikę i potrafi rzeczy o jakich nie śnilo się Aborygenom i innym ludom żyjącym bliżej natury.

    dobre, przemawia do mnie :D

    Ale nie przemawia to uziemienie w urzędach, fabrykach. Ja nie odbieram tego jako równoważenie człowieka, ale jako ograniczenie. Albo inaczej: jeśli wykonywana praca (np w urzędzie)jest tym właśnie czym chcieliśmy się zajmować i daje nam satysfakcję to OK, ale jeśli nie? co czujemy? marnotrawienie czasu?

    A Cervantes możliwe, że rację miał, ale czy aby na pewno potrzebna nam wiara żeby widzieć?? no i ta wiara wcale nie jest taka "po prostu" to jedna z trudniejszych, jak nie najtrudniejsza, dziedzina naszego ludzkiego życia.

    1

  3. Podobno niektórzy po wieeeelu latach praktyki nie mają tej pewności o której Ty piszesz :p Może to zależy od sytuacji. Ja np w ekstremalnych bardzo wyraźnie czuję obecność moich opiekunów. Najczęściej po danym wydarzeniu robię wielkie oczy, a z moich ust artykułuje się (samo) coś w stylu 'WOOOW", jak małe dziecko, które zobaczyło statek kosmiczny :p I wtedy wiem doskonale, że nie wariuję ;)

    0

  4. zacna uwaga :) Chociaż nietrudno zrozumieć osoby, będące na początku swojej drogi duchowej, że koniecznie chcą 'zobaczyć'. To raczej naturalne, a z czasem same przekonują się, że to 'widzenie' polega trochę na czymś innym niż się spodziewały.

    U mnie było podobnie, z tym że ja nie lubię określenia 'anioły'. Dla mnie to istoty wyższe, duchy oświecone (jak to gdzieś ktoś trafnie to określił) o specyficznej energetyce. Nie widzę ani nie czuję też ich skrzydeł. Ale to tylko terminologia.

    A co do imion i wyglądu...czy to ważne? Szept bardzo słusznie zwróciła uwagę na to, że każdy widzi tyle, i tak, w jaki sposób jest w stanie przyjąć daną postać.

    Ja np widzę (zresztą nie wiem czy widzę, czy wyczuwam...) obok siebie mojego ducha opiekuńczego w postaci babki, przypomina mi walkirię ale nie jest tak..... masywna :p W czerni, elementy czarnej skóry i srebrnych zawieszek. i ma potargane, długie włosy :) Apetyczna z niej kobita bardzo ;) Ale jest bardzo cicha. Albo jej nie słyszę, albo po prostu nic nie mówi. Raz do mnie mówiła, nos mi utarła i tyle! a później się razem śmiałyśmy (ze mnie zresztą):)

    Ostatnio też pokazały mi się inne duchy opiekuńcze. Duchy przodków. I to w takiej postaci, że bez głębokiej analizy i czasu jaki spędziłam nad nią, nie domyśliłabym się, że to oni. A jak do tego doszłam to stuknęłam się w głowę, bo przecież to było takie proste i oczywiste :)

    Kolejna słuszna uwaga Szeptu - to jakiego ducha opiekuńczego mamy przy sobie (archanioła, cherubina :p , skrzata leśnego....) nie stawia nas ani ponad, ani pod poprzeczką ważności!! Taki rodzaj myślenia bardzo by nas ograniczał, nie pozwalał na autentyczny kontakt z naszym właściwym opiekunem. A przecież on pomaga nam się rozwijać, widzieć, czuć, rozumieć. Bez niego jest bardzo ciężko :(

    3

  5. "WYMIARY CZASU I MAGII

    Fragment książki Beaty Pawlikowskiej

    Wszystko co znamy z naszego świata, jest pewnego rodzaju iluzją. Uzgodniliśmy – my, jako ludzie z zachodniej cywilizacji – jakimi symbolami będziemy się posługiwać dla określania wartości spraw albo ludzi. Przyjęliśmy pomiar czasu na godziny, dni i lata i stworzyliśmy wspólną iluzję, w której żyjemy traktując ją jak coś rzeczywistego. Bo przecież nie ma czasu. Nikt nie udowodnił, że posuwamy się liniowo, czyli od przeszłości przez teraźniejszość do przyszłości. Być może jednocześnie wykonujemy wiele innych podróży w innych wymiarach czasu, z których w ogóle nie zdajemy sobie sprawy.

