Paradoxa

Użytkownicy
  • Zawartość

    117
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Paradoxa


  1. Aborcja jest tu tylko przykładem. Wybrałam właśnie ten, bo jest skrajny, równie dobrze może być prostytucja, udawanie orgazmów czy cokolwiek innego równie "nagannego".

    Statystyki będą tak samo "zatrważające".

    Pytanie tylko czy jeśli coś jest powszechne od zawsze, to czy jest to błąd natury, czy po prostu sama NATURA?

    A może my - kobiety jesteśmy jednak po prostu złe?

    PozP

    0

  2. Odkąd pamiętam zawsze miałam zatkane gardło.

    Nie pomagała na to medycyna, bioterapeuci, terapeuci, Reiki.....po prostu NIC!

    Na krótko mogłam je odblokować, a po kilku, najwyżej kilkunastu dniach znów gula w gardle :smutny2:

    Przez ostatni rok przechodzę dość intensywne czyszczenie ze śmieci, które sobie nazbierałam przez całe życie.

    Odgruzowanie jest radykalne, upadki jeden po drugim bolesne. Ostatni dał mi tak popalić, że zostałam siłą zmuszona do kolejnych przemyśleń. Szczegółów Wam oszczędzę, ale doszłam WRESZCIE do jedynego słusznego wniosku;

    życia nie da się kontrolować, bo to płynny, cudowny proces sam w sobie.

    Tej nocy kiedy to odkryłam śniło mi się, że wyrzucam z gardła kulę flegmy wielkości piłeczki do ping-ponga.

    Od trzech dni gardło mam tak otwarte, że aż zachłystuję się powietrzem.

    Mam wrażenie, że czakra gardła strasznie ciągnie mi energię ze splotu słonecznego aż mam lekkie stany lękowe.

    Czy to normalne? Pytam obeznanych z czakrami.

    Nie wiem czym to się zakończy w moim życiu. Może eksmisją.... trudno się mówi i żyje się dalej :bezrad:

    PozP

    1

  3. Witam w najcięższym kobiecym temacie.

    O tym, że niedobrym jest odrzucanie strony naszej kobiecej osobowości, którą reprezentuje Hekate już pisałyśmy.

    Kultura i religia od tysięcy lat mówi nam, że cacy jest tylko dziewica i matka, wiedźmy natomiast należy tępić z całą surowością. Od tysięcy lat MY KOBIETY się z tym zgadzamy - niestety. Same siebie zabijamy poczuciem winy. Niszczymy się każąc za decyzje, które od zawsze należą do nas. Ukrywamy wstydliwie z trwogą nasza "ciemną" księżycową, czyli przynależną nam przecież, stronę.

    Na tym forum my - siostry, my - święte, my - wiedźmy, my - dziw.ki, my - matki jesteśmy a przynajmniej powinnyśmy być myślowo wyzwolone.

    Dumnie piszemy, że "Energia jest jedna", że "zło i dobro nie istnieje, bo to pojęcia względne", że "każda ma prawo decydować za siebie"....itd...itp...itd

    Ile w tym jest prawdy a ile pobożnych życzeń, tego nie wie nikt, nawet same zainteresowane.

    Dość tylko powiedzieć, że ze strachu przed ostracyzmem jesteśmy gotowe ukryć najgorsze (we własnym rozumieniu) przewinienia i potępić publicznie wszystkie inne kobiety, które się takowych "okrucieństw" dopuszczają.

    ABORCJA

    W ciągu ostatnich 15 lat dokonano w Unii Europejskiej prawie 21 mln aborcji. W samym 2008 roku w Europie pozbawiono życia 2.863.649 istot ludzkich, w tym 1.207.646 dzieci (42 proc.) zostało zabitych w państwach UE. W 2008 roku w Europie aborcja była praktykowana co 11 sekund, 327 aborcji na godzinę, 7.846 aborcji na dzień – podaje portal Fronda.pl.

