Hrefna

Użytkownicy
  • Zawartość

    545
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Hrefna


  1. Rany, ale brednie... Jak ktokolwiek z minimalną chociażby inteligencją i elementarną, na poziomie podstawówki wiedzą historyczną tudzież powiedzmy geologiczną może coś takiego traktować poważnie?

    - można w nich znaleźć streszczoną historię Atlantydy i jej mieszkańców

    - zawierają wyjaśnienie istnienia Sfinksa oraz Piramidy Cheopsa (oraz co można pod nimi znaleźć)

    Samo to trąci bullshitem na odległość kilometrów.

    - zawierają uniwersalne prawa rządzące wszechświatem

    Jak to "zawierają"? Jeszcze rozumiem, gdyby o nich wspominały (ale jak sądzę nic o Orloeg nie mówią)... albo je opisywały. Ale jak mogą "zawierać" uniwersalne prawa? Wszechświat cały się, z nami włącznie w tych tablicach mieści? ...

    Nie wszystko, co brązowe pod krzakiem to butelka po piwie. Nie wszystko złoto co się świeci. Nie każda ciekawie brzmiąca bzdura ma cokolwiek wspólnego z rzeczywistością. A uwsteczniający intelektualnie zespół osobowości ezoterycznej, już diagnozowany i leczony w Stanach, niekiedy nie tylko w formie otwartej psychoterapii, ale i w lecznictwie zamkniętym, zaczyna najwyraźniej zbierać żniwo i w Polsce.

    Współczuję...

    2

  2. To samo dotyczy np. spożywania rzodkwi i wszelkich warzyw "siarkowych" - rzodkiewek, kalafiora, kapusty itd. Wszystkich w zasadzie z rodziny Krzyżowych. Zwłaszcza na surowo,szkodzą żołądkowi w stanach nadkwaśności, natomiast gotowane obciążają wątrobę. Co nie znaczy, że nie należy ich jeść, są bardzo pożywne i zdrowe, ale dla zdrowego organizmu.

    Woda natomiast niekoniecznie musi być przegotowana, może to być niskozmineralizowana i niegazowana woda mineralna.

    1

  3. Ja paliłam przez prawie 20 lat, pod koniec ponad półtorej paczki dziennie. Myślę, że sprawa rzucenia jest wyłącznie kwestią motywacji i siły woli w realizacji założonych celów. Oczywiście, fizjologiczne uzależnienie też gra tutaj rolę, ale w końcu po to mamy intelekt, wolę i jej siłę, żeby stosując ją panować nad instynktami, a pęd uzależnionego organizmu do zapalenia mieści się właśnie na poziomie instynktów, popędów... Jasne, to może być u mnie sprawa uwarunkowana rodzinnie, śp. dziadek z dnia na dzień rzucił po paleniu przez 50 lat 60 papierosów dziennie, mama po 40 latach palenia dwóch paczek. Ale nie uważam się za w żaden sposób lepszą w tej kwestii od innych, skoro ja mogłam, sądzę, że może każdy.

    Szept ma rację zresztą - pierwszym krokiem może być zmiana nastawienia - mogę, ale nie muszę; skoro nie muszę, to mogę ale nie chcę... Ostatni raz paliłam na sylwestrowej imprezie, po paru miesiącach popalania towarzysko średnio jednego papierosa w tygodniu i nic a nic mnie do dymu nie ciągnie. Nie muszę palić, chcę to sobie zapalę raz na jakiś czas (bo po etapie ostrego rzucania i nikotynowstrętu, przestałam też demonizować fajki jako zło i truciznę, wychodzę z założenia, że wszystko jest dla ludzi, jeśli się ma nad tym kontrolę), nie chcę to nie palę miesiącami.

    Jeśli nie lukrecja - to zawsze może być papieros elektroniczny, nie ma w nim przynajmniej substancji smolistych i mnóstwa innych trucizn, pozostaje tylko ta podstawowa i najbardziej uzależniająca - nikotyna. Znam osoby, które etap rzucania wspomagały takim w pewnym sensie samooszukiwaniem i działało to u nich lepiej niż inne substytuty nikotynowe, bo zachowany był "rytuał" zaciągania się i wydychania widocznego kłębka pary. Jedna z tych osób pozostała przy elektronicznym kurzeniu (oszczędzając jednak sporo kasy i zdrowia), druga już nie używa symulatora i nie pali.