    Ten nasz system ogólnie przyjętych teorii ma dać ludziom pewne poczucie bezpieczeństwa i pozwolić im się zająć codziennymi obowiązkami. Im bardziej rozwijały się miasta, tym bardziej człowiek był pozbawiany własnej duchowości, której musiał się zrzec na rzecz tak zwanego ogólnego dobra. Stworzono organizacje i systemy, w których trzeba zatrudniać kolejne osoby. Ich zadaniem jest wypełnianie systemowych zadań, a nie poszukiwanie prawdy o sobie i o świecie. Bo prawda jest wolnością. Kto wtedy chciałby pracować w biurze? A gdyby nie było biur i urzędów, rozsypałby się misterny system zniewolenia i tworzenia pustki, na bazie której istnieje świat białego człowieka.

    Im bardziej „rozwinięta” jest cywilizacja miast, tym więcej pojawia się przestępców, nieuleczalnie chorych i ludzi uzależnionych od sztucznie wyprodukowanych substancji. Z pokolenia na pokolenie ludzie przekazują sobie coraz bardziej zawężoną świadomość, w której nie ma miejsca na poszukiwanie bogactwa rozwoju, mądrości i uniwersalnego dobra. Życie w miastach białych ludzi zmierza do tego, żeby możliwie małym kosztem zapewnić masową rozrywkę i żywność. Ludzie są jak kury w ciasnych klatkach. Uczą się jak nie oddychać i nie myśleć. Dostają co rano zestaw przetrawionych śmieciowych informacji i równie śmieciowej żywności. Napełniają się nimi, z nadzieją na poczucie sytości i spełnienia. Im więcej jej spożywają, tym bardziej bezradnie sięgają po następne porcje spreparowanej chemicznie pustki. Z braku poczucia sensu zwracają się z powrotem ku podtrzymującemu je systemowi, pracując, oglądając telewizję, czytając gazety, jak roboty skazane na niewolę własnych umysłów.

    Pewnego rodzaju ograniczenie istnieje w każdej części świata. Bo człowiek wierzy w to, co jest prawdą w jego świecie. I zawsze mu się wydaje, że jest to prawda uniwersalna, dotycząca wszystkich ludzi i miejsc.

    Z mojego punktu widzenia najbardziej fascynujące jest to, że istnieją różne prawdy. Każda z nich jest inna, ale równie ważna i bezcenna. A ja podróżuję po świecie poznając te prawdy i próbując je zrozumieć. Czasami nie dają się przełożyć na nasz język, dlatego że niektóre pojęcia po prostu nie istnieją w naszej świadomości. Na przykład Czas rozumiany jako Ponadczasowa Sfera Istnienia.

    Z naszego punktu widzenia Czas jest pojęciem zamkniętym. Zawiera w sobie tylko to co było, jest teraz i co będzie. Jak więc Czas może być czymś, co istnieje Poza Czasem? Rozciąga się od chwili stworzenia, jest jednocześnie abstrakcją i czymś bardzo fizycznym, namacalnym, a dodatkowo istnieje jednocześnie w tym co było, jest i będzie. Jednocześnie, czyli nie linearnie, przechodząc z przeszłości w teraźniejszość, a potem w przyszłość, ale istniejąc równocześnie w tych trzech wymiarach oraz w czwartym wymiarze, będącym siłą lub energią, która może sprzęgać się z ludzkimi myślami, umożliwiając im przybranie fizycznej postaci.

    Niemożliwe? Dziwne? Podejrzane?

    Z naszego punktu widzenia – tak.

    Dla australijskich Aborygenów – oczywiste i naturalne. Jasne i zrozumiałe, nie wymagające dodatkowego objaśniania i nie budzące wątpliwości.

    Wszechświat powstał z myśli. Myśl sprawiła, że pojawiła się forma, czyli konkretny kształt. To znaczy, że cały świat jest stworzony z wypełniającej go energii, a człowiek jest jej częścią i może ją odmieniać za pomocą swojego umysłu. Każdy człowiek robi to codziennie, choć najczęściej nie zdaje sobie z tego sprawy. Myśl jest narzędziem, które tworzy fakty.

    Z tego punktu widzenia każdy człowiek jest twórcą swojej przyszłości. Koncentrowanie się na strachu przed klęską kreuje klęskę. I odwrotnie – tworzenie w myślach obrazu sukcesu generuje sukces.

    Tajemna wiedza o życiu w języku aborygeńskim brzmi:

    Kaldowamp kungullun boorala wanye tumpinyer yackatoon, czyli zawsze kieruj się dobrymi myślami, a twoje życie będzie szczęśliwe.

    Kungullun motong thure – niech twoje myśli będą silne.

    Przeszłość nie jest zamkniętym zestawem minionych zdarzeń. Mam wrażenie, ze nawet w naszej rzeczywistości istnieje pewien filozoficzny element aborygeńskiego rozumienia wszechświata, ponieważ o przeszłości mówi się w czasie teraźniejszym.

