Hrefna

Użytkownicy
  • Zawartość

    545
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Hrefna


  1. Ale nie przejmujemy się raczej rzeczami bezpośrednio nas niedotyczącymi, tymi właśnie niedoświadczalnymi - nie ma po co w nie wierzyć. Na moje życie tu i teraz kompletnie nie ma wpływu fakt, czy ziemia jest okrągła czy płaska, czy spoczywa na czterech słoniach albo na żółwiu, ani to, czy przypadkiem w moim aparacie fotograficznym nie siedzą krasnoludki, które malują to, co widzą przez obiektyw. To kompletnie nie wpływa na jakość mojego życia, więc nie ma potrzeby wierzyć w to lub nie, zaprzątać sobie tym głowy i snuć rozmaitych teorii. Jeśli jestem czegoś ciekawa - gdy zobaczę wyniki powtarzalnego doświadczania, które jakiejś teorii dowodzi, ewentualnie w nią uwierzę. Ale tylko w fakty potwierdzone powtarzalnymi badaniami wieloośrodkowymi. Wieloośrodkowymi dlatego, żeby nie sugerować się wynikami jednego badacza, który założoną teorię każdym sposobem usiłuje potwierdzać.

    Innych rzeczy doświadczam - doświadczam kontaktu z ludźmi czy z Tamtą Stroną, doświadczam sposobu funkcjonowania Sieci Życia i przyjmuję te teorie opisu rzeczywistości które są z moim doświadczeniem zbieżne, natomiast te, które do niego nie przystają odrzucam. Prawo karmy, Karmy czy Karmana zdecydowanie należy do tych drugich. I jako takie w tej konstrukcji świata, którą przyjmuję jest zbędne.

    0

  2. A moim zdaniem mówienie ogólne jest puste i świadczy jedynie o tym, że mówiący nie ma na temat, o którym mówi wiedzy wystraczającej by go w jakikolwiek sposób objaśnić. Albo przyjmuje się konkrety, albo hołduje myśleniu życzeniowemu...

    Obiektywna prawda zresztą nie istnieje. Każdy ma swoją. Jak tyłek.

    0

  3. Otóż właśnie? Który system? Hinduistyczny? Buddyjski? Teozoficzny? Jakiś jeszcze inny? I jeśli sprawa dotyczy każdego poza tym teozoficznym - to czy z jakąkolwiek refleksją dotyczącą, skąd się to prawo wzięło i dlaczego tak działa? System zakładający wiarę w reinkarnację i ciąg wcieleń, czy nie? Uznający jedność i niepodzielność duszy, czy zakładający jej wieloskładnikowość? Jeśli zakładający wiarę w reinkarnację, to czy tylko zawężoną do gatunku Homo sapiens sapiens czy nie? A może do jednego rodu w ramach tego gatunku? A może wcale - i nie ograniczającą się nawet do ssaków bądź w ogóle zwierząt? I czy zachodzącą zawsze, czy tylko przy spełnieniu konkretnych warunków, a gdy nie zostają spełnione - nie?

    No i dodatkowo - skąd, na jakiej podstawie taka, nie inna owej karmy wizja?

    Ja konkrety poproszę, a nie jakieś ogólne, szerokie - i przez swoją szerokość nic nie oznaczające pojęcia...

    0

  4. Nie, Pentothalu. Nie wobec katolików. Wobec hipokrytów nazywających siebie katolikami, chociaż własnym postępowaniem i wyborami sami odbierają sobie prawo do tej nazwy.

    Przede wszystkim wydaje mi się jednak, że "pewna niechęć", która na tym forum panuje, dotyczy głównie ludzkiej głupoty.

    1

  5. Niezupełnie. EzoKarma zakłada bowiem, że żyjemy wielokrotnie, to raz. Dwa, że prawo akcji i reakcji definiuje w pewien konkretny sposób. Jest wiele innych systemów opisujących to, jak kształtujemy swoje życie i powodujemy w nim konkretne konsekwencje, w konkretny sposób ponoszone. W samym prawie EzoKarmy nie widzę absolutnie nic tak ogólnie obowiązującego jak grawitacja czy prawa dynamiki. Sam zaś "związek karmiczny" nigdy nie będzie dla mnie oznaczał nic ponad umowę dwóch osób o spożywaniu konkretnego rodzaju karmy dla zwierząt - i podobnie jak taka umowa będzie koncepcją kompletnie oderwaną od rzeczywistości.

