Hrefna

Użytkownicy
  • Zawartość

    545
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Hrefna


  1. W tej chwili pozycjonowanie, przynajmniej w googlu, jest loterią. Google kompletnie zmieniło silnik - i pozycja w TEJ wyszukiwarce, a nie oszukujmy się, jest w zasadzie monopolistą, zależy od działań użytkowników. Nie od tego, kto ile razy co linkuje (czyli odpowiednik impact factora przestał działać), a raczej od tego, ilu użytkowników kont google daną stronę poleci... Dobrym pomysłem wspomagającym promowanie stron jest zainstalowanie dodatku do przeglądarki (Mozilla albo Chrome) pod nazwą "Przycisk Google +1" - albo olanie monopolisty i zdanie się na los...

    0

  2. Chyba właściwe określenie. W sumie definicja Kraiga też jest dobra.

    Ja bym zdefiniowała magię jako umiejętność powodowania zmian w rzeczywistości (zgodnie z definicją przytoczoną przez O&M) metodami niemierzalnymi przy użyciu współczesnych narzędzi naukowych. Między innymi poprzez umiejętne zastosowanie/wykorzystanie rządzących wszechświatem praw i z wykorzystaniem stanu świata w momencie podejmowania danego działania. ALE żeby dane działanie można było nazwać magicznym, zastosowany sposób musi przynosić zamierzony skutek z częstością znamienną statystycznie.

    4

  3. Seks po polsku prawidłowo pisze się przez "ks", a nie "x". A fleksja harmonii w użytym przez Ciebie przypadku kończy się podwójnym "i" a nie pojedynczym.

    "Sobie Samym" - czy to nazwa własna?

    Brak uszanowania zasad pisowni własnego języka oznacza brak szacunku do wszystkich, którzy wypowiedź, w której kompletnie olewa się zasady prawidłowej polszczyzny będą czytać. Co jest szczególnie zabawne i trącące hipokryzją u kogoś, kto do szacunku nawołuje.

    Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać. Rzygać mi się chce od tego bełkotu pełnego zupełnie bez sensu używanych wielkich liter i kompletnej pogardy dla poprawności językowej. Ohyda.

    1

  4. Inteligencji nie da się zmienić (przynajmniej nie w trakcie życia). Człowiek, który urodzi się tępy, aż do śmierci pozostanie tępy bez względu na to ile wiedzy posiądzie. Oczywiście jeśli się rozwija, to w przyszłym życiu może być bardziej inteligentny.

    Nie wiem, czy istnieją przyszłe życia, wolałabym żeby ich nie było, jedno jest aż nadto wystarczające. Ale podobnie jak można np. kształcić słuch muzyczny (dość upierdliwe zajęcia w szkołach muzycznych, ale w swojej upierdliwości bardzo skuteczne), podobnie można rozwijać inteligencję. Osoba o niskiej inteligencji wrodzonej orłem się nigdy nie stanie, ale pojęcie inteligencji nabytej jest jak najbardziej sensowne.

    2

  5. Gurdżijew traktuje Kundalini jako bufor, coś, co wzmacnia zwykłą automatykę ludzkich działań i wzmacnia wszelkie nakładki na ludzką esencję. Czyli generalnie umożliwia stale przebywanie w stanie transu, braku przytomności, braku świadomości.

    Jest klasykiem ezoteryki, to przedrewolucyjna Rosja.

    Natomiast samo pojęcie kundalini nie jest buddyjskie, a hinduistyczne i wiąże się z śiaktyzmem i praktykami tantrycznymi. A jej przebudzenie ma teoretycznie prowadzić do samorealizacji, samospełnienia. Gurdżijew uważał, że wszelkie tego rodzaju dążenia, również samorealizacja, są podejmowane w stanie hipnotycznym, wynikają z automatyzmu,a po uwolnieniu się od niego przestają mieć znaczenie. Buddyjskie odwołania do Kundalini sprowadzają się jedynie do uznawania jej za ośrodek ciepła:

    Buddyjscy lamowie z Tybetu znani są z praktyk tumo dających odporność na niskie temperatury z pomocą skupienia i koncentracji na ognistej mocy kundalini.

