Vanilia22

Użytkownicy
  • Zawartość

    707
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Posty dodane przez Vanilia22


  1. Hmm w kwestii tego konfliktu wewnętrznego jaki pokazał ten sen myślę, że odnosi się nie tyle do ezoterycznych spraw ale do hmm podejmowania pewnych decyzji, które mogą zmienić niemalże wszystko czym żyła moja rodzina. W związku z tym moja obawa wypływa iż zostanę zwrócona w połowie drogi zabijając mojego "przyjaciela"- czyli ducha walki. Konflikty z jedną stroną-praca, konflikty z drugą stroną- rodzina sprawa, że czasami nie ma sie siły na podejmowanie jakikolwiek działań.

    Czasem mam wrażenie, że albo ja ześwirowałam albo ludzie głupieją, gdyż zaczynam myśleć kompletnie inaczej a moje zdanie , jakże odmienne, zaczyna być solą w oku innych.

    Byka potraktowałam na początku jak takie zwierzę mocy wewnętrzne każdego z nas. Ale pełnił też tutaj funkcję opiekuna. To połączenie może też wskazywać nie tylko na moją siłę wewnętrzną ale też pragnienie zjednoczenia się i połączenia z tym i kim ;-) co dawało mi siłę i poczucie bezpieczeństwa jeszcze rok temu. Tylko, że nie jest to sen o pragnieniach... Intuicja podpowiada mi, że rzeczywiście odbyłam podróż do głębi siebie, tam, gdzie znam te miejsca uczucia ale o nich zapomniałam i powoli zaczynam sobie przypominać to co we mnie jest, że mogę i mam siłę. Popatrz jednak też na to, że we śnie nie widziałam żadnej możliwości zmian- brak skrzydeł, łódki... Dopiero postawa byka bez zastanowienia poderwała mnie do walki. Podjęcia działania i zjednoczenia się wreszcie.... z sama sobą..

    Jeszce jedna sprawa mnie tutaj zastanawia. Poczucie w jakim okresie sen się śnił oraz to jak się czułam po obudzeniu pomijając kwestie kobiece. Bo po raz pierwszy poczułam integrację swego snu z fizycznością. Odczuwałam to jakby w półśnie bedąc świadomą, że jeszcze śnię ale czuję skutki tego lotu...

    Jeszcze raz wielkie dzięki:):):):):):):):):)

    0

  2. Dzięki Szepcie za tą interpretację. Właśnie sobie zdałam sprawę, jak trudno mi jest samej sobie sny interpretować, gdyż za dużo mam "myśli" o sobie, które by pasowały i nijak dopasowanie elementów gdzieś mi się rozmija.

    I po stokroć dzięki za pomoc, gdyż zdaję sobie sprawę jakiej moje sny wymagają analizy .... ech

    Najciekawsza dla mnie jest symbolika kolorów w tym śnie. Zastanawiałam się długo czy to co myślę a to co czuję wobec tych kolorów jest równoznaczne czy też mijam się gdzieś z nimi po drodze. Okazało się, że jeszcze tkwi tu inny haczyk, nad którym popracuję.W rzeczywistości ostatnio kolory dobitnie świadczą o tym co się we mnie dzieje. Wybieram często nie świadomie fiolety nie tylko do ubioru lecz otaczam się nim w domu, kupując kwiaty, jasną zielenią wybierając wszystko co związane jest z wygodą (kanapa, pościel itd)... Czerwień coraz częściej przebija się przez gąszcz fioletów.

    Tak myślę, że sobie poradzę z ich interpretacją chociaż trzeba spojrzeć czasem na to w jakich i kiedy sytuacjach towarzyszą nam te kolory.

    0

  3. Kolejny sen: ostatnio śnią mi się ciekawe rzeczy....

    Jestem w swoim mieszkaniu. Wygląda inaczej, jest mniejsze, składa się dwóch pokoi. Ściany są białe, właściwie to taka złamana biel z szarością Nie czuć tu szpitalną czystością ale odczuwam zmianę. Chodzę po pokojach i w jednym z nich widzę jedną z dziewczyn w mojej pracy. X krzyczy na mnie coś od rzeczy, nie patrzy mi w oczy. Nawet nie próbuje. Tylko gestem i słowami chce mnie zakrzyczeć, pokazać, że ma rację. Wychodzę nie chcąc dłużej znosić jej emocji. W drzwiach mówię, że wiele u mnie straciła. Szukając schronienia w drugim natykam się na brata. Siedzi przed stołem z posępną miną. W pokoju jest dziwnie ciemno, a on puszcza dymek z papierosa. Mówi do mnie o wszystkich swoich żalach, o nienawiści do mnie, mówi że w tajemnicy zabił kogoś mi bliskiego z kim kiedyś byłam, dziwnie słucham i w to wierzę, patrzę mu w oczy i widzę jego determinację. Zastanawiam się w głowie, jak to sprawdzić? Co mam zrobić? Tak to wszystko mnie przygnębiło, że wróciłam do swego pokoju, położyłam sie na łóżku i próbowałam zasnąć, spodziewałam sie, że ktoś przyjdzie i sen bedzie kontynuowany a tu nagle nic, jakiś zastój.