    A ponieważ mam ochotę na flejma:

    Zręczna parafraza,wczoraj te same slowa napisał Knaust

    Nikt Ci nie mówił, że jestem hrefnim potomstwem?

    To niezwykle miłe, że osoba zarzucająca innym podejście obraźliwe, nie jest w stanie nawet poprawnie napisać nicka swojego oponenta. Zarzucając innym braki w kulturze osobistej, sama popisuje się gigantycznym brakiem tego rodzaju, czymś, co można nazwać absolutnym chamstwem.

    Natomiast jeśli chodzi o odpowiedź... cóż, mam wrażenie, że w niektórych środowiskach skierowanie do kogokolwiek, niezależnie od jakiegokolwiek związku z rzeczywistością, bądź jego braku trzech słów: "ty hrefni pomiocie" będzie niebawem jedną z najgorszych obelg - o ile to JUŻ tak nie działa :D

    0

  6. Bogowie, kolejny...

    w dodatku kolejny mający problemy z poprawną polszczyzną (niech mi ktoś wyjaśni, co na bogów znaczy "ZACZEŁEM"?). Określanie siebie jako "maga wiatru" trąci z kolei RPG, bajeczkami fantasy lub - w wersji najmniej ośmieszającej samą określającą się tak osobę, przynajmniej zapoznaniem się z esejem Salvadora Dalego klasyfikującym rodzaje puszczanych bąków, stanowiącym w sumie podręcznik prawidłowego i świadomego wiatrów puszczania...

    No i zdecydowanie potwierdzam zdanie Wierzby. Jeśli okultyzm to nie katolicyzm - osoba zajmująca się różnymi dziedzinami okultyzmu i nazywająca się katolikiem, nie jest katolikiem a hipokrytą. Ale generalnie sądzę, że mamy do czynienia z dzieckiem, skoro o 21.35 "jest już trochę późno". Tylko pytanie, czy z tego powodu mamy dawać nowemu taryfę ulgową? Czy raczej wysłać do szkoły i do dorastania? Hmm....

    Prorokuję, że będzie wesoło... :>

    0

  7. Ja po prostu nie kumam, dlaczego karma, zwłaszcza ta w ujęciu ezoteryczno-njuejdżowym miałaby obowiązywać wszystkich. Mamy tu do czynienia z wiarą. I próbą zaszczepienia w sposób dość nachalny i drażniący własnej wiary innym, którzy być może opierają się na zupełnie innej, niż ta ezoteryczno-njuejdżowa konstrukcji świata, bezrefleksyjnie zaszczepionej na grunt europejski na przełomie XIX i XX wieku (zupełnie jak ten, pożalcie się bogowie, celtycki zodiak). Natywne kultury europejskie radziły sobie bez tego konceptu doskonale, a przyjmowanie go bez zagłębienia się w kontekst kulturowy, z którego wynikają, bez zrozumienia, skąd on się w ogóle wziął i czemu ma służyć jest oznaką delikatnie mówiąc głupoty i wyłączenia własnego osądu na rzecz łatwych i płytkich rozwiązań proponowanych przez innych.

    1

  8. Czy człowiek może kierować własnym życiem? W znacznym stopniu sam je wykuwa i kształtuje. W ramach przeznaczenia, które jednak absolutnie nie determinuje wszystkiego, co się w życiu danej osoby wydarzy.

    Jeśli chodzi o Los, Przeznaczenie i kierowanie własnym życiem - do mnie przemawia najbardziej koncepcja germańska, zresztą niezwykle zbliżona do celtyckiej, bo oparta na tym samym koncepcie - sieci Życia, Sieci Losu - Wyrd. Wybaczcie, że zacytuję cudzą wypowiedź (wypowiedź Ulfa) z innego forum (ezoforum) - ale jeśli już coś zostało powiedziane w sposób bardzo - rzekłabym - łopatologiczny i niemal nie wymagający komentarza, nie ma potrzeby pisania o tym od początku. Sieć Losu łączy w sobie losy wszystkich istnień ożywionych i nieożywionych, ludzi, bogów, zwierząt, roślin, kamieni, wszystkiego, co istnieje. Nie istnieje w niej pojęcie czasu - wszystko jest w niej z sobą powiązane, przeszłość, teraźniejszość, przyszłość.