    Średnia liczba aborcji podczas 12 dni w 27 państwach UE jest wyższa niż śmiertelność na drogach w ciągu jednego roku (39 tys. zabitych). Dane te pochodzą z najnowszego raportu „Aborcja w Europie i Hiszpanii” zaprezentowanego w Brukseli przez Hiszpański Instytut Polityki Rodzinnej. Aborcja stanowi pierwszą przyczynę śmierci, wyprzedzając zgony z powodu choroby nowotworowej, zawału serca i wypadków drogowych.

    W ciągu ostatnich 15 lat proceder zabijania dzieci nienarodzonych pochłonął najwięcej ofiar w takich krajach jak: Wielka Brytania, Francja, Rumunia i Włochy. W Hiszpanii, w ostatniej dekadzie odnotowano wzrost liczby przeprowadzonych aborcji o co najmniej 115 proc.

    Fronda przypomina, że w 14 krajach wspólnoty europejskiej aborcja jest dopuszczalna w określonych okolicznościach, a w 11 dokonuje się jej na życzenie. Tylko w Irlandii i na Malcie proceder ten jest zakazany.

    Jedna aborcja na siedem w UE dotyczy dziewcząt poniżej 20. roku życia.

    Źródło: Fronda.pl

    Dajemy życie, więc w naszej dualnej rzeczywistości możemy je także odbierać.

    Ja rozumiem, że to może przerażać, nie tylko mężczyzn ale nawet a może przede wszystkim nas same. Od kobiet rozwijających się duchowo oczekiwałabym jednak opanowania skrajnych emocji (niczym pyskówki sejmowe - parąsik nie mogłam się powstrzymać :milczek: ) i spojrzenia na sprawę szerzej bowiem;

    - wiele z nas odrzuciło już pojęcie zła

    - ufamy intuicji

    - niejednokrotnie wierzymy w prawo przyczyny i skutku

    - wiemy, że poczucie winy jest śmiertelną trucizną a wybaczanie (w tym sobie samym) lekarstwem na nią

    - aborcja, tak samo jak urodzenie jest silnym doświadczeniem o charakterze inicjacyjnym

    - razem mamy ogromną MOC, więc powinnyśmy się wpierać odrzucając hipokryzję

    Rodzimy i zabijamy od zawsze.

    Nagradzamy i każemy

    Obdarzamy niebem i piekłem

    Jesteśmy piękne i koszmarne

    My dziewice, dziw.ki, matki, córki, święte, grzesznice, kochanki, zakonnice, szamanki, wiedźmy....MY....KOBIETY!!!!

    PozP

    P.S.

    Proszę panów o nie zabieranie głosu w tym temacie.

    0

  4. I mamy dzięki nim kuuuupe wolnego w roku :D

    HEHE

    nasz świat jest dualny, ma więc dobre i złe strony. Dzisiaj moja mama zasuwa w upale w procesji a ja się lenię w ogródku pod parasolem przełykając spokojnie mój ulubiony chłodnik litewski :mniam:

    PozP

    0

  5. Znajomość pieśni mocy pozwala nawiązać kontakt z własną siłą i osobistymi, rzadko używanymi zasobami. Jednak nie dzieje się to poprzez nabywanie dodatkowych sił, lecz dzięki lepszemu dostrojeniu własnych energii do mocy Ziemi i otoczenia. Czy bez warsztatów i bez szamanów potrafimy odnaleźć własną pieśń mocy? Taka możliwość jest całkiem realna. Potrzeba tylko wyznaczyć sobie do tego szczególny czas i specjalne miejsce.

    Poszukiwanie pieśni mocy bywa nazywane polowaniem, ponieważ powinno się ono odbyć w możliwie bezludnym miejscu, w ciszy i w samotności. Prawie sto lat temu, Eskimoski szaman wyjaśniał to takimi słowami: „najlepsze magiczne słowa to te, które przychodzą wówczas, gdy przebywa się samotnie w górach. Zawsze mają one najsilniejsze działanie. Moc samotności jest wielka i pozostaje poza zrozumieniem". Warto jednak dodać, że nie jest to absolutna konieczność. Czasami pieśń mocy może pojawić się spontanicznie, i to w każdych warunkach.