    Leżę i czekam resztką świadomości czuję, że to sen- nie sen, że to nie normalny zastój. I wtedy pojawił się obok mnie cień. Odpędzam go myśląć, że to coś nie fajnego. Z każdą jednak chwilą cień zaczął formować kształt. Pojawił się pysk, ogromne oczy byka! Byk miał nietypowe oczy. Owszem źrenice były ogromne wokół źrenicy na białku jak w zegarze było 12 symboli. Nie pamiętam ich. Wiem, że były skomplikowane w swej strukturze. Gdy go zobaczyłam przypomniałam sobie, że już kilka razy pojawił mi się we śnie. Nigdy jednak nie widziałam go tak blisko. On był ucieleśnieniem łagodności, poczułam, że jest mi bliski, że się mną opiekuje z boku choć go nie widzę i nie czuję. Pozwoliłam sobie go pogłaskać po pysku, uśmiechnęłam się do niego. Usłyszałam męski głos mówiący, że musi mi coś pokazać. Skądś znałam ten głos. Gdzieś już kiedyś go słyszałam.

    Poszłam za nim na korytarz, który był w półmroku. Tam spotkałam ogromnego wielkiego złotego Gryfa. Miał piękne skrzydła ogromne łapy. Praktycznie wypełniał całym sobą korytarz. Byk mu oddał delikatny pokłon z szacunkiem kiwną swoją głową. Gryf odezwał się. Spojrzał we mnie swymi oczami i powiedział, że musimy zejść. Korytarz niemal wisiał nad ziemią. Nie było jednak schodów. Odpowiedziałam mu, że pójdę ale nie mam jak, gdyż ani ja ani mój towarzysz nie mamy skrzydeł. Gryf sprawił, że z korytarza zrobiły sie drobne schody idące ku ziemi lekko skręcały na prawo. Njpierw schodził Byk ja za nim.

    Moje zdumienie było wielkie kiedy dotknęłam ziemi. Znalazłam się na plaży, wokół, aż po horyzont było morze, spokojne, fale delikatnie dobijały brzegu, nie daleko majaczyły klify wyspy tego akwenu. Resztkami świadomości pomyślałam, że to ie jest normalny sen. Gdzieś kiedyś tu byłam. Wtedy Gryf odbił się od ziemi i wylądował na ysokim klifie na wyspie. Doskonale go słyszałam pomimo ogromnej odległości. Znów spojrzał się na mnie i mówi:

    - Musisz się znaleźć tutaj. Musisz to zobaczyć - pomyślałam jak? nie ma łódki nie mam skrzydeł. I wtedy znowu usłyszałam znajomy męski głos

    - Chyba nie mamy wyjścia - odwracam się w tą stronę i widzę jak mój byk rozkłada ogromne skrzydła! Niewiele myśląc wskakuję na mego opiekuna a on jednocześnie bierze rozpęd. W locie łapię go za szyję i stapiam się w nim z jedno. Z chwilą kiedy czuję się w tym locie bezpiecznie czuję ciepło na całym ciele. Czuję jak moje ciało promienieje i delikatnie się wybudzam czując to fizycznie. W sercu przepełnia mnie radość tego lotu. Serce bije mi mocno. Wiatr rozwiewa mi włosy. Czuję w dole brzucha ból. Zbudzam się. Dostałam okres.

    To jeden z piękniejszych snów jaki wyśniłam.

    Czy ktoś może mi pomóc co o tym sądzić?

    0

  4. Hmm zauważyłam również odnośnie samej kury domowej- mam skojarzenie pewne z lat dziecinnych, kiedy na mym osiedlu, duzo mieszkało rodzin, gdzie pracowali tylko mężowie.

    Mamy- te spełnione i szczęśliwe w domu, były zawsze radosne uśmiechnięte, dzieci też czuły sie bardzo dobrze. Widać było od razu, że w takim domu jest dobrze. Przykładem tego jest moja sąsiadka, która zajmowała się swoimi dziećmi, domem i była z tego zadowolona. Mąż gdy wracał do domu zastawał dom pachnący chlebem, ciastem śmiechem dzieci i nawet teraz kiedy juz oboje nie pracują, dzieci dorosły ona ze śmiechem bawi wnuki, realizuje swoje pasje jakim jest uprawa działki i wcale nie czuje sie ograniczona.