    Nasze życie kształtujemy w każdej chwili, każdą podjętą lub niepodjętą decyzją, każdym podjętym lub zaniechanym działaniem.

    ta Siec jest bezwymiarowa i bezczasowa' date=' trudno tu mowic o jakichkolwiek przedzialach czasowych. W niej wszystko dzieje sie JEDNOCZESNIE, wszystko wlasnie sie staje. Nie ma w niej przeszlosci, terazniejszosci i przyszlosci. Nie ma pojecia czasu tak jak my to rozumiemy. Poniewaz sa w niej zapisane i splecione losy ludzi, bogow, swiatow i pewnie jeszcze wielu rzeczy o ktorych nawet nie mamy pojecia, jednoczesnie egzystuje w niej poczatek, stworzenie swiata/swiatow, jak i jego/ich koniec. Jest w niej moment twoich narodzin i twojej smierci, to co dla nas jest terazniejszoscia, dla innych bylo przyszloscia, to co dla nas jest przyszloscia, dla innych jest terazniejszoscia...

    Ale... Jak zawsze jest jakies ale .

    Poprostu to nie jest tak, ze cale zycie jest wyznaczone co do minuty. Raczej wyglada to tak, ze na drodze zycia sa pewne punkty, pewne wezly Sieci Losu ktore trzeba przejsc, rzeczy ktore musza sie zdarzyc. Zas to jak do nich sie dotrze jest juz sprwa indywidualnych wyborow i decyzji. A czas w jakim to sie stanie i droga ktora bedzie sie do nich dazyc jest bez znaczenia. Bo w Wyrd czas nie istnieje. Przynajmniej ten w naszym ludzkim pojeciu. A sam/a Wyrd dziala wg. mnie na zasadzie "modelu deterministyczno-chaotycznego".

    Wyobrazmy sobie wielka siec - bez granic, bez poczatku i konca. Nie taka jak pajeczyna, a raczej jak siec rybacka - pelno oczek, i pelno wezlow miedzy nimi. I na tej sieci znajduja sie dwa punkty A i np. Z. Jeden jest poczatkiem Twego zycia, drugi koncem. A miedzy nimi jeszcze kilka "punktow wezlowych" B,C, D, itp. To sa rzeczy zdeterminowane przez Los czy tez Norny, jesli ktos woli. One musza sie stac. Bo na nich opiera sie Twoje zycie. Jego cel - ktorego notabene wcale nie musisz znac. Wazne ze kazde zycie czemus sluzy i do czegos prowadzi w ogolnym rozrachunku.

    ALE... ale jak juz wspominalem, to jaka droge wybierzesz w tej sieci, aby dotrzec do tych punktow, do ktorych dotrzec MUSISZ, zalezy juz od Ciebie...

    Czy bedziesz szedl droga najkrotsza, zygzakiem, czy krazac i zawracajac - to jest Twoj wybor. Tak jak nasze zycie jest pelne wyborow, tak kazde nastepne "oczko" Sieci Losu, stawia nas przed wyborem jaka droge obierzemy. Czyli podsumowujac powyzsze krotko i prosto - ja nazywam to teoria kibelka. Tzn. jesli komus jest pisane ze ma umrzec na kiblu z opuszczonymi portkami - to tak bedzie. Ale czy to bedzie zaszczany kibel na melinie czy zloty kibel z atlasami w palacu, to juz zalezy od zyciowych wyborow przyszlego denata [/quote']