    Dla mnie jest to koncept obcy kulturowo i obecnie całkowicie obojętny, podobnie jak czakry, w tym wypadku w ujęciu hinduistycznym, zajmowałam sie tym swego czasu jedynie ze względu na syzyfową pracę odsiania ciekawych i w sumie nowatorskich, całkowicie rożnych od popezoteryki i teozofii rozwijającej się w tym samym okresie, nauk Gurdżijewa od tego, jak zaciemnili (i zamotali z teozofią właśnie i popularną ezoteryką) je późniejsi naśladowcy, czyli z czysto intelektualnego punktu widzenia, natomiast mimo wszystko przy pracy z Kundalini należy zwrócić uwagę na jedno (http://pl.wikipedia.org/wiki/Kundalini):

    Kundalini uważana jest za wewnętrzną personifikację mocy kosmicznej Bogini, żeńskiego pierwiastka Boga, absolutu. Uważa się, że podstawową metodą rozwoju kundalini jest nabożne uwielbienie, cześć, adoracja Bogini w jakiejkolwiek postaci, stąd hinduizm zawiera bardzo wiele ludowych form Bogini o lokalnym znaczeniu. Tantryzm, zarówno śiwaizm, jak i śaktyzm, używa określenia kundalini-śakti, podkreślającego związek mocy duchowej z żeńskim pierwiastkiem boskości, Boga czy absolutu. Nauka o ćakrach ściśle związana jest z ideą kundalini-śakti.

    W związku z tym działanie z Kundalini nie jest to tylko pracą ze sobą i (tfu, tfu) rozwój duchowy, ale jest także odwołaniem się do konkretnego bóstwa z konkretnego panteonu. Czyli wiąże się z konkretną kulturą (znowu!), zatem, żeby we właściwy sposób się do niej odnieść, konieczne jest przyjęcie pryzmatu kulturowego, uznanie konkretnej mentalności za własną, inaczej będzie to tylko marne naśladownictwo. O czym oczywiście, jak zazwyczaj w takich wypadkach współcześni ezoterycy zapominają, wyjmując coś z natywnego kontekstu i przypisując temu własne, oderwane od źródła znaczenia.

    a Osho, to współczesna popkulturowa ezoteryka... taki Coelho dla nieco mniej ograniczonych umysłowo.

    0

  6. Dobra, jak dopadnę"Fragmenty Nieznanego Nauczania", które komuś pożyczyłam i nie pamiętam komu, przedstawię punkt widzenia Gurdżijewa. Albo moment, pisałam kiedyś o tym eseik...

    No to cytaty z "Fragmentów Nieznanego Nauczania" Uspieńskiego z moim komentarzem. Sprzed ośmiu lat wprawdzie, ale moje zdanie niekoniecznie się w tej kwestii zmieniło, albo nie na tyle, żebym nie mogla siebie zacytować :p

    "W tak zwanej literaturze okultystycznej spotkaliście się zapewne z wyrażeniami Kundalini, ogień Kundalini. Często używa się tego wyrażenia do oznaczenia pewnego rodzaju dziwnej, obecnej w człowieku siły, którą można rozbudzić. Ale żadna z istniejących teorii nie daje właściwego objaśnienia siły Kundalini".

    Dzisiejsi komentatorzy Uspieńskiego i Gurdżijewa odcinają się od tego określenia, nazywają tę siłę Kundabuferem, w nawiązaniu do znaczącej dla tej szkoły teorii zderzaków, które obecne w naszej osobowości, a więc nakładce na esencję, na to czym jesteśmy, utrudniają lub wręcz uniemożliwiają przebudzenie bez pomocy z zewnątrz. O ułatwiaczach i ułatwieniach budzenia będzie dalej, czy wrócę do zderzaków - jeszcze nie wiem. Uspieński mówiąc o nich podaje rzeczy oczywiste w sposób bardzo zawikłany. Grunt, że nie wiadomo dlaczego, współcześni Gurdżijewowcy nie używają określenia Kundalini, choć się do niej odwołują. Być może nie chcą wywoływać fermentu lub obrażać okultystów? Nie mam pojęcia.