    Natomiast kura domowa- to określenie kojarzy mi sie z pewną panią, która musiala zając sie swoją 3 pociech z obowiązku, gdyż młodsze mocno chorowało. Kochała swoją pracę bardziej chyba jak dzieci co przedkładało sie na szczęście tych dzieciaków. Tą pania kojarzę wiecznie zaniedbaną, z dresach poplamionych zupą, z najmłodszą na rękach z mina udręczonej baby, która ma kompletnie dosyć tego stanu. Nie wiem co dalej z nimi działo gdyż się wyprowadzili z osiegla do wiekszego miasta.

    hmm to tyle moich skojarzeń...;-)

    0

  5. Hmm dobre pytanie.

    Od jakiegoś czasu nachodzą mnie małe analizy ostatnich 2-3 lat, które rozpoczynały moją drogę z Reiki. Wnioski mam juz z lekka inne niz np dwa tygodnie temu. Chyba wiesz o co chodzi.

    Uzmysłowiłam sobie jedną rzecz, która powiedzmy zmieniła moje podejście do Reiki, pracy z energią i przede wszystkim - pracy nad sobą.

    Drugi stopień był, i w sumie jest wciąż, katalizatorem zmian uwalniających mnie od rzeczy, spraw ludzi, które nie były dla mnie dobre. Błędne decyzje jakie podejmowałam w przeszłości dosłownie pokazywały mi się przed oczami. Wszelkie skutki tych decyzji odczuwałam boleśnie. Odnosiło się to przede wszystkim obrębie pracy z emocjami i ludźmi, przyjaciółmi, rodziny itd.

    Drugi stopień oceniam jako mocny kopniak. Dał mi wiele. Pokazane mi zostały moje emocje, pragnienia zarówno na płaszczyźnie fizycznej jak i emocjonalnej, pokazane zostały wszystkie wręcz palące problemy, z którymi radziłam lepiej lub gorzej.

    Najbardziej jednak skupił się wokół ludzi, których kocham, są ze mną lub nie. Tutaj doznawałam odkryć, które co chwila mną wstrząsały. Zaczynałam dostrzegać wokół siebie nagą prawdę. Chociaż po III stopniu- doszłam do wniosku, że juz nic nie jest takie oczywiste jak mi się wcześniej wydawało;-)

    No i kolejna rzecz myślę, że chyba największa nauka jaką otrzymałam- cierpienie jakiego doznałam to nie kara. To nie jest po to by mnie pogrążyć. To lekcja, z której warto wyciągać wnioski i na nich budować od nowa.

    Ostatnia sprawa- warto ja poruszyć ponieważ ostatnio często słyszy się o pracy z nauczycielami Reiki, którzy chcą do siebie przywiązać swego ucznia by taki adept robił koniecznie wszystkie inicjacje u jednego mistrza. Powiem Wam, że miałam to szczęście, że Moja Mistrzyni ;-) dała mi pełna swobodę w pracy, uczyła, rozmawiała, pomagała mi w rozwiązywaniu problemów ale nigdy nie czułam żadnej presji robienia czegokolwiek. Był czas totalnego odseparowania się od ludzi wszystkich niemalże, wiedziałam, że moja mistrzyni sie tym martwi. Bała się o mnie ale dała mi ten czas i wiedziałam, że kiedy bedę jej potrzebować mogę zawsze zadzwonić. dlatego to mi dalo bardzo duzo. Okazało sie po prostu, że mam przyjaciół i nawet jak robiłam przysłowiowe jazdy bez trzymanki- znieśli to dzielnie. Dlatego Wam Za to DZIEKUJĘ. Bez WAS bym tego nie przetrwała. :_usta:

    0

  6. Noc. Wysiadam z autobusu na środku ogromnego parkingu. otaczają mnie głownie mężczyźni wybierający się do Moskwy, by zobaczyć miasto. Autokar miał wiele wygód, lecz było ciasno i kiedy wyszliśmy wszyscy zaczęli się przeciągać. Kiedy stanęłam na parkingu zobaczyłam wizję szklanych dachów, okien, nawet schodów jednego z budynków jaki miałam zwiedzić. Wszyscy wybierali się do centrum więc chłopaki załatwili nam transport. Po chwili podjechały do nas takie małe go-cardy, które mieściły dwie osoby. Ja miałam prowadzić jeden z nich, który nie był ani pierwszy ani ostatni. Kiedy wyjeżdżaliśmy z parkinu zaczęło świtać. Jechaliśmy gęsiego jeden po drugim by nie zgubić nikogo. Kiedy juz był jasny dzień natrafiliśmy na bardzo stromy podjazd w górę, który przecinała ruchliwa ulica. Prowadziło mi sie dobrze taki pojazd choć był zwrotny i trzeba było uważać. Mój pasażer na tyle czuł się swobodnie, że "łapał słoneczko" na twarzy. Kiedy znaleźliśmy sie przed tym podjazdem poczułam w sobie siłę, że dam rade tam podjechać sama. Kolega nagle zniknął a ja wyrwałam do przodu zostawiając resztę w tyle. Podjazd był wyłozony grubym dywanem asfaltu do tego stopnia, że brzegi wryły grubą dziurę poza jezdnią. Miały te "bulwy" czyli brzegi jezdni takie jasno szare paski bardzo cienkie (utkwił mi ten szczegół jak nic innego. Mocno trzymałam kierownicę, mój towarzysz postanowił wyskoczyć i pogadać z kumplem a ja prowadziłam sama. Trzymalam mocno, gdyż mimo, że jezdnia była prosta to jakoś telepało całym pojazdem. Wreszcie zajechałam na sam szczyt. Byłam pierwsza a z dolu widziałam sznur go cardów i mopjego "partnera " jazdy, który stał witając się z jakimś facetem na samym dole. Pamietam, że jego kolega był ubrany we fioletową koszulę a mój towarzysz czarną. Moje autko miało kolor czerwono biały.

    Dodam, że potem dalej jechałam juz sama w ruchliwej ulicy ale nie dotarłam jeszcze do centrum. Obudziłam sie przedwczesnie...

    Ktos wesprze?

    0

  7. Przede wszystkim nikt nie mowił, że jest jakieś uniwersum na wszystko. A to czy ktoś wierzy we wszystko co inni mówią, to jest jego wybór. Kazdy z nas ma jakieś doświadczenia i postzrega pewne rzeczy tak, a nie inaczej, a jesli chce się tym dzielić to się dzieli. Nie jest jednak jego winą, że są ludzie, którzy mają klopot z wzięciem na siebie odpowiedzialności a zamiast tego slepo powtarzają cudze doświadzcenia i cudze postzregania.

    Co ciekawe często się nie słyszy nawet tego, że osoba, którą sie uznało za nauczyciela w danym momencie swej ścieżki, sama zacheca do szukania własnych prawd, doświadzceń itd. I w chwili gdy coś idzie nie tak, zaczynaja padac słowa w stylu: On(Ona) narzucili mi swe zdanie, kazali mi, wmawiali itd. Zapomina się o tych słowach, które zachęcały do szukania siebie swoimi metodami, guru staje się nagle sekciarskim wrogiem, a cala wina za własną nieodpowiedzialność i swoje leki, spada na niego lub innych.

    Wiesz Szepcie… Bardzo się cieszę, że poruszyłaś tak ważną kwestię.

    Bo często obie strony się mylą albo maja rację? Przecież nie ma uniwersum ale są tzw „dobre rady”, które się przyjmuje lub nie. I problem nie leży tylko w udzieleniu rad ale w sposobie jakie się to robi. Zazwyczaj nieświadomie przyjmuje cos co jest „prawdą i tylko prawdą” lub też „sprawdzonym sposobem bo na mnie działa”. Ale bardzo szybko rzeczywistość weryfikuje tezy lub je podtrzymuje. A co wtedy kiedy ktoś po wysłuchaniu stwierdza, że wybiera inna drogę? Często słyszy się wtedy „bunt”, „brak odpowiedzialności” itd. Jest niedowierzanie, bo tyle czasu się nagadało a wyszło, że to bez sensu. Ile razy słyszało się o takich przypadkach? Mierzi mnie szczerze takie podejście, kiedy widzi się tylko swoje podejście, a nie próbuje dać swobody w podejmowaniu decyzji nawet jeśli jest postrzegana jako błąd. A odpowiedzialność za siebie rodzi się właśnie w samodzielnym podejmowaniu decyzji, kiedy upada się, popełnia błędy ale dzieki temu rodzi się świadomość samego siebie. Zaczyna się dostrzegać to co kiedyś ktoś kładł do głowy….

    Z drugiej strony sporo jest osób, które niestety starają się naśladować za wszelką cenę swoich nauczycieli. I nie tylko tych od Reiki czy innych, ale nawet ludzi ze swego otoczenia. Bo wydaje im się, ze są lepsi, mądrzejsi, bardziej lubiani, dalej zaszli w rozwoju itd. I zamiast poszukac siebie w sobie staja się sztuczni nasladując innych. Bo jak on coś umie, to ja też chce, jak on jest tym, to ja tez mogę. Itd.