    Ellie, jeśli naprawdę chcesz rzucić palenie, a nie tylko spróbować czy to może się udać, to może spróbuj umówić się z jakimś swoim przyjacielem czy inną bliską osobą, że rzucacie razem. To naprawdę pomaga. Będziesz miała wrażenie, że każdy Twój niezapalony papieros jest niezapalonym papierosem kogoś Ci bliskiego... takie sprzężenie zwrotne mocno działa.

    Ewentualnie możesz użyć pewnej wariacji tego, co ja zalecam ludziom w kompletnym dołku, na których nie działają żadne rozsądne argumenty - "uważasz że nie masz po co żyć - żyj na złość tym, których nie znosisz" => Uważasz, że trudno ci rzucić palenie - pokaż tej cholernej francy Hrefnie, że nie jest w niczym od Ciebie lepsza - w rzucaniu palenia też ;)

    W każdym razie szczerze życzę powodzenia w odstawianiu fajek.

    1

  4. Atheo, nareszcie ktoś postanowił coś z tym zrobić. Gratuluję. Nie jestem jedną z jego ofiar, choć o jego praktykach sporo słyszałam. Natomiast niezwykle mierzi mnie fakt, że ten pan jest adminem jednego z największych polskich for ezoterycznych i stara się tam dbać o "etykę wypowiedzi"... Może zamieść ten apel też na Bycie Zbiorowym? Tam też mogą znaleźć się osoby poszkodowane.

    Życzę powodzenia, gdybym w jakikolwiek sposób mogła pomóc w Twojej inicjatywie (choć chyba niewiele mogę zdziałać), nie wahaj się napisać. Trzymam kciuki.

    1

  5. A po co? Nie chcesz palić - przestajesz i kropka. Niepotrzebne do tego żadne medytacje i mudry. Decyzja i jej dotrzymanie, w tym rzecz. Tylko trzeba być pewnym podejmowanej decyzji. Problemem jest wytrzymanie pierwszego tygodnia - 10 dni - pierwszego i podstawowego odtrucia organizmu. Drugim - pęd do żarcia słodyczy, kiedy się już rzuciło.

    Jedyna rada - staraj się być ciągle czymś zajęta. Czymkolwiek. Czytaniem, tworzeniem czegoś, pisaniem, po prostu nie zostawiaj sobie kompletnie bezczynnych chwil. Bardzo sprawę ułatwia również, jeśli w tym samym czasie rzuca palenie ktoś dla Ciebie ważny, wtedy wytwarza się mechanizm sprzężenia zwrotnego - Ty nie palisz i ten ktoś też nie pali, wspieracie się w tym wzajemnie. Nawet na odległość.

    Kiedyś paliłam półtorej paczki dziennie, potem z dnia na dzień rzuciłam, nie stosując żadnych wspomagaczy i nie paliłam wcale. Potem znów zaczęłam, w ogromnie stresującym i trudnym emocjonalnie momencie, przy czym trochę"na złość' i znów rzuciłam. Teraz jestem na takim etapie, że czasem zapalę sobie papierosa dla przyjemności, ale bywa, że i tygodniami i miesiącami nie palę - i nie odczuwam w ogóle takiej potrzeby. Organizm przestał się domagać nikotyny, a umysł ją demonizować, wszystko jest dla ludzi, jeśli ma się nad tym pełną kontrolę i nie "musi" się palić.

    Tak czy siak życzę powodzenia w rzucaniu.

    0

  6. Dolegliwości tarczycy raczej nie powodują bólu gardła. Bliskość tego narządu gardłu na to nie wpływa. Natomiast jak najbardziej zgadzam się z przedmówczynią w kwestii wykonania odpowiednich badań. Przede wszystkim należałoby z owego bolącego gardła pobrać wymaz na antybiogram, bo może to być bakteryjne zapalenie, prowadzące do anginy, która właściwie nie wyleczona (a w zasadzie nie ona sama, a powodujące ją drobnoustroje) może prowadzić do poważnych powikłań, z zapaleniem osierdzia lub wsierdzia i nieodwracalnym uszkodzeniem serca włącznie.