    "Niekiedy wiąże się ją z seksem, z energią seksualną, to znaczy z ideą możliwości użycia energii seksualnej do innych celów. To stwierdzenie jest całkowicie błędne, ponieważ Kundalini może znajdować się w czymkolwiek. A zwłaszcza w rozwoju człowieka nie jest ona niczym pożądanym ani pożytecznym. To bardzo ciekawe, jak ci okultyści dobrali się do słowa, którego znaczenie całkowicie zmienili i z rzeczy bardzo niebezpiecznej oraz przerażającej uczynili coś, na co powinno się mieć nadzieję i czego powinno się oczekiwać niby błogosławieństwa".

    Określenie "przerażająca" jest tu moim zdaniem przesadą. Zapewne użytą celowo, dla wzmocnienia przekazu. Nie może być przerażającym coś, co jest w ludzką naturę wbudowane. Ale jest niedobre i należy to w sobie przemóc. Dlaczego? Otóż:

    "W istocie Kundalini jest mocą wyobraźni, mocą fantazji, która zajmuje miejsce rzeczywistej funkcji. Kiedy człowiek zamiast działać śni, kiedy jego sny zajmują miejsce rzeczywistości [a więc u większości niepracujących nad własnym rozwojem ludzi], kiedy człowiek sobie wyobraża, ze jest orłem, lwem albo czarodziejem [patrz poprzedni lekturowy komentarz], to jest działająca w nim siła Kundalini. Kundalini może działać we wszystkich centrach i za jej pomocą wszystkie centra mogą zaspokajać się tym co urojone, zamiast tym co rzeczywiste. Owca, która uważa się za lwa lub czarodzieja, znajduje się we władzy Kundalini.

    Kundalini jest siłą, która została ludziom dana po to, by ich utrzymywać w ich obecnym stanie. Gdyby ludzie rzeczywiście potrafili dostrzec swoje prawdziwe położenie i zobaczyć, jak jest ono przerażające, to nawet przez jedną sekundę nie mogliby pozostać tam, gdzie się właśnie znajdują. Zaczęliby szukać drogi i szybko by ją znaleźli, bo droga wyjścia istnieje; ludzie jednaknie mogą jej dostrzec po prostu dlatego, że są zahipnotyzowani. Kundalini jest siłą, która utrzymuje ich w stanie hipnozy".

    "Przerażające położenie"... Cóż, moim zdaniem to kolejne wzmocnienie. Większość ludzi śpi, z tym snem jest im dobrze i nie ma w tym nic przerażającego. Podejrzewam, że Uspieński/Gurdżijew użyli tego mocnego określenia, bo ich przekaz przeznaczony był dla tych, którzy zaczęli już się rozwijać, dla grupy [Czwarta Droga Gurdżijewa zaklada pracę w grupach - przypis obecny]. Miało to chyba stanowić motywację do jeszcze bardziej zaangażowanej pracy. I bez takiego straszenia - ja chcę się obudzić, kilkakrotnie doświadczyłam stanów bliskich przebudzeniu, wiem już jak smakują. Choć na początku trudne do zniesienia, uaktywniają wbudowane w nas możliwości, jak świadoma telepatia, czy kontrola pracy własnych narządów. A wiele prowadzących do tego dróg opiera się na tych samych metodach.

    Cytuję wyrwane z kontekstu urywki "Fragmentów Nieznanego Nauczania". Ale na całe to dzieło składają się wyrwane z dużo szerszej, niepublikowanej całości ustnego przekazu fragmenty nauk i wypowiedzi Gurdżijewa. Dla wyjaśnienia: ostatni cytowany fragment, mówiący o utrzymywaniu nas w stanie hipnotycznym nie odnosi się do jakiejkolwiek zewnętrznej siły - jest obrazkiem ułatwiającym osobom mało zaawansowanym zrozumienie o czym mowa. Wszystkie nasze ograniczenia są w nas samych. I tylko od nas zależy czy je pokonamy. Nie ogranicza nas nic z zewnątrz - sami siebie tłumimy i często nie zdajemy sobie z tego sprawy i nie widzimy potrzeby usunięcia tłumika. Ja nie chcę dłużej mu ulegać.