    Uzupełnić ten opis można, owszem - ale już wchodząc w pojęcia tak głębokie, jak hamingja (chwała, szczęście, powodzenie), megin (moc) i podobne. Bo nasze losy, wplecione w Wyrd, są powiązane z losami wszystkich innych ludzi, a szczególnie mocno z losami tych, z którymi łączy nas krew lub łączą nas wspólne wybory. Konkretnym postępowaniem możemy zmniejszać swoją - i tych, którzy są z nami związani hamingję - to samo dotyczy megin - życiowej mocy. Dlatego np. fakt, że tracimy życiowe powodzenie, że "szczęście się od nas odwraca" nie musi być żadnym przypadkiem czy wynikiem kierowanych przeciwko nam złych życzeń - może być po prostu wynikiem naszych działań wobec innych ludzi - działań niegodnych i niehonorowych. Jednocześnie, postępując w taki sposób, osłabiamy megin - i naszą własną i tych, którzy są z nami związani. A jeśli megin zostanie obniżona bardzo mocno - nie znajdzie się dla nas miejsce w żadnym z miejsc, do jakich trafia się po śmierci - w domenie żadnego z bogów - i przy mocno obniżonej megin nie ma na to żadnego wpływu sposób, w jaki żywota dokonamy - nawet jeśli zginiemy w bohaterskiej walce, nie trafimy wówczas do Walhalli czy Folkvangu. Nie trafimy nawet do Hel. Jeśli obniżymy ją wystarczająco mocno - trafimy do Nastrondu, na Wybrzeże Trupów, a stamtąd już wydostać się nie da, wtedy nie ma już żadnej szansy na naprawienie tego, co się w życiu naknociło.

    W uproszczeniu: człowiek, który w ciągu życia bardzo mocno obniżył megin - tak, że żaden z bogów go nie przyjmie, a jednak nie tak bardzo, by trafić do Nastrondu, predzej czy później urodzi się ponownie, w ramach własnego rodu. I będzie miał szansę megin odbudować, wzmocnić - tak, że bogowie go nie odrzucą. Istnieje zresztą znaczne prawdopodobieństwo, że w owym kolejnym życiu znów spotka się z tymi osobami, którym jest coś winien, wobec których ma coś do naprawienia. To dlatego regresje hipnotyczne (którym sama nie za bardzo ufam, mimo że kiedyś się z ciekawości takiej poddałam - i wcale nie podobało mi się to, co zobaczyłam, kiedy w końcu panu specjaliście udało się mnie zahipnotyzować, co jest prawie niemożliwe :p) wskazują na to, że w życiu spotykamy ludzi, z którymi już mieliśmy do czynienia, najczęściej są to członkowie naszych rodzin i inni, z którymi nasze życie i teraz jest bardzo mocno związane - ponieważ w Wyrd nie ma pojęcia czasu - spotykamy po prostu tych, z którymi nasz los jest najmocniej spleciony - i to z nimi często związane są kluczowe w naszych żywotach zdarzenia - owe obligatoryjne punkty B, C, D itd.

    Osłabiona megin może zostać wzmocniona - warunkiem koniecznym jest w tym wypadku jednak nie żal, nie rekompensowanie swoich działań, które ją obniżyły "ogólnie", ale zawsze wobec tych ludzi, wobec których wcześniejsze działania ją obniżyły. I nie przez zwykłe "przepraszam" - ale przez takie postępowanie, które naprawi to, czym daną osobę skrzywdziliśmy, dokładnie zniweluje to, przez co megin uległa osłabieniu.

    Tak ja to postrzegam - i tak postrzega to germańska wizja świata, którą przyjmuję za swoją - a w bardzo podobny sposób celtycka.

    2

  9. Ja lubię budzić ludzką niechęć i wrogość - sprawia mi to przyjemność, więc w niektórych środowiskach wręcz epatuję poglądami ezoterycznymi, nawet (w zależności od środowiska - w pewnych grupach ludzi - zwykle) takimi, z którymi nie zgadzam się w najmniejszym stopniu - tylko po to, żeby siać zamęt :D W zasadzie chodzi mi o brak akceptacji dla moich poglądów, zresztą niejednokrotnie, by budzić zamieszanie, przedstawiam je na najróżniejsze sposoby lub jako moje poglądy prezentuję coś, co wcale nimi nie jest :D

    Podobnie jak w środowisku ezoterycznym z tych samych powodów atakuję twardym racjonalizmem, choć nie do końca odzwierciedla to moją wizję świata ;)