    Owszem, fajnie jest sprobowac i poznać to i tamto, ale nie starać się być tym kim się nie jest, dla poprawy własnego samopoczucia. Bo to może wiecej szkody przynieśc niz pożytku.

    Tu się z Tobą zgodzę i… nie zgodze do końca. Często jest tak, że w chwilach kiedy powiedzmy „uczeń” postanowi odnaleźc swoja drogę sam ma dosyć i odchodzi. Nie znaczy to jednak, że nie dostrzega innych możliwości jakie podsuwał mu nauczyciel. Problem nawet nie lezy w tym, że nie wybrał danych propozycji ale w tym, że nauczyciele często czuja się zdziwieni taka postawą ponownie zwalając to na nie śmiertelne już „brak odpowiedzialności za siebie”. Bo mnie nie posłuchał, bo nawet nie zaczął, bo nawet nie spróbował…. I tu sięgamy w tym momencie o sedno sprawy. O sens bycia nauczycielem i uczniem. Czy tzw nauczyciele uczą by usłyszeć jak ich rady się sprawdzają jacy to SA fajni łechcąc swoje ego ? czy może chodzi tu o cos znacznie wiecej a co jest pomijane?

    Takie decyzje nie są łatwe, kiedy postanawia się iść swoją drogą. Mylnie traktuje się je jako ucieczkę ale w głębi duszy jest to poczucie, że nadszedł czas na swe działania bez względu na dobre słowa innych. Co może zranić. Co może boleć ale właśnie takie sytuacje dają szansę na własna naukę. Podstawy zostały zasiane :) I to jest cos czego nie można kupić za żadne pieniądze….. :) Ja np jestem ogromnie wdzięczna za to co dali mi moi nauczyciele życia jakim są moim przyjaciele.

    A czy reiki jest scieżką prostą i bezbolesną. Tak, jest jedną z wspanialszych metod uzdrawiania i pracy nad soba. Działa skutecznie na wielu obszarach życia a jednoczesnie jest proste i łagodne. Kojące nawet. Oczywiście na każdym etapie (stopniu) działa inaczej, ale nie boleśnie. Bolesnym to może być zmierzenie sie samemu ze sobą, przepracowywanie swoich lęków, matryc, swoich słabości, stanięcie twarza w twarz z własnycm cieniem, ale nie reiki. Reiki jedynie (na pewnym etapie) inicjuje pewne rzeczy, aby się z nimi rozprawić czy rozliczyć, wydobywa z nas to co ukryte, ale co my z tym zrobimy, to nasza wolna wola, a nie działanie reiki. Ono samo w sobie jest pełne prostoty i lagodności.

    A w tym miejscu warto powiedzieć, ze każda ścieżka na którą wejdziemy, prędzej czy później wydobędzie z nas to, co wydobywa też reiki. I z czym powinno się uporac, jesli nie chce się kręcić wokół własnego ogona.

    Reiki nie jest bolesne, ból zadajemy sobie sami poprzez leki i brak odpowiedzialności. Bolesna może też być inicjacja szamańska i to doslownie i w przenosni, ale nie Reiki, choć obydwie metody pozwalaja pozbyc się swoich lęków.

    Kolejny raz się z Tobą nie zgodzę. Reiki pokazywane jest jako coś bezbolesnego, coś co nie sprawia kłopotu i praktycznie od zaraz można pracować z energią. To, że wydobywa na światło to co potrzeba to jedno. Problem oczyszczania jest moim zdaniem bagatelizowany. Traktowany dośc powierzchownie. Może nie traktuje się tego tematu jak tabu ale odbieram często sygnały, że problemy jakie wynikają w trakcie trwania oczyszczania są bagatelizowane. Wszystko się podpina pod lęki, brak odpowiedzialności itd.? A cóż to ma z tym wspólnego? Dlaczego nie patrzy się na ten problem szerzej? Dlaczego nie widzi się tego, że Reiki wydobywa znacznie więcej niż się o tym mówi i chce mówić? Dlaczego wciąż pokutuje takie twierdzenie, że to wina osoby inicjowanej? Czy problem nie lezy znacznie głebiej niż się wydaje?

    W Szamaniźmie np bardzo dużo mówi sie o inicjacji. O tym jak trudna to droga, często pełna poświęceń i trudów. A Reiki? To tylko energia dobra na wszystko, gdzie po trochę trudnym okresie oczyszczania jest potem pieknie sielnkowo i wręcz rzyga się teczą. Tak mniej więcej sie o tym mówi i pisze. tylko pytanie? Gdzie tu realia?

    Zgodzę się z tym, że Reiki Energia jest cudoowna, ma wiele zalet i może naprawdę pomoć uzdrowić nasze życie. Nie zgodzę się i nie bede zgadzać w tym, jak traktowany jest okres oczyszczania, gdzie to nie ejst ani sielankowe ani łatwe.