    (październik 2004)

    Kolory i pogrubienia pochodzą z oryginalnego eseiku, nie chciało mi się ich zmieniać. Gwoli wyjaśnienia, o co Gurdżijewowi/Uspieńskiemu chodzilo z budzeniem i utrudnianiem go przez Kundalini.

    I jeszcze, z poprzedniego odcinka, o samym budzeniu i tym, co je utrudnia. Też październik 2004.

    A teraz wracamy do cytatów. Rzecz będzie dalej o budzeniu się.
    "Istnieją tysiące rzeczy, które uniemożliwiają człowiekowi obudzenie się, które trzymają go w mocy jego snów. Aby świadomie działać z zamiarem obudzenia się, trzeba znać naturę sił, które utrzymują człowieka w czasie snu".

    A żeby znać naturę czegokolwiek - trzeba przede wszystkim poznać naturę samego siebie (podobnie jak w przypadku psychoanalityka, który przez rozpoczęciem praktyki sam musi poddać się psychoanalizie). Nie można wiedzieć nic o rzeczywistości, nie znając samego siebie i własnej natury, na początkowym etapie bardzo ograniczonej. Trzeba ćwiczyć, pracować. Pamiętać siebie (podstawa ćwiczeń - obserwowanie własnych stanów emocjonalnych, wrażeń, spostrzeżeń - jakby stojąc obok i stwierdzając: Ona (nie ja) widzi drzewo; Ona uważa, że jesienne liście są piękne; boli noga. Pomocna jest technika drobnych dyskomfortów sprawiających, że musimy działać w sposób mniej mechaniczny niż zazwyczaj). W pewnym momencie pracy okazuje się, że otaczająca (i wewnętrzna) rzeczywistość docierają do nas w sposób o wiele bardziej - tu brakuje mi słowa - wyrazisty?

    "Po pierwsze, trzeba zdać sobie sprawę, że sen, w którym żyje człowiek, nie jest snem normalnym lecz hipnotycznym. Człowiek jest zahipnotyzowany i ten hipnotyczny stan jest w nim nieustannie podtrzymywany i wzmacniany. Można by pomyśleć, że istnieją siły, dla których utrzymywanie człowieka w takim stanie i uniemożliwianie mu zrozumienia prawdy oraz zrozumienia własnego położenia, jest pożyteczne i korzystne.

    Obudzić się, to znaczy zdać sobie sprawę z własnej nicości, to znaczy zdać sobie sprawę ze swojej całkowitej i absolutnej mechaniczności, ze swojej całkowitej i absolutnej bezradności. Nie wystarczy zdać sobie z tego sprawę filozoficznie, w słowach. Trzeba zdać sobie sprawę poprzez jasne, proste i konkretne fakty, poprzez osobiste fakty. Kiedy człowiek już trochę siebie pozna, to będzie wiedział o sobie wiele rzeczy, które z pewnością go przerażą. Dopóki człowiek nie jest sobą przerażony, dopóty o sobie nic nie wie. Człowiek zobaczył w sobie coś co go przeraża. Postanawia to wyrzucić, powstrzymać, skończyć z tym. Ale chociaż włoży w to wiele wysiłku, czuje że nie może tego zrobić, że wszystko pozostaje tak jak było. Ujrzy on dzięki temu swoją niemoc, swoją bezradność i swoją nicość. Albo: kiedy człowiek trochę pozna samego siebie, to zobaczy, że nie ma niczego, co jest jego własne, to znaczy, że wszystko co uważał za własne - swoje poglądy, myśli, przekonania, gusty, nawyki, nawet swoje braki i wady - nie są jego własne, lecz zostały albo ukształtowane przez naśladownictwo, albo też zostały skądś zapożyczone jako gotowe. Czując to człowiek może poczuć swoją nicość. A odczuwając swoją nicość człowiek powinien widzieć siebie takim, jakim naprawdę jest; i to nie na sekundę, nie na chwilę, ale bez przerwy, i nigdy o tym nie powinien zapominać".