    Ruch w interesie musi być, a nie ma nic bardziej mobilizującego do działania niż ludzka niechęć i przesyłana przez obcych "zła energia" :D

    0

  10. No ale rzecz właśnie w tym, że nie chodzi o grupę magiczną - chodzi o grupę zwykłych zjadaczy chleba, kompletnych mugoli, wśród których znajduje się jedna osoba pełniąca funkcję pośrednika między nimi i światem niematerialnym. Oprócz dwóch pozostałych wyznaczników, owa funkcja pośrednika, jedynej osoby w danej społeczności, mającej dostęp do świata duchów znamionuje szamana. Jeśli w grupie każdy tym się zajmuje, o szamanizmie nie ma mowy. Szaman to pośrednik dla tych, którzy sami między światami nie wędrują...

    Świeckie wspólnoty rozwoju duchowego? Mamooo... chrońcie mnie moce i bogowie przed takim czymś...

    0

  11. Sosno, ale to JEST element lamaizmu. Bo skąd się niby bierze ten lama w wiosce, jeśli nie z klasztoru? NIe jest naturalnym elementem społeczności, nawet jeśli wraca do tej wioski po pobycie w klasztorze i pełni tam określoną rolę. Bardziej to przypomina pozycję chrześcijańskiego księdza w parafii... W takim razie, skoro stawiamy znak równości między lamaizmem a szamanizmem - może postawmy go także między nim a chrześcijaństwem, przynajmniej w warstwie społecznej. Czemu mamy sobie żałować - uznamy wtedy że lama jednocześnie jest szamanem i proboszczem.

    W kwestii dalszych dywagacji co do tego, czym szamanizm jest, a czym nie, odsyłam do pozycji Andrzeja Szyjewskiego - obecnie najlepszego polskiego religioznawczy, będącego jednocześnie etnologiem - "Szamanizm". Potem możemy kontynuować dyskusję. Ale zapomniałam, ezoteryka neguje naukę. Bo jest od niej "mundrzejsza"...

    A świat jest piękny w swojej różnorodności. Nie ma potrzeby zawężać jej do jakichś ezoteorii.

    Frater - opierasz się na rozumieniu ezoteryka, który wybrał i inicjował sam siebie, pseudoszamanizm w wykonaniu Kinga nic z szamanizmem jako takim nie ma wspólnego. Chociaż King bardzo chciałby, żeby było inaczej...

    Szamanizm ma pewne konkretne cechy. I znam kilku szamanów, funkcjonujących w jak najbardziej współczesnej Polsce, którzy te cechy spełniają, natomiast teksty Kinga wyśmiewają... Ja też stosuję pewne techniki szamańskie, choć szamanką absolutnie nie jestem. Ale jeśli nie jesteś w stanie zrozumieć różnicy, i zamiast oprzeć się na sensownych definicjach, wybierasz jako podstawę swojej wizji ezooszołoma, czemu nie pójść dalej - do Castanedy i jego literackiej wyobraźni - na tym też wielu się opiera, chociaż dowiedziono, że żaden don Juan nigdy nie istniał. Mimo to wizja tego autora jest w wielu punktach bliższa szamanizmowi niż wydumka Kinga... A jeśli jesteś praktykiem - a wybierasz takie bzdety - to wybacz - i Ty - i Moderacjo - ale może choroba szamańska u Ciebie po prostu wciąż trwa? :>

    1

  12. Nie motywy szamanizmu. Motywy PRAKTYK SZAMAŃSKICH, a to jest różnica. Tego rodzaju praktyki były stosowane zawsze i wszędzie, także przez ludzi przez duchy nie wybranych i nie funkcjonujących w ramach grupy. Ponieważ są to techniki przydatne i skuteczne. Jednak stosowanie technik szamańskich, czy funkcjonowanie w społeczności, w której są na porządku dziennym, nikogo szamanem nie czyni. Szamanem czyni:

    1) fakt bycia wybranym przez duchy (podstawa, bez której ani rusz),

    2) inicjacja - przeprowadzana nie przez jakichkolwiek ludzi, ale przez duchy właśnie, sprowadzająca się do bardzo namacalnego przeżycia własnej śmierci, rozczłonkowania, kompletnej dezintegracji i następującego po tym odrodzenia, przebudowania siebie od podstaw, często - a wręcz zazwyczaj - w przebiegu tzw. choroby szamańskiej,

    3) funkcjonowanie w obrębie konkretnej społeczności i pełnienie w i wobec tej społeczności ściśle określonej roli.