    2

  7. Działanie. Aktywność. Zmienianie rzeczywistości czynem. Wyznaczanie sobie realnych, krótko-i długoterminowych celów i uporczywe dążenie do ich osiągnięcia, bez zwracania uwagi na przeciwności i bez ezoterycznych wspomagaczy. Dobremu sportowcowi doping jest zbędny, komuś umiejącemu żyć wszelka ezoteryczna pomoc nie jest do niczego potrzebna.

    0

  8. Ja nie wierzę w istnienie absolutu :D - wierzę raczej w istnienie pierwotnego prawa przyczynowości, kompletnie nieosobowego. Samo użycie słowa "świadomość" jest już zresztą antropomorfizacją - pewne uporządkowanie i samo działanie przyczynowości nie musi z żadną świadomością się wiązać.

    0

  9. Jeśli mam wierzyć w istnienie centr energetycznych w organizmie, to będą to raczej węzły akupunkturowe. W istnienie popularnych ezoterycznie czakr, tych 7, 9 lub 11 w zależności od systemu zwyczajnie nie wierzę.

    Samo uprawianie magii natomiast nie ma moim zdaniem nic wspólnego z jakąkolwiek energią. Używa się po prostu konkretnych środków, bazując na konkretnej konstrukcji świata i wykorzystując jego stan w danym momencie, by nagiąć Los, spowodować zrealizowanie się tej z licznych wersji przyszłości, która nam w danym momencie odpowiada, łączy się z realizacją konkretnego celu lub nie doprowadzić do realizacji takiej, którą uważamy za niewłaściwą. Bez łamania praw przyczynowości czy prawdopodobieństwa - umiejętne zastosowanie magii maksymalizuje, istniejące i tak, prawdopodobieństwo wystąpienia konkretnej sytuacji lub je minimalizuje. Wiąże się to z konstrukcją Sieci Losu czy też Sieci Życia i mechanizmami jej działania.

    Słowo "energetyka" natomiast kojarzy mi się wyłącznie z elektrowniami ;)

    0

  10. Pozytywne też należy kontrolować, chyba że chce się zostać obrzyganym, np. pchając się z sympatią tam, gdzie jest niechciana.

    Wszelkie emocje, które pojawiają się samoistnie i wzbudzanie ich w sobie czy "żywienie" jest bezsensem, należy kontrolować. To narzędzie. A każde narzędzie należy stosować z umiarem.

    Choć abstrahując od wszystkiego, przecież i tak są tylko grą hormonów i neuroprzekaźników. Mimo to, będącą nośnikiem siły życiowej. Pamiętajmy, że jakakolwiek emocja, każda, jaka by ona nie była, jest tej siły wyrzutem. Dlatego ja np. równie jak lubiana, a może bardziej jeszcze, lubię być znienawidzona czy obiektem niechęci - bo ją o wiele łatwiej wywołać, a odfiltrowanie treści niesionej z adresowanymi ku nam emocjami nie jest żadną trudnością ani problemem - pozostaje czysta siła, której można dla swoich dowolnych potrzeb użyć, wzmacniając nią własną siłę życiową, co może np. bardzo pozytywnie wpłynąć na siłę przebicia czy napęd do realizacji stawianych sobie celów.

    Bycie obiektem niechęci jest zresztą o wiele zabawniejsze niż bycie obiektem sympatii. Czy nie zabawnie jest przyglądać się, jak ktoś w swojej niechęci ku nam się napina i szuka coraz to nowych sposobów dogryzienia, podczas gdy to zachowanie nie robi na nas żadnego wrażenia, a w dodatku po odłączeniu od samej emocji jej treści i znaczenia, dodaje nam tylko sił?

    Tak czy siak, jestem zwolenniczką zdrowej obojętności wobec innych i tłumienia jakichkolwiek emocji w kierunku ludzi, których w żaden sposób wzmacniać nie chcemy.

    0

  11. Ale ja w ogóle nie rozumiem, po co KARMIĆ jakiekolwiek emocje - one są lub ich nie ma. Pojawiają się lub nie. Zarówno pozytywne, jak i negatywne. Nie widzę potrzeby karmienia ich - kiedy są - są, kiedy znikają - nie ma ich.