    0

  8. Dzięki Za Wasze wypowiedzi. Nie spodziewałam się takiej dalszej konwersacji.:)

    Do Enigmy.

    Napisałaś: Vanilia rozumiem Cie doskonale... Ta samotnosc to nie do konca jest taka samotnoscia... Kazdy z nas, kroczacy droga rozwoju duchowego jest w pewnym sensie samotnikiem. Do wielu prawd musimy dochodzic sami i nie pomoze nam w tym nikt... Polecam prace nad czakra serca gdzie znajduje sie zrodlo milosci i wszelkiego zrozumienia. Ponadto popracuj nad urzeczywistnieniem w sobie Swiadomosci Chrystusowej. Pozdrawiam serdecznie i zycze powodzenia."

    Dzięki za dobre wskazówki. Tak się jednak składa, że mój przypadek nie jest do końca taki w którym można zastosować w pełni te rady. Okazuje się bowiem, że życie nas może totalnie zaskoczyć i to co wydaje się być uniwersum na wszystko może się nie sprawdzić u kogoś. Jestem tego żywym dowodem. Nie wiem do końca czym jest Świadomość Chrystusowa. Nie wiele pamiętam z tego co pisał winter :zmeczony: Dla mnie wszystko jest kwestią indywidualną. Trzeba jednak uczyć się czasem na błędach by odnaleźć swoją ścieżkę po której można kroczyć świadomie, z radością czerpiąc z tego ile się da. Ale czy można wierzyć we wszystko ci piszą i mówią (np w książkach, religiach , mediach itd)?

    Własnie mnie to zastanawia od zawsze dlaczego wierzy się we wszystko co inni mówią, piszą przekazują a przestaje się słuchać samych siebie? Bo jest dla mnie dobre a co nie jest?

    Warto pisać o trudach bycia Reikowcem. Nie jest to ścieżka prosta, bezbolesna. ale nie mieszajmy w to wszystkie religie świata. To bez sensu.

    0

  9. Tak sobie czytam ten wątek. Minęło trochę czasu więc myślę, że przydał by się mały update.

    Sporo się działo. W głowie, emocjach, w życiu. Zaszły ogromne zmiany szczególnie w kwestii duchowej.

    Myślę, że inicjacja odsłoniła wiele spraw, które wymagały wręcz natychmiastowego działania ale byłam wręcz przytłoczona ilością, treścią i dobrymi radami przyjaciół. Kocham ich za to, że są, byli... być może będą być może nie. Ten ciężki okres nauczył mnie własnie patrzenia inaczej na siebie, na przyjaciół, na zycie jakie prowadziłam do tej pory.

    W tej podróży zaczęłam słuchać swego głosu. Odkryłam, że nie myślę tak jak inni. Nie czuję tak jak inni ale nie jestem gorsza ani lepsza od innych. Postawiłam na czasową samotność od ludzi, którzy są mi bliscy. Nie dlatego, by sie odcinać ale dlatego by poznać siebie nie cudzymi oczami.

    Trudny okres nie minął jeszcze do końca ale powoli systematycznie oczyszczam swoje życie. Jest ciężko, czasem naprawdę aż korci by złapać za telefon i pomęczyć o tym jak mi jest źle. w takich jednak momentach spogląda się na ten telefon, na ten komputer, na tą samotność w śród ludzi i czuję, że w tym bólu wolę być sama ze sobą.

    Ktoś napisał, że sami sobie wmawiamy, ze okres oczyszczania może być ciężki. Nie wmawiałam sobie niczego a wyszło tak, że wszystkie aspekty mego życia runęły jak domek z kart. Wszystkie. Po kolei. Karta po karcie odsłaniając zgliszcza. ale od nas zalezy jak będziemy znosić wszystkie trudy. Walcząc z nimi czy je przyjąć i próbowac zmienić. Jak murarz budujący nowy dom. wybaczcie mi ten sentymentalizm. Dziś dołożyłam kolejna cegiełkę do tego domu. Widzę, że warto było to wszystko przechodzić.

    Pozdrawiam:)

    2

  10. wreszcie trafiłam na dział:) chyba dobrze zrobię, że wstawię tu kilka uwag na temat jakże mi bliski od paru lat. chciałam zaznaczyć, że to co napiszę to tylko moje subiektywne odczucia ale mam nadzieję, że ktoś podzieli się uwagami na ten temat.

