LaMandragora

Użytkownicy
  • Zawartość

    129
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez LaMandragora

  1. Snil mi sie jakis mezczyzna, ktory ciagle mi szkodzil. Ale wszystko, co robil bylo skierowane w tym kierunku, aby mi w jakis sposob zaszkodzic. I tak przez caly czas. Roznymi sposobami. W koncu znalezlismy sie na malej lodce gdzies po srodku morza czy oceanu. Nie bylismy tam sami i on nie mogl juz tak otwarcie zrobic cos zlego w moim kierunku. Zaczelismy opowiadac sobie rozne historie i ten mezczyzna zaczal opowiadac swoja historie. Opowiadal o ukochanej kobiecie. Na koniec opowiedzial, ze dal tej kobiecie zegarek a na spodzie tego zegarka sa inicjaly H.M. Wtedy spojrzalam na zegarek, ktory nosilam (w tym snie) na reku. Zdjelam go i na jego spodzie byly inicjaly H.M.
  2. Dziekuje kochani... Tak czulam cos w tym wlasnie kierunku.
  3. Napiszę list... o sobie Może się z niego coś Dowiem. Otworzę serce i duszę i zajrzę wgłąb siebie na piekła dno... Do pleców przypnę skrzydła i niebo w sobie odkurzę... przykryte amnezji warstwą. Podskoczę tak wysoko, jak tylko mogę, gdy łancuchami ziemia trzyma mnie... Fikołka wywinę lecąc do góry, puknę dwa razy czołem w sufit i poszybuję ku gwiazdom lekka jak piórko... ażeby ponownie upaść... na piekła dno. *** Czi cza... Czi cza... Czi cza... muzyka gra. Czi cza... Czi cza... czi... cza... cicho sza... Palec na usta kładę... cicho... sza. Wstaję powoli, powoli... tak jakby wbrew własnej woli... Wstaję i idę... do Ciebie... a Ty jesteś już w siódmym niebie... niebie... niebie... Nie widzę nic oprócz siebie... obok Ciebie... W tym niebie... a może i w piekle też... Ożesz! Chichoczę i się smieję... głupota z mych oczu wieje... jak młota huk! A Ty patrzysz i nic nie widzisz... nie widzisz i tylko głośno się dziwisz... i pytasz i sprawdzasz i macasz i dowiadujesz się... jak to już ze mną jest. No!
  4. A co sadzisz o tym? http://www.4shared.com/audio/5--mSzfu/BTurliska-Regresja_do_poprzedn.html
  5. A ja do tego karku i szyi dodam tylek. :D Nie lubie jak facet na miejscu tylka ma powietrze. Tzn. moze nie jakis wielki, ale jednak ma byc. ;)
  6. Szczuple, chude czy kragle, wazne aby bylo zadbane. A kazdemu podoba sie co innego.
  7. Chodzi o to, zeby nie stwarzac niepotrzebnie cierpienia. Nie ma czynow dobrych ani zlych, sa tylko wlasciwe. Maja sluzyc uwalnianiu wszystkiego, co zyje od cierpienia. Jezeli wiec zabicie zwierzecia bedzie temu sluzylo, inna sprawa.Liczy sie nie samo dzialanie a kierunek tego dzialania. ;) Dodatkowo, jezeli sam pozbawiasz zwierze zycia... to co innego niz nieswiadome pojscie do Tesco, siegniecie do lady chlodniczej i wybranie czego tam sie chce ze stosu mozliwosci. Czesto ludzie nie zdaja sobie (lub nie chca) sprawy, ze to kiedys zylo.