    Chyba że ktoś jest zwolennikiem wszechsympatii i wszechmiłości, od których tylko wymiotować można bo wszystko w nadmiarze jest obrzydliwe - choć lepsze jest określenie angielskie - disgusting.

    0

  12. Podobnym katalizatorem są emocje negatywne, równie potrzebna i ważna składowa naszego życia emocjonalnego. Nie zapominajmy o nich i nie wyrzekajmy się ich zbyt pochopnie. Do pełni istnienia niezbędna jest równowaga, w której emocje negatywne mają miejsce tak samo znaczące, jak pozytywne. Przydają się i w afirmacji, do odpychania od nas rzeczy niepożądanych.

    0

  13. Uporanie się ze strachem rozumiem. Ale czy ktoś może podać jeden sensowny powód, dla którego należałoby porać się z niechęcią do jakiejś innej osoby? Zazwyczaj taka niechęć, zwłaszcza ta "od pierwszego wejrzenia" jest konstruktywna, jest emocją ostrzegającą nas, że danej osobie nie warto ufać, co się zwykle potwierdza w miarę rozwoju znajomości.

    Nie dajmy się zwariować, mamy takie samo prawo do darzenia ludzi, zwłaszcza takich, którzy swoim postępowaniem na to zasłużyli, niechęcią czy nawet nienawiścią, jak do darzenia innych sympatią i miłością... Zarówno na pozytywne, jak i na negatywne emocje trzeba sobie jakoś zasłużyć, większość ludności świata jest nam przecież obojętna...

    1

  14. Dla mnie mimo wszystko są to metody obce mojej mentalności. Zewnętrzne. Jest problem - rozwiązuje się go samemu, z przyjaciółmi, albo idzie do specjalisty.

    Globalnemu multi-kulti, również, a może zwłaszcza w dziedzinach ":duchowych" mówię stanowcze nie, bo przez nie zatraca się własną odrębność i tożsamość.

    0

  15. Jeśli chodzi o model celtycki, zajmowali się tym druidzi. Jeśli chodzi o germański, nie było w zasadzie jakichś wyznaczonych w tym celu grup społecznych. MÓGŁ każdy, jeśli umiał i miał ku temu predyspozycje. Tyle że nie każdy to potrafił, nie każdy się tym zajmował, a samo zajmowanie się magią niejednokrotnie stawiało po prostu poza nawiasem społeczności (np. jak w wypadku Thorbjorg z Sagi o Eryku Rudym - lokalne grupy korzystały z jej usług w konkretnych celach, zapraszały ją by wykonała jakąś usługę - w Sadze opisane jest jej przewidywanie plonów w danym roku), gościły z szacunkiem, ale w gruncie rzeczy do żadnej społeczności nie przynależała... Jeśli ktoś coś potrafił, robił to, czy dla siebie czy dla innych, a inni korzystali z jego usług. I jak to zawsze z magią bywa, w pewien sposób stawał się samotny wśród ludzi.

    Ale to jak z rzemiosłem - ktoś był dobry w tym, co robił - inni zamawiali jego usługi. Ktoś lepiej od innych robił buty, gliniane naczynia lub groty do strzał, lepiej barwił tkaniny, inni zamawiali jego usługi. Ktoś warzył lepsze niż inni piwo - inni zamawiali jego usługi. Choć buty, groty, naczynia, tkaniny czy piwo były robione w każdym gospodarstwie.

    Istniało też zawsze ryzyko - zamówione działanie nie powiodło się, zaczynały wydarzać się jakieś nieszczęścia, jak choćby nieurodzaj - wtedy huzia na taką osobę, niezależnie od tego, że ten nieurodzaj być może i przewidziała. Jeśli trzeba było znaleźć winnego jakichś niepowodzeń - zawsze najpierw szukano winnych wśród takich znajdujących się na pograniczu społeczności ludzi zajmujących się rzeczami obcymi większości. Zwykły mechanizm - inność i niezrozumiałość w konkretnych okolicznościach wywołują agresję.