    "Jednakże aby widzieć coś zawsze, trzeba najpierw to widzieć choćby przez jedną sekundę. Wszystkie nowe moce i zdolności urzeczywistniania czegoś przychodzą zawsze w jeden i ten sam sposób. Najpierw pojawiają się rzadko i na krótką chwilę w postaci przebłysków; później pojawiają się częściej i trwają dłużej, aż w końcu po bardzo długiej pracy, stają sie rzeczą trwałą. To samo dotyczy przebudzenia. Niemożliwe jest nagłe, całkowite przebudzenie; najpierw trzeba zacząć się budzić na krótkie chwile".

    Uspieński za Gurdżijewem (a ja za nimi) cytuje bajeczkę o czarodzieju i owcach. Dobrze wyjaśniającą sprawę snu.

    "Jest taka wschodnia bajka, która mówi o bardzo bogatym czarodzieju, który posiadał olbrzymie stado owiec. Ale jednocześnie czarodziej ów był bardzo skąpy. Nie chciał zatrudniać pasterzy ani wybudować płotu wokół pastwiska, na którym pasły się owce. Z tego powodu owce często gubiły się w lesie, wpadały w parowy, a nade wszystko uciekały, ponieważ wiedziały, że czarodziej chce ich mięsa i skóry, a to im się nie podobało. Czarodziej w końcu znalazł na to lekarstwo. Zahipnotyzował swe owce i zasugerował im co następuje: po pierwsze, że są nieśmiertelne i że obdzierając je ze skóry nie czyni im się żadnej krzywdy, a wręcz przeciwnie, że jest to dla nich dobre, a nawet przyjemne; po drugie, czarodziej zasugerował im, że jest dobrym pasterzem, który tak bardzo kocha swoje stado, że jest gotów dla niego zrobić wszystko na świecie; i po trzecie, zasugerował im, że jeśli cokolwiek miałoby im się przydarzyć, to nie przydarzy się to teraz, a w każdym razie nie tego dnia, a zatem nie potrzebują o tym myśleć. Następnie czarodziej zasugerował swoim owcom, że wcale nie są owcami; niektórym z nich zasugerował, że są lwami, innym, że orłami, innym, że są ludźmi, a jeszcze innym, że czarodziejami.

    Na tym skończyły się wszystkie jego troski i zmartwienia dotyczące owiec. Owce nigdy już nie uciekały, ale spokojnie oczekiwały chwili, kiedy czarodziej obedrze je z mięsa i skór.

    Opowiadanie to bardzo dobrze ilustruje sytuację człowieka".

    Zdaję sobie sprawę z tego, że to opowiadanie może budzić wątpliwości. Może być niejasne. A nawet wywoływać sprzeciwy. O tym, co nas utrzymuje w tym niedobrym stanie, dlaczego - jak się okazało - słusznie nie lubię tak chętnie używanego przez wszelkiej maści okultystów terminu Kundalini i jak można się obudzić będzie w następnych odcinkach.

    Swoją drogą, bajeczka o czarodzieju jest jedną z moich ulubionych metafor, doskonale rownież ilustrującą pozycję przeciętnego chrześcijanina na Pańskim poletku...

    A co do Węża - wąż, gad, wurm, wyrmr, żmij, zmiej, w kontekście kulturowym, w którym obecnie się znajduję nie jest metaforycznie niczym dobrym...

    1

  7. Moja propozycja - kilkakrotnie już powtarzana - nie przyjmować i nie zamieszczać bezpłatnych ogłoszeń dotyczących kursów, szkoleń i tym podobnych inicjatyw mających organizatorom przynieść dochód - a wiec powiedzmy z opłatą za uczestnictwo wyższą niż 50 zł. Ustalić cennik, zawrzeć go w regulaminie i tego rodzaju ogłoszenia umieszczać w specjalnie wydzielonym dziale forum ("Ogłoszenia" najlepiej), w zamkniętych wątkach - tylko ogłoszenie, pod którym dyskusja nie byłaby możliwa.