  8. Moja wypowiedz rowniez byla z przymrozeniem oka, chociaz zabraklo emotikonka. ;) Co do Eskimosow np. to jest jedna roznic, oni musza jesc mieso, my nie musimy. Oni poluja, my nie polujemy. Oni zabijaja wlasnorecznie, my nie. Ciekawie jest na ten temat w Kompasie Zen Seung Sahna, zabijanie i zjadanie zwierzat to produkowanie zlej karmy ;) Te zwierzeta wracaja potem w tej czy innej postaci, a bywa ze ludzkiej i mamy potem katow bez uczuc i empatii, za to ze zwierzeca swiadomoscia. Stad przede wszystkim cierpienie na ziemi. Jezeli mysliwy (Indianin, Eskimos itp.) zabijal zwierze, byl to bardzo prosty zwiazek. Mysliwy kontra zabijane zwierze. Teraz zabija sie maszynowo, czesto wiecej zwierzat jednym przycisnieciem guzika... Poza tym... to mieso, ktore mamy szanse kupic w sklepach. Jak zdrowe jest ono? Kielbasa, w ktorej procent miesa jest taki, ze mozna smialo mowic, ze zjada sie chemiczna wegetarianszczyzne? Lub mieso faszerowane hormonami, antybiotykami itd. Nie namawialam nigdy nikogo na wegetarianizm, ale fajnie jest miec mozliwosc np. dostepu do zwierzat, ktore: zyja w godnych warunkach (jak to bylo i bywa na wsiach), sa zdrowo odzywiane i w miare godnie potem zabijane. Dodam, ze ja od roku jestem weganka. W tym czasie ani wiecej nie chorowalam, ani nie mam mniej energii. Jest jak bylo, zeby nie powiedziec, lepiej. Nie bede sie wypowiadac za wszystkich, bo ja mialam latwo, mieso praktycznie nie bylo moja ulubiona potrawa od zawsze.
  9. Teraz rzadko kto w ogole poluje. ;)
  10. Czytalam nt. odzywiania dzieci i tam, gdzie bylo jedzone wszystko, wiec rowniez mieso i ryby, przy piatce dzieci wystepowala totalna roznorodnosc gustow kulinarnych. Pierwsze jadlo chetnie mieso, drugie jadlo mieso tak lapczywie, ze moglo sprzedac za nie swoich rodzicieli, trzecie myslalo, ze lubi, dopoki nie sprobowalo, od kiedy sprobowalo, nie chcialo ruszyc, czwarte od poczatku urodzony wegus, piate jak pierwsze. Mimo, ze wzorce, potem przyklad rodzenstwa, kazde wybieralo swoj wlasny sposob odzywiania. Gdzies tam mamy jakies naturalne stery, ktore nam mowia, co jest dla nas dobre. Dlatego tu powinno sie byc wyluzowanym. Heh... te glonojady mnie rozbroily... :D Co do brakow witaminowych, nigdy nie mialam. ;) Sprawa sprowadza sie do tego, jak rozumiemy wegetarianizm. Jezeli jako odstawienie miesa i ryby to moze byc zle. Na polskich stolach schab, kartofle i kapucha, po odstawieniu miesa zostaja ziemniaki i kapucha... Wege dieta to troche wiecej. ;)
  11. @Knust... bardzo dobre pytanie. Dodam, ze ojciec moich corek jest miesolubny (nie lubie tego slowa roslino-, miesno-zerny ;)), tak wiec dziewczyny mialy od samego poczatku mozliwosc rowniez siegnac po mieso. Dodatkowo ja prowadzilam ich zywienie w sposob, ktory ma swoja nazwe, mianowicie BLW, Baby Led-Weaning, czyli samokarmienie sie niemowlat. Taki sposob polega na tym, ze dziecko dostaje rozne rzeczy na talerzu, ktore je reszta rodziny i ma mozliwosc wybrac, co chce. Takze ze wzgledu na fakt, ze ich tata jadl (pisze w czasie przeszlym, poniewaz w tej chwili nie zyjemy juz razem) mieso, mialy do niego dostem i ja nigdy im go nie zabranialam. Natomiast ciekawostka... one same odrzucaly je, zdejmowaly sobie z talerza i kladly obok. Nie wykluczam, ze wplyw na to mogl miec fakt, ze miesa nie jadlam przez okres ciazy i karmienia piersia, a ma to duzy wplyw, poniewaz smak tego, co je matka przenika zarowno do wod plodowych, ktore dziecko pije, jak rowniez do mleka matki. Tak wiec w ten sposob rowniez ksztaltuja sie smaki. Jednak skrotowo. Nigdy nie wywieralam presji na moje dzieci, aby byly wege. Sa lakto-owo, tzn. nie jedza miesa i ryby, jedza natomiast jajkai i mleko, jak rowniez produkty mleczne. Nieraz bywamy u rodziny, znajomych... nie siegaja po mieso. Ja rowniez od dziecka nie lubilam miesa, pomimo ze pochodze z rodziny, gdzie mieso jadlo i je sie kilka razy dziennie nawet. Aha... gdyby na przyszlosc przyszla ochoto ktorejkolwiek zjesc cos miesnego... jej wybor.