    Ale o co mi chodzi - w kulturach natywnej Europy nie było czegoś takiego, jak medytacja dla medytacji, wsłuchiwanie się w siebie itd. Bo było zbędne. Kto potrafił, miał ku temu jakieś predyspozycje, zajmował się magią. Choć nie zawsze zajmował jakieś tam "stanowisko" temu przeznaczone...

    2

  16. Dlatego narzędzia należy wybierać z sensem,..

    A kontekst kulturowy - owszem, obejmuje religię. Ale nie zamyka się na niej tylko - wiąże się z pryzmatem, przez jaki twórcy konkretnego narzędzia, kultura, która je wyworzyła i stosowała, postrzegali konstrukcję świata i mechanizmy nim rządzące. Dlatego bez przyjęcia takiego pryzmatu, narzędzie będzie miało ograniczoną skuteczność.

    Przykład - bez świadomości - i to organicznej, nie intelektualnej, sposobu działania Sieci Życia czy Sieci Istnienia, żadne metody/narzędzia jej modyfikacji nie zadziałają właściwie... runy, ogham, węzły, przędzenie czy tkanie - jeśli stosowane bez świadomości, jak i na co wpływają, jeśli poskutkują, to zwykle zupełnie niezgodnie z założeniem stosującego je... a świadomość sposobu tego wpływu i sposobu działania tego, na co się wpływa, wynika właśnie z przyjęcia pełni danego kontekstu kulturowego, nie tylko intelektualnie, ale po prostu calościowo... to organiczne przyjęcie działa trochę tak jak przy prowadzeniu samochodu, gdybyś za każdym razem musiała myśleć, czy już masz wrzucić trzeci bieg i że musisz w tym celu nacisnąć sprzęgło, i zastanawiała się, jaki gest dźwignią zmiany biegów wykonać, daleko byś nie zajechała... ucząc się tego, używasz intelektu, ale kiedy już złapiesz zasadę działania i stosujesz ją w praktyce, następuje to już organicznie właśnie. Idąc za tym obrazkiem, ezoteryka jest trochę jak automatyczna skrzynia biegów, niby działa, ale to nie jest tak naprawdę Twoje własne działanie...

    Co do zachodnich metod - popełniłam kiedyś na ezoforum post o utisecie, po padzie foruma odzyskany z kopii google, Żeby nie powodować zbędnego ruchu u nich, zacytuję sama siebie - może nieco o tej metodzie opowie - ale problem z takimi metodami jest właśnie taki, że w oderwaniu od systemu z którego pochodzą, są puste, niezrozumiałe i skuteczne tylko na zasadzie placebo.

    W każdym razie ten kawałek o utisecie, który wyjściowo pojawił się tam w jakiejś dyskusji w temacie nekromanckim, więc jest nastawiony głównie na wykazanie różnic, choć nie tylko:

    Post odzyskany z kopii Google - fragment dyskusji z Adrianem_Blake w dziale dotyczącym nekromancji. Utiseta nie jest natomiast metodą nekromancką, a metodą aktywnej medytacji.

    Utiseta to mówiąc w maksymalnym uproszczeniu połączenie z naturą. Ze światem wokół, tym materialnym i tym mniej. Otwarcie się na wszystko dookoła i pozwolenie, by przez nas przepływało. Na rozstajnych drogach, najlepiej na świeżo zdartej, krowiej skórze jezyk.gif - chociaż dzisiaj i bez niej się udaje, ważne jest, żeby praktykować ją w miejscu granicznym - rozstaje, granica lasu i pola, brzeg morza, skalny występ, miedza etc. Jest wstępem do rozmaitych działań, również nekromanckich, jeśli zachodzi taka potrzeba. Do działań magicznych albo dywinacyjnych; służy wprowadzeniu się w pewien konkretny stan zjednoczenia ze światem, który umożliwia działania i twórcze i - że tak głupio powiem, odbiorcze.