    Aby odnaleźć swoją pieśń mocy, najlepiej będzie wyjechać za miasto: w góry, do lasu, na pola i łąki, w miejsca, gdzie przez wiele godzin nie natkniesz się na nikogo. W dniu poszukiwania pieśni nie należy jeść śniadania ani innych posiłków. Przed wyruszeniem na wyprawę wzbudź w sobie silne pragnienie odkrycia pieśni mocy – cokolwiek przez to rozumiesz. Może to być na przykład twoja osobista pieśń na tę chwilę lub na jeden dzień.

    Kiedy już znajdziesz się na terenie „łowów” na pieśń mocy, idź powoli, w kierunku, w którym „niosą" cię nogi i dokąd ziemia kieruje twoimi stopami. Uważnie przyglądaj się otoczeniu, słuchaj odgłosów, wąchaj zapachy i odczuwaj ruch swojego ciała. Zauważ czy jesteś częścią tej okolicy, częścią Natury, czy też twoja obecność potrzebna jest bardziej w innym miejscu. W miejscach, które ci się spodobają, możesz na chwilę usiąść i odpocząć. Sprawdzaj w swoim wnętrzu, czy to jest „to” miejsce. Twoja wędrówka nie ma celu, a więc nie ma także pośpiechu. Jeśli natrafisz na miejsce, które spodoba ci się szczególnie, a poznasz to po tym, że że nie będzie ci się chciało wstawać i ruszać dalej, zamknij oczy i uważnie wsłuchaj się w siebie oraz w odgłosy otoczenia.

    Najpierw postaraj się odnaleźć rytm. Wspólny rytm Matki Natury i rytm twojej Pieśni. W takich, szczególnych chwilach Rytm Natury i rytm Pieśni są tym samym. Wystarczy tylko po-słuchać, a potem zanucić, to, co słyszysz! Zazwyczaj pierwsza przychodzi melodia, a później (czasem po wielu dniach lub nawet tygodniach) słowa. Czasami słowa mogą ci się kojarzyć z jakimś nieznanym, „indiańskim" dialektem. Poczuj ich brzmienie i rezonans. Jak odbierasz brzmienie swojej pieśni poprzez ciało? Czy potrafisz słuchać tak, jak dziecko w łonie matki?

    Ważne jest subiektywne wrażenie, mówiące o tym, że pieśń „przychodzi” sama. Zdarza się, że pierwsze „polowanie" na pieśń mocy nie przyniesie efektów, wówczas trzeba je powtórzyć. Bywa i tak, że, pieśń nadchodzi wraz z rytmem kroków zaraz po wyruszeniu na „polowanie” i to nawet razem ze słowami. Twojemu wykształconemu i racjonalnemu umysłowi słowa te mogą wydać się głupie i banalne, a one są zwyczajnie proste i nie wyszukane. Te słowa pochodzą z głębi twojego ducha i z ducha Natury, a przecież raczej niemożliwe jest, żeby twój duch i duch Natury był głupi i banalny?

    Jeśli masz taką możliwość, to nagraj swoją pieśń mocy na dyktafon i posłuchaj. A w każdym razie zapamiętaj! Śpiewaj ją co jakiś czas, zwłaszcza, gdy uznasz, że potrzebujesz więcej energii. A jeśli kiedyś poczujesz osłabienie, przygnębienie lub nawet depresję, to zwróć się do swojej pieśni i zacznij ją z pełnym zaangażowaniem śpiewać nie przerywając przez co najmniej piętnaście minut. Gwarantuję, że taki śpiew pozwala uzyskać jeśli nie całkowitą, to na pewno częściową poprawę nastroju.