    Po pamiętnej historii z panią Weroniką Wer wciąż mi ten pomysł chodzi po głowie. Ezodar ma zdaje się coś na kształt działalności gospodarczej, prawda? Nie widzę powodu, dla którego miałby reklamować imprezy dochodowe (a więc ułatwiać znalezienie klientów, którzy wniosą opłatę za uczestnictwo) korzystając z tego tylko przez zamieszczenie linku zwrotnego na macierzystej stronie inicjatywy.Osoba ogłaszająca uzyska wymierną korzyść, jeśli ogłoszenie znajdzie odzew, zatem niech korzysta na tym i Ezodar, zarówno miejsce na serwerze, jak i licencja vBulletinu są kosztowne, zresztą ewentualne dochody mogłyby wspomóc organizację EzoChaty.

    A dlaczego w wątkach z ogłoszeniem uniemożliwić dyskusję? Zgodnie z założeniem "płacę/wymagam" i klasycznym założeniem prawa wydawniczego, że administracja (wydawca) nie odpowiada za treść zamieszczanych reklam i płatnych ogłoszeń. Ogłoszenia zamieszczone nieodpłatnie (jak w pamiętnej sprawie pani Wer) podlegałyby nadal krytycznej dyskusji i byłyby traktowane jak każdy inny post na forum. Ale takie dotyczyłyby przede wszystkim organizacji imprez niedochodowych. Typu - organizuję pogańską wycieczkę po lasach Mazowieckiego Parku Krajobrazowego, zbiórka wtedy i wtedy, na tej i tej stacji, trzeba mieć ze sobą równowartość ceny biletu stąd dotąd i z powrotem...

    1

  8. oooo... odgrzany kotlet :p

    W kwestii kundalini, zakładając, że coś takiego w ogóle istnieje, byłabym raczej bliska zdaniu Gurdżijewa. Bo jeśli istnieje, lepiej żeby się nie budziło. Obudzona stanowi jeden z najpoważniejszych (terminologia Gurdżijewa) zderzaków, buforów uniemożliwiających wybicie się ze stanu somnambulicznego braku przytomności, w którym znajdują się ludzie nie próbujący nic ze swoją świadomością robić. Czyli 90% gatunku, plus ci, którzy celowo kundalini obudzili.

    Ale ze to nie moja bajka, po prostu olewam istnienie tego czegosia. Jest to jest, jeśli przypadkiem jest, lepiej niech się nie budzi :p

    0

  9. Nie widzę potrzeby objaśniania prywatnych odczuć obcym osobom. Po co?

    A jeśli chodzi o złożoność struktury psychofizyczno duchowej - owszem, jest to część mojego doświadczenia. Zwłaszcza po skomplikowanym pod względem rytualnym trudzie odzyskania mojej fylgii.

    Poza tym w kwestii rozkładu, nie mówię, że w niego wierzę, ale że przypuszczam że tak jest. To dywagacje intelektualne a nie wiara. Natomiast, jeśli chcesz się czepiać, w sumie dlaczego by nie uznać, że tego doświadczyłam? Skąd niby wzięła się materia, która składa się na mój organizm? Przybyło jej nieco, odkąd się urodziłam. W organizmie matki, w którym kształtowałam się jako płód, też się znikąd nie wzięła :D

    A co niby dzieje się z pokarmem, który spożywam, a który stanowił składnik rozmaitych innych istot żywych? Część wysrywam, ale część wbudowuje się w mój organizm. Kupą też zresztą rozmaite organizmy się żywią.

    Przemiany energetyczne - rozpad wiązań międzycząsteczkowych - tego też doświadczam na co dzień. Choćby gotując wodę na herbatę w czajniku - unosi się z niego para, co oznacza, że międzycząsteczkowe wiązania między cząsteczkami H2O zostały rozerwane, skoro ciecz staje się gazem.