  12. No wiec... wege jestem od 15. ponad lat. Zaczynalam jako 17-latka, przy czym musze dodac, ze wtedy zaczelam swiadomie byc wege, wczesniej tez jak ognia unikalam miesa, po prostu nigdy go nie lubilam. Obrzydzeniem napawaly mnie te wszystkie zylki, zyleczki i inne cuda w miesie. Blee... Takze od 15. lat wege, od roku jakos weganka. W ciagu tych trzynastu lat urodzilam trojke dzieci, mam za soba trzy wegetarianskie ciaze, ktore przebiegaly bardzo dobrze. Dzieci byly duze, ok. 4. kilo... a ja nigdy nie przytylam wiecej niz 8 kilo, co z kolei znaczylo, ze ze szpitala wychodzilam w dzinsiakach sprzed ciazy, takze nie wiem, co to znaczy walczyc z nadwaga wynikajaca z faktu urodzenia dziecka. Moje dzieci od urodzenia nie znaja smaku miesa. Zyja, sa zdrowe, wyrosniete, maja sie dobrze. Takze nie mam pojecia, jakie skutki uboczne moglabym Ci wypisac. Bo nie znam takowych. ;) Moze rzeczyscie ten jeden, co powyzej, jak przechodze kolo stoisk miesnych po prostu mnie odrzuca... smierdzi mi to. Brr...
  13. Juz slyszalam te teze i w sumie bardzo do mnie trafia. Co do bycia BI... ;) zrobiono test na kobietach, podano im fotke piersiastej kobitki i gdzie wszystkie najpierw patrzyly? Na twarz? W oczy? Nie... napiersi... Ja podczas regresingu widzialam siebie jako indianskiego szamana... :D Kiedys z kolei mialam sen, w ktorym bylam facecikiem, zyjacym gdzies w jakims (no nie miasteczku, ale osiedlisku ludzkim) w dolinie... Ubrania nosilam cos a la Milarepa... i musialam wiac w gory razem z jakims dzieckiem na plecach (w chuscie). Normalnie jeszcze zanim co to sie ogolilam... (ciekawe doswiadczenie, golic sie nozem po twarzy :o)... Sen byl bardzo wyrazny... cos jak film.
  14. Ciekawy temat... Ja pierwsze 2 lata zycia wychowywalam sie u mojej babci (moja mama miala traume w zwiazku ze smiercia pierwszego dziecka i tym samym nie miala odwagi sie mna zajac, ale to inna historia), w kazdym razie moja babcia mieszkala na wsi w poniemieckim domu. Sama byla taka wsiowa modra baba, od ziol, leczenia i odbierania porodow, Ukrainka... ;) Ja od malego (bo nawet jak juz tam nie mieszkalam to czesto tam bywalam) bardzo lubilam przebywac na strychu tego domu... Czulam sie tam... hehe... bardzo dobrze. Nikt mi tego nie mowil, dopiero jako dorosla osoba sie dowiedzialam od mojej mamy, ze moja babcia widziala tam czesto wisielca... osobe, ktora tam albo sie powiesila albo zostala powieszona... no w kazdym razie wisielca... Ciekawe, ze ja uwielbialam to miejsce. ;)
  15. Eh... No @Piolun... Ty tak kokietujesz tu czy jak? Swietne te twoje popelnione wiersze, naprawde. Licze na wiecej... ;) Heh... i moje wygrzebane z blogu jakiegos tam... Sprzed roku czy cos kolo tego... Zatrzymując czas wzdrygam się czy mogę tak? Mknę z siłą rakiety i uderzam o ściany płacz. Czy mogę tak? Choć wiem, że nie boli tak, jak Co? Czy snieg i krew mieszają się? Odbieram Ci tę nicość Odbieram Ci tę pustkę daje w zamian kwiaty zerwane na lące o poranku Daje ci łze zmrożoną oddechu chłodem A Ty? Idę... *** *** *** Czerń kryształowa a na jej dnie czerwona kropla krwi i biel i śniegu blask i oka błysk i krzyk I drzewa i dal i otchłan bez dna i aksamit Spadam i spadam i lece do góry i łapię oddechu czas i blask Zamykam się i nie chcę już już nie chcę nic co mogłoby dać życie mi na chwilę tę Teraz...