    Terapeuta Robert Palusiński

    Ja skorzystałam z powyższych rad i udałam się na "polowanie". Mazurskie pola, lasy i pagórki "zaśpiewały" dla mnie po trzech dniach.

    Po odśpiewaniu pieśni swoim zwyczajem zwymiotowałam (taki jest mój, osobisty objaw oczyszczania :chytry: ) a potem pojawiła się oczekiwana lekkość.

    Polecam tę metodę, nie, nie wymioty tylko oczyszczający śpiew :thumbsup:

    PozP

    0

  6. Dziwi mnie, że na forum ezoterycznym tak wiele do powiedzenia ma sprawa Kościoła i tego, co katolicyzm 'ma' do powiedzenia na dany temat. Co któryś temat czy to o Reiki, okultyzmie, bądź innych technikach ezoterycznych przerywany jest pytaniem "a co na to w naszym kraju mowi Kosciol'. A co kogo to obchodzi na forum EZOdar? .......

    Cześć Tri,

    obchodzi o tyle, że KK to nasza rzeczywistość. Tak się składa, że mnich buddyjski albo mułła nie stoi mi nad głową i nie truje, że jestem sekciarą a ksiądz i owszem.

    A jak bardzo jestem zależna od KK mimo opuszczenia jego szeregów, niech świadczy pierwszy z brzega przykład;

    moje córki mogą się spotykać z babcią (mają mamą) tylko w określonych porach nie kolidujących z mszami i innymi obrzędami kościelnymi. Wszystko - dosłownie wszystko inne, jest do przełożenia, nawet lekarz i urząd ale majowego babcia nie przepuści i kropka.

    Nie starajmy się udawać, że coś nas nie dotyczy jeżeli ok 90% naszego społeczeństwa deklaruje się jako katolicy a to właśnie wyznanie (a nie inne) jest częścią życia społeczno-politycznego.

    PozP

    1

  7. Od wielu lat mam dom i trochę ziemi na Mazurach. Chociaż miejsce jest bajkowe, nie mogłam się porozumieć z tamtejszymi..... hmm....Duchami przyrody, Bóstwami, silną wciąż energią Jadźwingów.... czyli praktycznie z nikim. :zalamka:

    Aby sobie z tym poradzić zrobiłam najgłupszą rzecz pod słońcem - poprosiłam księdza proboszcza o wyświecenie mojego wówczas nowo nabytego obejścia.

    Co się po tym zaczęło dziać, to doświadczeni ezoterycy zapewne wiedzą a pojęcie "normalnego" człowieka to przerasta. Dość powiedzieć, że przez blisko dekadę, nie przespałam tam spokojnie ani jednej nocy i NIGDY od tej pory nie pojechałam tam sama.

    Rok temu (po opuszczeniu szeregów katolików) miałam sen. Śniło mi się stado żurawi lecących nad moją stodołą a ja stałam na swojej łące w wianku i z koszykiem w ręku. Sielanka normalnie! :wysmiej: Uznałam ten sen za proroczy i..... postanowiłam się z mieszkańcami "mojej" krainy dogadać. W specjalnie wybranym dniu złożyłam ofiarę (jajka, kaszę, wódkę, słoninę, tytoń, kwiaty....) podarowałam to rdzennym "mieszkańcom" tamtejszej okolicy i przyznałam, ze to ja jestem tu gościem, a ONI są u siebie. Wtedy nad moją stodołą przeleciało OGROMNE stado żurawi. Nigdy naraz nie widziałam tylu tych ptaków, było ich ok. 70 sztuk. Uznałam to za znak, że moja ofiara została przyjęta.

    Od tej pory zyskałam cudowne miejsce, w którym ukrywam się przed całym światem kiedy potrzebuję samotności.

    Składając kolejne ofiary prosiłam moich nowych przyjaciół o różne ważne dla mnie sprawy. Kiedy miałam zgodę na realizację mojego zamierzenia, przelatywały lub pojawiały się w snach żurawie.