    Otóż od jakiegoś czasu (pierwszy raz był jakiś 3-4 miesiące temu) miałam możliwość skorzystania z Groty solnej w moim mieście. Jesli ktoś ma jakieś doświadczenia w tym temacie proszę o opinię. Grota solna okazała sie dla mnie wręcz niezbędnym elementem relaksacji jak i oczyszczania swego organizmu z wszelkich złogów złych emocji energetycznych bloków a przede wszystkim pomaga mi całkowicie się zrelaksować i zregenerować. Ostatnio zaczęłam oddychać w grocie bardzo głęboko stosując reiki do oczyszczania swego wnętrza. Doszłam do poziomu, gdzie potrafię tak głęboko sie zrelaksować aż cale moje ciało jest ogromnie takie ciężkie, prawie go nie czuje. Mam jednak jedno Ale. w trakcie wchodzenia w taki płytki trans mam wrażenie, że trochę pływa moje ciało, czuję się jakbym dryfowała po wodzie i czuje sie z tym trochę dziwnie. czy taki stan jest normnlany czy też już przechodzę w trans medytacyjny? wiem powinnam to już wyczuć ale w tym miejscu wszystko odczuwam nieco inaczej niż normalnie.

    Szczerze polecam odwiedziny w takim miejscu. świetnie pomaga leczyć nadwyrężone nerwy, wspomaga w leczeniu depresji. Po wyjściu z groty jestem lekka, odprężona i mam siły na pokonanie kolejnych dni. Próbował ktoś?

    0

  11. Mnie się zdaje, że troche dwa różne pojęcia. Choć dla mnie ten :dziecięcy wierszyk: był zawsze traktowany jako słowa skierowane do mego stróża, który zawsze przyglądał się temu ceremoniałowi z ciepłym usmiechem. Natomiast Anioł Pański to już nieco inna kategoria. Zawsze miałam uczucie że chodzi tu o Gabriela, który zawsze byl traktowany jako wysłannik Boga. No ale nie jestem znawcą. Mówie to tylko z mojej pamięci.

    0

  12. Nigdzie nie mówiłam, że zobaczenie z ciekawości jest naganne ani złe. Chodzi mi o to, że kontakty z Aniołami niosą z sobą pewien ładunek informacji, z którym trzeba się nauczyć funkcjonować. Zazwyczaj jeśli się nam udaje to wiążę się to nie tylko z widzeniem Naszego Opiekuna ale też poszerza się obraz na inne Istoty niekoniecznie miłe i piękne co jest trudne zwłaszcza na początku. Potem następuje nauka odróżniania kto jest "dobry" a kto ma wobec nasz nieszczere intencje.

    Mówię to tylko w własnego doświadczenia. Nie twierdzę, że Kontakty ze Skrzydlatymi z ciekawości są złe ale warto nad takimi sprawami pomyśleć. Wtedy łatwiej jest pewne sprawy zrozumieć i poruszać się w obu światach.

    O konsekwencjach wspomniałam wcześniej- często kontakty z takimi istotami poszerzają percepcję o więcej elementów na które nie każdy może być przygotowany. Ja nie byłam i dziś pewnie inaczej podeszła bym do tematu nie popełniając pewnych błędów.

    1

  13. Hmm Akurat ja tej pani nie dowierzam bo to co czasem przy niej widzę i czuję jak na nią patrzę nie wiele mi się kojarzy z anielskością nie mówiąc już o bezpieczeństwie. Oczywiście każdy z nas może sobie wybrać drogę komunikacji z Aniołem. Ale trzeba sobie zadać podstawowe pytania:

    1. Dlaczego chcemy się z nim skontaktować?

    2. Czy naprawdę jest to wewnętrzna potrzeba pochodząca z głębi serca? Czy tylko chęć zobaczenia jak to jest?

    3. Jakie konsekwencje mogą nas spotkać w kontakcie z Aniołami?

    Myślę, że warto sobie takie pytania zadać i odpowiedzieć sobie szczerze bez ściemy. Wtedy kontakt ma zupełnie inna znaczenie i naprawdę wiele można z tego wynieść pamiętając o wszystkich aspektach jakie po drodze możemy trafić. Te dobre i te mniej.

    0

  14. Dzięki Lamo,

    Bardzo Ci Dziękuję za interpretację. Rzeczywiście sen jest mocny w przekazie i długo nie mogłam go zapomnieć.... Pojawił mi się w specyficznym momencie w życiu, kiedy podejmuję nie raz trudne decyzje wbrew memu otoczeniu... Co za tym idzie sen jest mocny bo ma w sobie dwa aspekty, które odzwierciedlają sytuację w rzeczywistości jak i wewnątrz mnie samej. W zasadzie rzecz ujmując nastąpił taki rozpad, rozwidlenie (stąd pewnie dwaj dentyści).