  16. Dziekuje @Piolun, to bardzo mile... Poswiatowskiej nie znalam, zetknelam sie z nia dopiero teraz i bardzo spodobala mi sie jej tworczosc. Co do mojego pisania... Traktuje to na luzie, zabawa slowem. Siadam i pisze, slowo za slowe, za slowem slowo ;)... i patrze, co z tego wyniknie. A pisze jak tylko mam czas, bez wzgledu na nastroj jaki mam w danym momencie. Raz wychodzi to wiec radosniej raz mniej radosnie, roznie... A Ty nie pisz tu, ze Twoje pisanie sie nie nadaje do pokazania. Bo kto to ocenil? Sam sobie to oceniles? ;) Mam nadzieje, ze jednak sie pochwalisz... co tam takiego skrobiesz.
  17. Dziekuje @Vilandra... to bardzo mile.
  18. Ciag dalszy mojej zabawy slowem... ;) Na niby tak sobie powiem że bardzo Cię kochać chcę Chcę leżeć na trawie i w slońce spoglądać gdy trawa wilgotna chłodzi ciało me... Na niby rękę wyciągnę i dotknę policzka Twego usta Twe musnę spojrzeniem i myslą uwiodę Cię Nie powiem jednak, że kocham bo kochać nie kocham To wiedz... Zatrzymam Cię na tę chwilę tak aby poczuć Cię... Sprawię, że czas się zatrzyma a potem rzucę zaslonę na czas i wspomnienie Otworzysz oczy i nic nie zobaczysz Nie ma i nigdy nie było tu mnie... *** *** *** Mogę przysiąc, że widziałam już Cię A gdzie? Otóż w moim śnie... Widziałam Cię Chwilę maleńką taką o ciut ciut chwiejną Minioną i już dawno spełnioną. A jednak... namacalną, namierzalną, wspominalną Widziałam Cię momencik kruchutki delikatniutki W przeszłości zanurzony i wspomnieniem wykąpany... bez szansy na większe zmiany. Widziałam Cię a Wciąż pytam się Czemu? Kim jesteś? Czego chcesz? i odpowiadam sobie Bo tak... Tobą... Otwórz oczy glupia Istoto! *** *** *** Trzepot skrzydeł motyla Cichy i szeleszczący... Cieniem położyl się na drodze mej. Psst... wyszeptałam By nie spłoszyć Ciszy... Dzwonków dzwiękiem namalowanej... Nakreślonej drżacym oddechu głosem i minionym Krzykiem Tęczowego Cienia *** *** *** Lubię ... gdy slońce świeci... jasno i przezroczyście. Dotyka mej skóry, rozgrzewa me serce... i sprawia, że czuję, że żyję. Lubię ... gdy wiatr na dworze hula... gwałtownie i niepoprawnie. Rowiewa me wlosy, szarpie me szaty i cicho do uszka szepta... slowa, ktore rozumiem, choc ich nie slysze. Lubię ... gdy krople deszczu niebo na ziemię wysyła... muzykę piękna wygrywa... raz cicho a raz głośno... szybko a czasem wolno. Lubię ... gdy boski malarz za pędzel chwyta i świat mój maluje, scenerię zmienia... tak, abym nigdy znudzona nie była... Maluje różnymi barwami... zawsze mnie oszałamia... czasem świat pelen jest bieli... potem jest zieleń i kwiecie... ... znow tonę w zieleni, aż w końcu przychodzi czerwono-zlocista jesień... *** *** *** Nic... zamknęłam w pudełku zielonym, przewiązałam złocistą kokardą i schowałam na komody dnie... lecz Nic wołało mnie. Podeszłam, wzięłam do ręki zielone pudełko kokarda złocista przewiązane... Powoli otworzyłam je... i pozwoliłam Mu uwolnić się... Nic... zaszeleściło, jak liść na wietrze... Nic... zapachniało, jak dawno zapomniany sen... Nic... mięciutko otuliło mnie... zakręciło, zawirowało i opadło niczym... Radości Cień. *** *** ***
  19. Moja cora od 4. roku zycia jezdzi konno. Kontakt z konmi bardzo, bardzo jej pomogl... Sama wtedy zaczelam jezdzic konno... piekna sprawa. Konie to cudowne stworzenia...