    Ostatnio zaczęłam całkiem nowe, wymarzone życie zawodowe a biuro mieści się w moim mieście na ulicy.......ŻURAWIEJ!*

    PozP

    *Historia jest prawdziwa a moje życie upływa "wśród żurawi".

    1

  8. Tam gdzie rodzi się (w bólach) suwerenna jednostka, tam pojawia się tolerancja lub nawet akceptacja(pewien rodzaj obojętności) na wybory innych ludzi.

    Podpisuję się pod każdym postem Syberiuski bez obaw, że będzie klęła przy cudzych dzieciach (nawet jeśli się to zdarzy, to zapewne po zwróceniu uwagi przeprosi) bowiem osoby, które osiągnęły osobistą WOLNOŚĆ cenią także wolność bliźnich.

    PozP

    2

  9. Eee... a która strona jest "nasza"...? Bo ja per saldo wolę uczciwie wierzącego katolika od ezoteryka.

    "Nasza" czyli ludzi przebudzonych/budzących się. Nie wykluczam oczywiście, że katolik (ten prawdziwy) nie może być przebudzony. Wręcz przeciwnie, jest przecież wiele dróg do Boga. Jedną z nich jest droga przez krzyż.

    Każdy jednak ma prawo poszukiwać a my - nazwijmy to tak roboczo "ezoterycy" - powinniśmy pokazywać, ze samodzielne myślenie to nie grzech, chociaż czasami boli :chytry:

    Jeśli wątpiący/sprzeniewierzający się wyznawca uzna drogę chrystusową, za tę właściwą zawsze może na nią powrócić (przynajmniej tak deklaruje KRK) już w pełni świadomie zostając Katolikiem prawdziwym.

    PozP

    0

  10. ......

    - żyć ze schylonym karkiem jak niewolnik albo podnieść głowę i powiedzieć "nie", nawet ryzykując baty.

    I tu zapłodniłeś mnie po raz wtóry .... myślą :luzik:

    Katolicy zgodnie i GŁOŚNO twierdzą, że odejść z kościoła można bez żadnych konsekwencji.

    Ja natomiast odeszłam za cenę oszczerstw, nagonki i publicznego sprowadzenia moich wartości do pogardzanego sekciarstwa.

    Chyba znów pod natchnieniem (Twoim) założę kolejny temat :oczko:

    PozP

    0

  11. Chyba jedno i drugie. "co ludzie powiedzą" oznacza strach przed wykluczeniem ze społeczeństwa.

    Nie ma niczego złego w strachu przed ostracyzmem. Wszystkich nas to dotyczy bądź dotyczyło.

    W wiekach przeszłych wygnanie było jedną z najsroższych kar.

    Upraszam ponownie; nie sądźcie!

    PozP

    Nie rozumiem, dlaczego przeszkadza Ci forma, zresztą kolejny raz. A może to troche problem z odbiorem, nie uważasz?

    .....

    to nieporozumienie, mnie forma nie przeszkadza, ja po prostu chcę budzących się katolików przeciągnąć na naszą stronę :oczko: a to wymaga delikatności i finezji w działaniu.

    PozP

    0

  12. A to ciekawe...bo sama jeszcze po częsci należę do tych ludzi, Paradoxo.

    Ja należałam do nich całkiem niedawno. Inaczej odbierałam "stawianie pod ścianą" czyli Twoje "albo...,albo..." na początku tej drogi, inaczej na końcu.

    Do tego przyjmij jeszcze jedną prawdę, że są ludzie, na których krytyka, nawet ta najbardziej konstruktywna po prostu nie działa.

    Ja do takich osób należę. Uważam dodatkowo, że forma obowiązuje zawsze - tak mnie wychowano.