    Opis utisety, jeśli chodzi o "twarde" źródła, znajdziemy między innymi w XIII-wiecznej Maríu Saga (http://archive.org/s...kngoog_djvu.txt). Wspominana jest też w norweskich wczesnośredniowiecznych prawach chrześcijańskich, gdzie oczywiście się jej zakazuje - Gulathingslov (http://de.wikipedia....i/Gulathingslov) i Nyere Gulathings-Christenret, a także w zbiorach praw islandzkich z tego okresu. I jest to działanie magiczne, charakterystyczne dla tradycyjnej i rekonstrukcyjnej magii germańskiej. Słowo oznacza przede wszystkim siedzenie na zewnątrz. Można ją określić jako jedną z metod wędrówki/podróży między światami, zaglądania za Zasłonę Światów (i synonimy tego działania). Szeroko i bardzo szczegółowo, zarówno w aspekcie źródłowym, jak i praktycznym sprawa była omówiona przez niejakiego Ulfa na ostatnim DWP (http://dwp2011.blogspot.com/), w sierpniu ubiegłego roku pod Ślężą. Niestety, nie ma na sieci chyba treści jego wykładu, a wielka szkoda, bo omówił tę praktykę naprawdę wyczerpująco.

    Sprawa jest o wiele szersza niż w skrótowym tekście podanym na asatru.com.pl. Jeden z jej aspektów zna na przykład tutaj: http://www.northerns...meditation.html - chociaż ten punkt widzenia jest dla odmiany mocno uezoteryczniony, jednakże wskazuje na pewne punkty zbieżne z druidzką praktyką wewnętrznego gaju, w kwestii pragmatycznej praktycznie z nią tożsamą. Chyba muszę opracować tekst spod tego linka na potrzeby mojej strony, żeby znalazła się w sieci polskojęzyczna alternatywa dla spłycającego tekstu na stronie asatru.

    Ważny aspekt utisety jest poruszony w tym fragmencie tekstu:

    The first road of the Eightfold Path, and the one that is the simplest, the most popular, and the mainstay of nearly every spirit-worker is the Path of Meditation. It is traditionally also called the Path of Breath, as breathing and oxygen control are important elements in mastering this path. In the northern tradition, we call it Utiseta, which literally means "sitting-out". This gives us the traditional image of the spirit-worker going to a quiet and lonely place, usually far from habitation, and meditating in order to commune with Gods and wights, or do magical work on a nonphysical plane.

    Utiseta can, in some cases, become "faring forth", or "journeying", which are both northern-tradition terms for what is modernly referred to as "astral projection". This occurs when a specific part of the soul leaves the body and travels to Otherworlds (or to other places in this world) while still being connected to the physical form. Journeying, and how to do it, is covered fairly thoroughly in Pathwalker's Guide To The Nine Worlds, the second book in the Northern-Tradition Shamanism series, so it's wise for the would-be journeyer to pick that one up.

    Jeśli wolicie po niemiecku - proszę bardzo, kolejny link: http://www.asentr.eu/utiseta.htm - jednak zwróciłabym uwagę na to, że na tej stronie autorzy tekstu powołują się na Edreda Thorssona, który w zasadzie nie jest godnym polecenia autorytetem w kwestii magii germańskiej.

    Teraz dalej po angielsku:

    Materiał o utisecie wśród innych technik stosowanych w germańskiej magii znajdziemy też tutaj: http://www.vikingans...om/seidhr.shtml

    Trochę znajdzie się i tu, generalnie w temacie volv: http://en.wikipedia.org/wiki/Utiseta

    Kolejny opis, bardzo uproszczony, od strony praktycznej znajdziemy tu: http://home.earthlin.../Uti%20Seta.htm

    W omówieniu Voluspy (http://www.nordic-li...nmh/voluspa.htm) z kolei znajdujemy taki króciutki fragment dotyczący utisety:

    28.

    "She" is the völva herself (Auden & Taylor translate directly by "I").

    One way of practicing the seidr is called "utiseta" i.e., "outside sitting". The völva is certainly saying that she was practicing this form of seidr when Óðinn came to her. This is a solitary practise, as opposed to the public practise on a wooden platform.