    Źródła to nie tyle część składowa WIERZEŃ dawnych ludów, ale sposobu postrzegania świata i nakładki ułatwiającej im jego zrozumienie. Wierzenia stanowią w nich część znikomą, istotniejsza jest MENTALNOŚĆ i sposób rozumowania, sposób odbioru otaczającej rzeczywistości, który ze źródeł wyraźnie się wyłania. Ale skoro komuś należy tak oczywistą rzecz tłumaczyć, oznaczałoby to, że nie jest równorzędnym partnerem w dyskusji i powinien uzupełnić luki w wiedzy, zanim będzie można podjąć z nim dyskusję na jakimkolwiek poziomie.

    0

  10. Zapoznaj się z kulturą celtycką i germańską. Ale nie przez pryzmat ezo - poprzez twarde badania kulturoznawcze, historyczne i religioznawstwa rekonstrukcyjnego. Zarówno u Celtow, jak i u Germanów nie mamy do czynienia z czymś, co w ujęciu chrześcijańskim lub ezoterycznym nazywamy całościową, jednostkową duszą. Jest wiele składników razem budujących całość czy to człowieka, czy inej istoty żywej, w przypadku podejścia celtyckiego również nieożywionej. O germańskiej koncepcji "duszy" bardzo dobry tekst znajdziesz tutaj: http://www.asatru.com.pl/forum/viewtopic.php?f=45&t=31 - trzeci post na stronie.

    Poza tym opieram swoje przypuszczenia również na wnioskowaniu per analogiam i na tym, że wszystko co istnieje podlega prawom natury. I skoro recyklingowi podlega zarówno materia, jak i energia, nie widzę przeciwwskazań przeciwko temu, by tym samym zasadom podlegała składowa duchowa. Umieramy. Każda żywa istota umiera. Jej składowa materialna rozkłada się i zostaje wchłonięta przez inne żywe istoty. Stajemy się składnikami gleby, pokarmem bakterii gnilnych, które z kolei stają się pokarmem roślin i zwierząt, każdy z tych organizmów kiedyś w końcu umiera i się rozkłada i w ten sposób materia krąży w naturze. O przemianach energetycznych, uwalnianiu w procesach rozkładu energii choćby wiązań międzycząsteczkowych, nie ma co wspominać. Per analogiam wnioskuję, że to samo dotyczy elementów duchowych.

    Ja, oprócz tego że heathen, jestem przede wszystkim druidką, naturalistką. I uznaję prawa natury za powszechnie we wszystkim co istnieje i wobec wszystkiego, co istnieje obowiązujące. Na każdej płaszczyźnie (łącznie zresztą z moralną - zjadasz albo jesteś zjadany, dominujesz albo jesteś zdominowany, życie to ustawiczna walka o byt, zasoby naturalne, pokarmowe i nisze ekologiczne).

    0

  11. Dlatego że oddaje dziecko w moc JHVH. Jako własność, zawartość spiżarni pełnej siły życiowej, którą to bóstwo się karmi. Przy czym zamyka naturalną wrażliwość na różne sprawy spoza jego "domeny" i montuje przy dziecku "opiekuna" zwanego "aniołem stróżem", który jest w takim sensie opiekunem, w jakim jest strażnik więzienny, ma na celu dopilnowanie, żeby osoba oddana jego "opiece" nie opuściła pańskiego pastwiska.

    Przy czym - a ja kieruję się indoeuropejskim, a właściwie charakterystycznym dla przedchrześcijańskich ludów Europy północnej i zachodniej rozumieniem całości psychofizycznej człowieka, gdzie nie ma pojęcia duszy jako jednorodnej całości, a jest jedynie wielość rozmaitych psychofizyczno-duchowych składowych, dobrze przeprowadzony rytuał chrztu jedną z tych składowych odbiera. Montując na jej miejscu właśnie owego "anioła stróża". Weźmy też pod uwagę, że chrześcijaństwo jest religią ludzi słabych, nie biorących życia we własne ręce, a odpowiedzialność za swoje życiowe wybory i za zatroszczenie się o to, żeby życie było "dobre" składającą na bóstwo. Co prowadzi do powszechnego wśród wyznawców tej religii syndromu osobowości zależnej. Rytuał chrztu ma tę słabość umocnić. Człowiek mu poddany ma bardziej ufać bogu niż sobie i nie skupiać się na życiu tu i teraz, a raczej na jakiejś mitycznej pośmiertnej nagrodzie nazywanej zbawieniem.