    PozP

    0

  13. Trochę tak i trochę nie. Czy człowiek mianujący się katolikiem może uważać, ze owa prawda leży gdzieś poza jego Kościołem? Wszyscy mamy możliwość wyboru. Więc albo jesteśmy katolikami, albo szukamy gdzie indziej. Proste.

    Może i proste.... dla Ciebie. Moim zdaniem każdy ma prawo szukać wszędzie nie zostając wykluczonym ze swojej społeczności.

    Nawet przyjmując treść Twojej wypowiedzi za słuszną, pozostaje jeszcze forma. A ta dla błądzącego/zagubionego/poszukującego człowieka jest nie do przyjęcia.

    PozP

    0

  14. Ale ów osoby same nie widzą problemu. Gdy im się o nim mówi, mają nas za wariatów. Denerwują się i upierają przy swoim. Ja ich nie oceniam, ale nie sądzę by większość chciała wyjść z własnego kłamstwa.

    Nie oceniasz powiadasz? Skoro tak twierdzisz......:ostr:

    Żeby zechcieć zauważyć problem, trzeba być na to gotowym. Jeśli mówisz im to wytykając hipokryzję, to zanim uwierzą w Twoje dobre intencje może sporo wody w Wiśle upłynąć :rotfl:

    Denerwują się z powodów, które podałam w moim poprzednim poście. Uważasz je za niewystarczające?

    Ezoterycy naskakujący na katolików poszukujących prawdy poza ich kościołem walnie się przyczyniają do pomocy KRK w zastraszaniu ludzi.

    PozP

    1

  15. .........

    mamy całą armie heretyków. Szkoda że większość żyje we własnej obłudzie.

    A ja patrzę na to inaczej.

    Sama kiedyś byłam katoliczką, która ulegała herezji. Teraz jestem heretyczką pełną gębą, ale do tego musiałam dorosnąć. To był proces, bardzo długi i trudny. Zrzucanie z siebie poczucie winy, strach przed karą, zrzeczenie się dobrowolnie zbawienia jedynego mi znanego - chrystusowego. To wszystko było przerażające.

    A kiedy szłam za swoim wewnętrznym głosem, słyszałam zewsząd takie właśnie słowa jak noże "NIE JESTEŚ KATOLICZKĄ", "HIPOKRYTKA", "OBŁUDNICA", "OFIARA MANIPULACJI".......etc, etc....

    Dla mnie katolicy sprzeniewierzający się swojej religii, to ludzie budzący się do życia.

    Nie należy ich oceniać drodzy ezoterycy, bo to trochę wstyd. Nieprawdaż?

    Ja takim osobom staram się pomóc zrozumieć proces, jaki się w nich rozpoczął.

    POzP

    0

  16. Witaj SmoQ,

    o alchemii wiem niewiele, więc chętnie pociągnę Cię za język. Jeśli moje pytania i wnioski będą nazbyt durne, wybacz ignorantce :prosi:

    Jak ja, laik rozumiem alchemię - w ogromnym uproszczeniu, rzecz jasna;

    poszukiwanie metali szlachetnych w nieszlachetnych ma dla mnie głęboki sens. Jeśli bowiem możliwe byłoby wyekstrahowanie złota np z ołowiu to oznaczałoby, że wszystko zawiera się we wszystkim - jedność (moja definicja Boga).

    Tyle filozofii (mojej :glupek:)

    C.G. Jung natomiast sadził, że alchemia rozkwitająca w Średniowieczu była ukrytym gnostycyzmem. Dla Junga to, co robili alchemicy, gdy starali się znaleźć złoto w metalach nieszlachetnych, było kontynuacją gnostyckiego uwalniania iskier światła z materii, uwięzionych w niej przez Demiurga. Oba procesy widział jako pozornie fizyczne, lub metafizyczne, naprawdę jednak i w rzeczywistości psychologiczne — jako przechodzenie ze świadomości skoncentrowanej tylko na własnym ego, do świadomości szerszej, w której jaźń zaczyna odgrywać wiodącą rolę. Tym, czym dla alchemików był proces odnajdywania złota, dla gnostyków boskie światło ukryte/uwięzione(?) w nas, Jung widział jako projekcje wewnętrznych, nieświadomych procesów psychicznych na świat zewnętrzny.