    Mimo tego, że teoretycznie rozumiemy przeszłość jako coś, co stało się i przeminęło, jednak w różnych kontekstach mówimy o tym, że przeszłość „jest” czymś, a nie że czymś „była”, czyli w pewien sposób zakładamy podświadomie jej trwanie.

    W świecie Aborygenów przeszłość była i jest jednocześnie. Nierozdzielnie i w nieunikniony sposób, ponieważ przeszłość jest pewnego rodzaju myślą, energią, siłą, która przenika wszystko i wszystkich, co się znajduje na Ziemi. Jest to rodzaj innego wymiaru, istniejącego łącznie i wewnątrz wymiaru dostępnego naszym zmysłom. Przeszłość jest więc jednocześnie teraźniejszością i przyszłością, do których każdy z nas ma podświadomy dostęp. Niektórzy ludzie zwani szamanami potrafią w świadomy i celowy sposób z tego dostępu korzystać.

    To wszystko, co zdarzyło się na początku świata, wciąż istnieje. Magiczne istoty, które swoimi gigantycznymi ciałami wyrzeźbiły kształt naszej planety, wciąż tu są. Są tuż obok, są w nas i poza nami, są w powietrzu, którym oddychamy i w śladach odciśniętych przez nasze stopy. Ich obecność sprawia, że świat jest kompletną całością, w którym my jako ludzie także odnajdujemy należne sobie miejsce.

    Aborygeni nazywają to słowem przetłumaczonym na angielski jako Dreamtime, czyli Śnienie albo Czas Snu. W gruncie rzeczy jednak różne grupy plemion aborygeńskich określały to pojęcie własnymi słowami, z których żadne nie ma nic wspólnego ze spaniem, snem lub śnieniem. Jest to pojęcie tak abstrakcyjne i tak różne od naszej perspektywy pojmowania świata, że należałoby dla niego stworzyć zupełnie nowe słowo, na przykład Eneprzewnienaświewyczam, czyli Energetyczna Przestrzeń Wszystkich Nieznanych w Naszym Świecie Wymiarów Czasu i Magii.

    Aborygeni z plemienia Pitjantjatjara w środkowej Australii mówią na nią Tjukurpa."

    Zatem jak my, każdy z osobna, może odnaleźć siebie w otaczającym świecie, w codziennych obowiązkach, w codziennej rutynie (nie koniecznie o wydźwieku pejoratywnym)?

    Od czego zacząć to poszukiwanie?

    Jakie były Wasze momenty przełomowe, dzięki którym otworzyliście się na świat subtelny?

    Co zrobić żeby się na niego otworzyć?

    2

  6. na siłę nie ma co, jak ze wszystkim, ale posiedzieć się opłaca bo tak oto doszłam do pewnej interpretacji :) Powiem tyle - jest bardzo dobrze. Oba sny dały mi mocnego kopa bym szła tym rozwojem którym idę, duchy przodków czuwają cały czas, choć jeszcze nie odkryły przede mną ostatecznego znaczenia karty (pierwszy sen) to jestem w fazie 'dziania się'. Niebieski ptak i jego śmierć (drugi sen) również mówi mi o transformacji.

    W szczegóły już wdawać się nie będę ;)

    Dziękuję wszystkim za pomoc w interpretacji :kwiatek:

    0

  7. Izabela, gdzie na Florydzie znajdziesz naszą polską mentalność?! nigdzie, tylko w Polsce :D no i polskie widoki na przyszłość hehehe Zostajemy! :D :D

    Imbiru choć nie znoszę to chiba się przełamię...ale malinki mmmm owszem, nawet kupiłam dziś tort bezowy, z bitą śmietaną i MALINAMI :D te maliny mnie chyba zgubią :p

    0

  8. oo, a ostatnio Szepcik mi je 'synchronizowała'.

    Podczepienie wykluczam bo to poczucie zimna mam odkąd pamiętam, a od tego czasu, jak nie ja to niektórzy by na pewno 'cosia' zobaczyli (szczególnie na przestrzeni ostatnich 3-4 miesięcy).

    Obawiam się, że taka moja uroda, ale czakra podstawy mocno do mnie przemawia. Posiedzę nad nią dziś, może zobaczę czy cosik mi się tam przytkało.

    Sosna tak tak, pomocny z Niego chłop :)

    0

  9. tak, chyba będę musiała zmusić się do picia takich rzeczy chociaż są bleee i fuj dla mnie :/

    a co do bamboszków, to ja mam nawet takie elektryczne :D wkłada się stópki do wyścielonego wełną jednego dużego buta i podłącza pod prąd :p grzeją nawet dobrze, tylko, że samą skórę a mi od środka potrzeba jakiegoś potężnego działa. Czasem czuję jak sama kość jest odrętwiała z zimna :(

    0