    Inwokacje JHVH są w gruncie rzeczy zastrzeżone dla jego wyznawców. Śmieszy mnie zawsze, kiedy ludzie głośno odcinający się od chrześcijaństwa używają judeochrześcijańskich praktyk magicznych - w najlepszym wypadku nie ma to prawa wypalić.

    0

  12. To należy do tzw. "rytuałów przejścia".

    I można dla dziecka stworzyć odpowiednie rytuały przejścia (niedawno znajoma irlandzka druidka, matka niechrzczonej córki stworzyła dla niej rytuał, który był odpowiednikiem pierwszej komunii, to przede wszystkim w wymiarze społecznym, żeby mała nie czuła się poszkodowana tym, że jej koleżanki mają wyraźny i celebrowany punkt w życiu a ona nie).

    Powinna stworzyć dla dziecka, najlepiej w kontakcie z sensownymi osobami zajmującymi się szeroko pojętą magią, rytuał, który np. "przedstawi je" mocom natury, otworzy na odczuwanie otaczającego świata itd. Jeśli uważa to za konieczne. Bo rytuał przejścia odprawiany na osobie nieświadomej, że go doświadcza nie ma większego sensu ani racji bytu.

    W każdym razie ochrzczenie dziecka przez osobę nieprzynależącą do kościelnej wspólnoty uważam za głupotę, a wręcz za wyrządzoną maluchowi krzywdę. Ostatnio znów dechrystianizowałam osobę, której taką krzywdę wyrządzono w dzieciństwie i naprawdę nie był to rytuał łatwy, miły ani przyjemny. Wyrwanie spod wpływu JHVH i jego pomagierów, choćby anioła stróża, i odnalezienie odebranego przy chrzcie fragmentu duszy, to naprawdę kawał ciężkiej roboty...

    0

  13. To nie chodzi o "manie" gdzieś. Chodzi o użycie woli celem wyłączenia odczuwania tego, czego się nie chce odczuwać. Co może dotyczyć empatycznie odbieranych cudzych emocji, ale równie dobrze własnych. Nie chcę darzyć kogoś uczuciem czy odczuwać przykrości z jakiegoś powodu - przestaję. Nie chcę odbierać napływających do mnie zewnętrznych bodźców emocjonalnych, świadomie na jakiś czas ten odbiór wyłączam. Kwestia wypracowania odpowiedniej siły woli i tyle.

    0

  14. - nooo(?) ale O.K.... a Ty wierzysz w reinkarnacje (?)... pytam bo przecież Sejduś nie wierzy, no a Ty przecież raczej z Nim trzymasz..

    Ja w ogóle nie przyjmuję do wiadomości czegoś takiego, jak przetrwanie całościowej duszy czy świadomości momentu śmierci (w odpowiedzi na pytanie infe) - przypuszczam że duchowa struktura człowieka dokladnie tak jak materialna, rozkłada się po śmierci i uczestniczy w globalnym recyklingu energetyczno-materialno-duchowym. Biorąc jednak pod uwagę obecną w systemach indoeuropejskich wieloskładnikowa strukturę żywej istoty, w której żadnej ze składowych nie można nazwać duszą czy to w rozumieniu ezoterycznym czy judeochrześcijańskim - zwyczajnie nie wiem. Przy czym nie wierzę w nic, czego nie doświadczę i nie zakładam takich rzeczy a priori, żyję tu i teraz dla samego życia i to się liczy, to, co będzie kiedy to życie się skończy nie ma żadnego znaczenia albo ma trzeciorzędne.

    Poza tym wierzenia innych nie mają żadnego wpływu na moje własne. A co do Seidusia - cóż, trudno nazwać "trzymaniem" wieloletnią przyjaźń, potwierdzoną w bardzo wielu życiowych sytuacjach i jak najbardziej analogową, nie sieciową :)

    0