    Szamanizm jest pewną konstrukcją społeczną, mimo wszystko - z umiejscowieniem szamana jako pośrednika między społecznością a duchami/mocami - ze spełnianą funkcją kapłańsko/magiczną, która w kulturach wyjściowych staje się jego "zawodem" i jedynym źródłem utrzymania, obecnie jednak jedną z cech konstytuujących szamana wciąż jest działanie w ramach i dla konkretnej społeczności, konkretnego "plemienia". Jeśli w niektórych/konkretnych kulturach techniki szamańskie stosował/stosuje każdy, nie wiąże się to z pełnioną rolą, konkretnym pośrednictwem między grupą/plemieniem i światem "pozamaterialnym", o szamanizmie nie ma mowy.

    Chyba że znów wkręcimy się w ezoteorie, łączące ze sobą wszystko, co ma ze sobą jakąkolwiek wspólną cechę w jeden worek i opisywanie tego worka wspólną nazwą.

    3

  13. Nie chce mi się rozpętywać takiej wojenki, jaką pamiętają niektórzy po ogłoszeniu pani Weroniki Wer... Zwyczajnie mi się nie chce...

    Przede wszystkim dla bycia szamanem niezbędna jest społeczność, konkretna społeczność, w której się funkcjonuje i dla której pełni się pewne "usługi". Znaczenie ma też bycie wybranym przez duchy, nigdy odwrotnie. Nikt o zdrowych zmysłach sam siebie dobrowolnie szamanem nie mianuje, jeśli nie został wybrany, powołany (tak, kwestia "powołania" to nie monopol chrześcijan) i nie ma grupy, dla której pracuje.

    Pomijając doświadczenie kompletnej dezintegracji i rozsypki - śmierci i odrodzenia, które dla inicjacji szamańskiej - samego zostania szamanem jest podstawowe...

    To, o czym piszesz, frater, to core szamamizm - wymysł ezoteryczny, który koło szamanizmu nawet nie leżał, mimo że pewne praktyki szamańskie sobie zawłaszcza.

    1

  14. Hmmm... a to temat o muzyce czy agresji, bo się trochę pogubiłam? Aaaaa.... o muzyce, która wywołuje agresję, tak?

    Bo chciałam zwrócić uwagę na fakt istnienia agresji konstruktywnej - i to nie tylko tej, która włącza się, gdy przychodzi do ratowania własnego tyłka albo tyłka kogoś od nas zależnego, ale również tę, która popycha do działania gdy wszelkie zwykle środki zawodzą. Tę, która pcha do brania się za bary z problemami. Tę, która nie pozwala na to, by ktoś w imię wszechmiłości i wszechszacunku dał się stłamsić systemowi, mobbingowi, ludziom go wykorzystującym. Która zmusza do działania wbrew wrażeniu bezradności.

    Natomiast sama muzyka? Hm... Wydaje mi się, że muzyka - choć niewątpliwie wpływa na emocje - nie ma mocy wyzwalania ich w takiej sile, by nie dało się nad nimi zapanować. Chyba że ktoś po prostu ma problem z panowaniem nad sobą i samokontrolą. Wtedy agresję mogą wzbudzić nawet "Cztery pory roku" Vivaldiego... albo uważna lektura Biblii, której pewne fragmenty zdecydowanie mogą ją obudzić - i w zależności od poglądów czytającego - albo w kierunku jej wyznawców albo przeciwnym ;)

    Nie wierzę w istnienie muzyki tak bardzo sterującej emocjami, by nie dało się ich świadomie opanować. Albo ja się z taką nie zetknęłam. Wierzę natomiast w słabeuszy, którzy winę za własne problemy składają na dowolny czynnik zewnętrzny - czy to będzie muzyka, czy lektura. Zamiast wziąć się za bary z własną psyche i samodzielnie ją kształtować, do czego panowanie nad sobą jest pierwszym krokiem.

    1