    Mnie się zdaje, że sen, pokazuje mi wyraźnie co jest moim problemem gdzie powinnam szukać swoich rozwiązań a zarazem też widać jak to jest trudne stawić czoła Sadyście (w moim rozumieniu oczywiście).

    Najbardziej jednak przeraziła mnie krew w ustach. Miałam z tym problem ponieważ jest to dla mnie symbol życia tkwiący bardzo głęboko wręcz u sedna egzystencji. Gardło natomiast miejscem gdzie wyrażają się wszelkie zmiany emocjonalne, czy też życiowe. Jeśli w gardle zaczęło mi się to wszystko pienić to oczywiście zaczęłam myśleć o najgorszych scenariuszach (oj oj). Ale kiedy przeczytałam Twoją interpretację to uspokojona nieco i rozbawiona swoją logiką :D doszłam do wniosku, że masz sporo racji. Ale symbol mężczyzny to hmm można rozumieć w wieloraki sposób i co ciekawe też się zgadza z sytuacją życiową jak i emocjonalną.

    Kurcze. Już nie poproszę skrzydlatych o sny ..... :D

    Pozdrawiam

    M

    0

  15. Witajcie,

    Kolejny sen ale tym razem nie jest zbytnio miły.

    Śniłam podwórko, jakieś bloki i między nimi były dwa fotele dentystyczne. Były one ułożone plecami do siebie, gdzie po obu stronach byli dentyści. Jeden wydawał się milszy od drugiego, który własnie komuś borował ząb. Poszłam do tego milszego ale się okazało, że musiał gdzieś iść i ten drugi sadysta miał się mną zająć zdjąć mi aparat ortodontyczny. Kiedy się odwróciłam w jego stronę koleś był wręcz szczęśliwy miał złośliwe spojrzenie i w ręce trzymał ogromną wiertarkę. Jak tylko to zobaczyłam poczułam, że muszę uciekać. Po pretekstem pójścia do WC poszłam do jakiejś komórki, gdzie było pełno rzeczy dla niemowląt. Łóżeczko, pranie, zabawki pieluchy taki składzik. Przechodząc ten próg do tego miejsca sama o własnych siłach zdjęłam druciany aparat z górnej części zębów. Musiałam bardzo uważać by go nie połknąć. Pamiętam jak ostrożnie go wyjmowałam z ust bo nie mieścił się w nich. Udało mi się dzięki cierpliwości i spokojnych nerwach bo gdybym wpadła w panikę pewnie połknęłabym to żelastwo. Schowałam się w miejscu między łóżeczkiem a jakimiś szpargałami. Słyszałam jak mnie Sadysta szukał.

    W pomieszczeniu było jasno, kolorowo a na zewnątrz było szaro. Nagle wszedł jakiś mężczyzna. Szukał czegoś i mnie zauważył. Spytał czy wiem gdzie jest ubranie dla dziecka. Wisiało nade mną więc pokazywałam mu mówiąc, że to tam jest. Ale zamiast konkretnych słów poczułam w ustach krew, która jak piana pieniła się i rosła. Nie mogłam jej z siebie wyrzucić. Facet mnie nie rozumiał. A ja im bardziej się wysilała to tej piany było więcej. W końcu udało mi się trochę z siebie wyrzucić i plamy kwri było wokół łóżeczka. Ale wciąż tego było dużo. Obudziłam się z kołataniem serca. Nie pamiętam zakończenia

    0

  16. witajcie

    Długo sie zastanawiałam, czy opisać ten sen na forum. Zastnawiam się nad nim kilka dni. Szukałąm róznych powiązań i zastanawiałam się nad każdym detalem jaki zdołałam zapamiętać ale nie jest tego wiele.

    Jest to jdna scena ale dość zastanawiająca.

    Jestem w domu, swoim własnym ale mam gości. Mieszkanie jest przytulne, kolorowe i uporządkowane ale jakby nie do konca czuję się tam u siebie. Rozwieszam pranie na balkonie na wieszakach, które mogę regulowac. Nie rozwieszam ich sama. Pomaga mi kilka osób. Moje pranie jest czyste, porozowieszane tak, że wszystko ładnie wisi i pranie nie jest zgniecione. Moje ubrania rozwieszone przez inna oosbę były zwienięte w takie kokoniki i przypięte klamerkami do sznurka. (moje prawnie nie wymagałao klamerek).

    Pamietam, że zdziwiłam sie tym. Znajoma, która wieszala te pranie, mowiła, że inaczej sie nie da ich rozwiesić. W realu jest liderem innego zespołu i nie mam z nia styczności. Kokoniki były snieznobiałe i czyste ale zwinięte.

    Co o tym sądzicie? Mam parę pomysłow ale żadno nie trafia do mnie.

    Będę wdzięczna za pomoc

    0