    Z punktu widzenia naukowego, historycznego głownie, obszerny fragment o utisecie znajdziemy w tej książce: http://books.google....utiseta&f=false - link powinien, mam nadzieję doprowadzić do miejsca, w którym jest o niej mowa i podświetlić wyszukiwane słowo, tutaj niestety nie daje się skopiować fragmentu - ale wklejam link do screenshota [nie wiem czemu forum nie chce zgodzić się na wklejenie obrazka, może za duży]:

    http://img401.images...769/utiseta.jpg

    Teraz jeszcze urywek ze Skadi forum (http://forums.skadi....ead.php?t=32427) [<= link tymczasem zdążył umrzeć], odnoszący się generalnie do zaklęcia merseburskiego odwołującego się do Dis (o Disach nie ma potrzeby tu szerzej wspominać, wklejam jedynie dlatego, że w objaśnieniu wzmiankuje się też o utisecie):

    Two charms, dated from the 10th century, and written in Old High German, have been found hidden in the wall of a church in Merseburg, in Germany, where their name comes from, the Merseburg charms ("Merseburger Zaubersprüche"). The first of these charms evokes the Disir:

    Original text in Old High German

    Eiris sazun idisi, sazun hera duoder.

    suma hapt heptidun, suma heri lezidun,

    suma clubodun umbi cuoniouuidi:

    insprinc haptbandun, inuar uigandun!

    Once the Idisi [Disir] sat, sat here and there

    Some hefted fetters [on the enemy], some stopped the host [of the enemy]

    Some loosened the fetters.

    Jump the bonds, escape from the ennemies!

    This text, in spite of its conciseness, covers three extremely important themes.

    The first one is the fact that the Idisi are described as seated. This detail, that is mentioned twice, must be important. If we remember that a Nordic shamanic shape, called "utiseta", that is to say, "seated outside" is practiced in this way, it is certainly possible that the shamanic powers of the Idisi are being emphasized in the charm.

    Dalej: (http://www.archive.o....nthor_djvu.txt)

    A peculiar kind of magic was that called ' sitting out ^

    (utiseta, at sitja liti), which consisted in sitting out at

    night, and by certain magical proceedings, which are no

    longer known, though oftenest with ^ galder,^ summoning

    forth trolls, or raising the dead, for the purpose of interro-

    gating them ^.

    Jak każda praktyka wędrówki między światami, również utiseta czy wewnętrzny gaj wiążą się z pewnymi zagrożeniami - swego czasu popełnilam pewien artykulik tego dotyczący (jest obecnie i na tym forum), jednakże ponieważ nie dotyczy spraw czysto (wybacz neologizm) heatheńskich nie znalazł się na mojej stronie poświęconej stricte tematyce religijnej. Jest zarchwizowany i wrzucony też na forum konkurencyjne (http://ezodar.pl/ind...aczania-miedzy/). ,+ czyli na nasze forum oczywiście jezyk.gif

    Dobra, jeszcze jeden fragment, ze źródeł asatru.com.pl, konkretnie stąd: http://asatru.com.pl...it=utiseta#p153

    Z tym ze Utiseta to, ze tak to okresle, wyzsza szkola jazdy. Zakopywanie jest technika "bierna", co wcale nie znaczy ze bezpieczniejsza, Utiseta zas aktywna. Jest rodzajem medytacji zewnetrznej, tzn. otwierasz sie na zewnatrz na to co Cie otacza, stajesz sie jednoscia z otaczajaca sie natura - cialo pozostaje tam gdzie jest, a duch wedruje po swiecie czy tez swiatach. Ale na takie wedrowki trzeba juz byc odpowiednio przygotowanym.

    To tak w skrocie usmiech.gif

    Dodac jeszcze wypada, ze najlepsze wyniki osiaga sie siedzac noca na rozstajnych drogach w lesie, na swiezo zdartej krowiej lub konskiej skorze - tak przynajmniej twierdza zrodla :twisted:

    Żeby nie było, że sobie tę krowią skórę i rozstajne drogi wymyśliłam jezyk.gif - autorem postu jest wspomniany wcześniej Ulf.

    Druidzka metoda gaju, jest wspomniana z kolei w tym miejscu na naszym forum, gdzie szeroko swego czasu opisywałam celtycki system żywiołów - Duile - gdzieś w temacie o magii żywiołów, ale jakoś nie mogę znaleźć teraz tego miejsca. Gdzieś jest...

    a tu ten fragment książki jako załącznik, skoro nie dało się go wstawić jako zwykły obrazek:

    post-721-0-23523700-1356188127_thumb.jpg

    2