  20. Dla niektorych celem medytacji moze byc relaksacja. Chociaz taka medytajca wiele nie wnosi...
  21. Swietnie napisane... Nic dodac, nic ujac.
  22. Przeklenstwem... czemu? Kazda z nas ma swoj rytm... wg ktorego powinna zyc... Te dni dla niektorych z nas sa dniami, gdy potrzeba na chwile wyciszenia i zajrzenia wglab siebie... Galop dnia codziennego jest dobry... ale tu nagle przychodza dni, gdy czlowiek nie czuje sie tak jak na co dzien... sa nerwy, stres, zle samopoczucie byc moze... Moment, zeby chwile usiasc i zrobic cos dla siebie moze... ;) Tak jak i choroby tak i te "trudne" dni nie sa przeklenstwem... sa mowa naszego ciala... ;) ktore informuje nas o roznych rzeczach...
  23. Tak, wlasnie tak to widze rowniez, ze nie jest to juz kwestia diety a kwestia problemow z odzywianiem. To, o czym piszesz @Silje to typowe zaburzenia odzywiania. Moze nie na poziomie anoreksji, bulimi, ale jednak. Glownym problemem jest zaburzone postrzeganie wlasnego ciala, wlasnej osoby... nieakceptacja siebie. Po pierwisze mamy zbyt duza ilosc spozywanych kalorii. Jedzenie ma sluzyc utrzymaniu ciala przy zyciu, jednak takie osoby szukaja w jedzeniu przyjemnosci. Czemu? Brzuch to miejsce, gdzie jest zrodlo wszelkich emocji, uczuc, zrodlo, gdzie czuje sie siebie. Jezeli czlowiek nie ma tam rownowagi, robi wszystko, zeby ja poczuc, np. poprzez poczucie sytosci, zapelnienia tego brzucha. Czuje tam wtedy cos, co jest przyjemne. Jedzenie jest w tym momencie uszczesliwiaczem, czyms, co wprowadza na chwile rownowage wewnetrzna. Inna sprawa jest, ze prowadzi to z kolei do nadwagi, otylosci, a ta znowu zaburza postrzeganie siebie i kolko sie kreci... Taka osoba, jezeli nie zaakceptuje siebie... jezeli nie pokocha siebie, ma marne szanse na cokolwiek... zdrowy zwiazek, bycie szczesliwym... Prosta zasada... to my powodujemy czy jestesmy szczesliwi czy nie... reszta wynika juz z tego... Mozna miec ukochana osobe, ktora bedzie mowila "jestes piekna/y, jestes tak/i jak trzeba" itd... ale jezeli czlowiek ma w sobie nawkrecane informacje, ze jest inaczej to z tego i tak nic nie bedzie... Na takim czyms szczescia sie nie zbuduje. I... no wlasnie... to nie dieta... to choroba.
  24. Wiesz... ja np. zazwyczaj nie mam mozliwosci, aby medytowac w ciszy. Mam trojke bardzo energicznych dzieci. Ciesze sie, gdy uda mi sie usciasc i nikt nie wchodzi mi na plecy, nie probuje uczesac czy nie wchodzi mi na kolana w tym czasie. Takze pod tym wzgledem warunki do medytacji, rzeklabym, mam wrecz idealne. Musialam sie nauczyc medytowac w takich warunkach, bo inaczej nie moglabym medytowac wcale (lub prawie wcale)... Swietny trening... ;) Faktem jest jednak, ze nie jestem w tym poczatkujaca... moje poczatki z medytacja siegaja czasow teenager`owskich... wiec nieco w przeszlosc. ;)
  25. Prawdziwy cel medytacji to doswiadczenie umyslu sprzed myslenia, "nie wiem", zrozumienie czym jestesmy... ;) i... utrzymanie tego stanu w kazdej chwili naszego zycia. Nie sztuka jest siedziec w ciszy w odosobnieniu i zaglebiac sie wprzyjemnym stanie medytacji. Sztuka jest ten stan utrzymac w zyciu codziennym. Prawdziwa sztuka jest utrzymac ten umysl bez wzledu na okolicznosc... wiec nie, do medytacji cisza potrzebna nie jest. ;)