    Alchemia nie była nauką w dzisiejszym rozumieniu tego słowa i nie można, co czyni wielu, oceniać jej przykładając miarę współczesną. Alchemia była w istocie systemem filozoficzno religijnym, wykorzystującym babilońską astrologię, grecką filozofię, egipską mitologię, gnostycyzm a później także chrześcijaństwo, mającym na celu całościowe (holistyczne) ujęcie wszechświata, poznanie prima materia - będącej jednocześnie najwyższą zasadą rządzącą tak kosmosem jak i człowiekiem

    Czy wobec powyższego można Twoim zdaniem smoQ powiedzieć, że alchemia jest procesem psychicznym? Czy to zbyt duże uproszczenie?

    PozP

    P.S.

    Dziękuję za ten temat, od jakiegoś czasu "chodzi" on za mną, pojawił się więc niejako na zamówienie :)

    0

  17. Paradoxa... proszę o definicję słowa archetyp... bo ze znaną mi nijak nie ma szans to, o czym piszesz.

    Przez "wchłonięcie" archetypu (jungowskiego) w moim przypadku np. animusa rozumiem zauważenie/zrozumienie jego działania.

    Kiedy nie zdaję sobie sprawy, że kieruje mną wspomniany animus, a taka jest natura archetypu, zaczynam działać mechanicznie (nieludzko, bezwolnie). Objawiało się to np. konkurowaniem z mężczyznami na ich męskich zasadach. Zaprzeczaniem własnej kobiecości, seksualności poprzez m.in. strój i postawę.

    Takie błądzenie jawiło mi się jako piekło.

    Ja "wchłonęłam" animusa kiedy zrozumiałam, że nie jestem ukrytym mężczyzną, tylko kobietą w pełni tego słowa a jako taka mam w sobie po prostu pierwiastek męski i "zobaczyłam, że jest to dobre" :oczko:

    Nie wchłaniam więc archetypu zabierając go innym z nieświadomości zbiorowej (bo to oczywiście jest niemożliwe), tylko określam to działanie tak roboczo :)

    Pisałam, że to kwestia nomenklatury. :ostr:

    PozP

    0

  18. .......

    w przeciwieństwie do Komun izmu kościołów pełnych Nie przyjaciół nie obdarzających nikogo szacunkiem .

    Słuszna uwaga, idea KRK jak i komunistyczna zakłada szacunek dla wszystkich a pod tą przykrywką nie szanuje nikogo, nie tylko inności ale nawet siebie wzajem.

    Przykład? Proszę bardzo;

    pierwsi zwalczają Reiki a drudzy udawali, że takowe nie istnieje. Gdzie tu szacunek?

    Tak czy inaczej KRK powinno stworzyć nowy test, jeśli chce utrzymać w mocy wobec własnych wyznawców teorię jakoby Reiki i inne ruchy (nie tylko religijne) były sektami. Przez szacunek dla samych Katolików nie robiąc im tak jawnie wody z mózgu.:ostr:

    PozP

    0

  19. Takich przykładów mistrzu_ezotusie znajdziesz nieskończenie wiele. Ot pierwszy z brzega, który mnie przychodzi do głowy; dwóch egzystencjalistów Sartre i Dostojewski.

    Pierwszy twierdził, że "piekło to inni" a drugi, że "piekło jest w nas". Który z nich ma rację? Kiedy wzniesiesz się na pewien poziom rozwoju psychicznego/duchowego prawdę będziesz w stanie odczytać nawet z paradoksu kłamcy. Światy wyższe bowiem nie są liniowe tak jak świat materialny i pewne rzeczy się nie wykluczają.

    PozP

    1